Archiwum kategorii 'Felietony'
Dzisiejsza niedziela jest ostatnim dniem moich redaktorskich wakacji, czyli okresu, w którym zamieszczałem nowe materiały nieregularnie, to znaczy nie co dzień, i to tylko podejmujące tematy, które uznałem za naprawdę ważne dla czytających OE. Od jutra wracam do codziennych tekstów, z tą różnicą w stosunku do czasu przedwakacyjnego, że nie zobowiązuję się do zamieszczania ich minimum dwu. Uzasadnieniem tego zubożenia oferty jest coraz gorszy stan mojej sprawności – fizycznej, ale także umysłowej. Po prostu mój kręgosłup buntuje się, kiedy zbyt długo siedzę przed komputerem, a mój poudarowy, starzejący się także mózg najczęściej strajkuje, gdy oczekuję od niego, aby przypomniał mi najbardziej oczywiste dane. Nawet podczas uruchamiania panelu administracyjnego strony OE zdarza się, że ręka zawisa mi nad klawiaturą, bo nie mogę sobie przypomnieć w który klawisz mam teraz stuknąć…
W ogóle – gdyby nie łatwość zdobywania informacji w nieprzebranych zasobach Internetu, gdyby nie Wikipedia, nie potrafiłbym funkcjonować nadal jako redaktor „Obserwatorium Edukacji”.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o zwierzenia „w temacie” kondycji piszącego te słowa.
x x x
Czym dzisiaj będę Was próbował uraczyć, dzieląc się moimi refleksjami? Jak to już od dłuższego czasu stosuję – nie podejmę się opiniowania tematów, które pojawiły się „na wokandzie” decyzji i wydarzeń minionego tygodnia, które są głęboko osadzone w codziennej praktyce polskich szkół, które najlepiej znają ci wszyscy, którzy są „na pierwszej linii frontu” walki o nowoczesną, przyjazną uczniom i szanującą zawód nauczyciela, szkołę. Jest na Fb takich osób wiele, i na pewno wiecie o kim mówię.
A ja puszczę dzisiaj wodze wyobraźni i spróbuję napisać felieton z elementami science fiction. Zaczynem tej fermentacji mojej wyobraźni jest informacja o projekcie uchwały Rady Ministrów w sprawie ustanowienia Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji.
Temat – rzeka, a właściwie morze… Ja zacytuję jedynie mały fragment z opracowania „Polityka cyfrowej transformacji edukacji w Polsce (PCTE)”, zaczerpnięty z części „Wnioski z diagnozy sytuacji społecznej, gospodarczej i przestrzennej; cz.1. Wprowadzenie – uzasadnienie opracowania” str. 17:
„Technologie informacyjno-komunikacyjne oraz mądrze stosowane, zaplanowane długofalowo metodyki ich stosowania mogą mieć największy wpływ na edukację, gdyż mimowolnie narzucają zmianę metod nauczania oraz indywidualizują pracę uczniów, co obrazuje następujący przykład:
Postawa nauczyciela pracującego z platformą edukacyjną w klasie z dziećmi wyposażonymi w tablety będzie wymagała rezygnacji z metod transmisyjnych. Nauczyciel przestaje być „nadajnikiem”, a uczniowie „odbiornikami”. Rola nauczyciela zmienia się mimowolnie na wspierającą uczenie się indywidualne ucznia pracującego z aplikacją sterującą zadaniami dziecka.”
[ T.Łukawski, Przełamać niechęć do technologii, „TIK w Edukacji” 2014, nr 4 (5)]
Ale zanim „popłynę” łodzią mojej wyobraźni, nie mogę nie zwrócić Waszej uwagi na datę publikacji, z której w owym nowatorskim projekcie przytoczono powyższy tekst: To rok 2014! Nie jestem informatykiem, nie jestem młodym człowiekiem, przed którym współczesny świat cyfrowy nie ma tajemnic. Ale wiem jedno: AI przed dziesięcioma laty, a jej stan obecnie, to dwie różne epoki. Posłużę się wiedzą, jaką pozyskałem z publikacji „Historia i teraźniejszość sztucznej inteligencji” :
[…] W 2011 zapadł się kolejny bastion, gdzie panował człowiek, bo komputery nauczyły się rozumienia języka naturalnego, czyli naszego języka, którym posługujemy się na co dzień. Komputer IBM Watson zagrał w amerykańską wersję teleturnieju Va banque i zwyciężył z dwoma najlepszymi graczami. Gra Va banque polega na tym, że trzeba odpowiadać na pytania prowadzącego formując własne pytania. […]
Dzisiejsza AI potrafi już komponować piosenki, pisać scenariusze filmowe i artykuły prasowe, malować obrazy, prowadzić samochody i wykonywać prace polowe. Nadzoruje systemy w inteligentnych miastach, fabrykach i domach. Posiadamy potężne algorytmy AI, które diagnozują choroby, opisują zdjęcia przy pomocy słów i prowadzą autonomiczne samochody. Powstają też systemy służące do obsługi klienta, takie jak Soul Machines, czyli cechujące się empatią awatary, które wyglądają jak prawdziwi ludzie. Mogą one zastąpić w 100% ludzi w obsłudze klienta i osiągają 40% współczynnik rozwiązanych problemów bez udziału człowieka. […]
[www.petrospsyllos.com/pl/blog/]
Przepraszam, że i dzisiejszy tekst jest w mało felietonowym stylu. Jednak nie mogłem sobie odmówić powołania się na wiarygodne źródła wiedzy o aktualnym stanie praktyki stosowania technologii cyfrowych, których najwyższym przejawem jest AI. Bo gdy wczytacie się w ów – rzekomo bardzo postępowy – projekt uchwały Rady Ministrów w sprawie ustanowienia Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji, to nie mam wątpliwości, że dojdziecie do podobnych wniosków, do jakich ja doszedłem. Że to projekt spóźniony o owe 10 lat, a zanim będzie on wcielany w życie, to będzie spóźniony o kilkanaście lat. Jako ilustrację tej tezy zacytuję fragment tego projektu. Będą to cztery pierwsze punkty z załącznika 3. do Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji [Źródło – TUTAJ]
3.Nowe technologie, w tym sztuczna inteligencja w szkole
1.Opracowanie wytycznych w zakresie stosowania przez uczniów i nauczycieli systemów opartych na sztucznej inteligencji w procesie uczenia się i kształcenia.
2.Opracowanie przykładów wykorzystania sztucznej inteligencji do przygotowania nauczyciela w zakresie indywidualizacji pracy z uczniem i prowadzenia zajęć ze swojego przedmiotu.
3.Opracowanie wskazówek i przykładów dotyczących możliwości wykorzystania generatywnej sztucznej inteligencji w nauczaniu i przekierowania efektów kształcenia z wiedzy na umiejętności.
4.Przygotowanie i uruchomienie projektów mających na celu współpracę szkół, uczelni, placówek doskonalenia nauczycieli i innych instytucji w zakresie rozwoju aktywizujących metod nauczania w obliczu rozwoju sztucznej inteligencji. […]
Są to zadania, które w projekcie przewidziano na lata 2024, 2025, 2026.
Zamykam oczy i na chwilę puszczam wodze mojej wyobraźni:
Widzę 58-letnią nauczycielkę j. polskiego, która studia na podstawie których uzyskała uprawnienia do nauczania ukończyła w roku 1990. W grudniu tego roku Tim Berners-Lee stworzył podstawy HTML i pierwszą stronę internetową. Dwa lata później została napisana pierwsza graficzna przeglądarka WWW. W roku 1998 powstała spółka Google Technology Inc., a w listopadzie 2004 powstała przeglądarka Mozilla Firefox. Owa nauczycielka ma co prawda laptopa, którego otrzymała od władz oświatowych, ale daleko jej do swobody czerpania ze skarbnicy wiedzy w Internecie, z jaką czynią to jej uczniowie aby napisać pracę domową na zadany im temat, który wymaga znajomość lektur obowiązkowych, których nie czytali. Bo też to nie oni są autorami tychże opracowań, a AI…
Oczywiście wiem, wiem, że jest wiele nauczycielek i wielu nauczycieli z ponad trzydziestoletnim stażem, którzy nieźle sobie radzą z technologiami cyfrowymi i potrafią posługiwać się nimi podczas prowadzonych przez siebie lekcji. Ale są i tacy, dla których jest to próg nie do przeskoczenia. A nie za bardzo ma kto ich zastąpić…
A ta cała Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji przypomina mi wielkie osiągnięcie władz oświatowych sprzed kilkunastu laty, kiedy za symbol postępu w dydaktyce robiły tablice interaktywne. A tak naprawdę, to zmiana polegała na tym, że można było zrezygnować z kredy. Bo system nauczania jaki był, takim pozostał…
Włodzisław Kuzitowicz
Nie będę udawał, że jest inny „gorący temat” z minionego tygodnia, niż odwołanie w piątek ze stanowiska dyrektora CKE Marcina Smolika. Niechaj inni analizują merytoryczne powody które do takiej decyzji musiały doprowadzić, ja skomentuję jedynie to, co w kadencji tego pana jest najbardziej zaskakujące.
