
Foto: www.lodz.ipn.gov.pl
Łódź, Park im. „Szarych Szeregów”: Pomnik Martyrologii Dzieci – „Pęknięte Serce” z tablicą o treści: „Odebrano Wam życie, dziś dajemy Wam tylko pamięć„.
„Portal Samorządowy” poinformował dziś o najnowszej inicjatywie RPD – Mikołaja Pawlaka: „NIE dla martyrologii w programach nauczania. Ostre reakcje na pomysł rzecznika praw dziecka”. Oto obszerne fragmenty tego tekstu:
Rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak wystąpił do ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka o wprowadzenie do podstawy programowej problematyki martyrologii polskich dzieci w okresie II wojny światowej i latach powojennych. Pomysł wzbudził kontrowersje. „Nie epatujmy dzieci horrorami” – piszą komentatorzy. […]
„Tragiczne losy najmłodszych pokoleń Polaków mają szczególny wymiar. Ukazują bezmiar okrucieństwa zbrodni niemieckich i sowieckich dokonywanych na całkowicie bezbronnych ofiarach” – tak uzasadnia to Pawlak, cytowany w komunikacie biura RPD.
O wsparcie inicjatywy na rzecz wprowadzenia do podstawy programowej kształcenia ogólnego zwrócił się do Rzecznika Praw Dziecka p.o. dyrektor nowopowstającego Muzeum Dzieci Polskich – ofiar totalitaryzmu Ireneusz Maj. [..]
W komunikacie biura RPD wskazano, że niemiecki obóz dla polskich dzieci w Łodzi – miejsce wyjątkowe w wojennej historii całej Europy – powinien być wymieniony w „treści nauczania dla klas V-VIII jako przykłady zbrodni niemieckich i sowieckich” obok już istniejących: Palmir, Katynia, kaźni profesorów lwowskich i Zamojszczyzny.
Dyrektor muzeum i rzecznik proponują także uwzględnić martyrologię dzieci polskich i los dzieci deportowanych ze wschodnich terenów okupowanej Polski przy „porównywaniu systemów sowieckich i niemieckich obozów pracy, obozów koncentracyjnych i obozów zagłady, a także omawianiu kwestii deportacji i wysiedleń ludności oraz jej planowanego wyniszczenia„.[…]
Pomysł wywołał wiele krytycznych reakcji. „Nie wydaje się Panu, że są bardziej aktualne problemy niż te z czasów II wojny? Dzieciaki są wystarczająco umęczone czasem pandemii. Trzeba im jeszcze dokładać negatywnych wrażeń? Jest Pan bez serca!” – pisze jedna z komentatorek na twitterze.
Cały tekst „NIE dla martyrologii w programach nauczania. Ostre reakcje na pomysł rzecznika praw dziecka”
– TUTAJ
Źródło: www.portalsamorzadowy.pl
x x x
26 lipca 2021 zamieszczono na oficjalnej stronie Rzecznika Praw Dziecka informację, zatytułowaną „W szkołach trzeba zacząć uczyć o wojennych zbrodniach na dzieciach” – TUTAJ
Dziś od rana (26 lipca 2021r.) na stronie internetowej warszawskiego dodatku „Gazety Wyborczej” zamieszczano relację o proteście aktywistów LGBT+ przed gmachem ministerstwa edukacji. Oto obszerne fragmenty tego dynamicznie wydłużającego się wraz z upływem czasu tekstu:
Foto: Sławomir Kamiński /Agencja Gazeta [www.warszawa.wyborcza.pl]
Troje aktywistów z Młodzieżowego Forum LGBT+ przypięło się łańcuchami do bramy Ministerstwa Edukacji i Nauki. Wśród nich jest Franek Broda, siostrzeniec premiera Morawieckiego.
W poniedziałek 26 lipca o godz. 8 troje młodych ludzi przypięło się łańcuchami do bramy Ministerstwa Edukacji i Nauki przy al. Szucha 25. To członkowie Młodzieżowego Forum LGBT+, które powstało, by bronić praw osób nieheteronormatywnych, szczególnie nastolatków.
–Minister Czarnek stanowi bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia młodych osób. Jego wykluczające i dyskryminujące wypowiedzi i wprowadzane zmiany w szkołach i na uczelniach to dalsze kroki do kolejnych tragedii – powiedziała tuż przed akcją Wiktoria Magnuszewska z Młodzieżowego Forum LGBT+. […]
20 minut po rozpoczęciu akcji, o godz. 8.20, pod MEN przyjechały dwa policyjne transportery. Mundurowi wyszli z samochodów, ale decyzją dowódcy zostali cofnięci do aut.
O godz. 8.40 policjanci odgrodzili wejście na dziedziniec taśmą. Przed bramą stoi już ponad 20 funkcjonariuszy. […] Mundurowi przyglądają się protestującym. Nic nie wskazuje na to, by mieli interweniować. Przed południem aktywiści poinformowali, że przed gmachem będą 24 godziny. Planują też strajk głodowy.
O godz. 14 do protestujących wyszedł jeden z pracowników ministerstwa. Zaprosił aktywistów na rozmowę z wiceministrem Tomaszem Rzymkowskim. Spotkanie właśnie się rozpoczęło. – Idziemy tam z otwartą głową, ale i dużą rezerwą. Chcemy rozmawiać o polskiej szkole i sytuacji młodych osób LGBT+. Powtórzymy, że nie zgadzamy się na dyskryminację i homofobiczną postawę ministra – informuje Wiktoria Magnuszewska.
O godz. 15 aktywiści mają spotkać się z dziennikarzami i porozmawiać o powodach, dla których zorganizowali protest. […]
Jest godz. 16. Policja nie pozwoliła naszemu reporterowi przekroczyć taśmy odgradzającej protestujących. Rozmawialiśmy z nimi w odległości dwóch metrów. Franek, Laura i Wiktoria są już po spotkaniu z wiceministrem Rzymkowskim.
