Archiwum kategorii 'Felietony'

 

Przeglądając materiały, które zamieściłem w minionym tygodniu na OE, w dwu przypadkach poczułem potrzebę wyrażenia swoich poglądów na tematy, będące ich treścią. I nie był to post z bloga „PEDAGOG” – zawarte tam tezy są z kategorii „oczywistych oczywistości” – przynajmniej środowisku edukacyjnym „bańki” z którą i ja się identyfikuję. Bo co mogę mieć do recenzowania z takiego akapitu jak ten – moim zdaniem najbardziej reprezentatywny dla tego tekstu:

 

„Czas wejść w tę chmurę, by maksymalizować dzieciom i młodzieży dostęp do osiągnięć ponowoczesnej cywilizacji, ale zarazem trzeba umieć „zejść z tej chmury“, by radykalnie zmienić funkcję przestrzeni szkolnej na rzecz przede wszystkim animowania aktywności uczniów w zakresie także odkrywania i wzmacniania ich człowieczeństwa, a więc na pełnienie funkcji inkulturacyjnej, uspołeczniania młodych pokoleń i włączania ich w świat ziemskiej, a więc bezpośrednio doświadczalnej kultury i stosunków międzyludzkich.”

 

Ale tego samego dnia wieczorem zamieściłem informację o inicjatywie Fundacji „Stocznia” i  Centrum Nauki Kopernik zorganizowania publicznego wysłuchania obywatelskiego w sprawie przygotowywanych w MEN zmian w podstawie programowej języka polskiego. Chęć podzielenia się z Wami moimi refleksjami nie wynika z krytycznej opinii o motywach, które kierowały organizatorami tego wydarzenia, bo w pełni je podzielam:

 

Zaproponowane przez nas działanie, mimo że wyrasta w pewnej mierze z krytycznego osądu aktualnej praktyki Ministerstwo Edukacji Narodowej, nie jest jednak skierowane przeciwko MEN. Ma za zadanie wzbogacić proces (liczymy, że wnioski z tego procesu będą wykorzystane przez Ministerstwo)…[…]

 

Podstawy programowe to trzon, na którym osadza się polska edukacja. […] Dyskusja o podstawach programowych to również rozmowa o wartościach, celach, zadaniach i przyszłości polskiej edukacji, przed którą stoją nowe wyzwania, w tym kryzys klimatyczny, migracja, wyzwania demografii, rozwój sztucznej inteligencji, bezpieczeństwo w sieci. […] Powinniśmy wspólnie szukać możliwe trwałej, wykraczającej poza partyjny spór i poza horyzont pojedynczych kadencji, szerokiej umowy społecznej w sprawie edukacji.

 

Organizatorzy w opublikowanym materiale informacyjnym wyrazili swą ufność, że wnioski z tego publicznego wysłuchania będą wykorzystane przez Ministerstwo.

 

I  w tym miejscu pojawiły się moje refleksje…  Pierwsza zrodziła się w czasie obserwacji tzw. prekonsultacji, które trwały do 19 lutego i zaowocowały 50 262 nadesłanymi opiniami. To wtedy miałem spostrzeżenia, które potwierdził w swoim najnowszym tekście kolega Pytlak:

 

„Władza popełniła błąd  (…) organizując prekonsultacje, czyli stawiając głosy przypadkowych ludzi ponad zdaniem powołanych przez siebie ekspertów. Trudno znaleźć dobre usprawiedliwienie dla tego działania. Najgorsze jest to, że w efekcie ucierpiała sama idea powierzania misji ludziom znającym się na rzeczy. W tej chwili, jaki by nie przyjąć klucz doboru specjalistów, będą oni z założenia obarczeni brakiem zaufania.”

 

Nie przypadkowo ten zamieszczony 4 maja br. na OE materiał zatytułowałem „MEN popełniło błąd, stawiając głosy przypadkowych ludzi ponad zdaniem ekspertów”

 

A  ów bardzo ogólnikowy materiał informacyjny, zamieszczony 23 kwietnia na stronie MEN, z którego można dowiedzieć się jedynie, że „Konsultacje rozporządzenia potrwają do 13 maja br. Uwagi i opinie można przesyłać na adres sekretariat.dkotc@men.gov.pl”, nastawił mnie bardzo sceptycznie do jakości uzyskanych tą drogą informacji i opinii w owej „gorącej” sprawie.

 

I teraz jeszcze owa inicjatywa społeczna publicznego wysłuchania obywatelskiego, organizowana w dniu 18  maja –  5 dni po terminie wyznaczonym przez MEN!

 

Dla kogoś, tak jak ja obserwującego z zewnątrz to co wokół owej idei odchudzenia podstaw programowych się dzieje, sytuacja ta jest efektem braku apolitycznych kanałów komunikowania się władzy ze społeczeństwem. I nie jest moją rolą wyjaśnianie, czy ów termin wysłuchania obywatelskiego to wina jego inicjatorów, którzy za późno obudzili się  z projektem, czy może trudności w dostaniu się do ucha którejś z pań wiceministerek, aby z odpowiednim wyprzedzeniem ów termin uzgodnić.

 

Jakkolwiek by było – wiem jedno: Cokolwiek podczas owego wysłuchania zostanie odnotowane, czy będzie to głęboko uzasadnione i kompatybilne z perspektywiczną wizją reformy całego systemu szkolnego w kierunku jego dostosowania do wyzwań przyszłości, czy wyrastające z tęsknoty do „starych dobrych czasów” – władza będzie mogła – według swojego uznania – nie uwzględnić tych głosów w ostatecznym kształcie rozporządzenia, bo zaistniały one po terminie!

 

x            x           x

 

I jeszcze kilka zdań refleksji po zapoznaniu się z felietonem Belferbloga, zatytułowanym Czyja to zasługa, że matura z angielskiego wypada najlepiej?”. Dariusz Chętkowski  wymienił tam aż 5 powodów tego stanu rzeczy. Jednak ja, po dłuższym zastanowieniu,  doszedłem do wniosku, że najważniejsze są dwa z nich – pierwszy i piąty:  Uczniowie chcą się uczyć angielskiego, bo wiedzą, że nie jest  to nauka typu „3 Z” (Zakuć – Zdać – Zapomnieć). Ta ich motywacja wewnętrzna wynika właśnie z owej świadomości, że tak naprawdę to jest to zdobywanie niezbędnej i potrzebnej w życiu kompetencji, a nie zapamiętywanie faktów, wzorów i formułek w celu pochwalenia się tą wiedzą na sprawdzianie, a później na egzaminie.

