Archiwum kategorii 'Felietony'

Foto: www.audiovis.nac.gov.pl

 

Prymas kard. Stefan Wyszyński wraz z duchownymi podczas modlitwy u stóp ołtarza przed kościołem św. Anny przy ul. Krakowskie Przedmieście – Boże Ciało – 20 czerwca 1957 roku

 

 

Kontynuując tradycję wypracowaną w ostatnich latach, która polega na niezamieszczaniu w świąteczny czwartek „Bożego Ciała” żadnych bieżących materiałów o edukacji, ale publikowaniu moich felietonów lub –  czasami – okolicznościowych esejów, których tematyka nawiązuje to tego święta, piszę i dzisiaj taki okolicznościowy esejo-felieton.

 

Mając w pamięci tezy ze środowego posta prof. Śliwerskiego o postępującej sekularyzacji społeczeństwa polskiego (pominę tu diagnozę przyczyn tego zjawiska), postanowiłem dzisiaj przypomnieć kilka, zapewne powszechnie mało albo wcale, nieznanych faktów z historii narodzin tego – wcale nie „odwiecznego” – święta. Posłużę się „gotowcami”, cytowanymi z innych  – wiarygodnych – źródeł:

 

Święto to powstało w XIII w., w pełnym rozkwicie kultury średniowiecznej i wyraźnie nosi jej znamiona. Ludzie tamtych czasów rzadko przystępowali do Komunii św., nawet, jeśli mieli ku temu okazję. Wynikało, to z tego, że zalecenie soboru laterańskiego IV, aby przynajmniej raz do roku Komunię św. Przyjmować.

 

W 1263 r. wydarzyły się cuda eucharystyczne w Bolsenie i Orvieto. Największe jednak znaczenie przypisuje się widzeniom, jakie otrzymała mniszka św. Julianna z Cornillon. Pan Jezus domagał się od niej ustanowienia specjalnego święta Eucharystii. Brzmi to dość znajomo, kiedy przypomnimy sobie historię s. Faustyny, której Jezus objawił wolę ustanowienia święta Miłosierdzia Bożego.

 

Jej powiernikiem był Jacques Pantaleon z Troyes, późniejszy papież Urban IV, który bullą „Transiturus de hoc Mundo” z 11 sierpnia 1264 r., ustanowił właśnie Święto Najświętszego Ciała naszego Pana Jezusa Chrystusa. Liturgicznym opracowaniem święta zajęli się dominikanie, przy znaczącym udziale św. Tomasza z Akwinu.

 

Papieżowi nie udało się ogłosić bulli z powodu śmierci. Dokonał tego w 1334 r. papież Jan XXII, a papież Bonifacy IX polecił w 1391 r. wprowadzić święto Bożego Ciała wszędzie tam, gdzie jeszcze nie było ono obchodzone..

 

W Polsce pierwszy wprowadził to święto bp Nankier w 1320 r. w diecezji krakowskiej. W Kościele unickim – wprowadził je synod zamojski w 1720 r. Pod koniec XIV w. w Kościele katolickim w Polsce święto Bożego Ciała było obchodzone we wszystkich diecezjach. Od końca XV w. udzielano wówczas błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem.

[Źródło: https://dzieje.pl/dziedzictwo-kulturowe/uroczystosc-bozego-ciala-w-kosciele-katolickim]

 

W Polsce po 1945 roku były różne okresy stosunku władz państwowych do procesji „Bożego Ciała”.

 

Pierwszych kilka powojennych lat upływało, tak jak w całym kraju, na kultywowaniu wspólnego kościelno-państwowego świętowania Bożego Ciała. Podobnie jak w okresie międzywojennym podczas procesji, kapłana, który niósł monstrancję, prowadzili przedstawiciele miejscowych władz. W 1945 r. podczas uroczystości Bożego Ciała w Katowicach w procesji bpa Stanisława Adamskiego prowadzili m.in. wicewojewoda Jerzy Ziętek, prezydent Katowic oraz starosta katowicki. Jest także dostępne zdjęcie z takiej procesji, w której gen. Piotr Jaroszewicz – ówczesny wiceminister Obrony narodowej prowadzi kardynała Augusta Hlonda z monstrancją. Pierwsze poważne ograniczenia tradycyjnego świętowania Bożego Ciała wystąpiły w 1949 r, kiedy powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza..

 

Od tego czasu władze komunistyczne podejmowali różne próby ograniczenia skali procesji Bożego Ciała, uważanej za najbardziej masową, powszechną i tradycyjną formę „demonstracji ulicznej”. Jedną z metod ograniczania frekwencji na tych uroczystościach było organizowanie tego dnia atrakcyjnych imprez i wycieczek.

 

[Źródło: https://przystanekhistoria.pl/pa2/teksty/69384,Imprezowe-czwartki-dzialania-wladz-komunistycznych-wobec-procesji-Bozego-Ciala-w.html]

 

Po 1990 roku w Polsce w procesjach Bożego Ciała w Warszawie, obok prymasa Polski kardynała Józefa Glempa, brali udział członkowie najwyższych władz państwowych z ówczesnym prezydentem Lechem Wałęsą. W innych miastach, miasteczkach i wsiach także miejscowi włodarze i politycy.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 Foto: https://sp44.com.pl/wpis/w-dawnej-szkole

 

W piątek 10 czerwca zamieściłem materiał zatytułowany Pomysły Ziobry: Nieletni już od 10 r.ż., poprawczak do 24 r.ż. dyrektor szkoły sędzią, w którym prezentowałem fragmenty publikacji z portalu OKO.press Karać i zamykać. Resort Ziobry przepycha anachroniczną ustawę o resocjalizacji”. Ale muszę się pochwalić, że byłem czujny i już miesiąc wcześniej, bo 9 maja zamieściłem informację, zatytułowaną Według projektu resortu Ziobry dyrektorzy staną się sądem dla nieletnich.

 

Nie mogę jednak na tym poprzestać, muszę wyrzucić z siebie te wszystkie myśli, a przy okazji także emocje, które zrodził ten „nowatorski” projekt, powstały w głowach urzędników ministra Ziobro ale do Sejmu skierowany przez premiera Morawickiego.

 

Dodatkowym „paliwem” tej potrzeby stał się wywiad z profesorem Markiem Konopczyńskim, jaki zamieszczono w „Gazecie Wyborczej” – w wersji drukowanej – 10 czerwca pod tytułem „Resort Ziobry bierze się do resocjalizacji”, a na stronie internetowej Gazety – 9 czerwca, pod „mocniejszym” tytułem: 10-latki w sądach i zgoda na zakuwanie dzieci w kajdanki. Resort Ziobry bierze się do resocjalizacji”.

 

A wszystko dlatego, że problematyka określana terminem „resocjalizacja” nie jest mi znana jedynie z Wikipedii, ale z osobistego doświadczenia, jako wychowawcy, przez okres 4 lat, w młodzieżowym ośrodku wychowawczym. I chociaż podstawowym moim wykształceniem jest pedagogika – kierunek wiedzy o kulturze, uszczegółowionym przez 8 lat pracy starszego asystenta w Zakładzie/Katedrze Pedagogiki Społecznej o taką jej mutacje, to mam także za sobą studia podyplomowe w zakresie pedagogiki specjalnej – resocjalizacja, ukończone  w 1986 roku na Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej w Warszawie. I dlatego nie mogę w milczeniu patrzeć na projekt ustawy, który zawierając tak absurdalne „narzędzia” owego zawartego w tytule „wspierania resocjalizacji nieletnich”, ma w swej preambule taki – obłudny – akapit:

 

W dążeniu do wzmacniania świadomości odpowiedzialności za własne czyny, przeciwdziałania demoralizacji nieletnich i dopuszczaniu się przez nich czynów karalnych oraz stwarzania warunków powrotu do normalnego życia nieletnim, którzy popadli w konflikt z prawem bądź z zasadami współżycia społecznego, stanowi się, co następuje.”

 

Dlatego w pełni podzielam pogląd prof. Konopczyńskiego, który w owym wywiadzie powiedział:

 

„To, co zawarto w tym projekcie, nie ma z resocjalizacją nic wspólnego. Przypomina to raczej system więzienny. Kuriozalne jest, że nowy projekt powiela rozwiązania z ustawy sprzed 40 lat: zapisy dotyczące środków wychowawczych żywcem  przepisano z prawodawstwa, które powstało w czasach PRL-u, zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego. Dzisiejsi autorzy nie zauważyli, że od tego czasu rzeczywistość i środki wychowawcze mocno się zmieniły.”

 

Warto przeczytać cały wywiad z profesorem Konopczyńskim, bo to jest prawdziwy fachowiec od resocjalizacji. I wypowiadając się  także o pomyśle z tego projektu, aby dyrektorzy szkół, w ramach tej ustawy, dostali uprawnienia stosowania kar wobec uczniów szkół podstawowych, także wie o czym mówi, bo ma w swoim doświadczeniu zawodowym pracę pedagog w szkole podstawowej w Skarżysku Kamiennej.

 

A tutaj przywołam jeszcze słowa  profesora z tego wywiadu, w których zawarł swoją opinię o pomyśle dyrektorów-karnistow:

 

„To kolejny skandal. Szkoła, która ma być spolegliwym opiekunem, rozwijać dziecko, teraz będzie to dziecko karciła. W co się zamieni? W sąd zastępczy? W placówkę resocjalizacyjną? To oburzające, że szkołę wprowadzono do systemu karania.[…] Współczuję szkołom, bo wmontowanie ich w system sprawiedliwości może całkowicie zmienić ich oblicze. […] Miałem to w swojej szkole. Stałem w kącie, po lekcjach byłem zamykany w składziku z narzędziami i pilnował mnie pan woźny. Wracamy do słodkich lat 60. Szkoła zamienia się w karcer, pruską szkołę z XIX wieku.

 

Weszliśmy w fatalny zakręt historii, coraz częściej rzeczywistość przypomina mi czasy PRL-owskie. Dyrektorzy i nauczyciele powinni zacząć protestować, bo wmontowuje się ich w coś, do czego nie mają kompetencji.”

 

Zakończę takimi moimi twierdzeniami:

 

>Jeszcze nigdy nikogo kto w młodości wszedł w konflikt z prawem nie wyprowadziło na uczciwą drogę przebywanie przez kilka lat wśród jeszcze większych przestępców.

 

>Szkoła, jako instytucja, ma już w swojej kilkusetletniej tradycji wzorzec nauczyciela z rózgą w ręce. I jakoś nie zapobiegło to w tamtych czasach „produkcji” młodocianych przestępców.

 

>Całkowitą zbędność takiego narzędzia dyscyplinowania wychowanków sprawdziłem osobiście, kiedy będąc wychowawcą na kolonii dla nieletnich przestępców symbolicznie taką rózgę połamałem, i gdy moi podopieczni – jako grupa – okazali się w kolonijnym współzawodnictwie najlepsi.

 

>I chociaż projekt nie przewiduje kar cielesnych, to obarczanie dyrektorów szkół obowiązkiem stosowania systemu kar za, nawet bardzo drobne, wykroczenia jest powrotem do modelu szkoły określanej mianem „modelu pruskiego”, co jest całkowitym zaprzeczeniem współczesnych modeli szkoły wspierającej rozwój i rozbudzającej zainteresowania, a przez to tworzącej podwaliny wizji swojego miejsca w przeszłym życiu społecznym i zawodowym.

 

>A sojusz prokuratora generalnego z ministrem edukacji, czyli tandem „Ziobro-Czarnek” uważam za najgorsze, co mogło przytrafić się polskim uczennicom i uczniom, nauczycielkom i nauczycielom, dyrektorkom i dyrektorom w XXI wieku

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 



Foto: shutterstock[www.samorzad.infor.pl]

 

Foto: shutterstock[www.samorzad.infor.pl]

 

 

Skończyłaś/łeś 18 lat, masz wykształcenie przynajmniej podstawowe, jesteś obywatelką/em  Polski, nie zostałaś/eś ukarana/y za przestępstwa umyślne i masz od wojskowej komisji lekarskiej decyzję o posiadaniu zdolność fizycznej i psychicznej do pełnienia służby wojskowej (czyli kategorię Z lub Z/O), a poza tym nieposzlakowaną opinię (szkoda, że nie podano od kogo ma być ta opinia…)  – nie zastanawiaj się dłużej. Nie warto iść na studia a później zatrudniać się jako nauczyciel/ka w szkole – wejdź na portal rekrutacyjny < zostanzolnierzem.pl > i podaj tam niezbędne dane.

 

WSTĄP W SZEREGI DOBROWOLNEJ ZASADNICZEJ SŁUŻBY WOJSKOWEJ !

 

Od ręki Państwo Polskie będzie wypłacało Ci pensję w wysokości 4.560 zł.

 

I będziesz patrzeć z góry na frajerów, którzy najpierw zostali studentami – 3 lata licencjat + 2 lata magisterium, przez 5 lat byli na utrzymaniu rodziców, aby w końcu – w wieku 24 lat – zatrudnić się w szkole jako nauczyciel stażysta  za… – 3.079 zł..  Dowiesz się wtedy, że twoi nowi koledzy, który pracują tam od kilku latach i są już  nauczycielami kontraktowymi, mają zagwarantowane – 3.167 zł. Twoi mentorzy z kilkunastoletnim stażem, którzy uzyskali już stopień  nauczyciela mianowanego – pobierają 3.597 zł, a weterani – nauczyciele dyplomowani  – 4.224 zł miesięcznie.

 

Wszystkie te kwoty podałem według stanu na maj 2022 roku. Cóż z tego, że te wszystkie one są w wersji brutto – i tak nawet temu dyplomowanemu nauczycielowi, który spełni wszystkie wymogi aby podjąć służbę wojskową, i tak się to opłaci. Bo przecież nie będzie go kosztowało wyżywienie, ubranie i spanie…. Czysty zysk!

 

Napisałem to wszystko mając w tyle głowy jeszcze inną myśl. Jako człowiek rocznik 1944 niejednokrotnie miałem możliwość zapoznawania się ze złotymi myślami twórcy państwa bolszewickiego – niejakiego Lenina. Jedną z takich myśli przypominam sobie ostatnio coraz częściej:

 

„Państwo policyjne, to takie państwo, w którym policjant zarabia więcej od nauczyciela.”

 

Chcąc sprawdzić jak wyglądają aktualnie zarobki polskich policjantów zadałem odpowiednie pytanie Googl’owi. I oto czego się dowiedziałem:

 

Po zakończeniu szkolenia i mianowaniu policjantem początkujący funkcjonariusz otrzymuje 3.923 zł. Wraz z nabywanym doświadczeniem i pokonywaniem kolejnych szczebli zawodowych rośnie także jego uposażenie.

I tak na stanowisku referenta średnia miesięczna pensja wynosi 4.281 zł, a na stanowisku dzielnicowego i kontrolera ruchu drogowego – średnio 4.510 zł. W piątej grupie najwięcej osób zatrudnionych jest na etacie detektywa i asystenta ze średnim uposażeniem 4.800 zł.

 

 

Jaki z tych zestawień płynie wniosek? Przypominam miesięczne wynagrodzenia, jakie otrzymują:

 

>Początkujący żołnierz kontraktowy –  4.560 zł.

 

>Młody policjant po zakończeniu szkolenia – 3.923 zł.

 

>Nauczyciel stażysta po studiach – 3.079 zł.

 

 

Czy nie zostanę nazwany histerykiem, jeśli zawołam:

 

ŻYJEMY W PAŃSTWIE MILITARNO-POLICYJNYM ! ?

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 



Foto: Arkadiusz Wojtasiewicz[www.bydgoszcz.naszemiasto.pl]

 

 

Patchwork to metoda szycia, w której łączy się małe kawałki materiału w większą całość, tworząc nowy wzór. I mój dzisiejszy felieton będzie tak właśnie zbudowany. Oczywiście tworzywem nie będą kawałki materiału, a kawałki tekstów pochodzących z różnych źródeł, które będę „zszywał” zestawiając je obok siebie. W roli nici krawieckiej wystąpią tu moje mini komentarze, którymi będę łączył te – mające różne źródła ich powstania – materiały.

 

Wiele na to wskazuje, że nasz rząd postanowił ułatwić Polakom dogonienie Ameryki. Ale nie w poziomie demokracji, nie w swobodach obywatelskich, nie mówiąc o poziomie zamożności czy technologii, a w prawie dostępu do broni palnej. Pierwszym krokiem ma być uproszczenie regulujących to przepisów prawa, co zaproponowali „prawdziwi” patrioci:

 

 

Grupa posłów Kukiz’15 oraz Prawa i Sprawiedliwości złożyła w Sejmie projekt ustawy o broni i amunicji. Autorzy projektu przekonują, że w nowych przepisach chodzi przede wszystkim o to, aby uprościć procedury związane z przyznawaniem pozwoleń na broń. […] Grzegorz „Cichy” Mikołajczyk, były antyterrorysta, obecnie ekspert ds. bezpieczeństwa, przyznaje, że widzi obecnie większe zainteresowanie bronią. […] – „Przepisy powinny być uproszczone. Jestem za tym, aby broń ludziom dawać, ale nie rozdawać. W tym momencie, jeżeli człowiek jest zdrowy, nie ma przeszłości kryminalnej i nie prowadzi nielegalnych interesów, to nie będzie miał problemu z otrzymaniem pozwolenia.” […]

[Źródło: www.money.pl]

 

 

Aby miał kto te karabiny i pistolety chcieć kupować,  pośpieszył ze swoim projektem niezawodny minister edukacji:

 

 

Chcemy zmodyfikować podstawy programowe edukacji dla bezpieczeństwa, żeby uzupełnić program nauczania o te elementy przysposobienia obronnego, które znamy jeszcze z początków lat 80. czy 90. Z tym wiąże się również zapoznanie z bronią i możliwość strzelania na strzelnicymówił nie tak dawno Przemysław Czarnek. […]

 

Zdania co do planów związanych ze szkoleniami strzeleckimi są podzielone. Wielu rodziców ma wątpliwości co do tego, czy uczniowie szkoły średniej, szczególnie w pierwszych klasach, nie są zbyt młodzi, żeby uczyć się strzelać.[…]

 

[Źródło: www.lodz.wyborcza.pl/lodz/]

 

 

Nie była to inicjatywa „od czapy”. Wierny sojusznik frontu obrony praw młodych Polaków – niejaki Mikołaj Pawlak (co jest, że natychmiast kojarzy mi się fraza „podejdź no do płota…”) pośpieszył ze swoją ekspertyzą:

 

 

Wiek 15 lat jest optymalny, żeby zaznajomić dziecko z bronią – twierdzi z kolei Mikołaj Pawlak, rzecznik praw dziecka, który na co dzień przeciwny jest, by zaznajamiać dzieci z własnym ciałem, seksualnością, różnorodnością potrzeb i relacjach partnerskich.

[Źródło: www.aszdziennik.pl]

 

I wszystko to dzieje się w czasie, gdy prawie każdy dzień dostarcza kolejnych informacji o skutkach takiej postaci „wolności obywatelskich”, jaka panuje w owej Ameryce, a precyzyjniej określając – w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej:

 

Teksańska policja zidentyfikowała napastnika, który zabił w szkole podstawowej w miejscowości Uvalde 21 osób, a następnie sam został zastrzelony. To 18-letni Salvador Ramos. Młody mężczyzna do niedawna był uczniem liceum należącego do tego samego kompleksu szkół co podstawówka, w której zaatakował. Ostatnio pracował w restauracji typu fast food. Broń palną kupił w dniu swoich osiemnastych urodzin. […]

 

Masakra w Uvalde to kolejna masowa strzelanina, do której doszło w ostatnich tygodniach na terenie Stanów Zjednoczonych. W połowie maja napastnik otworzył ogień w supermarkecie w miejscowości Buffalo w stanie Nowy Jork. Zabił 10 osób. […] Kilka dni później doszło do zamachu w kościele prezbiteriańskim w Laguna Woods w Kalifornii. Zginęła wtedy jedna osoba, a pięć zostało rannych.

 

Jak podało CNN, to już 38. atak z użyciem broni palnej, do którego doszło w tym roku w placówkach edukacyjnych na terenie Stanów Zjednoczonych. Co więcej, dziennikarze portalu wyliczyli, że masowych strzelanin było w tym roku więcej niż dni.