– Przedstawiliśmy mu tematy, przez które się tu dziś znaleźliśmy: problem braku edukacji seksualnej w szkołach i edukacji społecznej – relacjonuje Franek Broda. – Wiceminister wysłuchał nas i odpowiedział, że priorytetem MEN jest aktualnie edukacja uczniów w duchu szacunku do drugiego człowieka. Odpowiedziałem, że tu akurat się zgadzamy.
Protestujący domagali się także natychmiastowej dymisji ministra Czarnka, ale wiceminister odpowiedział, że to jest nierealne. […]
Ministerstwo oficjalnie ogłosiło zadowolenie ze spotkania. […]
Po zakończeniu spotkania wrócili do miejsca, w którym manifestują – przed wejście do MEN. Zamierzają tu być do wtorkowego poranka, 27 lipca. […]
Rzymkowski potwierdził, że rozmowa z manifestującymi przebiegła w dobrej atmosferze. Przyznał, że postulat dymisji ministra Czarnka jest nierealny, jednak minister wyraził chęć rozmowy na temat pozostałych postulatów. Rzymowski stwierdził też, że przywoływane przez aktywistów wypowiedzi Czarnka są wyrwane z kontekstu i źle zrozumiane. – Starałem się je odkłamać – powiedział w rozmowie ze „Stołeczną”.
Po godz.16 przekazał protestującym wizytówki i zaproponował, by do końca tygodnia wysłali swoje postulaty. Zapewnił, że minister Czarnek spotka się z nimi na rozmowę.
Cały tekst „ Aktywiści LGBT przypięli się do drzwi ministerstwa edukacji. Po sześciu godzinach weszli do środka”
– TUTAJ
Źródło: www. warszawa.wyborcza.pl
W internetowym kalendarzu Kalbi, obok tego, że dziś imieniny świętują: Jakub i Krzysztof, oraz jeszcze trzynaścioro „nosicieli” innych imion, wyczytałem, że jest to: „Światowy Dzień Dziadków i Osób Starszych” oraz „Dzień Bezpiecznego Kierowcy”. Jako że nie jestem ani kierowcą, ani dziadkiem i uważam, że starość to stan duch, a ja się jeszcze w tej kategorii nie widzę – przeszedłem w lekturze dalej. A tam przeczytałem takie trzy przysłowia:
„Ciepły święty Jakub, zimne Boże Narodzenie”
„Gdy Jakub z pogodą, w zimie wiele lodu”
„Gdy słońce świeci na Jakuba, to będzie zima długa”
Wychowałem się na przekazie, że „przysłowia są mądrością narodu”. Ale wszystko wskazuje na to, że w ostatnim stuleciu zmieniły się nie tylko środki podróżowania, przekazywania informacji i sposoby ubierania się, ale przede wszystkim to, co wydawało się nam odwieczne: klimat! I dlatego nie wierzę, iż najbliższa zima będzie mroźna i długa, a Boże Narodzenie zimne.
Ale jest tam jeszcze cytat dnia – fragmencik z mickiewiczowskiej „Pieśni Filaretów”* autorstwa Adama Mickiewicza:
„Nie zamiar podług sił!…”
Nie wiem co kierowało autorem/autorami tego kalendarza, że akurat na dzisiaj zadedykowali ten hiperromantyczny apel, który już nie raz doprowadził Polaków do klęski. Bo cała zwrotka, którego cząstką jest ten cytat, zawiera takie przesłanie:
Cyrkla, wagi i miary
Do martwych użyj brył;
Mierz siłę na zamiary,
Nie zamiar podług sił.
Coś mi się zdaje, że owa sentencja musiała przyświecać od pewnego czasu klubom opozycyjnym, których posłowie skierowali do Prezydium Sejmu wniosek o wotum nieufności wobec ministra Czarnka. Mierzyli siły (swych głosów) na swoje zamiary, a powinni dostosować swe zamiary do realnie posiadanych sił. Nie tylko nic nie ugrali, ale jeszcze wzmocnili pozycję pana uczelnianego profesora w rządzie. I stworzyli mu dodatkową możliwość brylowania przed kamerami telewizji wszystkich opcji…
A wielka szkoda, że owi wnioskodawcy nie przeczytali zwrotki, która poprzedza tą z poprzednio przywołanym cytatem:
Dziś gdy chce ruszać światy
Jego Newtońska Mość,
Niechaj policzy braty
I niechaj powie: dość.
A tak w ogóle, to od początku tej inicjatywy z owym wotum nieufności miałem przekonanie, że to tylko taka inscenizacja „ku pokrzepieniu serc”. Bo nawet gdyby się powiodła, to co by dało odwołanie Czarnka? Moim zdaniem – jedynie zmianę wizytówki na drzwiach gabinetu ministra i wymianę pieczątki – starej na nową. Jak mogłem przeczytać w piątkowej (z 23 lipca 2021r.) „Gazecie Wyborczej”, nie tylko ja jestem tego zdania. A tam, co prawda dopiero na 10. stronie, zamieszczono zapis rozmowy z Igą Kazimierczyk – prezeską Fundacji „Przestrzeń dla Edukacji”, zatytułowany „Wszystkie grzechy Czarnka”. Tekst ten w e-wersji ma tytuł „Świat zastanawia się nad przyszłością, my debatujemy o cnotach. Za co Czarnkowi należy się dymisja”
Może to nie w stylu felietonowym, ale muszę zacytować wypowiedź pani dr Kazimierczyk z tego wywiadu:
Osiem lat w akademickim świecie. Od dumy do rozczarowania
O tym co zapamiętałem o mojej roli dydaktyka
W poprzednim eseju wspomnieniowym „Osiem lat w akademickim świecie. O specyfice nowej pracy.” obiecałem, że kolejna część tego IV rozdziału mojej autobiografii będzie poświęcona prowadzonym przeze mnie zajęciom dydaktycznym. Zacznę ja od tego, że niewiele konkretów na ten temat zostało w mej pamięci. Na pewno wiem, że – generalnie – prowadzi- łem ćwiczenia, nie wykłady, które – w zasadzie – mógł mieć dopiero nauczyciel akademicki od stopnia doktora wzwyż. Muszę w tym miejscu poinformować, że w tamtym czasie studia magisterskie na uniwersytecie trwały o rok krócej niż „za mich czasów”, to znaczy 4 lata i nie było już jednolitych studiów pedagogiki, a funkcjonowały studia sprofilowane. Na UŁ można było studiować: pedagogikę szkolną, pedagogikę opiekuńczą i pedagogikę kulturalno-oświatową. Nie muszę uzasadniać dlaczego ja prowadziłem zajęcia (z pewnym wyjątkiem, ale o tym później) na kierunku pedagogika opiekuń- cza.. A tam moim „koronnym” przedmiotem była metodyka pracy opiekuńczo-wychowawczej, w ramach którego – WYJĄTKOWO – zezwolono mi na prowadzenie także wykładu. Każda grupa miała ze mną 1 godzinę wykładu i 2 go- dziny ćwiczeń. Przedmiot ten był w programie studiów na II i III roku .Pamiętam, że ich programy były moimi programami autorskimi – nikt nie narzucał mi swoich koncepcji, a moja oferta programowa była wypadkową tego, co wyczytałem w dostępnych w owym czasie na ten temat publikacjach a moimi doświadczeniami, wyniesionymi z okresu pracy w domach dziecka.
