Screen z pliku na You Tube [www.youtube.com]

 

Agnieszka Jankowiak-Maik podczas wystąpienia na Targach Edukacyjnych w Poznaniu w maju 2021 roku.

 

 

W niedzielę 17 października 2021 r. portal OKO.PRESS zamieścił zapis rozmowy redaktora Piotra Pacewicza z Agnieszką Jankowiak-Maik, znaną szerzej jako „ Babka od histy”. Poniżej zamieszczamy obszerne fragmenty tego wywiadu i link do jego pełnej wersji:

 

 

 

Piotr Pacewicz, OKO.press: Co to będzie ze szkołami, jeśli wejdzie Lex Czarnek? Nadzór kuratorski z groźbą niemal natychmiastowego odwołania niepokornej dyrektorki. Szlaban na zajęcia dodatkowe dla organizacji społecznych. Dacie się zdyscyplinować?

 

Agnieszka Jankowiak-Maik (Babka od histy)*: Wiele nauczycielek i nauczycieli się nie podda, będziemy robić swoje, choć oczywiście pojawi się także strach i zniechęcenie, już zresztą tak się dzieje. Mam nadzieję, że ludzie nie podkulą ogonów i będą dalej jak najlepiej się da pracować dla dzieciaków. Czasem zapominamy, że właśnie dobro dzieciaków jest sednem edukacji.

 

Władza stawia sprawę jasno. Pan minister ma wizję konserwatywno-martyrologiczno-nacjonalistycznego programu, co ma sprawić, że młodzież zostanie uformowana na prawicową modłę. Marszałek Terlecki jasno to wyraził: chodzi o to, by wychować sobie wyborców.

 

Nastroje podtrzymuje kampania Wolna Szkoła, której jestem jedną z promotorek. Tak szerokiej koalicji organizacji społecznych, samorządów i nauczycielskich związków zawodowych jeszcze nie było. Wreszcie rozumiemy, że to naprawdę wspólna sprawa, edukacja dotyczy dosłownie nas wszystkich, a skutki tej kolejnej „deformy” dotkną każdego i każdą z nas. Ale to się nie uda, młodzież jest za mądra, poza tym w czasach internetu nie da się zamknąć młodych w szkolnej bańce. W smartfonach mają inne przekazy, w każdej chwili można zerknąć. Jedno, co może wyjść z Lex Czarnek, to smutek. […]

 

 

Trochę się gubię. Czy nauczyciele i nauczycielki są gotowi na opór, czy też byli i są pogrążeni w konformizmie? Są zaangażowani, czy jest im wszystko jedno?

 

Oczywiście są tacy i tacy, rzeczywistość jest zawsze czarno-szaro-biała, szkołę tworzą ludzie. Płyną do nas sygnały zagrożenia, ale jeśli działa wspólnota szkolna rodziców, nauczycieli i uczniów, to są szanse, że szkoła przeżyje każdy nacisk.

 

Wiele zależy od kultury szkoły. W naszym liceum dużo się zawsze działo. Dodatkowe zajęcia, świetne projekty. Ja sama prowadziłam zajęcia antydyskryminacyjne, co nawet skończyło się prywatnym donosem do kuratorium, musiałam „złożyć wyjaśnienia”. Zobaczymy, co będzie dalej, jak w styczniu wrócę z urlopu macierzyńskiego.

 

Ale zdaję sobie sprawę, że takim osobom jak ja, w dużym mieście, jest łatwiej się przeciwstawiać. Mam niezłą sytuację materialną, mieszkanie, wspaniałą rodzinę. W małych miejscowościach, jak stracisz pracę w szkole, to może być trudno. Trzeba uważać, zwłaszcza jak masz kredyt.

 

To nie jest sztuka protestować w Poznaniu. Bohaterstwem jest protestować tam, gdzie nie ma wsparcia, klimatu wolnościowego.

 

 

Kto napisał na ciebie donos?

 

Nie wiadomo. W zajęciach antydyskryminacyjnych rozmawiamy zawsze o tzw. piramidzie nienawiści – od braku akceptacji aż do eksterminacji – m.in. wobec osób LGBT, ale po donosie mailowym i telefonach do szkoły zajęcia się nie odbyły. Zapraszałam edukatorkę ze stowarzyszenia Stonewall (wielkopolska organizacja LGBT+ zrzeszająca osoby, które popierają postulaty równouprawnienia par tej samej płci oraz walczą z dyskryminacją i przemocą – red.) i to był ten punkt zapalny.

 

Temat nie zniknął, bo o homofobii i akceptacji różnorodności rozmawiam z uczniami i uczennicami także na innych lekcjach. Ludzie się boją tego, czego nie znają, dlatego trzeba ich z tym oswajać.[…] Myśli samobójcze ma w Polsce 80 proc. osób LGBT. To straszne, prawda? Młodzi, wrażliwi ludzie, kompletnie samotni. Opinie prezydenta, liderów partii, biskupów odbierają im poczucie bezpieczeństwa, izolują, podważają godność. Kiedy posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk mówiła o takich skutkach kampanii typu „Strefa wolna od ideologii LGBT”, minister Czarnek się śmiał, a posłowie i posłanki PiS klaskali. Jak tak można?

 

 

To było samobójstwo w twojej szkole?

 

Czytaj dalej »



 

Z kilkudniowym opóźnieniem (tekst ten na portalu OKO.PRESS ukazał się15 października 2021r.) zamieszczamy fragmenty materiału „Dyrektor ma się bać, wtedy boi się cała szkoła”, w którym znajdziecie list organizatorek i organizatorów kampaniiWolna Szkoła” do dyrektorek i dyrektorów szkół:

 

Szkoła stanie się instytucją pod specjalnym nadzorem. Stojąc w obliczu kar za działania nie po myśli ministra, także wy będziecie zmuszeni krępować inicjatywę nauczycieli i cenzurować propozycje uczniów” – takie ostrzeżenie dostały dyrektorki i dyrektorzy wszystkich szkół. Wolna Szkoła wzywa do sprzeciwu wobec Lex Czarnek […]

 

 

Do dyrektorów i dyrektorek. Wyraźcie swój sprzeciw!

Polska szkoła potrzebuje dziś spokoju i współpracy, a nie kontroli kuratora. Zamiast wsparcia, resort edukacji planuje centralizację oświaty – decyzje dotyczące szkół będą podejmowane w kuratoriach i w ministerstwie, a nie w szkołach.

