Już na początku działalności „Obserwatorium Edukacji”, a konkretnie 1 listopada 2014 roku, powstała tradycja zamieszczania okolicznościowego materiału, poświęconego wspomnieniu „Osoby Znaczącej” – znaczącej dla mnie, ale także dla mojego środowiska społecznego, którym najpierw było harcerstwo, a później oświata. Złożyłem wtedy taką deklarację:

 

Obserwatorium Edukacji” pragnie włączyć się w tą sztafetę wspomnień o Tych Którzy Odeszli – Nauczycielkach i Nauczycielach, tych którzy byli naszymi Koleżankami i Kolegami, a także tych, którzy dla nas, uczniów, byli  Autorytetami, którym zawdzięczamy w naszym życiu to, kim się staliśmy. Niech każdy, patrząc na płomień tego znicza, wspomni ich takimi, jakimi ich pamięta…

 

 

Pierwszą postacią o której wówczas zamieściłem krótkie wspomnienia była Maria Wocalewskałodzianka, nauczycielka przyrody w łódzkich szkołach, Harcmistrzyni Rzeczpospolitej, pierwsza Naczelniczka Głównej Kwatery Żeńskiej ZHP (w latach 1921-23), która poległa w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego.

[Źródło: www.obserwatoriumedukacji.pl]

 

A dalej, każdego 1. listopada zamieszczałem kolejne wspomnienia:

 

1 listopada 2015 r. – Felieton Dzień Wspomnień o Tych Którzy Odeszli poświęciłem wspomnieniu Osoby, która w młodzieńczym etapie mojego życia odegrała ważna, inspirującą rolę dr Aleksandrze Majewskiej.

 

1 listopada 2016 r. – Wspomnienie o rzeczywistej twórczyni gimnazjów – Irenie Dzierzgowskiej

 

1 listopada 2017 r. – Wspomnienie o Annie Radziwiłł: „Wspomnienie o nauczycielce, wiceministrze edukacji – arystokratce nie tylko z nazwiska!”

 

1 listopada w 2018 r. zamieściłem jedynie taki apel:

 

Odwiedzając dzisiaj cmentarze, na których znajdują się groby naszych bliskich zmarłych: rodziców, krewnych, przyjaciół, wspomnijmy także naszych nauczycieli, tych, którzy byli dla nas przewodnikami w wędrówce od niewiedzy ku wiedzy, od nieodpowiedzialnego dzieciństwa do dojrzałości.

 

1 listopada 2019 r. – wspomnienie Danuty Falak – wieloletniej dyrektorce XXVI LO w Łodzi: „Dzień Pamięci o Naszych Bliskich i Znajomych, którzy odeszli.”

 

1 listopada 2020 roku – felieton Dr Aleksandra Majewska – zapomniana pedagog nie tylko poradnictwa”

 

 

x           x           x

 

 

Dziś, podobnie jak uczyniłem to przed siedmioma laty, przywołam osobę nauczycielki i zasłużonej instruktorki ZHP, także łodzianki, nauczycielki szkolnictwa specjalnego i Komendantki Chorągwi Łódzkiej ZHP – Harcmistrzyni Władysławy Matuszewskiej.

 

 

Władysława Matuszewska urodziła się w Łodzi 28 listopada 1908.Jej droga do zawodu nauczycielskiego rozpoczęła się od ukończenia Miejskiego Seminarium Nauczycielskiego, a później Państwowego Instytutu Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Już w roku szkolnym 1929/30 rozpoczęła pracę nauczycielki w Ostrowiu Kaliskim. Po powrocie do Łodzi podjęła pracę, jako jedna z prekursorek, w szkołach specjalnych.

 

Już jako młoda dziewczyna wstąpiła do ZHP. Od 1926 roku należała do 4 Łódzkiej Drużyny Harcerek, której dwukrotnie (w latach 1927/28 i 1931/36 była drużynową. W latach 1932 – 1935 pelniła funkcje Komendantki II Hufca Harcerek. W latach 1936 – 1937 była Zastępczynią Komendantki Chorągwi Łódzkiej Harcerek, a podczas urlopu ówczesnej Komendantki hm. Anny Dylikowej – kierowała pracą tej Chorągwi. W okresie poprzedzającym wybuch II Wojny Światowej została Komendantką Pogotowia Harcerek Chorągwi Łódzkiej.

 

W chwili wybuchu wojny Władysława Matuszewska miała niespełna 31 lat. Już od początku niemieckiej okupacji podjęła działalność konspiracyjną – kierowała działalnością harcerek, które pomagały więźniom w Radogoszczu, kolportowały prasę, pełniły rolę kurierek. Po aresztowaniu została wywieziona do obozu koncentracyjnego w Wolfen, gdzie prowadziła tajne nauczanie dla więzionych tam polskich dziewcząt. W latach 1943 – 1945 była więźniarką KL Ravensbrück, gdzie działała w konspiracyjnej drużyny harcerskiej „Mury”.

 

Po wyzwoleniu obozu została wraz z innymi więźniami ewakuowana do Szwecji, do miejscowości Doverstorp, gdzie utworzyła drużynę harcerską „Wędrowne Ptaki”, składającą się z 40 polskich dziewcząt w wieku od 14 do 20 lat.

 

Po powrocie do Polski w październiku 1945, już w marcu 1946 została Komendantką Chorągwi Łódzkiej ZHP i pełniła te obowiązki do likwidacji ZHP w 1949 roku.

 

Po reaktywowaniu na Zjeździe Łódzkim w grudniu 1957 roku Związku Harcerstwa Polskiego została ponownie Komendantką Chorągwi Łódzkiej ZHP i pełniła tą funkcję do 1961 roku.

 

To w tym okresie, jako młody chłopak, który w tym samym czasie kiedy Ona została ponownie komendantką łódzkich harcerek i harcerzy, wstąpił do ZHP i w czerwcu 1957 roku złożył Przyrzeczenie Harcerskie, a  w 1959 roku jeździł na kurs dla zastępowych, zaś od jesieni 1960 roku gdy został drużynowym zuchów – widywałem Ją nie tylko podczas harcerskich uroczystości, co miało miejsce najpierw w ówczesnej siedzibie Komendy Chorągwi Łódzkiej, która tak jak i Komenda Hufca Polesie, mieściła się początkowo w pałacyku przy ul. Piotrkowskiej 262/264, a później, już w nowej siedzibie KCHŁ w dawnej willi Richtera przy ulicy – wówczas Gdańskiej, dziś Stefanowskiego 19. 

 

I to w tym początkowym okresie mojej harcerskiej działalności była ona dla mnie i moich rówieśników symbolem tego odrodzonego, przedwojennego harcerstwa obok pierwszego komendanta mojego poleskiego hufca – druha harcmistrza Mariana Pietrzyckiego (także nauczyciela) i – już wtedy legendy – Aleksandra Kamińskiego….

 

Ale nie mogę pominąć w tym wspomnieniu powojennej pracy Władysławy Matuszewskiej w szkolnictwie specjalnym. W latach 1945 – 1968 pracowała – najpierw w Szkole Podstawowej Specjalnej nr 8, a następnie w w Szkole Podstawowej Specjalnej nr 105, której po kilku latach została kierowniczką.

 

Przez wiele lat kierowała referatem Nieprzetartego szlaku ZHP w Łodzi, skupiającego drużyny harcerzy niepełnosprawnych w szkołach specjalnych.

 

Władysława Matuszewska była wielokrotnie odznaczana i nagradzana, w tym m.in.: Medalem Zwycięstwa i Wolności, Medalem za Udział w Wojnie Obronnej 1939 roku, Krzyżem Oświęcimskim, a także Krzyżami za zasługi dla ZHP: srebrnym, Złotym oraz z Rozetą i Krzyżami, Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, oraz Medalem Komisji Edukacji Narodowej. Została także wyróżniona Nagrodą Miasta Łodzi „za szczególne osiągnięcia społeczne i w działalności harcerskiej i oświatowej”.

 

Władysława Matuszewska zmarła 20 lipca 1999 roku i została pochowana na łódzkim cmentarzu na Mani (Św. Antoniego), w pobliżu wejścia na cmentarz od ul. Siewnej – z głównej alei druga alejka w lewo.

 

 

Przygotowując tekst tego wspomnienia korzystałem z notatki w Wikipedii oraz z pracy Stanisława Puchały „Poczet harcmistrzyń i harcmistrzów T II” (s. 76)

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 



Dzisiejszy felieton nie jest o żadnym wydarzeniu, które stało się tematem materiału zamieszczonego w ubiegłym tygodniu na OE. Ale i nie jest to jakiś ogólnopolski event albo afera na miarę sejmowej debaty nad podpisanym przez 140 tys. osób – zwolenników Kai Godek i Fundacji „Życie i Rodzina” – projektem ustawy „STOP LGBT”.

 

Temat, a niektórzy mogą powiedzieć „temacik”, który wyzwolił głębokie pokłady mojego sprzeciwu, to bardzo lokalne wydarzenie, jakim było odwołanie klasowej imprezy w krakowskiej Szkole Podstawowej nr 34 im. Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, wchodzącej w sklad Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 4 przy ul. Urzędniczej.

