Słowo się rzekło, przeto nie tyle „kobyłka u płota”, co temat jest podjęty – choć nie będzie to dla mnie „łatwizna”. A tym obiecanym przed tygodniem tematem jest próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy w warunkach systemu jaki zapowiada nowy minister edukacji będzie możliwe kontynuowanie dotychczasowych, oddolnych, działań „eduzmieniaczy”?

 

Rozmyślając nad tym, jak podejść do tego problemu, przypomniałem sobie, że mam w swoim ”dorobku” felietonisty tekst z 16 września 2018 roku O wyższości hodowli kur grzebiących nad fermową produkcją brojlerów”.

 

Da potrzeb tych rozważań przywołam inne niż ten optymistyczny tytuł, zdania. Jak choćby to, w którym posłużyłem się metaforą żołnierzy „Pierwszej Kadrowej”, którzy niespełna tydzień po wybuchu I Wojny Światowej – 6 sierpnia 1914 roku – wyruszyli z krakowskich Oleandrów w kierunku granicy Kongresówki, mając – w zamyśle ich dowódcy – porwać Polaków do walki o odzyskanie niepodległości:

 

Czy środowiska nauczycielskie są dzisiaj jak owi Polacy na progu Wielkiej Wojny, którzy nauczyli się żyć pod zaborami, którzy pamiętają przegrane Powstanie Styczniowe, którym nikt nie uświadomił, że właśnie jest „ten czas”, że ‚teraz albo nigdy’?”

 

I jeszcze ten akapit:

 

Pójdę dalej tym tropem. Tylko najstarsi stażem nauczyciele pamiętają jeszcze te nadzieje na normalność w szkole, jaką przyniósł upadek PRL i pierwsze rządy III RP. Nowa Ustawa o systemie oświaty z 1991 roku, przekazywanie szkół samorządom, idee uspołecznienia szkół, którą zapisano w artykule o radzie szkoły… A ci od tamtych trochę młodsi, którzy zaczynali pod rządami AWS, gdy obalono popeerelowski system szkolny, gdy powołano gimnazja i mówiono o wyrównywaniu szans edukacyjnych… Oni także, jak ich starsze koleżanki i koledzy, przekonali się na własnej skórze, że nie warto wierzyć w żadne „nowinki”, że najlepiej płynąć „głównym nurtem”, że prędzej czy później wszystko będzie, jak dawniej…

 

Bo jak wtedy napisałem „… nauczyciele mogą być w tej „rewolucji” postrzegani raczej jako szlachta, która nie za bardzo popierała „Uniwersał Połaniecki” Kościuszki, obiecujący chłopom uwłaszczenie.[…] Bo tak naprawdę, to uczeń uzyska swoją „niepodległość” od nauczycielskiej dominacji tylko wtedy, gdy i nauczyciele poczują się wolni i niepodlegli od ministra i kuratorów, od tej scentralizowanej machiny, która wszak powstała w czasach cesarsko-królewskich

 

I dziś, po ponad dwu latach od tamtych przemyśleń, sytuacja „zewnętrzna” nauczycieli nie tylko się nie poprawiła, ale znacznie pogorszyła. Prawie sześćiusettysięczna rzesza nauczycielek i nauczycieli będzie musiała pracować w jeszcze ostrzejszym reżimie nadzoru kuratoryjnego i w jeszcze bardziej „historycznym” anturażu podstaw programowych i towarzy- szących im podręczników.

 

Czytaj dalej »



Foto: www.zsp7.edu.gdansk.pl

 

Adam Kacprzak – nauczyciel WF i wychowawca klasy VIIa w Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 7 im. Jana Heweliusza w Gdańsku, ale także opiekun samorządu uczniowskiego* – podczas debaty kandydatek i kandydata na przewodniczącego SU – 20 października 2019 roku.

 

 

Na portalu EDUNEWS.PL zamieszczono wczoraj (8 stycznia 2021 r.) artykuł Michała Kacprzaka nauczyciela wychowania fizycznego i edukacji dla bezpieczeństwa w Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 7 w Gdańsku, zatytułowany Po co nam cały ten WF (zdalny)?”. Oto jego obszerne fragmenty:

 

Jako nauczyciel wychowania fizycznego, który (wedle moich przekonań) wykonuje tę pracę ze szczerego zamiłowania, często pozwalam sobie na przemyślenia dotyczące roli, jaką pełni szkolny WF, celu jego obecności wśród obowiązkowych przedmiotów szkolnych czy też osobistego stosunku do tych zajęć. Zrozumienie znaczenia i określenie najważniejszych celów realizacji tego przedmiotu, nabiera w moim odczuciu szczególnego sensu w tym specyficznym okresie, jakim jest nauka zdalna.