 

Pora, aby ten oczywisty fakt stał się wzorcem dla reformatorów systemu edukacji w naszych szkołach.

 

Właśnie sobie przypomniałem koncepcję zreformowanego liceum, którą zaprezentował 3 maja na swoim Fb profili dr Tomasz Tokarz. Tak jak ja to odczytałem, to pomysł ten idzie właśnie w tym kierunku:

 

 

Więcej  –  TUTAJ

 

 

Tylko czy w aktualnym realiach zasad polityki kadrowej oraz partyjno-przedwyborczych uwarunkowań podejmowanych decyzji jest na to szansa?

 

 

 

Wodzisław Kuzitowicz

 



 

Gdy się zamieszcza felieton w niedzielę, będącą zwieńczeniem tegorocznej, bardzo długiej majówki, nie można o tym nie wspomnieć. Tym bardziej, gdy się 1. Maja złożyło oświadczenia tej treści:

 

Przyjęliśmy wersję „majówki” – nie będziemy zakłócać w te dni Waszego spokoju kolejnymi tekstami.  Ale jeden, za to na całe trzy dni, przedstawiamy, gdyż jest on doskonałym tłem socjologicznym do zbliżających się egzaminów maturalnych.”

 

I co? I nic! Już następnego dnia mogliście zobaczyć obszerny materiał, który zamieściłem prosto z portalu OKO.press.: „Edukacja obywatelska, czyli jaka? „Cała szkoła powinna być edukacją obywatelską”, którego autorem jest Aleksander Pawlicki – nauczyciel historii, wiedzy o społeczeństwie, filozofii i retoryki w 2 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Międzynarodowymi im. Pawła Jasienicy STO w Warszawie.

 

Muszę się wytłumaczyć – mając nadzieję, że zostanie mi to wybaczone…

 

Bez „owijania w bawełnę”, bez zasłaniania się „wyższymi wartościami” powiem jak było naprawdę. Otóż wszystko przez moje uzależnienie… Nie, nie. Żadne używki, prochy czy skręty. Ja przez te minione lata po prostu tak się wdrożyłem do pracy redakcyjnej przy tworzeniu materiałów do „Obserwatorium Edukacji”, że nie wiem co mam ze sobą robić, jeśli nie muszę tego dnia podejmować aktywności redaktorskiej.

 

I tak było owego czwartku. Z nawyku włączyłem laptopa i zacząłem przeszukiwać co nowego zamieszczono na moich ulubionych portalach. I tak wszedłem na stronę OKO.press. Nie mogłem nie zauważyć i nie zareagować na ten tekst, tym bardziej, że towarzyszyło mu wpadające w oko zdjęcie broszurek z treścią Konstytucji RP. Gdy go przeczytałem, nie miałem wątpliwości, że jego autor napisał tam wszystko tak, jak ja na ten temat myślę od lat.

 

Dodatkowym bodźcem podjęcia decyzji o udostępnieniu tej publikacji na OE była Osoba Autora. Bo do tego dnia nie wiedziałem o funkcjonowaniu w naszym edukacyjnym,  medialnym świecie kolegi Aleksandra Pawlickiego. Mój szacunek do jego działalność wzrastał z każdą kolejną informacją. Najpierw, że jest nauczycielem historii, wiedzy o społeczeństwie, filozofii i retoryki, który pracuje w 2 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Międzynarodowymi Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Warszawie. Po chwili, że jest autorem programów szkolnych i podręczników, że współtworzył podstawę programową w 2008 roku. A jeszcze na koniec przeczytałem, że pracuje w Szkole Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie przygotowuje do pracy i wspiera w rozwoju młodych nauczycieli, by odmienili szkoły na lepsze, a ich doświadczenia pomogły wypracować nowoczesny model kształcenia przyszłych nauczycieli. Dąży do tego, żeby każdy z nauczycieli był w szkole nie tylko znawcą swojej dziedziny, wychowawcą, lecz także ekspertem od tego, jak skutecznie się uczyć. Warto także wejść na fanpage tej placówki  –  TUTAJ

 

Gdy już zdecydowałem, że muszę podzielić się  moim „odkryciem” z Czytelniczkami i Czytelnikami OE, usprawiedliwiłem się sam przed sobą faktem, że wszak to dzień roboczy, że sklepy są otwarte, że nic się takiego złego nie stanie, jeśli i OE „się otworzy”.

 

Jak wiecie – uszanowałem dzień 3 maja jako Święto 233 rocznicy uchwalenia Konstytucji 3. Maja, i dopiero wczoraj uznałem, że najwyższa pora, abym odnotował najnowszy tekst Jarosława Pytlaka.

 

Kończę ten felieton, wybiegając myślą do nadchodzących egzaminów maturalnych. Jak wiecie – zanosi się na serię wydarzeń, które mogą obfitować w wiele niespodzianek – począwszy od tradycyjnych „przecieków”, na wystąpieniach „niezatapialnego” szefa CKE kończąc – doktora Marcina Smolika..

 

A swoją drogą to naprawdę warto byłoby móc kiedyś znaleźć wyjaśnienie na czym polega ta jego nieusuwalność. Wszak wkrótce (22 lipca) minie 10 lat, gdy otrzymał nominację na to stanowisko  (ale już wcześniej, w grudniu 2013 roku, jako p.o.) z rąk ministry Krystyny Szumilas (PO). Można  o nim powiedzieć, że „on był stały, chociaż one (władze w MEN) się zmieniały”. Bo akceptowali go na tym urzędzie kolejni szefowie resortu, bez względu na to która partia obsadzała to stanowisko: przetrzymał zmianę Joanny Kluzik-Rostkowskiej (PO) na Anną Zalewską (PiS), a po niej także dwu panów z tejże samej partii: Dariusza Piątkowskiego i nawet radykała Przemysława Czarnka. I jest na tym fotelu nadal –  także po 13 grudnia 2023 roku!