 

Informację o tym znalazłem na stronie portalu dla rodziców i nauczycieli „Miasto pociech”, który 26 października zamieścił tekst zatytułowany „Dzieci miały się bawić na balu halloweenowym, ale w szkole interweniowało kuratorium oświaty”. Podstawową informację zawiera ten akapit:

 

Bal […] miał trwać tylko godzinę, uczniowie mogli się przebrać, a rodzice z trójki klasowej zorganizowali słodki poczęstunek. Niestety jednemu z rodziców nie spodobał się pomysł wychowawcy klasy i zadzwonił do kuratorium oświaty z prośbą o interwencję. Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty, natychmiast zareagowała na to zgłoszenie i bal odwołano

 

Więcej informacji znajdziecie czytając cały materiał na stronie „Miasto pociech” – TUTAJ

 

Zdecydowałem się poczekać z informacją o tym kolejnym przejawie niesłychanej operatywności Małopolskiej Kurator Oświaty – Barbary Nowak do niedzieli, bo nie chciałem pozostawić tego wydarzenia bez komentarza. A mam takowych – komentarzy – kilka:

 

Pierwszym jest zwrócenie uwagi na – nawet nie niepokojące a wręcz groźne – zjawisko, jakie dało o sobie znać w tej szkole. Otóż nikt nie może mieć już złudzeń, że pod rządami obecnego ministra edukacji i stojących za nim sił politycznych czeka nas dyktatura donosicieli – popleczników władzy, wyznawców histerycznych poglądów „hiperpoprawnych Polaków-katolików”.

 

Skoro tam, w Krakowskiej szkole, wystarczyła jedna „zgorszona” przygotowywanym przez rodziców i dzieci klasowym balem halloweenowym osoba, aby zareagował najwyższy wojewódzki urzędnik nadzoru w sposób, jakby przygotowywano jakąś obsceniczną imprezę, albo wręcz zabawę ze środkami wybuchowymi, to czy nadal możliwe będzie tworzenie i funkcjonowanie szkolnych społeczności: uczniów, ich rodziców i nauczycieli, którzy potrafią wypracowywać autonomiczne decyzje o tym jak ta szkoła ma funkcjonować?

 

Druga moje refleksja dotyczy przyczyny tej „afery”, czyli owej halloweenowej tradycji. Nie będę tu opisywał genezy i popularności tej zabawy – możecie, kto nie wie, przeczytać w Wikipedi. Ale dla mnie najważniejsze w tym całym ataku „obrońców polskiej katolickiej tradycji” jest – odważę się to napisać – głupota rządzących, także tych (nie wszystkich – mam nadzieje) ze szczebli kuratorów, którzy uważają, że jak oni czegoś zakażą, będą ścigać i karać, to sprawy nie będzie.

 

Gdyby tak to działało, to nie tylko w Polsce po 40-u latach, ale przede wszystkim na terenach dawnego ZSRR po ponad 70-u latach, nie byłoby ludzi wyznających jakąkolwiek religię. A czego jesteśmy już od 30 lat świadkami? Owi wierzący nie tylko przetrwali i mają się dobrze, ale nawet – odnoszę takie wrażenie – odreagowują teraz swoje historyczne niedowartościowania i sami stają się prześladowcami nosicieli, innych niż ich własne, poglądów.

 

Trzecia refleksja dotyczy, mam nadzieję że trochę na zapas, obawy o lekturę szkolną autorstwa naszego Wieszcza Adama pt. „Dziady część II”. Wszak to jawne promowanie prymitywnych guseł o „życiu pozagrobowym” – z tego co wiem, to nie znajdujących potwierdzenia w oficjalnej doktrynie wiary katolickiej – znaczy – polskiej!.

 

I mógłbym tak jeszcze długo przytaczać absurdy, do których można by sprowadzać zawiłe dzieje tradycji – także świąt katolickich. Bo czymże jest Boże Narodzenie, jeśli nie zaanektowaniem przez przywódców chrześcijaństwa w IV wieku n.e pogańskiego święta Ajona – święta przesilenia słońca, które to świętowano w nocy z 24 na 25 grudnia i około północy spełniano obrzędy, w ramach których wierni uczestniczyli w procesji z miejsca kultu, niosąc statuetkę dziecka – jako symbolu urodzonego Boga-Słońca przez dziewicę nazywaną Dea Caelestis (Tanit)?   [Więcej – patrz TUTAJ]

 

Ale zostawmy te wielkie święta kościelne. Moja wyobraźnia podąża ponownie w kierunku naszych starych, ludowych tradycji i zwyczajów. Czy kuratorzy będą teraz ścigali uczniów i nauczycieli, którzy pójdą wiosna utopić ostatniego dnia zimy Marzannę? Czy będzie wolno przebierać się w ostatki i chodzić od domu do domu, od mieszkania do mieszkania? A co ze śmigusem-dyngusem?

 

I mam jeszcze jeden donos – koniecznie powinni o tym wiedzieć nasi rodzimi „prawdziwi Polacy”.

 

Otóż z tego co wiem, to zwyczaj ubierania na Boże Narodzenie choinki Polacy przejęi od…. niemieckich, „protestanckich” zaborców, tak gdzieś na przełomie XVIII i XIX wieku. Początkowo jedynie w miastach, a dopiero później na wsiach przyjął się ten zwyczaj. Pominę już jeszcze wcześniejszą poprzedniczkę choinki – pogańską „podłażniczke”…Ja na ich miejscu, owych strażników prawdziwej polskiej tradycji, zrobiłbym wszystko, aby „już nigdy żadnemu polskiemu dziecku nie strojono drzewka po niemiecku”!

 

Na zakończenie tego felietonu wrócę jeszcze do nieszczęsnych uczniów i ich rodziców z owej krakowskiej szkoły, których pozbawiono beztroskiej, halloweenowej zabawy. Dla mnie to nie tylko mało znaczący epizod. To pierwsze pomruki nadciągającej burzy. Już widać jak zza widnokręgu nasuwa się wielka, czarna chmura. Już niedługo będziemy powtarzali:

 

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?”

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Nie mogąc uczestniczyć w IX Kawiarence Metodycznej Budzących się Polonistów – informujemy o niej, czerpiąc materiały z fanpage „Budzących się Polonistów”:

 

 

Foto:www.facebook.com/groups/

 

W piątek 29 października gościłam na KAWIARENKOWYM SPOTKANIU w Zespole Szkół Gastronomicznych niezwykle silną, pełną entuzjazmu i pasji kobietę, Zofię Grudzińską.

 

 

Foto: www.facebook.com/groups

 

Ponad dwie godziny rozmów to stanowczo za mało, by poruszyć wszystkie ważkie tematy dla kwestii budowania edukacji demokratycznej i poznać punkt widzenia Gościa. Z zapałem dyskutowałyśmy o wciąż istotnych dla szkolnictwa problemach, a zatem m.in. o konieczności i sposobach odchodzenia od oceniania, o tak irytującym autorytaryzmie, potrzebie nawiązywania dialogu z uczniem, wpływie ucznia na kryteria sukcesu i wielu, wielu innych…

 

 

Oto graficzna rejestracja dyskutowanych problemów:

 

Foto: www.facebook.com/groups/

 

 

Zosiu, składam Ci serdeczny dank za czas, który nam poświęciłaś, za to, że chciało Ci się pokonać szmat drogi do Łodzi.*

 

Dziękuję też wspaniałym uczestniczkom spotkania, które przedłożyły je nad weekendowe popołudnie w domowych pieleszach.

 

A w tajemnicy napiszę, że już „knujemy” z Zofią kolejne spotkanie

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/groups/

 

 

*Autorką przytoczonego tekstu jest twórczyni grupy „Budzących się Polonistów” – Aneta Jamiałkowska-Pabian, nauczycielka j. polskiego w Zespole Szkół Gastronomicznych w Łodzi.

 

 



Kontynuując opowieść z Eseju wspomnieniowego cz. V. 1. Cztery lata w III PMOW i rok w IKN ODN w Łodzi, która nosi tytuł „O mojej pracy resocjalizatora „trudnych” dziewcząt” – proponuję drugą zapowiedzianą część:

 

 

Kolejne lata działalności w TWP – o profilaktyce narkomanii i problemach dojrzewania

 

Aby „wejść w temat” muszę odwołać się do opowieści z eseju „O tym, że nie tylko dydaktyką i pracą naukową żyłem”, w którym opisałem początki mojej działalności w Towarzystwie Wiedzy Powszechnej. Tych którzy nie pamiętają opisanej tam historii odsyłam do specjalnie przygotowanego pliku z wybranym fragmentem opisanej tam historii – TUTAJ 1

 

W tym miejscu przypomnę jedynie, że wspominam  tam nie tylko okoliczności zostania członkiem i prelegentem TWP, ale także o tym, jak to „koronnym” tematem moich prelekcji do uczniów w starszych klasach szkół podstawowych i w szkołach  ponadpodstawowych stała się problematyka wychowania seksualnego. Ten fragment wspomnień podsumowałem zdaniem: „W okresie dwudziestu kilku lat mojej prelegenckiej aktywności takich spotkań z obszaru wychowania seksualnego odbyłem kilkaset…

 

Jako że tamta opowieść kończyła się na roku 1983 przywołaniem faktu, iż „moja działalność w TWP została doceniona poprzez przyznanie mi w 1982 roku Srebrnej Odznaki Honorowej ‚Zasłużony Popularyzator Wiedzy TWP’”, teraz pociągnę ją dalej.

 

Muszę tu przypomnieć, że to zapotrzebowanie na osoby podejmujące się prowadzenia spotkań z młodzieżą na tematy problematyki seksuologicznej wzięło się stąd, że w 1973 roku Ministerstwo Oświaty i Wychowania wprowadziło do szkół nadobowiązkowy program „Przysposobienie do życia w rodzinie socjalistycznej”. Tylko od osoby prowadzącej zależał sposób przedstawienia tej ważnej dla młodych ludzi w okresie dojrzewania problematyki, a ów przymiotnik pełnił jedynie funkcje „alibi”, umożliwiającego prezentowanie uczniom polskich szkół tej tak ważnej w okresie dojrzewania problematyki.

 

Przez kolejne lata, także te w których pracowałem jako wychowawca w III PMOW na Drewnowskiej, także nie unikałem podejmowania się tej tematyki. Ale od wakacji 1983 roku, podczas których odbyłem dwutygodniowy staż w monarowskim ośrodku w Głoskowie [Zobacz TUTAJ] pojawił się drugi, równie ważny, a okresami nawet spychający wychowanie seksualne na drugi plan, temat. Była nim profilaktyka narkomanii – również bardzo często zamawiana przez szkoły w TWP.

 

Już od pierwszych miesięcy po przyjeździe z Głoskowa podjąłem bardzo intensywnie działania dla poszerzenia i ugruntowania mojej wiedzy o mechanizmach uzależnienia od narkotyków i o sposobach zapobiegania narkomanii w środowisku młodzieży. Pierwszym krokiem było sformalizowanie moich więzów z MONAR-em w ten sposób, że zostałem członkiem tego stowarzyszenia. Dzięki temu miałem ułatwiony dostęp do aktualnych materiałów o tym uzależnieniu i częsty kontakt z jego liderami – w tym i z Markiem Kotańskim.

 

 

Przy okazji opowiem, że kiedy podczas jednego z pobytów na zajęciach moich studiów podyplomowych na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie wyrwałem się po południu w odwiedziny do Głoskowa, zastałem tam Kotańskiego z grupą najbliższych współpracowników, gorąco nad czymś debatujących. Gdy wszedłem do pokoju, po chwili gorących powitań, nagle Kotan wykrzyknął: „Z nieba nam spadłeś! Ty będziesz najlepszym kierownikiem w Rybienku!” Na moje pytanie: „O co chodzi, jakie Rybienko, jaki kierownik?” dowiedziałem się, że w eksperymentalnym ośrodku dla młodzieży w Rybienku koło Wyszkowa musieli nagle odwołać jego kierownika i właśnie od kilku godzin nie maja pomysłu kto powinien tą placówkę teraz poprowadzić. I Kotański, z typową dla siebie żywiołowością decyzji, już mnie prawie mianował tym kierownikiem, przekonując pozostałych o moich walorach i kompetencjach.

 

Wystarczyło abym wtedy powiedział „tak” – i moja biografia wyglądałaby od tamtego dnia zupełnie inaczej. Ja jednak podziękowałem za uznanie i zaufanie, ale odmówiłem, mówiąc, że mam już 42 lata, że mam w Łodzi rodzinę, mam syna trzynastolatka w podstawówce, że nie zostawię wszystkiego i nie przyjadę do Wyszkowa na nieznane, a już na pewno żony i syna tam nie przeprowadzę.

 

Nie powiem – od tamtego wieczora znacznie ochłodły moje z Kotańskim relacje…

 

Ale na tym źródle informacji o zjawisku narkomanii nie poprzestałem. Jeszcze w 1984 roku zostałem członkiem Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii i uczestniczyłem w kilku organizowanych przez to stowarzyszenie konferencjach. Nie zachowały się z tych wydarzeń żadne materiały, ale pamiętam, że na jednej z nich, która odbywała się w Pałacu Kultury i Nauki, zawarłem znajomość z jednym z liderów TZN (jego nazwisko także zatarło się w mej pamięci), bardzo aktywnym w działaniach na polu leczenia narkomanów profesorem, który doradził mi kilka dobrych na ten temat lektur.

 

Także i moje macierzyste TWP potraktowało problematykę narkomanii priorytetowo, organizując w marcu 1984 roku, wspólnie z Ministerstwem Zdrowia i Opieki Społecznej oraz Ministerstwem Oświaty i Wychowania seminarium na ten temat.

 

Ja także nie zasypiałem przysłowiowych gruszek w popiele – podejmowałem się coraz to bardziej rosnącej ilości prelekcji na te tematy, nie tylko do młodzieży, ale także do rad pedagogicznych szkół, a także do rodziców, które dostarczały mi materiałów do pogłębionych refleksji o metodyce zapobiegania narkomanii, realizowanej w formule pogadanek. Ich zwieńczeniem był poradnik, który napisałem z zamiarem upowszechnienia go wśród prelegentów TWP, chcących także podejmować się takiej działalności. Poradnik został wydany przez Zarząd Główny TWP w formie broszur i rozesłany do wszystkim oddziałów wojewódzkich.

 

Czytaj dalej »



 

Oto tytuł informacji, zamieszczonej dziś (29 października 2021r.) na „Portalu Samorządowym”: „Już co dziesiąta szkoła pracuje zdalnie”. Zamieszczając tą informacje portal powołuje się na „Rzeczpospolitą”. Udostępniamy fragment tekstu z „P S” :

 

Z dnia na dzień przybywa uczniów, którzy znów uczą się przez internet. Stacjonarnie pracuje obecnie 90,7 proc. szkół ponadpodstawowych i 90,2 proc. podstawówek – pisze w piątek „Rzeczpospolita”.

 

W sumie zdalnie lub hybrydowo działa już 2131 placówek. Większość, bo 2037, działa w trybie mieszanym” – gazeta podaje dane Ministerstwa Edukacji i Nauki*.

 

Niepokoi jednak dynamika zmian” – zauważa dziennik. Jak wylicza, codziennie liczba szkół, które przestają pracować stacjonarnie, wzrasta o 2 pkt proc. Kwarantanną obejmowani są również nauczyciele.[…]

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl

 

 

*Oto dane zaczerpnięte z fanpage MEiN:

 

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/ministerstwo.edukacji.nauki

 

 

x          x          x

 

 

Mamy 9 tys. 387 nowych i potwierdzonych przypadków zakażenia koronawirusem – przekazało (dziś – 29.10.2021 r.) Ministerstwo Zdrowia w najnowszym komunikacie. Z powodu COVID-19 zmarło 12 osób, natomiast z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami zmarło 90 osób. [Razem to 102 osoby!] Dzisiejsza liczba nowych przypadków oznacza nowy rekord czwartej fali pandemii.

 

Aktualny wykaz zachorowań ostatniej doby – w podziale na województwa  –  TUTAJ



Dziś prezentujemy tekst z dawno nie odwiedzanego fejsbukowego profilu Marzeny Żylińskiej:

 

 

Czy umiemy wyobrazić sobie szkoły, w których wszyscy uczniowie czerpią radość ze swojego rozwoju? Również ci, którzy rozwijają się nieco wolniej lub mają z czymś trudności? Nie chodzi o to, żeby oszukiwać uczniów, że są świetni, gdy w rzeczywistości mają jakieś problemy, chodzi o to, żeby wiedzieli, że:

 

>można mieć z czymś trudności i to jest OK,

 

>można czegoś nie rozumieć,

 

>można być w czymś wolniejszym,

 

>można czegoś (jeszcze) nie umieć.

 

Te wszystkie trudności nie są problemem, gdy człowiek ma motywację do podejmowania kolejnych prób. Bo dziecko ma wiele lat na to, żeby się pewnych rzeczy nauczyć. Chodzi więc o to, by na początku nie straciło motywacji do nauki, zainteresowania światem i wiary w siebie.

 

Dlatego jedną z najważniejszych kompetencji w zawodzie nauczyciela jest umiejętność podtrzymywania motywacji do pracy wtedy, gdy dzieci / młodzi ludzie ją tracą, bo coś im nie wychodzi.

 

Nauczyciel, który potrafi przywrócić chęć do pracy zdemotywowanemu dziecku, który rozumie, że coś może sprawiać trudności i potrafi wytłumaczyć, że sukces w życiu odnoszą ci, którzy potrafią realizować własne cele mimo pojawiających się trudności.

 

Sukces dzieci zależy od tego, czy trafią na dorosłych, którzy rozumieją, że one mają prawo (jeszcze) czegoś nie umieć i nie rozumieć, potrafią je wspierać i zachęcać do kolejnych prób i wciąż im powtarzać, że problemy i trudności są w procesie uczenia się czymś normalnym. O to właśnie chodzi, gdy w podstawach programowych czytamy o dostosowaniu wymagań do możliwości uczniów.

 

 

Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska/

 



 

Wczoraj (27 października 2021r.) Zespół Szkół Gastronomicznych w Łodzi, znany także jako „Gastronomik” był gospodarzem finałowych zmagań, ogłoszonego wcześniej I Ogólnopolskiego Konkursu Gastronomicznego im. Zbigniewa Kopyckiego.

 

Patron konkursu – Zbigniew Kopycki to absolwent tej szkoły, znany, ceniony i lubiany mistrz kuchni, który w wyniku urazów odniesionych podczas wypadku komunikacyjnego zmarł w grudniu 2020 roku.

 

Po ogłoszeniu konkursu do udziału w nim zgłosiło się – w rywalizacji kulinarnej 96 dwuosobowych drużyn, a w kategorii w kategorii carvingu, który był konkursem indywidualnym i polegał na wykonaniu rzeźby w warzywach – 16 osób. Wykaz szkół z których wpłynęły zgłoszenia – TUTAJ

 

Do finału zakwalifikowanych zostało 12 drużyn (plus 4 rezerwowe) oraz 9 osób w indywidualnej kategorii i carvingu.

 

Finał obył się w środę 27 października. Relację z tych rywalizacji zamieściła TV TOYA – TUTAJ

 

Oto kilka screenów z tej relacji:

 

W kuchni

 

 

 

Rzeźbienie w dyni

 

 

 

Po degustacji wszystkich przygotowanych potraw i obejrzeniu dzieł plastycznych jury dokonało wyboru zwycięzców:

 

 

Kategoria Carving:

 

I miejsce: Monika Konieczny z Zespołu Szkół Zawodowych nr 4 w Opolu, opiekun: Piotr Wasik

 

II miejsce: Iga Kubicka z Zespołu Szkół Gastronomicznych w Łodzi, opiekun: Emilia Kaźmierczak

 

III miejsce: Bartosz Michalak z Zespołu Szkół Ekonomiczno – Usługowych w Żychlinie, opiekun: Katarzyna Hryciuk

 

Wyróżnienie: Katarzyna Ciesielczyk z Zespołu Szkół Ekonomiczno – Usługowych w Żychlinie, opiekun: Katarzyna Hryciuk

 

 

 

 

Kategoria Kuchnia Wegetariańska:

 

I miejsce: Marta Szcześniak, Krzysztof Krawczyk z Zespołu Szkół Gastronomicznych w Łodzi, opiekun: Dorota Andrzejewska

 

II miejsce: Adam Łodej, Michał Żak z Zespołu Szkół Przemysłu Spożywczego w Kielcach, opiekun: Michał Markowicz

 

III miejsce: Elżbieta Wróblewska, Zuzanna Kwiatkowska z Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Ustawicznego w Gronowie, opiekun: Dawid Jaroszewski

 

Wyróżnienie: Mateusz Pluciński, Kacper Gustowski z Zespołu Szkół Gastronomicznych w Łodzi, opiekun: Marcin Kolasiński

 

 

 

Na podstawie dostępnych źródeł

zredagował i zamieścil

Włodzisław Kuzitowicz



Foto: www.olsztyn.com.pl

 

Dr hab. Stanisław Czachorowski, profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

 

Wczoraj (27 października 2021r.) portal EDUNEWS zamieścił tekst dra hab.Stanisława Czachorowskiego, zatytułowany „Szkoła a Ministerstwo Edukacji Narodowej”. W trosce o właściwy przekaz zamieszczamy go bez skrótów:

 

W szkolnych murach spędzamy bardzo dużo czasu, co najmniej kilkanaście lat. Podobno uzbiera się tego około 14 tys. godzin. Kawał życia. A po opuszczeniu murów szkolnych, z dyplomem, uczymy się dalej, na studiach, kursach, szkoleniach, indywidualnie, stacjonarnie i coraz bardziej online. Jednym słowem kształcenie (się) ustawiczne. A potem nawet w uniwersytetach trzeciego wieku. Uczymy się tak dużo a i tak odczuwamy braki, luki w swojej wiedzy, umiejętnościach i kompetencjach. Społecznie dostrzegamy powszechny wtórny analfabetyzm. Coś z tym kształceniem jest nie tak?

 

Szkoła to epizod w historii ludzkości, uczyliśmy się, uczymy i będziemy uczyli się nie tylko w szkole. A teraz jesteśmy w trakcie ogromnej rewolucji technologicznej. Tempo zmian jest ogromne i instytucjonalne nadążanie za potrzebami jest permanentnie zapóźnione. To tak, jakby pieszo gonić jadący autobus. Dlatego czeka nas spora transformacja systemu edukacji. To się nie rozejdzie po kościach ani nie da się „przeczekać”.

 

Edukacja to duży i ważny fragment naszego życia, a tak mało przykładamy wagi do należytego zorganizowania tego procesu i sfery życia. W praktyce mamy Ministerstwo Szkoły Narodowej na poziomie podstawowym, średnim i wyższym. W nazwie naszego ministerstwa jest edukacja i nauka a nie szkoła jako miejsce: Ministerstwo Edukacji i Nauki (dawniej Ministerstwo Edukacji Narodowej). To dlaczego zajmuje się tylko szkolnictwem, szkołami a nie całym procesem edukacji? Ewidentne zapóźnienie koncepcyjne.

 

Środowisko edukacyjne jakoś się rozwija. Samo z siebie. Obiektywne procesy społeczne i cywilizacyjne. Czasem zachodzą chaotycznie. Rozwijają się prywatne korepetycje (jako plaster na niewydolność edukacji szkolnej), niedoinwestowani nauczyciele, przeciążeni papierologią i nieproduktywną ideologizacją odchodzą z zawodu, w Polsce powstają coraz liczniej szkoły prywatne i intensywnie rozwijają się różnorodne formy edukacji online. To tylko nieliczne symptomy poważnego kryzysu i zachodzącej dużej transformacji. Kto nie wyda na kucharza, wyda na lekarza. Żałujemy wydatków na edukację (np. na pensje nauczycieli i stworzenie dobrych lokalowo i sprzętowo warunków do pracy w szkołach). Zawsze są inne, pilniejsze i potrzebniejsze inwestycje. Szkoła ma się tylko jakoś zaopiekować uczniami. Zająć się nimi. Niewiele oczekujemy w zakresie dobrej edukacji. Bo ci, którym zależy, to poślą swoje dzieci na korepetycje, płatne kursy, szkolenia online itp. Czyli i tak wydamy i to więcej na „leczenie” skutków słabej edukacji państwowej.

 

To oczywiście tylko jeden problem. Od dekady intensywnie rozwijają się centra nauki jako pozaszkolne obszary edukacji, rozwija się rozproszona edukacja online, pojawił się crowdlearning. Na uniwersytetach coraz liczniejsze są różnorodne festiwale nauki i zajęcia dla młodzieży szkolnej. To już nie są jakieś małe epizody, ale trwały i ważny element. Ale jeszcze systemowo nie zauważony i nie zintegrowany z edukacją szkolną. Ferment i chaos tak jak w każdej rewolucji technologicznej. Coś się z tego w końcu wykluje. Bo podobnie dzieje się na całym świecie. Społeczeństwa poszukują nowego modelu edukacji, tworzą nowe, współczesne środowisko edukacyjne, w którym szkoły będą w pełni zintegrowane ze środowiskiem pozaszkolnym.

 

Czytaj dalej »



 

 

 




Foto: www.google.com

 

Siedziba Szkoły Podstawowej nr 45 im. Jana Matejki w Łodzi

 

 

Maciej Kałach jest autorem tekstu zamieszczonego dziś w „Dzienniku Łódzkim”, którego tytuł wprowadza w problematykę jego zawartości: „Uczennice szkoły z Łodzi nie mogą nosić spodni jako stroju galowego. Łódzkie kuratorium zbadało, czy to dyskryminacja”. Oto jego fragmenty:

 

[…] W statucie SP nr 45 galowy strój u dziewcząt to spódnica lub sukienka. A spodnie? Na szkolnych akademiach w podstawówce w Łodzi tylko dla chłopców

 

Strój dziewczęcy składa się z: białej bluzki oraz ciemnej spódnicy/sukienki – ten zapis w statucie SP nr 45 na Bałutach w Łodzi, odnoszący się do uczniowskiego ubioru galowego, uznało za nielegalny oraz dyskryminujący Stowarzyszenie Umarłych Statutów (SUS).

 

To organizacja (z siedzibą w Gródku na Podlasiu), która nagłaśnia przypadki zapisów w szkolnych dokumentach, jej zdaniem, sprzecznych z polskim prawem. […]

 

Co na to Małgorzata Zwolińska, dyrektor SP nr 45 w Łodzi? W środę (27 października), w odpowiedzi na nasze pytanie o sprawę spodni, stwierdziła, że zasady ubierania się uczniów zostały wprowadzone zgodnie z odnoszącym się do tej kwestii artykułem ustawy Prawo oświatowe.

 

-Zasady dotyczące codziennego stroju są bardzo liberalne. Dziewczynki mogą chodzić, i oczywiście chodzą do szkoły, także w spodniach. Wymogi dotyczące stroju, w tym rodzaju i kolorystyki stroju galowego, zostały ustalone w trybie uzgodnień całej społeczności szkolnej: nauczycieli, uczniów, rodziców. W podobnym trybie mogą zostać wprowadzone ewentualne zmiany – stwierdziła dyrektor.

 

Łódzkie kuratorium w swoim środowym stanowisku potwierdziło legalność wprowadzenia zapisu w statucie SP nr 45. […]

 

 

 

Cały artykuł „Uczennice szkoły z Łodzi nie mogą nosić spodni jako stroju galowego. Łódzkie kuratorium zbadało, czy to dyskryminacja” – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.dzienniklodzki.pl