 

Myśląc o WF, przygotowując scenariusze kolejnych zajęć, opracowując materiały do realizacji lekcji w formie on-line, przypominam sobie słowa Profesora Tomasza Frołowicza, wypowiedziane podczas jednej z konferencji we Wrocławiu. Profesor rozpoczynając swoje wystąpienie wskazał najważniejszy w swojej opinii cel wychowania fizycznego, określając go jako „przygotowanie uczniów do podejmowania wyborów”. Rozwijając tę myśl, wskazał, że chodzi o podejmowaniu przez uczniów wyborów korzystnych dla ich zdrowia.** Możemy zatem rozumieć, że podstawowym celem szkolnego WF jest kształtowanie nawyków i postaw uczniów, które pozwolą im zarówno teraz, jak i w przyszłości, dokonywać wyborów sprzyjających ich zdrowiu.**[…]

 

Aby jednak młody człowiek potrafił wybierać spośród wszelkich oferowanych przez dzisiejszy świat aktywności życiowych te, które rzeczywiście będą miały pozytywny wpływ na jego zdrowie, musi zostać wyposażony w określone kompetencje, nazywane w tym kontekście kompetencjami zdrowotnymi. Składają się na nie: wiedza, motywacja i umiejętności.

 

Czytaj dalej »



Źródło: www.lodz.naszemiasto.pl

 

Dzisiaj (8 stycznia 2021 r.) na portalu „Łódź Nasze Miasto” zamieszczono artykuł Macieja Kałacha – „3. fala koronawirusa! Władze Łodzi, powołując się na nią, nakazują dyrektorom szkół i przedszkoli ciąć ich budżety, także na pensje!. Oto jego fragmenty

 

Powołując się na trzecią falę koronawirusa Urząd Miasta Łodzi polecił dyrektorom samorządowych szkół obcięcie ich budżetów na rok 2021, nawet o sześć procent* w stosunku do ustalonych wcześniej kwot – co przekłada się na kilkusettysięczne korekty – w tym „w obszarze wynagrodzeń”*. […] O konflikcie dowiedzieliśmy się dzięki środowisku szefów podstawówek, które przekazało naszej redakcji list Bereniki Bardzkiej, dyrektor Wydziału Edukacji UMŁ, z 4 stycznia. […]

 

W czwartek (7 stycznia) UMŁ, w odpowiedzi na pytania naszej redakcji, doprecyzował, iż dyrektorzy szkół ponadpodstawowych mają „urealnić” swoje budżety o 6 proc., zaś przedszkoli – o 3,5 proc.

 

Z kopii kolejnego pisma Bereniki Bardzkiej do dyrektorów (z 5 stycznia) znamy konkretne kwoty cięć w placówkach. Szefowie przedszkoli mają szukać oszczędności w niektórych przypadkach dochodzących do ponad 100 tys. zł, zaś w największych szkołach to nawet więcej niż pół miliona złotych.

 

Czytaj dalej »



Ostatni zamieszczony tu esej wspomnieniowy z cyklu „Moje lata dziesiąte..” zakończyłem deklaracją, że „postanowiłem zmienić formułę tych wspomnień i przystąpić do „zapełniania” kolejnymi wspomnieniami wydarzeń, jakie były moim udziałem w latach, które dzieliły dotychczas wspominane, te z lat „dziewiątych” i „dziesiątych”.” Jednak po zastanowieniu zdecydowałem, że nie będę uzupełniał „luk czasowych” kolejnymi 11-oma esejami, lecz uczynię to w formule „dekadowych” odcinków, syntetyzujących kolejne dziesięciolecia mojej biografii. Wyjątkiem od tej zasady będzie ten pierwszy esej nowego cyklu, obejmujący okres 14-u lat:

 

 

Od narodzin „wcześniaka” w 1944 roku do ucznia Szkoły Rzemiosł Budowlanych w 1958 roku

 

 Historia mojego życia zaczęła się od dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się 11 kwietnia 1944 roku, we wtorek, dzień po Świętach Wielkanocnych, w niewielkiej izbie (15 m² ) na poddaszu rodzinnego domu dziadków Kuzitowiczów przy ulicy, która do 1939 roku nazywała się ul. Żeromskiego, a w tym czasie – w czasie okupacji Polski przez III Rzeszę – nazwana została Messingweg (mosiężna dróżka), zaś po wyzwoleniu – i jest tak do dzisiaj – została przemianowana na ul. Mocarną. Tym dramatycznym wydarzeniem był poród bliźniaczy, w którym rodzącej przedwcześnie (w siódmym miesiącu ciąży) mojej mamie, już niemłodej, 38-letniej kobiecie, pomagała okoliczna akuszerka. Dziś takie porody odbywają się w specjalnie do tego przystosowanych, odpowiednio wyposażonych salach szpitalnych, z udziałem lekarzy-ginekologów, mających do dyspozycji inkubatory i inne niezbędne wyposażenie ratujące życie noworodków.

 

 

Za tymi oknami, zaznaczonymi kolorową obwódką, przyszedłem na świat

 

Wtedy przyjmująca poród miała do dyspozycji tylko miednicę, gotowaną wodę, ręczniki i prześcieradła. Z dwu rodzących się w tych okolicznościach „wcześniaków” tylko jeden miał szczęście. Tym szczęściarzem byłem ja. Mój braciszek nie przeżył porodu.

 

Przez wiele tygodni, jak mi opowiadała mama, byłem na granicy życia i śmierci. Zamiast w inkubatorze leżałem w wyścielonym watą łóżeczku, byłem okładany butelkami z ciepłą wodą. Na przekór tym wszystkim przeciwnościom – przeżyłem! Ale te pierwsze tygodnie i miesiące leżenia – w zasadzie – bez ruchu spowodowały, że plastyczne w tym okresie kości czaszki trochę się odkształciły i moja główka nie wzrastała prawidłowo, była trochę zdeformowana. Gdy mama – już po wojnie – poszła ze mną do lekarza (a był nim późniejszy profesor Tadeusz Pawlikowski – w latach 1968 – 1992 rektor Akademii Medycznej w Łodzi) i zapytała go czy ta deformacja może mieć jakiś wpływ na moje dalsze życie, ten jej odpowiedział: „Niech się pani nie martwi. Z taką głową to ministrami zostają!”

 

Skąd o tym wiem? Bo przez wiele lat, w sytuacjach nie zawsze dla mnie najszczęśliwszych, mama przypominała mi tę „diagnozę”.

 

 

 

Mały Włodziu w przydomowym ogrodzie

 

Także późniejsze miesiące i lata były czasem, w którym rodzice „chuchali i dmuchali” na wątłego i chorowitego dzieciaka. Nie ma co owijać w bawełnę – byłem w tych pierwszych latach mojego życia takim maminsynkiem.

 

I jeszcze jeden epizod, który zapamiętałem z tych pierwszych lat mojego życia, który muszę tu przywołać: Zapewne miałem około 6 lat, kiedy mama zaprowadziła mnie do naszego „złotniańskiego” przedszkola przy ul. Artylerzystów. Szczegółów i wszystkich okoliczności mojego tam pobytu nie przypominam sobie, ale wiem jedno: jeszcze tego dnia po powrocie do domu oświadczyłem, że więcej tam nie chcę chodzić! I postawiłem na swoim.

 

x           x           x

 

Zacząłem od opisu narodzin i pierwszych lat mojego życia nie bez powodu. Bez tego nie zrozumielibyście dalszych etapów mojej biografii, począwszy od tego, który rozpoczął się 3 września 1951 roku, kiedy to zostałem przyprowadzony do pierwszej klasy Szkoły Podstawowej nr 135 w Łodzi. Ten okres wspominałem już w eseju Jak 60 lat temu skończyłem podstawówkę i nie poszedłem do „Kopra”. Teraz uzupełnię opisane tam fakty i zdarzenia o nowe wspominki.