 

14 października obchodzimy Dzień Edukacji Narodowej. Chcielibyśmy, aby w tym roku wyrazem naszego wsparcia dla dobrej włączającej edukacji była czerwona ekierka – symbol społecznej kampanii “Wolna Szkoła”. Ekierka zamiast kwiatów to wyraz naszej solidarności z nauczycielkami i nauczycielami, którzy domagają się godnych warunków pracy i płacy.

 

Szkoła poddawana jest coraz silniejszym naciskom politycznym. Jeśli nowe prawo oświatowe – LexCzarnek – wejdzie w życie, polska edukacja zmieni swoje oblicze. Przestanie być neutralna światopoglądowo, będzie zależna od kuratora i jego decyzji, a sam kurator – od wytycznych ministra.

 

W szkole, gdzie próbuje się zastraszyć dyrektora, boją się też nauczyciele i uczniowie.

 

Braki kadrowe i centralne sterowanie szkołą nie będą także ułatwiały organizacji edukacji zdalnej, jeśli przyjdzie czas kolejnych ograniczeń. Ministerialny projekt zmian w oświacie znajduje się tu: https://legislacja.gov.pl/projekt/12349251. […]

 

 

Dlaczego do Was piszemy?

 

Kampania „Wolna szkoła” to ponad 100 organizacji oraz nauczycielskie związki zawodowe. Do kampanii przyłączyły się także samorządy – Unia Metropolii Polskich i Związek Miast Polskich. Stajemy razem w obronie polskiej szkoły, stawką jest tu los naszych dzieci. Bo szkoła ma respektować prawa dziecka, a nie prawa kuratora lub ministra edukacji. Nasza kampania dotarła już do 23 mln osób! Nie jesteście sami!

 

W obliczu planowanych zmian prawa oświatowego możecie liczyć na wsparcie społeczności szkolnych – nauczycielek i nauczycieli, uczniów i uczennic oraz ich rodziców, o ile otrzymają informację o realnych konsekwencjach nowych przepisów. Także samorządy lokalne jako organy prowadzące szkoły są przeciwne zmianom, które ograniczają ich kompetencje i naruszają samodzielność polskiej oświaty, placówek i ich dyrektorów. Podobne jest stanowisko nauczycielskich związków zawodowych oraz licznych organizacji społecznych, w tym stowarzyszenia dyrektorów szkół i placówek oświatowych.

 

Zapraszamy do włączenia się w działania, do wyrażenia sprzeciwu wobec planowanych zmian. […]

 

Czytaj dalej »



Foto:www.eduopticum.wordpress.com

 

Robert Raczyński

 

 

Śpieszymy donieść, że w sobotę Robert Raczyński zamieścił na stronie swojego bloga, jak zwykle obszerny (18 935 znaków), tekst, zatytułowany „Dużo wywiadów, mało pytań, zero odpowiedzi”. Jest to krytyczna (bardzo!) analiza poglądów innego naszego znajomego „z sieci” – Mikołaja Marceli. Oto fragmenty tego posta i link do całości na stronę „Eduopticum”:

 

Przyznaję, że z Mikołajem Marcelą mam kłopot i nie wiem, czy jest to kwestia mojej percepcji jego przekonań, czy też przekazu medialnego, którego jest bohaterem. Z jednej strony wyraża on w stosunku do dominującego modelu oświaty zastrzeżenia te same, lub podobne do moich, z drugiej, rozmijamy się niemal zupełnie w kwestii wniosków z nich płynących. To znaczy właśnie jego wniosków nie jestem pewien, bo jeśli opierać się na jego wypowiedziach prasowych, to zdają się one sprowadzać do jednego słowa: Zaorać.

 

Nie to, żebym miał się rzucać pod pług, w obronie swego miejsca pracy – bardziej mnie interesuje konstrukcja lemiesza, osoba ewentualnego oracza oraz pod co ta orka ma być przeprowadzona. Kiedy sięgałem po kolejny już w ostatnich tygodniach wywiad, w którym Marcela roztacza swe odkrywcze diagnozy, spodziewałem się, że tym razem wyniosę z niego krzepiącą świadomość, że na polu nowego paradygmatu dokonano już przynajmniej wstępnej podorywki. Tymczasem dziennikarze „przesłuchujący” Marcelę na okoliczność sugerowanych prac polowych wykazują się w tej kwestii wręcz anielską cierpliwością i we wszystkich trzech wymienionych kwestiach zdają się w ogóle odpowiedzi nie oczekiwać. Ewa Raczyńska odbyła z nim jedynie kolejną rozmowę kurtuazyjną, będącą pretekstem do  promocji nowej książki autora, ale i Jacek Żakowski, po którym spodziewałem się więcej werwy, zdobył się tylko na nieśmiałe „i co z tym zrobić?” w swej ostatniej kwestii, podczas gdy każdy zainteresowany czytelnik chętnie wykrzyczałby to pytanie po każdej padającej enuncjacji.

 

Nie wiem, czemu przypisać taką powściągliwość – być może obawie, że żadnej konkretnej odpowiedzi, która podniosłaby poczytność numeru, nie da się otrzymać, a „przesłuchiwany” nie ma do powiedzenia nic, czego nie powiedział już ładnych parę razy w innych mediach. Ogólnik rzucony na koniec naprawdę trudno uznać za jakąkolwiek wskazówkę, wartą dziennikarskiego zachodu. Podejrzewam również, że zdecydowana większość czytelników Polityki nie z tego wywiadu dowiedziała się, że od dawna istnieją już „modele demokratycznej szkoły”, szkoły walfdorskie i oparte na idei montessoriańskiej. Moim zdaniem, „w demokratycznym społeczeństwie” istnieje całe mnóstwo pomysłów na kształt dobrej, nowoczesnej oświaty publicznej, jest za to wyraźny deficyt świadomości dróg do niej prowadzących. Poza tym, zakładając, że ewentualne drogowskazy miałyby zostać postawione w myśl założeń ideologicznych Mikołaja Marceli (w odróżnieniu od merytorycznych, których nie przedstawia), to nowa rzeczywistość oświatowa już u swego zarania skażona zostałaby błędem założycielskim, niemniejszym niż „bismarckowska fabryka”.

