Archiwum kategorii 'Felietony'

 

Przeglądając edukacyjne wydarzenia minionego tygodnia nie mogłem nie zarejestrować (pominiętego na stronie OE) spotkania, które odbyło się w MEN 18 kwietnia. To wtedy po raz pierwszy z kierownictwem resortu spotkali się wszyscy nowi kuratorzy oświaty. I czytając tę informację uświadomiłem sobie, że ostatni raz prezentowałem nowych kuratorów 15 marca, kiedy informowałem że 2 marca Minister Barbara Nowacka wręczyła akt powołania na Mazowieckiego Kuratora Oświaty Wioletcie Krzyżanowskiej, a 15 tego miesiąca Katarzyna Lubnauer wręczyła Jolancie Skrzypczyńskiej akt powołania na Warmińsko-Mazurskiego Kuratora Oświaty. Materiał ten zakończyłem informacją, że czekamy jeszcze na powołanie  szefów tych urzędów w województwach: lubuskim, świętokrzyskim oraz zachodniopomorskim. I już d tego tematu na OE nie powróciłem,

 

Aby choć w tej formule ten błąd naprawić, śpieszę dziś donieść, że kolejne nominacje nastąpiły:

 

18 marca – w Województwie Lubuskim stanowisko kuratora objął Mariusz Biniewski

 

19 marca – w Województwie Świętokrzyskim stanowisko kuratora objął Piotr Łoje

 

25 marca – w województwie Zachodniopomorskim stanowisk kuratora objął Paweł Palczyński

 

 

I już mogę, z poczuciem naprawienia „grzechu zaniedbania”, podjąć główny wątek dzisiejszego felietonu. A będzie nim moja bardzo osobista refleksja o treściach nauczania języka polskiego w piątej klasie pewnej łódzkiej szkoły podstawowej. Refleksja ta towarzyszy mi od połowy stycznia, kiedy to – na prośbę mamy ucznia V klasy owej szkoły – zgodziłem się, dwa razy w tygodniu, pomagać mu – wtedy jeszcze w odrabianiu prac domowych, jakie jej syn miał zadawane z kilku przedmiotów: z j. polskiego, historii, geografii i biologii. Na matematykę chodzi do studentki politechniki. Spotykam się z nim nadal, mimo wejścia w życie rozporządzenia, zmieniającego zasady owych prac domowych.

 

Muszę jeszcze wyjaśnić, że  tym moim podopiecznym (bo w tych spotkaniach nie występuję w roli nauczyciela-korepetytora, a raczej w takiej, jaką trenowałem przed laty pracując w domach dziecka – jako konsultant w „odrabiankach”) jest młodzieniec, który wraz ze swoją mamą oraz starszą siostrą, która jest teraz w VIII klasie tej samej szkoły, przyjechał do Polski przed dziewięcioma laty z Ukrainy. W tej rodzinie, jest jeszcze pierwszoklasista – urodzony już w Polsce, zaś mama  jest ich jedyną opiekunka, gdyż jej mąż  i ojciec tych dzieci zarabia na ich utrzymanie w USA.

 

Nie będę tu opowiadał o licznych problemach z jakimi musimy się z owym piątoklasistą mierzyć, w tym przede wszystkim z jego słabą znajomością języka polskiego (w rodzinie tej rozmawiają ze sobą w ich języku ojczystym), jego praktycznie zerowej orientacji w geografii i historii Polski – takiej jaką polscy uczniowie wynoszą z domów rodzinnych podczas wspólnych wyjazdów wakacyjnych, do „rodziny na wsi”, słuchaniu wspomnień wujków, cioć, dziadków i babć na rodzinnych spotkaniach. Powiem tylko o moich doświadczeniach, wyniesionych „tu i teraz” podczas powtarzania wiadomości z ostatnich lekcji oraz przygotowań do sprawdzianów z języka polskiego.

 

A od kilku już tygodni barujemy się z tematem „mity greckie”… I do tego na zmianę z gramatyką: części mowy, odmiana przez przypadki, części zdania – zdania proste i złożone,  związki – główne i poboczne, rządu, zgody….  I to wszystko na przykładzie zdań z . . .  mitologii greckiej. A jedynym źródłem tej wiedzy, którą muszą posiąść uczniowie klas piątych tej szkoły, są dwa podręczniki. „Literatura i kultura. Ewa Horwath, Anita Żegleń”  i „Nauka o języku i ortografia. Ewa Horwath, Anita Żegleń”.

 

Aby nie być gołosłownym – ilustruję to kilkoma wybranymi przykładami – najpierw z podręcznika nauki o języku i ortografii::

 

 

 

 

A poniżej jeszcze fotki z tej ksiązki o literaturze i kulturze:

 

 

 

 

 

 

Zaiste – czy naprawdę dwunastolatkowie, którzy w dorosłe życie wejdę w latach trzydziestych XXI wieku muszą już teraz uczyć się swojego ojczystego języka, wkuwając jednocześnie imiona bohaterów mitologii starożytnych Greków? I czy te wszystkie gramatyczne subtelności o przyimkach, przydawkach i okolicznikach są niezbędne dla przyszłych użytkowników cyfrowych form przekazu, gdzie nad poprawnością wstukanego tekstu czuwać będzie AI ?

 

 

Może lepiej dla wszystkich (uczniów i nauczycieli z podstawówek) byłoby przeniesienie tej pogłębionej wiedzy o języku polskim do programów dla klas licealnych z rozszerzeniem humanistycznym?

 

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 



Przygotowując się do napisania kolejnego felietonu – jak mam to w zwyczaju – chciałem zobaczyć który numer miał ten z poprzedniej niedzieli. I dopiero wtedy dowiedziałem się, ze na stronie OE on nie istnieje…  Sprawdziłem, czy zniknął także z mojego Fb profilu. Tam zobaczyłem taki obraz:

 

 

Klikając na link, który zazwyczaj otwierał stronę na OE, zobaczyłem taki komunikat:

 

 

I wtedy dotarło do mnie, że to nie jakiś mój błąd spowodował znikniecie tego felietonu, a wykasowała go jakaś nieznana mi siła, która uznała, ze nie powinien on dłużej funkcjonować w sferze publicznej dostępności.