 

Czytaj dalej »



Skoro wydarzenia na Capitolu to „to wewnętrzna sprawa Stanów Zjednoczonych”, jak minionej nocy napisał na Twitterze prezydent Andrzej Duda, to bez wyrzutów sumienia i my możemy zająć się tym, co dla nas jest ważne „tu i treraz”. A tym tematem jest informacja rządu o ewentualnym powrocie uczniów klas I – III do szkół:

 

Screen z filmowej relacji [www.tvn24.pl]

 

Wojciech Andrusiewicz – rzecznik resortu zdrowia – podczas dzisiejszej konferencji prasowej

 

Rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz przekazał, że decyzja dotycząca ewentualnego powrotu uczniów klas I-III do szkół podstawowych powinna być podjęta w przyszłym tygodniu, gdy będą pełniejsze dane dotyczące rozwoju epidemii. […]

 

Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz powiedział na czwartkowej konferencji prasowej, że „epidemia nie osłabła, a wręcz po świętach trochę przybrała na sile”. Zauważył, że poziom 14 tysięcy zakażeń nie był notowany w ostatnich kilkunastu dniach. Dodał, że to pokazuje, że „delikatnie po świętach niestety poszliśmy poziom wyżej w tej liczbie zakażonych„.

 

-Jeszcze mamy przed sobą kilka dni, w których to odnotujemy wyniki posylwetrowe, ponoworoczne (dotyczące epidemii – red.) i wówczas będziemy wiedzieć, na jakim poziomie epidemii stoimy i czy rzeczywiście uruchomienie edukacji na poziomie podstawowym w klasach I-III będzie możliwe – powiedział.

 

Dodał, że sanepid zgromadził już dane wszystkich chętnych na przeprowadzenie testu nauczycieli i personelu administracji szkół podstawowych, które mogą być uruchamiane po feriach.

 

-Na dziś to jest 165 tysięcy osób, których lista została zgłoszona do powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych. To są osoby przygotowane do możliwego testowania w przyszłym tygodniu, przed możliwym – podkreślam możliwym – uruchomieniem szkół po feriach – zaznaczył.

 

Andrusiewicz zapowiedział, że decyzja dotycząca powrotu uczniów wybranych klas do szkół zapadnie w przyszłym tygodniu.

 

 

 

Cały tekst „Kiedy decyzja o powrocie najmłodszych uczniów do szkół? Odpowiada rzecznik resortu zdrowia”                                                                                                                                                                    TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.tvn24.pl

 



Screen sceny z zapisu filmowego spektaklu „MY HERO – INA”

 

Jak zadeklarowali to twórcy tego projektu, „to autorski spektakl teatralny Teresy Radzikowskiej-Binkowskiej, który ukazuje problem narkomanii w środowisku młodzieży, poszukującej autorytetów i ideałów w obojętnym świecie dorosłych”.

 

Obok młodych aktorów amatorskiego teatru „Pod lupą” z ŁDK, w sztuce tej – w roli babci – wystąpiła aktorka teatru seniorów „Roines”, dzialajacego w ramach Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi. Rolę mamy zagrała (w zastępstwie chorej na COVID członkini tego teatru) autorka scenariusza i reżyserka spektaklu – Teresa Radzikowska-Binkowska – inicjatorka i osoba prowadząca oba te amatorskie teatry.

 

                                                   Główne postacie grają:

 

Ina – Łucja Obidowska
Marek – Jan Mizerski
Ojciec – Sebastian Dominiak
Matka – Teresa Radzikowska-Binkowska
Babcia – Bogumila Treller
Sylwia – Karolina Michałus
Kamil  – Paweł Anglart


Scenariusz i reżyseria – Teresa Radzikowska-Binkowska z zespołem
Opracowanie plastyczne – Jan Mizerski z zespołem
Muzyka – Ziemowit Cegiełka z zespołem

Realizacja projektu: Fundacja Wspierania i Rozwoju Edukacji – ESCOLA

Projekt został sfinansowany ze środków Urzędu Miasta Łodzi.

 

 

Spektakl „My hero – Ina”, który miał swoją premierę na Yoy Tube 30 grudnia 2020 roku,

można obejrzeć – TUTAJ

 

Czytaj dalej »



Foto: www.lodz.naszemiasto.pl

 

 

Zaczniemy jednak ten materiału od fragmentów aktualnego komunikatu Urzędu Miasta Łodzi:

 

Półkolonie w szkołach. Mamy wolne miejsca

 

980 (na 1028 zapisanych) uczniów klas I – IV szkół podstawowych zjawiło się pierwszego dnia na zajęciach półkolonijnych organizowanych w 28 szkołach i placówkach edukacyjnych. […]

 

                W trzech szkołach są jeszcze wolne miejsca:

 

Szkoła Podstawowa nr 70, ul. Rewolucji 1905 r. 22 (Śródmieści)

Szkoła Podstawowa nr 111, ul. Jaracza 44/46 (Śródmieście)

Szkoła Podstawowa nr 202, ul. Jugosłowiańska 2 (Nowosolna)

 

Warto jednak pytać w pozostałych placówkach, zdarzają się rezygnacje i niespodziewanie pojawiają się w trakcie ferii wolne miejsca.

 

x           x           x

 

O rozpoczęciu nietypowych, bo odbywanych w czasie epidemii koronawirusa, zimowych ferii szkolnych poinformowały (nie wszystkie) lokalne łódzkie media, często ilustrując swój materiał nieaktualnymi zdjęciami. Oto te materiały:

 

 

Radio Łódź – „Ferie zimowe 2021. Jak spędzą je dzieci w Łódzkiem?”

 

[,,,] Wielu rodziców zdecydowało się posłać swoje pociechy na półkolonie. Te odbywają się w budynkach szkół w określonym reżimie sanitarnym. – Wreszcie szkoła żyje, są znajome dźwięki śmiechów, krzyków, pisków i radości. Mamy 4 grupy półkolonistów, prawie wszystkie miejsca zajęte – zostało chyba 5 – mówi Małgorzata Tomaszew- ska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 111 w Łodzi.Musimy dzieci cały czas rozdzielać, bo te grupy nie powinny się ze sobą krzyżować. Wyjątek mogą stanowić zajęcia na powietrzu, gdzie w bezpiecznych odległościach mogą bawić się ze sobą, biegać i hałasować – dodaje dyrektorka szkoły.

 

Półkoloniści mogą skorzystać z bardzo zróżnicowanych zajęć. Od technicznych, przez artystyczne, aż do sportowych. – Dzisiaj będziemy budowali robota, a potem będziemy go programowali. Mamy instrukcję – mówią dzieci. Najmłodsi nie mogli się już doczekać spotkania z rówieśnikami. – W domu już się nudzi no i rodzice mają ode mnie spokój – podkrślają.

 

Ci, którzy zostają w domu, mogą skorzystać też z zajęć online. Proponują je instytucje kultury w Łodzi i regionie.

 

 

Źródło: www.radiolodz.pl

 

 

x           x           x

 

 

Portal „Łódź Nasze Miasto” zamiesił dziś materiał, zatytułowany „Ferie zimowe 2021 atrakcje na ferie dla dzieci. Zimowe ferie 2021. Pomysły jak spędzić ferie w 2021 i nie łamać zakazów”. Oto jego, najbardziej przydatny dla rodziców, fragment:

 

Czytaj dalej »



Foto:www.polsatnews.pl

 

Minister Adam Niedzielski podczas dzisiejszej konferencji prasowej

 

 

Na Rządowym Zespole Zarządzania Kryzysowego dokonaliśmy przeglądu obostrzeń i chcemy zaproponować pewne złagodzenie obostrzenia chcemy dopuścić możliwość przebywania dzieci na świeżym powietrzu w godz. 8.00-16.00 bez opieki ze strony dorosłych przekazał Adam Niedzielski na poniedziałkowej konferencji prasowej. Zmiana ma wejść w życie we wtorek.

 

Niedzielski zapewnił jednocześnie, że po licznych sygnałach rząd zdecydował się [na – OE] złagodzenie obostrzenia dot. przebywania dzieci na świeżym powietrzu. Rozwiązanie będzie przygotowane w poniedziałkowym rozporządzeniu Rady Ministrów.

 

Mieliśmy bardzo dużo wniosków dotyczących sytuacji, że mamy okres ferii, które niestety nie są tymi prawdziwymi feriami, które mogliśmy spędzać w górach, w śniegu, zjeżdżając na nartach. Dlatego chcielibyśmy dać możliwość korzystania ze świeżego powietrza, żeby dzieci w tych godzinach 8-16 mogły samodzielnie przebywać poza miejscem zamieszkania – mówił minister zdrowia.

 

 

Więcej – w tym wideo: „Konferencja ministra zdrowia Adama Niedzielskiego w poniedziałek 4 stycznia 2021 roku”                                                                                                                                                                 –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.polsatnews.pl

 

 

 

Komentarz redakcji:

 

Przypominamy, że podpisy pod petycją do premiera Mateusza Morawieckiego w sprawie zniesienia “godziny policyjnej” dla dzieci zbierała m.in. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Akcję wsparło blisko 34 tys. osób.