 

Ale nie wybiegajmy w przyszłość – czas pokaże…

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Jak to mówią – „chodziło to za mną” już od dawna. Ale szczególnie pilnym wydal mi się ten temat w minionym tygodniu, gdy branżowe  i nie tylko branżowe strony – w tym media społecznściowe, obfitowały w materiały, krytycznie oceniające propozycje odchudzenia podstaw programowych, jakie zapowiadało MEN. Szczególnie wiele tych krytycznych ocen dotyczyło programu nauczania j. polskiego – w tym kanonu lektur.

 

Nie, nie, nie spodziewajcie się, że ja tu zaraz dołożę swoje trzy grosze i odsądzę od czci i wiary autorów owych propozycji. Byłoby to nieuczciwe, gdyż nie tylko że nie jestem i nigdy nie byłem polonistą, ale przede wszystkim nie mam nic do czynienia ze szkołą już od 19-u lat!

 

Ten temat, który już od dawana zamierzałem podjąć w którymś z kolejnych felietonów, to obsada kadrowa resortu edukacji. I tylko jedną mam obawę: to co mam do napisania, to nie będzie w stylu felietonu. Ale trudno – nie pierwszy to raz pod szyldem „felieton” zamieszczam teksty, „faktograficzne”…

 

Zacznę od  przypomnienia, że ekipa ministerialna tego resortu liczy, chyba rekordowe w skali minionego trzydziestolecia, aż 6 osób, w tym – obok stanowiska ministra – troje w randze sekretarza stanu i dwie panie w randze podsekretarza”

 

 

Pozwolę sobie przypomnieć jakie wykształcenie i jaki dorobek zawodowy „wniosły” te osoby do owego urzędu – informacje pochodzą ze strony MEN. Zakresy czynności podawałem czerpiąc informacje z Zarządzenia MEN z dnia 5 stycznia 2024 r. w sprawie zakresów czynności członków Kierownictwa Ministerstwa Edukacji Narodowej.

 

Barbara Nowacka  – Z wykształcenia jest informatyczką, ale ukończyła również studia z zakresu zarządzania na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego oraz MBA we Francuskim Instytucie Zarządzania. W latach 2004-2009 pełniła funkcję dyrektorki marketingu, a od 2009 do 2019 roku była kanclerką Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych, której rektorem jest jej ojciec – Jerzy Nowacki.  NIGDY NIE PRACOWAŁA W SZKOLE.

 

 

Katarzyna Lubnauer – Absolwentka matematyki na Uniwersytecie Łódzkim. W 2001 roku uzyskała stopień doktora nauk matematycznych w specjalności teoria prawdopodobieństwa na podstawie rozprawy pt. „Twierdzenia graniczne w teorii prawdopodobieństwa kwantowego”. Następnie objęła stanowisko adiunkta w Katedrze Teorii Prawdopodobieństwa i Statystyki. Pracowała też jako nauczycielka matematyki w VIII Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Asnyka w Łodzi  – ale bardzo krótko, zanim uzyskała stopień doktora. Nie udało mi się znaleźć źródła, które podawało czy ową nauczycielką była rok czy dwa, bo na pewno nie dłużej. I było to ponad 20 lat temu!!!

 

Ale, na tym tle, zobaczcie jaki jest jej zakres czynności – 49 pozycji ! – TUTAJ

 

 

Joanna Mucha –  Z wykształcenia ekonomistka. Absolwentka studiów w zakresie zarządzania, a także studiów podyplomowych z ekonomiki zdrowia na Uniwersytecie Warszawskim. W 2007 roku obroniła doktorat z ekonomii zdrowia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. W latach 2002-2010 asystentka w Instytucie Ekonomii KUL

 

Zobaczcie jaki jej został przydzielony zakres czynności –  tylko 26 pozycji  –  TUTAJ

 

 

Henryk Kiepura  – Absolwent prawa na Wydziale Prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, studiów podyplomowych z zakresu Funduszy Unii Europejskiej na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego, a także studiów podyplomowych Executive MBA Collegium Humanum w Warszawie na kierunku administracja. Studiował także Obronność i Bezpieczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej oraz Zarządzanie Bezpieczeństwem Narodowym na Akademii Sztuki Wojennej. Prezes Zarządu Oddziału Wojewódzkiego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP Województwa Śląskiego. W latach 2001-2006 kierował redakcją TVP w Częstochowie.

 

I z takim wykształceniem i doświadczeniem zawodowym realizuje zakres czynności, zapisany także w 26 punktach  –  TUTAJ

 

 

Izabela Ziętka –  Absolwentka pedagogiki, licencjatka polonistyki i pedagogiki specjalnej. Ukończyła również studia podyplomowe w zakresie: oligofrenopedagogiki, logopedii, neurologopedii klinicznej i wczesnej logopedii klinicznej, zarządzania oświatą, pracy z osobami z autyzmem i Zespołem Aspergera, neuropsychologii. Obecnie studentka 5 roku psychologii. Nauczycielka, pedagożka, neurologopedka. Dyrektorka placówek oświatowych: specjalnego ośrodka szkolno-wychowawczego oraz Kita Musikspielhaus w Niemczech, a także pełniąca obowiązki dyrektora poradni psychologiczno-pedagogicznej.

 

I to nie ona została pierwszym zastępcą ministra (patrz Katarzyna Lubnauer), ale dostała przydział czynności, zapisany jedynie w 11 punktach  –  TUTAJ

 

 

Paulina Piechna-Więckiewicz – W latach 2001-2017 należała do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którego była również wiceprzewodniczącą. Ma za sobą trzy kadencje w Radzie Miasta Stołecznego Warszawy. W Radzie Warszawy  pełniła funkcję wiceprzewodniczącej Komisji Edukacji i Rodziny Rady m.st. Warszawy.

 

I z takim „partyjnym” przygotowaniem (nie podano na stronie MEN jakie ma wykształcenie) została podsekretarzem stanu z przydzielonym jej zakresem 13 czynności  –  TUTAJ

 

x           x           x

 

Po co o tym wszystkim napisałem? Bo może te fakty pozwolą lepiej zrozumieć sytuację, w jakiej znalazła się polska edukacja po 13. grudnia 2023 roku. Wszyscy czekaliśmy na zmianę, jak na oczywistą oczywistość – na lepsze. Wszak po rządach pana Czarnka, a przed nim Piontkowskiego, nie wspominając o wyczynach niejakiej Zalewskiej – mieliśmy prawo liczyć, że tym razem za problemy szkół, spędzających tam ważną część swego życia nauczycieli, ale także uczniów, wezmą się kompetentni i nie obciążeni partyjnymi mitami fachowcy.

 

I co? Miesiąc temu minęło 100 dni rządów Tuska, a jak na razie to ta nowa władza nie radzi sobie nie tylko z rządzeniem, ale nawet z diagnozowaniem sytuacji, rozróżnianiem poważnych argumentów, popartych obiektywną wiedzą, od populistycznych hasełek…

 

 

Gdzie te czasy, kiedy, choć ministrem edukacji był  profesor Mirosław Handke – chemik, rektor AGH, to jego prawą ręką i twarzą ówczesnej reformy była Irena Dzierzgowska – wieloletnia nauczycielka i była wicekuratorka ówczesnego województwa warszawskiego.

 

Czy jest jeszcze jakaś nadzieja, że ci nominaci partyjni. powołani na te a nie inne stanowiska, akurat w resorcie edukacji, potrafią stanąć na wysokości zadania i NAPRAWDĘ  przeprowadzić polski system szkolny od pisowskiej zapaści do modelu szkoły, przygotowującej młode Polki i młodych Polaków do funkcjonowania w świecie połowy XXI wieku?

 

Nie odważę się na prognozę…..

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Przeglądając edukacyjne wydarzenia minionego tygodnia nie mogłem nie zarejestrować (pominiętego na stronie OE) spotkania, które odbyło się w MEN 18 kwietnia. To wtedy po raz pierwszy z kierownictwem resortu spotkali się wszyscy nowi kuratorzy oświaty. I czytając tę informację uświadomiłem sobie, że ostatni raz prezentowałem nowych kuratorów 15 marca, kiedy informowałem że 2 marca Minister Barbara Nowacka wręczyła akt powołania na Mazowieckiego Kuratora Oświaty Wioletcie Krzyżanowskiej, a 15 tego miesiąca Katarzyna Lubnauer wręczyła Jolancie Skrzypczyńskiej akt powołania na Warmińsko-Mazurskiego Kuratora Oświaty. Materiał ten zakończyłem informacją, że czekamy jeszcze na powołanie  szefów tych urzędów w województwach: lubuskim, świętokrzyskim oraz zachodniopomorskim. I już d tego tematu na OE nie powróciłem,

 

Aby choć w tej formule ten błąd naprawić, śpieszę dziś donieść, że kolejne nominacje nastąpiły:

 

18 marca – w Województwie Lubuskim stanowisko kuratora objął Mariusz Biniewski

 

19 marca – w Województwie Świętokrzyskim stanowisko kuratora objął Piotr Łoje

 

25 marca – w województwie Zachodniopomorskim stanowisk kuratora objął Paweł Palczyński

 

 

I już mogę, z poczuciem naprawienia „grzechu zaniedbania”, podjąć główny wątek dzisiejszego felietonu. A będzie nim moja bardzo osobista refleksja o treściach nauczania języka polskiego w piątej klasie pewnej łódzkiej szkoły podstawowej. Refleksja ta towarzyszy mi od połowy stycznia, kiedy to – na prośbę mamy ucznia V klasy owej szkoły – zgodziłem się, dwa razy w tygodniu, pomagać mu – wtedy jeszcze w odrabianiu prac domowych, jakie jej syn miał zadawane z kilku przedmiotów: z j. polskiego, historii, geografii i biologii. Na matematykę chodzi do studentki politechniki. Spotykam się z nim nadal, mimo wejścia w życie rozporządzenia, zmieniającego zasady owych prac domowych.

 

Muszę jeszcze wyjaśnić, że  tym moim podopiecznym (bo w tych spotkaniach nie występuję w roli nauczyciela-korepetytora, a raczej w takiej, jaką trenowałem przed laty pracując w domach dziecka – jako konsultant w „odrabiankach”) jest młodzieniec, który wraz ze swoją mamą oraz starszą siostrą, która jest teraz w VIII klasie tej samej szkoły, przyjechał do Polski przed dziewięcioma laty z Ukrainy. W tej rodzinie, jest jeszcze pierwszoklasista – urodzony już w Polsce, zaś mama  jest ich jedyną opiekunka, gdyż jej mąż  i ojciec tych dzieci zarabia na ich utrzymanie w USA.

 

Nie będę tu opowiadał o licznych problemach z jakimi musimy się z owym piątoklasistą mierzyć, w tym przede wszystkim z jego słabą znajomością języka polskiego (w rodzinie tej rozmawiają ze sobą w ich języku ojczystym), jego praktycznie zerowej orientacji w geografii i historii Polski – takiej jaką polscy uczniowie wynoszą z domów rodzinnych podczas wspólnych wyjazdów wakacyjnych, do „rodziny na wsi”, słuchaniu wspomnień wujków, cioć, dziadków i babć na rodzinnych spotkaniach. Powiem tylko o moich doświadczeniach, wyniesionych „tu i teraz” podczas powtarzania wiadomości z ostatnich lekcji oraz przygotowań do sprawdzianów z języka polskiego.

 

A od kilku już tygodni barujemy się z tematem „mity greckie”… I do tego na zmianę z gramatyką: części mowy, odmiana przez przypadki, części zdania – zdania proste i złożone,  związki – główne i poboczne, rządu, zgody….  I to wszystko na przykładzie zdań z . . .  mitologii greckiej. A jedynym źródłem tej wiedzy, którą muszą posiąść uczniowie klas piątych tej szkoły, są dwa podręczniki. „Literatura i kultura. Ewa Horwath, Anita Żegleń”  i „Nauka o języku i ortografia. Ewa Horwath, Anita Żegleń”.

 

Aby nie być gołosłownym – ilustruję to kilkoma wybranymi przykładami – najpierw z podręcznika nauki o języku i ortografii::

 

 

 

 

A poniżej jeszcze fotki z tej ksiązki o literaturze i kulturze:

 

 

 

 

 

 

Zaiste – czy naprawdę dwunastolatkowie, którzy w dorosłe życie wejdę w latach trzydziestych XXI wieku muszą już teraz uczyć się swojego ojczystego języka, wkuwając jednocześnie imiona bohaterów mitologii starożytnych Greków? I czy te wszystkie gramatyczne subtelności o przyimkach, przydawkach i okolicznikach są niezbędne dla przyszłych użytkowników cyfrowych form przekazu, gdzie nad poprawnością wstukanego tekstu czuwać będzie AI ?