 

Ale jako człowiek, który urodził się pod zodiakalnym znakiem Barana, MUSZĘ postawić na swoim – dlatego odnalazłem zapis tego tekstu na moim roboczym pliku i – w wersji PDF – udostępniam ów Felieton nr 514  –  TUTAJ

 

 

I teraz mogę już przystąpić do pisania felietonu o kolejnym numerze 515.

 

 

I od razu muzę złożyć oświadczenie, że tym razem nie będę prezentował moich przemyśleń o dotyczących edukacji wydarzeniach lub prezentowanych przez innych autorów tekstach, które zaistniały w minionym tygodniu, bo nie one były  – w mojej subiektywnej ocenie –  najważniejsze. Nie muszę chyba uzasadniać, że dla mnie ten tydzień to przede wszystkim dzień moich osiemdziesiątych urodzin, które zgodnie z metryką urodzenia przypada corocznie 11 kwietnia, a w tym roku, z racji tej  zaliczonej, „okrągłej” liczby lat przeżytych świętowałem wczoraj, w gronie rodziny, na okolicznościowym spotkaniu (uczestniczyło 25 osób), zorganizowanym na terenie…  Zespołu Szkół Gastronomicznych przez uczniów tej szkoły – w ramach isług, świadczonych przez warsztaty jej szkoły..

 

Było sympatycznie, smacznie i wspomnieniowo. Wspomnieniowo, bo dwóch wnuków mojej siostry – Radek i Marek –  przygotowało, opartą na moich 33 esejach wspomnieniowych, prezentację zdjęć i informacji o tym, co owych osiemdziesięciu latach mojego życia uznali za warte przywołania.

 

 

Po tej prezentacji odczytałem, napisany na tę okoliczność, wiersz Osiemdziesięciolatka releksje o życiu.

 

 

Nie obyło się bez tradycyjnego tortu, na którym zdmuchiwałem świecę, myśląc, że najbardziej chciałbym jeszcze zdmuchiwać kolejne świece na kolejnych tortach – z napisami 85, 90, a może i więcej…

 

 

Wybaczcie, że dzisiejszy felieton jest taki autopromocyjny, ale niechaj uzasadnieniem tej decyzji będzie jedna z kart z życzeniami, którą otrzymałem:

 

 

 

 

WYBACZCIE !

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 



 

Kolejna niedziela, która w moim przypadku jest czasem refleksji o tym co wydarzyło się w oświacie w minionym tygodniu. Ale może być dniem, który daje możliwość wypowiedzenia się na temat poznanych zapowiedzi wydarzeń w nadchodzącym tygodniu. Zacznę od tego co już się stało. A w tej kategorii najbardziej znaczącym dla przyszłości wydarzeniem było podpisanie przez ministrę Nowacką rozporządzenia, w którym najgłośniej krytykowaną decyzją jest zakaz zadawania prac domowych w klasach I–III szkoły podstawowej  i poważne ich ograniczenie w klasach IV – VIII.

 

Jako że moja opinia w tej sprawie nie może być uznana ani jako opinia eksperta, ani jako opinia praktyka – powołam się na wypowiedzi, które zostały zamieszczone w „Gazecie Wyborczej” w artykule „Ograniczenie zadań domowych od połowy kwietnia”.

 

Oto – przykładowo – takie trzy:

 

Źródło: www.wyborcza.pl/

 

 

Nieco dalej możemy przeczytać, że „Sieć organizacji SOS dla Edukacji przeprowadziła sondę „Twoja opinia o pracach domowych, w której wzięło udział 4515 osób”. Oto wyniki tego badania:

 

Źródło: www.wyborcza.pl

 

 

Przywołam także dwie opinie, upublicznione na Fejsbuku.

 

Pierwsza z profilu Beaty Igielskiej dziennikarki „Gazety Lubuskiej”:

 

Źródło: www.facebook.com/beata.igielska.7/

 

 

Druga pochodzi z profilu Zosi Grudzińskiej:

 

Źródło: www.facebook.com/zosia.grudzinska.7

 

 

I to niechaj wystarczy jako komentarz do najnowszej inicjatywy legislacyjnej resortu edukacji. Nie muszę dodawać, że podzielam wyrażone tam stanowiska.

 

x           x           x

 

I jeszcze na  krótko powrócę na łódzkie podwórko. Bo nie mogę nie zarejestrować kolejnej inicjatywy przedwyborczej łódzkiego organu prowadzącego szkoły i inne placówki oświatowo wychowawcze. Dotarła do mnie informacja, że w pierwszych dniach marca dyrektorzy łódzkich szkół otrzymali taką wiadomość:

 

 

Szanowni Państwo Dyrektorzy,

 

proszę o zarezerwowanie terminu 25 marca 2024 r. w godzinach 13.00 – 15.00 z tytułu organizacji przedświątecznego spotkania pod patronatem Prezydenta Miasta Łodzi, które odbędzie się w EC1 Łódź – Miasto Kultury. Imienne zaproszenia zostaną przesłane w najbliższym czasie.

 

Z poważaniem

…………………
Inspektor w Zespole Organizacyjno-Administracyjnym
Wydziału Edukacji
Departament Pracy, Edukacji i Kultury
Urząd Miasta Łodzi

 

Przypominam, że nie jest to pierwsza taka akcja skierowana do dyrektorów  miejskich placówek oświatowo-wychowawczych. Poprzednia odbyła się 7 grudnia w łódzkiej Atlas Arenie, gdzie ponad 600 dyrektorów i wicedyrektorów przedszkoli, szkół i placówek edukacyjnych otrzymało nagrody z okazji 600-lecia Łodzi. Oto mój, zamieszczony pod informacją o tym wydarzeniu, komentarz do tej imprezy:

 

„Uroczystość ta odbyła się – jak to napisała pani wiceprezydent – „z okazji 600-lecia Łodzi” w Sport Arenie, hali w której zazwyczaj odbywają się rozgrywki piłki siatkowej i koszykówki, wybudowanej obok Atlas Areny. Z relacji osób uczestniczących wiemy, że w roli szatniarzy wystąpili pracownicy Wydziału Edukacji, że dodatkową atrakcją był nie tylko występ młodych aktorów z Pałacu Młodzieży, ale także darmowy „słodki bufet”, w którym pyszności do kawy i herbaty serwowali uczniowie Zespołu Szkół Przemysłu Spożywczego z ul. Franciszkańskiej.