Foto:www.facebook.com/cezary.zechowski

 

Dr n. med. Cezary Żechowski – kierownik zespołu terapeutycznego Centrum Terapii Dzieci, Młodzieży i Rodzin ALLENORT

 

31 grudnia ub. roku na stronie „Krytyki Politycznej” zamieszczono zapis rozmowy red. Katarzyny Przyborskiej z Cezarym Żechowskim, specjalistą psychiatrii dziecięcej, psychoterapeutą dzieci, młodzieży i dorosłych, zatytułowany „Za izolację dzieci i młodzież płacą zdrowiem”. Oto jego wybrane fragmenty i link do pełnej wersji, do przeczytania której namawiamy:

 

[…]

 

Katarzyna Przyborska: Zaczynają się dziwne ferie, podczas których młodsze dzieci, do czwartej klasy podstawówki, mogą spędzać czas w sposób zorganizowany, w ramach np. szkolnych półkolonii, a starsze mają po prostu siedzieć w domach od 8 do 16. Czyli wtedy, kiedy jest jeszcze jasno. Mogą nacieszyć się światłem dziennym, tylko jeśli towarzyszy im osoba dorosła. Jak pan ocenia tę decyzję?

 

Cezary Żechowski: Uważam, że jest niepotrzebna, niesłuszna. Dzieci już kolejny miesiąc siedzą w domach, uczą się zdalnie, mają bardzo niewielką możliwość spotykania się ze swoimi rówieśnikami. Cała ta sytuacja nie pozwala na zaspokojenie ich podstawowych potrzeb. Wiemy przecież, że dzieci potrzebują stymulacji społecznej, że jest ona niezwykle ważna, bo tworzą się w tym czasie trwałe wzorce relacji i zachowań społecznych. Potrzebują też bodźców fizycznych.

 

 

Czyli izolacja powoduje ograniczenie bodźców potrzebnych w tym okresie rozwojowym?

 

Właśnie tak. Dlatego m.in. nakaz spędzania wielu dni w zamknięciu trudno mi racjonalnie uzasadnić. […]

 

 

Taką petycję wystosowała Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Też ją poparłam. Można ją jeszcze podpisać. Fundacja zwraca uwagę m.in. na skalę przemocy domowej. Przypomina, że dzieci odczuwają swój stan psychiczny jako zły, a zespół Fundacji przeprowadził o 25 proc. więcej interwencji w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia dziecka niż rok wcześniej. Czy pan w swojej praktyce też widzi pogorszenie sytuacji? Czy może nie uległa ona aż tak dużej zmianie?

 

Sądzę, że wiele się zmieniło, ale sami jeszcze do końca nie wiemy co. Jak powiedziałem, bardzo brakuje bodźców społecznych, na które dzieci mają niezwykle duże zapotrzebowanie. Jeśli siedzą w domu, są sfrustrowane, to stają się dla rodziców trudne, a oni nie są w stanie dać dzieciom tego, czego te potrzebują. To zatem czas niełatwy i dla dzieci, i dla rodziców. A jeśli jeszcze w domu jest przemoc, to skutki są dramatyczne, bo dochodzi do jej eskalacji, dzieci dodatkowo cierpią wykorzystywanie i maltretowanie. Nie jesteśmy w tej chwili w stanie ocenić skali zjawiska, ale boimy się, że w tych domach, gdzie na co dzień jest przemoc, dzieci mogą być bardzo straumatyzowane.

 

Czytaj dalej »



Choć, jak widać po numerze w tytule, felieton ten ma bardzo wiele swoich poprzedników, to w tym 2021 roku jest pierwszym tekstem, który proponuję Wam do przeczytania. Nie, nie będzie on wypełniony wydarzeniami ubiegłego roku, które uznałem za znaczące dla polskiego ruchu innowatorów edukacji. Chyba wszyscy mamy już przesyt takich „bilansów”, jakimi od kilku dni raczą nas nieomal wszystkie media. Byłby to precież bardzo subiektywny wybór, i do tego dokonany nie przez frontowca z pierwszej linii walki o „Szkołę po Nowemu”, a jedynie kibica, nawet nie weterana tej walki…

 

Przeto postaram się zainteresować Was tematem, który – moim zdaniem – może stać się, być może, nawet dominującym w przewidywanych na ten nowy rok zmaganiach „Nowego” ze „Starym” w naszych szkołach.