A owym elementem zakrawającym na mały cud jest fakt pełnienia tego przez doktora językoznawcę anglistyki Marcina Smolika owego tak ważnego stanowiska przez ponad 10 lat (!), podczas gdy jego przełożonymi było pięcioro osób na stanowisku ministra edukacji, (lub edukacji i nauki). Młodszym czytającym przypominam, że powołała go na dyrektora CKE w lipcu 2014 roku minister Joanna Kluzik-Rostkowska (PO). I okazał się on „teflonowym dyrektorem” – „nie do ruszenia” przez troje kolejnych szefów resortu z PiS: Annę Zalewską, Dariusza Piontkowskiego i nawet przez takiego „reformatora” jakim był Przemysław Czarnek! A aktualna ministra Barbara Nowacka z KO potrzebowała na podjęcie tej – od dawna przez środowisko oświatowe oczekiwanej decyzji – aż 8 miesięcy!
Wiem, wiem, czytałem, że trwało to tak długo, bo nie chciała zaburzać cyklu pracy tej instytucji. Dobrze że lekarze na OIOM-ach nie czekają z zabiegami ratującymi życie pacjentów, którzy zgłosili się tam wieczorem, do zakończenia cyklu dobowego, czyli do poranka dnia następnego…
x x x
Po raz pierwszy o Marcinie Smoliku napisałem w maju 2019 roku w Felietonie nr 217 „Tajemnice i ciekawostki – nie tylko z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej”. Dziś przytoczę jeden fragment tamtego tekstu:
[…] Podczas penetracji internetu w poszukiwaniu informacji o jego drodze zawodowej stwierdziłem, że jest to rzadko spotykana osoba, która bardzo konsekwentnie zadbała o wyczyszczenie wszelkich śladów o swojej przeszłości – wcześniejszej, niż studia na UMCS. Jedyną dokładną datą w jego biografii (nie licząc okresu pracy w CKE) jest data uzyskania stopnia doktora – 14 maj 2008 . Poza tym są tam tylko wymienione lata pracy na uczelni – na stanowisku asystenta: 2000 – 2008 i adiunkta: 2008 – 2012.
Pan doktor Smolik ukrywa także datę swoich urodzin! Można jedynie przypuszczać, że osoba, która w 2008 roku obroniła pracę magisterska miała wtedy ok. 24 lata, co pozwala na przyjęcie, że pan Marcin urodził się (ale nie wiadomo gdzie, w jakiej rodzinie, czy ma rodzeństwo…) w 1976 roku, czyli że doktorem został w 32. roku życia, a pracę w CKE rozpoczął, gdy miał 36 lat. […]
Przez ten czas, który minął od zamieszczenia tamtego tekstu, nic się pod tym względem nie zmieniło. Zaczynam panu Marcinowi współczuć przeżyć z okresu dzieciństwa i młodości – bo musiały to być bardzo traumatyczne lata, skoro tak dokładnie wykasował wszelkie informacje o dwu pierwszych dekadach swego życia…
Tyle o tym co było. Teraz najważniejsze jest czym zakończy się konkursowa procedura wyłonienia nowego dyrektora/dyrektorki CKE. Może to właśnie, po raz pierwszy, będzie to dyrektorka? Może nie będzie to osoba, która aplikuje do tej posady przede wszystkim dla zaspokojenia swoich aspiracji, a ktoś, kto zna system szkolnictwa nie „z widzenia”, a „od środka”, kto ma szerokie horyzonty poznawcze na proces edukacji, kto w swych wyobrażeniach o funkcji egzaminu jako narzędzia diagnozy posiadanych kompetencji (nie wyłącznie „wykutych” faktów) nie utraci z pola widzenia CZLOWIEKA… Młodego, najczęściej, człowieka.
Włodzisław Kuzitowicz
Parafrazując pierwsze słowa z wiersza „Epilog”, będącego ostatnią częścią poematu „Pan Tadeusz”: „O tem że dumać na paryskim bruku…” aż się prosi, abym dzisiejszy felieton zaczął od zdania: „O czem że pisać, gdy się nie jest na paryskim bruku…”, gdy wydarzeniem, które zdominowało wszystkie światowe i krajowe media są Igrzyska Olimpijskie „Paryż 2024”, zwłaszcza, gdy rozpoczyna się pisanie dzień po spektakularnej ceremonii ich otwarcia…
Igrzyska Olimpijskie. Już 33. W Paryżu uczestniczy w nich 10 tys. 500 sportowców, którzy rywalizują ze sobą w 32 dyscyplinach, w 329 konkurencjach.
Jakie może mieć z tym wydarzeniem skojarzenia ktoś, kto nie tylko redaguje właśnie taki informator oświatowy, jakim jest „Obserwatorium Edukacji”, kto od dziesiątków lat żyje w tym szkolnym świecie, kto nawet będąc już prawie 19 lat nauczycielskim emerytem nadal zachowuje ciekawość świata – ale głównie tego edukacyjnego?
Myślę, że nie zaskoczę Was tym, iż i do idei organizowanej co cztery lata ogólnoświatowej areny sportowej rywalizacji potrafię wyjść i powiązać ją z jednym z najczęściej podejmowanym w dyskusjach o reformowaniu polskiej szkoły wątkiem, jakim jest kwestia ocen cyfrowych, klasówek, testów, sprawdzianów i egzaminów, a ostatnio także o tym, czy utrzymywać nauczanie w systemie klasowo-lekcyjnym, czy może pracować – za przykładem Finów – projektami, albo „obszarowo”, jak to ostatnio zaproponowała na swoim fb profilu Zofia Grudzińska.
Nie tylko Igrzyska Olimpijskie są okazją do rywalizacji w ściśle określonych dyscyplinach, dziedzinach. Wszak co roku odbywają się mistrzostwa krajów, kontynentów, świata – w równie wielu dyscyplinach i knkurencjach. Widać to nie wystarcza, aby sportowcy mogli mieć motywację do treningów – są jeszcze różne zawody „o puchar”, różne „ligi” – nie tylko międzynarodowe, ale dla zawodników o niższym poziomie osiągnięć są także krajowe extra ligi, a zanim w nich będzie można wystąpić – I, II, III i IV ligi krajowe. Bo tylko ten system napędza krajowy i światowy sport.
Ale element rywalizacji, porównywania się do innych, nie jest obcy także artystom-plastykom, aktorom, twórcom filmowym, a nawet naukowcom… Bo jak inaczej wyjaśnić istnienie i ciągłe trwanie konkursów dla muzyków, (pianistów, skrzypków itp.), śpiewaków operowych i piosenkarzy – dla różnych stylów oddzielnych, festiwali filmowych, teatralnych, a nawet konkursów dla plastyków, pisarzy, dziennikarzy… Wszak doroczne ubieganie się o nagrodę Nobla przez uczonych z dziedzin: medycyny lub fizjologii, fizyki chemii jest także swego rodzaju „olimpiadą”. Z resztą nie tylko o Nobla ubiegają się naukowcy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile innych nagród jest adresowana do naukowców – zobacz TUTAJ
I wszystkie te festiwale, konkursy, nagrody toczą się w bardzo sprecyzowanych specjalnościach. Jak konkursy i olimpiady przedmiotowe…
W jakim celu o tym piszę? Bo postanowiłem pójść dziś inną niż tą, najczęściej uczęszczaną przez eduzmieniaczy ścieżką – ścieżką gloryfikowania fińskiego modelu edukacji.
Najczęściej spotykanym w publikacjach argumentem za zbudowaniem w Polsce fińskopodobnego systemu jest teza, że szkoła ma przygotować dzisiejszych uczniów do funkcjonowania w życiu społecznym i zawodowym w przyszłości.
