Rozmowa z uczniami Publicznego Liceum Ogólnokształcącego Uniwersytety Łódzkiego – pomysłodawcami projektu MILO

 

 

Włodzisław Kuzitowicz: Dowiedziałem się, że to właśnie Wy jesteście tymi, którzy wpadli na pomysł takich międzyszkolnych igrzysk. Skąd ten pomysł?

 

Bartek Skupiński: Pomysł tak naprawdę narodził się w mojej głowie, jako pewna inicjatywa, która pierwotnie wyglądała trochę inaczej. Wzięło się to z tego, że chciałem stworzyć jakąś płaszczyznę rywalizacji pomiędzy szkołami, która nie byłaby na tyle formalna, poważna, jak olimpiady przedmiotowe. Moim pomysłem od razu podzieliłam się z Kubą i Zuzią, którzy pomogli mi ukształtować ten projekt do takiej formy, jaka mamy teraz. Skontaktowaliśmy się ze znajomymi w innych szkołach, żeby skoordynować pierwsze plany, pierwsze działania na większą skalę. Od tamtego momentu to już była tylko nasza pomoc dyrektorom szkół w organizacji kolejnych imprez. I tak to się stało…

 

 

WK: Jak dalece Wasz projekt został potem zmodyfikowany przez dyrektorów szkół?

 

Kuba Malarczyk: Generalnie – nasz projekt zakładał dużo mniejszy rozmach. Myśleliśmy, że nie uda się tego wszystkiego zorganizować bez sponsorów, bez finansów. Dyrektorzy podali nam pomocną dłoń. Nie było żadnych problemów, np. dotyczących nagród czy organizacji kolejnych konkursów. Uczniowie szkół także, w większości, podeszli do projektu z entuzjazmem i ta wspólna energia przełożyła się na to, co obserwujemy dzisiaj, ale była ona widoczna już podczas imprezy inaugurującej MILO. Wszystko miało charakter profesjonalny. Dzisiaj to już prawie taka gala oskarowa. Myślę, że było przy tym bardzo dużo dobrej zabawy. A my przy tej okazji mieliśmy po raz pierwszy okazję wystąpić tak publicznie. To był dla nas bardzo duży zaszczyt

 

 

. Czytaj dalej »



Dzisiaj w sali widowiskowej Politechniki Łódzkiej odbyła się Gala Finałowa Międzyszkolnych Igrzysk Liceów Ogólnokształcących.

 

 

Na widowni zasiedli uczniowie i nauczyciele – uczestnicy wszystkich sześciu konkursów – począwszy od uroczystej inauguracji tego projektu 20 września 2018 r., w szkołach: PLO UŁ, XII LO, PLO PŁ, XXXI LO, XXI LO i I LO, które rozegrano w sześciu dyscyplinach: sport, j. angielski, matematyka, biologia, j. polski i sztuka, oraz chemia.

 

Po powitaniu gości, w tym pełnomocnika rektora PŁ, który odczytał list Rektora PŁ prof. Sławomira Wiaka, prowadzący zaprosili na scenę troje uczniów PLO UŁ – pomysłodawców projektu MILO.

 

 

Twórcy MILO: Bartek Skupiński, Zuzanna Bartosik i Kuba Malarczyk.

 

 

Zanim ogłoszono zwycięzców – zebrani mogli odświeżyć swoją pamięć o wszystkich sześciu konkursach, które – kolejno – wspominali przewodniczący samorządów uczniowskich szkół, w których one odbyły się.

 

 

Przykładowo: przewodniczący SU w XXXI LO relacjonuje konkurs biologiczny, a na ekranie wyświetlane są zdjęcia z tego wydarzenia.

 

 

Pierwszą, wprowadzającą część gali finałowej zwieńczył koncert działającego w PLO PŁ zespołu „PØLY”

w składzie: Szymon Wieczorek, Aleksander Włodarczyk, Jakub Rychter i Olgierd Graczyk.

 

 

Po nagrodzonym rzęsistymi oklaskami występie rozpoczęła się ta część, na którą wszyscy oczekiwali. Zwycięzców – w kolejności chronologicznej odbywania konkursów – ogłaszali dyrektorzy szkół, w których one odbyły się:

 

Czytaj dalej »



Wczoraj na portalu EDUNEWS Witold Kołodziejczyk zamieścił artykuł, zatytułowany „O kryzysie edukacji w kilku wymiarach”. Nie mamy wątpliwości, ze jest to tekst, który w syntetycznej formie prezentuje wszystkie najważniejsze problemy, przed którymi stoi, nie tylko polska, edukacja XXI wieku. Oto obszerne fragmenty tej publikacji i link do jej pełnej wersji:

 

Foto: www.facebook.com/witold.kolodziejczyk/

 

 

[…] Coraz głośniej słychać tych, którzy nie wytrzymują trwania w ciągłym stresie, frustracji, irytacji, ignorancji i obojętności wobec problemów w dzisiejszej szkole. Mówią o tym nauczyciele, rodzice i wreszcie uczniowie. Męczą się wszyscy, a jednocześnie wokół panuje wszechobecna kultura pozoru, że wszystko jest dobrze, że to tylko chwilowe i nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. A w tym samym czasie buduje się stereotypy o nauczycielach, szkole i uczniach. Można mówić również o kolejnej ważnej kategorii w badaniach nad kulturą szkoły – kulturze przetrwania. Przetrwać do końca lekcji, dnia, do weekendu, końca miesiąca. Wytrzymać do świąt, ferii i wreszcie wakacji. Tak myślą zarówno uczniowie, jak i sami nauczyciele.

 

Wymiar pierwszy. Konflikt koncepcji pedagogicznych. Mamy konflikt między szkołą kreowaną przez poszukujących nowych rozwiązań i tzw. szkołą konserwatywną. Zwolennicy edukacji progresywistycznej twierdzą, że nie może być ona autorytarna. Współczesna szkoła to miejsce przekazania uczniom odpowiedzialności za własne uczenie. Jednocześnie uważa się, że dyscyplinowanie to musztra. karanie to sadyzm, a przestrzegania zasad to karna kolonia. To rozumienie jest coraz częściej obecne w publicystyce edukacyjnej. Nie należy do niczego zmuszać. Szkoła nie może być opresyjna, wszelki obowiązek jest szkodliwy i wywołuje nieodwracalne, negatywne skutki w psychice uczniów.

 

Zwolennicy szkoły „tradycyjnej” twierdzą, że edukacja powinna być wymagająca, że nauka to intelektualny wysiłek, do którego coraz więcej uczniów nie jest zdolnych, nauka to poszukiwanie wspólnoty znaczeń, że to sposób na kształtowanie charakteru. Szkoła jest miejscem rozwijania cech, które chronią przed zostaniem „współczesnym barbarzyńcą”. Kryzys edukacji to kryzys humanistyki, to sprowadzenie edukacji jedynie do funkcji utylitarnej. Wiedza stała się jedynie towarem, ma czemuś służyć. Przestała mieć duchowy wymiar, jako sposób dotarcia do sensu życia, do siebie samego i zrozumienia siły wspólnoty. Duchowość to wyniki naszego rozwoju. Tylko taki ma sens, gdy dążymy do zrozumienia człowieczeństwa, świata i samych siebie. Edukacja to poszukiwanie prawdy, dobra i piękna. To potrzeba samorealizacji, własnego potencjału, osobistej siły, potwierdzenia własnej wartości.

 

Czytaj dalej »



Foto: www.malbork.naszemiasto.pl

 

 

Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar wie o problemie dzięki przyjętej przez siebie metodzie spotkań z młodymi ludźmi – prosi ich, by o swoich problemach dotyczących praw konstytucyjnych pisali anonimowo na krateczkach. Karteczki ze spotkań w całej Polsce wyglądają podobnie. Pytania o prawa osób, które przekroczyły granicę dorosłości, powtarzają się w nich regularnie: Dlaczego pełnoletni uczeń sam nie może usprawiedliwić swojej nieobecności w szkole? Dlaczego zgodę na wyjście ze szkoły, zwolnienie z lekcji czy udział w wycieczce ma wydawać rodzic? Dlaczego rodzic ma być informowany o zachowaniu w szkole osoby dorosłej? Dlaczego nauczyciel zabiera dorosłemu uczniowi telefon?

 

Rzecznik odpowiada uczniom: w szkole obowiązuje wszystkich statut (tak stanowi prawo oświatowe). Ale statut nie może ograniczać praw, które daje człowiekowi Kodeks cywilny. A ten stwierdza, że pełną zdolność do czynności prawnych nabywa się z chwilą uzyskania pełnoletności (art. 11).

 

W piśmie do kuratorów RPO przedstawia szerszą argumentację. Rzecznik stoi na stanowisku, że z chwilą uzyskania pełnoletności uczeń może samodzielnie wpływać na swoją sytuację prawną, kształtowaną dotychczas w wyniku działania jego przedstawicieli ustawowych. Co do zasady więc pełnoletnia osoba powinna mieć prawo odmowy zgody na udzielanie informacji rodzicom o wynikach w nauce, usprawiedliwiania nieobecności, czy też dysponowania własnością. […]

 

Rzecznik informuje skarżących, że jeżeli przepisy statutu budzą wątpliwości co do zgodności z prawem, można zwrócić się w tej sprawie do odpowiedniego kuratora oświaty – stwierdza w imieniu RPO dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego, Międzynarodowego i Europejskiego Mirosław Wróblewski.

 

Czy tak się dzieje? Czy uczniowie uważający, że ich prawa mogą być naruszone, wiedzą, jak problem zgłosić? Żeby to sprawdzić, RPO poprosił kuratorów szczebla wojewódzkiego o informację, ile takich skarg od uczniów dostają i co z nimi robią. […]

 

 

Pismo, jakie RPO wysłał do Kuratorów Oświaty     –    TUTAJ

 

 

Źródło: www.rpo.gov.pl

 



Foto: www.google.com

 

 

Dziś uwagę naszych czytelników kierujemy na tekst Jarosława Pytlaka, zatytułowany „Nie czyń drugiemu co tobie niemiłe!”, zamieszczony na jego blogu w poniedziałek, 5 lutego. Oto wybrane fragmenty i link do całości owego postu. Pogrubienia w cytowanym tekście – redakcja OE:

 

Problem, który dzisiaj poruszę, nie dotyczy wszystkich szkół. Może występuje jedynie w nielicznych. Oby. Ale póki nie stwierdzisz, Czytelniku, że placówka, w której pracujesz, lub w której uczy się Twoje dziecko, nie ma z nim nic wspólnego, czytaj. Choćby pierwsze akapity wydały Ci się mało interesujące albo… dziwne.

 

Przez ostatnie pół roku dużo mówiło się w środowisku oświatowym o ocenianiu pracy nauczycieli. Powszechna krytyka doprowadziła do częściowego przynajmniej wycofania koncepcji pani minister Zalewskiej. Przy jakiejś okazji padła nawet z jej strony zapowiedź powrotu do starych zasad, choć jak na razie z prawa oświatowego zniknęły tylko szkolne regulaminy określające „wskaźniki do kryteriów”. Być może ktoś, kto z wyjątkową uwagą studiuje akty prawne, tudzież rzucane tu i tam wypowiedzi szefowej MEN, potrafiłby powiedzieć coś więcej na temat obowiązujących obecnie regulacji, ja chwilowo jestem nieco zagubiony i modlę się tylko, by w najbliższym czasie nikt z mojego personelu nie wystąpił o ocenę swojej pracy.

 

Korzystając z czasu na myślenie, jaki zawsze przynoszą ze sobą ferie, nieco przypadkiem podążyłem tropem tych swoich modlitw i wpadłem na pomysł, jak można powiązać ocenianie pracy nauczycieli z życiem, zapewniając im sprawiedliwe traktowanie, stały dopływ informacji zwrotnej, zarazem motywując do zachowań pożądanych i do unikania działań źle widzianych (przez dyrekcję). Cóż prostszego, niż wprowadzić odpowiedni regulamin punktowy?

 

Każdy nauczyciel na starcie otrzyma, dajmy na to, 300 punktów. Będzie to poziom bardzo dobrej oceny jego pracy. Do tego dorzucimy mu wyczerpujący taryfikator, jakie działania będą nagradzane punktami dodatnimi, a jakie ujemnymi. Jeżeli uciuła, powiedzmy 500 punktów, otrzyma ocenę wyróżniającą. Jeżeli spadnie do zera – negatywną. Na szczęście nauczyciele są mistrzami adaptacji do najrozmaitszych urzędowych pomysłów, więc zapewne doskonale poradzą sobie z utrzymaniem na plusie.

 

Z pierwszymi pomysłami do regulaminu nie miałem żadnego kłopotu. Na przykład: przygotowanie i przeprowadzenie klasówki: plus 10 punktów; sprawdzenie i oddanie jej uczniom w ciągu tygodnia: plus 5, a potem, za każdy dzień opóźnienia o jedno oczko mniej. Czyli po dwóch tygodniach już minus 2 punkty. Rzecz do rozważenia, czy uwzględniać w tej kalkulacji dni wolne od pracy. Przygotowanie dekoracji w szkole – plus 3 punkty, a jeśli wspólnie z uczniami, to może nawet ze dwa więcej. Średnia ocen semestralnych z prowadzonego przedmiotu wyższa od 5,0 = plus 10 punktów, za 4,5 – plus 5, za 4,0 – zero, za 3,5 – minus 5 i tak dalej. Kolega, który ze szkołą ma tyle wspólnego, że kiedyś do niej chodził, bez trudu podsunął mi dalsze kilkanaście pozycji takiego regulaminu, wliczając w to również podanie kawy dyrektorowi (minus 5 – nie znoszę kawy), jak również uprzejme powitanie w drzwiach szkoły (plus 3), z ewentualną premią za dobiegnięcie z drugiego końca korytarza.

 

Czytaj dalej »



 

Wczoraj rozegrano ostatni z sześciu konkursów w ramach Międzyszkolnych Igrzysk Liceów Ogólnokształcących (MILO). Tym razem uczniowie z sześciu uczestniczących w tym projekcie szkół sprawdzali swą wiedzę z chemii. Nic dziwnego, że to spotkanie odbyło się w I Liceum Ogólnokształcącym im. M. Kopernika – wszak to uczniowie tej szkoły już od dziesięcioleci są laureatami olimpiad chemicznych.

 

 

Wyraźnym nawiązaniem do tej tradycji był fakt, że konkurs ten rozgrywano w pracowni tego przedmiotu, noszącej imię prof. Karola Króla – wieloletniego nauczyciela chemii w „Koprze”, „ojca” tych sukcesów i wychowanka wielu pokoleń miłośników tego przedmiotu.

 

 

Kilkanaście minut po godzinie dziesiątej do pracowni, zapełnionej przez drużyny reprezentujące swe uczestniczące w MILO licea, wkroczyli dyrektorzy tych szkół, z panią dyrektor I LO – Ewą Wojciechowską. Przedstawiła ona towarzyszących jej koleżanki i kolegów – dyrektorów, powitała przybyłych na konkurs uczniów oraz życzyła wszystkim powodzenia. Zaraz po tym honorowi goście opuścili pracownię i rozpoczęła się część merytoryczna.

 

 

Czytaj dalej »



Dziś proponujemy lekturę postu, który Marcin Stiburski zamieścił wczoraj na moderowanym przez siebie fanpage grupy „Szkoła Minimalna”:

 

 

 

Trochę popolitykujmy. Wiem, że mogą być spore emocje, ale jaka jest CENA wpływu POLITYKI na EDUKACJĘ? Czy czekają nas co kolejne wybory, co cztery lata, gruntowne zmiany, bo raz zwycięży jedna idea polityczna, raz druga?

 

Edukacja w szkole to około 12 lat. To trzy kadencje Sejmu.

 

Czy możemy ustrzec nasze dzieci przed kalejdoskopem różnych światopoglądów co 4 lata? Czy uczeń w wieku 7 lat powinien podpisywać z państwem umowę, że do matury będzie miał przewidywalny plan swojej edukacji? To tak w kontekście obecnych 8-klasistów z podstawówki i 3-klasistów z gimnazjum.

 

Wczoraj „Wiosna” Roberta Biedronia przedstawiła swoje założenia projektowe. Poniżej treści ze strony Wiosny dotyczące edukacji. Nie oceniam pomysłów, a jedynie wywołuje dyskusję nad kalejdoskopowym charakterem edukacji zależnej od polityki.

 

 

Czytaj dalej »



W minioną sobotę, zgodnie z zaproszeniem, które zamieściliśmy 26 stycznia, w łódzkim „Gastronomiku” odbyło się pierwsze spotkanie w ramach „Kawiarenki Budzących się Polonistów”.

 

 

W spotkaniu uczestniczyły wyłącznie kobiety – nauczycielki z łódzkich szkół podstawowych (SP nr 11, 29, 35, 122, 137, oraz szkoły „MIKRON”) i średnich ( ZSP nr 3 i, oczywiście, ZSG), ale także z Sieradza (II LO) i z Piotrkowa Trybunalskiego (Katolicka Szkoła Podstawowa im. ks. J. Bosko). Uczestniczyły także panie prowadzące edukację domową.

 

 

Spotkanie prowadziła pani Aneta Jamiałkowska-Pabian (na zdjęciu stoi).

 

 

Oto jak syntetycznie opisała ona cel i przebieg tego spotkania – cytujemy fragmenty nadesłanego tekstu:

 

Spotkałyśmy się (same kobiety), by oplotkować nowinki dydaktyczne, podzielić się doświadczeniami w dziele odnowy systemu edukacji (sic), wesprzeć psychicznie i zaplanować wspólne działania.[…] Z tym większą przyjemnością uczestniczyłam w rozmowach na fachowe tematy, słuchałam opowieści o częstokroć niełatwych drogach zawodowych naszych gości, że towarzyszyła im życzliwość i zaskakujący jak na nasze czasy optymizm.

 

Spotkanie wspaniale dopełniła mini warsztatem swojego pomysłu Asia Krzemińska, znana skądinąd jako Zakręcony Belfer. […] By kontynuować zadzierzgiwanie więzi umówiłyśmy się na następne spotkanie, na którym chcemy zastanowić się, jak „oswoić” listę nowych lektur (na każdym poziomie edukacyjnym). Termin II KAWIARENKI METODYCZNEJ ustaliłyśmy na 6 kwietnia 2019 r. na godzinę 10.00. […]

 

Ze swej strony dodamy, że będzie to nadal spotkanie otwarte, a o jego terminie jeszcze przypomnimy.

 

 

Na podstawie informacji i zdjęć

nadesłanych przez panią Anetę Jamiałkowską-Pabian

zredagował Włodzisław Kuzitowicz



Wiesława Mitulska, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej w szkole podstawowej w Słupi Wielkiej, zamieściła 30 stycznia na swym profilu taki oto tekst: 

 

 

Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą.


W tym tygodniu pracujemy nad książką, która może być trudna w odbiorze, jeśli dziecko czyta ją samodzielnie. Okazało się jednak, że czytana wspólnie w klasie jest atrakcyjna dla dzieci, które słuchając, żywo komentowały wszystkie bziki i wyskoki Julka.

 

 

 

Sporo faktów z życia Tuwima zapamiętały i na tyle były zainteresowane, że wyszukaliśmy jeszcze dodatkowe informacje. Nie przypuszczałam, że przy okazji dzieci zainteresują się historią Żydów w Polsce i ich wojennymi losami.

 

 

W trakcie zajęć powstawały mapy myśli, które były bardzo pomocne, gdy dzieci w parach sprawdzały swoją wiedzę o Tuwimie. Ja byłam pod wrażeniem ich wiedzy.

 

Czytaj dalej »



Zasiadłem do pisania tego felietonu w niedzielne przedpołudnie, mając co prawda w pamięci wczorajszy „Dzień Myślenia Pozytywnego”, ale widząc za oknem niebo zasnute chmurami z których siąpi deszcz, odczuwając – jak każdy meteopata – bardzo dotkliwie niż baryczny, w –  generalnie –  kiepskim nastroju…

 

W takiej sytuacji bardzo trudno będzie mi dzisiaj kontynuować sobotnie optymistyczne klimaty. Gdybym jeszcze mógł nawiązać do jakichś napawających optymizmem wydarzeń minionego tygodnia, byłoby mi łatwiej wyjść z tego „doła”. Ale – przynajmniej w mojej świadomości – nic takiego nie zaistniało. No bo czy można szukać optymistycznych inspiracji w kolejnym odcinku serialu Rozmowy MEN i nauczycielskich związków zawodowych o podwyżkach wynagrodzeń”? Albo w wypowiedziach małopolskiej kurator o lekcjach na temat mowy nienawiści? Trudno także szukać jasnych punktów widzenia na przyszłość, czytając informację o absurdalnej odpowiedzi MEN na petycję w sprawie obowiązującej podstawy programowej, podpisaną przez 16 tys. rodziców i nauczycieli ze środowiska „Nie dla chaosu w szkole”. Do tego wszystkiego dochodzą kolejne informacje o strajkach nauczycieli, już planowanych na dni, w których ma się odbyć „egzamin ósmoklasisty” (15 -17 kwietnia), a być może także egzamin gimnazjalny (10 – 12 kwietnia), i ten „najważniejszy, maturalny – od 6 maja.

 

To może spróbuję spojrzeć optymistycznie na wtorkowe wydarzenie, zrelacjonowane w materialeFestiwal Zawodów Technicznych...”? No to do dzieła!

 

Pierwszym argumentem za pozytywną oceną tego wydarzenia jest sama jego nazwa: festiwal. Wszak łaciński źródłosłów tego słowa – festivus – oznaczał coś radosnego, wesołego, świątecznego. Taka nazwa, którą organizatorzy nadali owemu przedsięwzięciu, zapowiadała coś pozytywnego. A do tego treść „przedmiotowa” owego wydarzenia – oferta kształcenia zawodowego, której nigdy za wiele w sytuacji powszechnie głoszonej sytuacji „zapaści” tego nurtu edukacji „ponadpodstawowej” – powinna także rodzić pozytywne nastawienie do takiej inicjatywy.

 

Drugą przesłanką pozytywnej oceny „Festiwalu Zawodów Technicznych” jest tandem jego organizatorów: ŁCDNiKP – zasłużona placówka wsparcia metodycznego nauczycieli, której organem prowadzącym jest – za pośrednictwem Wydziału Edukacji UMŁ – samorząd, czyli Rada Miejska m. Łodzi, w której większość ma Platforma Obywatelska sprzymierzona z SLD, oraz Łódzka Specjalna Strefa Ekonomiczna, struktura formalnie „pozapartyjna”, ale na czele której od od kwietnia 2016 roku stoi – jako jej prezes – mgr historii Marek Michalik, do niedawna prominentny polityk PiS w łódzkiej Radzie Miejskiej (wieloletni przewodniczący Klubu Radnych PiS), były wiceprezydent miasta za czasów prezydentury Jerzego Kropiwnickiego. To nie przypadek, że zastąpił on na tym stanowisku młodego polityka PO Tomasza Sadzyńskiego (wcześniej komisarycznego prezydenta Łodzi), w kilka miesięcy po zwycięskich dla PiS wyborach parlamentarnych z jesieni 2015 roku. Wygląda na to, że „w słusznej sprawie” możliwe jest porozumienie „ponad podziałami”!

 

I trzeci element wtorkowego wydarzenia – promocja Technikum Robotyki i Automatyki, którego utworzenie zapowiedziano szumnie już w grudniu 2017 toku, nagłaśniając w mediach akt podpisania porozumienia w tej sprawie między ŁSSE a Politechniką Łódzką. Bo na co, jak nie na wyrazy uznania zasługuje taka inicjatywa, dzięki której przyszli absolwenci tej nowo tworzonej placówki będą jedynymi w kraju specjalistami w, dotąd nieistniejącym w wykazie, zawodzie „technik robotyki i informatyki”? I do tego kształconymi w szkole, której współudziałowcami formalnego właściciela tej placówki są firmy – potencjalni pracodawcy!

 

Czytaj dalej »