Postanowiłem, że ten prawie jubileuszowy – bo zamykający pierwszą połowę piątej setki –  felieton, będzie o kształceniu zawodowym pod rządami kolejnych ministrów Prawa i Sprawiedliwości. Myśl o tym, aby tym tematem się zając towarzyszyła mi od ponad dwu miesięcy – zawsze po kolejnej informacji o tym co nowego w sprawie kształcenia zawodowego ogłoszono na stronie MEiN.

 

 

Najnowszą taką informacją był materiał z 29 listopada „Konkurs ‘Pracodawca Godny Zaufania’ rozstrzygnięty”. To tam już w pierwszym akapicie napisano: „Uroczystość poprzedziła debata ekspercka pt.: „Zawodowcy potrzebni od zaraz – kształcenie zawodowe jako remedium na braki kadrowe w branżach strategicznychz udziałem Marzeny Machałek, Sekretarz Stanu w MEiN.”

 

Nie mogę nie przypomnieć, ze  pani Machałek wiceministrem została w marcu 2017 roku, zastępując  na tym stanowisku Teresę Wargocką , mającą w swoim dorobku zawodowym sprawowanie w latach 2000 – 2007 funkcji dyrektorki Zespołu Szkół nr 1 im. Kazimierza Wielkiego w Mińsku Mazowieckim, w skład którego – obok LO – wchodziło technikum i zasadnicza szkoła zawodowa. A jakie doświadczenie „w temacie” szkół zawodowych ma pani Marzena Machalek?  Fakt, była nauczycielką – w latach 1983-2006 jako nauczycielka języka polskiego – w szkole podstawowej w Kamiennej Górze. Ale od ponad pięciu lat robi w MEiN jako „ta od kształcenia zawodowego”.

 

Wracam do głównego wątku, czyli tematu owej debaty: „Zawodowcy potrzebni od zaraz – kształcenie zawodowe jako remedium na braki kadrowe w branżach strategicznych”. Dla mnie to brzmi jak pokrętne przyznanie się do klęski koncepcji pani minister Zalewskiej, (także byłej nauczycielki j. polskiego w LO w Świebodzicach), która z dniem 1 września 2017 (!) roku dotychczasowe 3-letnie zasadnicze szkoły zawodowa przekształciła  w 3-letnie branżowe szkoły  I stopnia. Bo nie na zmianie nazwy polega doskonalenie systemu kształcenia zawodowego. I już to do władzy dotarło…

 

Widać to po serii inicjatyw i ewentów, którymi na swej stronie w ostatnich dwu miesiącach chwaliło się MEiN:

 

12 października – informacja o konferencji prasowej wiceminister  Bożeny Machalek, podczas której ogłosiła konkurs dla nauczycieli przedmiotów zawodowych „Zawodowiec Roku 2022”. Sekretarz Stanu w MEiN przybliżyła również założenia dotyczące utworzenia Branżowych Centrów Umiejętności.

 

12 października – informacja, ze minister Czarnek  w Zespole Szkół Powiatowych w Drzewicy uczestniczył  w podpisaniu porozumienia pomiędzy szkołą a firmą POLREGIO. Porozumienie jest efektem programu „Kadry dla Przemysłu” zainicjowanego przez Agencję Rozwoju Przemysłu S.A.

 

24 października  – informacja, że zainaugurowano projekt ,,Widzę siebie w tym zawodzie. Nowoczesne technologie w poradnictwie zawodowym” , który ma być  odpowiedzią na potrzebę unowocześnienia i uatrakcyjnienia doradztwa zawodowego.

 

28 października – informacja, ze w Teatrze Starym w Bolesławcu wręczono nagrody w organizowanym przez Cech Rzemiosł Różnych i Małej Przedsiębiorczości z Bolesławca oraz Powiat Bolesławiecki konkursie „Najlepszy Nauczyciel Zawodu w roku szkolnym 2021/2022”.

 

22 listopada – informacja o wydłużeniu do 31 grudnia terminu zgłoszeń w konkursie „Zawodowiec Roku 2022”.

 

Do czego było mi potrzebne to długie „przygotowanie artyleryjskie”?  Abym nie był posądzony, ze „się czepiam”, bo wszak dla ministerstwa szkolnictwo zawodowe jest ważnym elementem systemu oświaty i intensywnie zajmuje się jego doskonaleniem.

 

A teraz co ja o tym myślę, jak postrzegam i oceniam te działania.

 

Zanim jednak o tym, muszę przypomnieć, że nie wypowiadam się na temat szkół zawodowych jako dyletant – magister pedagogiki, który w szkołach wyższych wykładał pedagogikę społeczną i opiekuńczą. Mam w tym obszarze niepodważalne doświadczenie – 12 lat dyrektorowania (w latach 1993 – 2005) dużym zespołem szkół budowlanych, w którym funkcjonowało technikum, zasadnicza szkoła zawodowa i policealne studium zawodowe. Ale także j – jeszcze wcześniejsze – osobiste doświadczenie, z pozycji ucznia: jestem absolwentem 3-letniej Szkoły Rzemiosł Budowlanych w zawodzie murarz (rocznik 1961), bo tak na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych nazywała się zasadnicza szkoła zawodowa.

 

I jako absolwent i dyrektor tej samej szkoły zawodowej nie mam wątpliwości, że – począwszy od decyzji pani minister Zalewskiej o zmianie nazewnictwa – „przechrzczenie” ZSZ w szkoły branżowe I stopnia, a 3-letnie technika w szkoły branżowe II stopnia, a skończywszy na najnowszych pomysłach, to cały czas jedynie działania pozorne, takie „zaklinanie deszczu”, a nie rzeczywista reforma, która dostosuje to szkolnictwo do współczesnych i przyszłych potrzeb dynamicznie zmieniającej się gospodarki, a przede wszystkim rewolucyjnych zmian technologii…

 

Bo owi liderzy z centrali przy ul. Szucha w Warszawie do dzisiaj nie zauważyli najważniejszej cechy, różniącej kształcenie w szkołach zawodowych od tego w szkołach ogólnokształcących: że tu głównym celem jest wyposażenie uczniów nie tylko w kompetencje, ale przede wszystkim w kwalifikacje – adekwatne do oczekiwań pracodawców!

 

Dlatego, chcąc realnie udoskonalić system szkół zawodowych powinni zacząć od dwu kluczowych elementów: kadry nauczycieli kształcenia zawodowego i bazy do nauki praktycznej.

 

Powie ktoś, że przecież temu ostatniemu służy program utworzenia 120  Branżowych Centrów Umiejętności. Sama idea takich wyspecjalizowanych placówek jest  słuszna, lecz o wiele lat spóźniona. Janusz Moos – dyrektor ŁCDNiKP  – już ponad 30 lat temu promował centra kształcenia praktycznego i sam takie stworzył  i do dziś – z sukcesami – jednym z nich, w Łodzi, kieruje. Idea słuszna, ale…

 

Ale, po pierwsze: takie centra powinny powstawać po przeprowadzeniu dokładnej analizy potrzeb we wszystkich regionach Polski, i z punktu widzenia poszczególnych branż, a nie – jak to zarządzono – na zasadach konkursu, i po jednym centrum w danej branży, świadczącym „usługi” dla szkól kształcących w tych zawodach w całym kraju!

 

Pominąwszy fakt, że w ogóle ich powstanie jest wątpliwe (bo maja być sfinansowane z KPO, czyli ze środków Unii Europejskiej, które, jak powszechnie wiadomo, są uwarunkowane „kamieniami milowymi”, których wypełnienie blokuje partia Zbigniewa Ziobro), koncepcja ta ma co najmniej dwa „grzechy pierworodne”:

 

 >konkurs, o którego kryteriach i składzie komisji, która będzie decydowała, jak i w innych takich przez to ministerstwo prowadzonych, nic nie wiadomo. To pozwala przewidywać, że i tym razem wygranymi będą „swoi:, a nie najbardziej potrzebujący.

 

>absurdalnym jest pomysł jednego centrum określonej branży w kraju. To oznacza, ze jeżeli  – dajmy na to – centrum dla branży budowlanej („wiadomych” powodów)  powstanie w Bolesławcu  na Dolnym Śląsku, to uczniowie ze szkół  budowlanych na Warmii i Mazurach, Podlasia czy Pomorza będą musieli jeździć , aby z jego bazy skorzystać, setki kilometrów. Z noclegiem – oczywiście… Za czyje pieniądze?

 

Pozostaje jeszcze drugi fundament dobrego kształcenia zawodowego, czyli nauczyciele nauki zawodu. Aby proces tego kształcenia był efektywny nie mogą to być absolwenci politechnik, bez żadnego doświadczenia pracy w przemyśle. A przy obecnej tabeli wynagradzania nauczycieli nikt z paroletnim doświadczeniem pracy w przemyśle, zarabiając tam – przynajmniej – 6-7 tysięcy „na rękę” do szkoły uczyć nie przyjdzie!

 

Ale tego elementu poprawy działalności szkół zawodowych obecny rząd nie jest w stanie zmienić.

 

Mógłbym tak jeszcze długo pisać. Na przykład o tym, że i branżowe centra, nawet działające w niedużej odległości od szkoły, nie załatwią tego co najważniejsze: zdobycia doświadczenia w rzeczywistych, nie „laboratoryjnych” warunkach pracy. A to zapewnią jedynie umowy patronackie, zawierane przez szkoły z konkretnymi firmami i odbywane tam zajęcia praktyczne i praktyki. Ale to musi się firmom także opłacać – nie tylko w odległej (i niepewnej) perspektywie zatrudnienia dobrze wykwalifikowanych pracowników. A do tego potrzebne są o wiele większe zachęty ze strony państwa, niż jest to  aktualnie.

 

A dla zmiany społecznego odbioru szkół branżowych, aby przestały być szkołami ostatniego wyboru dla absolwentów podstawówek, bo i ta zmiana z dawnych :zawodówek nic nie załatwiła, niezbędne są gwarancje ze strony pracodawców o dobrze płatnej pracy po ukończeniu tej szkoły – co zapewnić mogą odpowiednie zapisy w owych umowach patronackich. A do tego także i stypendia, fundowane przez tychże pracodawców dla wyróżniających się uczniów…

 

Przerywam te wywody, bo Was – słabo albo wcale niezainteresowanych szkolnictwem zawodowym – zanudzę. Ale nawet Wy podejdźcie do tego tematu „patriotycznie i obywatelsko”. Bo to jest temat prawie równie ważny dla przyszłości naszych potomnych, jak walka z ocieplaniem klimatu…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

P.s.

 

Przepraszam wszystkich, którzy pracują bądź chcą posłać swoje dzieci do szkół ksztalcących w zawodach „usługowych”, że nie odnaleźli się w tym felietonie. Ja po protu na tym nurcie szkolnictwa zawodowego się nie znam – dlatego się nie wypowiedziałem. W.K.

 



Zostaw odpowiedź