Ale czy to życie , zwłaszcza zawodowe, jest (i będzie) rzeczywiście takie, jak przedstawiają jego wizję zwolennicy rezygnacji z ocen, testów i egzaminów, szkoły wolnej od jakiejkolwiek rywalizacji?
Rozejrzyjcie się wokół siebie. To nie tylko w sporcie trwa nieustanna rywalizacja. Także na rynku pracy, także w skali jednej firmy, są systemy premiowania, awansów, także zastępowania słabszych pracowników nowymi.
Czy wersja szkoły według owsiakowego hasła „róbta co chceta”, naprawdę da jej uczniom najlepsze przygotowanie do tego, co już niedługo czeka ich w dorosłym życiu?
Nie znaczy, że jestem apologetą modelu „pruskiej szkoły”, modelu szkoły w której jedyną motywacją jest uczenie się według starej zasady „trzech Z”: Zakuć – Zdać – Zapomnieć”?
Napisałem to wszystko co powyżej, aby trochę ostudzić zapędy idealistów, którzy żyją nierealistyczną wizją wymarzonego przez nich świata, która nijak ma się do rzeczywistości.
To trochę jak z akcjami pacyfistów w świecie wojen w Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, w Afryce…
Włodzisław Kuzitowicz
W dzisiejszym felietonie nie mogę nic nowego napisać o najnowszych wydarzeniach w lokalnej edukacji, bo w głównym nurcie moich zainteresowań – kadrowych manewrów magistratu w ŁCDNiKP – nie zaszło nic, o czym mógłbym poinformować . Jak wiecie z zeszłotygodniowgo felietonu – „…postanowiłem zasięgnąć informacji „u źródła” i wysłałem (e-mailem) do dyrektora WE UMŁ, pana Jarosława Pawlickiego prośbę o udzielenie – w trybie dostępu do informacji publicznej – odpowiedzi na trzy zawarte tam w interesującej nas sprawie ŁCDNiKP pytania. Urząd ma na to ustawowe 14 dni. Kiedy tylko otrzymam odpowiedź – niezwłocznie przekażę ją do wiadomości Czytelniczek i Czytelników OE.”
Jako że owego mejla wysłałem około południa w poniedziałek 8 lipca – oczekiwałem, że pan dyrektor WE UMŁ Jarosław Pawlicki dopilnuje, aby odpowiedź dotarła do mnie najpóźniej ostatniego dnia roboczego drugiego tygodnia, czyli we miniony piątek. Tym bardziej, że moją prośbę zakończyłem apelem:
„Będę wdzięczny – w imieniu Czytelniczek i Czytelników „Obserwatorium Edukacji” –za odpowiedź w możliwie niedługim czasie, niekoniecznie w przewidzianym w ustawie maksymalnym terminie 14-o dniowym.”
No cóż – nie doceniłem pana Pawlickiego – to charakterny gość. Postanowił pokazać mi moje miejsce w szeregu i że on tu rozdaje (znaczone) karty: Odpowiedź będzie wysłana wtedy, kiedy on tak zdecyduje, a nie tak jak ja prosiłem. Dlatego spodziewam się, że e-mail z odpowiedzią na moją prośbę dostanę przed południem w poniedziałek 22 lipca, czyli tak jak ustawa nakazuje – najpóźniej po 14-u dniach!
Po tych informacjach mogę już przejść do wiodącego tematu tego felietonu, czyli do podzielenia się z Wami moimi, prywatnymi, osobistymi przemyśleniami, które zrodziły się po przeczytaniu komentarzy, jakie pojawiły się na moim fejsbukowym profilu pod linkiem do zamieszczonego w czwartek na OE materiału „Jest propozycja kolejnego stopnia awansu – mentor”. Odebrałem je jako krytyczne, a niektóre ironiczne wobec tego projektu. Poczytajcie sami – TUTAJ
Długo nad tym projektem rozmyślałem i przypomniałem sobie kilka, może zapomnianych, albo i nieznanych powszechnie faktów, co sprawiło, że postanowiłem zaprezentować moje stanowisko w tej sprawie. A będzie to próba obrony idei wprowadzenia następnego po nauczycielu dyplomowanym stopnia awansu, a także moje rozważania o tym, czy „mentor” to odpowiednia dla niego nazwa.
Zacznę od przywołania aktualnej w tym obszarze sytuacji. Ustawa z dnia 5 sierpnia 2022 r. o zmianie ustawy – Karta Nauczyciela oraz niektórych innych ustaw zniosła stopnie nauczyciela stażysty i kontraktowego. Nadzwyczajnym elementem systemu nadal pozostał tytuł honorowego profesora oświaty, ale… Ale liczba posiadających ten tytuł nauczycielek i nauczyciel to zapewne ułamek promila tych, , którym w okresie kiedy jest on przyznawany – od grudnia 2008 r. – zostali nim uhonorowani. Usiłowałem znaleźć listę wszystkich wyróżnionych nim osób – bezskutecznie. Dostępne są tylko szczątkowe informacje:
W roku 2014 – 20 osób [Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/]
W roku 2015 – 20 osób [Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/]
W roku 2019 – 25 osób
W roku 2020 – 25 osób
W roku 2021 – 25 osób
[Trzy ostatnie informacje – źródło: www.gov.pl/web/edukacja/ ]
Co z tego wyróżnienia, oprócz krótkotrwałego podziwu/zazdrości koleżanek i kolegów ma z tego osoba wyróżniona? W tym roku jest to jednorazowa gratyfikacja pieniężna w wysokości 18 000 zł, wypłacana przez MEN. Przedtem owo świadczenie określano słowami „sześć ostatnich pensji”.
Ale wróćmy do głównego nurtu rozważań. Oto nowa sytuacja awansowa, wykreowana ustawą z 2022 roku:
Nauczyciel początkujący musi odbyć przygotowanie do zawodu nauczyciela w okresie 3 lat i 9 miesięcy, a gdy już zostanie nauczycielek mianowanym ma 5 lat i 9 miesięcy na spełnienie wymogów i uzyskanie stopnia nauczyciela dyplomowanego. A to oznacza, że po tych około 10-u latach – w kolejnych – mniej więcej – dwudziestu, jedynym bodźcem, skłaniającym nauczycielki i nauczycieli do rozwoju zawodowego, zwłaszcza przy brakach kadrowych, może być jedynie wewnętrzna motywacja, płynąca z systemu wartości – oczywiście tego idealistycznego…. Jak wiele/u z nich może taką mieć?…
Posługując się jedyną dostępną mi informacją (bo Mały Rocznik Statystyczny 2024 nie zawiera tych informacji, a do danych SIO taki zwykły śmiertelnik jak ja nie ma możliwości się dostać) dowiedziałem się, że:
Nieco dalej można dowiedzieć się, że:
Źródło: www.bankier.pl/
Nie trudno przewidzieć, że w konsekwencji likwidacji stopni stażysty i kontraktowego oraz awansów kolejnych mianowanych na dyplomowanych – niedługo nawet ponad 2/3 ogółu nauczycieli będzie dyplomowanymi. I bez zmiany tego systemu pracowaliby kolejne dziesiątki lat bez żadnej możliwości dalszego, nagrodzonego wyższą płacą, awansu.
Dlatego uważam, że utworzenie takiej możliwości jest dobrym rozwiązaniem. Rzecz w tym, aby nie był to awans, uzależniony od spełnienia różnych formalnych i łatwych do potwierdzenia wymogów – np. takich jak ukończenie kolejnych form doskonalenia zawodowego, czy „zaliczenia” obecności na określonej liczbie kongresów i/lub konferencji.
Jestem przekonany, że „diabeł tkwi w szczegółach”, to znaczy w sprecyzowaniu wymagań w taki sposób, aby były to potwierdzone, rzeczywiste, przez kilka lat realizowane programy, innowacje, udokumentowane obiektywnie sukcesy ich uczniów, lub owoce oddziaływań wychowawczych albo opiekuńczych. Ale ich sprecyzowanie i zapisanie odpowiednich norm prawnych, to już nie moja rola – powinni zająć się tym uznani specjaliści, mający własne doświadczenia i sukcesy w pracy dydaktycznej i wychowawczej. A tych nam przecież nie brakuje…
Tyko mam wątpliwości czy nazwanie tego najwyższego stopnia awansu zawodowego słowem „mentor” to dobry pomysł. Wątpliwości zrodziły mi się podczas lektury tekstów o genezie, znaczeniu językowym i powstałych wokół niego skojarzeń.
Pomijam informację, że „Mentor – mieszkaniec Itaki, przyjaciel Odyseusza. Był synem Heraklesa i Asopis, córki Tespiosa.[…]”. Ważniejsza jest ta definicja:
„Mentor – osoba zajmująca się mentoringiem, a mentoring, to partnerska relacja między mistrzem a uczniem (profesorem a studentem, zwierzchnikiem a pracownikiem itp.) zorientowana na odkrywanie i rozwijanie potencjału ucznia. Polega głównie na tym, by uczeń, poprzez regularne rozmowy z mistrzem, zdobywał nową wiedzę, poznawał siebie, rozwijał zawodową samoświadomość i nie obawiał się podążać wybraną samodzielnie drogą samorealizacji.”
[Źródło obydwu cytatów: www.pl.wikipedia.org]
Warty uwagi jest jeszcze ten tekst cytowanego już źródła w Wikipedii, zawierający takie uwagi australijskiej specjalistki od tego tematu:
Mroczna strona mentoringu
W artykule z 1994 r. zatytułowanym The dark side of mentoring, Janette Long zwróciła uwagę na wady mentoringu; mentoring nieudany, nieprofesjonalny lub dysfunkcyjny nie tylko nie przyniesie korzyści wyliczonych w powyższej tabeli, ale wręcz zaszkodzi osobie mentorowanej, mentorowi lub organizacji. Niestety, o zagrożeniu tym rzadko się mówi, istnieje bowiem tendencja, by przedstawiać mentoring w jaskrawo pozytywnym świetle.
[Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mentoring]
I jeszcze jeden cytat informacji, na jaką natrafiłem podczas moich poszukiwań:
„Niektórzy starsi stażem pracownicy z powodów psychologicznych nie nadają się do roli mentorów, lecz i tak nimi zostają ulegając presji otoczenia bądź kierownictwa. Nieudolni mentorzy będą próbowali sterować swoimi podopiecznymi – albo „dla ich własnego dobra”, albo po to, by zrealizować w nich swoje niespełnione ambicje. Inni mentorzy mogą z kolei czuć się zawodowo zagrożeni przez osoby, którym mają doradzać.[…]”
Więcej – TUTAJ
Aby nikt mnie nie posądził o to, że jestem stronniczo nieobiektywny w publikowaniu tekstów jednostronnych, odsyłam jeszcze do lektury, w której zawarto cechy dobrego mentora:
-życzliwy – dostępny jest dla wszystkich i otwarty,
-potrafi słuchać – dobry mentor musi być w stanie słuchać swojego podopiecznego
i poświęcać uwagę jego potrzebom. To pozwala mu lepiej zrozumieć
podopiecznego i zaproponować odpowiednie rozwiązania.
-umie wspierać – dodaje innym odwagi i otuchy,
-dzieli się wiedzą i informacjami – stosuje to, czego uczy
-zdecydowany – szybko podejmuje decyzje,
-wytrwały i cierpliwy – dobry mentor musi być gotów poświęcić czas i wysiłek,
aby pomóc podopiecznemu w osiągnięciu celów.
-ma poczucie humoru – potrafi śmiać się z samego siebie i dostrzega absurdy,
-potrafi współpracować – daje kija, nie marchewkę, nie porusza tematów polityki i
religii ze swoimi podopiecznymi
-odpowiedzialny – Dobry mentor musi być odpowiedzialny za swojego
podopiecznego i podejmowane decyzje.
-elastyczny –Dobry mentor musi być elastyczny i dostosowywać swoje podejście
do indywidualnych potrzeb podopiecznego.
-pasjonat – Dobry mentor musi być pasjonatem swojej dziedziny, nie poprzestaje
na tym, co potrafi – dużo czyta, chętnie uczy się nowych rzeczy i aktualizuje
swoją wiedzę o nowe rozwiązania. To pozwala mu na przekazywanie wiedzy i
doświadczenia z entuzjazmem i zaangażowaniem
[Źródło: www.studocu.com/pl/]
No to teraz mam pytanie: Czy macie pomysł na konstrukcję obiektywnego narzędzia diagnozy jakości zawodowego funkcjonowania nauczycielki/nauczyciela dyplomowanego, którym możnaby zebrać wiarygodny materiał, uzasadniający wniosek o nadanie jej/jemu stopnia MENTORA?
Dlatego proponuję inną nazwę: NAUCZYCIEL TWÓRCZY.
I co Wy na to?…
Włodzisław Kuzitowicz
I kolejny tydzień wakacji za nami. Był to tydzień ważny dla tych tegorocznych absolwentów szkół średnich, którzy przystąpili do egzaminu maturalnego i którzy mają określone plany co do kontynuowania dalszej edukacji w szkołach wyższych – oczywiście państwowych, a szczególnie na tradycyjne obleganych kierunkach, na których corocznie zgłasza się kilkakrotnie więcej chętnych, niż przygotowano miejsc.
Opublikowanych we wtorek przez PKE wstępnych wyników tegorocznego egzaminu maturalnego nie będę komentował – zrobiło to w. mediach społecznościowych tyle lepiej ode mnie zorientowanych w problemie osób, że mógłbym się jedynie powtarzać, albo… skompromitować
W MEN na uwagę zasługuje jedynie ogłoszenie konsultacji społecznych projektu rozporządzenia zmieniającego rozporządzenie w sprawie podstawowych warunków niezbędnych do realizacji przez szkoły i nauczycieli zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych oraz programów nauczania. Mówiąc bardziej przystępnym językiem rzecz dotyczy określenia minimalnych wymagań dla sprzętu komputerowego oraz tzw. TIK (Technologii Informacyjno-Komunikacyjnych), zalecanych do stosowania w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych. Jak widzicie nie jest to temat tak nośny, jak zmiany w lekturach szkolnych czy wykreślanie fragmentów podstaw programowych.
No więc, czy jest coś takiego, co „zadziało się” w minionym tygodniu, co stało się źródłem moich emocji, potrzeby podzielenia się z Wami moimi refleksjami?
Jak to ostatnio już się zdarzało – jeśli niewiele dzieje się w skali kraju, to były takie dwa wydarzenia z mojego łódzkiego podwórka.
Pierwszy to kolejny odcinek serialu „kto będzie dyrektorem ŁCDNiKP”. Poprzednim odcinkiem był fragment zeszlotygodniowego felietonu, w którym poinformowałem, że przed tygodniem minęła data, w której wygasła ważność dokumentu, powierzającego pełnienie obowiązków dyrektora tego Centrum pani Południkiewicz, a ona 20 czerwca nie wygrała konkursu na to stanowisko, a zaskoczeniem jest brak jakiejkolwiek zmiany w informacji o składzie kierownictwa tej placówki na jej stronie internetowej – gdzie nadal widnieje tam – jako p.o. obowiązki dyrektora – Karolina Południkiewicz..
A tą najnowszym była informacja, zamieszczona 8 czerwca b.r. na stronie Biuletynu Informacji Publicznej UMŁ w postaci tekstu Zarządzenia Prezydenta Miasta Łodzi w sprawie powierzenia pełnienia obowiązków Dyrektora Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi przy ul. dr. Stefana Kopcińskiego 29.
Otóż nie mogę przyjąć tej informacji jako czegoś normalnego, gdyż – po pierwsze –zarządzenie (nawiasem nie parafowane przez Panią Prezydent, a przez wiceprezydenta Pustelnika, który wszak nie ma w swoim zakresie nadzoru nad oświatą) ma datę 8 lipca, zaś ważność wsteczną od owego granicznego 1 lipca. A po drugie – bo zapytany w telefonicznej rozmowie wicekurator Jarosław Krajewski (bo kurator Brzozowski jest na urlopie) powiedział mi, że nic mu nie wiadomo, aby ŁKO wydawało w tej sprawie opinię.
W tej sytuacji postanowiłem zasięgnąć informacji „u źródła” i wysłałem (e-mailem) do dyrektora WE UMŁ, pana Jarosława Pawlickiego prośbę o udzielenie – w trybie dostępu do informacji publicznej – odpowiedzi na trzy zawarte tam w interesującej nas sprawie ŁCDNiKP pytania. Urząd ma na to ustawowe 14 dni. Kiedy tylko otrzymam odpowiedź – niezwłocznie przekażę ją do wiadomości Czytelniczek i Czytelników OE.
Mam nadzieję, że i w Łodzi znajdzie się w końcu ktoś, kto do sprawy podejdzie merytorycznie, a nie politycznie, i po gruntownej analizie zgodności z prawem wszystkich decyzji w sprawach kadrowych, dotyczących ŁCDNiKP (ale pewnie nie tylko…), jakie w minionych miesiącach miały miejsce na terenie Łodzi, i zadziała tak, jak stało się to w województwie poznańskim….
x x x
I jeszcze kilka zdań refleksji, jakie łączą się z zamieszczonym przeze mnie 10 lipca materiałem, zatytułowanym „Jednak są to pracowite wakacje w Łódzkim Kuratorium Oświaty”.
Pod linkiem, jaki zamieściłem do niego na moim fejsbukowym profiu pojawił się komentarz pewnej stałej czytelniczki OE, znanej w Łodzi ekspertki od działalności ŁKO, która zapytała, czy owa konferencja cieszyła się dużą frekwencją. Bo z kuratoryjnego komunikatu nic na ten temat nie wiadomo.
Przyznam się, że i mnie już w pierwszym czytaniu zrodziła się podobna myśl i nawet rozważałem, czy tytuł owego materiały nie zakończyć znakiem zapytania. Jak wiecie jednak tego nie zrobiłem, ale…
Ale po tamtym komentarzu spróbowałem zasięgnąć informacji od potencjalnych uczestników ze środowiska dyrekcji łódzkich szkół zawodowych. Mogę tu przekazać, że dowiedziałem się, iż rozmówcy byli zaskoczeni informacją o tej inicjatywie ŁKO, o której zostali poinformowani już w czasie wakacji, i to na tydzień przed datą konferencji. A nie trudno było przewidzieć, że wiele osób dyrektorujących zespołom szkół zawodowych będzie właśnie w początku lipca na krótkim urlopie, bo wszyscy oni będą chcieli wrócić do swych obowiązków na czas ogłoszenia wyników rekrutacji i podejmowania decyzji „co dalej”. Bo będą to musieli robić i ci w szkołach, w których był nadmiar chętnych (np. czy ubiegać się o zezwolenie na otwarcie dodatkowego oddziału), jak i ci, którzy mają chętnych mniej, niż przygotowano tam miejsc. A tych szkół zawodowych, zwłaszcza branżowych, jest zdecydowania więcej….
Przeto rodzi się pytanie: Jaki tak naprawdę był cel zorganizowania tej konferencji akurat o takiej porze, i do tego – jak to napisano w komunikacie – po to, aby „poznali nowych przedstawicieli Rady Dyrektorów Szkół i Placówek Szkolnictwa Branżowego z województwa łódzkiego…” Co od dawna mogli uczynić z informacji, powszechnie dostępnych w Internecie…
Włodzisław Kuzitowicz
Pisanie felietonów na tematy oświatowe w okresie wakacji to niełatwe zadanie. W pierwszym tygodniu lipca szkoły podstawowe zajęte są wypisywaniem i wydawaniem absolwentom zaświadczeń o wyniku egzaminu ósmoklasisty, zaś szkoły średnie przygotowują się do wydawania zaświadczeń o wynikach egzaminu maturalnego i nerwowo śledzą na stronach internetowej rekrutacji liczby kandydatów do ich szkoły – na pierwszym i na dalszych miejscach wyboru…
A w MEN, gdyby nie inicjatywa nauczycielskich związków zawodowych, także kanikuła, zobaczcie sami – TUTAJ. Podobnie jest w Łódzkim Kuratorium Oświaty
Na lokalnym, łódzkim podwórku, w sferach zarządczo-decyzyjnych, także nic nowego się nie dzieje, co zasługiwałoby na komentarz. Ale tutaj nadal dzieją się trudne do zrozumienia i bezkrytycznej akceptacji, owiane dziwną tajemnicą, „ruchy kadrowe” – oczywiście na terenie Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego.
Od poniedziałku, kiedy zamieściłem informację, że na stronie ŁCDNiKP nadal widnieje wykaz składu dyrekcji, taki sam, jaki był przed dniem wygaśnięcia okresu, w którym w gabinecie szefa tej placówki zasiadała jako p.o. dyrektora pani Karolina Południkiewicz, nic się nie zmieniło. Ale dotarły do mnie nowe wieści – niestety nie sprawdzone źródłowo, że pono w czwartek tego tygodnia została tam przedstawiona pracownikom Centrum Kształcenia Praktycznego (którzy tworzą radę pedagogiczną tej „subplacówki”) kandydatka na trzeciego wicedyrektora (bo pan Piotr Szymański jest zastępcą dyrektora?!), a właściwie wicedyrektorki – w osobie pani Agnieszki Ochmańskiej. Pracownicą Centrum jest już ona od kilku tygodni, kiedy została zatrudniona na etat konsultantki d.s. języka angielskiego. Taka nazwa stanowiska została mi przekazana, choć na stronie Centrum zamieszczono aktualne ogłoszenie o naborze na stanowiska doradców metodycznych – w tym także j. angielskiego.
Foto:www.facebook.com/agnieszka.ochmanska.75
Agnieszka Ochmańska – na zdjęciu zamieszczonym na jej, od prawie dwu lat nieaktywnym, Fb profilu 27 kwietnia 2019 roku
Z zamiarem poznania dorobku pani Ochmańskiej, który uzasadniałby nie tylko jej awans z szeregowej nauczycielki na stanowisko konsultantki w Centrum, a – jak słychać – teraz wicedyrektorki tej zasłużonej placówki – nie tylko doskonalenia nauczycieli, ale także kształcenia praktycznego, rozpocząłem, przy pomocy Googl’a, poszukiwania wiadomości na ten temat. NIESTETY! jedyne co znalazłem, to adres jej profilu na FB i stronę Zespołu Szkół Samochodowych, gdzie figuruje w wykazie jej kadry nauczycielskiej.
A przy okazji mam jeszcze takie pytanie: Dlaczego o opinię w sprawie zamiaru zatrudnieniu na stanowisko zastępcy dyrektora Centrum nauczycielki języka angielskiego, w ów miniony czwartek o opinię zwrócono się do grona rady pedagogicznej Centrum Kształcenia Praktycznego?
Aby zwieńczyć treść tego felietonu poinformuję jeszcze, że w dniu 1 lipca, kiedy to wyczytałem na stronie ŁCDNiKP, że nadal p. o. dyrektora jest pani Karolina Południkiewicz, a znikąd nie mogłem uzyskać źródłowej informacji kto i na jakiej podstawie kieruje od tego dnia tą placówka (z ŁKO dowiedziałem się, ze nikt nie zwrócił się do Kuratora o opinię w sprawie powołania na to stanowisko), wysłałem do Pani Wiceprezydent Małgorzaty Moskwa-Wodnickiej (jest od dawna moją „znajomą” na Fb), za ;pośrednictwem Messenger’a takie zapytanie (przepraszam za literówki):
Do dziś nie otrzymałem ŻADNEJ odpowiedzi……
Włodzisław Kuzitowicz
Długo nie mogłem zdecydować się na temat tego felietonu, który pojawi się na OE w pierwszą wakacyjną niedzielę. Jak wiecie, zazwyczaj w felietonach podejmowałem jeden lub więcej problemów, które zaistniały w minionym tygodniu, a na których temat miałem potrzebę podzielenia się z Wami moimi refleksjami. Gdybym miał teraz pójść tym tropem, powinienem skomentować najistotniejsze wydarzenie minionego tygodnia, którym bez wątpienia było podpisanie przez ministrę Nowacką rozporządzenia, zmieniającego rozporządzenie w sprawie podstawy programowej kształcenia ogólnego…
Ale nie zrobię tego, i to z dwu powodów: Po pierwsze – bo od 19-u lat nie jestem już czynnym nauczycielem-dyrektorem szkoły. A poza tym – zarówno w tej roli, jak i w jednorocznym epizodzie, kiedy jako nauczyciel-metodyk pracowałem w jednym z łódzkich liceów – nigdy nie byłem typowym „przedmiotowcem”. Przeto nie mam prawa zabierania głosu w tej materii. A po drugie – bo jest w „sieci” tyle/u doświadczonych, czynnych nauczycielek/i, publikujących na Fb swoje komentarze, iż nie ma sensu, abym ja wymądrzał się z pozycji „ja jako były…”
A inne wydarzenia o których zamieszczałem informacje nie stały się wystarczająco silnym bodźcem, abym odczuł potrzebę ich komentowania.
Wczoraj w południe oglądałem program informacyjny TVN24 i dowidziałem się, że na portalu „KOMPAS” zamieszczono poradnik dla rodziców „Pierwszy wyjazd dziecka na kolonie”. Zanim przejdziecie do dalszej lektury felietonu – zapoznajcie się z tym tekstem – TUTAJ
Nie wiem jak u Was, ale u mnie wywołał on lawinę wspomnień z lat 1958-1960, kiedy byłem wyjeżdżającym na obozy harcerskie (bo na koloniach nigdy nie byłem) dzieckiem [Zobacz TUTAJ ], a także z okresu późniejszego, kiedy to ja byłem instruktorem-wychowawcą, opiekującym się dużą grupą ośmio, jedenastolatków na kolonii zuchowej (lato 1961 roku), a w następnych latach współorganizatorem i samodzielnym organizatorem obozów harcerskich (w latach 1964 – 1973).
Czytając ten tekst miałem jeszcze jedno skojarzenie: przypomniały mi się teksty, od jakiegoś czasu zamieszczane w mediach, nie tylko społecznościowych, o obserwowanych skutkach takiej nadopiekuńczości rodziców na późniejsze społeczne funkcjonowanie ich dorosłych już dzieci. [Przykład z fanpage poradni Sensity – TUTAJ]
Po tych lekturach nie mogę powstrzymać się od kilku zdań wspomnień z mojego dzieciństwa i okresu dorastania. Opisałem ten czas w pierwszym moim eseju wspomnieniowym „Od narodzin wcześniaka do ucznia SRB”. Nawiązuję do tego tekstu, gdyż z własnego doświadczenia wiem co znaczy rodzicielska ochrona przed wszystkimi możliwymi trudnościami płynącymi z otoczenia. Ale także moja biografia jest dowodem na pozytywne skutki przebicia tej ochronnej bańki, co nastąpiło właśnie dzięki wyjazdom na obozy harcerskie, i to w latach, gdy panowały tam iście spartańskie warunki – patrz przywołane powyżej fragmenty wspomnień o moich pobytach na obozach harcerskich. To tam wątły i bojący się wszystkiego Włodziu przemienił się w samodzielnego, nie bojącego się pokonywać trudności, przyszłego drużynowego, a jeszcze później komendanta hufca, dyrektora poradni, a następnie dużego zespołu szkół zawodowych…
Reasumując: Mądrym rodzicom powinno zależeć na usamodzielnianiu swoich dzieci, a najlepszym „poligonem doświadczalnym” dla tego procesu są właśnie kolonie letnie, a jeszcze bardziej obozy harcerskie – nie mówiąc obozach serwiwalowych….
Włodzisław Kuzitowicz
Jest to kontynuacja tematu czwartkowej informacji o nierozstrzygniętym konkursie na stanowisko dyrektora ŁCDNiKP. Obiecałem wtedy: „Gdy tylko uzyskamy więcej, potwierdzonych, informacji (np. ile/u było kandydatek/kandydatów itp.) – niezwłocznie o tym poinformujemy.” Jak dotąd udało mi się pozyskać, z wiarygodnych źródeł, informację, że do konkursu przystąpiła jedynie Karolina Południkiewicz – pełniąca te obowiązki od września ub. roku.
Skoro konkurs był nierozstrzygnięty, to wynika z tego faktu, iż głosy członków komisji konkursowej rozłożyły się po równo: 5 – za i 5 przeciw kandydaturze pani Południkiewicz. Znając strukturę komisji konkursowej: 3 osoby – organ prowadzący (WE UMŁ), 2 osoby – przedstawiciele pracowników LCDNiKP, 3 osoby – ŁKO, 1 osoba – ZNP i 1 osoba – Sekcja Oświata i Wychowanie NSZZ „Solidarność”, zaryzykuję hipotezę, że głosy za kandydaturą oddali ci z Wydziału Edukacji oraz przedstawiciele pracowników, zaś przeciwni byli pozostali.
Na razie nic więcej na ten temat nie mam do przekazania – ale gdy tylko pozyskam kolejne „przecieki” – niezwłocznie podzielę się tymi informacjami.
x x x
Ale ta pokonkursowa sytuacja ma jeszcze jeden interesujący wątek: Kto będzie kierował ŁCDNiKP od 1 lipca 2024 r.? Przypominam, że pani Południkiewicz została powołana na p.o. dyrektora na okres 10-u miesięcy, który to okres upływa z dniem 30 czerwca. Czy decydenci z magistratu zaryzykują powierzenie pełnienia tych obowiązków na kolejne miesiące osobie, która przystąpiła do konkursu jako jedyna ubiegająca się o to stanowisko kandydatka i nie wygrała, mając „w dorobku” „osiągnięcia” minionych 10-u miesięcy?
A może owym tymczasowym szefem będzie ów jej „trzeci zastępca” – Piotr Szymański? A może jeszcze kto inny? Podobno nie tak dawno została tam zatrudniona jeszcze jedna specjalistka,…
W tym miejscu kończę formułę felietonu – dalej będzie załącznik dokumentalny:
x x x
A jak już użyłem określenia „osiągnięcia” pani Karoliny, to pomyślałem, że najbardziej kompetentnie opisał to były wieloletni dyrektor i twórca LCDNiKP – mgr inż. Janusz Moos na swoim fejsbukowym profilu 4 czerwca:
Co jeszcze można zlikwidować
w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego?
Od września 2023 roku w Centrum zlikwidowano:
1.Podsumowania Ruchu Innowacyjnego w Edukacji, odbywające się przez 36 lat, w tym procesy nagradzania najwyższym trofeum statuetką „Skrzydła Wyobraźni” zaprojektowaną w ŁCDNiKP,
2.System Zarządzania Jakością ISO potwierdzony certyfikatem Polskiego Centrum Badań i Certyfikacji w Warszawie,
3.Sesje plenarne wszystkich pracowników oraz raportowanie ich działalności w cyklach tygodniowych i miesięcznych,
4.Samodzielność pracowników w wytwarzaniu pomysłów rozwiązań problemów edukacyjnych,
5.Grupowe rozwiązywanie problemów,
6.Opracowania metodyczne i różne publikacje wydawane przez ŁCDNiKP, w tym cykl „Najlepszy z najlepszych”,
7.Czasopismo „Dobre Praktyki. Innowacje w Edukacji” i zwolniono z pracy szczególnie zasłużonego sekretarza redakcji Tomasza Misiaka, redaktora artykułów i opracowań edukacyjnych,
8.Katalogowanie dobrych praktyk i zwolniono z pracy Grażynę Adamiec – głównego redaktora 43 katalogów,
9.Plansze, plakaty, podziękowania i certyfikaty zawieszone na ścianach instytucji, informujące o historii Centrum,
10.Radę Programową ŁCDNiKP,
11.Akademię Twórczego Dyrektora Szkoły,
12.Procesy modelowania edukacji konstruktywistycznej i kształcenia modułowego oraz wdrażania do praktyki założeń tutoringu,
13.Współpracę z pracodawcami,
14.Prezentacje szkół w Studiu Telewizyjnym ŁCDNiKP,
15.Konkurs Prezydenta Miasta Łodzi „Pracodawca Kreujący i Wspierający Edukację” o statuetkę „Łódzkie Łabędzie”, zaprojektowaną w ŁCDNiKP,
16.Zlikwidowano udział pracowników Centrum w prowadzeniu konferencji dotyczących technologii informacyjnych, metod kształcenia stymulujących aktywność uczących się i nowych modeli edukacji,
17.ZLIKWIDOWANO DOBRY KLIMAT TWÓRCZEJ PRACY I WZAJEMNEGO ZAUFANIA!
Czy coś jeszcze można zlikwidować?
Źródło: www.facebook.com/
Po kilku dniach, 10 czerwca, Janusz Moos napisał na Fb:
Kolejne zwolnienia w ŁCDNiKP
Niedawno pisałem o zlikwidowaniu od września 2023 r. w ŁCDNiKP 17 grup procesów organizacyjno-edukacyjnych. Zadałem również pytanie „Co można jeszcze zlikwidować w ŁCDNiKP?”.
Zaledwie po kilku dniach zwolniono z pracy dwie osoby funkcjonujące w Pracowni Edukacji Przedzawodowej – Artura Pacholskiego i Teresę Makowską, prowadzących zajęcia dla uczniów szkół podstawowych w zakresie wychowania technicznego zgodnie z koncepcją MANUALIZMU, która święci triumfy w świecie edukacyjnym.
Kolejną zwolnioną osobą jest Aleksandra Bednarek – doradca zawodowy, współpracująca z Pracownią Edukacji Przedzawodowej. Te zwolnienia do duże uderzenie w prace unikatowej Pracowni Edukacji Przedzawodowej kształtującej umiejętności manualne uczniów i związanej z łódzkim systemem doradztwa zawodowego.
Zwolniono z pracy w Centrum również dr Renatę Sadek prowadzącą Pracownię Edukacji Ekologicznej. Rezygnacja z edukacji ekologicznej to likwidacja kolejnej wartości ŁCDNiKP. Wcześniej zwolniono znakomitego konsultanta ds. edukacji ekologicznej Katarzynę Skolimowską.
Wszystkim osobom zwolnionym serdecznie dziękuję za wartościową działalność zawodową w Centrum i życzę sukcesów w innych wymiarach pracy.
Zwolnienie kolejnych osób wiąże się z likwidacją ważnych procesów edukacyjnych w Łódzkim Centrum.
Może już wystarczy?
Źródło: www.facebook.com
Wszystkich, którzy chcieliby poznać więcej informacji o tym co dzialo się w Centrum pod kierownictwem pani Południkiewic odsyłam na fejsbukowy profil Janusza Moosa – TUTAJ
Włodzisław Kuzitowicz
Po przeglądzie wydarzeń w obszarze edukacji z minionego tygodnia uznałem, że najbardziej ważkim jest ogłoszenie w czwartek, 13 czerwca „Podstawowych kierunków realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym 2024/2025”. Nie zamieściłem dotąd o tym informacji na stronie OE, gdyż dałem priorytet bardziej lokalnym, lub konkretnym tematom, a ten jest z kategorii strategicznych.
Zaintrygował mnie ten komunikat na stronie MEN, gdy uświadomiłem sobie, że ekipa ministry Nowackiej zarządza od połowy grudnia ub. roku polską oświatą, dla której podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej na kończący się właśnie rok szkolny ogłosił minister Czarnek. I dopiero teraz, 13 czerwca, „Koalicja 15 października” mogła określić swoje priorytety dla polskich szkół, ale na przyszły rok szkolny. Warto zapoznać się, co według ministerialnych decydentów tej ekipy będzie tym priorytetem:
1.Edukacja prozdrowotna w szkole – kształtowanie zachowań służących zdrowiu, rozwijanie sprawności fizycznej i nawyku aktywności ruchowej, nauka udzielania pierwszej pomocy.
2.Szkoła miejscem edukacji obywatelskiej, kształtowania postaw społecznych i patriotycznych, odpowiedzialności za region i ojczyznę. Edukacja dla bezpieczeństwa i proobronna.
3.Wspieranie dobrostanu dzieci i młodzieży, ich zdrowia psychicznego. Rozwijanie u uczniów i wychowanków empatii i wrażliwości na potrzeby innych. Podnoszenie jakości edukacji włączającej i umiejętności pracy z zespołem zróżnicowanym.
4.Wspieranie rozwoju umiejętności cyfrowych uczniów i nauczycieli, ze szczególnym uwzględnieniem bezpiecznego poruszania się w sieci oraz krytycznej analizy informacji dostępnych w Internecie. Poprawne metodycznie wykorzystywanie przez nauczycieli narzędzi i materiałów dostępnych w sieci, w szczególności opartych na sztucznej inteligencji, korzystanie z zasobów Zintegrowanej Platformy Edukacyjnej.
5.Kształtowanie myślenia analitycznego poprzez interdyscyplinarne podejście do nauczania przedmiotów przyrodniczych i ścisłych oraz poprzez pogłębianie umiejętności matematycznych w kształceniu ogólnym.
6.Wspieranie rozwoju umiejętności zawodowych oraz umiejętności uczenia się przez całe życie poprzez wzmocnienie współpracy szkół i placówek z pracodawcami oraz z instytucjami regionalnymi.
7.Praca z uczniem z doświadczeniem migracyjnym, w tym w zakresie nauczania języka polskiego jako języka obcego.
Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/
Ale zanim cokolwiek skomentuję, postanowiłem zrobić swoiste ćwiczenie typu „pokaż różnice między tymi rysunkami”. W tym celu zaprezentuję „Podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym 2023/2024, ogłoszone 16 czerwca 2023 roku:
1.Kontynuacja działań na rzecz szerszego udostępnienia kanonu i założeń edukacji klasycznej oraz sięgania do dziedzictwa cywilizacyjnego Europy, w tym wsparcie powrotu do szkół języka łacińskiego jako drugiego języka obcego.
2.Wspomaganie wychowawczej roli rodziny poprzez pomoc w kształtowaniu u wychowanków i uczniów stałych sprawności w czynieniu dobra, rzetelną diagnozę potrzeb rozwojowych dzieci i młodzieży, realizację adekwatnego programu wychowawczo-profilaktycznego oraz zajęć wychowania do życia w rodzinie.
3.Doskonalenie kompetencji dyrektorów szkół i nauczycieli w zakresie warunków i sposobu oceniania wewnątrzszkolnego.
4.Doskonalenie kompetencji nauczycieli w pracy z uczniem z doświadczeniem migracyjnym, w tym w zakresie nauczania języka polskiego jako języka obcego.
5.Rozwój kształcenia zawodowego i uczenia się w miejscu pracy w partnerstwie z przedstawicielami branż.
6.Podnoszenie jakości wsparcia dla dzieci, uczniów i rodzin udzielanego w systemie oświaty poprzez rozwijanie współpracy wewnątrz- i międzyszkolnej, a także z podmiotami działającymi w innych sektorach, w tym w zakresie wczesnego wspomagania rozwoju dzieci i wsparcia rodziny.
7.Wspieranie nauczycieli w podejmowaniu inicjatyw/działań w zakresie zachęcania i wspierania uczniów do rozwijania ich aktywności fizycznej.
8.Wspieranie rozwoju umiejętności cyfrowych uczniów i nauczycieli, ze szczególnym uwzględnieniem bezpiecznego poruszania się w sieci oraz krytycznej analizy informacji dostępnych w Internecie. Poprawne metodycznie wykorzystywanie przez nauczycieli narzędzi i materiałów dostępnych w sieci, w szczególności opartych na sztucznej inteligencji.
9.Rozwijanie umiejętności uczniów i nauczycieli z wykorzystaniem sprzętu zakupionego w ramach programu „Laboratoria przyszłości”.
10.Wspieranie rozwoju nauki języka polskiego i oświaty polskiej za granicą oraz tworzenie stabilnych warunków do nauczania języka polskiego za granicą przez Instytut Rozwoju Języka Polskiego im. świętego Maksymiliana Marii Kolbego, Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą oraz beneficjentów przedsięwzięć i programów ustanowionych przez ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania.
Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/
Oto podstawowe różnice, które ja zauważyłem:
>Poprzednie kierownictwo MEiN uznało że priorytetowych będzie aż 10 kierunków polityki oświatowej, zaś ekipa ministry Nowackiej uznała, że 7 wystarczy.
>Czarnkowy dokument na pierwszym miejscu zamieścił działania na rzecz szerszego udostępnienia kanonu i założeń edukacji klasycznej oraz sięganie do dziedzictwa cywilizacyjnego Europy, zaś dla aktualnego kierownictwa MEN tym superpriorytetem jest edukacja prozdrowotna, kształtowanie zachowań służących zdrowiu, rozwijanie sprawności fizycznej i nawyku aktywności ruchowej oraz nauka udzielania pierwszej pomocy.
>Za rządów wychowanka stryja-biskupa, na drugim miejscu wpisano wspomaganie wychowawczej roli rodziny poprzez pomoc w kształtowaniu u wychowanków i uczniów stałych sprawności w czynieniu dobra, zaś ministra o lewicowych korzeniach uznała, że na drugiej pozycji powinna być edukacji obywatelskiej, kształtowania postaw społecznych i patriotycznych, odpowiedzialności za region i ojczyznę, edukacja dla bezpieczeństwa i proobronna.