 

Jednak najdziwniejszy w tej sytuacji nie jest fakt, że żadne lokalne media o tym wydarzeniu nie poinformowały (bo nie miały wstępu), ale że władze miasta znalazły w końcówce roku budżetowego (o którym przy każdej okazji głoszą jak jest on ubogi) pieniądze na nagrody dla tych wszystkich osób – po 2000 zł dla dyrektorów i 1000 zł dla wicedyrektorów, co szacuję na wydatek ponad 800 000 zł.

 

Przy okazji warto zwrócić uwagę, że posłużono się formułą „nagroda” aby obdarować WSZYSTKICH funkcyjnych, bez względu na jakość świadczonej przez nich pracy. [WK]”

 

Ciekawe co tym razem będzie „kiełbasą wyborczą”, którą pod pretekstem świąt zostaną obdarowani  zaproszeni…

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Z tematów ogólnopolskich postanowiłem dziś podjąć ten jeden: niekończąca się wymianę opinii i poglądów w sprawie zapowiedzianej przez MEN zmiany prawa oświatowego, dotyczącego obowiązkowych prac domowych.

 

Jak to już przed tygodniem napisałem – uważam, że ja nie mam prawa zabierać głosu, bom od prawie 19-u lat emeryt. I jak tylko trafię na Fejsbuku na tekst na ten temat, zamieszczony tam przez osobę czynną w zawodzie, to zawsze czytam go z wielkim zaciekawieniem, a te które uznam za najlepsze zamieszczam na OE. Dziś zwrócę uwagę na dwa teksty. Jeden z nich udostępniłem  w środę na OE – było to pismo, jakie Marcin Wiącek skierował do ministry Barbary Nowackiej w sprawie projektu rozporządzenia MEN, zmieniającego rozporządzenie w sprawie oceniania uczniów, wraz z treścią odpowiedzi, jaką otrzymał on wiceministry Katarzyny Lubnauer. W tym pierwszym tekście jako pierwszy zwrócił moją uwagę ten fragment:

 

Wyniki ankiety przeprowadzonej dla Dziennika Gazety Prawnej pokazują,   że większość nauczycieli popiera jedynie ograniczenie prac domowych (68,5proc.), podczas gdy za całkowitą ich likwidacją opowiedziało się tylko ok. 8 proc. Warto zauważyć, że ankietowani nauczyciele chcieliby, aby w pierwszej kolejności zmieniły się podstawy programowe, a dopiero potem nastąpiła redukcja zadań do wykonania w czasie wolnym.”

 

Gdy przeczytałem źródłowy tekst odpowiedzi, jaką RPO otrzymał z MEN – sygnowany przez panią Katarzynę Lubnauer – nie odnalazłem tam nic, co można by uznać za odpowiedź na ten ostatni postulat.

 

 

Drugim fragmentem, który stał się kolejnym bodźcem do moich refleksji był ten oto:

 

„Zgodnie z Prawem oświatowym szkoła ma prawo nakładać obowiązki na ucznia poprzez określenie ich w swoim statucie. Całkowity zakaz prac domowych – nawet jeśli dotyczyłby jedynie klas I-III szkoły podstawowej – oraz odstąpienie od ich oceniania mogą być zatem postrzegane jako niezgodne z deklaracjami o potrzebie wzmocnienia pozycji nauczycieli oraz autonomii szkół.”

 

Ten sam wątek odnalazłem w treści opinii, jaką na temat projektu  rozporządzenia zmieniającego rozporządzenie w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów…  przesłała do MEN Urszula Woźniak – wiceprezeska ZG ZNP. Oto fragment tego pisma, w którym wystąpił ów aspekt sprawy:

 

Całkowity zakaz prac domowych , nawet jeśli dotyczyłby jedynie klas I-III szkoły podstawowej – oraz odstąpienie od ich oceniania mogą być zatem postrzegane jako niezgodne z deklaracjami o potrzebie wzmocnienia pozycji nauczycieli oraz autonomii szkół.”

 

Dlaczego akurat na ten aspekt zwróciłem uwagę? Bo – pomijając płaszczyznę metodyki nauczania/uczenia się, a także od lat sygnalizowane zjawisko przeciążenia uczniów pracą (nie tylko treściami, lecz i liczbą godzin spędzanych „nad książką”) i psychiczne tego złe skutki – zobaczyłem w tych wymianach stanowisk aspekt „stałego elementu gry” w sposobie sprawowania władzy przez kolejne ekipy ministerialne. Ja nazywam to: „Władza wie lepiej co jest dla was dobre”. Tym bardziej mnie to zaskoczyło, bo wszak ta ekipa szła do wyborów pod hasłami demokracji, decentralizacji, wsłuchiwania się w głosy obywateli. Ale teraz  pani Lubnauer po prostu wie, że „Wprowadzenie powyższych zmian w zakresie wybranych form prac domowych w trakcie roku szkolnego nie będzie miało wpływu na realizację podstawy programowej przez nauczycieli.”

 

 

W drugiej części tego felietonu wrócę na moje łódzkie podwórko. 30 marca 2023 roku na OE zamieściłem informację W Łodzi trwają „Dni Doradztwa Zawodowego”, organizowane przez szkoły.  Oto fragment tego materiału:

 

Uczyniłem to nie tylko z obowiązku poinformowania o aktualnym wydarzeniu edukacyjnym z terenu mojego miasta, ale także w poczuciu satysfakcji, ze NARESZCIE na stałe weszła do praktyki ta forma wsparcia uczniów kończących szkoły, stojących przed podjęciem decyzji o kierunku dalszej edukacji, którą od lat postulowałem, krytykując poprzednie „spędy” w halach targowych.

 

Oto historia ewolucji jaką przeszła idea łódzkich Targów Edukacyjnych – od roku 2019:

 

Ostatnie „klasyczne” – XXII Łódzkie Targi Edukacyjne odbyły się w dniach 13 – 14 marca 2019 roku w łódzkiej Atlas Arenie. Tak je wtedy relacjonowałem na OE  –  TUTAJ

 

W roku 2020 – roku pandemii COVID-19 – targi zostały odwołane. Rok później, w dniach 23 – 24 marca – odbyły się pierwsze e-Targi Edukacyjne Łódź 2021.