A zaczynałem od przeglądu dorobku klasyków polskiej opieki nad dzieckiem: od Janusza Korczaka z jego „Jak kochać dziecko” na czele, poprzez Kazimierza Jeżewskiego z nierozerwalnie związanymi z nim Wioskami Kościuszkowskimi oraz Czesława Babickiego – twórcę systemu rodzinkowego, który ostatni etap swego życia spędził w Łodzi, kierując domem dziecka przy ul. Przędzalnianej. Ale było w tych programach także o warszawskim Zespole Ognisk Wychowaw- czych założonym i prowadzonym przez Kazimierza Lisieckiego, którym po jego śmierci kierowała dr Maria Łopatkowa.
A skoro już wspomniałem Zespół Ognisk Wychowawczych „Dziadka” Lisieckiego – nie mogę nie powiedzieć o tym, że studenci dowiadywali się także o współczesnych formach, nie tylko opieki „zakładowej”, ale także środowiskowej: o świetli- cach prowadzonych przez Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, a nawet o działalności profilaktyczno-wychowawczej ORMO ! Tak, tak, nie wszyscy członkowie tej ochotniczej przybudówki MO byli „pałkarzami”, o czym w uniwersyteckim periodyku Acta Universitstis Lodzienzis z 1983 roku można dziś przeczytać w publikacji Barbary Mrozińskiej, zatytułowanej „Działacz ORMO jako wychowawca społeczny w środowisku zamieszkania„. [TUTAJ]
Prowadziłem także ćwiczenia w przedmiocie „Pedagogika Społeczna”. Wykłady mieli inni – oczywiście – pani docent Lepalczyk, ale także pozostali pracownicy Zakładu (od 1980 roku Katedry) w stopniu doktora.
x x x
Foto: www. baedekerlodz.blogspot.com
Budynek przy ul. Wólczańskiej 202 w Łodzi, w którym na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku odbywały się zajęcia zaocznych studiów pedagogiki UŁ. (Zdjęcie współczesne)
Zajęcia dydaktyczne miałem nie tylko dla studentów „dziennych” w siedzibie Zakładu przy ul. Uniwersyteckiej, ale także dla studiujących „zaocznie”, które w soboty i niedziele odbywały się – gościnnie – w siedzibie łódzkiego INNiBO przy ul. Wólczańskiej. Był to budynek, w którym na II i III piętrze do końca lat sześćdziesiątych mieściło się Studium Nauczycielskie, a na jego dwu pierwszych kondygnacjach działała szkoła ćwiczeń. Szkoła – już nie w funkcji „ćwiczeniówki”, funkcjonowała także w czasach, gdy prowadziłem tam zajęcia. Budynek miał dwa wejścia i dwie klatki schodowe: północne było „szkolne”, a południowym (widocznym na zdjęciu) wchodziło się wyłącznie na II i III piętra, gdzie mieścił się oddział łódzki Instytutu Kształcenia Nauczycieli i Badań Oświatowych (IKNiBO), przekształconego w 1981 roku w Instytut Kształcenia Nauczycieli Oddział Doskonalenia Nauczycieli (IKN ODN). Nie było między tymi użytkownikami budynku żadnego połączenia. Informuję o tym, gdyż ma to znaczenie dla tego, o czym chcę teraz opowiedzieć.
Pewnej soboty, późnym popołudniem, prowadziłem tam zajęcia – w sali na III piętrze, mającej okna na ulicę Wólczańską. (Na zdjęciu zaznaczone zostały żółtą obwódką.) Nagle usłyszeliśmy syreny wozów strażackich, które zatrzymały się przed naszym budynkiem Przerwałem zajęcia i podeszliśmy do okien, aby zobaczyć co się dzieje. A tam zobaczyliśmy strażaków, rozkładających drabinę, którą przestawiali do budynku. Wtedy uświadomiliśmy sobie, że od pewnego czasu czuliśmy zapach spalenizny. Gdy otworzyłem drzwi na korytarz – do sali buchnęły kłęby czarnego, duszącego dymu. Wypełniał on szczelnie nie tyko korytarz, ale i jedyną dostępną klatkę schodową. Natychmiast zamknąłem drzwi i pootwie- raliśmy wszystkie okna. Po niedługim czasie do jednego z okien zajrzał strażak i zawołał, abyśmy – bez paniki – ewakuowali się z pomieszczenia po drabinie, bo droga przez korytarz i schody jest odcięta – grozi uduszeniem.
Wszyscy, bez paniki, ewakuowaliśmy się z pomieszczenia po owej drabinie. Nikomu nic złego się nie stało, ale emocji było co niemiara. Oczywiście tego dnia zajęcia zostały odwołane. Okazalło się, że przyczyną owego wydarzenia było zaprószenie ognia w magazynku szkolnej sali gimnastycznej, gdzie były składowane materace do ćwiczeń. Już dużo później dowiedziałem się, że ten straszny, trujący dym pochodził z owych tlących się materacy, zrobionych z gąbki ze sztucznego tworzywa…
I to jest moje najlepiej zapamiętane wydarzenie z zajęć dydaktycznych, prowadzonych dla studiujących zaocznie pedagogikę opiekuńczą…
Ale dydaktyka na Wólczańskiej przyniosła mi jeszcze inne „zagrożenie”.
Zanim o tym opowiem, dodam jeszcze informację, że owym wyjątkiem w generalnej zasadzie przypisania mojej osoby do zajęć na kierunki „pedagogika opiekuńcza” było powierzenie mi wykładu z, wprowadzonej niedawno jako obowiązkowy przedmiot na wszystkich kierunkach pedagogicznych, „Metodyki wychowania w ZHP” – właśnie na studiach zaocznych – na wszystkich prowadzonych tam kierunkach, w tym na „pedagogice kulturalno-oświatowej”. Ten wyjątek został uczyniony najprawdopodobniej z tego powodu, że osoba, która miała te wykłady dla studentów stacjonarnych – dr Maria Kuźnik – nie była zainteresowana prowadzeniem zajęć w soboty i niedziele. Prawdopodobnie przekonała decydentów, że ja, jako instruktor ZHP w stopniu harcmistrza, były komendant hufca, znakomicie sobie z tymi wykładami poradzę.
I jeszcze jedna uwaga wprowadzająca, dotycząca pedagogiki k-o na studiach zaocznych. Otóż był to kierunek ulubiony przez pragnących uzyskać cenzus wyższego wykształcenia pracowników niższego szczebla aparatu partyjnego PZPR. Najczęściej byli to instruktorzy komitetów dzielnicowych i powiatowych, którzy awansowali tam, „za zasługi dla Partii” jeszcze w epoce Gomułki, ale nie mieli wyższego wykształcenia. Studiowali tam także oficerowie „bez cenzusu”, zajmujący kierownicze stanowiska w milicji. Jak się okazało – także z pionu Służby Bezpieczeństwa. Wszyscy oni przychodzili na zajęcia „po cywilnemu”…
Po takim wstępie mogę już przejść do wspomnienia owej pamiętnej dla mnie historii, która wydarzyła się w 1978 roku. W tym celu posłużę się fragmentami eseju „Jak nie stałem się „kolegą z pracy” zabójcy ks. Popiełuszki”:
[…] W czasie jednej z przerw „na papierosa” (a byłem wtedy jeszcze „palaczem”) zagadnął mnie jeden ze starszych studentów, o którym wiedziałem tylko, że pracuje „na Lutomierskiej” (już wtedy mieściła się tam Wojewódzka Komenda, tyle że nie Policji, a Milicji Obywatelskiej) i że jest pułkownikiem. „Jakie pan magister ma plany wakacyjne?” – niewinnie zapytał. A ja, jak to mam w naturze, „palnąłem szerze i otwarcie”: – Chciałbym pojechać do Szwecji, gdzie mieszka mój przyjaciel, ale nie mam paszportu i już nie zdążę go wyrobić.
Na tym rozmowa zakończyła się. Ale tylko tego dnia…
Po dwu tygodniach, na następnym zjeździe, także podczas przerwy, ten sam pułkownik doszedł do mnie gdy stałem samotnie i zaczął skarżyć się, że ma problemy z napisaniem pracy zaliczeniowej jaką im zdałem, bo nigdy nie był w harcerstwie i nie ma czasu na szersze poszukiwanie i czytanie lektur z tej dziedziny. I że prosi mnie o dłuższą konsultację. Podałem mu termin dyżuru w zakładzie i zaprosiłem na ul. Uniwersytecką. Na to on stwierdził, że o tej porze nie ma szans wyjść na tak długo z pracy, i czy ja zgodziłbym się przyjechać do niego… Na moje „Ale to niemożliwe, konsultacje tylko podczas dyżurów” chwilę pomilczał i powiedział – „Panie magistrze, przysługa za przysługę. Pan mi pomoże, a ja panu także pomogę – w otrzymaniu paszportu jeszcze przed początkiem lipca.”
I tak dałem się „skorumpować” obietnicą możliwości skorzystania z zaproszenia do Szwecji. […]
Zainteresowanych szczegółami dalszego rozwoju sytuacji odsyłam do obszernego fragmentu tamtego eseju –TUTAJ .
Foto: www.tulodz.pl
W tym wieżowcu, w czerwcu 1978 roku, otrzymałem ofertę zatrudnienia w Wojewódzkiej Komendzie Milicji Obywatelskiej – w VI Wydziale łódzkiej SB. Okna do gabinetu w którym odbyła się ta rozmowa zaznaczyłem żółtą obwódką. (Zdjęcie współczesne)
Dodam jeszcze informację, którą podałem, jako post scriptum, także w tamtym eseju:
„To w tym VI Wydziale łódzkiej SB zaczynał swą karierę i gorliwą służbą zasłużył sobie na przeniesienie do „centrali” w Warszawie, były nauczyciel matematyki w Technikum Ekonomicznym przy ul. Drewnowskiej, który przeszedł do historii jako zabójca ks. Jerzego Popiełuszki – Grzegorz Piotrowski.”
Foto: www.nowaera.pl
Wczoraj (22 lipca 2021 r.) absolwenci klas 8 poznali wyniki rekrutacji do liceów, techników i szkół branżowych. W Łodzi, o tym do której z 3 wskazanych przez nich szkół ponadpodstawowych (dla których organem prowadzącym jest miasto Łódź) się dostali – dowiedziało się 5 062 z nich. Oto obszerne fragmenty informacji, jaką o pierwszym etapie rekrutacji zamieszczono na stronie Urzędu Miasta Łodzi:
[…] Tradycyjnie najwięcej chętnych 3 237 osób zostało zakwalifikowanych do liceów, 1 566 do techników oraz 250 do szkół branżowych I stopnia. Z ubiegających się o miejsce w placówce ponadpodstawowej nie zostało zakwalifikowanych 332 uczniów, ale pozostały jeszcze 424 wolne miejsce w tym: 101 w liceach, 208 w technikach oraz 115 w szkołach branżowych. […]
Wśród najchętniej wybieranych liceów przez absolwentów klas 8 nie ma niespodzianek, nadal są to: I, III, IV, XXI, XXV, XXVI oraz XXXI LO. Warto podkreślić, że XXV LO od trzech lat cieszy się uznaniem kandydatów i ma więcej chętnych niż miejsc. W technikach najwięcej chętnych było do klas o specjalności: technik informatyk, programista, mechatronik, weterynarii, grafiki poligrafii cyfrowej oraz fotografii i multimediów. W szkołach branżowych popularne zawody to: elektromechanik pojazdów samochodowych, kucharz, kierowca mechanik, mechanik motocyklowy, fryzjer, cukiernik. […]
Od […] 23 lipca do 30 lipca kandydaci zakwalifikowani do szkół muszą złożyć poświadczenie woli nauki, składając w placówce oryginał świadectwa ukończenia szkoły podstawowej oraz oryginał zaświadczenia o wynikach egzaminu 8-klasisty. To bardzo ważne, ponieważ spóźnialscy oraz ci, którzy dokumentów nie dostarczą w tym terminie zostaną wykreśleni z listy zakwalifikowanych i w konsekwencji pozostaną bez szkoły.
2 sierpnia będą znane listy przyjętych do poszczególnych szkół a od 3 sierpnia rozpocznie się rekrutacja uzupełniająca. […]
Cała informacja „Pierwszy etap rekrutacji do szkół średnich zakończony” – TUTAJ
Źródło: www.uml.lodz.pl
Foto: Marcin Obara/PAP[www.wiadomosci.dziennik.pl]
l
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek fetuje wynik głosowania wśród członków rządu.
Z kronikarskiego obowiązku zamieszczamy informację o decyzji Sejmu w sprawie wnosku o odwołanie Przemysława Czarnka ze stanowiska Ministra Edukacji i Nauki. Czynimy to zamieszczając fragmenty artykułu „Gazety Prawnej”, zatytułowanego „Głosowanie nad wnioskiem o wotum nieufności wobec Czarnka. Szef MEiN zostaje„:
Sejm odrzucił w środę złożony przez KO wniosek o wyrażenie wotum nieufności ministrowi edukacji i nauki Przemysławowi Czarnkowi. Pozostaje on szefem MEiN.
Wniosek o odwołanie szefa MEiN poparło: 125 posłów Koalicji Obywatelskiej, 46 posłów Lewicy, 22 posłów Koalicji Polskiej, 6 posłów Polski 2050, 4 posłów koła Polskie Sprawy oraz 2 posłów niezrzeszonych (Ryszard Galla i Paweł Zalewski).
Przeciwko odwołaniu Czarnka głosowało: 230 posłów PiS, 3 posłów Kukiz’15 oraz 3 posłów niezrzeszonych (Zbigniew Ajchler, Łuksza Mejza i Monika Pawłowska).
Od głosu wstrzymało się 7 posłów Konfederacji, 4 nie wzięło udziału w głosowaniu. […]
Hipolit Malinowski – 1909 – 1996
25 lat temu – 21 lipca 1996 roku – zmarł mój wuj – Hipolit Malinowski. Postanowiłem napisać i zamieścić na stronie „Obserwatorium Edukacji” wspomnienie o Nim, nie dlatego, że by to najmłodszy brat mojej mamy – z domu Malinowskiej. Tak się złożyło, że nie zostałem powiadomiony o jego śmierci i pogrzebie, nie byłem także, do dziś, przy Jego grobie. Uznałem, że choć w ten sposób oddam cześć Jego pamięci – jako pierwszemu w mojej rodzinie nauczycielowi i kierowni- kowi szkoły, ale także żołnierzowi Armii Krajowej, a od 1945 roku – organizacji Wolność i Niezawisłość, więźniowi peerelowskich kazamatów. Mam także pewien osobisty powód, o którym napisałem już przed trzema laty – w zamieszczo- nym 19 lipca 2019 roku na OE eseju wspomnieniowym: „Mój rok 1959, czyli zauroczenie Antonim Makarenką”.
Jest to historia moich pierwszych samodzielnych wakacji (w wieku lat 15-u), kiedy to przyjechałem do Janówka, k. Starej Miłosnej, gdzie wuj Hipolit był kierownikiem wiejskiej szkółki. Oto fragmenty tamtego eseju:
[…] Przechodząc do sedna tematu – spędziłam tam kilka dni w sielankowym klimacie wylegiwania się na kocu w sadku, pojadania pajd chleba domowego wypieku, smarowanych masłem własnego wyrobu, polanych miodem z wujowej pasieki. Do popicia – zimne zsiadłe mleko wprost z piwnicy – takie, że można je było krajać nożem..
Ale nie to jest tematem tych wspomnień. Zaraz pierwszego dnia, zwiedzając pomieszczenia opustoszałej szkoły, trafiłem do salki,w której stała szafa, pełniąca funkcję szkolnej biblioteki. Była szeroko otwarta, a znaczna część liczącego kilkaset egzemplarzy księgozbioru leżała nieopodal, porozkładana na stolikach i krzesłach. Naszedł mnie na tym wuj, i zachęcił: Śmiało, śmiało. Poszukaj co cię z tego zainteresuje, i czytaj sobie do woli.
Dziś już nie pamiętam, czy wybrałem kilka książek, czy od razu tylko ten jeden, opasły tom, który przez najbliższe dni przeczytałem „jednym tchem”, od deski do deski. […]
Ktoś powie: nie masz się czym chwalić. To wszak sztandarowe dzieło sowieckiego autora na usługach reżimu. Ale ja mam w tej sprawie odmienne zdanie. Tak, to prawda: wszystkie poglądy autora-praktyka o sposobach wychowania „bezprizornych” są tam ubrane w obowiązującą wówczas stylistykę i słownictwo oraz „polane ideologicznym sosem socjalizmu”. Jednak zza tych obowiązkowych formułek przebija prawda doświadczeń i przemyśleń refleksyjnego pasjonata-wychowacy, który nic tam nie zmyślał, wszystko o czym napisał zostało wcześniej zweryfikowane w jego codziennej praktyce.
Do dziś jest dla mnie tajemnicą to zauroczenie pedagogiką kolektywu i wychowania przez pracę u piętnastoletniego ucznia Szkoły Rzemiosł Budowlanych. […]
Ale cała ta wiedza i merytoryczna analiza treści „Poematu Pedagogicznego” – jak się okazało – była dopiero przede mną. Tamtego lata, niezależnie od wszelkich ocen i polityczno-historycznych kontekstów, zostałem – tak to oceniam dzisiaj – zainfekowany chorobą, na którą zapadłem wiele lat później. Po raz pierwszy posmakowana wówczas wiedza o pracy wychowawczej z tzw. „trudną młodzieżą” przydała mi się już cztery lata później, kiedy jako dziewiętnastoletni młodzieniec, także podczas wakacji, w konsekwencji pewnych niezwykłych zbiegów okoliczności, stanąłem wobec wyzwań, nieświadomie podjętej roli wychowawcy na kolonii letniej dla – jak to się wówczas określało – „młodzieży niedostosowanej społecznie”. […]
x x x
Już zawsze będę twierdził, że – choć nieświadomie – tu wuj Hipolit, więzień komunistycznej bezpieki, dając mi do ręki książkę sowieckiego pedagoga, zainicjował proces, który po kilku latach, w połączeniu z innymi impulsami, doprowadzi mnie do decyzji o wyborze zawodu – powiem za prof. Aleksandrem Kamińskim – zawodu wychowawcy, realizowanego w różnej formule i w różnych instytucjach….
I dlatego, choć tym wspomnieniem, postanowiłem podziękować Mu za tamte wakacyjne dni w Janówku.
W owym eseju sprzed trzech lat, zamieszczonym – jak się okazało – w stanie niewiedzy że było to nieomal w 23 rocznicę Jego śmierci, zawarłem także część biograficzną o wujku Hipolicie Malinowskim. Dziś wiem, że jest ona pełna błędnych informacji – pisałem ten tekst w oparciu o „flesze” pamięci z dzieciństwa, o opowieści mojej mamy – jak teraz wiem – w dużym stopniu oparte na półprawdach. Te półprawdy były przede wszystkim skutkiem skrywania przez wuja Hipolita szczegółów jego działalności partyzanckiej, a zwłaszcza o pobycie w więzieniach..
Z tego powodu nie odsyłam linkiem do tamtego wspomnienia. Dziś będę posługiwał się autobiografią Hipolita Malinowskiego – najmłodszego syna Mariana i Franciszki Malinowskich, urodzonego 14 lipca we wsi Zaręby Ciemne w powiecie Ostrów Mazowiecka oraz pozyskanymi w wyniku research’u w Internecie materiałami o okresie Jego działalności w strukturach WiN.
Z Jego autobiografii dowiedziałem się, że szkołę powszechną ukończył w Rosochatem Kościelnem (pow. Wysokie Mazowieckie). Wnioskuję, że w tym czasie jego rodzice byli już właścicielami gospodarstwa rolnego z wolno położonym siedliskiem (poza pobliskimi wsiami), w miejscu, które nazwane zostało Zalesie Stefanowo, leżącym kilka zaledwie kilometrów od Rosochatego. A ten przymiotnik zapewne wziął się od imienia Jego starszego brata Stefana, który zgodnie z ówczesną tradycją został wyznaczony na spadkobiercę tego majątku.
Natomiast On, jako młodszy brat, musiał poszukać sobie innego niż bycie rolnikiem sposobu na życie. Bo tak interpretuję informację, że w 1926 roku, w wieku 17-u lat, podjął naukę w Państwowym Seminarium Nauczycielskim w Szczuczynie Nowogródzkim.
W swej autobiografii Hipolit Malinowski wspomina, że podczas nauki w Seminarium Nauczycielskim należał do ZHP. Po trzech latach nauki został drużynowym działającej tam drużyny harcerskiej. Już wtedy ujawniły się nie tylko Jego zdolności przywódcza, ale także organizatorskie – bo zainicjował powstanie drużyny harcerskiej także w miejscowej szkole powszechnej. Jej drużynowym został Jego kolega – Rajmund Zdanowicz – późniejszy oficer w armii Andersa, ranny w bitwie pod Monte Cassino. Druhowi Hipolitowi i tego było mało – zorganizował w tej samej szkole gromadę zuchów. Jej „wodzem” (drużynowym) został inny Jego kolega – Piotr Mockałło, który podczas wojny – w 1944 roku – zginął w pobliżu Lidy z rąk „wyzwolicieli” – żołnierzy Armii Czerwonej.
Po ukończeniu Seminarium w 1931 roku, jako dwudziestodwuletni jego absolwent, rozpoczął pracę nauczyciela w szkole powszechnej w Lidzie, gdzie także prowadził drużynę harcerską. Nie było Mu dane pracować zbyt długo w jednej szkole – był przenoszony do szkół w innych miejscowościach tego powiatu: pracował we wsi Iwja, a potem w Honczarach. W tej ostatniej wsi pracował przez dwa lata poprzedzające wybuch wojny, a później kolejne dwa lata – już po zajęciu tej części Polski przez Armię Czerwoną i włączeniu tych ziem do ZSRR. Ale wtedy nie był już kierownikiem tej szkoły, gdyż „nowa władza” przysłała na jej kierowniczkę młodą komsomołkę. W czerwcu 1941 roku, gdy wkroczyły tam wojska niemieckie, skorzystał z okazji i wraz z niedawno poślubioną żoną Heleną (też nauczycielką) oraz nowo narodzoną córeczką Zosią – jak to opisał „na wózku jednokonnym przewiózł swoją rodzinę do domu rodziców w Zalesiu k. Rosochatego Kościelnego”.
Z dalszej części Jego autobiografii, z bardzo lapidarnej informacji, można dowiedzieć się, że nie czekał biernie na rozwój wypadków, lecz czynnie włączył się do walki z okupantem. I to na dwu płaszczyznach. W Zalesiu, wraz żoną, prowadzili dla okolicznych dzieci tajne nauczanie, a On – równolegle – wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, który od lutego 1942 roku został przemianowany na Armię Krajową. Nie był tam zwykłym żołnierzem – najpierw był w konspiracyjnej podchorążówce, a po jej ukończeniu rozpoczął pracę w wywiadzie miejscowego Obwodu AK. W 1944 roku został mianowany podporucznikiem i objął obowiązki szefa wywiadu Obwodu III „Zambrów” w okręgu białostockim. W biogramie owych kilka linijek informacji o tym okresie swego życia kończy informacją; „W konspiracji pracowałem do maja 1944 r.”
Screen z relacji filmowej [www.tvn24.pl]
Marszałek Sejmu Elżbieta Witek dała w niedzielę 18 lipca 2021 roku pokaz swoich talentów w technikach ekspresyjnego przekazywania wiedzy. Kto tego nie widział – niechaj to zobaczy TUTAJ.
Naszym zdaniem polskie szkolnictwo, a zwłaszcza piękne miasto Jawor, poniosło niepowetowaną stratę w chwili, gdy ta – obdarzona takimi talentami nauczycielka (pracowała w tym mieście jako „pani od historii” w tamtejszej podstawówce od 1980 roku, zostając w 1991 r. dyrektorką SP nr 2) – w 2006 roku porzuciła ten piękny zawód i wzięła się za politykę.
[Źródło: www.pl.wikipedia.org]
Strata jest tym większa teraz, w czasie gdy Państwo Polskie/Pisowskie (niepotrzebne skreślić) postanowiło zabrać się za kształtowanie u dziewczynek – uczennic naszych szkół – cnót niewieścich. Wszak Pani Marszałek nie tylko jest żywym wzorcem takowych, ale przede wszystkim niedościgłym ideałem nauczycielki, potrafiącej w niezwykle sugestywnej formie kształtować pożądane przez władze postawy i poglądy.
Jak wszyscy wiemy „bohaterem tygodnia” stał się Paweł Skrzydlewski, doradca ministra Czarnka, który na łamach „Nowego Dziennika” ogłosił, że od września szkoła zajmie się „właściwym wychowaniem kobiet, a mianowicie ugruntowaniem dziewcząt do cnót niewieścich”. [Więcej – TUTAJ] Na fali licznych na ten temat materiałów znalazłem wypowiedź prezesa zarządu i współzałożyciela Instytutu Ordo Iuris, przewodniczącego Rady tej Fundacji, adwokata, doktora Jerzego Kwaśniewskiego, który 13 lipca w studiu POLSAT NEWS, podczas rozmowy z redaktorką Agnieszką Gozdyrą wygłosił takie oto „złote” myśli:
„Jeśli krytykujemy doradcę ministra edukacji za to, że posługuje się pojęciem cnoty, to znaczy, że zgubiliśmy podstawowe dogmaty pedagogiki. Bo cnota to jest trwałe uzdolnienie do dobra, do najlepszości – jak mówi pan profesor Skrzydlewski – do porzucenia bylejakości. I cnota jest tym podstawowym kodem wychowawczym, który stosujemy od tysięcy lat w kulturze europejskiej. Przeciwko naturalnemu egoizmowi każdego człowieka.”
Kto chce posłuchać całej tej rozmowy, w której także uczestniczyła pani prof. Monika Płatek – odsyłam do pliku na Yoy Tube „Debata Dnia – 13.07.2021 r.” (od 44 minuty nagrania) – TUTAJ
Ale ja postanowiłem tematem tego felietonu uczynić coś, co może nie jest takie nośne jak temat „cnót niewieścich”, ale co jest obowiązującym dokumentem, który w nadchodzącym roku szkolnym będzie podstawą do działań nadzoru pedagogicznego. Mam na myśli kierunki polityki państwa na rok szkolny 2021/2022.
Przypuszczam, że mało kto w okresie wakacyjnym przeczytał ten dokument powoli i „ze zrozumieniem”. A jest tam nad czym zastanowić się, a nawet czym zaciekawić. Ja – jako emeryt mający nieograniczone zasoby czasu dyspozycyjnego – „poświęciłem się” i „pro publico bono” nie tylko przeczytałem ten dokument, ale podjąłem wysiłki, aby zrozumieć o czym tak naprawdę tam napisano.
Pierwsze cztery kierunki, w świetle wcześniejszych wypowiedzi i publikacji ministra i jego ludzi, nie są zaskoczeniem. To wspomaganie przez szkołę wychowawczej roli rodziny, wychowanie do wrażliwości na prawdę i dobro*, działanie na rzecz szerszego udostępnienia kanonu edukacji klasycznej czy podnoszenie jakości edukacji poprzez działania uwzględniające zróżnicowane potrzeby rozwojowe i edukacyjne wszystkich uczniów (patrz projekt „Edukacja dla wszystkich”)
Także ostatni, szósty kierunek, nie może nikogo zaskoczyć: „Wzmocnienie edukacji ekologicznej w szkołach”.
Ale przysłowiowego konia z rzędem temu, kto z nauczycielskiego „ludu” wie o co tak naprawdę chodzi w piątym kierunku:
„Wdrażanie Zintegrowanej Strategii Umiejętności –rozwój umiejętności zawodowych w edukacji formalnej i pozaformalnej, w tym uczeniu się dorosłych.”
Odczytałem ten zapis „ze zrozumieniem” – jako wdrażanie nie wszystkich umiejętności zapisanych w owym dokumencie „Zintegrowana Strategia Umiejętności”, a jedynie umiejętności zawodowych. A szkoda. Wielka szkoda…
Z miesięcznym opóźnieniem upubliczniamy naszym Czytelniczkom i Czytelnikom, opublikowane 16 czerwca 2021 roku, stanowisko władz Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty w sprawie rządowego projektu zmian w Ustawie Prawo Oświatowe i innych ustawach, skutkujących centralizacją zarządzania oświatą, naruszeniem idei partycypacji obywatelskiej i pomocniczości państwa, uczynieniem szkoły publicznej – szkołą państwową. Ale dobrze się stało. Gdybyśmy wtedy to zrobili – dziś nikt by o tym nie pamiętał. A tak stanowisko to dołączyło do serii innych apeli.
Stanowisko Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO)
ws. rządowych założeń zmian w nadzorze pedagogicznym, owocujących centralizacją zarządzania oświatą,
naruszeniem idei partycypacji obywatelskiej i pomocniczości państwa, uczynieniem szkoły publicznej – szkołą państwową.
Dotyczy: projektów z Wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów, numer projektu: UD228, UD227: Projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw. [Organ odpowiedzialny za opracowanie projektu MEiN; Osoba odpowiedzialna za opracowanie projektu – Dariusz Piontkowski Sekretarz Stanu; Planowany termin przyjęcia projektu przez RM – II kwartał 2021 r.]
Nawiązuje też do projektu Rozporządzenia Ministra Edukacji i Nauki z dnia 25 maja 2021 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie nadzoru pedagogicznego.
Szanowni Panowie: Prezes Rady Ministrów, Minister Edukacji i Nauki.
Państwo: Posłowie, Senatorowie, Samorządowcy. Rodzice, Nauczyciele i Dyrektorzy. Media.
W nawiązaniu do ww. prac KPRM, zwracamy się do Państwa z apelem rezygnację z planów zmian w nadzorze pedagogicznym, opracowywanych przez Ministerstwo Edukacji i Nauki, prowadzących do naruszenia konstytucyjnej zasady pomocniczości państwa i uczynienie polskiej szkoły publicznej ponownie centralnie sterowaną, przestarzałą instytucją.
Jako kadra kierownicza oświaty, specjaliści zarządzania oświatą, a przede wszystkim nauczyciele, przestrzegamy przed obojętnością opinii publicznej wobec niżej opisanych zmian, decydujących o tym, czy szkoła będzie miejscem demokratycznym, nagradzającym kreatywność i odwagę myślenia nauczycieli, rodziców, uczniów, czy skostniałą instytucją rodem z ubiegłego wieku, całkowicie podporządkowaną władzy centralnej, odległej od miejsca, gdzie funkcjonuje szkoła. Poniżej omawiamy najistotniejsze konsekwencje projektu ustawy oraz rekomendujemy niezbędne i pilne działania w celu naprawy sytuacji.
PLAN SCENTRALIZOWANIA WŁADZY NAD SZKOŁĄ, UBEZWŁASNOWOLNIENIA SAMORZĄDÓW I SPOŁECZNOŚCI LOKALNYCH, ZMIANY SZKOŁY PUBLICZNEJ W PAŃSTWOWĄ.
W założeniach projektów z Wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów, numer projektu: UD228, UD227: Projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw zwracamy uwagę na następujące plany:
1.Wprowadzenie (w pkt 2.) konieczności uzyskania pozytywnej opinii kuratora (a więc urzędnika państwowego podległego ministrowi) podczas powierzania stanowiska dyrektora szkoły/placówki oraz powoływania na ww. stanowisko;
Nasze uwagi:
Aktualnie prawo nakazuje osiągnięcie porozumienia kuratora organu sprawującego nadzór pedagogiczny z organem prowadzącym (czyli najczęściej kuratora z wójtem /burmistrzem /prezydentem miasta). Stanowczo protestujemy przeciw zaburzeniu równowagi wpływów władzy samorządowej i władzy centralnej wobec kluczowego w szkole stanowiska dyrektora szkoły publicznej samorządowej
2.Zwiększenie (w pkt. 3) liczby przedstawicieli kuratora w komisjach konkursowych – z trzech do pięciu, z zastrzeżeniem, że kurator może zgłosić mniejszą liczbę swoich przedstawicieli w pracach komisji, ale niezależnie od ich liczby, w głosowaniu zawsze przysługiwać będzie im łącznie pięć głosów.
Organ prowadzący (a więc wójt, burmistrz prezydent) nadal będzie miał w konkursie 3 głosy, podobnie nie zmienia się liczby rodziców, nauczycieli, związkowców.
Nasze uwagi:
Oznacza to, że zajdzie zakłócenie równowagi liczby członków komisji konkursu wyłaniającego dyrektora szkoły, co stanowi naruszenie umowy zawartej przez społeczeństwo z władzą podczas reformy samorządowej, przejęcia szkół przez samorządy u progu transformacji ustrojowej Polski.
Dotychczas samorząd lokalny (organ prowadzący) prowadzący szkołę i przedstawiciel władzy centralnej (organ sprawujący nadzór pedagogiczny – kurator) mieli równą liczbę głosów: po 3. Propozycja wprowadzenia przewagi jednego z organów zmienia ustrój szkolny na scentralizowany. Należy tu pamiętać, że również bez zmian proponuje się pozostawić liczbę głosów rodziców, nauczycieli, związków zawodowych, rezygnując z umowy traktowania wszystkich stron partnersko, na podstawie umowy społecznej funkcjonującej ok. ćwierć wieku.
Jednocześnie publiczne ogłoszenie w tekście projektu rzeczywistego braku zainteresowania ideą konkursu na stanowisko dyrektora wyraźnie widzimy w propozycji brzmiącej „organ sprawujący nadzór pedagogiczny będzie mógł zgłosić mniejszą liczbę swoich przedstawicieli w pracach komisji, którym w głosowaniu zawsze przysługiwać będzie łącznie 5 głosów”. A priori zakłada się, że niewiele znaczy przebieg konkursu i wydelegowani urzędnicy kuratorium oświaty mają dysponować nawet głosami urzędników nieobecnych, którzy nie wysłuchali kandydatów podczas posiedzenia komisji.