 

Jak już wspomniałem, niemal w całości podzielam obserwacje Marceli. Nie są one obce chyba nikomu zaangażowanemu w działanie edukacji. Te same i podobne kwestie były już wielokrotnie dyskutowane w środowisku. Doskonale pamiętam rozmowy, w których sam brałem udział, gorące dyskusje i polemiki na Osi Świata z Danusią Sterną, Pawłem Kasprzakiem i Ksawerym Stojdą, który do dziś jest uważnym recenzentem moich wypowiedzi publicznych, i jestem przekonany, że przyczyną zarówno kontrowersji wokół zmian w edukacji, jak i żółwiego tempa ich introdukcji nie jest brak pomysłów (często zresztą realizowanych na poziomie indywidualnym), a właśnie kurczowe trzymanie się wyobrażenia o jakimś mającym powszechnie obowiązywać, choć póki co zupełnie abstrakcyjnym „modelu”. Jak się zdaje, zdecydowana mniejszość zainteresowanych rozumie, że jeśli jakiś kolejny, współcześnie politycznie poprawny model stanie się obowiązkiem, nie oznacza to jeszcze, że w dzisiejszych realiach spotka się z powszechną akceptacją. Tymczasem Marcela jako aksjomaty traktuje zjawiska będące jedynie ewentualnością (adekwatne zdolności intelektualne, ciekawość, motywacja, chęć poszerzania horyzontów, stałość w dążeniach), a które (martwą) regułą stać się mogą jedynie w przypadku siłą narzuconego dekretu, czyli dokładnie tak samo, jak w przypadku systemu będącego przedmiotem krytyki.

 

Zacznijmy od wysokiego C, podstawowego „rozwiązania”, które „autor bestsellerowych poradników” jakby mimochodem sugeruje na koniec wspomnianego wywiadu, a mianowicie idei „greckiej schole”.

 

Czytaj dalej »



4 marca 2019 roku zamieściłem na „Obserwatorium Edukacji” wywiad z dyrektorem Zespołu Szkół Rzemiosła w Łodzi – Marcinem Józefaciukiem: Wywiad z młodym dyrektorem, który nie lubi garniturów, ale lubi biegać…

 

Był to już drugi rok pełnienia przez niego tej funkcji, co znaczy, że dyrektorem został w dniu 1 września 2017 roku. Z tego prosty wniosek, że rok szkolny 2021/22 jest piątym, ostatnim rokiem jego kadencji. Piszę o tym dlatego, że w zamieszczonym niedawno w „Głosie Nauczycielskim” wywiadzie: „Łatanie” planu lekcji w szkole. Dyrektor Marcin Józefaciuk: Uczniowie zamiast lekcji fizyki mają geografię” wkradła się pewna niekonsekwencja. Najpierw na pytanie : „Ilu nauczycieli realizuje ponadwymiarówki w Waszej szkole?” dyrektor Józefackiuk odpowiada:

 

Czwarty rok jestem dyrektorem i mogę powiedzieć, że ten temat wywołuje różne komentarze”.

 

Jednak później w kolejnej wypowiedzi padają takie jego słowa:

 

W następnym roku szkolnym fizyk będzie potrzebny na cały etat, nie wiem, jak poradzi sobie z tym wszystkim nowy dyrektor szkoły”. Na pytanie prowadzącej rozmowę: „Jak to nowy dyrektor?” – dyrektor odpowiada: „Kończę kadencję.”

 

Przypomnę, że fragmenty tego wywiadu zamieściłem na OE opatrując ten materiał tytułem: „Dopiero piąty rok kieruje szkołą i już ma dość. Czy pozwolą mu odejść?”. Jako że wszystko co zamieszczam na OE niezwłocznie znajduje się na moim fejsbukowym profilu, także i ten tekst tam się znalazł i pojawił się pod nim komentarz kolegi Józefaciuka:

 

Ja bym powiedział że cztery lata i miesiąc. Hmmm czy pozwolą? Nie mają wyjścia. Nikt nie zmusi tym bardziej, że są chętni na przejęcie. Dyrektor to funkcja czasowa, powierzenie. Najważniejsze aby być w zgodzie ze sobą.”

 

Zacząłem ten felieton od uporządkowania podstawowych faktów, bo później chcę, już bez obawy o pomyłki, podjąć temat po stokroć ważniejszy:

 

Czy przypadek młodego (wiekiem i stażem dyrektorskim) dyrektora z łódzkiego „Rzemieślnika”, który na rok przed końcem kadencji publicznie oświadcza, że nie chce już dłużej niż to jest konieczne kierować szkołą, to jednostkowy przypadek człowieka, który ma bardziej interesujący program na życie, czy też jest to konkretny przykład skutków polityki oświatowej kolejnych ministrów edukacji w rządach Prawa i Sprawiedliwości?

 

Nie uzurpuję sobie cechy wszystkowiedzącego jasnowidza, ale coś niecoś o funkcjonowaniu Marcina Józefaciuka w ZSR wiem. Wiem, że od pierwszych dni po objęciu obowiązków dyrektorskich wniósł do tej szkoły powiew „nowego”, że nie jest dyrektorem „urzędującym”, ani „zarządzającym”. Tak jak miałem okazję to obserwować – to typ klasycznego lidera, obdarzanego sympatią i autorytetem. Sprawy szkoły, jej uczniów i nauczycieli, są jego sprawami, w które angażuje się „na pełny gwizdek”. Z resztą – co ja będę pisał. Zobaczcie komentarze na jego profilu pod tą zapowiedzią o zamiarze nieprzedłużania kadencji – TUTAJ.

 

I to dlatego napisałem: „Czy pozwolą mu odejść?”

