Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Dariusz Chętkowski, od lat prowadzący w „Polityce” „Belferbloga”, 16 marca zamieści tam tekst, który jest głosem praktyka w sprawie najwięcej w ostatnim czasie komentowanego zamiaru dokonania  zmian w podstawach programowych:

 

 

                                       Jaka podstawa programowa będzie motywować uczniów?

 

Trwają prace nad nową podstawą programową właściwie z każdego przedmiotu. Poprzednia – jak bez owijania w bawełnę powiedział dyrektor CKE Marcin Smolik – demotywowała. Ręce opadały nauczycielom, gdy musieli ją realizować. Natomiast uczniowie mieli poczucie, że uczą się rzeczy zbędnych. Czy nowa podstawa będzie inna?

 

Podczas prekonsultacji wpłynęło ponad 50 tys. uwag. Najwięcej do języka polskiego, przede wszystkim do listy lektur szkolnych. To musi ulec zmianie największej. Kanon należałoby zbudować od nowa, pudrowanie trupa – usuwanie tej czy innej pozycji, przerzucanie z podstawy do rozszerzenia, np. „Chłopów” Reymonta albo poezji J.A. Morsztyna – to nie jest sposób na motywowanie do czytania. Nie tędy droga, wielce szanowni twórcy podstaw programowych!

 

Motywować uczniów będą przede wszystkim nauczyciele na lekcjach. Jednak z g… bata nie ukręcisz. Podstawy programowe muszą być dobre, wręcz bardzo dobre. Potrzebne jest nowe spojrzenie, świeża krew, inny punkt widzenia. Czy ekipa, która stworzyła demotywujące podstawy programowe (opinia dyrektora CKE – zob. tutaj), teraz wymyśli coś znacznie lepszego? Czy można jej powierzyć to samo zadanie, skoro wcześniej zawaliła? Czy teraz uwzględni potrzeby uczniów, jeśli wcześniej pisała pod dyktando władzy?

 

Moim zdaniem, nikt z poprzednich twórców nie powinien znaleźć się w zespole odpowiedzialnym za nową podstawę. Dosłownie ani jedna osoba. Dziękujemy i nie prosimy o więcej. Koniec współpracy, skoro zawalili. Inaczej niewiele się zmieni. Te czy inne treści będą nowe, ale filozofia demotywowania pozostanie.

 

Zespół twórców może nie być świadomy, że pracuje źle, powtarza stare błędy, a jest przekonany, że tworzy nowe dzieło. Bzdura! Zresztą złą robotę widać od początku. Robić coś dla uczniów i nie mieć w zespole żadnego przedstawiciela młodzieży? To już mocno śmierdzi porażką.

 

 

 

Źródło: www.chetkowski.blog.polityka.pl

 



Oto wybrane (subiektywnie) fragmenty z najnowszego (z 12 marca) tekstu Roberta Raczyńskiego, zamieszczonego na jego blogu „Eduopticum”. I link do pełnej wersji:

 

 

                                                               Źle się dzieje w edukacji?

 

Na Edunews.pl ukazał się cykl interesujących artykułów redaktora naczelnego „Co z tą edukacją?”, dotyczących globalnego postrzegania szkoły, edukacji, a szerzej systemów oświatowych w kilku krajach (USA, Francja, Szwecja)– zapewne nastąpi ciąg dalszy. Generalnie zgadzam się z red. Polakiem, że wrażenie, że coś złego dzieje się ze szkolnictwem jest dość powszechne i narasta. To wrażenie (odczucie) jest niewątpliwie faktem. Przypuszczam jednak, że, będąc prawdziwym, dotyczy pewnego złudzenia. Złudzenia, doświadczanego na nieco inne sposoby przez różne podmioty, mające z edukacją coś wspólnego. Innych złudzeń doświadcza podmiot oświaty i jego opiekunowie, innych tejże oświaty pracownicy, a jeszcze innych ci, którym się wydaje, że tą oświatą kierują, ku powszechnemu szczęściu obywateli.

 

Spróbuję dziś przyjrzeć się temu domniemanemu kryzysowi edukacji szkolnej z innej perspektywy niż w podlinkowanych wyżej artykułach, właśnie od strony podmiotu wymienionego jako pierwszy. Taka próba wydaje mi się równie usprawiedliwiona i uniwersalna, chociażby z tego względu, że ugruntowany, mało pozytywny sąd o szkole jest niemal z pewnością jednym z głównych źródeł problemów we wspomnianych tekstach opisywanych i to nie tylko w naszym kraju. Jestem zdania, że obydwa podejścia dobrze się uzupełniają. […]

 

Zdaję sobie sprawę, że Czytelnicy od dobrych paru chwil mają ochotę zapytać, dlaczego, skoro jest tak dobrze, to w ich odczuciu jest tak źle. Wynika to moim zdaniem z trzech, powiązanych ze sobą i raczej nieusuwalnych przyczyn. Po pierwsze, obywatelki i obywatele przyzwyczaili się do pojawiających się w ich własnym życiu relatywnie dużych zmian, zachodzących w relatywnie dużym tempie i krótkim czasie, często na zawołanie (kliknięcie). W efekcie, wydaje im się, że w każdej dziedzinie i z dnia na dzień mogą teraz oczekiwać (oczywiście „właściwej”) reakcji na swoje widzimisię. Niestety, edukacja i oświata publiczna nie należą do dziedzin tak elastycznych jak np. biznes, handel, etc. To nie hipermarket i asortyment oferowanych towarów jest nieporównywalnie mniejszy. Zaryzykuję nawet prognozę, że nigdy dużo większy i bardziej zróżnicowany nie będzie, bo choć popyt rośnie, to wewnętrznie spójny jest jedynie po wierzchu. To rezultat nie tylko powszechnie znanych wad szkoły jako instytucji, ale w ogromnej mierze, zupełnie nieprzystającej do obecnych realiów niechęci społeczeństwa do uznania wiedzy i edukacji za towar, a oświaty za przywilej. […]

 

Na dodatek taki model szkoły, czyli permanentnej, wygodnej świetlicy środowiskowej, centralnie zorganizowanej wychowalni, czynnej 24/7, jest (musi być) mało efektywny i bardzo drogi, wymaga bowiem coraz więcej środków i pochłania mnóstwo czasu. Jego użytkownicy zupełnie nie pojmują, że tego ogromu nie zawsze, a raczej sporadycznie sensownych zadań i obowiązków nikt nie może wykonywać za darmo, a jednak zestawienie multitaskingu, wymaganego od pedagogów z oferowanym im wynagrodzeniem nie powoduje u adresatów kaganka dysonansu poznawczego. Najprawdopodobniej sami, często podświadomie, takiej świetlicy nie szanują, bo zdają sobie sprawę, jak odległą się staje od oświeceniowych ideałów. Za rozszerzone babysitterstwo płacić nie chcą. Nie jest dla nich prestiżowe, więc chętnie, dla zasady, kręcą na nie nosem (albo usiłują je przemianować na coś, czym nie jest). Owszem, mieć guwernerów i guwernantki jest w dobrym tonie, ale płacić im, to już nie.

 

Czas na trzeci, najmniej oczywisty, wręcz paradoksalny czynnik negatywnej (a nie zawsze usprawiedliwionej) percepcji szkoły. Jest nim sam obowiązujący… paradygmat pedagogiczny. Dla przykładu, odbiciem wspomnianej wyżej, nowej percepcji rzeczywistości szkolnej jest praktycznie całkowite przeorientowanie kształcenia samych nauczycieli. Osobiście nie pamiętam już szkolenia zawodowego, którego przedmiotem byłoby nie jak obsłużyć emocje uczniów, ale jak uczyć ich poszczególnych, konkretnych treści, zawartych w podstawie programowej – organizatorzy takich dokształtów doskonale wiedzą, że za to ostatnie pedagodzy oceniani są od maturalnego święta, a oni sami, na co dzień, mogą dobrze zarobić na wpajaniu nauczycielom strachu przed nieumiejętnością dotarcia do uczniów, zanurzonych podobno w diametralnie innej rzeczywistości.

 

Dyżurny przekaz, kierowany obecnie do nauczycieli polega właśnie na akcentowaniu różnic między nimi samymi, a rzekomo żyjącymi w odmiennym stanie świadomości uczniami. Podkreślana i wyolbrzymiana jest „przepaść” technologiczna, dzieląca ich od dzieci w klasie. Fetyszem stało się straszenie przemianami i „wyzwaniami jutra”, za którymi nie będą w stanie nadążyć, jeśli np. natychmiast nie przejdą przyspieszonego kursu neurodydaktyki. Wszystko to oparte na ogromnej generalizacji i uproszczeniu, urągającym niekiedy ludzkiej inteligencji. Ten panikarski trend dobrze się sprzedaje i przyjął się w środowisku jako obowiązująca wykładnia, mimo że zupełnie ignoruje fakt, że nauczyciele funkcjonują jednak w podobnych okolicznościach, sami dzieci mają i je wychowują, doświadczają tych samych, nieprawdopodobnie nowych problemów z różnicami pokoleniowymi i… jakoś dają sobie radę. Problem w tym, że teraz wymaga się od nich, by radzili sobie dużo, dużo lepiej od innych rodziców (i to wcale niekoniecznie z tematem lekcji), a najlepiej, żeby ich zastąpili. Jaką ocenę za te usiłowania mogą uzyskać, łatwo sobie wyobrazić. […]

 

W świetle powyższego, w ogóle nie jestem zdziwiony powszechnym utyskiwaniem, że w tym „państwie”, niekoniecznie duńskim, źle się dzieje. Jest to jednak, w sporej mierze, narzekanie na własne życzenie. Bez urealnienia oczekiwań, redukcji wymagań i weryfikacji szkolnej ideologii, narzekania i ich przyczyny nigdy nie ustaną. Całość żywo przypomina sytuację, w której nauczyciel zadał uczniowi jedną pracę, a ocenia go, oczywiście negatywnie, za tę, którą sobie jedynie wyobraził. Jaką ocenę opinia publiczna wystawiłaby takiemu pedagogowi w mediach? No, właśnie. Tyle że, tym razem wystawia ją sobie samej …

 

 

 

 

Cały tekst „Źle się dzieje w edukacji?”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.eduopticum.wordpress.com

 



Na dzisiejszą poranną lekturę proponujemy dwa teksty z profilu Jędrka Witkowskiego:

 

 

Z 13 marca 202 r.

 

KOMPETENCJE, WSPÓŁPRACA

 

Jest wiele powodów, które sprawiają, że o kompetencjach w szkole głównie się mówi zamiast je faktycznie rozwijać. Jedną z nich jest brak jasnych, zrozumiałych i użytecznych dla nauczycieli definicji tych kompetencji.

 

W Centrum Edukacji Obywatelskiej (CEO) w programie Szkoła dla innowatora (we współpracy z Szkoła Edukacji, Zwolnieni z Teorii i Deloitte Polska) pracowaliśmy nad definicjami kompetencji przyszłości.

 

Współpraca to zdolność jednostki do podejmowania działań wspólnie z innymi i zespołowego dążenia do osiągnięcia określonego celu (autorkami tej definicji są: Agnieszka Arkusińska i Magdalena Bogusławska).

 

Na kompetencję współpracy składają się:

 

-umiejętność komunikacji;

 

-umiejętność podejmowania działań nastawionych na osiągnięcie synergii;

 

-umiejętność regulowania współpracy;

 

-postawa indywidualnej odpowiedzialności. […]

 

 

 

Cały tekst  –  TUTAJ

 

X          X          X

 

 

Z 14 marca 2024 r.

 

 

CZY RELACJE W SZKOLE SĄ WAŻNE?

 

Od kilku lat coraz powszechniejsze jest, także w Polsce, przekonanie o kapitalnym znaczeniu relacji w procesie edukacji. Jak nam w praktyce idzie stawianie na relacje? Odpowiedź na pytanie znajdziemy m.in. w badaniach ICCS przeprowadzonych przez IBE Instytut Badań Edukacyjnych na ósmoklasistach wiosną 2022 roku.

 

Prawie 150 000 ósmoklasistów (prawie co trzeci) nie czuje się traktowanych sprawiedliwie przez nauczycieli a prawie 230 000 uważa, że uczniowie w ich szkole nie traktują się z szacunkiem (prawie co drugi!)

 

Młodzi ludzie krytycznie oceniają relacje z nauczycielami:

 

-21% uczniów nie dostrzega dodatkowej pomocy nauczycieli, gdy jej potrzebuje;

 

-30% uczniów nie czuje się traktowana sprawiedliwie przez swoich nauczycieli.

 

-30% uczniów nie czuje, by nauczyciele słuchali tego, co uczniowie mają do powiedzenia

 

… oraz relacje pomiędzy samymi uczniami:

 

-32% uważa, że uczniowie w ich szkole nie dogadują się ze sobą;

 

-45% nie uważa, by większość uczniów w ich szkole traktowała się z szacunkiem.  […]

 

 

Cały tekst  –  TUTAJ

 



Wczorajsza rozmowa w „Akademickim Zaciszu” była nietypowa – wielokrotne przerwy w połączeniu z rozmówcą prof. Romana Lepperta, którym był prof. Tomasz Szkudlarek z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego powodowały, że trudno było zrealizować zaplanowany tok tego spotkania.  Uprzedzamy o tym, aby dzisiejsi słuchacze zapisu tej niezwykle interesującej prezentacji opinii znakomitego uczonego z Gdańskie uczelni nie zniechęcili się tymi trudnościami, bo dużo stracą.

 

Zapowiedzianym tematem owej rozmowy było poszukiwanie odpowiedzi na pytanie „Czy w imię progresywnej polityki trzeba odświeżyć konserwatywne idee szkoły?”, a z powodu owych niezamierzonych przerw były to trzy   o mediach społecznościowych, o świecie w którym przyszło nam żyć i o tym czym jest dziś, a czym może stać się w przyszłości edukacja.

 

Ale zanim klikniecie w link do zapisu wczorajszej rozmowy przeczytajcie  na portalu „Kontakt” gdzie jest tekst wywiadu, jakiego w lipcu ub. roku prof. Tomasz Szkudlarek udzielił Marii Rościszewskiej, który został tam zatytułowany „Jak zmieniający się świat ostatnich lat wpłynął na szkołę i system edukacji?”  –  TUTAJ

 

 

O deficycie publicznego rozumu i jego edukacyjnych konsekwencjach  –  TUTAJ

 

 

 



Oto wpis, jaki we wtorek 12 marca 2024 r. zamieściła Wiesława Mitulska na swoim Fb profilu:

 

Wczorajsze spotkanie z Oktawią Gorzeńską „Edukacja, rozwój, zmiana” i Wasza liczna na nim obecność, wywołało moją refleksję na temat pracy z dziećmi. Uświadomiłam sobie, jak wielką rolę odgrywało pytanie: PO CO?

 

Mój drogowskaz w poszukiwaniu sensu pracy w szkole.

 

Moja kotwica, nie pozwalająca odpłynąć na manowce.

 

Dziś zapraszam do lektury artykułu „Da się! Praca bez stopni, podręczników, metodą projektu w edukacji wczesnoszkolnej”, który napisałam do magazynu Trzy Klucze wydawanego przez Kuratorium Oświaty w Poznaniu Znajdziecie w nim garść inspiracji i grafiki mojej córki Kasi Lisickie Kasia Lisicka – nauczycielki języka angielskiego w Szkole Podstawowej w Słupi Wielkiej. […]

 

 

Zdjęcie notatki wykonanej przez Asię Komorek podczas Konferencji WNET w Wodzisławiu Śląskim.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/wiesia.mitulska/

 

 

 

Informacja z fanpage Kuratorium Oświaty w Poznaniu: www.facebook.com/kopoznanpl/

 

 

 

 

Nowy numer magazynu „Trzy Klucze”, wydawanego przez Kuratorium Oświaty w Poznaniu  –  TUTAJ

 

 

 

 



Wczoraj (12 marca 2024 r.) Tomasz Tokarz na swoim Fb profilu napisał:

 

 

Jednym z częstszych „rozwiązań” problemów polskiej edukacji jest postulat upraktycznienia edukacji. A sztandarowym przykładem takiego upraktycznienia jest hasło: „zamiast … niech uczniowie uczą się wypełniać PiTY”.

 

Szczerze to chyba nie znam bardziej niepraktycznego działania niż uczenie się wypełniania pitu. Sam nie pamiętam kiedy samodzielnie liczyłem pit i właściwie po co miałbym to robić. Jak ktoś jest na jednym etacie to mu z automatu księgowość rozlicza pit, jak na samozatrudnieniu czy w innych formach działalności gospodarczej to zajmuje się też tym księgowa.

 

Może to jeszcze miałby sens, gdyby uczniowie liczyli podatek od własnych zarobionych pieniędzy. Ale liczenie na fikcyjnych przykładach? Strata czasu. Problem jest w ogóle szerszy i dotyczy myślenia magicznego typu: wprowadzimy naukę tego i owego i nagle wszyscy to opanują.

 

Ot, na przykład wprowadzenie ‚biznesu i zarządzania”. Poważnie brzmi? Tak praktycznie? A furda praktycznie… Dla większości młodych to abstrakcja. Nie nauczą się realnego biznesu bez podejmowania działań biznesowych. Nawet symulacje do końca nie zadziałają.

 

Na lekcjach będą przerabiać rozdziały, że warto oszczędzać.

 

Tak, szczególnie przy wysokiej inflacji i podatku Belki.

 

A czego się dowiedzą o inwestowaniu? O stopie ryzyka? Bez realnych doświadczeń to będzie większa abstrakcja niż lekcje o Juliuszu Cezarze. Nawet jak się im rozda po 1000 zł, by pobawili się na giełdzie, to doświadczą co najwyżej szortów. To samo znajdą w grach.

 

A wszystko będą prowadzić osoby, które często same w nic nie inwestowały ani nie mają głębokiej wiedzy biznesowej.

 

Zamiast wymyślać nowe dziwne przedmioty już lepiej, żeby było więcej lekcji polskiego, angielskiego i matmy.

 

 

Proponujemy także lekturę komentarzy do tego tekstu – TUTAJ

 

 

Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE/

 



7 marca na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich opublikowano informację o piśmie, jakie Marcin Wiącek skierował do Ministry Barbary Nowackiej w sprawie projektu rozporządzenia MEN, zmieniającego rozporządzenie w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów, a także treść odpowiedzi, jaką otrzymał z MEN. Oto fragmenty tej informacji oraz linki do obu tych pism:

 

 

Uwagi Rzecznika dla MEN do projektu zmian rozporządzenia o pracach domowych.

Odpowiedź resortu

 

 

Foto:  no limit pictures/iStock

 

> Całkowity zakaz prac domowych – nawet jeśli dotyczyłby jedynie klas I-III szkoły podstawowej – oraz odstąpienie od ich oceniania może być postrzegane jako niezgodne z deklaracjami o potrzebie wzmocnienia pozycji nauczycieli oraz autonomii szkół

 

> Tworzenie propozycji reform oświaty powinno dokonywać się z udziałem ekspertów, m.in. z dziedziny dydaktyki. Zasadne byłoby również przeprowadzenie szerokich konsultacji społecznych.

 

> Z ankiet dla nauczycieli wynika, że większość popiera jedynie ograniczenie prac domowych (68,5 proc.), a za całkowitą ich likwidacją opowiada się tylko ok. 8 proc. Nauczyciele chcieliby, aby w pierwszej kolejności zmieniły się podstawy programowe, a dopiero potem zadań do wykonania w czasie wolnym.

 

> AKTUALIZACJA 7.03.2024: Projekt rozporządzenia zostanie zmodyfikowany: w przepisie mówiącym o pisemnych i praktycznych pracach domowych termin „prace praktyczne” zostanie zastąpiony terminem „prace praktyczno-techniczne”. Druga modyfikacja dotyczyć będzie dopuszczenia zadawania przez nauczycieli w klasach I-III szkoły podstawowej prac domowych usprawniających tzw. motorykę małą – odpowiada wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer

 

[…]

 

Tworzenie propozycji reform oświaty powinno dokonywać się z udziałem ekspertów, m.in. z dziedziny dydaktyki. Zasadne byłoby również przeprowadzenie szerokich konsultacji społecznych. Wyniki ankiety dla „Dziennika Gazety Prawnej” wskazują, że większość nauczycieli popiera jedynie ograniczenie prac domowych (68,5 proc.), podczas gdy za całkowitą ich likwidacją opowiedziało się tylko ok. 8 proc. Ankietowani nauczyciele chcieliby, aby w pierwszej kolejności zmieniły się podstawy programowe, a dopiero potem nastąpiła redukcja zadań do wykonania w czasie wolnym.

 

Uzasadnienie projektu stwierdza, że efektywność prac domowych zależy od ich jakości, a nie liczby. Przepisy o randze ustawowej wskazują jednak, że ocena, czy zadanie domowe spełni swoją funkcję, powinna należeć do nauczyciela. Zgodnie bowiem z art. 12 ust. 2 Karty nauczyciela, ma on prawo do swobody stosowania takich metod nauczania i wychowania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród uznanych przez współczesne nauki pedagogiczne, oraz do wyboru spośród zatwierdzonych do użytku szkolnego podręczników i innych pomocy naukowych.

 

Zgodnie z Prawem oświatowym szkoła ma prawo nakładać obowiązki na ucznia poprzez określenie ich w swoim statucie. Całkowity zakaz prac domowych – nawet jeśli dotyczyłby jedynie klas I-III szkoły podstawowej – oraz odstąpienie od ich oceniania mogą być zatem postrzegane jako niezgodne z deklaracjami o potrzebie wzmocnienia pozycji nauczycieli oraz autonomii szkół. Z uwagi zaś na uregulowanie tych kwestii w ustawie, projektowane rozporządzenie może zostać ponadto uznane za wkraczające w materię ustawową, co nie powinno mieć miejsca z uwagi na hierarchię źródeł prawa w Polsce.

 

Stosowanie projektowanych przepisów może powodować pewne trudności. Wyrażenie „praktyczne prace domowe” może być bowiem rozumiane w różny sposób. […]

 

Nie ulega wątpliwości, że dzieci i młodzież mają prawo do wypoczynku i czasu wolnego, a także do rozwijania zainteresowań. Z badań wynika, że uczniowie i uczennice często są przemęczeni, a ponadto nie wierzą, że ich wysiłek w domu ma sens i że zostanie doceniony. Prace domowe nie mogą być również traktowane jako sposób radzenia sobie ze zbyt rozbudowaną podstawą programową.

 

Problemy te są zgłaszane od dawna. W związku z tym w 2019 r. RPO skierował wystąpienie generalne do MEN, w którym apelował o analizę kwestii zadań domowych w świetle aktualnych badań naukowych. W sprawie tej interweniowali także poprzedni Rzecznicy Praw Dziecka.

 

Kolejnym działaniem Rzecznika było zorganizowanie spotkań z przedstawicielami edukacyjnych organizacji społecznych. W ich wyniku powstał poradnik #zadaNIEdomowe, zawierający propozycję opracowania reguł dotyczących prac domowych w taki sposób, aby były one rzeczywiście dostosowane do indywidualnych potrzeb rozwojowych i edukacyjnych oraz możliwości psychofizycznych uczniów danej szkoły.

 

Na stronie promującej poradnik zamieszczono m. in. narzędzia debat, pomocne w procesie wspólnego ustalenia reguł, a także dobre praktyki, czyli relacje szkół, którym już udało się inaczej zorganizować kwestię prac domowych. Informacje o inicjatywach podejmowanych przez szkoły zebrano na stronie RPO pod adresem https://www.rpo.gov.pl/pl/content/men-z-sympatia-o-akcji-zadaniedomowe. Jedną z propozycji autorów poradnika było wpisanie własnego modelu pracy do dokumentów szkolnych (statutu, regulaminu, systemu oceniania).

 

 

Odpowiedź Katarzyny Lubnauer, sekretarz stanu w MEN

 

Napływające od lat do Ministerstwa Edukacji Narodowej zgłoszenia o nadmiernym obciążeniu uczniów pracami domowymi wskazują, że dotychczasowe rozwiązanie polegające na tym, że szkoły same decydowały o szczegółowych warunkach i sposobie oceniania wewnątrzszkolnego, w tym o tym, czy wśród nich stosować ocenianie prac domowych, nie zdaje egzaminu. Również wyjaśnienia udzielane przez MEN w tej kwestii, podkreślające że liczba i zakres prac domowych powinny być dostosowane do wieku i możliwości psychofizycznych uczniów, nie odnoszą skutku.

 

Czytaj dalej »



W minioną środę  6 marca informowaliśmy o posiedzeniu parlamentarnego Zespołu ds. Nowoczesnego Kształceni* o którym dowiedzieliśmy się z poselskiego Fb proflily posła Marcina Józefaciuka, który jest przewodniczącym tego zespołu. Trzy dni później, w sobotę 9 marca na blogu „Wokół Szkoły” Jarosław Pytlak podzielił się swoimi refleksjami z uczestniczenia w tym spotkaniu. Oto obszerne fragmenty tego tekstu i link do pełnej jego wersji:

 

 

W Sejmie o prawach ucznia

 

5 marca wziąłem udział w spotkaniu Parlamentarnego Zespołu ds. Nowoczesnego Kształcenia. Tematem było „Kształcenie praworządne”, czyli statuty szkół, przestrzeganie praw ucznia w praktyce, mechanizmy ochrony praw ucznia w szkole i poza nią, skuteczność kontroli tych praw. Funkcję gospodarza pełnił przewodniczący Zespołu, nauczyciel-poseł Marcin Józefaciuk, a zaproszenie skierowane zostało do organizacji pozarządowych, działających w zakresie powyższej tematyki. […]

 

Absolutnie nie żałuję poświęconego czasu. Wysłuchanie opinii i postulatów, zgłaszanych przez przedstawicieli różnych organizacji, było bardzo pouczające. Nie zamierzam ich relacjonować, ani tym bardziej recenzować, bo każdy zainteresowany może zapoznać się z pełnym nagraniem TUTAJ (5 marca, od 14:00), a ja nie poszedłem na to spotkanie, by kogokolwiek oceniać, ale żeby posłuchać. Napiszę tylko o czym sam powiedziałem, a było to – z przyczyn dość oczywistych – nieco inne, choć nie konfrontacyjne, spojrzenie na temat, niż prezentowali przedstawiciele organizacji uczniowskich i pro-uczniowskich.

 

Na początek, niewątpliwie mało elegancko, zwróciłem uwagę prowadzącemu, że dziękując za wystąpienie najmłodszej uczestniczce obrad, wyraził uznanie dla wypowiedzi „tak młodej osoby”, co można uznać za protekcjonalne. Mam nadzieję, że Marcin Józefaciuk nie poczuł urazy; w każdym razie nie dał po sobie poznać, a ja od razu zastrzegłem, że to nie krytyka, tylko refleksja. Przeciętny nauczyciel, a nieprzeciętny tym bardziej, ma z tyłu głowy poczucie odpowiedzialności za młodych, co w tej sytuacji mimowolnie się ujawniło. Póki nauczyciele są obciążeni w jakimkolwiek zakresie zadaniami opiekuńczymi, dydaktycznymi i wychowawczymi, a tych nie da się zrealizować bez elementów nadzoru, instruktażu i informacji zwrotnej, to raczej nie można oczekiwać pełnej komuny w relacjach z uczniami. Osobiście sądzę zresztą, że dzieci tego nie potrzebują, bo pewien konflikt pokoleń wpisany jest w naturalny rozwój społeczny. Taka moja opinia może być jednak dzisiaj ryzykowna, więc od razu dodam, że życzliwość i wzajemny szacunek są pożądane jak najbardziej.

 

W nawiązaniu do lejtmotywu większości wystąpień, jakim była bezprawność wielu zapisów w szkolnych statutach, poparłem pomysł certyfikowania tych dokumentów pod względem prawnym, choć nie – jak ktoś zaproponował, przez organizacje pozarządowe (bo będzie tyle interpretacji, ilu w nich prawników), ale przez organ nadzoru, czyli kuratorium. Szukamy dzisiaj nowej, wspierającej szkoły formuły działania tego urzędu – być może rutynowa kontrola zgodności każdej nowelizacji statutu z prawem byłaby przydatną jego funkcją? Nawiasem mówiąc, byłoby super, gdyby również w kuratoriach można było znaleźć profesjonalnych mediatorów do rozwiązywania konfliktów w szkołach oraz wsparcie dla rozpowszechnienia idei i praktyki mediacji rówieśniczych. […[

 

W kilku zdaniach zasygnalizowałem, że wiarygodność informacji na temat tego, co dzieje się w szkołach, jest – delikatnie mówiąc – dyskusyjna. Brakuje wiarygodnych badań, choćby sondażowych, ale profesjonalnie przeprowadzonych przez wyspecjalizowane w tym ośrodki, na temat szeroko dyskutowanych obecnie zjawisk, jak choćby obciążenie uczniów pracami domowymi, ich kondycja psychiczna, jakość relacji z nauczycielami, rówieśnikami czy rodzicami. Chałupnicze sondaże internetowe zyskują duży rozgłos dla swoich autorów, ale nie dają rzetelnego obrazu sytuacji. […]

 

Na zakończenie spotkania zabrali głos przedstawiciele Ministerstwa Edukacji Narodowej. Pragmatycznie. Kontrola statutu jest zawsze – przy zakładaniu placówki. Dalej jest już jej autonomia. W kuluarach usłyszałem do tego refleksję, że nie bardzo kto miałby zapewnić tak wielki prawniczy „przerób” (cóż – my w szkole zapewniamy, choć oczywiście niekompetentnie, bo nie mamy wyboru). Rzecznik Praw Ucznia? Jeśli będzie wola polityczna, ale są już dwa urzędy Rzeczników, czy naprawdę trzeci ma szansę coś zmienić?! Izby Nauczycielskie? No, raczej nikt nad tym nie pracuje. Może w przyszłości… A w ogóle, to wszystkie zgłoszone uwagi zostały skrupulatnie zanotowane i będą przekazane „do góry”, która zadecyduje, jakie zostaną podjęte działania.

 

Kończąc tę relację, pozwolę sobie wystawić najwyższą notę posłowi Józefaciukowi za sposób poprowadzenia spotkania – sprawnie, kompetentnie i z wyraźnie objawianym zainteresowaniem tym, co mieli do zakomunikowania goście. Pozostaje życzyć, aby wraz z Parlamentarnym Zespołem zdołał wywrzeć wpływ na kierunek zmian w polskiej edukacji, i żeby udało się przy tym zachować równowagę w słuchaniu głosów wszystkich jej interesariuszy.

 

 

 

Cały tekst „W Sejmie o prawach ucznia”  –  TUTAJ

 

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl

 

 

 

*Przy tej okazji postanowiliśmy poinformować Czytelniczki i Czytelników o dającym duże pole do domysłów składzie owego zespołu, który tworzy 10-oro posłanek i posłów – wszyscy z Koalicji Obywatelskiej. Informacja ta jest dostępna na stronie Sejmu  –  TUTAJ  Możecie tam sprawdzić ile z tych osób ma  lub miało kontakt ze szkolnictwem….

 

 

 



Dzisiaj na „Portalu Samorządowym – Portalu dla Edukacji” zamieszczono obszerny tekst Natalii Rasiewicz, podejmujący problem odpowiedzialności nauczycieli za uczniów podczas lekcji WF oraz wycieczek szkolnych. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

Klasowa wycieczka złem koniecznym. Gdzie kończy się odpowiedzialność zawodowa nauczyciela?

 

 

[…]

 

Bezpieczeństwo uczniów to priorytet dla każdej placówki edukacyjnej, a nauczyciele odgrywają kluczową rolę w zapewnieniu tego, by szkoła była miejscem, gdzie uczniowie czują się bezpiecznie i swobodnie rozwijają swoje umiejętności. Tworzenie bezpiecznej przestrzeni zarówno fizycznej, jak i emocjonalnej wymaga od nauczyciela nie tylko przestrzegania zasad bezpieczeństwa, ale także eliminowania potencjalnych zagrożeń, co zwłaszcza w przypadku zajęć praktycznych czy szkolnych wycieczek nie jest rzeczą łatwą. Coraz częściej w obawie przed konsekwencjami nauczyciele rezygnują więc z kolejnych aktywności. Doskonałym przykładem są między innymi lekcje wychowanie fizycznego.

 

 – Rezygnujemy z niektórych zajęć sportowych tylko dlatego, żeby nie wydarzyła się jakaś kontuzja, żeby nie narazić się komuś, żeby się nic nie stało – przyznaje nauczyciel wychowania fizycznego jednego ze śląskich liceów. W zawodzie pracuje od blisko 20 lat i przyznaje, że dziś ciężko mu sobie wyobrazić, że mógłby prowadzić lekcje tak jak kiedyś. […]

 

 Za co nauczyciel odpowiada podczas szkolnej wycieczki?

 

 „Nauczyciel podczas wyjść grupowych i wycieczek szkolnych odpowiada za zdrowie i bezpieczeństwo powierzonych mu uczniów, są oni pod jego stałym nadzorem.” – taki zapis znajduje się w większości szkolnych regulaminów.

Nauczyciel ponosi pełną odpowiedzialność za powierzonych jego opiece uczniów od momentu rozpoczęcia wyjazdu aż do powrotu uczniów do umówionego miejsca, w którym opiekę nad uczniami przejmują rodzice. Nie oznacza to jednak, że można przypisywać i karać nauczyciela za każdy wypadek jaki zdarzył się na wycieczce. […]

 

Odpowiedzialności nauczycieli dotyczy jednak nie tylko tego co dzieje się w ciągu dnia podczas wycieczki, ale także w nocy – dlatego wielu z nich świadomie rezygnuje z brania odpowiedzialności i nie chce jeździć z uczniami na wycieczki.

 

 – Mówi się, że nauczyciel jak jedzie na wycieczkę odpowiada 24 godziny na dobę, że powinien cały czas patrzeć czy uczniowie czegoś nie robią, nie broją nawet przez noc i wiadomo, że jest to niemożliwe bo nauczyciel też musi kiedyś spać – mówi nam anonimowo jeden z nauczycieli. Jego zdaniem takie oczekiwania wobec nauczycieli są nierealne i szkodliwe. […]

 

Co daje nauczycielowi ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej?

 

Nauczyciele zatrudnieni w publicznych szkołach, przedszkolach i placówkach oświatowych oraz w tzw. niepublicznych placówkach mogą ponosić odpowiedzialność: za uchybienia godności zawodu nauczyciela, za uchybienia obowiązkom określonym w Karcie nauczyciela, za uchybienia przeciwko porządkowi i organizacji pracy.

 

Odpowiedzialność cywilna nauczyciela powstaje, gdy działanie nauczyciela spowodowało szkodę pozostającego pod jego opieką ucznia lub mogło narazić go na szkodęKarna odpowiedzialność nauczycieli ma miejsce w sytuacji, w której zachowanie nauczyciela jest kwalifikowane jako wykroczenie lub przestępstwo. Zwykle związane jest z naruszeniem nietykalności cielesnej, groźbami, nękaniem czy przestępstwami o charakterze seksualnym. Może również być bezpośrednio związana z nieudzieleniem pomocy uczniowi lub nieumyślnym doprowadzeniem do jego śmierci. […]

 

Od odpowiedzialności cywilnej nauczyciel może się ubezpieczyć. Wielu z nich to robi, większość na własną rękę. OC zawodowe nauczyciela chroni go zarówno na terenie szkoły, w trakcie zajęć pozalekcyjnych, wyjść poza szkołę jak i wyjazdów z uczniami.

 

 

Cały tekst „Klasowa wycieczka złem koniecznym. Gdzie kończy się odpowiedzialność zawodowa nauczyciela?” 

–  TUTAJ

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/

 



 

 

Prof. Bogusław Śliwerski zamieścił wczoraj (10 marca 2024 r.) na swoim blogu obszerną recenzje pracy autorstwa dr Rafała Pląska, zatytułowanej „Polski system szkolny po roku 1989. W kręgu demokratyzacji, centralizacji oraz komercjalizacji”. Jest to obszerna, pogłębiona, krytyczna analiza tego opracowania, a co za tym idzie – zamieszczamy jedynie kilka wybranych jej fragmentów, odsyłając linkiem do pełnej treści tego tekstu:

 

 

Bezkrytyczna i pełna błędów analiza polityki reform oświatowych w latach 1991-2022

 

Znakomicie, że https://24naukowa.com.pl/polski-system-szkolny-po-roku-1989-w-kregu-demokratyzacji-centralizacji-oraz-komercjalizacji,id29589.html wydał w Uniwersytecie Warszawskim rozprawę dotyczącą polskiego systemu szkolnego po roku 1989, gdyż potrzebne są makropolityczne studia zarówno w kształceniu studentów, doktorantów jak i dla prowadzenia badań naukowych. W pierwszej części książki autor dobrze rekonstruuje wybrane przez siebie teorie socjologiczne i politologiczne, które miały pomóc jemu i czytelnikom w poznaniu poglądów różnych autorów na temat demokracji, centralizacji i komercjalizacji.

 

Niestety, w żadnym stopniu nie znajdują one swojego miejsca zarówno w polityce oświatowej władz centralnych, jak i w części badawczej młodego naukowca. Wystarczyłoby sięgnąć do uzasadnień sejmowych projektów ustaw oświatowych, a nie do samych ustaw, by przekonać się, że z naukowym punktem widzenia żaden ze sprawujących władzę w resorcie edukacji ministrów nie miał z pedagogiką szkolną i porównawczą nic wspólnego. Oni nawet nie rozumieli tego, czym zarządzali, bo kierowanie MEN miało  nadal ma im służyć do budowania politycznego poparcia dla siebie i swojej partii. […]

 

Trochę dziwię się recenzentom wydawniczym tego tytułu, że nie zwrócili uwagi R. Pląskowi na ewidentne błędy merytoryczne i metodologiczne, które może popełnić młody badacz jako outsider systemu szkolnego, ale już nie jako autor monografii w Uniwersytecie Warszawskim. Tak to niestety jest, że jeśli nie zgromadzi się dokumentacji procesów zmian, to opieranie ich analizy głównie na wtórnych źródłach, czyichś poglądach prowadzi do reprodukcji także błędnych tez, które będą powielane przez kolejne pokolenia. […]

 

W tytule rozprawy jest mowa o polskim systemie szkolnym po 1989 roku, a na stronie 90 zapewnia nas: „Każde z zagadnień analizowane było tak, by zwrócić uwagę na najważniejsze zmiany, jakie zachodziły w jego zakresie w latach 1989–2022”. Jednak zaglądając do treści rozdz. IV. 1. „Struktura systemu szkolnego”, dowiemy się, że reforma zaczęła się dopiero w 1991 roku:

 

„Struktura systemu w latach 1991–1999 była zbliżona do obowiązującej w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej po roku 1961”. A gdzie są dwa lata, które poprzedzały przyjęcie przez Sejm pierwszej postsocjalistycznej „Ustawy o systemie oświaty”?  […]

 

Fatalna jest w tym wydaniu rekonstrukcja zmiany ustroju szkolnego w 1999 roku. Jak pisze na s.92:

 

„Kolejnym obowiązkowym szczeblem kształcenia powszechnego stały się wspomniane już trzyletnie gimnazja. Szkoły ponadpodstawowe przemianowano na ponadgimnazjalne. Wszystkie szkoły średnie przekształcone miały być w trzyletnie licea profilowane, zaś szkoły zawodowe przeznaczone miały być dla ok. 20% absolwentów gimnazjów”    

 

Przemodelowanie ustroju szkolnego w 1999 roku było kluczową jakościowo zmianą, która miała na celu dostosowanie polskiego systemu edukacji do większościowych rozwiązań ustrojowych w krajach Unii Europejskiej, w których po sześcioletniej  szkole podstawowej (lub po sześcioletnim cyklu kształcenia podstawowego jak np. w dziewięcioletniej szkole w Czechach) pojawiała się szkoła średnia I stopnia, jaką było gimnazjum.

 

Dla dr. R. Pląska szkoły średnie zaczynały się dopiero po gimnazjum. Absurd, świadczący o braku wiedzy z zakresu komparatystyki i polityki oświatowej negatywnie ciąży na jego narracji.[…]

 

Czytaj dalej »