>Owa tak przywiązana do tradycji świata klasycznego władza, wpisała na 8. pozycji wspieranie rozwoju umiejętności cyfrowych uczniów i nauczycieli, ze szczególnym uwzględnieniem bezpiecznego poruszania się w sieci oraz krytycznej analizy informacji dostępnych w Internecie, oraz na kolejnej – rozwijanie umiejętności uczniów i nauczycieli z wykorzystaniem sprzętu zakupionego w ramach programu „Laboratoria przyszłości”. Przypomnę, że celem tego programu było wsparcie wszystkich szkół podstawowych w budowaniu wśród uczniów kompetencji przyszłości z tzw. kierunków STEAM (nauka, technologia, inżynieria, sztuka oraz matematyka). I tym razem mamy przykład, że mimo nieustannego podkreślania jak bardzo obecne kierownictwo MEN ma inną wizję polskiej oświaty, to nie zawsze jest to „nie, bo oni tak napisali”. To co dobre jest ponawiane: na 4. miejscu w nowym dokumencie znalazł się zapis, który jest kontynuacją tamtego sprzed roku: „Wspieranie rozwoju umiejętności cyfrowych uczniów i nauczycieli, ze szczególnym uwzględnieniem bezpiecznego poruszania się w sieci oraz krytycznej analizy informacji dostępnych w Internecie. Poprawne metodycznie wykorzystywanie przez nauczycieli narzędzi i materiałów dostępnych w sieci, w szczególności opartych na sztucznej inteligencji, korzystanie z zasobów Zintegrowanej Platformy Edukacyjnej.”
>Choć w obu dokumentach znajdują się zapisy określające to co dla władzy jest ważne w obszarze kształcenia zawodowego, to jednak każda z nich na co innego kładzie nacisk. I tak przed rokiem, na 5 pozycji znalazł się zapis „Rozwój kształcenia zawodowego i uczenia się w miejscu pracy w partnerstwie z przedstawicielami branż”, zaś w tegorocznym dokumencie na 6. miejscu zapisano: „Wspieranie rozwoju umiejętności zawodowych oraz umiejętności uczenia się przez całe życie poprzez wzmocnienie współpracy szkół i placówek z pracodawcami oraz z instytucjami regionalnymi”.
W jakim celu postanowiłem w ramach mojego niedzielnego felietonu tak faktograficznie zaprezentować te różnice w treściach owego syntetycznego dokumentu, będącego swoistą wizytówką ekipy kierującej resortem edukacji? Bo chciałem na mocnej podstawie faktograficznej stwierdzić, że – na cale szczęście – nowe kierownictwo MEN nie działa wyłącznie z pobudek ideo-politycznych, ale przejawia także zachowania racjonalne.
A tak w ogóle, to mam takie przekonanie, ze owe priorytety ogłaszane corocznie, niezależnie kto jest ich autorem i jakie chce za ich sprawstwem osiągnąć cele, to w codziennym funkcjonowaniu znakomitej większości szkół nie mają one na ich pracę realnego wpływu, to przez szeregowych nauczycieli najczęściej w ogóle nie są znane. I tak każda szkoła działa tak, jak ma to w utartym zwyczaju, jak zadba o to jej dyrektorka/dyrektor. Co innego funkcjonariusze z nadzoru zewnętrznego. Ale to już nie mój temat…
Włodzisław Kuzitowicz
P.s.
Jeśli chcielibyście porównać czy i w jakim stopniu podobnie odbiła się na treści priorytetów zmiana władzy w 2015 roku, kiedy do władzy doszedł PiS, a z nim pani Ana Zalewska, to sami sobie porównajcie owe dokumenty z 2015 i z 2016 roku:
Kierunki realizacji polityki oświatowej 2015/2016 – TUTAJ
Podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym 2016/2017 – TUTAJ
W dzisiejszym felietonie podzielę się moimi refleksjami o trzech tematach/problemach, o których w minionym tygodniu informowałem na OE. Bez zbędnego „przygotowania artyleryjskiego” zaczynam od informacji o ogłoszeniu konkursu na stanowisko dyrektora Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego. Przypominam, że placówka ta od 1 września ub. roku kierowana jest przez p.o. dyrektora w osobie pani Karoliny Południkiewicz. Informowałem o tym 2 września 2023 r. w materiale zatytułowanym „Zaskakująca decyzja władz w sprawie kierownictwa ŁCDNiKP”.
Dlaczego to ogłoszenie o konkursie tak mnie zainteresowało? Bo wokół tej sprawy zdarza się wiele przedziwnych sytuacji. O tym, że od początku intrygował mnie fakt wprowadzenia na we wrześniu to stanowisku osoby, co do której kwalifikacji nie byłem przekonany – już pisałem. A teraz doszła do tego jeszcze jedna okoliczność: Otóż dowiedziałem się, że pani Karolina Południkiewicz nie ma wymaganej formy kształcenia w zakresie kierowania placówkami oświatowymi, że w dniu ostatecznego terminu składania ofert do tego konkursu – w poniedziałek 11 czerwca – ma ona uzyskać wymagany dokument o nabyciu tej kwalifikacji. Zaiste – mam coraz mocniejsze podejrzenia, że nie tylko jej, ale jeszcze KOMUŚ WAŻNEMU bardzo na tym zależy, aby tą słynną do nie dawna na całą Polskę placówką akurat ona kierowała….
x x x
Kolejnym materiałem, jaki zamieściłem 3 czerwca był tekst „Pełnoletni uczniowie: Kieszonkowe – TAK, ale dostęp do Librusa – NIE!”. To tam informowałem o piśmie, jakie do MEN wysłał RPO w sprawie licznych skarg pełnoletnich uczniów szkół dla młodzieży na przypadki udostępniania ich rodzicom informacji o tym jakie otrzymują oceny szkolne.
Piszę tu dzisiaj o tym, jako wielo, wieloletni zwolennik przestrzegania przez szkoły praw do podmiotowości swoich pełnoletnich uczniów. Jednak po zapoznaniu się z tą informacją RPO i przemyśleniu „na zimno” tego żądania młodych obywateli zacząłem mieć wątpliwości…
To prawda, że owi osiemnastolatkowie stali się pełnoprawnym obywatelami, mającymi nie tylko prawa wyborcze, ale także prawo o decydowaniu o sobie. Ale… Ale mieszkając z rodzicami są częścią swoistej wspólnoty majątkowej i korzystają z warunków, jakie zapewniają im rodzice. A w każdej strukturze gospodarczej współuczestniczące w niej podmioty maja prawo do wzajemnego wglądu w ich funkcjonowanie. I dlatego nie popieram wprowadzenia prawnego zakazu informowania rodziców pełnoletnich uczniów o ocenach i frekwencji ich córek i synów.
Dla świętego spokoju i zadośćuczynienia prawniczym purystom najlepiej by było, aby każda uczennica i każdy uczeń, w dniu świętowania „osiemnastki” przekazywał dyrekcji szkoły pisemne upoważnienie swoich rodziców do pozyskiwania informacji o ich szkolnym funkcjonowaniu.
x x x
I trzeci temat, który znalazł się w materiale, jaki zamieściłem 6 czerwca, zatytułowanym „Czy cenny prezent od rodziców na zakończenie roku szkolnego to łapówka?”. Mój pogląd w tej sprawie opieram na doświadczeniach, wyniesionych z lat, w których kierowałem łódzką „Budowlanką”. Otóż uważam, że nawet bardzo drogi prezent wręczony przez rodziców uczniów kończących już naukę w szkole będzie zawsze jedynie formą podziękowania za trud poniesiony przez nauczycieli w edukację ich córek i synów. Natomiast jeśli byłby to prezent wręczony nauczycielom, z którymi ich dzieci spotkają się po wakacjach – zawsze można by doszukać się zawoalowanej formy przekupstwa. Dlatego, w tym przypadku, jestem zwolennikiem wyrażania swej podzięki w formie bukietu kwiatów, czy drobnego upominku, typu bombonierka ze słodyczami…
I na dzisiaj wyczerpałem już zaplanowaną tematykę. Do następnej niedzieli!
Włodzisław Kuzitowicz