Archiwum kategorii 'Felietony'

 

Skoro już w piątek zamieściłem na OE „Podsumowanie działań i zaniechań Rządu Donalda Tuska w sferze edukacji”, a wczoraj tekst Igi Kazimierczyk „Kolejna recenzja dotychczasowej polityki edukacyjnej rządu Tuska”, to oczywistą oczywistością będzie kontynuowanie – także w tym felietonie –  owego wątku wspomnieniowo-rozliczeniowego, dla którego bodźcem stała się pierwsza rocznica wyborów 15 października 2023 roku.

 

Zacznę od przywołania fragmentu tekstu z „Portalu Samorządowego”, zatytułowanego Ruszyła giełda nazwisk. To oni mogą zastąpić ministra Czarnka, który zacytowałem na OE zaledwie cztery dni po owych wyborach:

 

„Platforma Obywatelska stawia na resorty siłowe i finanse. Polska 2050 na dyplomację i klimat. PSL chce zawładnąć gospodarką, a Lewica stawia na edukację. Takie są szczegóły rozmów o tworzeniu nowej koalicji.”

 

Czy taka wersja obsady tego stanowiska jest dla oświaty dobrym rozwiązaniem? Nie podejmuję się tu i teraz snuć na ten temat prognoz. Trochę się boję takiego przeskoku z jednaj (prawicowo-narodowej) skrajności w drugą – lewicowo-liberalną.

 

A czy  kandydatka tej partii  na ów fotel – pani Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (lat 39) – jest tą osobą, która sprawdzi się w roli ministry edukacji?  Nie podejmuję się wyrokować w tej sprawie. Ale wiem jedno: wolę  kogoś, kto – potencjalnie – może nie zawieść nadziei, od  powrotu na ten urząd osoby, która już raz tam była i – przez swojego premiera – została odwołana i zastąpiona dziennikarką…”

 

Kolejną okazją do rozmyślania o nowym kierownictwie MEN było podanie wiadomości, że od 12 grudnia zasiądzie tam Barbara Nowacka. Dlatego udostępniłem na OE, zamieszczony 11 grudnia na jego fb profilu, post Jaroslawa Blocha. Oto jego ostatni akapit:

 

„Przed nami kolejna zmiana władzy i kolejny minister edukacji. Ma nią być Barbara Nowacka. Co można radzić nowej pani minister? Pewnie tego aby nie dopadła jej klątwa gmachu z Alei Szucha. By nie zapomniała po co tam idzie. A po co tam idzie? Dobrze żeby wiedziała. Szkoły mają już dość rewolucji i dość wszystkowiedzących egocentryków. Dobry minister to taki o którym mało słychać, ale zwykła codzienność pokazuje, że żyje się lepiej… Powinna postawić przed sobą dwa zadania: odbudowę prestiżu zawodu nauczyciela (nie zdąży tego zrobić, ale może zacząć…) i zmianę przeładowanych podstaw programowych (czego też nie zdąży zrobić, ale może zacząć, chyba że zrobi to po łebkach, odtrąbi sukces i dołączy do grona egocentrycznych wszystkowiedzących…).  Jeśli poważnie potraktuje swoją rolę, czeka ją ciężka praca u podstaw podczas której powinna słuchać tych, którzy pracują codziennie z dziećmi i młodzieżą, bo jak przekonało się już kilku ministrów, bez przekonania i docenienia ludzi pracujących w tym systemie, żadnej dobrej zmiany się nie zrobi.”

 

I tak od owego 12 grudnia jesteśmy świadkami, kibicami/krytykami podejmowanych przez nią decyzji. Mając w pamięci kompetencje jej poprzedników i poprzedniczek warto przypomnieć, że Barbara Nowacka to osoba, która szkołę ostatni raz oglądała w maju 1994 roku, kiedy zdawała maturę w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Reytana w Warszawie. Później już nigdy z żadnymi szkołami nie miała nic wspólnego. Co gorsze – jej najbliżsi współpracownicy – z wyjątkiem Izabeli Ziętki – także nie mają w swoim dorobku lat pracy nauczycielskiej – oczywiście nie mam na myśli doświadczeń w szkołach wyższych. Aby mnie pani Katarzyna Lubnauer nie oskarżyła o przemilczanie jej dorobku zawodowego, śpieszę donieś, że nie tylko ze źródła mojej pamięci (wszak znam ją od 1993 roku, kiedy wstąpiła do Unii Demokratycznej), ale i z Wikipedii wiem, że „krótko pracowała jako nauczycielka w VIII Liceum Ogólnokształcącym”.

 

Powie ktoś, że po to, aby zarządzać siecią piekarni nie trzeba umieć zagniatać i wypiekać chleby i bułki, a aby być prezesem spółki komunikacji miejskiej nie trzeba być doświadczonym motorniczym tramwajów albo kierowcą autobusów. Tak, to prawda – w tego typu menedżerskim zarządzaniu nie trzeba. Ale…  Ale czy zgodzilibyśmy, aby szefem sieci banków został ktoś, kto nigdy w banku nie pracował?

 

Niestety, skład obecnego rządu pełen jest takich, a nawet jeszcze większych, absurdów.  Ministrą Zdrowia  jest Izabela Leszczyna, która z placówkami ochrony zdrowia nigdy nie miała nic wspólnego, ale za to  . „pracowała jako nauczyciel polonista i współpracowała z nauczycielami oraz dyrektorami szkół i placówek oświatowych jako konsultant Regionalnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli „WOM” w Częstochowie.

 

Za to ministrem obrony został lekarz z zawodu – Władysław Kosiniak-Kamysz, który wojska nie miał szansy poznać nawet podczas studiów, bo za jego czasów studenci nie mieli już studium wojskowego.

 

W wolnej chwili poczytajcie w Wikipedii  biogramy pozostałych ministerek i ministrów i zobaczcie jakie były ich doświadczenia zawodowe i jakim obszarem życia naszego państwa teraz kierują…

 

Na zakończenie nie mogę się powstrzymać przed poinformowaniem, że za chwilę wychodzę, aby zdążyć na godzinę 12:30  do EC 1, gdzie w sali Besement hal, w ramach trwających tam od piątku „Igrzysk Wolności”, odbędzie się panel dyskusyjny na temat „Jak mądrze i trwale reformować system oświaty?”.Oto screen fragmentu programu tego wydarzenia:

 

 

 

Oczekujcie relacji z mojej tam obecności…

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz 

 

 

P.s. 

Tuż przed zamieszczeniem tego tekstu na OE dotarła do mnie informacja, ze – niestety – pan prof. Roman Leppert, z powodu choroby, nie będzie uczestniczył w debacie, jak to zapowiedziano w programie „Igrzysk Wolności”. [WK]

 

 

 

 



 

Realizując deklarację, złożoną w zamieszczonym w miniony czwartek materiale O pewnej niespodzianej, acz baaardzo spóźnionej, reakcji na mój Felieton nr 527”, że „wyjaśnię pani Dorocie Wojtuś o co mi chodzi i co chcę osiągnąć, gdy zamieszczam – liczne – teksty o sytuacji kadrowej w ŁCDNiKP – po przejściu na emeryturę Janusza Moosa – twórcy i wieloletniego dyrektora tej placówki , dopiero w najbliższym felietonie”, przystępuję do owych wyjaśnień:

 

Zacznę od tego, że zacytuję początkowy fragment pani komentarza:

 

Od jakiegoś czasu czytam Pana felietony dotyczące tego, co się dzieje w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego i zachodzę w głowę, o co Panu chodzi. Co chce Pan w ten sposób osiągnąć? Nie miał Pan okazji poznać specyfiki naszej pracy „od środka”, więc nie rozumiem takiego zaangażowania. Proszę pamiętać, że tu wciąż pracują ludzie, którzy przez lata wkładali ogromny wysiłek w budowę marki ŁCDNiKP.”

 

To prawda – nie miałem okazji poznania specyfiki waszej pracy „od środka”, ale widocznie pani nie wie, że towarzyszę działalności ŁCDNiKP  nie tylko od chwili jego powstania, ale jeszcze wcześniej – gdy było to Wojewódzkie Centrum, a nawet jeszcze wcześniej, kiedy w 1996 roku ówczesny zastępca dyrektora WODN – mgr inż. Janusz Moos postanowił utworzyć w naszym mieście Wojewódzkie Centrum Kształcenia Praktycznego i stanąć na jego czele. Przez te wszystkie następne lata byłem nie tylko obserwatorem, ale także obiektywnym recenzentem działalności wszystkich tych placówek. I znałem wiele osób tam zatrudnionych, a przede wszystkim samego ich szefa – Janusza Moosa. I doskonale wiem, że wkładali oni ogromny wysiłek w budowę marki ŁCDNiKP. I właśnie jej dezawuowanie przez panią Południkiewicz, wykreślanie najmniejszych śladów dorobku z Centrum z czasów gdy  kierował tą placówką jej Twórca, jest – między innymi – powodem mojego, nieustającego zaangażowania w dochodzenie prawdy o wszystkich niejasnych, a często bezprawnych sytuacjach, jakie mają tam miejsce od 1 września 2023roku.

 

Dalej napisała pani w swoim komentarzu: „Pana felietony nie stawiają nas w dobrym świetle, nie przysparzają nam nowych klientów i nie wpływają na pozytywną atmosferę pracy. Bardzo nas to boli.

 

Pominę tu problem nazywania odbiorców (statutowych) działań ŁCDNiKP  „klientami” – i to bez cudzysłowu. Ale w którym moim tekście krytykowałem codzienną aktywność  pracowników Centrum? Może znajdzie pani taki, bo ja nie mogłem. A napisałem i zamieściłem na stronie OE tych tekstów, począwszy od 3 czerwca 2024  – do Felietonu nr 536 już 17! I ten felieton jest kolejnym, którego wszak nie byłoby, gdyby nie pani komentarz , którego treści nie mogłem pozostawić bez mojej odpowiedzi.

 

 

Ostatnim zdaniem w pani komentarzy jest to stwierdzenie: „Jednak my, wieloletni pracownicy chcemy spokojnie pracować dalej…”

 

Nie wiem kogo miała pani na myśli posługując się zaimkiem :”my”. Może w pani i jeszcze paru osób, bo chyba nie tych pozostałych, którym styl sprawowania swojej funkcji przez nowe kierownictwo tej placówki, a zwłaszcza  zastępcę dyrektorki (!) pan Piotr Szymański – jak słyszałem wchodzący także w rolę jej bodyguarda – bo w jakimże innym celu pojechał z nią na Forum Dyrektorów Placówek Doskonalenia Nauczycieli, które odbyło się 2 października w ORE?  A owym stylem jest coś, co jest rodem z minionej epoki, w którym najważniejszym obowiązkiem pracownika jest poświadczenie swej obecności (tylko patrzeć jak będą wprowadzone „karty pracy” podbijane przy wejściu i wyjściu), krążący po korytarzach ów pan zastępca, podsłuchujący pod drzwiami pomieszczeń co się za nimi dzieje…

 

A przecież już nawet w korporacjach doszli do wniosku, że jakość pracy osoby zatrudnionej wzrasta w klimacie pozbawionym stresu i lęków, w atmosferze zaufania, wolności form jej realizacji…

 

A poza tym, to – po analizie realizatorów ewentów, którymi chwali się ŁCDNiKP na swojej (nowej – oczywiście) oficjalnej stronie i na Facebooku dochodzę do wniosku, że coraz rzadziej można znaleźć  tam nazwiska etatowych pracowników Centrum, bo są do ich realizacji zatrudniani (za duuuże pieniądze) SPECJALIŚCI z zewnątrz!

 

A odpowiadając na pytanie „co chcę osiągnąć” – odpowiadam:

 

Chcę osiągnąć powrót do praworządności, do działań organu prowadzącego zgodnego z obowiązującym prawem, do zapewnienia Łódzkiemu Centrum Kształcenia Praktycznego kierownictwa, które nie będzie „ustosunkowane”, a kompetentne i przygotowane do kontynuowania dotychczasowego dorobku tej – jeszcze nie tak dawno – jednej z czołowych ośrodków doskonalenia nauczycieli w skali kraju!

 

 

Kończę ten felieton nadzieją, że do aktywnej i twórczej pracy w Ośrodku Nowoczesnych Technologii Informacyjnych powróci z urlopu dla poratowania  jego wieloletnia kierowniczka –  Lidia Aparta, że stan zdrowia pani wicedyrektorki Anny Koludo taże pozwoli jej na dalszą dzialalnśc, i pani – pani Doroto Wijtuś  –  nie będzie musiała z nie wszystkie nieść tego ciężaru odpowiedzialności za to co dzieje się w tym ośrodku.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

P.s.

 

Za pośrednictwem Facebooka przesłałem Pani Dorocie Wojtuś  plik PDF z linkami do wszystkich 17 moich tekstów, któych przewodnim motywem była sytuacja w LCDNiKP

 

 



 

Zaczynam pisanie tego felietonu jeszcze w sobotę – w Międzynarodowym Dniu Nauczyciela. Gdy zamieszczałem  okolicznościowy materiał na OE, niechcący uruchomiłem wspomnienia sprzed lat, kiedy  to ja byłem uczniem i składałem życzenia z okazji tego dnia swoim nauczycielkom i nauczycielom – zwłaszcza polonistce z „Budowlanki” – Pani Wiktorii Kupiszowej. Ale wtedy Dzień Nauczyciela  obchodzony był 20 listopada. Został on ustanowiony w 1957 roku, podczas Światowej Konferencji Nauczycielskiej w Warszawie, kiedy to ustalono, że dzień 20 listopada będzie Międzynarodowym Dniem Karty Nauczyciela i świętem nauczycieli. I dlatego 20 listopada 1960 roku, wraz z trzema moimi kolegami – jako „Klub Kula” in corpore – stawiliśmy się w godzinach wieczornych, z kwiatami, w mieszkaniu naszej Pani Profesor, a ja odczytałem, specjalnie na tą okoliczność napisane, wierszowane życzenia. Oto ich obszerny fragment:

 

[…] A więc: Tyle życzę zdrowia,

(Jakże nastrój jest podniosły)

Ile razy wzrost pogłowia

W szkole – na barany, osły…

 

Ile będzie wokół Ziemi

Za lat dziesięć mknąć sputników,

Ile nowych odkryć w chemii,

Ile w Polsce satyryków…

 

Ile dni już film „Krzyżacy”

Na „Baltyku” jest ekranie.

Tyle szczęścia życzę w pracy,

Pomyślności!  A grosza nie?

 

Forsy – tyle, ile razy

„Cymbał” rzekła Pani w klasie…

(Ale przyznam, be obrazy:

Cymbał brzmi, gdy weń puka się!)

 

Życzę jeszcze tyle serca

I uśmiechów wszystkich ludzi,

Ile drgań było u Hertza,

A „brudenszaftow” przy wódzi. […]

 

Wybaczcie ten przydługi cytat – możliwy, dzięki temu, że mam w domowym archiwum zeszyt z rękopisami moich młodzieńczych rymowanek – ale dobrze ilustruje on charakter naszych relacji uczeń-nauczyciel z Panią Kupiszową.

 

Rok później byliśmy całą naszą czwórką już w I klasie 3-letniego Technikum Budowlanego, a ja dopiero co zostałem wybrany na przewodniczącego Szkolnego Samorządu Uczniowskiego. I w tej roli prowadziłem zwołaną z tej samej okazji ogólnoszkolną akademię.

 

Tyle wspomnień o Dniu Nauczyciela z moich czasów uczniowskich. Ale wypada podzielić się moimi refleksjami, powstałymi pod wpływem choć jednego z prezentowanych na OE w minionym tygodniu materiałów. A był taki, któremu dałem tytuł „Nauczycielom nie wolno przyjmować pieniędzy i prezentów od ucznia, ani jego rodziców”. Gdy zamieściłem link do niego na moim fejsbukowym profilu pojawił się tam jeden tylko, ale krotki komentarz  mojej znajomej nauczycielki, występującej na Fb jako Aneta Ja-Pa*:Zgodnie z prawem nie wolno od dawna.”

 

No właśnie – bo zgodnie z  art. 228 kodeksu karnego „§ 1. Kto, w związku z pełnieniem funkcji publicznej, przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. § 2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”

 

Nie ma wątpliwości, że dotyczy to nauczycieli, wszak nauczyciel jest osobą pełniącą funkcję publiczną, gdyż 11 kwietnia 2007 r. wprowadzono do Karty Nauczyciela zapis przyznający nauczycielowi status funkcjonariusza publicznego.

 

Jaką więc rolę mają pełnić owe wytyczne Ministra Sprawiedliwości? Czy uznał on, ze JEGO  – MINISTRA ADAMA BODNARA słowa będą skuteczniejsze od artykułu Kodeksu Karnego?

 

A na zakończenie tego nietypowego felietonu jeszcze dwie informacje:

 

 

Pierwsza – informuj, że od jutra będę gościem XVIII Kongresu OSKKO. Przewiduję, że nienajlepszy stan mojego zdrowia nie pozwoli mi na uczestnictwo od rana do wieczora, ale obiecuję, że będę zamieszczał na OE relacje, ilustrowane moimi, a może także pozyskanymi od organizatorów, zdjęciami.

 

Druga –  że nadal ŁKO nie podpisał zgody na powołanie – z pominięciem procedury konkursowej – na 5-letnią kadencję dyrektora ŁCDNiKP pani Karoliny Południkiewicz, która w czerwcu br, takiego konkursu nie wygrała, mimo że była jedyną kandydatka, do którego to konkursu startowała po nieomal 10-u miesiącach kierowania tą placówką jako pełniąca obowiązki  dyrektora tej placówki. Czyżby to była sytuacja znana z I Wojny Światowej, gdy żadna ze stron nie kwapiła się do ofensywy i żolnierze tkwili w okopach, a ówczesna prasa mogła jedynie informować: „Na zachodzie bez zmian…” ?

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

*Aneta Ja-Pa, to Aneta JamiołkowskaPabian, liderka ruchu „Budzących się Polonistów”, inicjatorka i organizatorka „Kawiarenek metodycznych”, nauczycielka j. polskiego w Zespole Szkół Gastronomicznych w Łodzi

 

 

 



 

 

Taki był stan rzeczy w niedzielę, kiedy ten tekst powstawał i w jakiej wersji został zamieszczony na Fecebooku:

 

Dzisiaj muszę zacząć ten felieton od informacji, że w sobotę, kiedy przystąpiłem do zamieszczenia  nowego materiału –  jak robiłem to kilka tysięcy razy od dnia uruchomienia strony „Obserwatorium Edukacji” – panel administracyjny zaczął reagować nietypowo i wadliwie. To spowodowało, że tak jak tamten tekst nie znalazł się na stronie OE, tak i dzisiejszy felieton nie pojawi się na stronie OE o stałej porze, czyli najpóźniej w niedzielę w południe. Jednak go piszę, i jeżeli nie uda mi się do tej pory pokonać złośliwość admina – zamieszczę tekst tego felietony na Facebooku – na moim profilu i na fanpage „Obserwatorium Edukacji”. Oczywiście – wszystkie teksty  nie zamieszczone na OE w swoim czasie – pojawią się na tam kiedy tylko przeszkoda zostanie pokonana.

 

 

Ale dzisiaj – w poniedziałek 30 września – mogę  go już zamieścić we właściwym formacie:

 

Z tematów, które prezentowałem na stronie OE w miniony tygodniu, dwa wywołały u mnie strumień refleksji: „Oby tylko ta inicjatywa nie skończyła  się „urawniłowką”. Jak było „za komuny”* i  „Trzy posty o aktualnych problemach szkół z bloga teoretyka wychowania”**. A konkretnie pierwszy przywołany tam post z bloga prof. Śliwerskiego, zatytułowany „Ekspert Krajowej Izby Gospodarcze zwraca uwagę na kwestię kształcenia zawodowego”.

 

W tym pierwszym tytule zawarłem moją obawę co do projektu wypracowania  Profilu Absolwenta i Absolwentki, obawę „weterana” , który przeszedł machinę szkoły peerelowskiej i wokół którego autorzy ówczesnego systemu edukacji rozpinali sieci i mamili wizją „wychowania człowieka socjalizmu”. Oświadczam – nieskutecznie!

 

Uspokoiłem się trochę po tym, jak zapoznając się z relacją z Konferencji  „Tym razem twórzmy to wspólnie – zaczynamy konsultacje Profilu Absolwenta i Absolwentki” –  dostępną na YoyTube .

 

To bardzo twórcze podejście – konstruowanie modelu absolwenta z trzech elementów: wiedzy, kompetencji i sprawczości. Nie miejsce tu na rozwijanie tej koncepcji – możecie na ten temat przeczytać – n.p. na stronie IBE. Ja od siebie mogę jedynie wyrazić moją nadzieję, że nie skończy się ta idea profilu na rozważaniach teoretyków i konferencjach, że rzeczywiście dojdzie do konfrontacji z nauczycielkami/ami-praktykami – ale tymi otwartymi na zmianę, a nie wypalonymi weteranami, którzy na kilka lat przed emeryturą pragną jedynie, aby już nic w ich pracy nie musiało się zmieniać. Bo – jak wiadomo – diabeł tkwi w szczegółach.

 

Jeszcze bliżej mi do drugiego tematu, to znaczy do posta z bloga „Pedagog”, z którego można dowiedzieć się co Krzysztof Bondyra – ekspert Krajowej Izby Gospodarczej sądzi o aktualnym systemie kształcenia zawodowego  w Polsce. Nie może to Was zaskoczeć – wszak wiecie, że 12 lat byłem dyrektorem zespołu szkół zawodowych, a wcześniej 4 lata kierowałem Wojewódzką Poradnią Wychowawczo-Zawodowa. Otóż doświadczenie  tam zdobyte pozwala mi na poczynienie kilku uwag.

 

Po pierwsze: Wszyscy badają rynek i próbują przewidzieć nieprzewidywalne, czyli zapotrzebowanie na określone zawody w przyszłości. Zawsze istnieje jakaś szansa, że część z tych prognoz się sprawdzi. Ale dziwię się, dlaczego nikt dotąd nie zainwestował w szerokie badania losów absolwentów szkół zawodowych – zarówno branżowych jaki i – zwłaszcza – techników. Jaki ich procent pracuje w  wyuczonym zawodzie: po 5-u, ale także po 10-u latach. I jeśli zmienili zatrudnienie w wyuczonym,  to z jakiego powodu i gdzie teraz pracują, A tak ze w jakich formach uzyskali tą nową kwalifikację. Mam głębokie przekonanie, że te informacje są ważniejsze dla podejmowania trafnych decyzji o tym kształceniu tu  teraz.

 

Gdy poruszyłem obszar moich wspomnień z „Budowlanki” nie mogłem nie przypomnieć sobie o – w moim głębokim przekonaniu – bardzo trafnej formule Liceów technicznych, przemianowanych w konsekwencji tzw. Reformy Handkego na licea profilowe. Dawały one ogólne podstawy do późniejszego zdobycia kwalifikacji na poziomie technika w wielu pokrewnych zawodach, w trybie policealnych studiów,  zaplanowanych, w zależności od zawodu, na 0,5, 1 rok lub 2 lata. Szkoda, ze projekt ten upadl, nie znalazłszy wsparcia ani w ministerstwie, ani wśród organizacji przedsiębiorców.

 

Zastanawia  mnie także jak radzą sobie Amerykanie, których gospodarka, a szczególnie przemysł, nie mogą być uznane za przestarzałe.  Bo tam nie ma szkół zawodowych w formule dominującej w Eurpie, a zwłaszcza w Niemczech i w Polsce. Proponuję, nie tylko pracownikom MEN, którym bliski jest nurt edukacji przygotowujący – szczególnie do zawodów „nieumysłowych”, ale także menedżerom odpowiedzialnym za nabór pracowników w przedsiębiorstwach, aby zapoznali się z popularną w USA formą School to Work (przejście ze szkoły do pracy).

 

Nie mogę nie napisać nic o aktualnej sytuacji na łódzkim podwórku oświatowym, gdzie od kilkunastu miesięcy dzieją się „kadrowe cuda” w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego. Otóż w minionym tygodnie wszytko jest tam nadal „w zawieszeniu” – Pan Kurator przez cały ten tydzień nie podpisał pisma, w którym wyraża zgodę na powołanie pani Karoliny Południkiewicz na 5-letnią kadencję, z pominięciem procedury konkursowej, na stanowisko dyrektora ŁCDNiKP.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Przed tygodniem najważniejszy tematem  Felietonu nr nr 535  było powołanie przez Ministrę Nowacką nowego dyrektora CKE , którym został łodzianin Robert Zakrzewski, a także  o pilnej konieczności  radykalnego uwspółcześnienia sposobu przygotowania przyszłych nauczycieli w szkołach wyższych. Myśląc już od piątku o czym mam pisać dzisiaj nie miałem wątpliwości: wszak obiecałem, że wrócę do problemu zasygnalizowanego w czwartek, w materiale „Co najmniej dyskusyjna strategia Magistratu postawienia na swoim”. Nie wiem, czy zostanie jeszcze trochę miejsca, gdy się z tej deklaracji wywiążę, na inne aktualne tematy.

 

Przeto – ad remus:

 

Napisałem tam wtedy, że „decyzja o powołaniu pani Poludnikiewicz na 5-letnią kadencję powstała po tym, jak Magistrat dogadał się w tej sprawie z Łódzkim Kuratorem Oświaty, który przystał na ten projekt”.  Otóż dziś już wiem, że do końca ub. tygodnia Pan Kurator  Janusz Brzozowski takowej, oficjalnej, opinii nie podpisał. Natomiast dowiedziałem się – z wiarygodnego źródła – że w minionym czasie kilkakrotnie gościł w ŁKO pan dyrektor Jarosław Pawlicki i rozmawiał z Panem Kuratorem. Można się jedynie domyślić, ze były to negocjacje, po których pan Pawlicki wyszedł z przekonaniem, ze na propozycję powołania, bez konkursu, pani Południkiewicz na 5-letnią kadencję dyrektora ŁCDNiKP  uzyskał od Kuratora ustną obietnicę zgody. To tłumaczyłoby tę decyzję zwołania owego posiedzenia 8-osobowej Rady Pedagogicznej Centrum Kształcenia Praktycznego. Najbliższe dni pokażą czy tak się stanie , już w formie oficjalnego pisma LKO.

 

A przy okazji owego zabytku o ciągle, acz nieprawnie, nazywanego Centrum Kształcenia Praktycznego. Nie wiem czy władze oświatowe Łodzi wiedzą, że twór ten powstał, jako samodzielna placówka, w 1996 roku, na podstawie, już dawno uchylonego Rozporządze MEN z dn. 2 kwietnia 1996 r które najpierw zostało zastąpione Rozporządzeniem MEN z dn. 13 czerwca 2003 roku. Ale i ono już nie może stanowić podstawy dla funkcjonowania CKP od dnia wejścia w życie Ustawy Prawo oświatowe, która w art.2 p. 4 dopuszcza jedynie funkcjonowanie centrów kształcenia zawodowego oraz branżowych centrów umiejętności

 

 

Nie przypuszczam, aby opisany w Rozporządzeniu MEN z dnia 8 września 2023 r.w sprawie ramowych statutów: publicznej placówki kształcenia ustawicznego, publicznego centrum kształcenia  zawodowego i publicznego branżowego centrum umiejętności model tych placówek przewidywał ich funkcjonowania w w jednej strukturze organizacyjnej z placówką doskonalenia nauczycieli.

 

Dlatego, wiedząc, że tekst ten  ma szanse przeczytać Pani Wiceprezydent Małgorzata Moskwa-Wodnicka, apeluj o podjęcie strategicznej decyzji o wyłączeniu owego  „historycznego” tworu jakim jest CKP i powołaniu – z zachowaniem zgromadzonej  przez lata bazy i kadry – samodzielnego Branżowego Centrum Umiejętności.

 

x          x          x

 

Na zakończenie jeszcze dwa zdania na temat co sądzę o tak „wspaniałym” dla wnioskujących o przeprowadzenie owej RP CKP wyniku głosowania: z ośmiu oddanych głosów tylko jeden był przeciw.

 

Otóż w moim głębokim przekonaniu nie oznacza to, ze wszyscy  którzy oddali glos na „tak” są zachwyceni rządami pani Południkiewicz i pragnę, aby była ich przełożoną przez następnych 5 lat. Oni po prostu boją się…

 

Że to jest bardzo prawdopodobna hipoteza zaświadcza tekst, który zamieściłem wczoraj na OE: Prawda o tym jak pracuje się w ŁCDNiKP pod dyrekcją pani Południkiewicz”.

 

I tylko nadal nie potrafię wytłumaczyć – sobie i Wam – kto za tak upartym i na przekór oczywistym faktom o szkodliwości  „dla sprawy” jakości działania tej placówki oświatowej  od tak dawna i z takim uporem podejmowanych  kolejnych decyzji stoi,

 

Bo nie chce mi się wierzyć, że ową panią lansuje Pani Wiceprezydent….

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Drugi tydzień nowego roku szkolnego zakończył się wspaniałą informacją, ogłoszoną w piątek po południu na stronie MEN, o czym poinformowałem, przytaczając wczoraj ten tekst na OE, czyli, że ministra Nowacka powołała na nowego dyrektora CKE łodzianina Roberta Zakrzewskiego. Zanim o tym się dowiedziałem, rozmyślałem co uczynić wiodącym wątkiem tego felietonu. I wówczas postanowiłem, że podzielę się moimi przemyśleniami, jakie zrodziły mi się po lekturze komentarzy, które pojawiły pod wpisem na moim fejsbukowym profilu odsyłającym do zamieszczonego na OE materiału p.t. W sprawie doskonalenia nauczycieli z MEN rozmawiają tylko przedstawiciele ZNP”

 

Zacznę od tego, że na komentarz prof. Dziemianowicz zareagowałem,  że podzielam jej pogląd o tym, iż  nauczycieli trzeba zupełnie inaczej kształcić. Teraz dodam, że od wielu już lat głoszę, że aktualne kształcenie przyszłych nauczycieli w szkołach wyższych powinna zostać radykalnie zmienione. Ostatni raz  było to 4 lipca tego roku, gdy na OE – w materiale, który zatytułowałem O tym, że nie da się odmienić edukacji bez zmian w kształceniu nauczycieli” przywołałem z „Portalu dla Edukacji tekst p.t. „Studia pedagogiczne to za mało. Trzeba zmienić modele kształcenia kadry nauczycielskiej”.

 

Z tego co pamiętam, to we wszystkich tekstach mojego autorstwa na ten temat pisałem, że powinno tam być mniej książkowych teorii „jak uczyć” a więcej kontaktów z praktykami-innowatorami metodyki nauczania konkretnych przedmiotów, a przede wszystkim dużo większa dawka praktyk pedagogicznych w dobrych szkołach – podstawowych i średnich. I pisałem także o konieczności powrotu do formuły „szkół ćwiczeń” przy każdej uczelni kształcącej przyszłych nauczycieli. O roli tej formy wyposażania przyszłych nauczycieli w ich pierwsze doświadczenia pod okiem dobrych nauczycieli zostałem utwierdzony podczas realizowania  w latach 2019 – 2012 w Wyższej Szkole Pedagogicznej unijnego projektu „Praktyka na miarę szyta. Program praktyk pedagogicznych podnoszących jakość kształcenia”. Byłem rzecznikiem prasowym tego projektu, a w wydanej po jego zakończeniu książce „Dobre praktyki pedagogiczne szansą innowacyjnej edukacji” – pracy zbiorowej pod redakcją Doroty Podgórskiej-Jachnik są dwa moje teksty, z których drugi nosi tytuł „Obraz praktyk pedagogicznych w doświadczeniach osobistych studentek i studentów edukacji wczesnoszkolnej”.

 

I jeszcze kilka zdań, w których opowiem co zrobiłem po przeczytaniu komentarza weterana  walki o doskonalenie polskiej oświaty – Jarosława Kordzińskiego. Otóż przypomniałem sobie aktualny stan prawny, dotyczący doskonalenia nauczycieli. Nie będę dzisiaj podejmował tematu ośrodków doskonalenia nauczycieli (o tym może w którymś z następnych felietonów, kiedy dojrzeję do poinformowania o aktualnej sytuacji w ŁCDNiKP), a teraz przypomnę jedynie co prawo oświatowe mówi o doskonaleniu prowadzonym na terenie szkoły.

 

Aby nie obciążać treści felietonu obszernymi cytatami odsyłam do tekstu ze strony „LIBRUS SZKOŁA”, zamieszczonego tam 26 lutego 2024 r.: „Doskonalenie zawodowe nauczycieli” Tutaj proponuję tylko – w formie  „zrzutu z ekranu” – fragmentem tego tekstu”

 

 

Czyli to, w jakich formach to doskonalenie nauczycieli jest prowadzone w konkretnej szkole  zależy jedynie od tego, jakie poglądy na ten temat ma dyrektorka/dyrektor szkoły, czy chce aby ich szkoła była w nurcie eduzmieniaczy, czy jest na bieżąco z głoszonymi tam postulatami, czy może chce jedynie „odfajkować” to co nakazują jej/mu przepisy…

 

 

A teraz pora powrócić do radosnej wieści, ogłoszonej przez MEN: „Robert Zakrzewski dyrektorem Centralnej Komisji Egzaminacyjnej”. Do informacji o nowym dyrektorze CKE, zawartych w tym przytoczonym tekście, oraz do podlinkowanych przy Jego nazwisku odsyłaczy do informacji biograficznych na Wikipedii  oraz ze strony Elżbiety Żądzińskiej dodam jeszcze, że udało mi się ustalić co kryje się za owym lakonicznym stwierdzeniem na stronie MEN, że „pracował też jako nauczyciel chemii w liceach w Łodzi”. Otóż pan Robert Zakrzewski był siedem lat nauczycielem chemii w mającym opinię najlepszego, łódzkim I Liceum Ogólnokształcącym im. M. Kopernika (w latach 2008-2015), a także jeden rok (1999-2000) w XV LO im. J. Kasprowicza w Łodzi. Ustaliłem także, że członkiem Rady Naukowej Centralnej Komisji Egzaminacyjnej był w latach 2015–2019. Współpracował też Okręgową Komisją Egzaminacyjną w Łodzi w zakresie tworzenia materiałów egzaminacyjnych oraz organizacji egzaminu maturalnego z chemii. Te informacje pozyskałem ze strony niezawodnej „Gazety Wyborczej” która  zamieściła na swej stronie tekst Był nauczycielem chemii i dydaktykiem. Teraz Robert Zakrzewski pokieruje CKE”

 

Z moich prywatnych kontaktów z osobami, które w latach kiedy pan Robert Zakrzewski studiował chemię na UŁ byli tam nauczycielami akademickimi wiem, że już wtedy dał się poznać jako wybitny student.

 

Podsumowując ten wątek: Jestem mile zaskoczony tą decyzją komisji konkursowej. Wierzę, że będzie to nie tylko zmiana personalna, ale przede wszystkim jakościowa – nie tylko w pracy urzędu CKE, ale przede wszystkim w wypracowaniu i wdrożeniu nowego podejścia do samych egzaminów maturalnych. Obiecuję, że będę na bieżąco monitorował działalność CKO pod nowym kierownictwem i niezwłocznie zamieszczał aktualne informacje na „Obserwatorium Edukacji”.

 

 

Wiem, wiem: w wielu fragmentach był to bardziej esej niż felieton, ale inaczej nie potrafiłem przekazać tego wszystkiego, czym chciane się z Wami podzielić.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 

 



 

 

Za nami pierwszy, UPALNY, tydzień nowego roku szkolnego. Jak już wiecie – nie ma prawnej podstawy, aby dyrekcje szkół mogły z tego powodu, co wolno im robić z powodu  silnych mrozów, skracać lekcje, albo w ogóle je zawiesić i przejść na naukę zdalną, jak to mają przetrenowane podczas pandemii COVID.

 

Tydzień ten obfitował w wiele zamieszczanych w licznych mediach materiałów o tym jak działa MEN oraz jak powinna być reformowana polska szkoła, z których – moim zdaniem – najbardziej typowe i wartościowe, zamieściłem na OE. Jak to mówią – nic dodać nic ująć.

 

A komentowanie wystąpienia pana Macierewicza podczas inauguracji roku szkolnego w tomaszowskiej szkole uważam, że byłby to czas stracony – mój i Wasz, a poza tym – jaki jest sens komentowania czegoś, co jest „oczywistą oczywistością”….

 

A gdy już jestem myślami w skali makro pomyślałem, że nie mogę nie podzielić się refleksjami, jakie mam po kolejnych odwiedzinach oficjalnej strony

 

A tam w ostatnich dwu tygodniach zamieszczono takie informacje z kategorii „nasi wśród najlepszych”:

 

>3 września: Najmłodsi informatycy z medalami Europejskiej Olimpiady Informatycznej Juniorów

 

>5 września: „Polska na czele europejskiej rodziny” – konkurs plastyczny dla uczniów szkół podstawowych

 

>6 września: Polak zwycięzcą Międzynarodowej Olimpiady Ekonomicznej!

 

>27 sierpnia: Międzynarodowa Olimpiada z Astronomii i Astrofizyki – 4 medale i wyróżnienie dla polskich uczniów

 

>26 sierpnia: Polacy z 3 medalami XX Międzynarodowej Olimpiady Geograficznej w Irlandii

 

 

Czyżby aktualne kierownictwo resortu, odpowiadającego za tworzenie warunków  wpływających na jakość pracy polskich szkół, kontynuowało strategię gierkowskiej polityki „propagandy sukcesu”?

 

Jakiż to piękny parawan, przysłaniający obraz ”szkoły w kryzysie”, uzasadniający  przekonanie, że nie ma powodu do definitywnego odejścia od tego XIX-wiecznego modelu pruskiej szkoły i zaprojektowania, a potem konsekwentnego budowania, szkoły odpowiadającej na potrzeby świata przyszłości – skoro ta jaka jest owocuje takimi sukcesami?

 

Ale czy sukcesy owych medalistów to owoc dobrego systemu szkolnego, czy konkretnych nauczycieli, na których szczęśliwie trafili owi – bezsprzecznie uzdolnieni – uczniowie?

 

Czy nie jest to tak, jak z budową Huty Katowice , albo tzw. „gierkowki” za tegoż Gierka? Wszak nie zmieniło to faktu, że gospodarka państwa w tym samym czasie wpadała w coraz głębszą zapaść, która doprowadziła do strajków sierpnia 80 i upadku owego towarzysza I sekretarza kilka dni po podpisaniu „Porozumień Gdańskich” w stoczniowej sali BHP.

 

Oby nie okazało się, ze do takiej rewolucji dojdzie dopiero wtedy, gdy kierownictwo i urzędników w MEN zastąpi Sztuczna Inteligencja?  No, bo skoro ta „biologiczna”, bez względu na zaplecze partyjne które za nią stoi, która nie jest w stanie zrozumieć, że to już ostatni dzwonek na taką decyzję i niezwłoczne skuteczne działanie?

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

ANEKS

 

Pomyślałem, że należy się Wam wyjaśnienie. Otóż zamieszczając wczoraj informację o sukcesie Mikołaja Wolanina, który znalazł się w 10 finalistów konkursu Global Student Prize, prestiżowej nagrody dla najlepszych studentów, jako jedyny europejczyk, wyraźnie ciesząc się z tego faktu, dałem dowód  stosowania przeze mnie podwójnego systemu ocen. Otóż nie! Zarówno krytykując konkursy uczniowskie, te tak wynoszone pod niebiosa przez MEN, jak i ciesząc się z sukcesu „naszego” Mikołaja, czyniłem to w oparciu o te same kryteria. Bo w konkursie Global Student Prize nagroda trafia do osoby, która realnie wpływa na edukację, życie swoich rówieśników i społeczeństwo”. A w tamtych jedynie za wykazaną w sprawdzianach wąsko-specjalistyczną, „przedmiotową” wiedzę. [WK]

 

 

 

 



 

Nie wiem jak Was, ale mnie  odnotowane na OE wydarzenia minionego tygodnia nie poruszyły na tyle, abym przynajmniej jedno z nich uczynił tematem felietonu.  No, bo – w kolejności chronologicznej – co nowego można powiedzieć na od lat „żelazny” temat braków kadrowych na progu nowego roku szkolnego? Jak trafnie skomentowała tę informację na moim fb profilu łódzka dyrektorka szkoły z 20-letnim stażem – Koleżanka  Iwona Sosnowska : „Myślę, że problem nie jest w tym, że ich nie ma, tylko w tym, dlaczego ich nie ma…

 

Temat poprawkowych egzaminów maturalnych w ogóle nie niesie w sobie nawet grama inspiracji do jakiegokolwiek komentowania, wszak to „stały element gry”, jak w piłce nożnej np. rzut z autu.

 

Podobnie z informacją o proteście świeckich katechetów, w związku z ogłoszoną decyzją MEN w sprawie możliwości łączenia uczniów z kilku klas na lekcje religii. Wszak to oczywista reakcja każdego pracownika, który dowiedział się, ze może stracić pracę.

 

A co do dopowiedzenia swoich przemyśleń może mieć felietonista po zapoznaniu się z informacją o tym jak zareagowała ministra Nowacka na złożony w Sejmie projekt PSL o wychowaniu patriotycznym?  Upublicznione tam jej poglądy nie zawierają żadnych treści, z którymi mógłbym polemizować!

 

Podobnie jest z czwartkowym materiałem o stanowisku nauczycielskich związków zawodowych w sprawie likwidacji komisji dyscyplinarnych – w ich dotychczasowej formule. Tym bardziej, że podobnie krytyczną ocenę o ich funkcjonowaniu wyraził już wcześniej Rzecznik Praw Obywatelskich.

 

Zamieszczona tego samego dnia informacja, że odbyło się drugie spotkanie tematycznej grupy roboczej ds. wynagradzania nauczycieli jest po prostu odnotowaniem faktu, że rozegrano kolejny set meczu w owej klasycznej grze między pracodawcą a reprezentantami pracowników.

 

Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie podjąć w konwencji felietonowego komentarza  tematu z następnego dnia, zawartego w materiale o tym, że mimo odchudzenia podstaw programowych, można nadal używać zeszłoroczne podręczniki. Jednak gdy przeczytałem ten tekst jeszcze raz doszedłem do jedynego możliwego wniosku: To jedyne możliwe do przyjęcia w aktualnej sytuacji rozwiązanie  – wszak cudów nie ma, nie pojawią się na „pstryknięcie palcami” nowe!

 

Pozostał tylko jeden tekst – zamieszczony wczoraj materiał  Kolejna „zaskakująca” decyzja kadrowa w łódzkiej oświacie”. Na pierwszy rut oka mogło się wydawać, że jako ten, który od dłuższego już czasu tropi niezrozumiałe decyzje kadrowe łódzkiego magistratu w oświacie, pójdę tym śladem, jak dobry pies tropiący. Faktycznie – ja tak wczoraj pomyślałem: W niedzielnym felietonie „przejadę się” po dyrekcji Wydziału Edukacji. Ale przez noc mi przeszło, zwłaszcza, kiedy przeczytałem te komentarze pod owym materiałem na moim fb profilu:

 

 

Za daleko już jestem od wydarzeń w łódzkiej oświacie, za mało wiem o ich uwarunkowaniach i kontekstach, abym przypuścił frontalny atak na dyrektora WE UMŁ – dysponując jedynie wersją wydarzeń, zaprezentowaną przez dziennikarkę, która przedstawiła opis wydarzeń, widzianych oczyma nauczycieli tej szkoły i rodziców jej uczniów.

 

No cóż – pozostaje mi wyrażenie rozczarowania, jakie jest moim  (mam nadzieję, że nie tylko moim) udziałem, kiedy zaglądam na oficjalną stronę MEN, na której na 10 dni przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, jako najbardziej eksponowaną informację zamieszczono taki oto news:

 

 

Pierwsze skojarzenie, jakie miałem z tym „sztandarowym” programem, jaki podjęło ministerstwo na kilka dni przed nowym rokiem szkolnym, to skład kierownictwa  tego resortu. Na 6 zasiadających tam osób –  5 to kobiety! Nareszcie – po dwu ministrach płci męskiej, wreszcie jest i szefowa i jej cztery „wice”, które z autopsji wiedzą co to środki higieny menstruacyjnej. Gdy już w każdej szkole (bo i w podstawówkach i w liceach i zawodówkach) będą powszechnie dostępne podpaski, a wykluczenie menstruacyjnej uczennic wreszcie przestanie zagrażać ich wszechstronnemu rozwojowi, można będzie ogłosić, że rządząca koalicja wywiązała się z przedwyborczych obietnic!

 

Przy okazji – warto zauważyć, że wcześniej na tej stronie zostały zamieszczone takie informacje:

 

-Harmonogram egzaminów zawodowych w roku szkolnym 2024/2025

 

-Harmonogram egzaminów w roku szkolnym 2024/2025

 

-Mazowieckie rozmowy o oświacie – spotkanie z nauczycielami w Radomiu,

 

-Mazowieckie rozmowy o oświacie – spotkanie z nauczycielami w Warszawie

 

-Mazowieckie rozmowy o oświacie – spotkanie z nauczycielami w Ciechanowie

 

-Współpraca MEN z CBA

 

 

Nie da się ukryć, że nowe kierownictwo MEN robi co może, aby nie narażać skarbu państwa na koszty ich podróży służbowych. Skoro już wypada zamanifestować, że nie utraciliśmy kontaktu z „terenem”, to rozmowy o oświacie zorganizowano bajbliżej jak to możliwe – w Mazowieckiem…

 

No i – na wszelki wypadek – dobrze jest mieć dobre relacje z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Dzisiejsza niedziela jest ostatnim dniem moich redaktorskich wakacji, czyli okresu, w którym zamieszczałem nowe materiały nieregularnie, to znaczy nie co dzień, i to tylko podejmujące tematy, które uznałem za naprawdę ważne dla czytających OE. Od jutra wracam do codziennych tekstów, z tą różnicą w stosunku do czasu przedwakacyjnego, że nie zobowiązuję się do zamieszczania ich   minimum dwu. Uzasadnieniem tego zubożenia oferty jest coraz gorszy stan mojej sprawności – fizycznej, ale także umysłowej. Po prostu mój kręgosłup buntuje się, kiedy zbyt długo siedzę przed komputerem, a mój poudarowy, starzejący się także mózg najczęściej strajkuje, gdy oczekuję od niego, aby przypomniał mi  najbardziej oczywiste dane. Nawet podczas uruchamiania panelu administracyjnego strony OE zdarza się, że ręka zawisa mi nad klawiaturą, bo nie mogę sobie przypomnieć w który klawisz mam teraz stuknąć…

 

W ogóle – gdyby nie łatwość zdobywania informacji w nieprzebranych zasobach Internetu, gdyby nie Wikipedia, nie potrafiłbym funkcjonować nadal jako redaktor „Obserwatorium Edukacji”.

 

I to by było na tyle, jeśli chodzi o zwierzenia „w temacie” kondycji piszącego te słowa.

 

x          x          x

 

Czym dzisiaj będę Was próbował uraczyć, dzieląc się moimi refleksjami? Jak to już od dłuższego czasu stosuję – nie podejmę się opiniowania tematów, które pojawiły się „na wokandzie” decyzji i wydarzeń minionego tygodnia, które są głęboko osadzone w codziennej praktyce polskich szkół, które najlepiej znają ci wszyscy, którzy są „na pierwszej linii frontu” walki o nowoczesną, przyjazną uczniom i szanującą zawód nauczyciela, szkołę. Jest na Fb takich osób wiele, i na pewno wiecie o kim mówię.

 

A ja puszczę dzisiaj wodze wyobraźni i spróbuję napisać felieton z elementami science fiction. Zaczynem tej fermentacji mojej wyobraźni jest informacja o projekcie uchwały Rady Ministrów w sprawie ustanowienia Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji.

 

Temat – rzeka, a właściwie morze… Ja zacytuję jedynie mały fragment z opracowania „Polityka cyfrowej transformacji edukacji w Polsce (PCTE), zaczerpnięty z części „Wnioski z diagnozy sytuacji społecznej, gospodarczej i przestrzennej;  cz.1. Wprowadzenie – uzasadnienie opracowania”  str. 17:

 

„Technologie informacyjno-komunikacyjne oraz mądrze stosowane, zaplanowane długofalowo metodyki ich stosowania mogą mieć największy wpływ na edukację, gdyż mimowolnie narzucają zmianę metod nauczania oraz indywidualizują pracę uczniów, co obrazuje następujący przykład:

 

Postawa nauczyciela pracującego z platformą edukacyjną w klasie z dziećmi wyposażonymi w tablety będzie wymagała rezygnacji z metod transmisyjnych. Nauczyciel przestaje być „nadajnikiem”, a uczniowie „odbiornikami”. Rola nauczyciela zmienia się mimowolnie na wspierającą uczenie się indywidualne ucznia pracującego z aplikacją sterującą zadaniami dziecka.”

[ T.Łukawski, Przełamać niechęć do technologii, „TIK w Edukacji” 2014, nr 4 (5)]

 

Ale zanim „popłynę” łodzią mojej wyobraźni, nie mogę nie zwrócić Waszej uwagi na datę publikacji, z której w owym nowatorskim projekcie przytoczono powyższy tekst:  To rok 2014! Nie jestem informatykiem, nie jestem młodym człowiekiem, przed którym współczesny świat cyfrowy nie ma tajemnic. Ale wiem jedno: AI przed dziesięcioma laty, a jej stan obecnie, to dwie różne epoki. Posłużę się wiedzą, jaką pozyskałem z publikacji „Historia i teraźniejszość sztucznej inteligencji” :

 

[…] W 2011 zapadł się kolejny bastion, gdzie panował człowiek, bo komputery nauczyły się rozumienia języka naturalnego, czyli naszego języka, którym posługujemy się na co dzień. Komputer IBM Watson zagrał w amerykańską wersję teleturnieju Va banque i zwyciężył z dwoma najlepszymi graczami. Gra Va banque polega na tym, że trzeba odpowiadać na pytania prowadzącego formując własne pytania. […]

 

Dzisiejsza AI potrafi już komponować piosenki, pisać scenariusze filmowe i artykuły prasowe, malować obrazy, prowadzić samochody i wykonywać prace polowe. Nadzoruje systemy w inteligentnych miastach, fabrykach i domach. Posiadamy potężne algorytmy AI, które diagnozują choroby, opisują zdjęcia przy pomocy słów i prowadzą autonomiczne samochody. Powstają też systemy służące do obsługi klienta, takie jak Soul Machines, czyli cechujące się empatią awatary, które wyglądają jak prawdziwi ludzie. Mogą one zastąpić w 100% ludzi w obsłudze klienta i osiągają 40% współczynnik rozwiązanych problemów bez udziału człowieka. […]

 

[www.petrospsyllos.com/pl/blog/]

 

 

Przepraszam, że i dzisiejszy tekst jest w mało felietonowym stylu. Jednak nie mogłem sobie odmówić powołania się na wiarygodne źródła wiedzy o aktualnym stanie praktyki stosowania technologii cyfrowych, których najwyższym przejawem jest AI. Bo gdy wczytacie się w ów –  rzekomo bardzo postępowy – projekt uchwały Rady Ministrów w sprawie ustanowienia Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji, to nie mam wątpliwości, że dojdziecie  do podobnych wniosków, do jakich ja doszedłem. Że to projekt spóźniony o owe 10 lat, a zanim  będzie on wcielany w życie, to będzie spóźniony o kilkanaście lat. Jako ilustrację tej tezy zacytuję fragment tego projektu. Będą to cztery pierwsze punkty z załącznika 3. do Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji [Źródło  –  TUTAJ]

 

3.Nowe technologie, w tym sztuczna inteligencja w szkole

 

1.Opracowanie wytycznych w zakresie stosowania przez uczniów i nauczycieli systemów opartych na sztucznej inteligencji w procesie uczenia się i kształcenia.

 

2.Opracowanie przykładów wykorzystania sztucznej inteligencji do przygotowania nauczyciela w zakresie indywidualizacji pracy z uczniem i prowadzenia zajęć ze swojego przedmiotu.

 

3.Opracowanie wskazówek i przykładów dotyczących możliwości wykorzystania generatywnej sztucznej inteligencji w nauczaniu i przekierowania efektów kształcenia z wiedzy na umiejętności.

 

4.Przygotowanie i uruchomienie projektów mających na celu współpracę szkół, uczelni, placówek doskonalenia nauczycieli i innych instytucji w zakresie rozwoju aktywizujących metod nauczania w obliczu rozwoju sztucznej inteligencji. […]

 

 

Są to zadania, które w projekcie przewidziano na lata 2024, 2025, 2026.

 

Zamykam oczy i na chwilę puszczam wodze mojej wyobraźni:

 

Widzę 58-letnią nauczycielkę j. polskiego, która studia na podstawie których uzyskała uprawnienia do nauczania ukończyła w roku 1990. W grudniu tego roku Tim Berners-Lee stworzył podstawy HTML i pierwszą stronę internetową. Dwa lata później została napisana pierwsza graficzna przeglądarka WWW. W roku 1998 powstała spółka Google Technology Inc., a w listopadzie 2004 powstała przeglądarka Mozilla Firefox. Owa nauczycielka ma co prawda laptopa, którego otrzymała od władz oświatowych, ale daleko jej do swobody czerpania ze skarbnicy wiedzy w Internecie, z jaką czynią to jej uczniowie aby napisać pracę domową na zadany im temat, który wymaga znajomość lektur obowiązkowych, których nie czytali. Bo też to nie oni są autorami tychże opracowań, a AI…

 

Oczywiście wiem, wiem, że jest wiele nauczycielek i wielu nauczycieli z ponad trzydziestoletnim stażem, którzy nieźle sobie radzą z technologiami cyfrowymi i potrafią  posługiwać się nimi podczas prowadzonych przez siebie lekcji. Ale są i tacy, dla których jest to próg nie do przeskoczenia. A nie za bardzo ma kto ich zastąpić…

 

A ta cała Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji przypomina mi wielkie osiągnięcie władz oświatowych sprzed kilkunastu laty, kiedy za symbol postępu w dydaktyce robiły tablice interaktywne. A tak naprawdę, to zmiana polegała na tym, że można było zrezygnować z kredy. Bo system nauczania jaki był, takim pozostał…

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

Nie będę udawał, że jest inny „gorący temat” z minionego tygodnia, niż odwołanie w piątek ze stanowiska dyrektora CKE Marcina Smolika. Niechaj inni analizują merytoryczne powody które do takiej decyzji musiały doprowadzić, ja skomentuję jedynie to, co w kadencji tego pana jest najbardziej zaskakujące.

 

A owym elementem zakrawającym na mały cud jest fakt pełnienia tego przez doktora językoznawcę anglistyki Marcina Smolika owego tak ważnego stanowiska przez ponad 10 lat (!), podczas gdy jego przełożonymi było pięcioro osób na stanowisku ministra edukacji, (lub edukacji i nauki). Młodszym czytającym przypominam, że powołała go na dyrektora CKE w lipcu 2014 roku minister Joanna Kluzik-Rostkowska (PO). I okazał się on „teflonowym dyrektorem” – „nie do ruszenia” przez troje kolejnych szefów resortu z PiS: Annę Zalewską, Dariusza Piontkowskiego i nawet przez takiego „reformatora” jakim był Przemysław Czarnek! A aktualna ministra Barbara Nowacka z KO potrzebowała na podjęcie tej – od dawna przez środowisko oświatowe oczekiwanej decyzji – aż 8 miesięcy!

 

Wiem, wiem, czytałem, że trwało to tak długo, bo nie chciała zaburzać cyklu pracy tej instytucji. Dobrze że lekarze na OIOM-ach nie czekają z zabiegami ratującymi życie pacjentów, którzy zgłosili się tam wieczorem, do zakończenia cyklu dobowego, czyli do poranka dnia następnego…

 

x            x           x

 

Po raz pierwszy o Marcinie Smoliku napisałem w maju 2019 roku w Felietonie nr 217 „Tajemnice i ciekawostki – nie tylko z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej”. Dziś przytoczę jeden fragment tamtego tekstu:

 

[…] Podczas penetracji internetu w poszukiwaniu informacji o jego drodze zawodowej stwierdziłem, że jest to rzadko spotykana osoba, która bardzo konsekwentnie zadbała o wyczyszczenie wszelkich śladów o swojej przeszłości – wcześniejszej, niż studia na UMCS. Jedyną dokładną datą w jego biografii (nie licząc okresu pracy w CKE)  jest data uzyskania stopnia doktora – 14 maj 2008 . Poza tym  są tam tylko wymienione lata pracy na uczelni – na stanowisku asystenta: 2000 – 2008  i adiunkta: 2008 – 2012.

 

Pan doktor Smolik ukrywa także datę swoich urodzin! Można jedynie przypuszczać, że osoba, która w 2008 roku obroniła pracę magisterska miała wtedy ok. 24 lata, co pozwala na przyjęcie, że pan Marcin urodził się (ale nie wiadomo gdzie, w jakiej rodzinie, czy ma rodzeństwo…) w 1976 roku, czyli że doktorem został w 32. roku życia, a pracę w CKE rozpoczął, gdy miał 36 lat. […]

 

Przez ten czas, który minął od zamieszczenia tamtego tekstu, nic się pod tym względem nie zmieniło. Zaczynam panu Marcinowi współczuć przeżyć z okresu dzieciństwa i młodości – bo musiały to być bardzo traumatyczne lata, skoro tak dokładnie wykasował wszelkie informacje o dwu pierwszych dekadach swego życia…

 

Tyle o tym co było. Teraz najważniejsze jest czym zakończy się konkursowa procedura wyłonienia  nowego dyrektora/dyrektorki CKE. Może to właśnie, po raz pierwszy, będzie to dyrektorka?  Może nie będzie to osoba, która aplikuje do tej posady przede wszystkim dla zaspokojenia swoich aspiracji, a ktoś, kto zna system szkolnictwa nie „z widzenia”, a „od środka”, kto ma szerokie horyzonty poznawcze na proces edukacji, kto w swych wyobrażeniach o funkcji egzaminu jako narzędzia diagnozy posiadanych kompetencji (nie wyłącznie „wykutych” faktów) nie utraci z pola widzenia CZLOWIEKA…  Młodego, najczęściej, człowieka.

 

Włodzisław Kuzitowicz