 

Bo jak ja, obserwujący tą szkołę od lat, to widzę, to po latach „uśpienia” i „dryfowania z rozpędu” pod poprzednim kierownictwem, Zespół Szkół Rzemiosła wszedł pod jego kierunkiem w nowy rozdział swej działalności. I nie mam tu na myśli tylko remontu budynku, ale przede wszystkim inicjatywy związane ze współpracą zagraniczną, umowy patronackie czy nowe kierunki kształcenia. I niejednokrotnie widziałem jego zaangażowanie emocjonalne w sprawy uczniów…

 

Z tego co wiem, to Marcin Józefaciuk nie planuje zmiany zawodu, podjęcia pracy w jakiejś bardzo dobrze płacącej firmie. On jest typem „nauczyciela z powołania” (napisałem to na moją odpowiedzialność – wszak pozna swój swego) i – jak to napisał w jednym z komentarzy – „nie zamierza nigdzie odchodzić”. On chce pozostać w „swojej” szkole jako nauczyciel. On tylko nie chce być dyrektorem…

 

Co się takiego stało przez te dwa i pół roku od mojego z nim wywiadu, kiedy to rozmawiałem z bardzo zmotywowanym, pełnym pomysłów, młodym dyrektorem? Przez te nieco ponad 4 lata od jego powołania na tą funkcję przyszło mu pracować w systemie oświaty, zarządzanym przez trzech ministrów. Zaczął jeszcze za rządów Anny Zalewskiej (do czerwca 2019 roku), następnie pracował gdy na Szucha rządził Dariusz Piontkowski (do października 2020 r), a ostatni już prawie rok przyszło mu funkcjonować w klimacie prawno-ideowym, tworzonym przez Przemysława Czarnka. I to w tym ostatnim roku kolega Józefaciuk „dojrzał” do tej decyzji o nie ubieganiu się o kolejną kadencję dyrektorską.

 

Dziś, już nie „na gorąco” komentując ten problem – bo to jest PROBLEM, nie przelotna zachcianka – muszę przeprosić kolegę dyrektora ZSR za mój komentarz pod jego, przytoczonymi na początku felietonu słowami. Napisałem tam sentencjonalnie: „Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy…” Że taki jest „twardy”, że za nic ma opinie uczniów… I nieświadomie sam sobie podsunąłem kierunek spokojnej, wyważonej oceny decyzji kolegi Marcina.

 

Bo ów cytat z „Ody do młodości”, na przekór mojej ówczesnej intencji, naprowadził mnie na właściwe tory analizy sytuacji, która przejawiła się w oświadczeniu o zamiarze „odpuszczenia sobie” kolejnych lat w roli „chłopca do bicia”, choć z tytułem dyrektora, pieczątką i gabinetem… Nie mam już wątpliwości – to dojrzała, racjonalna decyzja człowieka, który nie planuje swojego życia według romantycznych haseł: „Młodości, dodaj mi skrzydła! Niech nad martwym wzlecę światem w rajską dziedzinę ułudy, kędy zapał tworzy cudy...”

 

I tylko szkoda, że ktoś tak zaangażowany w swoją pracę, tak emocjonalnie związany – z celami którym zdecydował się służyć i z ludźmi, z którymi razem ku tym celom dążył, nie będzie już tego czynił.

 

A winę za to ponoszą te siły, te osoby, które uczyniły wysiłki takich osób jak Marcin Józefaciuk walką z wiatrakami, inwestycją bez szans na jej owoce…

 

A tym co mnie smuci jeszcze bardziej, to wizja rodzącej się fali decyzji, takich jak ta, kolegi dyrektora Zespołu Szkół Rzemiosła w Łodzi. Fali, która jest jeszcze tylko potencjalną możliwością, ale która już pobrzmiewa w wypowiedziach wielu, wspaniałych, twórczych i lubianych przez ich środowiska dyrektorek i dyrektorów szkół, przedszkoli i innych placówek oświatowych.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Od wychowawcy dziewcząt z problemami do propagatora wychowania seksualnego

 

Realizując zapowiedź, daną w zakończeniu poprzedniej części moich wspomnień Esej wspomnieniowy cz. IV.7. Jak szukałem nowej pracyw zdaniu: „O kolejnych latach mojej pedagogicznej pracy, aż do „epokowego” przełomu w 1988 roku, opowiem w kolejnym, już V rozdziale moich wspomnieniowych esejów, który będzie nosił tytuł „Od wychowawcy dziewcząt z problemami do propagatora wychowania seksualnego”, przystępuję do kolejnej części mojej opowieści. Tym razem będzie to materiał trzyczęściowy:

 

1.O mojej pracy resocjalizatora „trudnych” dziewcząt.

 

2.Kolejne lata działalności w TWP – o profilaktyce narkomanii i problemach dojrzewania

 

3.Ponowna zmiana pracodawcy na IKN ODN i XXIII LO w Łodzi.

 

 

x           x           x

 

 

O mojej pracy resocjalizatora „trudnych” dziewcząt

 

O tym jak doszło do tego, że od 1 września 1983 roku moim nowym miejscem pracy stał się III Państwowy Młodzieżowy Ośrodka Wychowawczy w Łodzi opowiedziałem już w poprzednim odcinku moich wspomnień – TUTAJ

 

Foto: www.facebook.com/mow3lodz

 

Budynek, który w początku lat osiemdziesiątych XX wieku stał się siedzibą III Państwowego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego (III PMOW) – od 1986 roku noszącego imię Marii Grzegorzewskiej. Ośrodek ten funkcjonuje tam nadal pod nazwą Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy nr 3 im. Marii Grzegorzewskiej. [Zdjęcie współczesne.]

 

 

Na początek kilka informacji organizacyjnych. III PMOW był ośrodkiem dla dziewcząt, w którym przebywało – w pięciu grupach – ok. 60 wychowanek w wieku od 13 lat do pełnoletniości lub do ukończenia zasadniczej szkoły zawodowej, nauczającej w zawodzie krawcowej. W ośrodku działały dwie szkoły specjalne dla niedostosowanych społecznie: szkoła podstawowa z klasami V – VIII i Zasadnicza Szkoła Odzieżowa. Nie licząc nauczycieli przedmiotów ogólnokształcących i zawodowych – na etacie wychowawcy pracowało tam kilkanaście osób – kobiet i mężczyzn. O ile szkoły funkcjonowały tylko w dni robocze, to wychowawczynie i wychowawcy pracowali we wszystkie dni tygodnia, w których dziewczyny były w szkole – od godziny kiedy kończyły one zajęcia szkolne – teoretyczne lub praktyczne, do godziny 22-ej, a także w niedziele i święta. Ponadto jedna/jeden wychowawczyni/wychowawca dyżurował(-a) w godzinach nocnych – od 22-ej do 8-ej dnia następnego. W dalszej części opowieści o pracy w III PMOW, dla ułatwienia relacji, będę używał wyłącznie formy „wychowawcy” – zawsze w znaczeniu „kobiety i mężczyźni”.

