Relacja, zamieszczona w miniony poniedziałek, zatytułowana – nie ukrywam – dość  ironicznie: „Dziewiąty koralik w naszyjniku 16 wojewódzkich debat oświatowych”, kończyła się zdaniem: „Więcej informacji i komentarzy o tej debacie znajdą czytelnicy w niedzielnym felietonie”.

 

Słowo się rzekło – będzie jak obiecałem. Stali czytelnicy tych felietonów wiedzą, że od początku deklarowałem swoją nieufność do oficjalnie deklarowanych przez ministerstwo edukacji intencji organizowania owej wielkiej kampanii ogólnopolskich debat oświatowych pod hasłem „Uczeń. Rodzic. Nauczyciel – Dobra Zmiana”, z których najbardziej nagłaśnianymi medialnie nie są debaty, podczas których w 16 grupach tematycznych (ponoć) radzą  eksperci w ogólnej ich liczbie 1840, a debaty wojewódzkie właśnie. O jednej z nich – lubelskiej – pisałem w felietonie nr 115 z 20 marca:

 

Niezwykła to „debata”, podczas której „uczestnikom przedstawiono”, „zaprezentowano”, „przedstawiono także”. Przepraszam, uczestnicy pono także rozmawiali. O czym? „O obecnie funkcjonujących regulacjach prawnych dotyczących szkolnictwa zawodowego, jego połączeniu z potrzebami rynku pracy oraz dostosowaniem do potrzeb pracodawców.” Jakież to odkrywcze i inspirujące tematy do rozmowy na wojewódzkiej debacie oświatowej… Tylko kiedy odbywała się tam prawdziwa debata?

 

Przypomnę jeszcze, że felieton z poprzedniej niedzieli (nr 118) kończyło takie post scriptum:

 

Jutro w Łodzi odbędzie się kolejna odsłona  ogólnopolskiej debaty o systemie oświaty „Uczeń. Rodzic. Nauczyciel – Dobra Zmiana”, czyli łódzka wojewódzka debata, na którą zapisać się można było jedynie na specjalnej stronie internetowej. Możliwość zapisów udostępniono  od rana 6 kwietnia do teraz – do niedzieli, 10 kwietnia, do ok. godziny 18-ej. Oczywiście – wypełniłem wymagany formularz  jeszcze w środę i pewien uczestniczenia w tej debacie szykuję się do tego (technicznie) już dziś. Oczekujcie na – ilustrowaną zdjęciami – relację, najprawdopodobniej już jutro.

 

Jak wiecie – relacja, zgodnie z deklaracją, ukazała się jeszcze w poniedziałek wieczorem. Teraz pora poinformować o – nazwijmy je tak – didaskaliach tego „przedstawienia”, jak odebrałem ową łódzką, wojewódzką, debatę o oświacie. Ale zanim do tego doszło musiałem zostać uczestnikiem tego wydarzenia. A było to tak:

 

 

Jak już napisałem przed tygodniem – dokonałem wymaganego zgłoszenia – drogą elektroniczną. Jako że na podany adres mojej e-poczty nie otrzymałem od organizatorów żadnej informacji  – ani o akceptacji ani o odrzuceniu mojego zgłoszenia – pewny siebie udałem się w poniedziałek, z odpowiednim wyprzedzeniem czasowym,  do  kompleksu gmachów „paragrafu”. I co się okazało? Że nie ma mnie na liście uczestników debaty. Dziewczyna z recepcji (z wynajętej  ekipy do obsługi wydarzenia, zapewne studentka) na moje stanowcze twierdzenia, że wszak posłałem moje zgłoszenia jeszcze w środę, bardzo mnie przepraszała i… kazała po prostu dopisać się do listy! Otrzymałem przydziałową teczkę z  gustownym długopisem i tak, po prostu, stałem się legalnym uczestnikiem debaty.

 

Z sytuacji tej wyprowadziłem taki oto wniosek: nie doceniłem kierownictwa i urzędników MEN, przypisując im stosowanie jakiegoś tajnego klucza selekcji chętnych do debatowania. Im tak naprawdę było i jest wszystko jedno kto tam przyjdzie, nawet to o czym będzie chciał tam mówić. Ważne aby w ogóle w debacie uczestniczyła odpowiednio duża liczba osób! Jak w futbolowej lidze – wynik, nie jakoś gry, idzie w świat! Że tak właśnie w przypadku organizowanych debat wojewódzkich jest, świadczą przedłużane do ostatniej chwili okresy rejestracji.  Przykładowo: na łódzką debatę komunikat „Koniec zapisów” pojawił się dopiero w niedzielę ok. godz. 18-ej! Do wyjątków należy sytuacja z zapisami na debatę krakowską, na  którą już w środę 13 marca ogłoszono, że „Brak miejsc” –  choć planowana jest ona dopiero na wtorek, 19 kwietnia. Ciekawe, czy wynajęto tam za małą salę? Bo na łódzkiej debacie w Auli Fioletowej, mimo radosnego komunikatu MEN, że uczestniczyło w niej „około 320 osób” było jeszcze, jak widzieliście na zdjęciu, bardzo dużo wolnych miejsc.

 

Na początek, o przebiegu łódzkiej debaty mogę  powiedzieć, że jej – formalnie – główny  organizator – Wojewoda Łódzki  Zbigniew Rau (w zaproszeniach było napisane: Debata organizowana jest przez Wojewodę Łódzkiego we współpracy z Ministrem Edukacji Narodowej i Łódzkim Kuratorem Oświaty) był nieobecny, nie zastępował go nawet wicewojewoda, a jedynie urzędnik w randze dyrektora generalnego Urzędu Wojewódzkiego. Obok niego za stołem prezydialnym zasiedli: wiceminister edukacji pan Maciej Kopeć (były Zachodniopomorski Kurator Oświaty z czasów ministra Giertycha) i niedawno powołany Łódzki Kurator  Oświaty pan Grzegorz Wierzchowski (były dyrektor podstawówki w Karsznicach, a ostatnio nauczyciel w zduńskowolskim gimnazjum) – obaj historycy z wykształcenia. Pewnie nie kierunek ukończonych studiów, a funkcje kuratorskie dały im podstawę do przewodzenia  debacie o bezpieczeństwie w szkołach. W ogóle to więcej osób „z urzędu” występujących z za stołu prezydialnego (à propos – czy widział ktoś prawdziwą debatę w amfiteatralnej auli uniwersyteckiej?) miało – delikatnie rzecz określając – niezbyt do jej tematu przystające obszary podstawowych kompetencji.

 

Na przykład wygłaszająca wprowadzenie do debaty, zatytułowane „Jak zapewnić uczniom bezpieczeństwo w szkole?” pani Agnieszka Zielińska – według danych dostępnych z internetowych źródeł – pracowała w MEN na stanowisku naczelnika Wydziału Wspierania Zarządzania w Departamencie Funduszy Strukturalnych! Chyba, że nowa pani minister powołała ją na inne stanowisko, ale nie ma możliwości potwierdzenia tego faktu na stronie menowskiego BIP. Podobnie było za stołem prezydialnym II panelu, na temat „Bariery w realizacji wychowawczo-profilaktycznej funkcji szkoły – jak je pokonać?”, gdzie zasiadł, obok Konrada Kurczewskiego – dyrektora Szkoły Podstawowej Nr 91 w Łodzi, oraz Ewy Szafraniec – dyrektorki łódzkiej Psychologiczno-Pedagogicznej Poradni Nr 5,  pan Rafał Lew-Starowicz – zastępca dyrektora Departamentu Podręczników, Programów i Innowacji! Czwartą panelistką, która w założeniu miała dodać cech naukowości temu wydarzeniu, była pani  Magdalena Kobylarczyk, przedstawiona (bez tytułu naukowego) jako pracownik  Instytutu Psychologii UŁ. Po sprawdzeniu ustaliłem, że pani magister Kobylarczyk pracuje w tym instytucie, ale  jako asystentka w Zakładzie Psychologii Zdrowia!

 

Nie zanudzając Sz. Czytelników szczegółami tego, trwającego z dwiema przerwami, 5 godzin wydarzenia, podsumuję moje wrażenia najkrócej jak potrafię: Najbardziej erudycyjnym z wszystkich wystąpień VIP-ów w pierwszej części debaty był spicz dyrektora generalnego UW w Łodzi, który sypał cytatami, nie bardzo związanymi z przyziemnymi problemami, jakie postawiono przed uczestnikami tego spotkania. Oto przykłady erudycji pana Mirosława Suskiego: „Tylko państwa demokratyczne z poczuciem patriotyzmu w narodzie są państwami stabilnymi. (Richard Edgar Pipes ), „I ten winien, co kijem bezpieczeństwo mierzył i ten co bezpieczeństwo głupiemu powierzył” ( J.I. Krasicki). Zakończył cytatem – jak powiedział – Emersona: „Nic tak nie zadziwia ludzi jak zdrowy rozsądek i proste działania”.  (Są inne źródła, które słowa te przypisują Epiktetowi z Hierapolis.) Bardzo spodobał mi się ten drugi cytat, tyle, że nie kojarzy się on z bezpieczeństwem w szkole, a z bezpieczeństwem naszego państwa!

 

Natomiast nasz pan kurator powitał – z tytułu, imienia i nazwiska – jedynie wiceministra i dyrektora generalnego UW, pozostałych witając jedynie poprzez  odczytanie  nazwy instytucji, z których – jak mu napisano na podstawie analizy zgłoszeń – przybyli na tę debatę „przedstawiciele”. Pan minister, zabrawszy głos,  przypomniał znane wszystkim informacje o zamierzeniach całej debaty, o tym w jakich okolicznościach i z jakimi zamierzeniami wprowadzono w roku 1999 reformę systemową, w ramach której utworzono gimnazja i jak „zepsuto” licea ogólnokształcące –  o czym zebrani w auli i tak mieli  nie dyskutować. Dopiero w zakończeni swego wystąpienia nawiązał bezpośrednio do tytułowego tematu debaty i zaapelował, aby w dyskusji skupić się głównie na profilaktyce zagrożeń bezpieczeństwa uczniów w szkole.

 

Od siebie dodałbym, komentując tę część spotkania, inny cytat przywołanego już wcześniej Emersona: „Wszyscy wielcy mówcy byli najpierw złymi mówcami”.

 

Szczegółowo na temat dyskusji panelowych mogę mówić jedynie o przebiegu takowej podczas panelu II, którego dyskutantów „z urzędu” już przedstawiłem. Przecież nie mogłem,  jak ta przysłowiowa żaba – się rozerwać i siedząc w Auli Błękitnej, gdzie odbywał się panel II, wysłuchiwać dyskusji w ramach panelu I. Ale po rozmowach ze znajomymi, którzy tam byli, mogę powiedzieć, że w obydwu aulach działo się podobnie.

 

Wszędzie zaczynem debaty były wypowiedzi zaproszonych przez organizatorów „pewniaków”, którzy z za prezydialnego stołu wypowiadali swe poglądy. Pozwoliło to organizatorom na zapewnienie sobie że te pierwsze wypowiedzi „ustawiały” dyskusję w oczekiwanym nurcie. Jak się okazało, nie miało to  wpływu na to, że zabierający głos w drugiej kolejności  dyskutanci „z sali”, mówili na zasadzie „burzy mózgów” – to znaczy ich wypowiedzi były bardzo „rozstrzelone” tematycznie, odwoływały się do – najczęściej – jednostkowych doświadczeń i co za tym idzie – często nie wpisywały się w główny nurt debaty.

 

Pewnym wzbogaceniem wiedzy o tym co działo się podczas panelu I „Bezpieczeństwo w szkole – interwencja czy proces wychowawczy?”  może być lektura opublikowanego w „Dzienniku Łódzkim” artykułu Jacka Losika p.t. „Debata o bezpieczeństwie w szkołach. Łódź odwiedził Maciej Kopeć, wiceminister edukacji narodowej”. Pan Jacek obserwował akurat  przebieg pierwszego panelu i za godny przytoczenia uznał m. in.  zgłaszany przez zabierających głos pomysł wprowadzenia tzw. uniwersalnego programu wychowawczego. Według pomysłodawców, byłoby to narzędzie, dzięki któremu szkoła mogłaby skuteczniej wpływać na wychowanie uczniów. Zwolennikiem tego „panaceum na wszelkie szkolne zło” (będę okrutny w swej konsekwencji tropienia tej „choroby” – znowu żywcem wziętej z PRL – metody wychowania socjalistycznego, czyli „urawniłowki”) był pono także  „panelista z urzędu” –  dyrektor XII LO w Łodzi pan Tomasz Derecki. [Odsyłam do lektury tego artykułu  –  TUTAJ]

 

Wszystkich, którzy odczuwają jeszcze niedosyt wiedzy o przebiegu łódzkiej debaty odsyłam także do informacji, jaką zamieścił o niej Łódzki Urząd Wojewódzki na swojej stronie internetowej  –  TUTAJ.

 

 

Kończąc ten felieton podsumuję moje refleksje i komentarze w nim zaprezentowane tak: 

 

Przebieg debaty, w tym zwłaszcza  jej zakończenie, kiedy to główni moderatorzy obu paneli odczytali zapisane skrupulatnie wnioski jakie zgłaszali dyskutanci, mógł sprawiać wrażenie, że uczestniczyliśmy w rzeczywistej konsultacji społecznej, którą  zatroskana o dobro Ojczyzny Władza zorganizowała, aby uważnie wysłuchać opinii „ludu” na temat zamierzonej reformy. Jednak moja diagnoza, w oparciu o kilka „drobiazgów” na które zwróciłem uwagę powyżej, jest inna: to był teatr pozorów, swoista liturgia demokratycznych form dialogu, prowadzona po to jedynie, aby wytrącić przeciwnikom z ręki argument o autorytarnie wprowadzanej, radykalnej reformie, którą –  bez pogłębionych studiów z historii wychowania – można określić jako  rekonstrukcję systemu edukacji à la PRL!

 

Czy się mylę, czy jednak mam rację, przekonamy się wszyscy już za kilka miesięcy.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

P.s.

Bez żadnych wątpliwości mogę stwierdzić, że nie uczestniczyli w debacie uczniowie. Rodzice zapewne wzięli w niej udział, gdyż przygniatająca większość uczestników debaty była w wieku prokreacyjnych możliwości, więc – statystycznie rzecz biorąc – byli także rodzicami. [WK]



Zostaw odpowiedź