 

[Źródło: www. tvn24.pl]

 

 

 

Dowiedziawszy się o wycieczce pana ministra Czarnka do tejże Ameryki przez chwilę pomyślałem, że może tam przekona go ktoś, że to jednak zły pomysł te strzelnice dla każdego nastolatka. Ale po przeczytaniu informacji jaki jest program tej eskapady – zwątpiłem:

 

Spotkania z uczniami, rodzicami i nauczycielami w Chicago, podpisanie Deklaracji o Współpracy z Radą ds. Edukacji Stanu Illinois oraz Departamentem Stanu Wisconsin ds. Edukacji Publicznej, rozmowy o oświacie polonijnej, a także udział w obchodach Memorial Day to główne punkty wizyty Ministra Edukacji i Nauki w Stanach Zjednoczonych Ameryki.[…]

 

Kluczowym punktem wizyty szefa MEiN w Stanach Zjednoczonych będzie podpisanie Deklaracji o Współpracy z Radą ds. Edukacji Stanu Illinois oraz Departamentem Stanu Wisconsin ds. Edukacji Publicznej w Zakresie Doskonalenia i Kierowania Nauczycieli.

 

Minister Edukacji weźmie także udział w obchodach Memorial Day, święta upamiętniającego obywateli, którzy zginęli w trakcie odbywania służby wojskowej.[…]

 

[Źródło: www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/]

 

 

Szkoda, że starszy kolega pana ministra od edukacji, profesora prawnika Czarnka – także profesor prawa, ale minister od spraw zagranicznych, niejaki Rau – wszak urzędujący prawie po sąsiedzku na tej samej ulicy – nie załatwił podłączenia naszego orędownika strzeleckich umiejętności młodzieży do ekipy Prezydenta Joe Bidena, który wraz z żoną Jill odwiedza właśnie dzisiaj miasteczko Uvalde. Może gdyby nasz „innowator” zobaczył rodziców ofiar tamtej strzelaniny i wysłuchał co o tym wszystkim sądzi prezydent USA – zmieniłby zdanie…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 



 

Książka, która nigdy nie powinna zostać wydana

 

 

Gdy w minioną środę zamieszczałem informację o tym, że 17 maja 2022 r. w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku odbył się XII Ogólnopolski Kongres Nauczycieli Wychowania do Życia w Rodzinie i gdy przywołałem fragment wypowiedzi pani wiceminister Marzeny Machałek, że „wychowanie do życia w rodzinie to jest wychowanie do życia z drugim człowiekiem, to jest nauczenie dzielenia się z drugim człowiekiem, a także zdolności do ofiary” pomyślałem już, że powinienem temat tych zajęć realizowanych współcześnie w polskich szkołach podjąć w najbliższym felietonie. Co niniejszym czynię.

 

Na początek przypomnę, że już przed ponad czterdziestoma laty, czyli jeszcze w PRL, jako prelegent Towarzystwa Wiedzy Powszechnej, zrealizowałem setki spotkań z uczniami, nie tylko łódzkich szkół, na tematy będące i dzisiaj w podstawie programowej tych zajęć, to znaczy o problemach okresu dojrzewania, a w szkołach ponadpodstawowych – szerzej, generalnie o seksualności człowieka. Dzięki zdobytym wówczas doświadczeniom dyrekcja łódzkiego Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego w roku szkolnym 1987/1988 powierzyła mi obowiązki nauczyciela metodyka przysposobienia do życia w rodzinie. I to jest główny  powód mojego interesowania się problematyką pdż w ogóle. I dlatego owa środowa informacja o – już XII – kongresie nauczycieli wychowania do życia w rodzinie stała się bodźcem do takich oto refleksji:

 

Pierwsza dotyczy historii owych kongresów. Skoro ten był już dwunasty, to znaczy, że pierwszy powinien odbyć się przed jedenastoma laty. Jednak Googl informuje, że odbył się on 9 – 10 maja 2010 roku w Częstochowie, a drugi 3 – 4 kwietnia 2011 roku także w Regionalnym Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli „WOM” w Częstochowie. [Więcej – TUTAJ]

 

O III kongresie brak jest informacji, ale za to wiadomo, że IV odbył się 15 kwietnia 2013 roku w Auli Forum RODN „WOM” , także w Częstochowie.

 

Kolejne kongresy odbywały się: V –  4 i 5 maja 2014r.,  VI –  w dniach 19–20 kwietnia 2015 r,  VII – w dniu 11 kwietnia 2016 r.. O  VIII brak jakichkolwiek informacji. Udało się potwierdzić, że IX kongres odbył się w dniach 15 i 16 kwietnia 2018 r.,  X – w dniach 28 i 29 kwietnia 2019 r, zaś XI – 18-19 kwietnia 2021 roku, także w Częstochowie i – po raz pierwszy z udziałem ministra Przemysława Czarnka. Jak widać – w 2020 roku kongres nie odbył się i dlatego ten z ubiegłego tygodnia był dopiero XII.

 

Niestety – poza pierwszymi dwoma, jedynie o kongresach  V  VII  są w Internecie pewne informacje.

 

Jednak nawet na podstawie tych dostępnych informacji można nabrać przekonania, że programy tych wszystkich spotkań bliższe były światopoglądowi Ojców Paulinów z Jasnej Góry niż aktualnej wiedzy naukowej, dostarczanej przez seksuologię i nauki społeczne, gromadzące wiedzę o tym jak współcześnie funkcjonują trwałe związki międzyludzkie.

 

Moja druga refleksja jest pochodną poprzedniej informacji. Zastanawiam się, jakie są przyczyny tego, że ów tak ważny nurt szkolnej edukacji, i to od tylu lat, niezależnie od tego jakie władze zarządzały edukacją, pozostaje na poziomie niewiele różniącym się od dziewiętnastowiecznych przekazów naszych prababek o roli bocianów, grzesznym charakterze aktu seksualnego i tragicznych skutkach masturbacji. Zapewne mało kto wie, a jeśli kiedyś czytał to zapomniał, że Grupa Edukatorów Seksualnych „Ponton” już w 2009 roku przeprowadziła sondaż, w którym zapytano nastolatków o ich doświadczenia  związane z edukacją seksualną w szkołach. Aż 40% badanych twierdziło, że nigdy na żadnym etapie edukacji szkolnej nie miało styczności z programem  Wychowanie do życia w rodzinie, a niektóre z nadesłanych opisów lekcji były wręcz szokujące (stereotypy legitymizujące przemoc wobec kobiet, zideologizowane informacje). I już wtedy organizatorzy tego badania apelowali do Ministerstwa Edukacji Narodowej o konieczne zmiany. Przypomnę, że ministrem była wówczas Katarzyna Hall.

 

Grupa „Ponton” swój sondaż powtórzyła w maju 2014r. Lektura raportu, jaki o jego wynikach opublikowano jest „dołująca”. Nie miejsce tu nawet na jego streszczanie – zapoznajcie się z nim sami – TUTAJ. W tym czasie za to jak działa polska edukacja odpowiadała pani minister Joanna Kluzik-Rostkowska

 

Przypominam, że I Kongres Nauczycieli Wychowania do Życia w Rodzinie odbył się w maju 2010 roku. I co?  I nic z tego dla poprawy jakości realizacji tych zajęć nie wyniknęło. Że to prawda niechaj zaświadczy najnowszy materiał – z 5 maja 2022 r.- zamieszczony na stronie TVN24, zatytułowany „Uczniowie nie chcą chodzić na WDŻ. Skąd ta niska frekwencja?”. Są tam informacje”. Są tam informacje o sondażu przeprowadzonym we wrocławskich szkołach, z której można dowiedzieć się, że chęć uczęszczania na zajęcia wdż zadeklarowało jedynie 31,65 proc. uczniów podstawówek i 5,88 proc. uczęszczających do szkół ponadpodstawowych.   [Więcej – TUTAJ]

 

 

Jak się nad tym stanem rzeczy spokojnie zastanowić, to w świetle programu XII Kongresu Nauczycieli Wychowania do Życia w Rodzinie nie powinno to być niespodzianką. A ja – jako konkluzję na koniec tego felietonu – dodam jeszcze, że ten wskaźnik rezygnacji uczniów z uczestniczenia w tak prowadzonych zajęciach wdż jest bardzo optymistyczną informacją: mamy mądrą młodzież, która nie pozwala sobie na wmawianie, że białe jest czarne, a czarne jest białe.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 



Foto: ŁÓDŹ.PL[www.uml.lodz.pl]

 

Adam Sadowski i Kamil Piwowarski przed wejściem do Technikum nr 3 w Łodzi

 

 

Nie mogłem się powstrzymać przed realizacją pomysłu, aby dzisiaj napisać właśnie na ten temat felieton, pomysłu, który zrodził się gdy 11 maja zamieszczałem materiał zatytułowany Łódzkie Technikum nr 3 – bogate w kreatywnych uczniów, biedne w kasę.. Jego treścią była informacja, zaczerpnięta z portalu lodz.pl. o tytule „Kreatywna łódzka młodzież. Uczniowie reaktywowali szkolny radiowęzeł ”.

 

Przypomnę, że bohaterami tego tekstu jest dwóch uczniów III klasy Technikum nr 3 w Łodzi: Adam Sadowski i Kamil Piwowarski, których determinacja i wytrwałość po dwu latach zaowocowała ponownym uruchomieniem szkolnego radiowęzla.

 

Artykuł ten wywołał lawinę moich osobistych wspomnień o wydarzeniach sprzed 61 lat, z czasów, gdy byłem uczniem 3-letniego Technikum Budowlanego nr 1 w Łodzi. Opisałem ten fragment moich uczniowskich doświadczeń w Eseju wspomnieniowym: Lata 1959 – 1968 – od kandydata na murarza do marynarza, a konkretnie w jego części I –Od ukończenia podstawówki do matury”. Oto fragment, opowiadający o mojej i kolegi Jurka Poprawskiego uczniowskiej inicjatywie – dotyczącej także prowadzenia szkolnego radiowęzła:

 

Z tego okresu najlepiej zapamiętałem naszą wspólną inicjatywę wykorzystania szkolnego radiowęzła (głośniki były w każdej klasie, a na korytarzach po dwa) do nadawania w czasie długiej przerwy (20 minut) audycji „Jazz i poezja”. Proszę sobie wyobrazić, że udało się nam przekonać do tego pomysłu dyrektora! Jurek Poprawski najbardziej z nas interesował się muzyką nowoczesną, więc wziął na siebie obowiązek wyszukiwanie dobrych „kawałków” amerykańskiej muzyki, którą z przynoszonych przez niego płyt puszczał ze szkolnej radioli. Stała ona w… gabinecie dyrektora Hałłamejki. Był przy niej także mikrofon, przez który dyrektor wygłaszał swoje komunikaty. I przez ten mikrofon, w przerwach między jednym a drugim utworem muzycznym, ja czytałem wiersze.

Źródło: www.obserwatoriumedukacji.pl

 

Przypomnę, że była to jesień 1961 roku! A dyrektorem szkoły był osobnik o cechach dyktatora, z  przeszłością majora LWP, który w lipcu 1944 roku, wraz oddziałami Armii Czerwonej, forsował rzekę Bug.

 

I teraz zobaczyłem fotki dwu młodych ludzi, bardzo zmotywowanych do swej idei, którzy – jak my wtedy –  postanowili wzbogacić uczniowskie przerwy. Czytając tekst zamieszczony na stronie Łódź.pl można dojść do wniosku, że uczniowskie zaangażowanie w ten projekt nie spotkało się z równie mocnym wsparciem ze strony szkolnych władz. Z tekstu wynika, że „jedną sprawiedliwą” – była nauczycielka – pani Anna Płocka, której wsparcie okazało się kluczem – także w tym przenośnym tego słowa znaczeniu – do możliwości ich dalszej  działalności.

 

Intuicyjnie czułem, że ów materiał nie oddaje całej prawdy. Zacząłem szukać innych źródeł, aby zdobyć  wiedzę o tym jaka jest w tej sprawie rzeczywistość. I wtedy trafiłem na kolejne źródło informacji – tym razem na profilu niejakiej (bo nie udało mi się ustalić kim ta pani jest) Barbary Michalskiej. Oto ten post z 25 kwietnia:

 

Podczas jednego z projektów przy których działam, okazało się, że grupa chłopaków z Technikum nr 3 w Łodzi / Free3SU od 2-ch lat rozkminiała: co zrobić z RADIOWĘZŁEM szkolnym, żeby działał i ….właśnie wystartowali.

 Bravo za determinację, współpracę i dążenie do celu![…]

[Źródło: www.facebook.com/barbara.michalska]

 

I to na profilu pani Michalskiej znalazłem link do Anny Płockiej, dzięki czemu mogłem nawiązać z nią kontakt i zdobyć kilka ważnych informacji. Po pierwsze, że jest ona zatrudniona w Technikum nr 3 w Łodzi jako nauczycielka teoretycznych przedmiotów zawodowych, a po drugie, i najważniejsze – uzyskać od niej taką oto informację:

 

To nie jest do końca tak, że szkoła nie kupi. Pani Dyrektor wyraziła chęć wsparcia finansowego, niestety dobry wzmacniacz to koszt 3-4 tyś. zatem próbujemy pozyskać środki z innych źródeł. Kombinujemy non stop – ja, uczniowie, Pani Dyrektor.

 

Koszty materiałów na naprawdę kabla pokryła rada rodziców. Chłopaki przynieśli paragony – Pani Dyrektor nalegała, że zwróci im koszty. Chłopcy mogą liczyć na wsparcie.

 

Wiadomo, ze szkoły potrzebują wsparcia z zewnątrz […]

 

Przyznam, że po tych dodatkowych informacjach jestem jeszcze smutniejszy, niż 11 maja. Bo z tego wynika, że nam w roku 1961, w peerelowskiej szkole z początkowych lat ery Gomółki, łatwiej było zrealizować nasz projekt szkolnego radiowęzła, niż dzisiaj Adamowi Sadowskiemu i Kamilowi Piwowarskiemu. Bo cóż z tego, ze dyrektorka Technikum nr 3 jest pełna dobrej woli i chęci, aby im pomagać, skoro –  jak wiadomo – dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.

 

Bo tym co dla całej tej sytuacji jest kluczowe, to owe tysiące złotych, które pozwoliłyby na zakup niezbędnego wzmacniacza. A w budżecie szkoły środków na taki wydatek nie ma…

 

Szkoda, że Urząd Miasta Łodzi potrafił nagłośnić ten temat na swoim portalu (i nie tylko, bo tekst ten był także opublikowany w wersji papierowej, kolportowanej „gdzie się da” jako DARMOWA GAZETA MIEJSKA ŁÓDŹ.pl  w nakładzie 60 000 egzemplarzy!), a nikt tam nie wpadł na pomysł, aby szkole przekazać tę potrzebną kwotę.

 

Mam nadzieję, że może osoby czytające posty pani Barbary Michalskiej znajdą jakieś rozwiązanie tego problemu, czyli namówią jakiegoś sponsora, bądź  kilku takich dobroczyńców, na wsparcie uczniowskiej inicjatywy …

 

Powodzenia, drodzy – Adamie i Kamilu!

 

Życzy nauczycielski emeryt, który sam kiedyś prowadził audycje w szkolnym radiowęźle…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 



Foto: www.gov.pl

 

Minister Przemysław Czarnek z laureatkami Ogólnopolskiego Konkursu Retorycznego: Julią Franicą, Zofią Agnieszką Nowak i Magdaleną Puźniak oraz finalistkami:  Alicją Kwapiszewską, Martyną Szpot i Hanną Strojną.  

 

 

Dzisiaj nie mam wahań o czym będę pisał – jest taki temat, który uwiódł mnie skutecznie. A stało się to po przeczytaniu na „Portalu Samorządowym” informacji, której już sam tytuł nie pozwolił na to, abym ten tekst pominął: „Czarnek: jeśli chcemy mieć dobrze wykształconą młodzież, trzeba wracać do klasycznych form wychowania”. Autor tego tytułu poszedł  na łatwiznę i po prostu zacytował kolejną „złotą myśl” naszego ministra edukacji, którą wygłosił on podczas finału pierwszego Ogólnopolskiego Konkursu Retorycznego gdzieżby, jak nie w Lublinie. Bo organizatorem owego, tak, tak – ogólnopolskiego – konkursu było Kuratorium Oświaty w Lublinie, we współpracy z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim oraz Lubelskim Samorządowym Centrum Doskonalenia Nauczycieli.

 

Jednak nawet nie ów „odkrywczy” postulat, który – gdyby go potraktować serio – może zapowiadać następną nowelizację podstaw programowych, stał się powodem mojego zainteresowania.

 

Najpierw zastanowił mnie kontekst tej wypowiedzi.

 

Czy jest, jeśli tak to jaki, związek między postulatem powrotu do klasycznych form wychowania  z konkursem krasomówczym, nazwanym w tym przypadku retorycznym? Poszukałem trochę w Internecie i znalazłem  Regulamin_Konkursu. A tam można przeczytać że organizatorom przyświecało aż 7 celów tego przedsięwzięcia [Zobacz: Fragment regulaminu konkursu] a wśród nich takie:

 

>upowszechnianie klasycznej retoryki jako ważnego składnika kultury polskiej i europejskiej

 

>popularyzowanie dorobku europejskiej kultury klasycznej jako źródła inspiracji dla pokoleń współczesnych,

 

>dostrzeganie w kulturze antycznej (greckiej, rzymskiej, chrześcijańskiej) korzeni tożsamości kulturowej Polski i Europy.

 

Nie wiem, czy dobrze to odczytałem, ale wygląda na to, że popularyzowanie umiejętności publicznego przemawiania ma być fundamentem owego wychowania. Z tym, że kultura klasyczna, to – w intencji ministra – pakiet, w którym tak naprawdę chodzi o wychowanie w kulturze chrześcijańskiej.

 

Kolejnym zaskoczeniem była informacja zawarta w owym regulaminie, że był on adresowany do uczniów klas IV – VIII szkół podstawowych! Bo przedtem tkwiłem w przekonaniu, że był on adresowany do szkół średnich. Tym bardziej, że w przywołanej powyżej informacji przeczytałem także takie cytaty wypowiedzi ministra:

 

Podczas gali minister zwrócił uwagę, że wśród laureatów i finalistów konkursu są same kobiety.To by wskazywało, że to kobiety najbardziej przyswoiły sobie wiedzę i umiejętność używania języka logicznego, rozumnego, argumentowania w sposób najbardziej zasadny i przekonujący” – dowodził Czarnek.

 

Następnie zachęcił mężczyzn do większego wysiłku i udziału w konkursie w przyszłym roku. „Bo to nieprawda, że tylko kobiety mają gadane” – stwierdził, po czym pogratulował uczestnikom i organizatorom konkursu.

 

I bardzo dobrze! Bo wizja rodziny w stylu państwa Dulskich to tragiczny los, jaki czekałby dzisiejszych mężczyzn z podstawówek. Nie mam wątpliwości iż o tym, że mąż-orator to nęcący model partnerstwa sam minister wie dobrze z własnego doświadczenia…

 

I to nie jedyna jasna strona tej informacji!

 

Bo to nazywanie dziewcząt, uczennic szkoły podstawowej,  kobietami pozwala mi także sądzić, że pan Czarnek musiał mieć dobrą/ego nauczycielkę/nauczyciela pdż  – najprawdopodobniej jako uczeń II Liceum Ogólnokształcące im. Hetmana Jana Zamoyskiego w Lublinie. Bo mniej prawdopodobne że miał te zajęcia w wiejskiej szkole podstawowej w Goszczanowie. I to dzięki nim do dziś pamięta, że dziewczynki dostają pierwszą miesiączkę i stają się kobietami w wieku 11- 13 lat, a chłopcy maja pierwsze polucje nocne, czyli stają się mężczyznami – średnio – w wieku 13 lat.

 

No, bo nie zakładam, że tę wiedzę zawdzięcza wujkowi Jurkowi….

 

I jeszcze jedna refleksja na bazie tych cytatów: Czy wyraźnie widoczny w wypowiedzi ministra podziw dla kobiet, które mają „gadane”, to sygnał, że do dotychczas lansowanych przez jego doradcę dr Skrzydlewskiego cnót niewieścich zostanie dopisana także i ta?

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Dzisiejsza niedziela, co dla mnie oznacza że to dzień pisania i zamieszczenia kolejnego felietonu, przypada w dniu Święta Pracy zwanego powszechnie świętem 1. Maja. A jest to w naszym kraju, od wielu już lat, początek świątecznej triady, która powstała po wyniesieniu do rangi dnia wolnego od pracy rocznicy obchodów uchwalenia Konstytucji 3. Maja, przedzielonych dniem, który aby stworzyć alibi dla trzech kolejnych dni wolnych od pracy,  nazwano Dniem Flagi.

 

I cóż w takich okolicznościach kalendarza może być tematem dla felietonisty z „Obserwatorium Edukacji”? Oczywiście – oprócz wyrazów uznania dla inteligencji kolejnych większości sejmowych III RP…

 

Na całe szczęście (jak dotąd) uczniowie polskich szkół nie maja obowiązku uczestniczenia w państwowych obchodach różnych rocznic i świąt, organizowanych przez aktualnie rządzącą partię. Co nie znaczy, że nie ma już w tej sprawie pierwszych jaskółek, a właściwie pierwszej jaskółki, której działania mogą coś takiego zapowiadać. Mam na myśli niedawną inicjatywę – kogóż by innego – Małopolskiej Kurator Oświaty, pani Barbary Nowak. Oto informacja ze strony ”Gazety Wyborczej”:

 

Źródło: www twitter.com/Br_Nowak/

 

 

Z inicjatywy małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak ulicami Krakowa przeszła defilada klas mundurowych. Dyrektorzy szkół i przedszkoli dostali wcześniej list z poleceniem, by oddelegowali podopiecznych z „patriotycznymi plakatami”. […]

 

Jak poinformował portal KRKnews, małopolska kuratorka oświaty wysłała list do szkół i przedszkoli, w którym domagała się oddelegowania podopiecznych na organizowaną przez nią defiladę.

 

Szanowni Państwo Dyrektorzy, w związku z planowaną na 28 kwietnia 2022 r. defiladą szkół i klas mundurowych Małopolski, w załączeniu przesyłam list Małopolskiego Kuratora Oświaty.

 

Proszę o wzięcie udziału w defiladzie oraz oddelegowanie dzieci, uczniów (grupę, klasę, klasy) wzdłuż trasy przemarszu np. z hasłami, plakatami lub innymi z elementami patriotycznymi. Oryginalne pomysły Pani Kurator chętnie nagrodzi. Jednocześnie proszę o przekazanie informacji na mój adres mailowy o liczbie oddelegowanych dzieci, uczniów oraz wskazanie miejsca na trasie przemarszu” – czytamy wiadomość zaadresowaną do dyrektorów placówek. […]

 

Więcej – „Kraków. Defilada klas mundurowych z inicjatywy Barbary Nowak. ‘Przemysław, Barbara, od szkoły wara’”  –  TUTAJ

 

Cóż jeszcze mogę tego szczególnego dnia dodać?

 

Może jeszcze to, że dziś w Warszawie pochód 1-Majowy wyruszył o godz. 11.00 spod siedziby OPZZ przy ulicy Kopernika w Warszawie i przejdzie pod pomnik marszałka Ignacego Daszyńskiego przy placu Na Rozdrożu, gdzie głos zabiorą liderzy związkowi oraz parlamentarzyści Lewicy. Myślę, że będą tam szli także członkowie ZNP, jako „lewicowego” związki zawodowego nauczycieli i pozostałych pracowników oświaty, i że  będą będą oni maszerowali z transparentami, na którech najdą się żądania naszego środowiska.

 

A w Łodzi w poniedziałek 2 maja w godz. 13:30 – 15:00 odbędzie się przemarsz z okazji Święta Flagi z al. Schillera, ul. Piotrkowską, przez pl. Wolności i dalej ul. Legionów, Zachodnią i Ogrodową do rynku Włókniarek Łódzkich w Manufakturze.

 

Jeśli ja miałbym się tu zwierzyć z moich świątecznych planów, to wyznam, że szykuję się do wzięcia udziału we wtorkowym spotkaniu na Placu Wolności w Łodzi – dla uczczenia Konstytucji w ogóle – przy okazji rocznicy uchwalenia tamtej, sprzed 201 lat.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 



 

                                                     Okładka książki J. Tuwima „Dyzio Marzyciel”

 

Święta, święta – i już po… Od 20 kwietnia szkoły działają już „na pełen gwizdek”, uczniowie wrócili do stałego rytmu dnia. Ci z ostatnich klas, czyli ósmoklasiści i uczniowie klas maturalnych – z perspektywą zbliżającego się egzaminu – prawdopodobnie „powtarzają materiał”, czyli – jak to się mówiło – „zakuwają”. Uczniowie klas maturalnych otrzymają w najbliższy piątek – 29 kwietnia – świadectwa ukończenia szkoły.

 

I właśnie ten „moment historyczny”, ale także świadomość pojawiającej się co jakiś czas w mediach debaty o celowości organizowania tych egzaminów sprawił, że postanowiłem podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na ten temat.

 

A decyzja, aby na ten temat napisać felieton zapadła po tym, jak wyobraziłem sobie polskie szkoły bez sytemu ocen cyfrowych –  jako szkoły wolne od uczenia się „na stopień”, szkoły będące środowiskami rozbudzającymi zainteresowania, wspierającymi rozwój swoich uczniów i odnajdywanie przez nich swoich pasji, szkoły, które wyposażają ich w kompetencje niezbędne w realizowaniu ich drogi życiowej i zawodowej.

 

Na tym nie poprzestałem. Przypomniałem sobie o tym, że od 2016 roku w Finlandii wprowadzana jest reforma, która polega na stopniowym odchodzeniu od nauczania przedmiotowego na rzecz nauczania tematycznego. Oznacza to, że nie ma już wtedy  matematyki, biologii czy geografii, nie ma języków obcych, historii czy fizyki. Zamiast tego uczniowie pracują nad projektami, które łączą w jedno poszczególne przedmioty lekcyjne. W Finlandii system ten ma obejmować także szkoły średnie. I u nas, od czasu do czasu,  w mediach – głównie społecznościowych – pojawiają się informacje o podobnych próbach, podejmowanych w niektórych szkołach podstawowych.

 

I wyobraziłem sobie polską szkołę, w której nie ma ocen, kartkówek, testów i sprawdzianów, nie ma podziałów na przedmioty, nie zadaje się  prac domowych, a uczennice i uczniowie, bez różnicy na klasę do której są przypisani, pracują zgodnie ze swoimi zainteresowaniami, w zespołach – w formule tematycznego klubu problemowo-dyskusyjnego, którego wiodącym celem jest realizacja określonego, interdyscyplinarnego projektu. Ich praca nie przebiega od dzwonka do dzwonka, a w czasie, który wynika z aktualnej sytuacji i potrzeb, wynikających z organizacji procesu realizacji tego akurat  zadania.

 

Zakładam, że nadal polski system szkolny to 8 + 4 (lub 5 lub 3 + 2). I nagle odezwał się we mnie racjonalista, który zaczął mi nasuwać różne wątpliwości. Czy po ośmiu latach nauki w takiej szkole podstawowej uczniowie będą w jakiś sposób diagnozowani – nie chcę tu używać tradycyjnego słowa „egzaminowani”. No bo egzamin to test wiedzy, określonej w podstawie programowej, sprawdzający stopień jej opanowania. Jak zbudować „jednolity państwowy egzamin” dla uczniów, realizujących przez osiem lat nauki swoje indywidualne ścieżki rozwoju?

 

Czytaj dalej »



 

Nie wiem czy pamiętacie, ale ja już od paru lat prezentowałem na OE moje zdecydowane stanowisko w sprawie organizowania przez władze Miasta Lodzi, wspólnie z LCDNiKP, targów edukacyjnych. I głosiłem ten pogląd pomimo, a może właśnie dlatego, że jako dyrektor szkoły uczestniczyłem w nich od pierwszego roku ich powstania, czyli od roku 1996. Raz nawet nasza szkoła dostała za stoisko targowe wyróżnienie.

 

Także po przejściu na emeryturę bywałem na nich – najpierw z przyzwyczajenia i ciekawości, a od 2007 roku jako redaktor „Gazety Edukacyjnej. Od roku 2014 – jako redaktor „Obserwatorium Edukacji”. I właśnie te doświadczenia uczestnika i wnikliwego obserwatora dały mi prawo do takiej oceny ich przydatności.

 

Najbardziej syntetyczną opinię wyraziłem w felietonie nr 209.  Komu służą targi. Czy z tych powodów warto je organizować?, który opublikowałem 4 marca 2018 roku – dwa dni po zakończeniu XXI Łódzki Targów Edukacyjnych, które okazały się ostatnimi w funkcjonującej już od kilku lat nowej hali Expo-Łódź przy Al. Politechniki.

 

Myślę, ze warto streścić jakie wówczas zaprezentowałem odpowiedzi na tytułowe pytanie:

 

>Targi edukacyjne nie są do niczego potrzebne szkołom. Prowadzone badania sondażowe  w których pytano pierwszoklasistów z jakich źródeł czerpali wiedzę, która zadecydowała o wyborze tej, a nie innej szkoły ponadgimnazjalnej, o się, że na pierwszym miejscu znaleźli się koledzy, na drugim – Internet, a na jednym z ostatnich – targi edukacyjne!

 

>Najbardziej organizacją targów są zainteresowane… Targi! Znaczy – spółka miejska „Międzynarodowe Targi Łódzkie”, którym za powierzchnię wystawienniczą zajmowaną przez placówki oświatowe, dla których organem prowadzącym jest UMŁ, płaci… Urząd Miasta Łodzi.

 

>Targi podobają się niektórym mediom, dla których blichtr tej imprezy  i malownicze obrazki pokazywane na fotkach i filmowych migawkach są przyciągającym wzrok czytelników i widzów surogatem pogłębionej informacji.

 

>Wizyty na targi bardzo lubią przyprowadzani tam w zorganizowanych grupach uczniowie klas kończących szkoły (podstawowe i średnie), którzy zamiast siedzieć na lekcjach, mieć jakąś kartkówkę lub odpytywanko, mają to przedpołudnie zagospodarowane bezstresowo…

 

>Chętnie uczestniczą w targach edukacyjnych szkoły wyższe, zwłaszcza te prywatne, dla których jest to jeszcze jedna, w generalnym rozliczeniu nie tak droga, forma reklamy i pozyskiwania przyszłych studentów …

 

Dlatego od wielu już lat byłem zdecydowanym przeciwnikiem organizowania tej imprezy. Jednak po roku od tego felietonu– w 2019  r. – odbyły się kolejne – XXII Łódzkie Targi Edukacyjne, tyle że już w hali Atlas Arena przy al. Bandurskiego. Jak to zwyczajowo kończyły się bajki – ja też mogę powiedzieć: „I ja tam byłem, wiele utrwaliłem i wywiad przeprowadziłem”. I zamieściłem z tej wizyty bogatą relację – zobaczcie  TUTAJ

 

Jednak muszę tu zacytować mini wywiad, jaki wówczas przeprowadziłem z ówczesnym wiceprezydentem Łodzi – Tomaszem Trelą:

 

 

Włodzisław Kuzitowicz: Czy ma Pan przekonanie, że organizowanie tych targów, w czasach nam współczesnych, ma jeszcze sens?

 

Tomasz Trela: Sens na pewno ma, chociaż wymiar tych targów i informacja która kiedyś, dziesięć czy piętnaście lat temu, miała zdecydowanie większą wartość. Dzisiaj dostępność do Internetu, powszechna praktyka „Drzwi Otwartych”, witryny internetowe każdej szkoły, dają bardzo duże możliwości, ale tu jest moment, żeby przyszedł młody człowiek – przyszły absolwent gimnazjum czy szkoły podstawowej i choćby porozmawiał ze swoimi rówieśnikami, którzy już uczą się w tej szkole, porozmawiał z jej nauczycielami. Ja uważam, że to jest takie uzupełnienie tej technologicznej zmiany, z którą mamy do czynienia w czasie cyfryzacji, powszechnego dostępu do wiedzy, informacji poprzez Internet. W moim przekonaniu nie powinniśmy odchodzić od targów edukacyjnych, bo one mają swój wymiar.

 

WK: Ale przecież na owych „Dniach Otwartych”, na organizowanych w szkołach zawodowych „Dniach Doradztwa Zawodowego” uczniowie mają czas na dłuższy kontakt i o wiele odpowiedniejsze warunki na zdobycie zindywidualizowanej informacji i porady…

 

 TT: Ale wie pan, ja liczę na to, że jeżeli ktoś przyjdzie na takie targi i ma już jakąś swoją wyrobioną opinię czy wiedzę o danej szkole, to tu może ją sobie pogłębić, albo tu zainteresować się szkoła, do której może udać się na „Dni Otwarte”. Ja uważam, że jedno nie wyklucza drugiego i to jest inicjatywa dobra, potrzebna i warta kontynuacji.

 

WK: Czy Miasto Łódź widziałoby taką możliwość, aby zlecić, na przykład Łódzkiemu Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego, aby przeprowadziło na początku nowego roku szkolnego badania sondażowe w klasach pierwszych szkół ponadpodstawowych, w których uczniowie odpowiadaliby by na pytania o motywy, a także o źródła informacji, z których czerpali przy podejmowaniu decyzji o wyborze taj, a nie innej szkoły?

 

TT: Ja myślę, że to nie jest żaden problem. To jest słuszna inicjatywa. Ja uważam, że warta rozważenia.

 

WK: Dziękuję bardzo za wywiad, Panie Prezydencie,

 

x           x          x

 

I pewnie władze miasta organizowałyby targi edukacyjne nadal, gdyby nie pandemia COVID-19. Bo to z jej powodu odwołano, zapowiadaną wcześniej na 11 i 12 marca 2020 roku, ich XXIII edycję.

 

Po roku kowid nie odpuszczał i w 2021 zdecydowano się na zorganizowanie, po raz pierwszy, internetową, zdalną ich wersję. Sytuacja powtórzyła się w minionym tygodniu, gdy ponownie zorganizowano e-Targi Edukacyjne 2022.

 

Mam nadzieję, że nawet jeśli w przyszłym roku, a także w latach następnych, choć nie będzie już obostrzeń pandemicznych, targi w halach wystawowych nie wrócą!

 

I nikt nie będzie ich żałował – no, chyba że właściciele owych hal targowych…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz