Los tak zrządził, że – dla mnie znaczący, bo 250. – felieton piszę w przedostatnim dniu roku 2018. Dodatkowym zadaniem przed jakim dziś stanąłem jest fakt, że piszę ten tekst na zupełnie nieznanym mi (wypożyczonym od przyjaciół na okres „do zakupu nowego”) sprzęcie, pracującym w obcym mi programie Linux i „rozpoznawanym w boju” edytorze. Jak ten cały splot okoliczności wpłynie na jakość tego „jubileuszowego dzieła” – przekonam się wkrótce. Jeśli uznam, że mieści się to w podstawowych standardach – przekonacie się także i Wy – Czytelnicy.
A teraz – do roboty.
Takie „okrągłe jubileusze” stają się zazwyczaj okazją do podsumowań dotychczasowego „dorobku” – w tym przypadku owych 250. felietonów mojego autorstwa. Przygotowując się do tego zadania szybko uznałem, że pójdę na „łatwiznę” i nie będę powracał do rasumpcji pietrwszych dwustu felietonów, gdyż uczyniłem to już przy okazji fetowania Felietonu nr 200, którego publikacja wypadła także w grudniu, ale ub. roku. Zatytułowałem go „Jubileusz, czyli coś się kończy, coś się zaczyna”. Kto nie czytał, lub już apomniał jego treść – zachęcam do lektury.
Uczciwość nakazuje mi przypomnieć jakie złożyłem tam zobowiązanie: „W nadchodzącym nowym 2018 roku będę w niedzielę zamieszczał prawdziwie felietonowe felietony, nieprzekraczające 5 tys. znaków!”. Sami wiecie, że nie zawsze dotrzymałem tej obietnicy. Jedynym usprawiedliwieniem jest, wygląda na to że wrodzona, moja skłonność do opowiedzenia wszystkiego, co mnie akurat poruszylo, która w połączeniu z trudnością przeprowadzania „twardej” selekcji i oddzielenia tego co naprawdę ważne od tego co mnie się wydaje, że też jest ważne – skutkuje takimi „tasiemcami”.
Zakładając, że przekroczenie obiecanego limitu znaków w felietonie nie deprecjonuje go w ocenie merytorycznej, pozwolę sobie na przypomnienie kilku z tych, które powstały po 17 grudnia 2017 roku, a z których napisania do dziś jestem szczególnie dumny. Będzie to jednocześnie moje podsumowanie tego, co z niezliczonych news’ów mijającego roku uznałem za godne skomentowania, a dzisiaj – przypomnienia:
1.Felieton nr 204. O Wiesi Śliwerskiej – prekursorce edukacji w wolności.
2.Felieton nr 209. Komu służą Targi – czy z tych powodów warto je organizować.
3.Felieton nr 215. Potrzbna praca u podstaw, nie romantyczna obrona Reduty Ordona.
4.Felieton nr 219. O nieprzewidzianych skutkach odwołania Sejmu Dzieci i Młodzieży i Felieton nr 221. Parlament Dzieci i Młodzieży, czyli nadzieja, że jeszcze będzie normalnie.
5.Felieton nr 223. Dlaczego dyrektorom nie zazdroszczę, a nauczycielom współczuję wraz z Felietonem nr 223. Dlaczego dyrektorom nie zazdroszczę… Aneks
6.Felieton nr 225. Jaka edukacja, taki jej ostatni tydzień – Panie Profesorze.
7.Felieton nr 228. O pilnej potrzebie sadzenia róż świadomości obywatelskiej i Felieton nr 234. Jeśli nie nauczyciele – kto ma „sadzić róże” świadomości obywatelskiej
8.Felieton nr 237. Razem zmienimy edukację, ale będzie to „długi marsz”…
9.Felieton nr 241. Wybory samorządowe sprzed tygodnia, to oblany egzamin z WOS!
10.Felieton nr 246. Kogo jestem gotów uznać za naukowy autorytet w pedagogice
Jak zawsze w takich przypadkach jest to wybór subiektywny, ale takie jest „zbójeckie” prawo ich autora. Czytelnicy mają – oczywiście – prawo wybrać swoją „złotą dzisiątkę”.
A teraz przyszedł czas na merytoryczne uzasadnienie tego mojego celebrowania kolejnych pięćdziesiątek felietonów. Mają oczywiście rację ci, którzy już szykują się do wygłoszenia opinii, iż takim prawdziwym powodem do jubileuszu powinien być 1000-ny felieton. Poniekąd zgadzam się z nimi, ale…
Ale dokonałem pewnych wyliczeń, z których płynie wniosek nie do obalenia:
Skoro napisanie i zamieszczenie na stronie „Obserwatorium Edukacji” 250 felietonów zajęło mi 5 lat i 4 miesiące, to nietrudno przewidzieć, że pisząc je w takim samym jak dotąd rytmie, ten tysięczny powstałby za około… 16 lat! Uwzględniając, iż za kilka miesięcy będę świętował 75. urodziny, ten tysięczny felieton musiałby w roku 2035 roku napisać 91-letni staruszek!!!
Patrząc na ową prognozę realistycznie uznałem, że prawdopodobieństwo takiej sytuacji jest niewielkie, nawet przyjmując, że byłbym jeszcze wtedy wśród żywych, to nie ma żadnej gwarancji, że byłbym w takiej kondycji intelektualnej i fizycznej, iż móglbym w ogóle jeszcze coś sensownego stworzyć i – jako redaktor OE – zamieścić, pod takim samym szyldem, w Internecie. Bo jest bardzo mało prawdopodobne, że takowe narzędzie przekazu jeszcze w ogóle będzie w użyciu…
Dlatego świętuję takie „małe” jubileusze” – ku pokrzepieniu serca. Mojego serca.
Dodam jeszcze moje, autora tych felietonów, podziękowania Wszystkim ich Czytelnikom. Że to czytacie. Bo gdyby Was nie było – nie byłoby i tych tekstów. WIELKIE DZIĘKI !
Włodzisław Kuzitowicz