 

Grupy wychowawcze kompletowane były według zasady, że wychowanki były uczennicami tej samej lub „sąsiedniej” klasy szkoły podstawowej lub szkoły zawodowej.Ta zasada wynikała z potrzeb organizacji pracy wychowawców – dzięki temu że dziewczyny kończyły lekcje w szkole o tej samej porze i można było dopasować godziny rozpoczęcia dyżuru wychowawcy. Ja zostałem przydzielony do grupy drugiej, w której były dziewczyny uczące się w Zasadniczej Szkole Odzieżowej, w której pracowałem w parze z Bożeną Kwasiborską, pracującą tam w tej roli już od wielu lat. Ale dyżury wychowawcze z naszą grupą miała także… Lili Madalińska. Bo III PMOW był jej placówką „bazową” – jako wizytatora-metodyka ds. profilaktyki i resocjalizacji.

 

 

Na zdjęciu wychowanki grupy II w towarzystwie dyrektora Zbigniewa Gaberkowicza (siedzi w pierwszym rzędzie w środku) oraz wychowawców: Bożeny Kwasiborskiej (po lewej stronie) i piszącego te wspomnienia (po stronie prawej). Zdjęcie zrobiono prawdopodobnie w dniu nadania Ośrodkowi imienia Marii Grzegorzewskiej.

 

 

I jeszcze jedna informacja z kategorii prawno-organizacyjnycj, która wszak jest ważna dla kontekstu obrazu tej mojej nowej pracy. Otóż może nie wszyscy czytający te wspomnienia wiedzą, że wychowawca w placówce typu młodzieżowy ośrodek wychowawczy podlegał Ministerstwu Edukacji Narodowej i obowiązywała tam także Karta Nauczyciela. Co za tym idzie – to ta ustawa regulowała czas pracy i zasady wynagradzania. W latach osiemdziesiątych etat wychowawcy w tego typu placówce to 24 godziny zegarowe w tygodniu. Natomiast wynagrodzenie było określane według tych samych zasad jak dla nauczycieli szkolnych, to znaczy w zależności od poziomu wykształcenia i stażu pracy, ale z powodu „trudnych warunków pracy” zwiększone o 60%. Także Karta Nauczyciela regulowała liczbę dni urlopu – jak dla placówek nieferyjnych, czyli 42 dni.

 

Nie wchodząc w szczegóły: z powodu potrzeby zapewnienia opieki wychowawczej nad dziewczynami przez wszystkie dni tygodnia, także w niedziele i święta oraz ferie szkolne, a także co kilka tygodni pełnienie nocnego dyżuru, opłacanego z dodatkiem za pracę w nocy – do podstawowej pensji, obok owego dodatku za trudne warunki pracy dochodziła spora kwota za godziny ponadwymiarowe, co w sumie czyniło miesięczną wypłatę znacząco wyższą od tej, którą mógłbym dostawać, gdybym zrobiwszy doktorat, pracował jako adiunkt na UŁ. Także o wiele, wiele wyższą, niż miałbym w wojewódzkiej poradni. Można więc powiedzieć, iż sprawdziło się powiedzenie, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...

 

Ale nic darmo…

 

Pierwszą „ceną” były godziny pracy. Średnio 4 razy w tygodniu wychodziłem z domu około 13-ej i wracałem dobrze po 22-ej. O pracy – co prawda tylko „od czasu do czasu” – w niedziele, oraz o owych „nockach” już informowałem. Ale były to także dyżury w dni świąteczne.

 

Drugą „specyficzną” cechą tej pracy było jej „twórcze improwizowanie”, czyli w odróżnieniu od pracy nauczyciela, który ma obowiązek realizowania ministerialnego programu nauczania, wychowawca tak naprawdę realizował swój autorski program działań wychowawczo-resocjalizacyjnych, w znacznym procencie powstający jako reakcja na zaistniałą „tu i teraz” sytuację. Bo niezależnie od tego co sobie zaplanował na dany tydzień, na ten konkretny dzień – i tak o tym co będzie z dziewczynami robił zawsze zależało od nieprzewidywalnych, przypadkowych zdarzeń, od zachowań konkretnych dziewczyn, albo od aktualnej sytuacji w grupie, będącej wypadkową zupełnie nieprzewidywalnych czynników.

 

 

x          x          x

 

 

Nie bójcie się, nie będę tu opisywał wszystkich moich dni spędzonych w Ośrodku przy Drewnowskiej. Na całe szczęście, nawet gdybym chciał, to czas zrobił swoje i niewiele już z tamtego okresu pamiętam. Ale, tak dla ilustracji, o kilku zdarzeniach opowiem. Lecz zanim o tym – dla uspokojenia purystów prawa oświatowego, najpierw o moich pierwszych studiach podyplomowych.

 

Jak wiadomo – podejmując pracę w ośrodku wychowawczym powinienem mieć kwalifikacje z obszaru pedagogiki resocjalizacyjnej. Jako że takich nie miałem – zostałem zatrudniony warunkowo: że w najbliższym możliwym terminie uzupełnię moje wykształcenie. A możliwe to było wyłącznie w trybie zaocznych studiów podyplomowych w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Na rozpoczęcie nauki w roku akademickim 1983/84 szans już nie miałem, dlatego studentem owej szacownej uczelni zostałem dopiero w październiku 1984 roku. Studia te trwały trzy semestry. Realizowałem program studiów w zakresie pedagogika specjalna – resocjalizacja. Niestety nie pamiętam żadnych konkretnych szczegółów, nazw przedmiotów i nazwisk wykładowców. Zaginął gdzieś indeks. Nie wiem co spowodowało, że jedyną osobą, której personalia mogę dziś podać, to psycholog – profesor Kazimierz Pospiszyl. Być morze to pod jego kierunkiem pisałem pracę dyplomową. Bezsprzecznie miałem z nim zajęcia, zapamiętałem je nie tylko jako ciekawe, ale bardzo wartościowe – w znaczeniu przydatne w mojej codziennej pracy z dziewczynami.

 

A jedynym materialnym „świadkiem” tych studiów jest znaleziony w domowym archiwum rękopis pisanej wtedy pracy (być może była to nawet praca dyplomowa), której tytuł jest kolejnym dowodem jak bardzo właśnie ten temat stał się moim „prelegenckim” hobby prowadzonej w tym czasie działalności w TWP: „Analiza porównawcza systemów resocjalizacji narkomanów: „SYNANON” w USA i „MONAR” w Polsce”.

 

Studia ukończyłem 27 kwietnia 1986 roku – inny by się chwalił, ja jedynie poinformuję: „z wynikiem bardzo dobrym”. Od tej pory byłem już w pełni wykwalifikowanym nauczycielem-wychowawcą w III PMOW w Łodzi.

 

 

x          x          x

 

 

A teraz kilka „fleszy pamięci” o mojej tam pracy. Z oczywistych powodów (w pamięci najsilniej utrwalają się wydarzenia niestandardowe)  nie będą to opowieści o codziennych dyżurach wychowawczych. Bo one były – z jednej strony – zrutynizowane porządkiem dnia (posiłki, odrabiane lekcji, przygotowania do snu), zaś z drugiej strony – nieprzewidywalne, bo zależne od indywidualnych problemów i stanów psychicznych dziewczyn i przez to szybko zacierające się w pamięci, bo po nich następowały wciąż nowe i nowe, każdego kolejnego dnia…

 

Oto co z owych niecodziennych wydarzeń pamiętam do dziś, choć upłynęło od tamtych dni ponad trzydzieści lat.

 

Czytaj dalej »



Foto: Marek Baranowski/KPRP [www.prezydent.pl/kancelaria/]

 

Powołana wczoraj Rada ds. Młodzieży przy Prezydencie RP

 

 

Najdawniej swoją Radę Dzieci i Młodzieży mają kolejni ministrowie edukacji. Po raz pierwszy powstała ona z inicjatywy ówczesnej minister Anny Zalewskiej w 2016 roku.

 

 

Przy Radzie Ministrów działa Rada Dialogu z Młodym Pokoleniem, powołana w jej pierwszym składzie w październiku 2019 roku przez wicepremiera Piotra Glińskiego, która aktualnie pracuje już w drugiej edycji jej składu.

 

 

Od grudnia 2020 roku swoją Młodzieżową Radę Sprawiedliwości ma Minister Sprawiedliwości.

 

 

We wrześniu 2020 roku został powołany pełnomocnik rządu ds. młodzieży. Zostal nim 27-letni Piotr Mazurek, działający na rzecz pamięci „żołnierzy wyklętych”, inicjator akcji „Goń z pomnika bolszewika:. Będzie on monitorował działania młodzieży w Polsce i szykował strategię rządu w zakresie polityki młodzieżowej.

 

 

I dopiero teraz, w Dniu Edukacji Narodowej, zainaugurowano działalność Rady ds. Młodzieży przy Prezydencie RP. Oto obszerne fragmenty informacja na ten temat, zaczerpnięta ze strony Kancelarii Prezydenta RP:

 

Foto: Marek Baranowski/KPRP [www.prezydent.pl/kancelaria/]

 

Prezydent powołał Radę ds. Młodzieży

 

Tworzenie forum debaty i dialogu społecznego dotyczącego spraw młodych oraz opracowywanie założeń prezydenckich inicjatyw legislacyjnych to jedne z głównych celów powołanej dziś przez Andrzeja Dudę Rady ds. Młodzieży. W składzie: m.in. przedstawiciele samorządowych rad młodzieżowych, organizacji studenckich oraz klimatycznych. […]

 

W Pałacu Prezydenckim odbyło się dziś także inauguracyjne posiedzenie Rady zatytułowane: „Młodzi wobec wyzwań przyszłości”.

 

Powołanie Rady stanowi zwieńczenie trwających ponad rok konsultacji społecznych z cyklu „Młodzi w Pałacu”, w ramach których odbyło się ponad sto spotkań. Były to dyskusje z niemal dwustoma środowiskami młodzieżowymi – przedstawicielami młodzieżowych rad gmin, miast, powiatów i sejmików wojewódzkich; organizacjami harcerskimi, studenckimi; młodzieżowymi organami doradczymi przy ministrach; organizacjami sportowymi; licznymi fundacjami i stowarzyszeniami; a także organizacjami zrzeszającymi osoby z niepełnosprawnościami oraz młodzieżówkami partii politycznych od prawicy do lewicy.

 

–To następny krok służący wzmocnieniu głosu młodych ludzi w Pałacu Prezydenckim. To pierwsze w historii ciało doradcze skupione wokół Prezydenta, służące wzmocnieniu debaty na temat spraw poświęconych młodzieży – mówi Doradca Prezydenta RP ds. młodzieży Łukasz Rzepecki, który został dziś przewodniczącym Rady.

 

 

Skład Rady ds. Młodzieży przy Prezydencie RP – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.prezydent.pl/kancelaria/

 



Zaczynamy od Kancelarii Premiera. Oto fragmenty informacji zamieszczonej wczoraj na stronie www.gov.pl/web/premier :

 

Edukacja publiczna jest naszym dobrem wspólnym. Nauczyciele są jego twórcami

 


Foto:www.gov.pl/web/premier/

 

Podczas uroczystości z okazji Dnia Edukacji Narodowej premier Mateusz Morawiecki oraz minister edukacji i nauki, Przemysław Czarnek, wręczyli nauczycielom i pracownikom oświaty odznaczenia oraz nagrody. To docenienie wyróżniających się osiągnięć oraz zasług dla rozwoju oświaty i wychowania. Obchodom święta nauczycieli towarzyszył koncert utworów do słów C. K. Norwida.

 

Dzień Edukacji Narodowej to święto wszystkich nauczycieli i pracowników oświaty. Podczas uroczystości w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów szef rządu podziękował przedstawicielom tej grupy za wysiłek i zaangażowanie, które pozwoliły sprostać wyzwaniom stawianym przez czas pandemii.

 

Dziękujemy nauczycielom, że z dnia na dzień stali się ekspertami w dziedzinie informatyki, że udało się wypracować odpowiednie metody uczenia, aby sprostać wyzwaniom przed jakimi stanęliśmy w dobie COVID-19 – powiedział premier Mateusz Morawiecki.

 

Szef rządu zwrócił także uwagę na zmiany zachodzące w modelu współczesnego kształcenia oraz potrzebę kształtowania postawy ciągłego rozwoju – Nauczyciele stają się coraz ważniejsi w budowie świata przyszłości. Świata, w którym kształcenie będzie przez całe życie. I dodał: Wiedza pozyskiwana i poszerzana w szkole jest podstawą do kształtowania charakteru, ducha i umysłów naszej młodzieży.

 

Kończąc swoje wystąpienie premier Mateusz Morawicki podziękował nauczycielom za ich trud, cierpliwość do uczniów i wysiłek. Szef rządu podkreślił także znaczenie codziennych działań nauczycieli dla budowania lepszej Rzeczypospolitej Polskiej. […]

 

 

 

Cały komunikat „Edukacja publiczna jest naszym dobrem wspólnym. Nauczyciele są jego twórcami” – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.gov.pl/web/premier/

 

 

x           x           x

 

 

O udziale w tej samej uroczystości ministra Przemysława Czarnka można było już wczoraj przeczytać na stronie www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka. Oto fragmenty tej informacji:

 

 

Ogólnopolskie obchody Dnia Edukacji Narodowej 2021

 

Foto: www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/

 

Dziś, 14 października br. w gmachu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów odbyła się uroczystość z okazji Dnia Edukacji Narodowej, w której uczestniczyli członkowie kierownictwa MEiN. W wydarzeniu wziął udział również Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki. Podczas uroczystości minister Przemysław Czarnek wręczył odznaczenia państwowe, medale, nagrody oraz tytuły honorowego profesora oświaty kilkudziesięciu osobom. W wydarzeniu wzięli udział również Sekretarz Stanu w MEiN Dariusz Piontkowski, Sekretarz Stanu w MEiN Wojciech Murdzek.

 

Wszystkim Państwu nauczycielom, życzę samych sukcesów, ciągłego rozwoju, satysfakcji z pracy i w życiu osobistym – powiedział Minister Edukacji Nauki Przemysław Czarnek podczas ogólnopolskich obchodów Dnia Edukacji Narodowej. […]

 

Minister przypomniał, że trwają rozmowy z członkami Zespołu ds. statusu zawodowego nauczycieli, w ramach których toczy się dyskusja o pragmatyce zawodowej nauczycieli. – Wróciliśmy energicznie do rozmów niełatwych ze związkami zawodowymi. Chcemy w tych rozmowach dojść do celu, którym jest uatrakcyjnienie zawodu nauczyciela – wskazał szef MEiN. Minister Przemysław Czarnek podkreślił, że Ministerstwo Edukacji i Nauki przygotowało rozwiązania, dzięki którym jest możliwe zmniejszenie biurokracji w szkole, dzięki czemu nauczyciele będę mieli więcej czasu na bezpośrednią pracę z uczniami. 

 

Szef MEiN przypomniał, że zmiany w pragmatyce zawodowej będą powiązane z podniesieniem płac. Wynagrodzenie nauczyciela wchodzącego do zawodu wzrośnie z 3,5 tys. zł do blisko 5 tys. zł. Z kolei pensja nauczyciela dyplomowanego z przeciętnego wynagrodzenia 6,5 tys. zł będzie zwiększona do blisko 8,5 tys. zł. – To wszystko ma spowodować podniesienie atrakcyjności zawodu nauczyciela, etosu zawodu, odbudowę autorytetu, jaki nauczyciel zawsze miał i jakim powinien być darzony. Wszystko po to, by kształcenie naszych dzieci było na jeszcze wyższym poziomie – powiedział minister.[…]

 

Minister Edukacji i Nauki zaznaczył również, że zmiany, które chce wprowadzić resort, by uatrakcyjnić zawód nauczyciela, będą kosztowały budżet państwa rocznie blisko 8 mld zł. Tym samym wzrośnie subwencja oświatowa na niespotykaną dotąd skalę. Szef MEiN przypomniał ponadto o programach, które cieszą się ogromnym zainteresowaniem szkół i wpływają na poprawę warunków pracy. Jednym z nich są Laboratoria Przyszłości, na które rząd przeznaczy 1 mld zł. Dzięki tym środkom możliwy będzie zakup drukarek 3D, robotów i innych nowoczesnych urządzeń. Kontynuowany będzie również program „Poznaj Polskę”, którego pilotaż zakończył się dużym sukcesem. Dzięki kolejnym środkom przeznaczonym na realizację przedsięwzięcia, uczniowie wraz z nauczycielami będą mogli odwiedzać ważne miejsca dla naszej kultury, nauki, historii, których potencjał edukacyjny nie był wcześniej wykorzystywany. – Panie Premierze dziękujemy za te programy, za ich finansowanie, bo to wszystko ma wpływ na pracę nauczycieli – powiedział minister. […]

 

 

 

Cała informacja Ogólnopolskie obchody Dnia Edukacji Narodowej 2021 TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/

 



 

 

MAJĄC PRZED OCZYMA ŻYCZENIA SKŁADANE PRZED ROKIEM *,

 

ŚWIADOM OKOLICZNOŚCI W KTÓRYCH PRZYSZŁO NAM DZIŚ ŚWIĘTOWAĆ,

 

ŻYCZĘ W DNIU DZISIEJSZEGO ŚWIĘTA WSZYSTKIM PRACUJĄCYM W EDUKACJI

 

WIARY W TO, ŻE NIE BYŁO JESZCZE DYKTATURY, KTÓRA TRWAŁA WIECZNIE

 

I PRZEKONANIA, ŻE NAUCZYCIEL JEST PRZEWODNIKIEM, A NIE EGZEKUTOREM.

 

I OCZYWIŚCIE ZDROWIA ORAZ ODPORNOŚCI NA WSZELAKIE ZARAZY !

 

 

WŁODZISŁAW KUZITOWICZ

redaktor „Obserwatorium Edukacji”

 

14 października 2021 roku

 

 

*Zobacz   TUTAJ



Foto:Albert Zawada /PAP [www.rmf24.pl]

 

Przedstawiciele Związku Nauczycielstwa Polskiego, Wolnego Związku Zawodowego „Forum-Oświata”, wchodzącego w skład Forum Związków Zawodowych oraz KSOiW NSZZ „Solidarność” – podczas dzisiejszego spotkania w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog”.

 

 

Dziś (13 października 2021 r.) portal Prawo.pl zamiścił tekst Moniki Sewastianowicz pt. „Związki zawodowe solidarnie przeciwne zmianom w Karcie Nauczyciela”. Oto jego dwa fragmenty; wyróżnienia tekstu podkreśleniami i pogrubioną czcionką – redakcja OE:

 

Przedstawiciele ZNP, Forum Związków Zawodowych i oświatowej Solidarności po spotkaniu w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog” wyrazili zdecydowany sprzeciw wobec zapowiadanych przez MEiN zmian w Karcie Nauczyciela – mają wejść w życie we wrześniu 2022 r.

 

Zdecydowanie odrzucamy propozycje Ministerstwa Edukacji i Nauki z 21 września 2021 r. dotyczące zmian w pragmatyce nauczycielskiej głosi pierwszy punkt. W drugim punkcie sygnatariusze domagają się powiązania wysokości minimalnych stawek wynagrodzeń zasadniczych nauczycieli z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej. Związkowcy domagają się również przywrócenia nauczycielom uprawnień do emerytur na zasadach określonych w art. 88 Karty Nauczyciela. […]

 

-Największym uatrakcyjnieniem zawodu nauczyciela jest – mam wrażenie – sam minister mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNPZmiany, które proponuje resort są nastawione raczej na oszczędności, a nie poprawę sytuacji nauczycieli i zachęcenie młodych ludzi, by chcieli podejmować się wykonywania tego zawodu. Wątpliwy jest pomysł likwidacji średnich wynagrodzeń, oczywiście nie jest to system idealny, ale dzięki temu wiadomo było przynajmniej, jaki pułap ma osiągać wynagrodzenie nauczycieli. Taka zmiana może doprowadzić do sytuacji, gdy pedagodzy będą otrzymywać po prostu płacę minimalną – tłumaczy wiceprezes ZNP.


Podobny skutek zmiana może mieć dla kwot dodatków – będą one minimalne. W dodatku część świadczeń zniknie, jak choćby świadczenie „Na start”.Przypomnijmy, że zastąpiło ono wyższy dodatek na zagospodarowanie, a teraz w ogóle ma ono wejść w skład płacy zasadniczej – mówi Krzysztof Baszczyński.

 

 

Cały artykuł „Związki zawodowe solidarnie przeciwne zmianom w Karcie Nauczyciela” – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.prawo.pl/oswiata/



x          x          x

 

 

O tym spotkaniu poinformowano także na stronie RMF24w materiale zatytułowanym „Nauczyciele nie zgadzają się na propozycje Czarnka. Czego się domagają?”. Oto fragmenty, poszerzające informacje podane na portalu Prawo.pl:

 

[…]

 

W spotkaniu uczestniczyli ze strony Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” Monika Ćwiklińska i Andrzej Piegutkowski, ze strony FZZ „Forum-Oświata” m.in. Sławomir Wittkowicz oraz ze strony ZNP – m.in. Sławomir Broniarz.

 

Zaproszenie na spotkanie do Forum Związków Zawodowych i Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania wystosował w ubiegłym tygodniu Związek Nauczycielstwa Polskiego. Zaproponował pozostałym dwóm związkom omówienie działań związanych z propozycjami MEiN, jakie minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek przedstawił 21 września związkom na posiedzeniu zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty. […]

 

Propozycje MEiN odrzuciły w całości ZNP i SKOiW NSZZ „Solidarność”. […] Należący do Forum Związków Zawodowych Wolny Związek Zawodowy „Forum-Oświata” odrzuca propozycje MEiN z wyjątkiem jednego proponowanego rozwiązania – ustalania przez ministra edukacji i nauki w drodze rozporządzenia minimalnych stawek dodatków do wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli.

 

Swoje stanowiska związki przesłały do resortu edukacji i nauki. Kolejne posiedzenie zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty jest 22 października.

 

 

Źródło: www.rmf24.pl

 



Źródło: www.google.com

 

 

Ponad tydzień temu (4 października 2021) portal „Juniorowo” zamieścił obszerny tekst Elżbiety Manthey, zatytułowany Po co komu zebrania rodziców?”. Uznaliśmy, że zawarte w nim spostrzeżania i opinie warte są udostępnienia. Oto fragmenty tego tekstu; wyróżnienia podkreśleniami i pogrubioną czcionką – redakcja OE:

 

 

Szkolne zebrania z rodzicami. Nauczyciele się nimi stresują, rodzice gimnastykują się, żeby wcisnąć je w trzeszczący w szwach grafik swoich obowiązków, a potem siedzą na niewygodnych uczniowskich krzesełkach i nerwowo patrzą na zegarki. Czy te zebrania są komukolwiek potrzebne?

 

Typowe zebranie rodziców: nauczyciel przekazuje przygotowane wcześniej informacje, plus ewentualnie plik dokumentów do podpisu a na pierwszym zebraniu w roku szkolnym łapanka do trójki klasowej. Wersja rozszerzona: jest jakiś problem w klasie, albo któraś z informacji budzi wątpliwości i jest wśród rodziców ktoś odważny, kto się wypowie. Wywiązuje się dyskusja, która zazwyczaj donikąd nie prowadzi, bo albo nauczyciel nic nie może („takie mamy realia”, „to nie ode mnie zależy”, takie są decyzje dyrekcji”, „takie są szkolne zasady”), albo rodzice nie są w stanie dojść między sobą do porozumienia w kwestii tego, czego tak naprawdę chcą, na czym im zależy i o co im chodzi. […]

 

Takie zebrania to strata czasu. Informacyjna funkcja zebrań jest już nieaktualna. W świecie, kiedy informacje można przekazywać na dziesiątki różnych sposobów spotkanie w szkole nie jest potrzebne do ogłoszenia zasad oceniania, systemu przyznawania karnych punktów z zachowania, czy że w tym roku nie będzie podwieczorków, jeśli nie zakłada się otwartości na dyskusję wokół tych tematów (a zazwyczaj szkoła nie zakłada). Nie ma większego sensu spotykanie się z ludźmi, których nie ma się zamiaru wysłuchać i których zdania i tak nikt nie weźmie pod uwagę. A straszenie tym, że „będzie ciężko” to w ogóle jakaś pomyłka, bo niby co rodzice mają zrobić z taką ponurą wizją?

 

Takie zebrania to teatra władzy, który rozrywa się w szkole od początku jej istnienia. Rodziców zawiadamia się o zebraniu, a właściwie wzywa na nie („obecność obowiązkowa”), sadza się ich w uczniowskich ławkach, po czym nauczyciel wykłada im to, co ma do zakomunikowania. Rodzice wchodzą w tę rolę jak w masło – znów na godzinę stają się dziećmi, które nie chcą się wychylać, żeby nie rozgniewać pani. […]

 

Czy w takim razie zebrania rodziców w szkole są niepotrzebne? Wręcz przeciwnie – potrzebne są bardzo! Spotkania z rodzicami mogą być czymś niezwykle konstruktywnym i wzmacniającym dla procesu edukacyjnego, środowiska szkolnego, nauczycieli i samych rodziców. Tylko żeby tak było, trzeba do nich podejść zupełnie inaczej.

 

Czytaj dalej »