 

W kolejnym roku Urząd Miasta Łodzi kontynuował tę nową tradycje, zlecając ŁCDNiKP zorganizowanie e-Targów Edukacyjnych Łódź 2022

 

W dniach 22 – 25 marca 2023 r. odbyły się e-Targi Edukacyjne Łódź 2023. Podsumowanie tego wydarzenia znajduje się na stronie ŁCDNiKP. Jednak niektóre szkoły ponadpodstawowe organizują u siebie, lub  uczestniczą w Dniach Doradztwa Zawodowego organizowanych w innych zespołach szkół zawodowych.

 

I to był dobry początek tegorocznej formuły zdecentralizowanych targów. Doczekałem się (choć tak naprawdę powinienem być wdzięczny nie rządzącym w Łodzi, a pandemii), że zwyciężył rozsądek i uznanie, ze dzisiejsi uczniowie znakomitą większość wiedzy o otaczającym ich świecie czerpią z Internetu.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

I tak minął kolejny tydzień roku, w tym tego roku szkolnego, roku naszego życia. I kolejny tydzień sprawowania władzy wykonawczej przez „Koalicję 15 października”, kolejny tydzień, w którym polskie szkoły pracują w „nowej rzeczywistości”, kreowanej przez  aktualne kierownictwo Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wiem, pamiętam co obiecałem przed tygodniem: Na tematy edukacyjnych problemów w skali ogólnopolskiej wypowiem się za tydzień.” Jednak czas który od napisania tych słów minął był czasem, w którym kolejne informacje o decyzjach,  inicjatywach kierownictwa MEN sprawiły, iż z każdym dniem traciłem  motywację do podzielenia się z Wami moimi refleksjami na ten temat. Ostatecznie, po tym jak wczoraj  przeczytałem tekst, zamieszczony na fanpage  „NIE dla chaosu w szkole” [TUTAJ], doszedłem do wniosku, że jako emeryt o 19-letnim stażu nie powinienem wypowiadać się o aktualnych problemach oświaty. Lepiej niech to czynią ci, którzy pracują w szkołach, którzy na co dzień wiedzą „jak jest”.

 

A ja zajmę się tym, co działo się w tym minionym tygodniu w Łodzi. A był to tydzień, w którym rozkręcająca się kampania wyborcza do samorządów dała o sobie znać także w obszarze oświaty. Pod pretekstem Dnia Kobiet Pani Prezydent Łodzi, skierowała do uczennic łódzkich szkół (nie było określone jakich szkół) zaproszenie na spotkanie z nią w Hali Expo – łódzkim centrum handlowo-konferencyjnym. Był moment, że miałem zamiar aby tam pojechać i zobaczyć na własne oczy, nie tylko jak owo spotkanie przebiegnie, ale przede wszystkim jaki będzie odzew uczennic na to zaproszenie. Dobrze że mi przeszło, bo i tak, dzięki IX LO mogłem zobaczyć zdjęcia z tej imprezy –  nie mam wątpliwości że powstałej w atmosferze kampanii wyborczej – adresowanej pod pretekstem Dnia Kobiet do łódzkich uczennic. Pomysłodawcy tego evntu (bo zakładam, ze nie zrodził się on w głowie pani Hanny Zdanowskiej) zakładali, iż te z nich, które mają już prawo wyborcze, po takim spotkaniu  nie będą miały wątpliwości na kogo w kwietniowych wyborach mają oddać swój głos…

 

Chcecie wiedzieć, czy przygotowana dla nich sala konferencyjna pomieściła wszystkie dziewczyny? Zobaczcie fotki z fanpage  IX LO  –  TUTAJ. Jest jeszcze drugie źródło serwisu zdjęciowego z tego spotkania  –  tym razem z oficjalnej strony IX LO  –  TUTAJ. I nie ma się co dziwić, że ŻADNE lokalne medium nie zamieściło z tego wydarzenia informacji.

 

Pewnie nie wszyscy wiedzą, przeto poinformuję, że w Łodzi jest 27 liceów ogólnokształcących i 18  zespołów szkół zawodowych z klasami technikum, których organem prowadzącym jest łódzki samorząd. Po zsumowaniu daje to liczbę 45 placówek. Gdyby z każdej z nich przyszło – średnio – tyko po 20 uczennic, to byłoby ich tam… 900!!!

 

Jak zobaczyliście – była to chybiona inwestycja.

 

Jeśli jestem moimi myślami w Łodzi, to o jeszcze jednym, smutnym wydarzeniu minionego tygodnia – z 6 marca –  nie mogę nie napisać. A był to pogrzeb Henryka Czyżewskiego – o którego zasługach dla Łodzi można przeczytać w materiale, zamieszczonym 4 marca br. w „Dzienniku Łódzkim” – TUTAJ

 

Z informacji jakie do mnie dotarły dowiedziałem się, że na pogrzebie nie było nikogo – ani z Urzędu Miasta, ani z Rady Miejskiej. To – tak myślę – nie tylko zaskakujące, ale i niezrozumiale, rozpatrując ten,  także i z tego powodu ów smutny fakt, na podstawie ogólnie uznawanego systemu wartości.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

 

Po tygodniu, który zostanie w mojej pamięci jako tydzień walki z przeciwnościami losu, który tym razem wystąpił pod postacią awarii twardego dysku mojego komputera, co skutkowało zaburzeniem normalnego rytmu pracy redakcyjnej, a co za tym idzie – braku nowych materiałów – w wypracowanej wcześniej formule – na stronie „Obserwatorium Edukacji”. Ten dziesiąty z drugiego pół tysiąca moich felietonów tekst piszę na już sprawnym laptopie, nie martwiąc się o to, czy za chwile się nie „zawiesi”, albo w ogóle nie „padnie”. Jednak nie znaczy to, że jestem już „hepi”… Po wymianie dysku twardego komputer jest jak dom po remoncie generalnym, spowodowanym pożarem, który strawił całe jego wyposażenie.. Niby to ten sam dom, taki sam rozkład pokojów, ale wszystko trzeba umeblować na nowo… Ale na tyle ogarnąłem sytuację, że mogę już redagować OE jak poprzednio. I spokojnie wystukam treść tego felietonu.

 

W poprzednim, zamieszczonym wyjątkowo w poniedziałek, który zredagowałem w nietypowej technice (wszak potrzeba jest matką wynalazków), poinformowałem o efekcie moich starań dotarcia do „tajników” procedur decyzyjnych w sprawie przyznawania  Medali 600-lecia Łodzi. Nie napisałem tam, że cała ta procedura, owiana tajemnicą, jest w moim odczuciu, jeszcze jednym przykładem na dziwne mechanizmy, jakimi sprawuje swą władzę Urząd Miasta Łodzi. Informowałem już o kontekstach powołania nowego kierownictwa ŁCDNiKP, o tym jakie nowości wprowadziła do działalności ŁCDNiKP pani p.o. dyrektora Katarzyna Południkiewicz. o kursie „Akademii Lidera Edukacji” dla dyrektorów łódzkich szkół. Przy okazji dopowiem jeszcze, że ów kurs ponoć dawał jego uczestniczkom i uczestnikom dodatkowe umiejętności w zakresie „zarządzania, sprzedaży, marketingu, prawa i mediów” (podaję za informacją ze strony ŁÓDŹ.pl) . Tyle tylko, że zgodnie z Uchwałą Rady Miejskiej Łodzi z dn. 17 stycznia 2024 r.. w sprawie ustalenia na rok 2024 maksymalnej kwoty dofinansowania opłat za doskonalenie i kształcenie nauczycieli, tego typu szkolenie nie zostało w niej przewidziane, jako dofinansowywane z owej puli 6000 zł.

 

Można jeszcze przypomnieć najbardziej widoczna zmianę dotyczącą ŁCDNiKP, czyli nowe logo tej placówki, które – moim zdaniem – jest przede wszystkim zabiegiem marketingowym jej aktualnego, tymczasowego, kierownictwa. Ciekawe, czy konkurs na jej dyrektora „na stale” zostanie ogłoszony jeszcze przed wyborami do nowego samorządu miasta, bo formalnie rzecz biorąc pani Południkiewicz może pełnić swoją funkcje do 30 czerwca.

 

Z innych ciekawostek z obszaru oświaty m. Łodzi warto jeszcze poinformować, że – nie bardzo wiadomo z jakich to powodów –uchwałą Rady Miejskiej Łodzi z dn. 21 lutego 2024 roku, z dniem 1 września 2024 r. włącza się XXXIII LO im. Armii Krajowej włącza się do Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 7, działającego przy ul. Kusocińskiego 100. Jakież to ułatwienie dla okolicznych mieszkańców: można, bez konieczności odbywania dalekich podróży komunikacją miejską, realizować swój rozwój od 4. roku życia w przedszkolu aż do matury w wieku lat 19-u – pod tym samym adresem…

 

A to wszystko dzieje się  w okresie poprzedzającym wyboru samorządowe….

 

Na tematy edukacyjnych problemów w skali ogólnopolskiej wypowiem się za tydzień.

 

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ponad 600 dyrektorów i wicedyrektorów przedszkoli, szkół i placówek edukacyjnych otrzymało nagrody z okazji 600-lecia Łodzi.

 

http://obserwatoriumedukacji.pl/przemilczana-przez-lodzkie-media-uroczystosc-podobno-z-okazji-600-lecia-miasta/

 



Po raz pierwszy piszę ten felieton w poniedziałek, i do tego bezpośrednio w panelu administracyjnym OE. Dlatego – proszę – wybaczcie, że będzie on bardzo nietypowy jak dla mnie, to znaczy krótki i w bardzo syntetycznej formie przedstawiający problem, który zamierzałem, jeszcze przed awarią, szerzej potraktować.

 

Podejmę tylko jeden temat, który ma swój początek w zamieszczonym 4 lutego  Aneksie do Felietonu 506. Przypomnę, że ów aneks powstał pod wpływem komentarza do głównego tekstu Felietonu nr 506, zatytułowanego „Kto dostał, a kto nie dostał Medal 600-lecia Łodzi. I dlaczego.” Bo to w tym komentarzu zawarta była kluczowa informacja w sprawie mojej hipotezy, iż Janusz Moos nie dostał Medalu 600-lecia Łodzi, bo nikt z takim wnioskiem nie wystąpił. Jak wiecie napisano tam, że wniosek taki był sporządzony i wysłany.

 

I to pod wpływem tej informacji postanowiłem wystąpić, w trybie dostępu do informacji publicznej, do „gospodyni” tej medalowej operacji, czyli do dyrektorki Muzeum Miasta Łodzi – pani Magdy Komarzeniec.

 

 

Odpowiedź otrzymałem w piątek 19 lutego:

 

 

No cóż, muszę pogodzić się taka interpretacje pojęcia „informacja publiczna”. Ale przynajmniej poznaliśmy skład owej kapituły. Gdy czytałem kolejne nazwisko miałem taką refleksję: Osąd komu należy się ów medal oddano w ręce osób, których nie posądzam o posiadanie tak szerokiej wiedzy o wszystkich obszarach życia społeczno-zawodowego i aktywnych tam łodzianach. Bo kto z nich mógł znać kilkudziesięcioletni dorobek kolegi dyrektora ŁCDNiKP – Janusza Moosa?

 

 

P.s

Przepraszam, że pliki z pismami do i od MMŁ zaprezentowałem w formie zdięcia z ekranu – innej możliwości nie mam. I to właśnie jest skutek owej awarii oprogramowania w mim laptopie.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 



 

Temat prac domowych odżył w  sferze mojego zainteresowania po tym, jak Zosia Grudzińska zamieściła na swoim Fb profilu link do zamieszczonego w „Polityce” artykułu Joanny Cieśli Prace domowe: dlaczego budzą tyle emocji? Nie trzeba ich zakazywać, żeby miały sens”. I to nie tylko z powodu zawartych w nim poglądów, ale także komentarzy, jakie pod tym postem przeczytałem.

 

Ową wymianę poglądów zapoczątkował tekst Zofii Grudzińskiej, wprowadzający do  linku do owego artykułu w „Polityce”:

 

Już chyba mi się nie chciało czytać po raz kolejny o pracach domowych, ale… wszystko, co bym chciała powiedzieć na ten temat, mówi dr Aleksandra Jasińska – Maciążek w wywiadzie który dla Polityki przeprowadziła Joanna Cieśla. (dziękuję). Pytanie – skoro dziennikarka umiała dotrzeć do takiego źródła wiedzy, czy mogli to uczynić ministerialni decydenci przed opracowaniem niezbyt udanego projektu?

 

I to zapoczątkowało komentarze:

 

Jarosław Pytlak

Nie mogli. Ich źródło wiedzy urzęduje w gabinecie Prezesa Rady Ministrów.

 

Zofia Grudzińska – Jarosław Pytlak

Widzę i czuję twój wk…..w. Niestety w dużym stopniu masz rację, jak sądzę. ale może się czegoś jednak nauczyli po tej burzy, która wybuchła w odpowiedzi na „mądry” projekt „dobrej zmiany”.

 

Jarosław Pytlak – Zofia Grudzińska

Czuję żal i bezsilność, bo (abstrahując od uwarunkowań politycznych, których mogę być nieświadomy) naprawdę można było rozgrywać różne sprawy lepiej. Włożyliśmy wiele wysiłku, choćby w ramach Parlamentarnego Zespołu ds. Przyszłości Edukacji, a teraz to jak krew w piach. Czuję się jak frajer, którego wykorzystano i wyrzucono na śmietnik. Czuję się też oszukany, bo obiecywano, że w edukacji przestanie rządzić polityka. Czuję się… źle z tym wszystkim, bo widzę błędy, choćby w komunikacji, których można było naprawdę uniknąć.

 

[…]

 

Włodzimierz Zielicz – Jarosław Pytlak

A czegóż się można spodziewać w sferze edukacji po osobie, która, będąc wnuczką prezesa PAN z czasów PRL, córką profesora-biznesmena i ministry, studia 1 stopnia (inżynier) kończy 12 lat po maturze i to … na uczelni tatusia(!), po czym pracuje wyłącznie u tatusia i nawet fecetów  (Zandberg, aktualny) ma z grona pracowników tegoż tatusia  https://pl.wikipedia.org/wiki/Barbara_Nowacka

 

 

Elżbieta Tołwińska-Królikowska – Jarosław Pytlak

Chyba Jarku przesadzasz. Nie sądzę, aby premier interesował się takim „bzdetem”, jakim w skali państwa są prace domowe uczniów. Rozumiem, że może naciskać na szybkie ruchy uzdrawiające na już sytuację, ale to minister decyduje jak to zrobić. W tej sprawie w podobnym tempie można to zrobić mądrzej.

 

Jarosław Pytlak – Elżbieta Tołwińska-Królikowska

Akurat w tym komentarzu miałem na myśli, że to Donald Tusk osobiście, bez oglądania się na kogokolwiek, obiecał likwidację prac domowych, a teraz MEN musi jeść tę żabę. Wściekły jestem za to, bardzo mi przykro. Skądinąd oczywiście zgadzam się, że w innych sprawach premier nie decyduje bezpośrednio, ale w tej jednej jego nieopatrzna (albo wyrachowana?) obietnica wyborcza pociąga za sobą cały szereg dalszych działań.

 

Aleksandra Pezda

 Słuchajcie tak trochę na przekór zapytam. Bo im dłużej trwa dyskusja tym bardziej mnie przekonuje do tego że dobrze robi MEN z tymi pracami (upraszczam oczywiście). Też od początku tłumaczyłam że autonomia że internet i wszędzie się uczymy że korepetycje wezmą itd. Ale im dłużej tym bardziej rozumiem że tej patologii z zadaniami która była przecież i stała się zasadą (wiadomo że nie wszędzie i wiadomo że to patologia i że są świadomi nauczyciele ). Że gdyby je srbitrslnie nie zabronić., to ci którzy dręczyło uczniów nadmiarem zadań oraz „resztę zróbcie w domu” oni by to robili nadal. I nie ma łagodniejsze go sposobu na wprowadzenia takiej zmiany. Czy jest?

 

[…]

 

Włodzimierz Zielicz

A tu prof.Hartman – rozsądnie … https://hartman.blog.polityka.pl/…/czy-naprawde…/

 

x          x          x

 

I na tym „głosie”- linku do lektury tekstu prof. Hartmana – w ramach komentarza zamieszczonego przez  Włodzimierza Zielicza, zatrzymam się. A to dlatego, że jak dotąd nieczęsto przywoływałem na OE opinie kolegi Zielicza, zaś z poglądami prof. Hartmana najczęściej się nie zgadzałem. Jednak dziś nie mogę  udać, że nie jestem wdzięczny koledze Włodzimierzowi za to, że zwrócił mi uwagę na przeoczony przeze mnie tekst w „Polityce”, zaś niektóre fragmenty tekstu profesora uznaję za warte upowszechnienia. A to są te, które po lekturze wybrałem do zacytowania:

 

 

[…] A jednak zadania domowe są niezbędne. I to na każdym etapie nauki! Ich całkowite usunięcie z praktyki szkolnej doprowadzi do katastrofy! Pozwólcie, że wyjaśnię dlaczego. Otóż każdy człowiek wykształcony jest nim dlatego, że sam, w ciszy, pracuje nad swoim wykształceniem. Zwykle polega to na czytaniu, czasem na rozwiązywaniu zadań lub wykonywaniu jakichś ćwiczeń. To bycie sam na sam ze sobą, skupienie na pracy, własna odpowiedzialność za jej rezultat i możliwość jego oceny stanowią o tym, że kształcenie się staje się naprawdę ważną, osobistą sprawą i ambicją człowieka. Młodego, a potem dojrzałego. […]

 

Nikt nie stał się człowiekiem myślącym i wykształconym przez samo chodzenie do szkoły i na zajęcia uniwersyteckie. To zupełnie nierealne. Jeśli nie nauczymy się samodzielnie pracować nad własnym wykształceniem już w dzieciństwie, nie nabędziemy już tej umiejętności ani tym bardziej nawyku w latach dorosłych. Kasując prace domowe, uczynimy dzieciom i całemu społeczeństwu wielką krzywdę. To niemądry, populistyczny pomysł.[…]

 

Szkoła powinna też czuwać nad tym, aby dzieci z różnych klas równoległych, mające lekcje z różnymi nauczycielami, miały podobne obciążenia. Jeśli zaś chodzi o treść zadań, to powinny być niezbyt trudne, aczkolwiek nie „mechaniczne”. Warto też dawać dzieciom jakąś przestrzeń dla własnych pomysłów i wyborów, zróżnicować zadania. Jedne dzieci będą potrzebowały popracować nad jednym tematem, a innym przyda się coś innego.[…]

 

 

Tydzień temu apelowałem do ministrów Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Edukacji o podjęcie wspólnych decyzji i  o działania w sprawie radykalnej zmiany rekrutacji i kształcenia przyszłych nauczycieli, w tym o przywrócenie szkół ćwiczeń przy uczelniach wyższych.

 

A dzisiaj apeluję do kierownictwa MEN o RZECZYWISTE wsłuchiwanie się w opinie nauczycieli-praktyków, a także pracowników naukowych, (ale nie tych, będących sympatykami, czyli apologetami rządzących) jakie od wielu dni publikowane są w mediach.

 

Wybaczcie mi, ale ja nadal będę powtarzał, że nikogo nie czyni mądrym fakt nominacji na stanowisko ministra lub ministry. Lub wice…  Zwłaszcza, gdy ta nominacja nastąpiła jako kompromis międzypartyjny, a nie w oparciu o posiadane przez nominata/kę merytoryczne i praktyczne przygotowanie do pełnienia tego urzędu.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 

 

 

 



 

Nie, nie będę dziś pisał o pracach domowych – ani przeciw ich zadawaniu, ani w ich obronie… Także na jakiś czas odłożyłem kontynuowanie tematu „Co nowego w ŁCDNiKP”. To o czym będzie?

 

Po takim postanowieniu zapadłem w zadumę…

 

I to zamyślenie doprowadziło mnie do autorefleksji. Zapytałem sam siebie: „Co, tak naprawdę, jest problemem, który cię najbardziej angażował – czasowo i mentalnie – w minionym tygodniu?” Postanowiłem się „szczerze i otwarcie” przyznać do czegoś, co od wielu tygodni ukrywałem przed „resztą świata”. Bo jest to coś, co – ktoś może powiedzieć, że egocentryczne – jest próbą realizacji postanowienia noworocznego, które tak sobie sformułowałem:

 

Włodek – za kilkanaście tygodni będziesz świętował 80-w urodziny. Weź się w garść i do tego czasu scal wszystkie opublikowane na OE eseje wspomnieniowe i zrób z tego jednolity tekst, który może ktoś, kiedyś opublikuje jako autobiografię wcześniaka z Cyganki, który przeszedł bardzo zawiłą drogę zawodową. I zrób to do 11 kwietnia tego roku!”

 

No i robię to. I to jest prawdziwym powodem, który stoi za ograniczeniem w okresie ferii zimowych liczby zamieszczanych na OE materiałów do jednego. Pochwalę się, ze aktualnie pracuję nad tekstem już XIV rozdziału. Wszystkich będzie XVI.

 

Dlaczego tak łatwo i bez bicia  do tego się przyznałem? Bo właśnie ta praca redakcyjna nad własnymi tekstami stała się okazją do kolejnej refleksji o meandrach mojej dogi jako pedagoga-wychowawcy, który „z niejednego pieca jadł chleb” edukacyjny. I te odżywające wspomnienia bardzo różnych doświadczeń wyniesionych z wielu, często bardzo odmiennych miejsc, w których przyszło mi być pedagogiem-praktykiem, uświadomiły mi, że robiłem to na różne sposoby. I to takie o których mój mistrz prof. Aleksandr Kamiński pisał w „Funkcjach pedagogiki społecznej” (s. 36 – 37), że wychowawcą można być nie tylko w roli intencjonalnego wychowawcy, pracującego jako nauczyciel czy inny etatowy pracownik placówki powołanej do prowadzenia pracy wychowawczej, a także będąc społecznikiem-wolontariuszem (np. tzw. „wychowawca ulicy”), ale też prowadzić oddziaływania wychowawcze  jako wychowanie towarzyszące (np. lekarz, policjant, adwokat, a także urzędnik), a nawet jako „wychowanie pośrednie”, które dostrzegał on w takich zawodach, jak dziennikarz, literat, aktor…”

 

I gdy takie myśli przelatywały przez moją głowę, w ramach rutynowych obowiązków przeglądu co nowego u fejsbukowych znajomych, nagle przeczytałem wczoraj na fanpage „Nie dla chaosu w szkole” post, który doskonale współgra z moimi doświadczeniami „weterana edukacji”. MUSZĘ przytoczyć  jego fragment:    

 

[…] Bez wątpienia pensje muszą być podniesione, ale połączyłabym to z określonymi wymaganiami. Na pewno potrzeba tu namysłu. Dać i wymagać – to najlepsza kombinacja. I to powinno się wiązać z dużym wysiłkiem ze strony ministerstwa. Bo resort musi też wiedzieć, czego wymaga. Jeśli nauczyciele nie są przygotowani na takie wymagania, to resort musi im pomóc. Przygotować ich do tych wymogów.

 

A nauczyciele nie są przygotowani do zmian. Obszar kształcenia i doskonalenia nauczycieli uważam za mocno zaniedbany. To tak, jakby wykształcić chirurga bez umiejętności używania narzędzi, którymi musi się posługiwać.

 

Na świecie preferowany jest model kliniczny, w którym kształcenie akademickie jest silnie powiązane z praktyką, z codziennymi sytuacjami edukacyjnymi. Ceniony jest silny mentoring, pomoc i wsparcie na etapie przygotowania kandydatów do zawodu. Uczelnie powinny silniej współpracować ze szkołami. Tak jak lekarze mają swoje szpitale kliniczne, tak nauczyciele powinni mieć szkoły ćwiczeń. […]

 

[Cały tekst  –  www.facebook.com/NIEdlachaosuwszkole/]

 

 

I w tym miejscu spotkały się moje myśli – te ze wspomnień o moich etapach pracy zawodowej – w tym także pracy w WSP, ale nie w roli dydaktyka, a człowieka od mediów, z tymi, które wyzwoliły zacytowane powyżej słowa. Owym punktem wspólnym jest moje głębokie przekonanie o tym, że tryb przygotowania do zawody nauczycielskiego jest w Polsce fatalny. Najsmutniejsza w tym stwierdzeniu jest konstatacja faktu, że najbliższa poprawności droga nabywania nauczycielskich kompetencji była ponad pół wieku temu, gdy działały – najpierw  5-letnie licea pedagogiczne, a później pomaturalne, dwuletnie, studia pedagogiczne. W obu tych formach kształcenia funkcjonowały przy nich szkoły ćwiczeń, gdzie uczniowie/słuchacze najpierw hospitowali lekcje prowadzone przez doświadczonych nauczycieli, a później – pod ich okiem – odbywali pierwsze lekcje, a następnie praktyki nauczycielskie. Ja pamiętam, że także przy Uniwersytecie Łódzkim działała, jeszcze w latach 70-uch ub. wieku, szkoła ćwiczeń, gdzie podobnie jak to było w SN-ach, studenci mogli poznawać szkolną rzeczywistość.

 

Niestety – późniejsze reformy systemu kształcenia nauczycieli o tym ważnym elemencie zapomniały i dziś przeszłych nauczycieli przygotowują – w znacznym procencie – ludzie,  którzy w szkole nigdy nie pracowali!

 

Gdy o tym jak było a jak jest rozmyślałem – przypomniało mi się, że przed dwoma dniami, kiedy redagowałem kolejny rozdział moich wspomnień o powrocie do pracy w szkolnictwie wyższym, wspominałem projekt unijny, który w latach 2010 – 2012 realizowany był przez Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Łodzi pod nazwą  „Praktyka na miarę szyta. Program praktyk pedagogicznych podnoszących jakość kształcenia w zawodzie nauczyciela”. Nie będę o nim szerzej opowiadał – jego trwałą pamiątką jest publikacja która powstała po jego zakończeniu, zatytułowana Dobre praktyki pedagogiczne szansą innowacyjnej edukacji”.

 

Byłoby dobrze, gdyby przeczytali zamieszczone tam  teksty nie tylko czytelniczki i czytelnicy tego felietonu, ale także decydenci z obu ministerstw – tego od szkolnictwa wyższego i tego od edukacji. Może ktoś z Was ma tam dojście, aby ten apel przekazać? Bo treść tej książki jest powszechnie dostępna na stronie repozytorium  jako plik PDF zobacz

TUTAJ.

 

Zmierzając ku końcowemu wnioskowi muszę jeszcze zacytować jeden fragment z owego fejsbukowego postu:

 

Popełniliśmy dużo błędów. Zmiany strukturalne są najdroższe, a nic nie wnoszą w istotę procesu dydaktycznego. Jeżeli coś zmieniać, to postawiłabym na nauczycieli. Podniesienie pensji to raz, a dwa – wzmocnienie ich w przygotowaniu do codziennych czynności, umiejętności uczenia uczniów. To jednak przyniesie efekty jedynie w dłuższej perspektywie. Żeby to osiągnąć, trzeba nam innego myślenia o edukacji.”

 

Podpisuję się pod tymi słowami obiema rękami. Podwyżka płacy nauczycielskiej – tak! Zmiany  podstaw programowych, przedmiotów nauczania – też nie zaszkodzą, a nawet mogą  poprawić pracę polskich szkół. Ale to wszystko nie wystarczy, aby w dłuższej perspektywie osiągnąć realną poprawę jakości edukacji i jej przystawalności do wyzwań zmieniającego się świata. Tylko nowy sposób rekrutacji, a przede wszystkim kształcenia przyszłych nauczycieli mogą zagwarantować, że nadchodzące pokolenia młodych ludzi nie będą marnowały kilkunastu lat swojego życia na zdobywanie nieprzydatnej do niczego wiedzy.

 

Panie Dariuszu Wieczorek – Ministrze Nauki i Szkolnictwa Wyższego,

Pani Barbaro Nowacka – Ministro Edukacji!

 

Spotkajcie się i uzgodnijcie wspólne decyzje i działania w sprawie radykalnej zmiany rekrutacji i kształcenia przyszłych nauczycieli (nie tylko edukacji zintegrowanej) w systemie szkół wyższych – w tym dezyzję o wprowadzeniu obowiązku wsparcia tego procesu siecią szkół ćwiczeń.

 

 

Jako puentę tych rozważań zacytuję stare powiedzenie, ironiczne, o nauce pedagogika (Nauka z której nic nie wynika, zowie się z grecka pedagogika) w mojej – na potrzeby tego tekstu – w zmienionej wersji:

 

Nauka (jak uczyć) z której nic nie wynika, zowie się „teoretyczna dydaktyka”!

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Krótko po zamieszczeniu na moim Fb profilu linku do Felietonu nr 506 pojawiło się kilka komentarzy, z których jeden BEZWZGLEDNIE muszę upublicznić wśród innych czytelników „Obserwatorium Edukacji”:

 

 

Pierwszym moim działaniem po przeczytaniu tego komentarza było sięgniecie do podstawowego dla tej sprawy dokumentu, jakim jest „Regulamin naboru wniosków do wyróżnień z okazji 600-lecia Łodzi”. Oto jego najważniejszy dla tego tematu  fragment:

 

 

REGULAMIN NABORU WNIOSKÓW DO WYRÓŻNIEŃ

Z OKAZJI 600-LECIA ŁODZI

 

[…]

 

§ 3

 

KAPITUŁA

 

1.Wyboru osób wyróżnionych dokona:

a.I etap: ocena formalna – zespół ekspertów z różnych dziedzin powołany przez Dyrektora Muzeum Miasta Łodzi

b.II etap: Kapituła powołana przez Dyrektora Muzeum Miasta Łodzi. Jej skład będzie podany w odrębnym komunikacie na stronie muzeum-lodz.pl.*

2.Dyrektor Muzeum Miasta Łodzi powoła także Honorowych Członków Kapituły.

3.Decyzje Kapituły są ostateczne.

4.Kapituła nie ma obowiązku uzasadniać swoich decyzji oraz przedstawiać informacji z przebiegu obrad.

5.Prace Kapituły są niejawne.

6.Kapituła na podstawie przesłanych zgłoszeń dokona wyboru osób wyróżnionych. Lista osób wyróżnionych zostanie opublikowana na stronie muzeum-lodz.pl.

 

*Niestety –  ta informacja jest niedostępna – ani na stronie Muzeum Miasta Łodzi, ani nigdzie indziej….

 

 

Wobec takiej rzeczywistości nie pozostaje mi nic innego, jak BARDZO, BARDZO PRZEPROSIĆ  wszystkie osoby, które podpisały się pod wnioskiem o wyróżnienie Pana Dyrektora Janusza Moosa Medalem 600-lecia Łodzi

 

 

Włodzisław Kuzitowicz