 

 

Może lepiej dla wszystkich (uczniów i nauczycieli z podstawówek) byłoby przeniesienie tej pogłębionej wiedzy o języku polskim do programów dla klas licealnych z rozszerzeniem humanistycznym?

 

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 



Przygotowując się do napisania kolejnego felietonu – jak mam to w zwyczaju – chciałem zobaczyć który numer miał ten z poprzedniej niedzieli. I dopiero wtedy dowiedziałem się, ze na stronie OE on nie istnieje…  Sprawdziłem, czy zniknął także z mojego Fb profilu. Tam zobaczyłem taki obraz:

 

 

Klikając na link, który zazwyczaj otwierał stronę na OE, zobaczyłem taki komunikat:

 

 

I wtedy dotarło do mnie, że to nie jakiś mój błąd spowodował znikniecie tego felietonu, a wykasowała go jakaś nieznana mi siła, która uznała, ze nie powinien on dłużej funkcjonować w sferze publicznej dostępności.

 

Ale jako człowiek, który urodził się pod zodiakalnym znakiem Barana, MUSZĘ postawić na swoim – dlatego odnalazłem zapis tego tekstu na moim roboczym pliku i – w wersji PDF – udostępniam ów Felieton nr 514  –  TUTAJ

 

 

I teraz mogę już przystąpić do pisania felietonu o kolejnym numerze 515.

 

 

I od razu muzę złożyć oświadczenie, że tym razem nie będę prezentował moich przemyśleń o dotyczących edukacji wydarzeniach lub prezentowanych przez innych autorów tekstach, które zaistniały w minionym tygodniu, bo nie one były  – w mojej subiektywnej ocenie –  najważniejsze. Nie muszę chyba uzasadniać, że dla mnie ten tydzień to przede wszystkim dzień moich osiemdziesiątych urodzin, które zgodnie z metryką urodzenia przypada corocznie 11 kwietnia, a w tym roku, z racji tej  zaliczonej, „okrągłej” liczby lat przeżytych świętowałem wczoraj, w gronie rodziny, na okolicznościowym spotkaniu (uczestniczyło 25 osób), zorganizowanym na terenie…  Zespołu Szkół Gastronomicznych przez uczniów tej szkoły – w ramach isług, świadczonych przez warsztaty jej szkoły..

 

Było sympatycznie, smacznie i wspomnieniowo. Wspomnieniowo, bo dwóch wnuków mojej siostry – Radek i Marek –  przygotowało, opartą na moich 33 esejach wspomnieniowych, prezentację zdjęć i informacji o tym, co owych osiemdziesięciu latach mojego życia uznali za warte przywołania.

 

 

Po tej prezentacji odczytałem, napisany na tę okoliczność, wiersz Osiemdziesięciolatka releksje o życiu.

 

 

Nie obyło się bez tradycyjnego tortu, na którym zdmuchiwałem świecę, myśląc, że najbardziej chciałbym jeszcze zdmuchiwać kolejne świece na kolejnych tortach – z napisami 85, 90, a może i więcej…

 

 

Wybaczcie, że dzisiejszy felieton jest taki autopromocyjny, ale niechaj uzasadnieniem tej decyzji będzie jedna z kart z życzeniami, którą otrzymałem:

 

 

 

 

WYBACZCIE !

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 



 

Kolejna niedziela, która w moim przypadku jest czasem refleksji o tym co wydarzyło się w oświacie w minionym tygodniu. Ale może być dniem, który daje możliwość wypowiedzenia się na temat poznanych zapowiedzi wydarzeń w nadchodzącym tygodniu. Zacznę od tego co już się stało. A w tej kategorii najbardziej znaczącym dla przyszłości wydarzeniem było podpisanie przez ministrę Nowacką rozporządzenia, w którym najgłośniej krytykowaną decyzją jest zakaz zadawania prac domowych w klasach I–III szkoły podstawowej  i poważne ich ograniczenie w klasach IV – VIII.

 

Jako że moja opinia w tej sprawie nie może być uznana ani jako opinia eksperta, ani jako opinia praktyka – powołam się na wypowiedzi, które zostały zamieszczone w „Gazecie Wyborczej” w artykule „Ograniczenie zadań domowych od połowy kwietnia”.

 

Oto – przykładowo – takie trzy:

 

Źródło: www.wyborcza.pl/

 

 

Nieco dalej możemy przeczytać, że „Sieć organizacji SOS dla Edukacji przeprowadziła sondę „Twoja opinia o pracach domowych, w której wzięło udział 4515 osób”. Oto wyniki tego badania:

 

Źródło: www.wyborcza.pl

 

 

Przywołam także dwie opinie, upublicznione na Fejsbuku.

 

Pierwsza z profilu Beaty Igielskiej dziennikarki „Gazety Lubuskiej”:

 

Źródło: www.facebook.com/beata.igielska.7/

 

 

Druga pochodzi z profilu Zosi Grudzińskiej:

 

Źródło: www.facebook.com/zosia.grudzinska.7

 

 

I to niechaj wystarczy jako komentarz do najnowszej inicjatywy legislacyjnej resortu edukacji. Nie muszę dodawać, że podzielam wyrażone tam stanowiska.

 

x           x           x

 

I jeszcze na  krótko powrócę na łódzkie podwórko. Bo nie mogę nie zarejestrować kolejnej inicjatywy przedwyborczej łódzkiego organu prowadzącego szkoły i inne placówki oświatowo wychowawcze. Dotarła do mnie informacja, że w pierwszych dniach marca dyrektorzy łódzkich szkół otrzymali taką wiadomość:

 

 

Szanowni Państwo Dyrektorzy,

 

proszę o zarezerwowanie terminu 25 marca 2024 r. w godzinach 13.00 – 15.00 z tytułu organizacji przedświątecznego spotkania pod patronatem Prezydenta Miasta Łodzi, które odbędzie się w EC1 Łódź – Miasto Kultury. Imienne zaproszenia zostaną przesłane w najbliższym czasie.

 

Z poważaniem

…………………
Inspektor w Zespole Organizacyjno-Administracyjnym
Wydziału Edukacji
Departament Pracy, Edukacji i Kultury
Urząd Miasta Łodzi

 

Przypominam, że nie jest to pierwsza taka akcja skierowana do dyrektorów  miejskich placówek oświatowo-wychowawczych. Poprzednia odbyła się 7 grudnia w łódzkiej Atlas Arenie, gdzie ponad 600 dyrektorów i wicedyrektorów przedszkoli, szkół i placówek edukacyjnych otrzymało nagrody z okazji 600-lecia Łodzi. Oto mój, zamieszczony pod informacją o tym wydarzeniu, komentarz do tej imprezy:

 

„Uroczystość ta odbyła się – jak to napisała pani wiceprezydent – „z okazji 600-lecia Łodzi” w Sport Arenie, hali w której zazwyczaj odbywają się rozgrywki piłki siatkowej i koszykówki, wybudowanej obok Atlas Areny. Z relacji osób uczestniczących wiemy, że w roli szatniarzy wystąpili pracownicy Wydziału Edukacji, że dodatkową atrakcją był nie tylko występ młodych aktorów z Pałacu Młodzieży, ale także darmowy „słodki bufet”, w którym pyszności do kawy i herbaty serwowali uczniowie Zespołu Szkół Przemysłu Spożywczego z ul. Franciszkańskiej.

 

Jednak najdziwniejszy w tej sytuacji nie jest fakt, że żadne lokalne media o tym wydarzeniu nie poinformowały (bo nie miały wstępu), ale że władze miasta znalazły w końcówce roku budżetowego (o którym przy każdej okazji głoszą jak jest on ubogi) pieniądze na nagrody dla tych wszystkich osób – po 2000 zł dla dyrektorów i 1000 zł dla wicedyrektorów, co szacuję na wydatek ponad 800 000 zł.

 

Przy okazji warto zwrócić uwagę, że posłużono się formułą „nagroda” aby obdarować WSZYSTKICH funkcyjnych, bez względu na jakość świadczonej przez nich pracy. [WK]”

 

Ciekawe co tym razem będzie „kiełbasą wyborczą”, którą pod pretekstem świąt zostaną obdarowani  zaproszeni…

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Z tematów ogólnopolskich postanowiłem dziś podjąć ten jeden: niekończąca się wymianę opinii i poglądów w sprawie zapowiedzianej przez MEN zmiany prawa oświatowego, dotyczącego obowiązkowych prac domowych.

 

Jak to już przed tygodniem napisałem – uważam, że ja nie mam prawa zabierać głosu, bom od prawie 19-u lat emeryt. I jak tylko trafię na Fejsbuku na tekst na ten temat, zamieszczony tam przez osobę czynną w zawodzie, to zawsze czytam go z wielkim zaciekawieniem, a te które uznam za najlepsze zamieszczam na OE. Dziś zwrócę uwagę na dwa teksty. Jeden z nich udostępniłem  w środę na OE – było to pismo, jakie Marcin Wiącek skierował do ministry Barbary Nowackiej w sprawie projektu rozporządzenia MEN, zmieniającego rozporządzenie w sprawie oceniania uczniów, wraz z treścią odpowiedzi, jaką otrzymał on wiceministry Katarzyny Lubnauer. W tym pierwszym tekście jako pierwszy zwrócił moją uwagę ten fragment:

 

Wyniki ankiety przeprowadzonej dla Dziennika Gazety Prawnej pokazują,   że większość nauczycieli popiera jedynie ograniczenie prac domowych (68,5proc.), podczas gdy za całkowitą ich likwidacją opowiedziało się tylko ok. 8 proc. Warto zauważyć, że ankietowani nauczyciele chcieliby, aby w pierwszej kolejności zmieniły się podstawy programowe, a dopiero potem nastąpiła redukcja zadań do wykonania w czasie wolnym.”

 

Gdy przeczytałem źródłowy tekst odpowiedzi, jaką RPO otrzymał z MEN – sygnowany przez panią Katarzynę Lubnauer – nie odnalazłem tam nic, co można by uznać za odpowiedź na ten ostatni postulat.

 

 

Drugim fragmentem, który stał się kolejnym bodźcem do moich refleksji był ten oto:

 

„Zgodnie z Prawem oświatowym szkoła ma prawo nakładać obowiązki na ucznia poprzez określenie ich w swoim statucie. Całkowity zakaz prac domowych – nawet jeśli dotyczyłby jedynie klas I-III szkoły podstawowej – oraz odstąpienie od ich oceniania mogą być zatem postrzegane jako niezgodne z deklaracjami o potrzebie wzmocnienia pozycji nauczycieli oraz autonomii szkół.”

 

Ten sam wątek odnalazłem w treści opinii, jaką na temat projektu  rozporządzenia zmieniającego rozporządzenie w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów…  przesłała do MEN Urszula Woźniak – wiceprezeska ZG ZNP. Oto fragment tego pisma, w którym wystąpił ów aspekt sprawy:

 

Całkowity zakaz prac domowych , nawet jeśli dotyczyłby jedynie klas I-III szkoły podstawowej – oraz odstąpienie od ich oceniania mogą być zatem postrzegane jako niezgodne z deklaracjami o potrzebie wzmocnienia pozycji nauczycieli oraz autonomii szkół.”

 

Dlaczego akurat na ten aspekt zwróciłem uwagę? Bo – pomijając płaszczyznę metodyki nauczania/uczenia się, a także od lat sygnalizowane zjawisko przeciążenia uczniów pracą (nie tylko treściami, lecz i liczbą godzin spędzanych „nad książką”) i psychiczne tego złe skutki – zobaczyłem w tych wymianach stanowisk aspekt „stałego elementu gry” w sposobie sprawowania władzy przez kolejne ekipy ministerialne. Ja nazywam to: „Władza wie lepiej co jest dla was dobre”. Tym bardziej mnie to zaskoczyło, bo wszak ta ekipa szła do wyborów pod hasłami demokracji, decentralizacji, wsłuchiwania się w głosy obywateli. Ale teraz  pani Lubnauer po prostu wie, że „Wprowadzenie powyższych zmian w zakresie wybranych form prac domowych w trakcie roku szkolnego nie będzie miało wpływu na realizację podstawy programowej przez nauczycieli.”

 

 

W drugiej części tego felietonu wrócę na moje łódzkie podwórko. 30 marca 2023 roku na OE zamieściłem informację W Łodzi trwają „Dni Doradztwa Zawodowego”, organizowane przez szkoły.  Oto fragment tego materiału:

 

Uczyniłem to nie tylko z obowiązku poinformowania o aktualnym wydarzeniu edukacyjnym z terenu mojego miasta, ale także w poczuciu satysfakcji, ze NARESZCIE na stałe weszła do praktyki ta forma wsparcia uczniów kończących szkoły, stojących przed podjęciem decyzji o kierunku dalszej edukacji, którą od lat postulowałem, krytykując poprzednie „spędy” w halach targowych.

 

Oto historia ewolucji jaką przeszła idea łódzkich Targów Edukacyjnych – od roku 2019:

 

Ostatnie „klasyczne” – XXII Łódzkie Targi Edukacyjne odbyły się w dniach 13 – 14 marca 2019 roku w łódzkiej Atlas Arenie. Tak je wtedy relacjonowałem na OE  –  TUTAJ

 

W roku 2020 – roku pandemii COVID-19 – targi zostały odwołane. Rok później, w dniach 23 – 24 marca – odbyły się pierwsze e-Targi Edukacyjne Łódź 2021.

 

W kolejnym roku Urząd Miasta Łodzi kontynuował tę nową tradycje, zlecając ŁCDNiKP zorganizowanie e-Targów Edukacyjnych Łódź 2022

 

W dniach 22 – 25 marca 2023 r. odbyły się e-Targi Edukacyjne Łódź 2023. Podsumowanie tego wydarzenia znajduje się na stronie ŁCDNiKP. Jednak niektóre szkoły ponadpodstawowe organizują u siebie, lub  uczestniczą w Dniach Doradztwa Zawodowego organizowanych w innych zespołach szkół zawodowych.

 

I to był dobry początek tegorocznej formuły zdecentralizowanych targów. Doczekałem się (choć tak naprawdę powinienem być wdzięczny nie rządzącym w Łodzi, a pandemii), że zwyciężył rozsądek i uznanie, ze dzisiejsi uczniowie znakomitą większość wiedzy o otaczającym ich świecie czerpią z Internetu.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

I tak minął kolejny tydzień roku, w tym tego roku szkolnego, roku naszego życia. I kolejny tydzień sprawowania władzy wykonawczej przez „Koalicję 15 października”, kolejny tydzień, w którym polskie szkoły pracują w „nowej rzeczywistości”, kreowanej przez  aktualne kierownictwo Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wiem, pamiętam co obiecałem przed tygodniem: Na tematy edukacyjnych problemów w skali ogólnopolskiej wypowiem się za tydzień.” Jednak czas który od napisania tych słów minął był czasem, w którym kolejne informacje o decyzjach,  inicjatywach kierownictwa MEN sprawiły, iż z każdym dniem traciłem  motywację do podzielenia się z Wami moimi refleksjami na ten temat. Ostatecznie, po tym jak wczoraj  przeczytałem tekst, zamieszczony na fanpage  „NIE dla chaosu w szkole” [TUTAJ], doszedłem do wniosku, że jako emeryt o 19-letnim stażu nie powinienem wypowiadać się o aktualnych problemach oświaty. Lepiej niech to czynią ci, którzy pracują w szkołach, którzy na co dzień wiedzą „jak jest”.

 

A ja zajmę się tym, co działo się w tym minionym tygodniu w Łodzi. A był to tydzień, w którym rozkręcająca się kampania wyborcza do samorządów dała o sobie znać także w obszarze oświaty. Pod pretekstem Dnia Kobiet Pani Prezydent Łodzi, skierowała do uczennic łódzkich szkół (nie było określone jakich szkół) zaproszenie na spotkanie z nią w Hali Expo – łódzkim centrum handlowo-konferencyjnym. Był moment, że miałem zamiar aby tam pojechać i zobaczyć na własne oczy, nie tylko jak owo spotkanie przebiegnie, ale przede wszystkim jaki będzie odzew uczennic na to zaproszenie. Dobrze że mi przeszło, bo i tak, dzięki IX LO mogłem zobaczyć zdjęcia z tej imprezy –  nie mam wątpliwości że powstałej w atmosferze kampanii wyborczej – adresowanej pod pretekstem Dnia Kobiet do łódzkich uczennic. Pomysłodawcy tego evntu (bo zakładam, ze nie zrodził się on w głowie pani Hanny Zdanowskiej) zakładali, iż te z nich, które mają już prawo wyborcze, po takim spotkaniu  nie będą miały wątpliwości na kogo w kwietniowych wyborach mają oddać swój głos…

 

Chcecie wiedzieć, czy przygotowana dla nich sala konferencyjna pomieściła wszystkie dziewczyny? Zobaczcie fotki z fanpage  IX LO  –  TUTAJ. Jest jeszcze drugie źródło serwisu zdjęciowego z tego spotkania  –  tym razem z oficjalnej strony IX LO  –  TUTAJ. I nie ma się co dziwić, że ŻADNE lokalne medium nie zamieściło z tego wydarzenia informacji.

 

Pewnie nie wszyscy wiedzą, przeto poinformuję, że w Łodzi jest 27 liceów ogólnokształcących i 18  zespołów szkół zawodowych z klasami technikum, których organem prowadzącym jest łódzki samorząd. Po zsumowaniu daje to liczbę 45 placówek. Gdyby z każdej z nich przyszło – średnio – tyko po 20 uczennic, to byłoby ich tam… 900!!!

 

Jak zobaczyliście – była to chybiona inwestycja.

 

Jeśli jestem moimi myślami w Łodzi, to o jeszcze jednym, smutnym wydarzeniu minionego tygodnia – z 6 marca –  nie mogę nie napisać. A był to pogrzeb Henryka Czyżewskiego – o którego zasługach dla Łodzi można przeczytać w materiale, zamieszczonym 4 marca br. w „Dzienniku Łódzkim” – TUTAJ

 

Z informacji jakie do mnie dotarły dowiedziałem się, że na pogrzebie nie było nikogo – ani z Urzędu Miasta, ani z Rady Miejskiej. To – tak myślę – nie tylko zaskakujące, ale i niezrozumiale, rozpatrując ten,  także i z tego powodu ów smutny fakt, na podstawie ogólnie uznawanego systemu wartości.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

 

Po tygodniu, który zostanie w mojej pamięci jako tydzień walki z przeciwnościami losu, który tym razem wystąpił pod postacią awarii twardego dysku mojego komputera, co skutkowało zaburzeniem normalnego rytmu pracy redakcyjnej, a co za tym idzie – braku nowych materiałów – w wypracowanej wcześniej formule – na stronie „Obserwatorium Edukacji”. Ten dziesiąty z drugiego pół tysiąca moich felietonów tekst piszę na już sprawnym laptopie, nie martwiąc się o to, czy za chwile się nie „zawiesi”, albo w ogóle nie „padnie”. Jednak nie znaczy to, że jestem już „hepi”… Po wymianie dysku twardego komputer jest jak dom po remoncie generalnym, spowodowanym pożarem, który strawił całe jego wyposażenie.. Niby to ten sam dom, taki sam rozkład pokojów, ale wszystko trzeba umeblować na nowo… Ale na tyle ogarnąłem sytuację, że mogę już redagować OE jak poprzednio. I spokojnie wystukam treść tego felietonu.

 

W poprzednim, zamieszczonym wyjątkowo w poniedziałek, który zredagowałem w nietypowej technice (wszak potrzeba jest matką wynalazków), poinformowałem o efekcie moich starań dotarcia do „tajników” procedur decyzyjnych w sprawie przyznawania  Medali 600-lecia Łodzi. Nie napisałem tam, że cała ta procedura, owiana tajemnicą, jest w moim odczuciu, jeszcze jednym przykładem na dziwne mechanizmy, jakimi sprawuje swą władzę Urząd Miasta Łodzi. Informowałem już o kontekstach powołania nowego kierownictwa ŁCDNiKP, o tym jakie nowości wprowadziła do działalności ŁCDNiKP pani p.o. dyrektora Katarzyna Południkiewicz. o kursie „Akademii Lidera Edukacji” dla dyrektorów łódzkich szkół. Przy okazji dopowiem jeszcze, że ów kurs ponoć dawał jego uczestniczkom i uczestnikom dodatkowe umiejętności w zakresie „zarządzania, sprzedaży, marketingu, prawa i mediów” (podaję za informacją ze strony ŁÓDŹ.pl) . Tyle tylko, że zgodnie z Uchwałą Rady Miejskiej Łodzi z dn. 17 stycznia 2024 r.. w sprawie ustalenia na rok 2024 maksymalnej kwoty dofinansowania opłat za doskonalenie i kształcenie nauczycieli, tego typu szkolenie nie zostało w niej przewidziane, jako dofinansowywane z owej puli 6000 zł.

 

Można jeszcze przypomnieć najbardziej widoczna zmianę dotyczącą ŁCDNiKP, czyli nowe logo tej placówki, które – moim zdaniem – jest przede wszystkim zabiegiem marketingowym jej aktualnego, tymczasowego, kierownictwa. Ciekawe, czy konkurs na jej dyrektora „na stale” zostanie ogłoszony jeszcze przed wyborami do nowego samorządu miasta, bo formalnie rzecz biorąc pani Południkiewicz może pełnić swoją funkcje do 30 czerwca.

 

Z innych ciekawostek z obszaru oświaty m. Łodzi warto jeszcze poinformować, że – nie bardzo wiadomo z jakich to powodów –uchwałą Rady Miejskiej Łodzi z dn. 21 lutego 2024 roku, z dniem 1 września 2024 r. włącza się XXXIII LO im. Armii Krajowej włącza się do Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 7, działającego przy ul. Kusocińskiego 100. Jakież to ułatwienie dla okolicznych mieszkańców: można, bez konieczności odbywania dalekich podróży komunikacją miejską, realizować swój rozwój od 4. roku życia w przedszkolu aż do matury w wieku lat 19-u – pod tym samym adresem…

 

A to wszystko dzieje się  w okresie poprzedzającym wyboru samorządowe….

 

Na tematy edukacyjnych problemów w skali ogólnopolskiej wypowiem się za tydzień.

 

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ponad 600 dyrektorów i wicedyrektorów przedszkoli, szkół i placówek edukacyjnych otrzymało nagrody z okazji 600-lecia Łodzi.

 

http://obserwatoriumedukacji.pl/przemilczana-przez-lodzkie-media-uroczystosc-podobno-z-okazji-600-lecia-miasta/

 



Po raz pierwszy piszę ten felieton w poniedziałek, i do tego bezpośrednio w panelu administracyjnym OE. Dlatego – proszę – wybaczcie, że będzie on bardzo nietypowy jak dla mnie, to znaczy krótki i w bardzo syntetycznej formie przedstawiający problem, który zamierzałem, jeszcze przed awarią, szerzej potraktować.

 

Podejmę tylko jeden temat, który ma swój początek w zamieszczonym 4 lutego  Aneksie do Felietonu 506. Przypomnę, że ów aneks powstał pod wpływem komentarza do głównego tekstu Felietonu nr 506, zatytułowanego „Kto dostał, a kto nie dostał Medal 600-lecia Łodzi. I dlaczego.” Bo to w tym komentarzu zawarta była kluczowa informacja w sprawie mojej hipotezy, iż Janusz Moos nie dostał Medalu 600-lecia Łodzi, bo nikt z takim wnioskiem nie wystąpił. Jak wiecie napisano tam, że wniosek taki był sporządzony i wysłany.

 

I to pod wpływem tej informacji postanowiłem wystąpić, w trybie dostępu do informacji publicznej, do „gospodyni” tej medalowej operacji, czyli do dyrektorki Muzeum Miasta Łodzi – pani Magdy Komarzeniec.

 

 

Odpowiedź otrzymałem w piątek 19 lutego:

 

 

No cóż, muszę pogodzić się taka interpretacje pojęcia „informacja publiczna”. Ale przynajmniej poznaliśmy skład owej kapituły. Gdy czytałem kolejne nazwisko miałem taką refleksję: Osąd komu należy się ów medal oddano w ręce osób, których nie posądzam o posiadanie tak szerokiej wiedzy o wszystkich obszarach życia społeczno-zawodowego i aktywnych tam łodzianach. Bo kto z nich mógł znać kilkudziesięcioletni dorobek kolegi dyrektora ŁCDNiKP – Janusza Moosa?

 

 

P.s

Przepraszam, że pliki z pismami do i od MMŁ zaprezentowałem w formie zdięcia z ekranu – innej możliwości nie mam. I to właśnie jest skutek owej awarii oprogramowania w mim laptopie.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz