Archiwum kategorii 'Felietony'

 

Nie byłbym sobą, gdybym z wszystkich informacji ubiegłego tygodnia nie wybrał w celu jego skomentowania waśnie tego – o rzeczniku praw uczniowskich. Co mnie w informacji o tym zamierzeniu ministerstwa najbardziej zmobilizowało do komentowania?

 

Oto ta informacja: Że ma być powołany Rzecznik Krajowy przy MEN – wybierany w otwartym konkursie, niezależny od resortu edukacji, który będzie mógł „badać sprawy na miejscu” i żądać wyjaśnień, który będzie także koordynatorem prac rzeczników praw uczniowskich powołanych przy kuratoriach. Ci ostatni będą dysponowali narzędziami „bezpośredniego wpływu”. Na tym szczeblu kończy się obligatoryjność powoływania tego nowego urzędnika, bo na szczeblu samorządów miejskich, powiatowych i gminnych projekt ten zakłada dowolność w powoływaniu rzeczników paw ucznia, choć przewidziano tam zapis  o kompetencjach takowych, jeśliby mieli być powołani. Natomiast Szkolny Rzecznik Praw Uczniowskich  ma być obligatoryjnie powoływany w każdej szkole.

 

Wybaczcie, ale gdy o tym czytałem, to z najgłębszych pokładów mej pamięci wyskoczyło wspomnienie pewnego dowcipu z okresu PRL-u: Co zbiera się jako pierwsze, kiedy przychodzi pora żniw? – Plenum Komitetu Centralnego PZPR!”. Inaczej mówiąc – chcę powiedzieć, że choć tak wiele się wokół nas przez ostatnich trzydzieści pięć lat zmieniło, to jedno w działaniach każdej kolejnej władzy jest stale: skłonność do magicznego myślenia.

 

Wiara w to, że każda kolejna ustawa czy rozporządzenie od razu rozwiąże problem. A że to nie jest prawda, wiemy wszyscy z naszego codziennego doświadczenia. Choćby na przykładzie ilości śmiertelnych wypadków, powodowanych przez pijanych kierowców. Czy coraz  wyższe mandaty i kary spowodowały trwały spadek tej plagi?

 

Tak samo będzie w przypadku przestrzegania w każdej szkole praw uczniowskich. Jestem przekonany, że WYŁĄCZNIE  dzięki temu stanowisku nic radykalnie się nie zmieni. Bo najważniejsza jes postawa każdej nauczycielki i nauczyciela, klimat dla podmiotowości każdej uczennicy i każdego ucznia, jaki panuje w tej konkretnej szkole.

 

Pewnie powiecie, że Kuzitowicz znowu się chwali. Ale to co w tej chwili mi się przypomniało, opisałem już parę lat temu w jednym z moich esejów wspomnieniowych. Otóż w latach reform z końcówki lat siedemdziesiątych, gdy jako dyrektor ZSB nr 2 zaproponowałem Radzie Pedagogicznej abyśmy powołali w naszej szkole Rzecznika Praw Ucznia, usłyszałem od nauczycieli: „W naszej szkole już jest taki rzecznik – to pan, panie dyrektorze!” I RP  nie powołała rzecznika…

 

Bo to co przede wszystkim musi się stać, to by prawa ucznia były WSZĘDZIE przestrzegane, to praca nad tym, aby były one oczywistością dla każdej osoby pracującej z uczniami, to „wbudowywanie” tego przekonania w świadomość wszystkich kandydatek/ów do zawodu nauczycielskiego w szkołach wyższych,

 

Oczywiście – Rzecznicuy Praw Ucznia mogą powstać – to nie zaszkodzi. Ale problemu nie rozwiąże…

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Miniony tydzień w mediach – nie tylko polskich, ale i światowych – upłynął pod znakiem amerykańskich wyborów prezydenckich i zdecydowanego zwycięstwa DonaldaTrampa. Nie dziwi więc, że na portalu <wp.parenting>  zamieszczono tekst, zatytułowany „Pomysł Donalda Trumpa na edukację. „Ucieszą się kreacjoniści”. Postanowiłem podzielić się z Wami moimi refleksjami, które ów tekst wywołał. Dlatego nim przejdziecie do lektury kolejnej części tego felietonu proponuję przeczytać ów tekst  –  TUTAJ

 

Dla lepszej płynności moich wywodów zamieszę przed każdym jego wybrany fragment. Zacznę od tego, który nie był dla mnie zaskoczeniem:

 

„Plan Trumpa może także objąć ograniczenie inicjatyw związanych z edukacją na temat społeczności LGBTQ oraz wiązać się z likwidacją treści dotyczących równości, różnorodności.”

 

Znając – z przywoływanych przez media wypowiedzi na wiecach przedwyborczych – jego poglądy, akurat ten cel mnie nie dziwi. Można powiedzieć, że jest oczywistą konsekwencją jego prezentowanego wielokrotnie światopoglądu. Zaskoczyła mnie metoda, którą chce on zastosować, aby położyć kres tej „deprawacji” nieletnich:

 

„Zdaniem nowego prezydenta […] tego rodzaju programy powinny być decyzją lokalnych społeczności.”

 

Jak doskonale wiecie w naszym kraju mamy w tej samej sprawie swoje doświadczenia. Wszak to lokalni działacze samorządowi partii rządzącej w Polsce przez 8 lat – do wyborów „15 października”, ogłaszali gminy, miasta „strefami wolnymi od LGBTQ”, i aby to zmienić zwolennicy równości i praw mniejszośći zrobili w tych ostatnich wyborach wszystko, aby władzę w państwie przejęły partie, które  wprowadzą państwowy zakaz takiej dyskryminacji…

 

Jak wynika z innego fragmentu tego tekstu –koncepcja prezydenta-elekta, to edukacja zdecentralizowana:

 

„Jakie są główne założenia programu edukacyjnego Trumpa? W dużej mierze skupia się on na oddaniu władzy w ręce rodziców („give power back to parents”). Będzie to oznaczać, że rodzice dostaną więcej możliwości wpływu na to, czego uczą się ich dzieci, ale też na wybór szkoły.”

 

Sądząc po ogólnym wydźwięku całego tego tekstu mam prawo sądzić, że poinformowanie o tych zamiarach ma być dowodem na destrukcyjne, antywolnościowe, cele projektu owego byłego i przyszłego prezydenta USA.

 

Na tym tle uświadomiłem sobie, że już nie wiem, która koncepcja organizacyjna systemu oświaty jest postępowa, a która wsteczna. Bo właśnie przypomniałem sobie niedawne wystąpienie prof. Bogusława Śliwerskiego podczas panelu „Jak mądrze i trwale reformować system oświaty?”, który odbył się w ramach XI Igrzysk Wolności. Przywołał on w swej wypowiedzi – jako niezrealizowany ideał – postanowienia pierwszego zjazdu NSZZ „Solidarność”, a konkretnie to, odnoszące się do edukacji:

 

„Zostało wówczas zapisane że po pierwsze nastąpi decentralizacja ustroju szkolnego, a to oznacza że już nigdy więcej minister Edukacji Narodowej nie będzie sterował ręcznie, mechanicznie i ideologicznie tym jak mają funkcjonować szkoły czy przedszkola, jak mają pracować nauczyciele. Innymi słowy, nie bez powodu pierwszą ustawą polityczną kluczową dla państwa i rodzącej się wtedy demokracji była ustawa o Samorządzie. I ta ustawa zobowiązywała niejako, czyli jakby dawała taką ścieżkę otwarcia dla rządzących i polityków, by rzeczywiście powiązać samorządność z pełną samorządnością oświatową. […] …po raz pierwszy w dziejach polskiej oświaty zostało zapisane, że oto będziemy edukację budować wspólnie z uczniami, rodzicami i nauczycielami. Ale bez indoktrynacji partii władzy. Partia rządząca ma zagwarantować środki do funkcjonowania edukacji publicznej.”

[Źródło: www.www.facebook.com/]

 

Od tamtego zjazdu minęły 43 lata. Mieliśmy w Polsce już kilkanaście rządów, kilkadziesiąt osób płci obojga zasiadało na fotelu ministra edukacji. Przez cały ten czas (prawie) żyjemy w przekonaniu, że jesteśmy państwem demokratycznym, w którym wszelka władza pochodzi z nadania obywateli. Ale czy nie możemy powątpiewać w poziom realizacji owego wolnościowego  postulatu  owego zjazdu w Hali Olivii?

 

A teraz czytam, że zamiar prezydenta-elekta, abyoddać władzę w ręce rodziców”, to dowód na jego wsteczne poglądy. Zaś rządząca koalicja, nie rezygnując z modelu scentralizowanego systemu oświaty, twierdzi, że jest gwarancją nowoczesności, otwartości i tolerancji w polskim systemie szkolnym.

 

Ale to jeszcze nie wszystkie refleksje zrodzone podczas lektury tekstu „Pomysł Donalda Trumpa na edukację. ‘Ucieszą się kreacjoniści’ ”. którymi chcę się z Wami podzielić. Bo przeczytałem tam, taki oto pogląd jego autorki:

 

„Myślę jednak, że szczególnie w dużych miastach, szkoły czarterowe, porównywane do polskich szkół społecznych, na pewno będą się starały przeciwdziałać pomysłom nowego prezydenta. Będzie to jednak zależało od tego, w jakiej formie będzie chciał je wprowadzić w życie.”

 

Gdy polskimi szkołami publicznymi zarządzali ministrowie tacy jak Zalewska, Piontkowski i Czarnek –  ostoją normalności i nadzieją na podejmowanie niezbędnych reform stały się w Polsce szkoły niepubliczne. Teraz cala nadzieja na normalność w amerykańskiej oświacie jest w szkołach czarterowych, finansowanych ze środków publicznych, ale działających jako przedsiębiorstwa prywatne. Mogą one zignorować wszystkie wytyczne stanowe, z wyjątkiem standaryzowanych egzaminów.

 

Dlaczego ten szczegół tak przykuł moją uwagę?  Bo przypomniałem sobie ideę  bonu oświatowego, zwanego także bonem edukacyjnym. Może obserwacja tego, co będzie się działo z edukacją w Stanach w okresie kadencji Donalda Trampa jako prezydenta przekona  naszych polityków, prezentujących się jako miłujący wolność i demokracje, do takiej właśnie – radykalnej wizji finansowego upodmiotowienia rodziców uczniow, przy jednoczesnym zrównaniu szans na dobrą edukację?

 

No, chyba, że jestem niepoprawnym idealistą, który ciągle wierzy, że jest możliwe bycie politykiem, dążącym do sprawowania władzy, ale nie traktującym swoich potencjalnych wyborców, jak treser cyrkowych zwierzątek, który po to daje im smakołyki, aby utrwalić pożądane przez siebie ich zachowania….

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

Przed rokiem dzień 1 listopada przypadł w środę. Dlatego  felietony – zarówno ten 3 dni przed, jak i ten 4 dni po – nie miały w swych treściach tematyki wspomnieniowej. I dlatego w Dniu Wszystkich Świętych, który w mojej pamięci od lat tak naprawdę  funkcjonuje jako Dzień Zmarłych, zamieściłem tekst, zatytułowany Dziesięcioletni bilans moich wspomnień o Tych Którzy Odeszli” – bo był to 10. rok mojego redagowania „Obserwatorium Edukacji”.

 

Dziś trudno mi uciec od atmosfery wspomnień, mając świeżo w pamięci wczorajsze i przedwczorajsze wizyty na cmentarzach, odwiedzanie grobów, składanie kwiatów i zapalanie zniczy… Pierwszą refleksją, która mi towarzyszyła w tych dniach ,była świadomość, że w od 1 listopada ubiegłego roku nie byłem na pogrzebie nikogo z grona mich bliskich: rodziny i przyjaciół. Jednak nie znaczy to, że w ogóle nie żegnałem nikogo na cmentarzach.

 

8 listopada uczestniczyłem w pogrzebie  dr Izy Muchnickiej-Diakow, która w latach kiedy pracowałem w Zakładzie Pedagogiki Społecznej na UŁ była moją starszą – nie tylko wiekiem  ale i stopniem – „koleżanką z pracy”. Los zrządził, że nieomal trzy miesiące później – 2 lutego  –  towarzyszyłem w ostatnim pożegnaniu dr Brygidy Butrymowicz – także byłej adiunktki w tymże zakładzie.

 

Prawie dwa miesiące wcześniej – 14 grudnia –  uczestniczyłem w ostatniej drodze, młodszego ode mnie o ponad 15 lat, Wojciecha Walczaka, z którym nasze drogi przecięły się w dwu okresach mojego życia. Pierwszy raz zdarzyło się to, gdy podczas Strajku Studenckiego zimą 1981 roku, którego on – jako student psychologii na UŁ – był jednym z przywódców, a ja jako starszy asystent na tymże uniwersytecie  – wtedy jako sekretarz p.o.p. w Instytucie Pedagogiki i Psychologii  tejże uczelni – przebywałem razem z uczestniczącymi w tym proteście studentami – o czym on wiedział, a nawet zwracał uwagę Komitetowi Strajkowemu budynku Instytutu, że „rządzi wami sekretarz partii!”. Ponownie spotkaliśmy się latem 1990 roku, kiedy w wyniku historycznych wyborów 4 czerwca 1989 roku został on Kuratorem Oświaty w Łodzi, a ja byłem w tym czasie, drugi rok, dyrektorem Wojewódzkiej Poradni Wychowawczo-Zawodowej. I On, znając moje „zaszłości”, oraz fakt, iż powołała mnie kuratorka „poprzedniej władzy”  – nie odwołał  mnie z tego stanowiska…

 

11 kwietnia, dokładnie w dniu moich 80-ych urodzin, dotarła do mnie –  niestety z Internetu – informacja , że na zarzewskim cmentarzu odbył się pogrzeb, zmarłego 4 kwietnia, mojego kolegi z „Budowlanki” – Jurka Poprawskiego – jednego z czwórki  naszego Klubu „Kula”. Było już wtedy za późno abym mógł uczestniczyć w pogrzebie. Mogłem Go pożegnać jedynie w myślach…

x            x          x

 

A teraz zarejestruję choć kilka przemyśleń, które w minionym tygodniu powstały pod wpływem informacji, zamieszczanych przeze mnie na OE.

 

Zacznę od zamieszczonego na OE w poniedziałek tekstu Jarosława Pytlaka p.t. Trzeba włożyć dużo pracy, żeby nic się nie zmieniło”. Zacytuję tu dwa jego fragmenty:

 

„W tej krótkiej historii ewolucji doskonale widać tendencję do coraz bardziej szczegółowego opisywania zadań nakładanych na szkołę i nauczycieli. W rezultacie w ostatnich latach pojawiły się wręcz żądania, żeby nauczyciele realizowali tylko podstawę programową, albo żeby w podręcznikach wolno było umieszczać jedynie treści zawarte w podstawie. Zaczęto traktować ją jak program nauczania.[…]

 

Niestety, w dokładnie tę samą tendencję wpisuje się projekt podstawy programowej EO, pomimo tak podkreślanego jako nowość oparcia na profilu absolwenta. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wkładamy, i jeszcze włożymy, mnóstwo ciężkiej pracy, żeby w ostatecznym rozrachunku niewiele się zmieniło.”

 

Nieprzypadkowo materiał ten zatytułowałem „Kolejny ważny tekst doświadczonego praktyka o przygotowywanej przez MEN reformie”. Jak bym przewidział, że wkrótce będę jeszcze zamieszczał kolejne informacje o inicjatywach MEN:

 

29 października

 

> Rząd  przygotowuje kolejną nowelizację Prawa oświatowego – dotyczącą egzaminów

 

> Opinie praktyków i związkowców o koncepcji „multiprzedmiotu” przyroda

 

31 października

 

>Już wszystko jasne. Są projekty podstaw programowych nowych przedmiotów!”

 

 

Powiem wprost, bez uciekania się do eufemizmów i metafor. Im dłużej obserwuję kolejne poczynania resortu edukacji pod kierunkiem pani ministry Barbary Nowackiej (byłej „niespełnionej” działaczki lewicowej, która do PO przyszła w 2018 roku – z wyraźnym „parciem na fotele”), tym bardziej tracę nadzieje na to, że polska oświata, a konkretnie nasze szkoły, a w nich uczniowie i nauczyciele, a wokół nich rodzice tych uczniów, doczekają się rzeczywistej zmiany systemu. Nie nazw przedmiotów, podstaw programowych, nie liczby godzin spędzanych w szkole ani czasu przy pracach domowych. Rzeczywistej zmiany filozofii i realiów edukacji – na miarę przyśpieszającej ewolucji świata, świata w którym będą żyli dzisiejsi i przyszli uczniowie!

 

I już nawet śmiać mi się nie chce, gdy czytam o powołaniu w MEN kolejnych rad: Rady do spraw Informatyzacji Edukacji, Rady Dyrektorów Szkół i Placówek Szkolnictwa Branżowego czy Rady Dyrektorów Przedszkoli. I o tych wszystkich wizytach i spotkaniach kierownictwa MEN „w teranie” – z nauczycielkami/ami i uczennicami/niami szkół, które dostąpiły tego wyróżnienia. Jakoś nie potrafię tego odebrać jako formy AUTENTYCZNEGO dialogu WŁADZY z LUDEM.

 

Przynajmniej takiej pewności nabrałem po wystąpieniu pani wiceministry Katarzyny Lubnauer na XI Kongresie Zarządzania Oświatą OSKKO w Łodzi. Te wszystkie spotkania w żadnej mierze nie wyglądają na okazję do wysłuchiwania głosu interesariuszy, raczej na ich indoktrynację, żeby nie powiedzieć – agitację za swoją wizją edukacji…

 

A czasem to wygląda nawet jak… jak pompowanie własnego ego….

 

STOP!

 

Na tym poprzestanę, bo mógłbym zbytni się narazić…

 

Do zobaczenia za tydzień.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

P.s.

 

Moje rozczarowanie do sił politycznych, rządzących Polską w ramach „Koalicji  15 października” ma także wymiar lokalny. Nie mogę więc pominąć tego wszystkiego, co od września 2023 roku dzieje się wokół Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego.

 

To, że pani Południkiewicz złożyła wypowiedzenie z pracy, że – podobno – 20 listopada – odbędzie się kolejny konkurs na stanowisko dyrektora Łódzkiego Centrum, to dobra wiadomość. Ale…

 

Ale chciałby, i myślę ze nie tylko ja, dowiedzieć się kto stoi za tą, ciągnącą się już tyle miesięcy, manipulacją i uporczywym lansowaniem owej pani na szefową tej tak zasłużonej , nie tylko dla łódzkiego, środowiska nauczycieli i uczniów. I z przykrością muszę stwierdzić, że wszystko to ma miejsce wtedy, kiedy za oświatę w naszym mieście odpowiada lewicowy wiceprezydent. A taka sytuacja jest w Łodzi od 2014 roku, kiedy lider łódzkiego SLD – Tomasz Trela został wiceprezydentem, w którego zakresie odpowiedzialności znalazła się oświata. A po jego odejściu w 2019 roku do Sejmu, zastąpiła go pani Małgorzata Moskwa-Wodnicka. I trwa tam do teraz. Nie takiego sposobu (zakulisowe machlojki w polityce kadrowej) zarządzania oświatą oczekiwałem od polityków lewicy!!!

 

A swoją drogą zastanawia także dziwna ospałość w reagowaniu na ten stan rzeczy „platformianego” Urzędu Wojewódzkiego i Kuratorium Oświaty….   [WK]



 

Dzisiaj będzie o kilku wydarzeniach prezentowanych w ubiegłym tygodniu ma OE „po trochu”. Bo wszystkich, które wywołały u mnie refleksje, komentować nie muszę.

 

Zacznę od niedzielnego panelu „Jak mądrze i trwale reformować system oświaty?”, który odbył się w ramach „XI Igrzysk Wolności”. Jako że w środę zamieściłem link do nagrania filmowego tej debaty- udostępniony przez pana Michała Różankowskiego – każdy może sam zapoznać się z jej przebiegiem. Ja powiem tylko, że przede wszystkim bardzo brakowało w gronie panelistów prof. Romana Lepperta, który stanowiłby przeciwwagę dla , nacechowanych przede wszystkim aspektami „politologii edukacyjnej” wystąpieniami prof. Bogusława Śliwerskiego. Pozostałe uczestniczki debaty –  Iga Kazimierczyk, Renata Czaja-Zajder, a także jej moderatorka – Anna Schmidt-Fic, prezentowały znane już wcześniej poglądy ich środowisk. Mam dziś tylko jedną refleksję: Szkoda, że tak Malo czasu, zaledwie  parę minut, pozostawiono uczestniczkom i uczestnikom siedzącym na widowni na zadawanie pytań. I już w ogóle nie było kiedy na te wypowiedzi reagować…

 

O XI Kongresie „Edukacja i Rozwój”, który odbył się w dnach 21 – 22 w Jachrance nie będę się wypowiadał. Były takie lata, kiedy bywałem na tych kongresach – dzisiaj uważam, że nie będąc tam – nie mam prawa komentować tego wydarzenia.

 

Nie mogę nie wspomnieć o „Okrągłym stole uczniowskim”, który w miniony poniedziałek, z udziałem naszej łódzkiej wiceministry Katarzyny Lubnauer odbył się w łódzkim XXVI LO na pobliskim mi Karolewie. Jako ze nikt mnie tam nie zaprosił – pozostaje mi snuć moje refleksje w parciu o dostępne relacje. A z tych uznałem za najbardziej typową wypowiedź Oliwii Łubińskiej, maturzystka z I LO w Kutnie: „Bardzo często odpowiedzi na pytania są całkiem obiegowe, nie dochodzą do konkretnego wniosku. Ja np. przedstawiłam swoją propozycję wprowadzenia zajęć przywództwa w polskich szkołach, a otrzymałam odpowiedź na temat szczepionek i ich skuteczności…”  Co AM opinie uczennic i uczniów o ich udziale w owym spotkaniu”. Ważne, że pani Lubnauer po raz enty zaistniała medialnie, zrobiono jej wiele fotek – i już nikt nie może zarzucić, że MEN nie wysłuchuje opinii uczniowskich.

 

I „na deser” przypomnę jeszcze  news z 24 października:

 

Pani Karolina Południkiewicz  – po raz drugi, od 1 lipca – p.o. dyrektora ŁCDNiKP – poinformowała, że złożyła wypowiedzenie z pracy w Centrum i z dniem 30 listopada odchodzi z pracy w tej placówce. Jednocześnie wiadomo już (choć nadal nieoficjalnie), że 22 listopada odbędzie konkurs na stanowisko dyrektora Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli.

 

Dzisiaj mogę  uzupełnić tę wiadomość informacjami, że zaraz po tej deklaracji pani Południkiewicz przestała pojawiać się w pracy – podobno jest na urlopie. Zniknął także z oczu pracowników jej zastępca (nie wicedyrektor)…  Niektórzy twierdzą, ze rozpoczął przygotowania do startu w konkursie…

 

A jutro zbiera się rada pedagogiczne Centrum Kształcenia Praktycznego w celu wybrania delegatów do komisji konkursowej. Na tę okoliczność ze zwolnienia lekarskiego postanowiła powrócić nawet pani wicedyrektor – ta od centrum kształcenia praktycznego, aby przewodniczyć owej radzie.  Ciekawe: ile osób będzie w tym uczestniczyło i kto zostanie wybrany…

 

Ale to co jest najgorsze w tej sytuacji, to zapaść i marazm, jakie zapanowały w tej, jeszcze kilkanaście miesięcy temu tak prężnie i efektywnie działającej, placówce doskonalenia nauczycieli…

 

Gdyby to nie było takie smutne, to można by zacząć przejmować zakłady o to kto wygra ten konkurs, a także – sięgając głębiej – która z sil sprawczych łódzkiego magistratu wygra…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Skoro już w piątek zamieściłem na OE „Podsumowanie działań i zaniechań Rządu Donalda Tuska w sferze edukacji”, a wczoraj tekst Igi Kazimierczyk „Kolejna recenzja dotychczasowej polityki edukacyjnej rządu Tuska”, to oczywistą oczywistością będzie kontynuowanie – także w tym felietonie –  owego wątku wspomnieniowo-rozliczeniowego, dla którego bodźcem stała się pierwsza rocznica wyborów 15 października 2023 roku.

 

Zacznę od przywołania fragmentu tekstu z „Portalu Samorządowego”, zatytułowanego Ruszyła giełda nazwisk. To oni mogą zastąpić ministra Czarnka, który zacytowałem na OE zaledwie cztery dni po owych wyborach:

 

„Platforma Obywatelska stawia na resorty siłowe i finanse. Polska 2050 na dyplomację i klimat. PSL chce zawładnąć gospodarką, a Lewica stawia na edukację. Takie są szczegóły rozmów o tworzeniu nowej koalicji.”

 

Czy taka wersja obsady tego stanowiska jest dla oświaty dobrym rozwiązaniem? Nie podejmuję się tu i teraz snuć na ten temat prognoz. Trochę się boję takiego przeskoku z jednaj (prawicowo-narodowej) skrajności w drugą – lewicowo-liberalną.

 

A czy  kandydatka tej partii  na ów fotel – pani Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (lat 39) – jest tą osobą, która sprawdzi się w roli ministry edukacji?  Nie podejmuję się wyrokować w tej sprawie. Ale wiem jedno: wolę  kogoś, kto – potencjalnie – może nie zawieść nadziei, od  powrotu na ten urząd osoby, która już raz tam była i – przez swojego premiera – została odwołana i zastąpiona dziennikarką…”

 

Kolejną okazją do rozmyślania o nowym kierownictwie MEN było podanie wiadomości, że od 12 grudnia zasiądzie tam Barbara Nowacka. Dlatego udostępniłem na OE, zamieszczony 11 grudnia na jego fb profilu, post Jaroslawa Blocha. Oto jego ostatni akapit:

 

„Przed nami kolejna zmiana władzy i kolejny minister edukacji. Ma nią być Barbara Nowacka. Co można radzić nowej pani minister? Pewnie tego aby nie dopadła jej klątwa gmachu z Alei Szucha. By nie zapomniała po co tam idzie. A po co tam idzie? Dobrze żeby wiedziała. Szkoły mają już dość rewolucji i dość wszystkowiedzących egocentryków. Dobry minister to taki o którym mało słychać, ale zwykła codzienność pokazuje, że żyje się lepiej… Powinna postawić przed sobą dwa zadania: odbudowę prestiżu zawodu nauczyciela (nie zdąży tego zrobić, ale może zacząć…) i zmianę przeładowanych podstaw programowych (czego też nie zdąży zrobić, ale może zacząć, chyba że zrobi to po łebkach, odtrąbi sukces i dołączy do grona egocentrycznych wszystkowiedzących…).  Jeśli poważnie potraktuje swoją rolę, czeka ją ciężka praca u podstaw podczas której powinna słuchać tych, którzy pracują codziennie z dziećmi i młodzieżą, bo jak przekonało się już kilku ministrów, bez przekonania i docenienia ludzi pracujących w tym systemie, żadnej dobrej zmiany się nie zrobi.”

 

I tak od owego 12 grudnia jesteśmy świadkami, kibicami/krytykami podejmowanych przez nią decyzji. Mając w pamięci kompetencje jej poprzedników i poprzedniczek warto przypomnieć, że Barbara Nowacka to osoba, która szkołę ostatni raz oglądała w maju 1994 roku, kiedy zdawała maturę w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Reytana w Warszawie. Później już nigdy z żadnymi szkołami nie miała nic wspólnego. Co gorsze – jej najbliżsi współpracownicy – z wyjątkiem Izabeli Ziętki – także nie mają w swoim dorobku lat pracy nauczycielskiej – oczywiście nie mam na myśli doświadczeń w szkołach wyższych. Aby mnie pani Katarzyna Lubnauer nie oskarżyła o przemilczanie jej dorobku zawodowego, śpieszę donieś, że nie tylko ze źródła mojej pamięci (wszak znam ją od 1993 roku, kiedy wstąpiła do Unii Demokratycznej), ale i z Wikipedii wiem, że „krótko pracowała jako nauczycielka w VIII Liceum Ogólnokształcącym”.

 

Powie ktoś, że po to, aby zarządzać siecią piekarni nie trzeba umieć zagniatać i wypiekać chleby i bułki, a aby być prezesem spółki komunikacji miejskiej nie trzeba być doświadczonym motorniczym tramwajów albo kierowcą autobusów. Tak, to prawda – w tego typu menedżerskim zarządzaniu nie trzeba. Ale…  Ale czy zgodzilibyśmy, aby szefem sieci banków został ktoś, kto nigdy w banku nie pracował?

 

Niestety, skład obecnego rządu pełen jest takich, a nawet jeszcze większych, absurdów.  Ministrą Zdrowia  jest Izabela Leszczyna, która z placówkami ochrony zdrowia nigdy nie miała nic wspólnego, ale za to  . „pracowała jako nauczyciel polonista i współpracowała z nauczycielami oraz dyrektorami szkół i placówek oświatowych jako konsultant Regionalnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli „WOM” w Częstochowie.

 

Za to ministrem obrony został lekarz z zawodu – Władysław Kosiniak-Kamysz, który wojska nie miał szansy poznać nawet podczas studiów, bo za jego czasów studenci nie mieli już studium wojskowego.

 

W wolnej chwili poczytajcie w Wikipedii  biogramy pozostałych ministerek i ministrów i zobaczcie jakie były ich doświadczenia zawodowe i jakim obszarem życia naszego państwa teraz kierują…

 

Na zakończenie nie mogę się powstrzymać przed poinformowaniem, że za chwilę wychodzę, aby zdążyć na godzinę 12:30  do EC 1, gdzie w sali Besement hal, w ramach trwających tam od piątku „Igrzysk Wolności”, odbędzie się panel dyskusyjny na temat „Jak mądrze i trwale reformować system oświaty?”.Oto screen fragmentu programu tego wydarzenia:

 

 

 

Oczekujcie relacji z mojej tam obecności…

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz 

 

 

P.s. 

Tuż przed zamieszczeniem tego tekstu na OE dotarła do mnie informacja, ze – niestety – pan prof. Roman Leppert, z powodu choroby, nie będzie uczestniczył w debacie, jak to zapowiedziano w programie „Igrzysk Wolności”. [WK]

 

 

 

 



 

Realizując deklarację, złożoną w zamieszczonym w miniony czwartek materiale O pewnej niespodzianej, acz baaardzo spóźnionej, reakcji na mój Felieton nr 527”, że „wyjaśnię pani Dorocie Wojtuś o co mi chodzi i co chcę osiągnąć, gdy zamieszczam – liczne – teksty o sytuacji kadrowej w ŁCDNiKP – po przejściu na emeryturę Janusza Moosa – twórcy i wieloletniego dyrektora tej placówki , dopiero w najbliższym felietonie”, przystępuję do owych wyjaśnień:

 

Zacznę od tego, że zacytuję początkowy fragment pani komentarza:

 

Od jakiegoś czasu czytam Pana felietony dotyczące tego, co się dzieje w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego i zachodzę w głowę, o co Panu chodzi. Co chce Pan w ten sposób osiągnąć? Nie miał Pan okazji poznać specyfiki naszej pracy „od środka”, więc nie rozumiem takiego zaangażowania. Proszę pamiętać, że tu wciąż pracują ludzie, którzy przez lata wkładali ogromny wysiłek w budowę marki ŁCDNiKP.”

 

To prawda – nie miałem okazji poznania specyfiki waszej pracy „od środka”, ale widocznie pani nie wie, że towarzyszę działalności ŁCDNiKP  nie tylko od chwili jego powstania, ale jeszcze wcześniej – gdy było to Wojewódzkie Centrum, a nawet jeszcze wcześniej, kiedy w 1996 roku ówczesny zastępca dyrektora WODN – mgr inż. Janusz Moos postanowił utworzyć w naszym mieście Wojewódzkie Centrum Kształcenia Praktycznego i stanąć na jego czele. Przez te wszystkie następne lata byłem nie tylko obserwatorem, ale także obiektywnym recenzentem działalności wszystkich tych placówek. I znałem wiele osób tam zatrudnionych, a przede wszystkim samego ich szefa – Janusza Moosa. I doskonale wiem, że wkładali oni ogromny wysiłek w budowę marki ŁCDNiKP. I właśnie jej dezawuowanie przez panią Południkiewicz, wykreślanie najmniejszych śladów dorobku z Centrum z czasów gdy  kierował tą placówką jej Twórca, jest – między innymi – powodem mojego, nieustającego zaangażowania w dochodzenie prawdy o wszystkich niejasnych, a często bezprawnych sytuacjach, jakie mają tam miejsce od 1 września 2023roku.

 

Dalej napisała pani w swoim komentarzu: „Pana felietony nie stawiają nas w dobrym świetle, nie przysparzają nam nowych klientów i nie wpływają na pozytywną atmosferę pracy. Bardzo nas to boli.

 

Pominę tu problem nazywania odbiorców (statutowych) działań ŁCDNiKP  „klientami” – i to bez cudzysłowu. Ale w którym moim tekście krytykowałem codzienną aktywność  pracowników Centrum? Może znajdzie pani taki, bo ja nie mogłem. A napisałem i zamieściłem na stronie OE tych tekstów, począwszy od 3 czerwca 2024  – do Felietonu nr 536 już 17! I ten felieton jest kolejnym, którego wszak nie byłoby, gdyby nie pani komentarz , którego treści nie mogłem pozostawić bez mojej odpowiedzi.

 

 

Ostatnim zdaniem w pani komentarzy jest to stwierdzenie: „Jednak my, wieloletni pracownicy chcemy spokojnie pracować dalej…”

 

Nie wiem kogo miała pani na myśli posługując się zaimkiem :”my”. Może w pani i jeszcze paru osób, bo chyba nie tych pozostałych, którym styl sprawowania swojej funkcji przez nowe kierownictwo tej placówki, a zwłaszcza  zastępcę dyrektorki (!) pan Piotr Szymański – jak słyszałem wchodzący także w rolę jej bodyguarda – bo w jakimże innym celu pojechał z nią na Forum Dyrektorów Placówek Doskonalenia Nauczycieli, które odbyło się 2 października w ORE?  A owym stylem jest coś, co jest rodem z minionej epoki, w którym najważniejszym obowiązkiem pracownika jest poświadczenie swej obecności (tylko patrzeć jak będą wprowadzone „karty pracy” podbijane przy wejściu i wyjściu), krążący po korytarzach ów pan zastępca, podsłuchujący pod drzwiami pomieszczeń co się za nimi dzieje…

 

A przecież już nawet w korporacjach doszli do wniosku, że jakość pracy osoby zatrudnionej wzrasta w klimacie pozbawionym stresu i lęków, w atmosferze zaufania, wolności form jej realizacji…

 

A poza tym, to – po analizie realizatorów ewentów, którymi chwali się ŁCDNiKP na swojej (nowej – oczywiście) oficjalnej stronie i na Facebooku dochodzę do wniosku, że coraz rzadziej można znaleźć  tam nazwiska etatowych pracowników Centrum, bo są do ich realizacji zatrudniani (za duuuże pieniądze) SPECJALIŚCI z zewnątrz!

 

A odpowiadając na pytanie „co chcę osiągnąć” – odpowiadam:

 

Chcę osiągnąć powrót do praworządności, do działań organu prowadzącego zgodnego z obowiązującym prawem, do zapewnienia Łódzkiemu Centrum Kształcenia Praktycznego kierownictwa, które nie będzie „ustosunkowane”, a kompetentne i przygotowane do kontynuowania dotychczasowego dorobku tej – jeszcze nie tak dawno – jednej z czołowych ośrodków doskonalenia nauczycieli w skali kraju!

 

 

Kończę ten felieton nadzieją, że do aktywnej i twórczej pracy w Ośrodku Nowoczesnych Technologii Informacyjnych powróci z urlopu dla poratowania  jego wieloletnia kierowniczka –  Lidia Aparta, że stan zdrowia pani wicedyrektorki Anny Koludo taże pozwoli jej na dalszą dzialalnśc, i pani – pani Doroto Wijtuś  –  nie będzie musiała z nie wszystkie nieść tego ciężaru odpowiedzialności za to co dzieje się w tym ośrodku.

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

P.s.

 

Za pośrednictwem Facebooka przesłałem Pani Dorocie Wojtuś  plik PDF z linkami do wszystkich 17 moich tekstów, któych przewodnim motywem była sytuacja w LCDNiKP

 

 



 

Zaczynam pisanie tego felietonu jeszcze w sobotę – w Międzynarodowym Dniu Nauczyciela. Gdy zamieszczałem  okolicznościowy materiał na OE, niechcący uruchomiłem wspomnienia sprzed lat, kiedy  to ja byłem uczniem i składałem życzenia z okazji tego dnia swoim nauczycielkom i nauczycielom – zwłaszcza polonistce z „Budowlanki” – Pani Wiktorii Kupiszowej. Ale wtedy Dzień Nauczyciela  obchodzony był 20 listopada. Został on ustanowiony w 1957 roku, podczas Światowej Konferencji Nauczycielskiej w Warszawie, kiedy to ustalono, że dzień 20 listopada będzie Międzynarodowym Dniem Karty Nauczyciela i świętem nauczycieli. I dlatego 20 listopada 1960 roku, wraz z trzema moimi kolegami – jako „Klub Kula” in corpore – stawiliśmy się w godzinach wieczornych, z kwiatami, w mieszkaniu naszej Pani Profesor, a ja odczytałem, specjalnie na tą okoliczność napisane, wierszowane życzenia. Oto ich obszerny fragment:

 

[…] A więc: Tyle życzę zdrowia,

(Jakże nastrój jest podniosły)

Ile razy wzrost pogłowia

W szkole – na barany, osły…

 

Ile będzie wokół Ziemi

Za lat dziesięć mknąć sputników,

Ile nowych odkryć w chemii,

Ile w Polsce satyryków…

 

Ile dni już film „Krzyżacy”

Na „Baltyku” jest ekranie.

Tyle szczęścia życzę w pracy,

Pomyślności!  A grosza nie?

 

Forsy – tyle, ile razy

„Cymbał” rzekła Pani w klasie…

(Ale przyznam, be obrazy:

Cymbał brzmi, gdy weń puka się!)

 

Życzę jeszcze tyle serca

I uśmiechów wszystkich ludzi,

Ile drgań było u Hertza,

A „brudenszaftow” przy wódzi. […]

 

Wybaczcie ten przydługi cytat – możliwy, dzięki temu, że mam w domowym archiwum zeszyt z rękopisami moich młodzieńczych rymowanek – ale dobrze ilustruje on charakter naszych relacji uczeń-nauczyciel z Panią Kupiszową.

 

Rok później byliśmy całą naszą czwórką już w I klasie 3-letniego Technikum Budowlanego, a ja dopiero co zostałem wybrany na przewodniczącego Szkolnego Samorządu Uczniowskiego. I w tej roli prowadziłem zwołaną z tej samej okazji ogólnoszkolną akademię.

 

Tyle wspomnień o Dniu Nauczyciela z moich czasów uczniowskich. Ale wypada podzielić się moimi refleksjami, powstałymi pod wpływem choć jednego z prezentowanych na OE w minionym tygodniu materiałów. A był taki, któremu dałem tytuł „Nauczycielom nie wolno przyjmować pieniędzy i prezentów od ucznia, ani jego rodziców”. Gdy zamieściłem link do niego na moim fejsbukowym profilu pojawił się tam jeden tylko, ale krotki komentarz  mojej znajomej nauczycielki, występującej na Fb jako Aneta Ja-Pa*:Zgodnie z prawem nie wolno od dawna.”

 

No właśnie – bo zgodnie z  art. 228 kodeksu karnego „§ 1. Kto, w związku z pełnieniem funkcji publicznej, przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. § 2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”

 

Nie ma wątpliwości, że dotyczy to nauczycieli, wszak nauczyciel jest osobą pełniącą funkcję publiczną, gdyż 11 kwietnia 2007 r. wprowadzono do Karty Nauczyciela zapis przyznający nauczycielowi status funkcjonariusza publicznego.

 

Jaką więc rolę mają pełnić owe wytyczne Ministra Sprawiedliwości? Czy uznał on, ze JEGO  – MINISTRA ADAMA BODNARA słowa będą skuteczniejsze od artykułu Kodeksu Karnego?

 

A na zakończenie tego nietypowego felietonu jeszcze dwie informacje:

 

 

Pierwsza – informuj, że od jutra będę gościem XVIII Kongresu OSKKO. Przewiduję, że nienajlepszy stan mojego zdrowia nie pozwoli mi na uczestnictwo od rana do wieczora, ale obiecuję, że będę zamieszczał na OE relacje, ilustrowane moimi, a może także pozyskanymi od organizatorów, zdjęciami.

 

Druga –  że nadal ŁKO nie podpisał zgody na powołanie – z pominięciem procedury konkursowej – na 5-letnią kadencję dyrektora ŁCDNiKP pani Karoliny Południkiewicz, która w czerwcu br, takiego konkursu nie wygrała, mimo że była jedyną kandydatka, do którego to konkursu startowała po nieomal 10-u miesiącach kierowania tą placówką jako pełniąca obowiązki  dyrektora tej placówki. Czyżby to była sytuacja znana z I Wojny Światowej, gdy żadna ze stron nie kwapiła się do ofensywy i żolnierze tkwili w okopach, a ówczesna prasa mogła jedynie informować: „Na zachodzie bez zmian…” ?

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

*Aneta Ja-Pa, to Aneta JamiołkowskaPabian, liderka ruchu „Budzących się Polonistów”, inicjatorka i organizatorka „Kawiarenek metodycznych”, nauczycielka j. polskiego w Zespole Szkół Gastronomicznych w Łodzi

 

 

 



 

 

Taki był stan rzeczy w niedzielę, kiedy ten tekst powstawał i w jakiej wersji został zamieszczony na Fecebooku:

 

Dzisiaj muszę zacząć ten felieton od informacji, że w sobotę, kiedy przystąpiłem do zamieszczenia  nowego materiału –  jak robiłem to kilka tysięcy razy od dnia uruchomienia strony „Obserwatorium Edukacji” – panel administracyjny zaczął reagować nietypowo i wadliwie. To spowodowało, że tak jak tamten tekst nie znalazł się na stronie OE, tak i dzisiejszy felieton nie pojawi się na stronie OE o stałej porze, czyli najpóźniej w niedzielę w południe. Jednak go piszę, i jeżeli nie uda mi się do tej pory pokonać złośliwość admina – zamieszczę tekst tego felietony na Facebooku – na moim profilu i na fanpage „Obserwatorium Edukacji”. Oczywiście – wszystkie teksty  nie zamieszczone na OE w swoim czasie – pojawią się na tam kiedy tylko przeszkoda zostanie pokonana.

 

 

Ale dzisiaj – w poniedziałek 30 września – mogę  go już zamieścić we właściwym formacie:

 

Z tematów, które prezentowałem na stronie OE w miniony tygodniu, dwa wywołały u mnie strumień refleksji: „Oby tylko ta inicjatywa nie skończyła  się „urawniłowką”. Jak było „za komuny”* i  „Trzy posty o aktualnych problemach szkół z bloga teoretyka wychowania”**. A konkretnie pierwszy przywołany tam post z bloga prof. Śliwerskiego, zatytułowany „Ekspert Krajowej Izby Gospodarcze zwraca uwagę na kwestię kształcenia zawodowego”.

 

W tym pierwszym tytule zawarłem moją obawę co do projektu wypracowania  Profilu Absolwenta i Absolwentki, obawę „weterana” , który przeszedł machinę szkoły peerelowskiej i wokół którego autorzy ówczesnego systemu edukacji rozpinali sieci i mamili wizją „wychowania człowieka socjalizmu”. Oświadczam – nieskutecznie!

 

Uspokoiłem się trochę po tym, jak zapoznając się z relacją z Konferencji  „Tym razem twórzmy to wspólnie – zaczynamy konsultacje Profilu Absolwenta i Absolwentki” –  dostępną na YoyTube .

 

To bardzo twórcze podejście – konstruowanie modelu absolwenta z trzech elementów: wiedzy, kompetencji i sprawczości. Nie miejsce tu na rozwijanie tej koncepcji – możecie na ten temat przeczytać – n.p. na stronie IBE. Ja od siebie mogę jedynie wyrazić moją nadzieję, że nie skończy się ta idea profilu na rozważaniach teoretyków i konferencjach, że rzeczywiście dojdzie do konfrontacji z nauczycielkami/ami-praktykami – ale tymi otwartymi na zmianę, a nie wypalonymi weteranami, którzy na kilka lat przed emeryturą pragną jedynie, aby już nic w ich pracy nie musiało się zmieniać. Bo – jak wiadomo – diabeł tkwi w szczegółach.

 

Jeszcze bliżej mi do drugiego tematu, to znaczy do posta z bloga „Pedagog”, z którego można dowiedzieć się co Krzysztof Bondyra – ekspert Krajowej Izby Gospodarczej sądzi o aktualnym systemie kształcenia zawodowego  w Polsce. Nie może to Was zaskoczeć – wszak wiecie, że 12 lat byłem dyrektorem zespołu szkół zawodowych, a wcześniej 4 lata kierowałem Wojewódzką Poradnią Wychowawczo-Zawodowa. Otóż doświadczenie  tam zdobyte pozwala mi na poczynienie kilku uwag.

 

Po pierwsze: Wszyscy badają rynek i próbują przewidzieć nieprzewidywalne, czyli zapotrzebowanie na określone zawody w przyszłości. Zawsze istnieje jakaś szansa, że część z tych prognoz się sprawdzi. Ale dziwię się, dlaczego nikt dotąd nie zainwestował w szerokie badania losów absolwentów szkół zawodowych – zarówno branżowych jaki i – zwłaszcza – techników. Jaki ich procent pracuje w  wyuczonym zawodzie: po 5-u, ale także po 10-u latach. I jeśli zmienili zatrudnienie w wyuczonym,  to z jakiego powodu i gdzie teraz pracują, A tak ze w jakich formach uzyskali tą nową kwalifikację. Mam głębokie przekonanie, że te informacje są ważniejsze dla podejmowania trafnych decyzji o tym kształceniu tu  teraz.

 

Gdy poruszyłem obszar moich wspomnień z „Budowlanki” nie mogłem nie przypomnieć sobie o – w moim głębokim przekonaniu – bardzo trafnej formule Liceów technicznych, przemianowanych w konsekwencji tzw. Reformy Handkego na licea profilowe. Dawały one ogólne podstawy do późniejszego zdobycia kwalifikacji na poziomie technika w wielu pokrewnych zawodach, w trybie policealnych studiów,  zaplanowanych, w zależności od zawodu, na 0,5, 1 rok lub 2 lata. Szkoda, ze projekt ten upadl, nie znalazłszy wsparcia ani w ministerstwie, ani wśród organizacji przedsiębiorców.

 

Zastanawia  mnie także jak radzą sobie Amerykanie, których gospodarka, a szczególnie przemysł, nie mogą być uznane za przestarzałe.  Bo tam nie ma szkół zawodowych w formule dominującej w Eurpie, a zwłaszcza w Niemczech i w Polsce. Proponuję, nie tylko pracownikom MEN, którym bliski jest nurt edukacji przygotowujący – szczególnie do zawodów „nieumysłowych”, ale także menedżerom odpowiedzialnym za nabór pracowników w przedsiębiorstwach, aby zapoznali się z popularną w USA formą School to Work (przejście ze szkoły do pracy).

 

Nie mogę nie napisać nic o aktualnej sytuacji na łódzkim podwórku oświatowym, gdzie od kilkunastu miesięcy dzieją się „kadrowe cuda” w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego. Otóż w minionym tygodnie wszytko jest tam nadal „w zawieszeniu” – Pan Kurator przez cały ten tydzień nie podpisał pisma, w którym wyraża zgodę na powołanie pani Karoliny Południkiewicz na 5-letnią kadencję, z pominięciem procedury konkursowej, na stanowisko dyrektora ŁCDNiKP.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Przed tygodniem najważniejszy tematem  Felietonu nr nr 535  było powołanie przez Ministrę Nowacką nowego dyrektora CKE , którym został łodzianin Robert Zakrzewski, a także  o pilnej konieczności  radykalnego uwspółcześnienia sposobu przygotowania przyszłych nauczycieli w szkołach wyższych. Myśląc już od piątku o czym mam pisać dzisiaj nie miałem wątpliwości: wszak obiecałem, że wrócę do problemu zasygnalizowanego w czwartek, w materiale „Co najmniej dyskusyjna strategia Magistratu postawienia na swoim”. Nie wiem, czy zostanie jeszcze trochę miejsca, gdy się z tej deklaracji wywiążę, na inne aktualne tematy.

 

Przeto – ad remus:

 

Napisałem tam wtedy, że „decyzja o powołaniu pani Poludnikiewicz na 5-letnią kadencję powstała po tym, jak Magistrat dogadał się w tej sprawie z Łódzkim Kuratorem Oświaty, który przystał na ten projekt”.  Otóż dziś już wiem, że do końca ub. tygodnia Pan Kurator  Janusz Brzozowski takowej, oficjalnej, opinii nie podpisał. Natomiast dowiedziałem się – z wiarygodnego źródła – że w minionym czasie kilkakrotnie gościł w ŁKO pan dyrektor Jarosław Pawlicki i rozmawiał z Panem Kuratorem. Można się jedynie domyślić, ze były to negocjacje, po których pan Pawlicki wyszedł z przekonaniem, ze na propozycję powołania, bez konkursu, pani Południkiewicz na 5-letnią kadencję dyrektora ŁCDNiKP  uzyskał od Kuratora ustną obietnicę zgody. To tłumaczyłoby tę decyzję zwołania owego posiedzenia 8-osobowej Rady Pedagogicznej Centrum Kształcenia Praktycznego. Najbliższe dni pokażą czy tak się stanie , już w formie oficjalnego pisma LKO.

 

A przy okazji owego zabytku o ciągle, acz nieprawnie, nazywanego Centrum Kształcenia Praktycznego. Nie wiem czy władze oświatowe Łodzi wiedzą, że twór ten powstał, jako samodzielna placówka, w 1996 roku, na podstawie, już dawno uchylonego Rozporządze MEN z dn. 2 kwietnia 1996 r które najpierw zostało zastąpione Rozporządzeniem MEN z dn. 13 czerwca 2003 roku. Ale i ono już nie może stanowić podstawy dla funkcjonowania CKP od dnia wejścia w życie Ustawy Prawo oświatowe, która w art.2 p. 4 dopuszcza jedynie funkcjonowanie centrów kształcenia zawodowego oraz branżowych centrów umiejętności

 

 

Nie przypuszczam, aby opisany w Rozporządzeniu MEN z dnia 8 września 2023 r.w sprawie ramowych statutów: publicznej placówki kształcenia ustawicznego, publicznego centrum kształcenia  zawodowego i publicznego branżowego centrum umiejętności model tych placówek przewidywał ich funkcjonowania w w jednej strukturze organizacyjnej z placówką doskonalenia nauczycieli.

 

Dlatego, wiedząc, że tekst ten  ma szanse przeczytać Pani Wiceprezydent Małgorzata Moskwa-Wodnicka, apeluj o podjęcie strategicznej decyzji o wyłączeniu owego  „historycznego” tworu jakim jest CKP i powołaniu – z zachowaniem zgromadzonej  przez lata bazy i kadry – samodzielnego Branżowego Centrum Umiejętności.

 

x          x          x

 

Na zakończenie jeszcze dwa zdania na temat co sądzę o tak „wspaniałym” dla wnioskujących o przeprowadzenie owej RP CKP wyniku głosowania: z ośmiu oddanych głosów tylko jeden był przeciw.

 

Otóż w moim głębokim przekonaniu nie oznacza to, ze wszyscy  którzy oddali glos na „tak” są zachwyceni rządami pani Południkiewicz i pragnę, aby była ich przełożoną przez następnych 5 lat. Oni po prostu boją się…

 

Że to jest bardzo prawdopodobna hipoteza zaświadcza tekst, który zamieściłem wczoraj na OE: Prawda o tym jak pracuje się w ŁCDNiKP pod dyrekcją pani Południkiewicz”.

 

I tylko nadal nie potrafię wytłumaczyć – sobie i Wam – kto za tak upartym i na przekór oczywistym faktom o szkodliwości  „dla sprawy” jakości działania tej placówki oświatowej  od tak dawna i z takim uporem podejmowanych  kolejnych decyzji stoi,

 

Bo nie chce mi się wierzyć, że ową panią lansuje Pani Wiceprezydent….

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



 

Drugi tydzień nowego roku szkolnego zakończył się wspaniałą informacją, ogłoszoną w piątek po południu na stronie MEN, o czym poinformowałem, przytaczając wczoraj ten tekst na OE, czyli, że ministra Nowacka powołała na nowego dyrektora CKE łodzianina Roberta Zakrzewskiego. Zanim o tym się dowiedziałem, rozmyślałem co uczynić wiodącym wątkiem tego felietonu. I wówczas postanowiłem, że podzielę się moimi przemyśleniami, jakie zrodziły mi się po lekturze komentarzy, które pojawiły pod wpisem na moim fejsbukowym profilu odsyłającym do zamieszczonego na OE materiału p.t. W sprawie doskonalenia nauczycieli z MEN rozmawiają tylko przedstawiciele ZNP”

 

Zacznę od tego, że na komentarz prof. Dziemianowicz zareagowałem,  że podzielam jej pogląd o tym, iż  nauczycieli trzeba zupełnie inaczej kształcić. Teraz dodam, że od wielu już lat głoszę, że aktualne kształcenie przyszłych nauczycieli w szkołach wyższych powinna zostać radykalnie zmienione. Ostatni raz  było to 4 lipca tego roku, gdy na OE – w materiale, który zatytułowałem O tym, że nie da się odmienić edukacji bez zmian w kształceniu nauczycieli” przywołałem z „Portalu dla Edukacji tekst p.t. „Studia pedagogiczne to za mało. Trzeba zmienić modele kształcenia kadry nauczycielskiej”.

 

Z tego co pamiętam, to we wszystkich tekstach mojego autorstwa na ten temat pisałem, że powinno tam być mniej książkowych teorii „jak uczyć” a więcej kontaktów z praktykami-innowatorami metodyki nauczania konkretnych przedmiotów, a przede wszystkim dużo większa dawka praktyk pedagogicznych w dobrych szkołach – podstawowych i średnich. I pisałem także o konieczności powrotu do formuły „szkół ćwiczeń” przy każdej uczelni kształcącej przyszłych nauczycieli. O roli tej formy wyposażania przyszłych nauczycieli w ich pierwsze doświadczenia pod okiem dobrych nauczycieli zostałem utwierdzony podczas realizowania  w latach 2019 – 2012 w Wyższej Szkole Pedagogicznej unijnego projektu „Praktyka na miarę szyta. Program praktyk pedagogicznych podnoszących jakość kształcenia”. Byłem rzecznikiem prasowym tego projektu, a w wydanej po jego zakończeniu książce „Dobre praktyki pedagogiczne szansą innowacyjnej edukacji” – pracy zbiorowej pod redakcją Doroty Podgórskiej-Jachnik są dwa moje teksty, z których drugi nosi tytuł „Obraz praktyk pedagogicznych w doświadczeniach osobistych studentek i studentów edukacji wczesnoszkolnej”.

 

I jeszcze kilka zdań, w których opowiem co zrobiłem po przeczytaniu komentarza weterana  walki o doskonalenie polskiej oświaty – Jarosława Kordzińskiego. Otóż przypomniałem sobie aktualny stan prawny, dotyczący doskonalenia nauczycieli. Nie będę dzisiaj podejmował tematu ośrodków doskonalenia nauczycieli (o tym może w którymś z następnych felietonów, kiedy dojrzeję do poinformowania o aktualnej sytuacji w ŁCDNiKP), a teraz przypomnę jedynie co prawo oświatowe mówi o doskonaleniu prowadzonym na terenie szkoły.

 

Aby nie obciążać treści felietonu obszernymi cytatami odsyłam do tekstu ze strony „LIBRUS SZKOŁA”, zamieszczonego tam 26 lutego 2024 r.: „Doskonalenie zawodowe nauczycieli” Tutaj proponuję tylko – w formie  „zrzutu z ekranu” – fragmentem tego tekstu”

 

 

Czyli to, w jakich formach to doskonalenie nauczycieli jest prowadzone w konkretnej szkole  zależy jedynie od tego, jakie poglądy na ten temat ma dyrektorka/dyrektor szkoły, czy chce aby ich szkoła była w nurcie eduzmieniaczy, czy jest na bieżąco z głoszonymi tam postulatami, czy może chce jedynie „odfajkować” to co nakazują jej/mu przepisy…

 

 

A teraz pora powrócić do radosnej wieści, ogłoszonej przez MEN: „Robert Zakrzewski dyrektorem Centralnej Komisji Egzaminacyjnej”. Do informacji o nowym dyrektorze CKE, zawartych w tym przytoczonym tekście, oraz do podlinkowanych przy Jego nazwisku odsyłaczy do informacji biograficznych na Wikipedii  oraz ze strony Elżbiety Żądzińskiej dodam jeszcze, że udało mi się ustalić co kryje się za owym lakonicznym stwierdzeniem na stronie MEN, że „pracował też jako nauczyciel chemii w liceach w Łodzi”. Otóż pan Robert Zakrzewski był siedem lat nauczycielem chemii w mającym opinię najlepszego, łódzkim I Liceum Ogólnokształcącym im. M. Kopernika (w latach 2008-2015), a także jeden rok (1999-2000) w XV LO im. J. Kasprowicza w Łodzi. Ustaliłem także, że członkiem Rady Naukowej Centralnej Komisji Egzaminacyjnej był w latach 2015–2019. Współpracował też Okręgową Komisją Egzaminacyjną w Łodzi w zakresie tworzenia materiałów egzaminacyjnych oraz organizacji egzaminu maturalnego z chemii. Te informacje pozyskałem ze strony niezawodnej „Gazety Wyborczej” która  zamieściła na swej stronie tekst Był nauczycielem chemii i dydaktykiem. Teraz Robert Zakrzewski pokieruje CKE”

 

Z moich prywatnych kontaktów z osobami, które w latach kiedy pan Robert Zakrzewski studiował chemię na UŁ byli tam nauczycielami akademickimi wiem, że już wtedy dał się poznać jako wybitny student.

 

Podsumowując ten wątek: Jestem mile zaskoczony tą decyzją komisji konkursowej. Wierzę, że będzie to nie tylko zmiana personalna, ale przede wszystkim jakościowa – nie tylko w pracy urzędu CKE, ale przede wszystkim w wypracowaniu i wdrożeniu nowego podejścia do samych egzaminów maturalnych. Obiecuję, że będę na bieżąco monitorował działalność CKO pod nowym kierownictwem i niezwłocznie zamieszczał aktualne informacje na „Obserwatorium Edukacji”.

 

 

Wiem, wiem: w wielu fragmentach był to bardziej esej niż felieton, ale inaczej nie potrafiłem przekazać tego wszystkiego, czym chciane się z Wami podzielić.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz