Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Dzisiejsza lektura pochodzi z bloga „Co z tą edukacją”, prowadzonego przez Jarosława Blocha. Tekst ten został zamieszczony 11 marca 2023 roku, ale dopiero wczoraj wieczorem zajrzeliśmy pod ten adres. Przyznajemy się – dawno nie sprawdzaliśmy czy  jest tam coś nowego, bo do niedawna najnowszym był post z 30 grudnia 2022 roku, zatytułowany „Jedni na emeryturę, drudzy do zwolnienia”.

 

Oto ten tekst – bez skrótów – udostępniony przez nas z powodu tematu, który podjął w nim jego Autor:

 

 

 

                                                                  Dudki, dudku über alles *

 

Pojawił się pomysł aby wakacje, podobnie jak ferie, nie były w jednym terminie dla wszystkich. Rozumiem argumenty branży turystycznej, jednak pomysł uważam za niezbyt przemyślany. Koniec roku szkolnego to skomplikowany czas, gdzie kończy się nie tylko rok szkolny, ale trwają także egzaminy i toczy się proces rekrutacji. Każdy ma swoje argumenty. W mediach słychać głownie głosy przedsiębiorców związanych z turystyką. Ja wymienię kontrargumenty uczniów i nauczycieli.

 

Ferie mogą być rotacyjne. Ferie nic nie kończą, są w środku roku szkolnego. Czasem są początkiem lub końcem semestru, ale semestr to w szkołach coś czysto umownego, wirtualnego. Nie ma tam żadnych wiążących decyzji, ani konieczności przygotowania istotnych urzędowych dokumentów. Podsumowanie semestralne wypada gdzieś w połowie stycznia lub na początku lutego, niezależnie od ferii (bo województwa, które mają ferie w drugiej połowie lutego, są już w trakcie drugiego semestru.

 

Tak naprawdę koniec roku rozpoczyna się już w ostatni piątek kwietnia, gdy pracę kończą maturzyści. Potem są matury, a po nich rozpoczyna się wielka operacja logistyczna związana z ich sprawdzeniem. To w liceach. W technikach i szkołach branżowych oprócz matur przeprowadzane są egzaminy zawodowe, teoretyczne i praktyczne. Te też trzeba sprawdzić. Większość egzaminatorów to nauczyciele, którzy znajdują czas na sprawdzanie arkuszy, pomimo nawału pracy związanej z podsumowaniem roku. Są jeszcze egzaminy klasyfikacyjne. Czas egzaminów zazębia się z początkiem rekrutacji do szkół. Ta trwa do końca lipca, a gdy się skończy zaczyna się rekrutacja uzupełniająca i egzaminy poprawkowe, szkolne i maturalne. Wszystko po to by we wrześniu mieć jasność kto może przystąpić do nowego roku szkolnego. Branża turystyczna nawet nie zdaje sobie sprawy jak olbrzymi „mechanizm” chce zaburzyć. Bo przecież od lat wszystko jest ustalone pod wakacje w lipcu i sierpniu.

 

Czy nauczyciele mogliby się cieszyć z wakacji rotacyjnych? Wątpię. Bo jeśli ktoś myśli, że wyjadą na późniejsze wrześniowe, tańsze wakacje, to jest w błędzie. Dwa ostatnie tygodnie wakacji przeważnie zajmuje im szkoła, dyrektorzy wyznaczają terminy poprawek, proszą o dyspozycyjność w ostatnim tygodniu, bo przecież rok szkolny trzeba przygotować, pracuje nad tym wiele osób w każdej szkole. Niewielu udałoby się wyjechać taniej. Ci zaś, którzy musieliby pracować do połowy lipca pewnie też nie byliby zadowoleni. Bo jak tu mobilizować ucznia gdy za oknem lato w pełni? W połowie lipca trzeba by zacząć rekrutację, która trwa w lato cały miesiąc, więc część na urlop zostałaby wypuszczona… 15 sierpnia… A traf w tym wszystkim w pogodę, która jest coraz bardziej zmienna. A nawet ci, którym udał by się urlop i pogoda w pierwszej połowie września, nie mieliby taniej. Tak naprawdę tanio wyjeżdża się w maju, jeszcze do połowy czerwca, a potem od połowy września…

 

Młodzież jest sceptyczna. Chcą jej zabrać coś co od zawsze było nienaruszalne. Podkreślają, że w naszych realiach pogodowych grupa, która trafi na wakacje wrześniowe może być po prostu poszkodowana. Wrzesień to pogodowa ruletka, a do tego dzień jest już wyraźnie krótszy. Starsza młodzież zwraca uwagę na to, że w innych województwach mają znajomych, a rotacyjne wakacje skomplikowały by im wspólne wyjazdy się z rówieśnikami. Sami też zauważają, że koniec czerwca i początek lipca to nie są dobre miesiące dla nauki…

 

Jest jeszcze przygotowanie do egzaminów. Uczeń zaczynający klasę maturalną w połowie września, miałby mniej czasu na przygotowanie. Jak to się ma do rekrutacji na topowe kierunki studiów, gdzie o przyjęciu decydują niuanse, to każdy może sobie dopowiedzieć. Rok szkolny w klasie maturalnej byłby dla niektórych krótszy. Byłoby więcej pretensji, może nawet przypadków odwołania od wyniku. No chyba, że maturę także zrobimy rotacyjną… Nabór na studia także jest prowadzony w oparciu o roczny kalendarz szkół średnich, a przecież trzeba by go robić taki sam dla wszystkich, by maturzyści z każdej części Polski mieli szansę dostać się na wymarzone studia…

 

A może rozwiązanie mniej drastyczne? Nauczyciel ma dziś urlop narzucony, przeważnie w najdroższej części roku. Dajmy nauczycielowi wybrać te dwa tygodnie (10 dni roboczych) w innym terminie niż lipiec i sierpień… Świat się nie zawali, w końcu już teraz nauczyciele nie raz są na L4 po 2-3 tygodnie i szkoły funkcjonują. W zamian niech taki nauczyciel popracuje w lato przy rekrutacji lub przy innych zadaniach, których w szkole nie brakuje. Pozwólmy też młodzieży jechać z rodzicami poza czasem wakacji, to w końcu ich sprawa i ich zaległości. Komu będzie bardzo zależało to i wypocznie, i potem nadrobi. Trochę elastyczności i ludzkiego podejścia pozwoli jednym wypocząć poza sezonem, a drugim zarobić, nie zmieniając kalendarza końca roku szkolnego. Potrzeba tylko dobrej woli.

 

 

 

Źródło: www.jaroslawbloch.ovh

 

 

 

*Słowo „dutki” Autor użył  tu w znaczeniu „pieniądze”. Młodzi, nieznający języka niemieckiego, mogą nie rozumieć  drugiej części tytułu, który na język polski tłumaczy się „ponad wszystko”.

 

 

 



Oto zamieszczony wczoraj (20 marca 2023 r.) post na fb profilu de Marzeny Żylińskiej:

 

 

Jaki procent prawa oświatowego powinien znać nauczyciel, aby móc pracować w szkole?

 

Proszę, nie gniewajcie się! To pytanie czemuś służy. Już wyjaśniam. Pod postem Marcina Stiburskiego  rozgorzała dyskusja (? – WK) na temat oceniania i procentów, które można przyporządkować poszczególnym ocenom. Ktoś napisał, że na dopuszczający, to chyba wystarczy … 1%. To oczywiście ironiczna wypowiedź. Jej autorka chce pokazać, że najlepiej od dzieci niczego nie oczekiwać i dawać im za nic piątki i szóstki, ale mnie zabolała. Bo ja z tą pogardliwą ironią NIEKTÓRYCH nauczycieli już sobie nie radzę. Nie radzę sobie z tym, że wymagania wobec dzieci są ogromne, CZASAMI kompletnie brakuje zrozumienia dla ich trudności czy ograniczeń, ale jeśli chodzi o wymagania wobec siebie, weźmy jako przykład znajomość prawa oświatowego i zawartych tam zasad oceniania, czy znajomość podstaw programowych, to … sprawa wygląda zupełnie inaczej.

 

Dlaczego NIEKTÓRZY nauczyciele tak wiele wymagają od dzieci, a z tak wielką pobłażliwością chcą być traktowani przez innych? Zauważyłam nawet pewną prawidłowość. Im lepsza znajomość prawa oświatowego, podstaw programowych (szczególnie pierwszej części dotyczącej kompetencji), im większa wiedza metodyczna i o rozwoju człowieka, tym więcej zrozumienia dla trudności dzieci / uczniów i więcej wsparcia.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska

 



Foto: Adam Stępień/Agencja Wyborcza.pl[www.warszawa.wyborcza.pl]

 

Jarosław Pytlak – dyrektor  Zespołu Szkół STO na Bemowie

 

 

Nowy tydzień zaczynamy od najnowszego posta z bloga Jarosława Pytlaka, zamieszczonego w minioną sobotę           – 18 marca 2023 roku. Tym razem nasz „stary” znajomy dyrektor i bloger podjął problem agresji rówieśniczej i przyczyn obaw dorosłych przed właściwym zareagowaniem wobec nagannych/przestępczych zachowań obcych małolatów.

 

Poniżej zamieszczamy fragmenty tego tekstu i link do pełnej jego wersji. Wyróżnienia fragmentów tekstu pogrubioną czcionką – redakcja OE::

 

 

Nie ma przyzwolenia na brak przyzwolenia

 

W ostatnim czasie w naszym kraju kilkakrotnie doszło do ciężkiego pobicia nastolatka przez jego rówieśników. Raz nawet ze skutkiem śmiertelnym. Choć są to tylko krople w morzu raportowanych dzisiaj przez media dramatów, trudno przejść do porządku dziennego nad tymi wydarzeniami. Tym bardziej, jeśli ktoś jest nauczycielem. Odnotowuje je więc na fejsbuku niestrudzony kronikarz naszych czasów, polonista z Sopotu, Paweł Lęcki. Za każdym razem ponawia dramatyczne pytanie, jak długo jeszcze będziemy godzić się na to, co jest spektakularnym świadectwem porażki, jaką ponosimy – my, dorośli – w dziedzinie wychowania, w rodzinach i w szkołach.

Odpowiem w tym miejscu: jeszcze bardzo, bardzo długo. To tylko wierzchołek olbrzymiej góry lodowej problemów współczesnego społeczeństwa z młodym pokoleniem.

 

Głębsza analiza przyczyn takiego stanu rzeczy przekracza moje możliwości, mimo doświadczenia w pracy pedagogicznej. Pokuszę się jednak o wskazanie jednej, doskonale widocznej w codziennym życiu. W tym celu przywołam tutaj treść posta, który znalazłem na profilu fejsbukowym grupy  Ja, Nauczyciel. Jego autor postawił taki oto problem:

 

Idąc ze szkoły, poza jej terenem, spotkałem ucznia ze szkoły podstawowej, jak pali papierosa. Czy mogę wpisać mu uwagę i jakie mam podstawy prawne, by mnie kochani przyjaciele z kuratorium nie ścigali i nie kamienowali?

 

Pod spodem pojawiło się blisko 200 komentarzy, a w nich cała paleta porad. Wiele sugerowało „wzięcie na luz”, bo to przecież problem rodziców, albo banalne zdarzenie, niewarte czynienia z niego afery. Sporo było sugestii, by postąpić pedagogicznie i posłużyć się perswazją, po przyjacielsku. Propozycje, aby nadać sprawie bieg formalny, choćby zawiadomić rodziców albo zastosować jakąś karę przewidzianą w szkole, stanowiły margines.

 

Moją uwagę w poście przykuło przede wszystkim pytanie o podstawę prawną wpisania uwagi. Doszliśmy w szkołach do takiego poziomu formalizmu, że coś, co wydawałoby się naturalne w procesie wychowania, że dorosły karci młodego człowieka za wykroczenie, stało się przedmiotem administracyjnej procedury. Ba, nauczyciel najwyraźniej boi się następstw takiej interwencji, mając świadomość, że w przypadku skargi rodziców do kuratorium mogą go spotkać niemiłe konsekwencje. To odbicie powszechnej dzisiaj opinii, że nadzór pedagogiczny częściej bierze stronę rodziców. Aż się prosi w tej sytuacji, by odwrócić wzrok i udawać, że się nic nie widzi. W świetle tego rzeczony post wydaje mi się jakimś chwalebnym odbiciem resztek poczucia misji wychowawczej u jego autora. Daleko łatwiej dzisiaj o wznoszenie hasła: „Nie bądź obojętny!”, niż taką postawę w praktyce. […]

 

Paweł Lęcki pyta, jak długo będziemy się godzić na przemoc wśród młodych? Długo, bo się boimy i bać się będziemy. Nie tylko tego, że interwencja w bójce młodocianych bandytów może się dla nas skończyć nożem w żebrach. Nikt do takich działań nawet nie namawia; przejawem braku obojętności ma być po prostu wezwanie policji. Ale od najbanalniejszej nawet interwencji najskuteczniej odstręcza obawa przed oskarżeniem o… agresję.

 

Moje własne doświadczenie z warszawskiego metra: tłok niezbyt wielki, ale miejsca siedzące zajęte. Na jednym z nich, pod infografiką czerwonego krzyża zresztą, siedzi na oko dwunastoletnia dziewczynka, zapatrzona w swój smartfon. Do wagonu wchodzi mężczyzna z nogą w gipsie i staje obok niej. Młoda dama nie reaguje. Nikt ze znajdujących się obok nie zwraca jej uwagi. Sam, w pierwszej chwili, mam odruch, by poprosić ją o zwolnienie tego miejsca, ale potem przychodzi refleksja. No tak, wyjdzie, że stary dziad zaczepia nastolatkę. Jeszcze okaże się, że jestem agresorem, którego oskarży o to jakaś wzmożona moralnie osoba z otoczenia. Wiem, że to absurd, ale tak właśnie sobie pomyślałem i zanim zdążyłem wymyśleć coś innego, miejsca panu w gipsie ustąpiła… starsza pani z siedzenia naprzeciwko.

   

Nie czujemy się dzisiaj w prawie zwracać uwagę obcym dzieciom. Ba, jako dyrektor szkoły sam, wraz z nauczycielami, muszę wręcz stać na straży tej obojętności, bo wiem jak niewiele potrzeba, by interwencja któregoś z rodziców wobec nieswojego dziecka skończyła się awanturą z jego rodzicami. Znam z opowiadań przypadki, kiedy takie zdarzenia kończyły się w sądzie. Po cienkim lodzie stąpają też nauczyciele. Nie raz, nie dwa musiałem wyjaśniać sytuację, w której nauczyciel użył, zdaniem rodziców, zbyt ostrego tonu lub niewłaściwych słów. Albo „nie miał racji, panie dyrektorze!”, co jest już w ogóle nowym standardem w sytuacjach szkolnych.

 

Jedną z przyczyn problemów, jakie mamy z młodym pokoleniem jest atomizacja społeczeństwa. Ochronę dziecka podnieśliśmy do takiego poziomu, że nawet jego nauczyciele boją się podjąć interwencję. A niestety, nie każdą sprawę wychowawczą da się załatwić metodą łagodnej perswazji. W sytuacjach trudnych można oczywiście zwrócić się do rodziców. Z różnym skutkiem. Pozostaje jeszcze, ewentualnie, wezwanie policji, albo… odwrócenie wzroku. Hasło „wszystkie dzieci są nasze” przeszło już do historii. 

 

Akurat w tych dniach minister Czarnek objeżdża Polskę głosząc plan przywrócenia autorytetu nauczyciela. Jest za to słusznie krytykowany, ponieważ nikt nie zrobił tyle, co jego ugrupowanie polityczne, by ten autorytet zniszczyć. Proponuję jednak zastanowić się, czy nawet dziesięciokrotne podniesienie wynagrodzeń dałoby nauczycielom szansę skuteczniejszego wpływania na postawy wychowanków. Nie sądzę.

 

Jest ogromna potrzeba, aby nie było przyzwolenia na występki młodych ludzi. Niestety, nie ma społecznego przyzwolenia dla tego braku przyzwolenia.

 

 

 

 

Cały tekst „Nie ma przyzwolenia na brak przyzwolenia”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 

 



Na dzisiejszą sobotę (18 marca 2023 r.) proponujemy lekturę tekstu, który opublikowany został przed dwoma laty (22 marca 2021r.) na portalu <WESZLO JUNIOR> , który jest portalem adresowanym do osób zainteresowanych piłką nożną – zwłaszcza młodzieżową. Autorem tego opracowania jest  redaktor tego portalu –  Arek Dobruchowski – entuzjasta młodzieżowego futbolu.

 

Poniżej zamieszczamy jedynie pierwszą część tekstu, oraz śródtytuły, których rozwinięcie treści przeczytacie w jego pełnej wersji – link na końcu naszego materiału:

 

 

Szkoły bez ocen? Dlaczego mają więcej sensu, niż się z pozoru wydaje?

 

Rysunek: www.junior.weszlo.com

 

„Oceny zabijają radość z nauki, działania, uczą porównywania do innych, dołują, niszczą motywację społeczną, uczą cwaniactwa i kombinowania” – uważa jeden z pedagogów. Drugi dodaje: „Ocena jest do tego, żeby zaspokoić ego nauczyciela. System oceniania ułatwia im pracę. Dlaczego nauczycielom zależy na ocenach? Bo mają lekko. Gdyby nie było ocen, musieliby się strasznie napracować„. Czy dzieci w szkołach w ogóle potrzebują ocen? Czym można je zastąpić? W jaki sposób powinno się edukować i wychowywać ucznia poprzez naukę?

 

Inspiracja do napisania poniższego tekstu przyszła ze strony „Łączy nas trening”, miejsca w głównej mierze przeznaczonego dla trenerów piłki nożnej, którzy chcą rozwijać się i zgłębiać swoją wiedzę. To tam przeczytaliśmy tekst pt. „czy dzieci potrzebują ocen?”, który wywołał sporą dyskusję w komentarzach.

 

Argumenty, które padały pod tym wpisem, skonfrontowałem podczas rozmów z pedagogami. Jednym z nich jest sam autor powyższego tekstu, czyli Artur Hibner. Drugi to wychowanek prof. Tadeusza Hucińskiego, współautor książki “Współczesna pedagogika rodziców i nauczycieli w aktywności psychologicznej dziecka”, Tomasz Wilczewski. Najważniejszą rzeczą nie jest sam pojedynek na argumenty, ale spojrzenie na temat edukacji, szkoły i jej roli, w szerszej perspektywie.

 

– Moim zdaniem ocen w szkole w ogóle nie powinno być przez cały system edukacji. Tylko opisy obserwacji ucznia. Oceny zabijają radość z nauki, działania, uczą porównywania do innych, dołują, niszczą motywację wewnętrzną, uczą cwaniactwa i kombinowania, także wśród rodziców, co widać to wyraźnie podczas zajęć zdalnych, gdzie opiekunowie robią zadania za uczniów i uczą się za nich. Komu ta ocena służy? Oczywiście dziecko ma wysoką średnią, ale co z tego? Oceny z zasady są nieobiektywne i w ramach zdalnej nauki, jak i tradycyjnej, gdzie rodzice uczą się z dziećmi, czasem wręcz zmuszają do nauki. Dziecko powinno się nauczyć, że jak czegoś nie zrobi, to ono ponosi za to konsekwencje. Dziecko nie może przenosić odpowiedzialności za swoje obowiązki na rodzica. Tu nie tylko chodzi o ocenianie, ale o kształtowanie dziecka. Jeśli ono będzie miało świadomość, że ktoś za niego coś zrobi, będzie wtedy zewnątrzsterowne. My chcemy mieć w piłce nożnej, jak i w życiu, dzieci wewnątrzsterowne, które mają wewnętrzną motywację. Nie chcemy dzieci-robotów, tylko takie, które rozumieją grę i wiedzą, że coś od nich zależy – podkreśla Artur Hibner, socjolog, trener specjalizujący się w pedagogice przedszkolnej i wczesnoszkolnej.

 

Każda ocena to układ zewnętrznej motywacji. Wiele badań wskazuje na to, że ludzie oceniani przez innych, wolą pozostać w iluzji tej oceny, aniżeli podjąć kolejne własne działanie. Przytoczę jedno z badań: dwieście dzieci zostało mocno pochwalonych za rozwiązanie testów z matematyki. I druga grupa dwustu dzieci pozostała bez żadnej pochwały. Pierwsza grupa nie podjęła dalszej pracy ze względu na chęć utrzymania iluzorycznej wartości, oceny i pozytywnej emocji. Druga grupa poczuła się sama ze sobą pozytywnie i 98% z nich podjęło dalsze działania i w kolejnych testach. Ocena każdorazowo jest jakimś rozliczeniem spraw, to zamknięcie procesu odczuć, pewnego etapu, który mógłby trwać dalej w myśleniu i działaniu dziecka zaznacza Wilczewski.

 

Ocena jest do tego, żeby zaspokoić ego nauczyciela. Ona daje nauczycielowi instrument kary lub nagrody, który słabnie każdorazowo, kiedy jest przeciągnięty w jedną albo drugą stronę, bo siódma jedynka z rzędu nic nie daje i siódma piątka z rzędu też nie spełnia swojego zadania. To jest układ, w którym młody człowiek, który powinien być podmiotem szkoły, staje się jej przedmiotem. Jest poddany cudzemu programowi i cudzej opinii. Czy ocena powinna funkcjonować w szkole? Jak najbardziej, ale w kontekście samooceny ucznia dla zrozumienia siebie, swoich blasków i spraw, nad którymi należy pracować. Nie ma w procesie szkolenia postępu bez tego, że najpierw uczeń otrzymuje wiedzę, potem ocenia siebie, a w kolejnym kroku ocenia innych. Bez tego procesu, tak naprawdę, nie uczymy. Wszystko inne jest spełnianiem oczekiwań innych – dodaje pracownik Akademii Stali Rzeszów.

 

 

W dalszej części można przeczytać rozwinięcie takich tematów:

 

 

Ocena jest wywieraniem wpływu […]

 

Brak ocen a bezstresowe wychowanie   […]

 

Ludzie nie są stworzeni do uczenia się przez siedzenie i słuchanie   […]

 

Czy karty ocen po… treningu to dobry pomysł?  […]

 

Czy dzieci w szkołach w ogóle potrzebują ocen?   […]

 

 

 

Cały tekst „Szkoły bez ocen? Dlaczego mają więcej sensu, niż się z pozoru wydaje?” – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.junior.weszlo.com

 



Wczoraj (15 marca 2023 r.)  prof. Roman Leppert  gościł w „Akademickim Zaciszu” tylko jednego rozmówcę.  Na wiodące pytanie „Co nas czeka (prawdopodobnie) w edukacji w najbliższej przyszłości?”  oraz na wiele szczegółowych z nim związanych odpowiadał Piotr Wasyluk – doktor nauk humanistycznych,  specjalista-praktyk w zakresie projektowania usług oraz projektowania z wykorzystaniem trendów, moderator design thinking, redaktor profili na Facebooku:  „Dragonfly perspective”  i  „Robię projekt”, mający w swym dorobku także rolę nauczyciela akademickiego.

 

Wszyscy, którzy wczoraj przeoczyli to wydarzenie, a którzy są ciekawi poglądów na ten futurologiczny temat osoby „spoza naszej nauczycielskiej bańki”, zapraszamy do obejrzenia  tego „prze/wy-słuchania:

 

 

Przyszłość edukacji – edukacja przyszłości  –  TUTAJ

 

 



Bardzo rzadko zamieszczamy teksty, w których autorzy podejmują problemy wychowania i edukacji w przedszkolach. Jednak dziś postanowiliśmy udostępnić na OE post, jaki wczoraj (15 marca 2023 r.) zamieściła na swoim fb-profilu dr Marzena Żylińska:

 

 

 

 

Pakiety w przedszkolu – ciąg dalszy burzliwej dyskusji, ważnej dyskusji, bo pokazującej, jak dla fałszywie pojmowanego dobra dziecka, można zaburzyć jego rozwój.

 

Dlaczego w przedszkolu nie powinno się zmuszać dzieci do pisania? Bo nie wszystkie są już na to gotowe, bo każde rozwija się w swoim tempie, bo nie da się przyspieszyć ich rozwoju, tak, jak nie da się sprawić, by drzewa rosły szybciej, niż rosną. Przeskakując pewne etapy można za to rozwój dzieci zaburzyć, a przez to spowolnić. Dziecko, które w wieku pięciu lat ma problemy z pisaniem, nie umie trzymać narzędzi pisarskich, które nie radzi sobie z zadaniami z kart pracy (pakiety edukacyjne dla przedszkoli, nie są obowiązkowe, ale wiele placówek niestety je wykorzystuje), potrzebuje jeszcze czasu, by w jego mózgu powstały niezbędne do pisania połączenia. W prosty i przystępny sposób opisuje to profesor neurobiologii Gerald Hüther w książkach „Kim jesteśmy – a kim moglibyśmy być” i „Wszystkie dzieci są zdolne” (znajdziecie na stronce Edukatorium). Bez koniecznych połączeń, które w każdym mózgu tworzą się w innym czasie, pisanie jest wyzwaniem ponad siły dziecka. Sytuację pogarsza, wmawianie mu, że gdyby się bardziej postarało, to by mogło tak pisać, jak inne dzieci. To jeden z najbardziej toksycznych przekazów.

 

Niestety wielu dorosłych nie przyjmuje do wiadomości tego, co nam nauka mówi o rozwoju człowieka. Niby wiemy, że każde dziecko rozwija się w innym tempie, niby wiemy, że podstawa programowa nie wymaga opanowania w przedszkolu pisania, czy znajomości liter, a jednak uważamy, że DLA DOBRA dziecka możemy pominąć wysyłane przez nie sygnały świadczące o braku gotowości do rozwijania konkretnych umiejętności. Oglądając ze studentami lekcje w przedszkolach i szkołach tak często widziałam, jak wiele zła, jak wiele krzywd wyrządza się dzieciom w imię ich dobra. „Lepiej jak opanuje wszystkie litery w przedszkolu, bo potem nie poradzi sobie w 1 klasie.”

 

Jak zatem poznać, czy dziecko jest gotowe na to, by rozpocząć naukę pisania, czytania, czy jakiejkolwiek innej kompetencji? Trzeba je obserwować. Uważna, kompetentna, refleksyjna nauczycielka obserwując dziecko widzi, co można mu podsunąć, a z czym trzeba jeszcze poczekać. Zmuszanie całej grupy pięciolatków do wypełniania kart pracy jest poważnym błędem, który odbija się i na ich rozwoju i na psychice.

 

Jeśli interesują Was te tematy, to zajrzyjcie na stronę Edukatorium. Znajdziecie tam mój wykład dla nauczycieli edukacji przedszkolnej (Neurodydaktyka praktyce. Jak wspierać rozwój dzieci w przedszkolu). Niedługo będzie dostępny również wykład dla rodziców. Chciałabym pokazać, na co warto zwrócić uwagę, szukając dla dziecka dobrego przedszkola i wyjaśnić, co to znaczy dobre przedszkole.

 

 

 

 

Źródło:  www.facebook.com/marzena.zylinska/

 



Dziś (15 marca 2023 r.) udostępniamy  kolejny tekst Danuty Sterny, zamieszczony przez nią na jej blogu w miniony poniedziałek. Tym razem, jak zwykle –  pod wpływem jej anglojęzycznej lektury – podjęła problem myślenia krytycznego, jako kompetencji kształtowanej w szkole u uczniów.

 

Nie zdecydowaliśmy się na wybranie fragmentów – dla dobra jasności wywodu – zamieszczamy ten tekst bez skrótów:

 

Rysunek: Danuta Sterna

 

 

Krytyczne myślenie w badaniach

 

Dużo się mówi o myśleniu krytycznym, o konieczności uczenia go w szkołach. Uważa się, że jest to jedna z najważniejszych umiejętności XXI wieku, w którym zaawansowane maszyny i algorytmy zastąpią pracę ręczną i powtarzalną.

 

Oczywiście zgadzam się z tym zdaniem.

 

Jednak od wielu lat podejrzewam, że to jak i kiedy uczymy krytycznego myślenia ma bardzo duże znaczenie. Obawiam się, aby krytyczne myślenie nie stało się wydmuszką, w którzy wszyscy ładują, co tylko mogą.

 

Ten wpis może się wam nie spodobać, bo podważa kilka stereotypów myślenia o krytycznym myśleniu. Nie odważę się opierać tylko na mojej własnej intuicji. Znalazłam bardzo ciekawy artykuł, który przywołuje poglądy Daniela Willinghama wybitnego psychologa poznawczego.

 

Bardzo często spotykam się ze zdaniem, że matematyka uczy logicznego myślenia. Ale moje doświadczenie wskazuje na to, że dobry matematyk w życiu często nie myśli logicznie. Pewien czas temu, gdy sprawdzałam egzaminy z matematyki wstępne na Politechnikę Warszawską, które zdawali uczniowie nauczani matematyki na wyższym poziomie, zauważyłam, że prawie wszyscy źle rozwiązywali zadanie polegające na odróżnieniu warunku koniecznego od dostatecznego. Taki brak rozróżnienia może być tragiczny w życiu.

 

Zatem, ucieszyłam się znajdując we wspomnianym artykule opinię Daniela Willinghama, że krytyczne myślenie nie jest ponad przedmiotowe.

 

Rozumiem to w ten sposób, że uczenie krytycznego myślenia w jednej dziedzinie nie przenosi się na umiejętność krytycznego myślenia w innej dziedzinie.

 

W takim razie poświęcenie czasu na nauczanie ogólnych umiejętności krytycznego myślenia, takich jak np. logiczne rozumowanie, może być po prostu stratą czasu. Badania pokazały, że uczniom  bardzo trudno jest zastosować umiejętności krytycznego myślenia nabyte w ramach jednego przedmiotu w innych dziedzinach.

 

Daniel Willingham uważa, że pragnienie, aby uczniowie potrafili analizować, syntetyzować i oceniać informacje, wydaje się rozsądnym celem, ale analiza, synteza i ocena oznaczają różne rzeczy w różnych dyscyplinach.

 

Na przykład na historii uczniowie muszą potrafić interpretować dokumenty w świetle ich źródeł, szukać potwierdzenia i umieszczać je w kontekście historycznym. Tego rodzaju analiza nie ma zastosowania w nauce, gdzie źródło dokumentu nie jest tak ważne, jak na przykład przestrzeganie metody naukowej.

 

Wniosek: Nauczać umiejętności myślenia krytycznego trzeba na każdym przedmiocie, a nie uczyć jej osobno.

 

 

Willingham prześledził historię nauczania krytycznego myślenia i zauważył, że ponad 100 lat temu sądzono, że nauka trudnych przedmiotów, takich jak na przykład łacina, może poprawić zdolność myślenia. Jednak później naukowcy odkryli, że uczniowie, którzy uczyli się łaciny, nie radzili sobie lepiej na testach sprawdzających umiejętność myślenia niż ci, którzy jej się nie uczyli.

 

Ciekawe badania zostały przeprowadzone na temat nauczania informatyki i związku tego nauczania z  nabywaniem innych umiejętności.

 

Metaanaliza z 2018 roku wykazała, że uczniowie którzy uczą się informatyki (w porównaniu z uczniami, którzy tego nie robią) wykazują się większą kreatywnością w myśleniu, mają lepsze wyniki w matematyce, mają lepiej rozwiniętą wyobraźnię przestrzenną.  Ale, gdy zastosowano badania z grupami kontrolnymi, to stwierdzono się, że zyski okazały się znacznie mniejsze. Zdaniem Willingham korzyści płynące ze studiowania informatyki mogą być efektem placebo.

 

Wniosek: Nauczanie umiejętności myślenia krytycznego na jednym przedmiocie nie owocuje wzrostem tej umiejętności w innych dziedzinach.

 

Czytaj dalej »



Centrum Edukacji Obywatelskiej opublikowało na swojej stronie w Internecie wartościowe opracowanie, poświęcone wskazówkom, adresowanym do nauczycieli-wychowawców. Postanowiliśmy przybliżyć je Wam właśnie dzisiaj, zamieszczając jedynie jeden jego rozdział – „Trzy filary wsparcia dla każdego wychowawcy” – z nadzieją, że zachęci to Was do zapoznania się z całym opracowaniem

 

 

Wychowanie to podstawa.

Materiały dla nauczycieli i nauczycielek

 

 

SPIS  TREŚCI  –  TUTAJ

 

 

[…]

Zestaw I

 

Trzy filary wsparcia dla każdego wychowawcy
Praktyczne rady dla nauczycieli wychowawców

Magdalena Rodzinka

 

 

1 – KOMPETENCJE


> Rozwiązuj problemy wychowawcze w granicach swoich kompetencji. Jeżeli nie jesteś w stanie rozwiązać danego problemu, oznacza to, że sytuacja przerasta twoje możliwości i prawdopodobnie przekracza również twoje kompetencje. Zadbaj wtedy o swój dobrostan i oddaj sprawę we właściwe ręce – do szkolnego mediatora, do pedagoga, psychologa szkolnego, do poradni psychologiczno-pedagogicznej, omów sprawę na zebraniu zespołu uczącego w danej klasie bądź całej rady pedagogicznej, poproś o obserwacje lub wywiad pielęgniarkę szkolną. Szukaj wsparcia w osobach posiadających odpowiednie kompetencje, wiedzę, doświadczenie oraz realne możliwości i sposoby rozwiązania sytuacji wychowawczo trudnych

 

> Nie staraj się wchodzić w rolę rodzica. Nie mędrkuj, nie dawaj złotych rad na wychowanie grzecznego dziecka, poprawnego ucznia. Proces wychowawczy jest na tyle skomplikowany, trudny, wyjątkowy i indywidualny, że bardzo trudno generalizować, nie znając wszystkich zmiennych. Poza tym mędrkowanie i dawanie rad na siłę Nie staraj się wchodzić w rolę rodzica. Nie mędrkuj, nie dawaj złotych rad na wychowanie grzecznego dziecka, poprawnego ucznia. Proces wychowawczy jest na tyle skomplikowany, trudny, wyjątkowy i indywidualny, że bardzo trudno generalizować, nie znając wszystkich zmiennych. Poza tym mędrkowanie i dawanie rad na siłę jest po prostu nieskuteczne.

 

> Aby uniknąć niepotrzebnych w przyszłości nieporozumień – spróbuj na pierwszym spotkaniu z rodzicami jasno rozdzielić kluczowe kompetencje. Można np. użyć zdania: „Drodzy rodzice, doceniam trud, jaki wkładacie w wychowanie swoich dzieci, będę się starać wspierać państwa w procesie wychowawczym. W wychowaniu swoich dzieci są państwo autonomiczni i nie zamierzam ingerować w państwa prawa i kompetencje. Jestem jednak odpowiedzialna/odpowiedzialny za wspomaganie rozwoju dzieci tutaj, w warunkach szkolnych i będę bardzo wdzięczna/wdzięczny za wsparcie w mojej pracy.”

 

> Sprawdź na początku współpracy z rodzicami, jakie są ich oczekiwania względem twojej pracy wychowawczej, poszukaj wspólnych obszarów, które są ważne dla obu stron. Nie konstruuj na siłę planów pracy wychowawczej i nie narzucaj ich potem uczniom i rodzicom, jako przykładu na oddziałujący wybitnie wychowawczo plan pracy z młodzieżą. Poznaj najpierw grupę poprzez obserwacje, krótkie ankiety, ewaluacje, ćwiczenia integracyjne. Przedstaw wnioski na kolejnym spotkaniu bądź prześlij je mailem – prosząc o zaakceptowanie, dodanie, wyrzucenie czegoś. Zaangażuj w proces tworzenia tematów godzin wychowawczych przede wszystkim młodzież i dzieci. Stwórz atmosferę do podejmowania demokratycznych decyzji, gdzie każdy głos ma takie samo znaczenie i wagę. Pamiętaj, że szkoła to „namiastka” życia w społeczeństwie. Modeluj, kreuj sytuacje i rozwiązania przydatne w dorosłym życiu.

 

> W sytuacjach trudnych wspieraj ucznia i rodzica w granicach rozsądku. Nie muszą to być codzienne rozmowy „terapeutyzujące”, jeżeli nie masz odpowiedniego warsztatu i wiedzy psychologicznej. Czasami wystarczy krótkie zdanie: „widzę, że jest ci smutno”, „widzę, słyszę, że jest dziś pan/ pani w troszeczkę gorszej dyspozycji – może przełożymy spotkanie, rozmowę”.

 

 

 

Filar 2 – GRANICE

Na pierwszym spotkaniu ustal dokładne zasady komunikacji z rodzicami oraz innymi nauczycielami, jeżeli mają do tego jakieś wytyczne.

Czytaj dalej »



Foto: www.muzeum.belchatow.pl

 

 

Dzisiaj proponujemy lekturę ze strony CEO – z propozycjami form powitania, wraz z Waszymi uczniami, wiosny:

 

 

Pomysły na pierwszy dzień wiosny

 

 

Pierwszy dzień wiosny wielu pokoleniom zawsze będzie kojarzył się z topieniem Marzanny. Ale te czasy już minęły. Poznaj nasze inspiracje, które pozwolą Wam świętować nadejście wiosny w ciekawy i rozwijający sposób.

 

 

Gra terenowa, dzięki której młodzi ludzie zaangażują się w życie szkoły

 

Początek wiosny to czas nowej energii. Warto sprawić, by młodzi ludzie poczuli ją także w szkole. Może w tym pomóc nasza gra o samorządności uczniowskiej. Gra składa się z:

 

– prostego sondażu przekonań, który przyciągnie uwagę uczennic i uczniów,

 

– elementów gry terenowej ulokowanej w szkole: 3 stacji z zadaniami do wykonania w grupach,

 

– serii zadań, dzięki którym młodzi ludzie uświadomią sobie, które obszary życia szkoły najbardziej się im podobają, a w których warto coś zmienić.

 

Gra ma ogromną wartość dla rozwoju i zaangażowania uczennic i uczniów w to, co dzieje się w szkole, ale jest też świetną rozrywką i formą integracji.

 

 

Seans filmowy, który zachęci, by przyjrzeć się swoim uczuciom 

 

Jeśli chcecie urozmaicić wiosenną godzinę wychowawczą, to polecamy wycieczkę do kina na film „Głowa pełna Ciebie” Caroline Cowan. To ekranizacja popularnej książki dla dzieci autorstwa Mansa Ghartona i Johana Unenge. Opowiada o szkolnych zauroczeniach i przyjaźniach, a także o uczuciach, w których czasem trudno się połapać. Wiele młodych osób będzie mogło odnieść tę historię do swoich doświadczeń.

 

Seanse filmu można zamawiać dla klasy w kinach Helios w ramach programu „Kino na temat”. Każdy pokaz jest połączony z prelekcją opracowaną przez naszych ekspertów. Dzięki niej uczennice i uczniowie będą mogli głębiej zastanowić się nad wątkami poruszanymi w filmie, a także wzmocnią umiejętność rozumienia własnych przeżyć.

 

Polecamy także inne filmowe materiały edukacyjne przygotowane przez nasz zespół.

 

 

Obserwacja przyrody, która uwrażliwia na jej piękno i odpręża

 

Budząca się do życia natura to świetna okazja do wyjścia w teren i przyrodniczej obserwacji. Nasz plakat i karta pracy ucznia  „Bioróżnorodność warta Zachodu” pomogą:

 

1.Ustalić, co będziecie obserwować i czego chcecie się dowiedzieć

 

2.Przygotować się do takiej obserwacji: technicznie i merytorycznie

 

3.Opisać swoje spostrzeżenia i wyciągnąć z nich wnioski

 

Taki spacer połączony z obserwacjami poza walorem edukacyjnym jest też sposobem, by pomóc uczniom opanować stres. Pozwala oderwać myśli od czynnika który go wywołuje i rozluźnia. Przyda się to całej klasie, w tym Tobie Nauczycielu i Nauczycielu!

 

 

Ćwiczenia, które wzmocnią relacje w klasie i pozwolą Wam lepiej się poznać

 

Polecamy kilka ćwiczeń, w których komfortowo będą czuły się również osoby, które nie znają dobrze języka polskiego.

 

Misja niemożliwa  […]

Galeria klasowych osobowości   […]

Wspólna praktyka języka   […]

 

 

Cały tekst „Pomysły na pierwszy dzień wiosny”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.ceo.org.pl

 



Wczoraj (8 marca 2023 r.) Robert Raczyński zamieścił na swoim blogu kolejny, obszerny, tekst zatytułowany „Kompetencja stada”. Nietrudno domyślić się, że jest tam o „stadzie”, czyli grupie rówieśniczej.

 

Zamieszczamy poniżej kilka – arbitralnie wybranych z tekstu  – fragmentów, odsyłając linkiem do pełnej wersji na blogu „Eduopticum”:

 

 

Kompetencje stada

 

Stado nie wybacza. Nie docieka i nie negocjuje. Nie bierze jeńców. Zaszczuje i zabije. Stado chroni jedynie swoich, posłusznych i podporządkowanych. Nie możesz do niego należeć i być innym. W dowolny sposób. Fizycznie bądź mentalnie. Jesteś wtedy zagrożeniem dla jego elementarnych funkcji, a na to stado nie może pozwolić, bo sednem jego istnienia są wsobność, izolacja, ksenofobia, obrona szańców i okopów. Ewentualnie ich zdobywanie. Oczywiście również w samoobronie.

 

Nie obrażam się na ewolucję, która taki właśnie model funkcjonowania ludzkich społeczeństw ukształtowała. Wręcz przeciwnie, jej wytwory budzą we mnie bezgraniczny podziw dla perfekcji działania jej „prostego” mechanizmu, o nieskończonym potencjale twórczym. Trudno się obrażać, kiedy widać jak na dłoni, że jest to model korzystny dla gatunku i jego trwania – w końcu ewolucja „dba” jedynie o to. Nie marzy mi się więc żaden utopijny raj, w którym wszyscy się lubią i szanują. Mógłby okazać się jeszcze większym koszmarem dla jednostek, które z jakichkolwiek względów do stada nie pasują lub nie chcą do niego należeć. […]

 

Nie wchodząc w szczegóły, które mogłyby pozwolić na rozpoznanie ofiar i innych „bohaterów” pewnej stadnej identyfikacji, opiszę Państwu taki biegun kompetencji stadnych w działaniu. Skupię się na aktywności i motywacjach stada, które dopuściło się nękania. Współcześnie, pod mianem tym nie kryją się już działania dokuczliwe, dotkliwe, lecz ograniczone, jak kiedyś, do ostracyzmu w czterech ścianach klasy, czy murach szkoły. Dziś osoba nieprzynależąca do stada, do niego nieprzyjęta lub z niego wydalona, nie może już tak łatwo uciec represjom. Nawet tak radykalne rozwiązania, jak zmiana klasy, czy szkoły nie są już ratunkiem przed „broniącym” swej integralności stadem – odpowiedni wpis w mediach społecznościowych dogoni ofiarę wszędzie. […]

 

Można się o tym łatwo przekonać, kiedy uświadomimy sobie, jaki użytek z miękkich kompetencji potrafiła poczynić pewna grupa uczniów, nie wiedząc nawet, że ich użyła i nie mając pojęcia, że według rozmaitych „badań”, w ogóle ich nie posiada: Na początek, grupa musiała się zawiązać wokół obranego celu (nękania ofiary), wyłonić lidera i koordynatora, kierującego „projektem”. Z tego, co mi wiadomo, nie była to organizacja ani samorzutna, ani przypadkowa i wykorzystano sporo zdolności interpersonalnych i negocjacyjnych, by odpowiedni efekt uzyskać – nie było łatwo, bo kandydatów na liderów prześladowań było kilku. Następnie, na etapie projektowania stalkingu, wykazano się komunikatywnością i kreatywnością. Nękanie wymagało koordynacji, zgrania, sporej dozy myślenia analitycznego i pomysłowości – wykorzystano np. zdjęcia robione z ukrycia i zgrabnie wkomponowano je pomiędzy te, istniejące już w domenie publicznej i niebudzące kontrowersji. Organizacja pracy oraz podział „zadań i obowiązków” okazały się być bez zarzutu – odpowiednie wpisy i zdjęcia ukazywały się na zgrabnie zaprojektowanej stronie internetowej regularnie i w logicznej kolejności. Na dodatek, poszczególne czynności były wykonywane samodzielnie i odpowiedzialnie. Grupa musiała również wykazać się w końcu zimną krwią i odpornością na stres, bo odkrywanie i ujawnianie jej działalności wiązało się z oczywistym zagrożeniem dla jej członków (niemal do końca działalności, grupa zachowała wzajemną, stadną lojalność). […]

 

Czytaj dalej »