 

Punktem wyjścia dla moich refleksji stały się, oczywiście, sygnały, płynące z al. Szucha. Zacznę od przytoczenia wypowiedzi ministra Przemysława Czarnka w „Sygnałach Dnia” (Pr. 1. Polskiego Radia) z 21 października 2020 r.:

 

Na temat podstaw programowych: „Są zbyt obszerne, potrzeba ich przeglądu pod różnym kątem w jakiejś perspektywie czasowej.” […] „Potrzeba absolutnie pilnego przeglądu podręczników, zwłaszcza języka polskiego, historii, WOS-u.

 

O modelu szkoły:Szkoła z wizją, szkoła z przyszłością, szkoła, która uczy rzeczy najważniejszych w sposób rzeczywiście systemowy, nie przeładowuje materiału, który przekazuje, która uczy, skąd jesteśmy, skąd pochodzimy i dzięki komu żyjemy w wolnym kraju.”

 

Kilkanaście dni później – 11 listopada – w „Polskim Radiu 24” mówił: Trzeba zwiększyć wysiłki, by treści patriotycznych było w szkołach więcej poprzez zmianę kanonu lektur, ale również poprzez gruntowne spojrzenie na podręczniki, w tym najnowszej historii.”

 

Minister powiedział także jakie – jego zdaniem – powinny być nowe podręczniki do historii:

 

Mają pokazywać losy niepodległości Polski w ostatnim stuleciu. One mają pomóc zrozumieć, skąd jesteśmy i dlaczego jesteśmy w tym miejscu, w wolnym kraju demokratycznym. Że zawdzięczamy to naprawdę ciężkiej pracy poprzednich pokoleń, którym stawiamy pomniki bazgrane teraz przez osoby, które nie rozumieją, czym jest wolność i na czym polega polskość.

 

Tydzień wcześniej minister Czarnek zapowiedział „ostateczne zakończenie pedagogiki wstydu, która towarzyszyła naszej edukacji przez kilkadziesiąt lat”. W innej rozmowie zapowiedział walkę z poglądami „lewicowo-liberalnymi” w szkołach. – Nie ma zgody na dominację czy wręcz dyktaturę poglądów lewicowo-liberalnych, zwłaszcza tych radykalnych w treści, wręcz totalitarnych, które opanowały w szczególności szkoły wyższe, ale przenikają również do szkolnictwa średniego i podstawowego.” [Źródło powyższych cytatów: www.wyborcza.pl]

 

A wszystkie te plany minister zamierza realizować pod płaszczykiem „odciążenia uczniów od nadmiaru szkolnych obowiązków”. Oto dowód, potwierdzający tę tezę – wypowiedź z 21 października, także w Programie 1. Polskiego Radia :

 

To jest perspektywa tych trzech lat, które przed nami w tej kadencji. Proszę zwrócić uwagę, tu, jako przykładem się posłużę, uczeń, który w VII klasie idzie do szkoły na godzinę 8.00 i wraca o 16.00 – jest tak niemal dzień w dzień przez tydzień czasu – to uczeń przemęczony nieprawdopodobnie i przeładowany materiałem. Mamy tego pełną świadomość, będziemy po kolei do tego podchodzić: do siatki godzin, do programu nauczania w poszczególnych przedmiotach.”   [Źródło:www.pap.pl]

 

 

Przepraszam za te liczne cytaty. Wiem, to nie po felietonowemu. Ale zależy mi na tym, aby moje projekcje przyszłości miały mocne podstawy w realnej sytuacji dnia dzisiejszego. A przyszłość tego roku, a być może i następnych, widzę w czarnych barwach…

 

Zacznę od paradoksu: „więcej” w „mniej”, bo w nim upatruję pierwsze zagrożenie. Jak można zrealizować zamiar „by treści patriotycznych było w szkołach więcej” (w tym tekstów Jana Pawła II), przy jednoczesnym „odciążeniu uczniów od nadmiaru szkolnych obowiązków”? Nie mam wątpliwości, że odbędzie się to kosztem redukcji treści, które eksperci opłacani przez MEiN uznają za „lewicowo-liberalne”, lub będące narzędziem realizacji „pedagogiki wstydu”.

 

Czytaj dalej »