Foto: Paweł Łacheta [www. uml.lodz.pl]

 

Uroczyste rozpoczęcie Nowego Roku Szkolnego, z udziałem władz samorządowych miasta, odbyło się dziś w łódzkim Zespole Szkół Gastronomicznych.

 

 

Dla 62 477 uczniów szkół podstawowych oraz ponadpodstawowych wybrzmiał dziś dzwonek oznajmiający początek nowego roku szkolnego. Zajęcia rozpoczęły także przedszkolaki – w miejskich placówkach na zajęcia będzie uczęszczać 17 795, w tym ponad 5,1 tys. maluchów po raz pierwszy w życiu przekroczyło próg placówki edukacyjnej. Uroczyste rozpoczęcie roku odbyło się w Zespole Szkół Gastronomicznych.[…]

 

Czytaj dalej »



Foto:www.juniorowo.pl

 

Krystyna Starczewska wśród uczennic szkoły przy Raszyńskiej w Warszawie

 

 

Życzenia redaktora „Obserwatorium Edukacji” na progu kolejnego roku szkolnego:

 

 

 

DLA UCZNIÓW

 

Abyście mieli nauczycieli przyjaznych, wspierających, twórczych, mądrych i odważnych – jak Krystyna Starczewska!

 

 

DLA NAUCZYCIELI

 

Abyście mieli uczniów otwartych, ciekawych świata, nastawionych na współpracę, wytrwałych i radosnych – jak ci z Bednarskiej i Raszyńskiej!



Ta ostatnia niedziela… Ostatnia przed dniem rozpoczynającym rok szkolny – jeden z najtrudniejszych jakie pamiętam. A pamiętam dość odległe czasy, bo mój pierwszy kontakt z obrzędowością tzw. „inauguracji nowego roku szkolnego” – w wersji „mglistych wspomnień” – datuje się na wrzesień roku 1951, kiedy to stałem się uczniem klasy pierwszej w nieistniejącej od ponad półwieku Szkole Podstawowej nr 135 na Nowym Złotnie. Sprawdziłem – 1. września wypadł wtedy w sobotę, trudno dziś zgadnąć, czy jednak nie zaczynaliśmy naszej edukacji 3. września…

 

Ale już bardziej konkretnie pamiętam rozpoczęcie nauki w pierwszej klasie Szkoły Rzemiosł Budowlanych – w poniedziałek 1 września 1958 roku, w siedzibie szkoły przy ul. Kilińskiego 79. Wcześniej mama musiała kupić mi mundur ucznia: granatowe spodnie z zielonymi lampasikami i takąż marynarką, granatowy krawat, okrągłą czapkę z daszkiem (typu „tramwajarka”), też z zieloną wypustką dookoła denka i z metalowym znaczkiem szkoły, i – oczywiście – tarczę na rękaw marynarki. Do tego biała koszula i czarne półbuty. Niestety – nie posiadam zdjęć z tamtych czasów.

 

Razem ze mną zaczynało wtedy naukę ok.180 chłopaków, w 6-u klasach pierwszych. Pamiętam tylko, że na krótko (Hymn i przemówienie dyrektora) spotkaliśmy się na niewielkim placyku w końcu podwórza tej kamienicy, a później weszliśmy do budynku, każdy do wyznaczonej sali lekcyjnej…

 

Mam jeszcze kilka takich wspomnień w roli ucznia – najbardziej dramatyczne – to z początku roku szkolnego 1962/63, ale o tym opisywałem już we fragmencie wspomnień „Przypadek lub Palec Boży…”, gdzie jest fragment historii o tym „jak zostałem wrzucony do XI klasy!” [Zobacz TUTAJ]

 

Ale, jeśli napisałem „jeden z najtrudniejszych jakie pamiętam”, to mam na myśli przede wszystkim te „pierwsze wrześnie”, kiedy szedłem do szkoły już jako jej dyrektor… Po raz pierwszy było to 3 września, w poniedziałek, 1993 roku. Najtrudniejszym był dla mnie ten rok który był przede mną, bo to miał być mój pierwszy rok w roli dyrektora szkoły, na dodatek dużego (liczącego ponad 1200 uczniów i ponad 140 pracowników) zespołu szkół zawodowych! A na domiar wszystkiego – nigdy przedtem nie pracowałem w szkole, nawet jako nauczyciel – nie licząc dwu rocznych epizodów, po kilka godzin tygodniowo, „z doskoku”.

 

Ale i przez następnych 12 lat zdarzały się takie rozpoczęcia nowego roku szkolnego, podczas których miałem wiele obaw „jak to będzie”: w 1995 – kiedy otwieraliśmy Liceum Techniczne, z pierwszymi klasami w dwu profilach, w 1999 – kiedy rozpoczynaliśmy naukę bez rekrutacji do klas pierwszych – bo nie było absolwentów podstawówek – poszli do klas pierwszych nowo utworzonych gimnazjów, a przede wszystkim inauguracja roku szkolnego 2001/2002... To wtedy nie mieliśmy żadnej pewności, czy nie jest to ostatni rok naszej „Budowlanki”. Znaliśmy już projekt ówczesnych władz miasta (SLD), że w mieście potrzebna jest tylko jedna szkoła kształcąca w zawodach budowlanych, i że nie będzie to nasza, a ta przy ul. Siemiradzkiego…

 

Ale udało się! Po pikiecie, zorganizowanej przed Urzędem Miasta Łodzi 18 września 2001 roku, po programie TVP Łódź, artykułach w lokalnej prasie – wszystkie kibicujące nam w obronie szkoły – udało się! Ale nie było łatwo, było, dużo stresu….

 

Zostawmy jednak moje osobiste wspomnienia. Co dziś myślę o sytuacji polskich szkół, „tu i teraz”, na dzień przed „pierwszym dzwonkiem” nowego roku szkolnego? Szczerze? – Cieszę się, że jestem już tylko emerytem, że mam ten luksus obserwowania tego co będzie się działo z pozycji kibica. Co prawda kibica żarliwego, jak to się kiedyś mówiło – „tego spod zegara”, ale jednak kibica. I bardzo, bardzo współczuję dyrektorkom i dyrektorom, nauczycielkom i nauczycielom, głównie ze szkół ponadgimnazjalnych/ponadpodstawowych, ale nie tylko. Wszyscy (z wyjątkiem pisowskiej władzy) wiemy, że ten rok, to będzie taki oświatowy Armageddon – czas bitwy między siłami Dobra i Zła. Wierzę, że – jak w Apokalipsie – wygra Dobro. Ale, zapewne, nie obędzie się bez ofiar…

 

Czytaj dalej »



Foto: www.znp.edu.pl

 

 

Dziś, w siedzibie ZG ZNP odbyła się debata „Szkoła na szóstkę”. Zanim zostaną udostępnione owoce prowadzonej tam wymiany myśli i wypracowana oraz udostępniona deklaracja „Porozumienie dla edukacji”, informujemy dziś o jej programie, a przede wszystkim o promowanej tam książce Andreasa Schleichera – kierownika Programu PISA.

 

 

Na drugą część (po lanchu) zaplanowano:

 

13.00 – 14.00  Dyskusja panelowa „Jak walczyć o lepszą szkołę? Narada praktyków”

Moderator: Piotr Pacewicz, redaktor naczelny portalu OKO.press Przedstawiciele i przedstawicielki środowisk edukacyjnych: Anna Schmidt-Fic (nauczycielka, Protest z wykrzyknikiem), Iga Kazimierczyk (Przestrzeń dla edukacji), Dorota Łoboda (Rodzice mają głos), Maciej Rusiecki (nauczyciel) oraz prof. Michał Bilewicz (UW) i Jakub Gontarek (Lewiatan)

 

14.00 – 14.15 Prezentacja deklaracji „Porozumienie dla edukacji”

 

14.15 – 15.15 Dyskusja

 

15.15 Zakończenie konferencji, połączone ze składaniem podpisów pod deklaracją

 

Czytaj dalej »



Foto: www.lo44.szkoly.lodz.pl

 

Budynek XLIV Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi

 

 

Po tym, jak zamieściliśmy informację o klasie autorskiej Wiesławy Śliwerskiej w SP nr 37 w Łodzi oraz link do filmu Waldemara Wiśniewskiego „Klasy autorskie” i zatytułowaliśmy ten materiał „Pierwsze inicjatywy „uczenia inaczej” pojawiły się w Łodzi ponad ćwierć wieku temu”, otrzymaliśmy na adres redakcji „Obserwatorium Edukacji” plik z obszernym opracowaniem autorstwa Marka Grondasa *, zatytułowanym „Szkoła Średnia jako demokratyczne środowisko wychowawcze. XLIV Liceum ogólnokształcące w Łodzi. Część I: lata 1991 – 1995”.

 

 

Foto: www.narkomania.edu.pl

 

                                                                         Marek Grondas

 

Poniżej zamieściliśmy kilka wybranych fragmentów tego tekstu oraz link do pliku z jego pełną wersją:

 

 

PRZYGOTOWANIA I PIERWSZE DNI ISTNIENIA SZKOŁY

 

Przygotowująca się do otwarcia nowej szkoły grupa inicjatywna składała się z kilku osób o sporym doświadczeniu w pracy wychowawczej zorientowanej na socjoterapię, psychokorekcję i grupową pracę rozwojową. Do współpracy zaprosiliśmy nauczycieli z działającej już w budynku szkoły podstawowej oraz kilku nauczycieli spoza osiedla. Kryterium doboru była deklarowana wstępnie gotowość do pracy w szkole o alternatywnych, odbiegających od tradycyjnych rozwiązaniach, przy czym zakładano, że do szczegółowych rozstrzygnięć dojdziemy wspólnie.

W konsekwencji grupa nauczycieli przygotowująca się do pracy w nowej szkole składała się z kilku osób o doświadczeniach bardziej z dziedziny praktycznej psychologii i pedagogiki niż dydaktyki oraz z młodych na ogół nauczycieli, mających już jednak za sobą co najmniej kilkuletnie doświadczenia z pracy w szkole tradycyjnej.

 

1. PRACA NAD SOBĄ PRZED OTWARCIEM SZKOŁY

 

Proces przygotowywanie się do pracy w nowej szkole trwał niespełna rok i – obok wielu spotkań poświęconych dyskusjom nad wizją i organizacją – zawierał dwa dłuższe wyjazdy treningowe: trening interpersonalny i trening umiejętności wychowawczych. […] Efektem naszego treningu był znaczny wzrost poczucia bezpieczeństwa i otwartości emocjonalnej w grupie nauczycieli, co umożliwiło potem pracę nad konkretnymi umiejętnościami osobistymi.

 

Doświadczenie to pogłębiliśmy podczas następnego wyjazdu – treningu umiejętności wychowawczych. Trening ten jest doświadczeniem grupowym mającym na celu przeżycie i uświadomienie sobie, co się dzieje pomiędzy dzieckiem a dorosłym (rodzicem, opiekunem, nauczyciele, wychowawcą). Podstawową metodą dochodzenia do takiej wiedzy jest powrót do własnych dziecięcych doświadczeń, zdystansowanie się wobec wypracowanych w toku dorastania i nauki zawodu nauczycielskiego ideałów, celów i praktyk wychowawczych. Przypominaliśmy sobie, jakie zachowania dorosłych urażały nas, odpychały, bądź krzywdziły, gdy sami byliśmy dziećmi, a jakie sprawiały, że czuliśmy się akceptowani i bezpieczni, korzystaliśmy z kontaktu z nauczycielem, lubiliśmy szkołę i z własnej chęci się uczyliśmy.

 

W efekcie powstały długie listy zachowań korzystnych i niekorzystnych w dziecięcym doświadczeniu. […]

 

Efektem treningu umiejętności wychowawczych były znaczna reorientacja postaw uczestników, weryfikacja dotychczas stosowanych zabiegów wychowawczych i pomysłów na wychowanie.

 

Jeśli bowiem odczytuje się takie listy z książki – wydają się oczywiste. Toteż nie ich merytoryczna „nowość” była tu decydująca, lecz odkrycie – zwłaszcza w przypadku zawodowych nauczycieli w naszym gronie – jak dalece o swoich podstawowych doświadczeniach szkolnych zapominamy, gdy sami stajemy się nauczycielami. Doprowadziło nas to, nawet te osoby w grupie, które dotychczas głęboko tkwiły w klimacie tradycyjnego systemu edukacji, do radykalnej krytyki szkoły. Odkrywaliśmy, jak powszechne jest wśród nauczycieli nieświadomie, bezkrytycznie przyjmowanie celów, postaw i metod, które jako dzieci odczuwaliśmy jako ewidentnie destrukcyjne; w jak wielkim stopniu na poczynania nauczycieli wpływają ukryte programy, czyli założenia i dyrektywy nie zapisane w żadnych oficjalnych dokumentach programowych, których podstawowym celem jest w istocie utrzymanie wygodnego status quo.

 

Cztery podstawowe takie programy to:

 

-SZKOŁA SPRAWIEDLIWOŚCI, w której nauczyciel, bez względu na sytuację ucznia i inne okoliczności jest przede wszystkim surowym egzekutorem;

 

-SZKOŁA DLA NAUCZYCIELA – program nakazujący nauczycielom czynić wszystko dla zachowania strukturalnej władzy nad uczniem, usprawiedliwiający rozmaite formy represji, uznający solidarność zawodową nauczycieli w obronie autorytetów i innych osobistych i zawodowych interesów za warunek skuteczności wychowania (nawet, gdy nauczyciel na taki autorytet nie zasługuje, a jego interesy wynikają z lenistwa i egoizmu), nie pozwalający nauczycielom przyznawać się do błędów i niewiedzy;

 

-SZKOŁA NUDY – program budowany na przeświadczeniu, że w dorosłym życiu czeka naszych wychowanków mechaniczne wypełnianie obowiązków, jakie nakłada na zatomizowane jednostki masowe społeczeństwo, a celem szkoły jest wdrożenie ich do tego;

 

-SZKOŁA STRACHU I PODLEGŁOŚCI – gdzie wychodzi się z założenia, że podstawowym doświadczeniem życiowym jest w naszym społeczeństwie dawanie sobie rady z zagrożeniami takimi jak poniżenie, krytyka, przedmiotowe traktowanie, opresywność osób wyżej postawionych w hierarchiach, i że uczniowie powinni przede wszystkim nauczyć się dawać sobie radę ze strachem, nie okazywać go i uczyć się konformizmu;

 

Podczas dalszych spotkań coraz wyraźniej zarysowywał się w naszych dyskusjach, kierunek socjoterapeutyczny, czyli nastawienie na zrozumienie sytuacji emocjonalnej ucznia, jego niekiedy trudnych zachowań i ich genezy w kontekście urazów wyniesionych z życia rodzinnego, oraz na dokonywanie korekty tych urazów w drodze zaplanowanych oddziaływań.[…]

 

W toku tej pracy odwróciliśmy tradycyjny tryb tworzenia programów wychowawczych.

 

Wydaje się on polegać na tym na ogół, że wychodząc od formalnie obowiązujących zadań socjalizacyjnych szkoły, dopasowuje się do nich deklarowane ideały i wartości, na ich podstawie opracowywuje mniej lub bardziej szczegółowo sformułowane cele, w końcu dopiero pojawiają się konkretni uczniowie, z którymi nauczyciele mają obowiązek wszystko to realizować.

 

Oznacza to , że planując pracę wychowawczą, wychodzi się od formalnych zobowiązań, idei, teorii lub ideologii – a to jest sprzeczne z rozumieniem wychowania jako wspierania rozwoju. Uznaliśmy że, nasza praca wychowawcza musi być planowana w odniesieniu do konkretnej osoby i konkretnej grupy, zatem przed poznaniem naszych uczniów możemy jedynie określić wizję szkoły w kategoriach warunków jakie musimy spełnić, aby nasza praca miała szanse powodzenia. […]

 

2. SZKOŁA BEZ OCEN I REZYGNACJA Z PRZYMUSU

 

Czytaj dalej »



 

10 kwietnia 2019 roku radni Rady Miejskiej Łodzi zdecydowali, aby zaskarżyć do Wojewódzkiego Sądu Wojewodę Administracyjnego Wojewodę Łódzkiego za to, że – ich zdaniem – niesłusznie pozbawił Zespół Szkół Ekonomii i Usług w Łodzi imienia Natalii Gąsiorowskiej, uzasadniając to, iż – według opinii IPN – była ona, od chwili odzyskania przez Polskę w 1918 roku niepodległości, sympatykiem Komunistycznej Partii Polskiej i była propagatorką systemu totalitarnego. [Więcej o początkach tej sprawy – TUTAJ]

 

Sprawa weszła w swą kolejną fazę prawną, o czym poinformowano dziś w „Dzienniku Łódzkim”, w artykule „Dekomunizacja patronki szkoły w Łodzi. Wojewoda przegrał z Radą Miejską w sądzie, ale prawdopodobnie odwoła się od orzeczenia WSA”. Oto jego fragmenty:

 

Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił zarządzenie zastępcze Wojewody Łódzkiego w sprawie Zespołu Szkół Ekonomii i Usług im. Natalii Gąsiorowskiej w Łodzi. Sprawa dotyczyła patronki szkoły. Wojewoda usunął ją z nazwy szkoły w myśl ustawy dekomunizacyjnej. Sąd orzekł, że Gąsiorowska nie była propagatorką systemu totalitarnego. Wojewoda prawdopodobnie odwoła się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. […]

 

Sąd podzielił zdaniem Rady Miejskiej – ucieszył się Marcin Gołaszewski, przewodniczący Rady Miejskiej. – Natalia Gąsiorowska była uznanym naukowcem, jest doktorem Honoris Causa Uniwersytetu Łódzkiego. Sąd uznał, że komunizm propagowali Stalin i Bierut, a nie patronka szkoły. Wojewoda swoimi decyzjami wchodzi w kompetencje samorządu i niszczy życiorysy znanych łodzian. Apeluję do wojewody, aby nie odwoływał się od orzeczenia WSA, skoro uznano, że Gąsiorowska nie kojarzy się z komunizmem. […]

 

Usunięcie patronki z nazwy szkoły wywołało spory problem. Trzeba było wprowadzić zmiany w dokumentach, legitymacjach szkolnych, arkuszach ocen. Konieczne było zrobienie nowego sztandaru bez patrona i wykonanie nowej tabliczki zamontowanej przy wejściu do placówki. Szkoła musiała wymienić też pieczątki. Dyrekcja placówki oszacowała koszty na 10 tys. zł. […]

 

 

Cały artykuł „Dekomunizacja patronki szkoły w Łodzi. Wojewoda przegrał z Radą Miejską w sądzie, ale prawdopodobnie odwoła się od orzeczenia WSA”    –    TUTAJ

 

 

Źródło: www.dzienniklodzki.pl



Foto:Grzegorz Gałasiński [www.dzienniklodzki.pl]

 

19 czerwca 2019 roku szkolna społeczność Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 1 przy ul. Czajkowskiego w Łodzi pożegnała odchodzącą na emeryturę dyrektor Aleksandrę Bonisławską

 

Przed rokiem rozpoczęliśmy cykl wywiadów z dyrektorami szkół – weteranami, którzy po kilkudziesięciu latach pełnienia funkcji kierowniczych w oświacie podjęli decyzję o przejściu na emeryturę. W sierpniu ub. roku zamieściliśmy wywiad z Panią Dyrektor Alicją Wojciechowską, która od 1984 roku była dyrektorką XXV LO w Łodzi, a także z Panem Dyrektorem Józefem Kolatem, który przez 35 lat kierował działalnością – w zasadzie tej samej szkoły zawodowej, która w tym czasie wielokrotnie zmieniała nie tylko nazwy, ale i siedziby.

 

Dziś zapraszamy do lektury zapisu rozmowy z Panią Dyrektor Aleksandrą Bonisławską, która nauczycielką została, gdy w Łódzkim Kuratorium Oświaty i Wychowania rządził Henryk Grenda, a Ministrem Oświaty i Wychowania był Henryk Jabłoński. Pierwszy raz usłyszała skierowany do niej zwrot „Pani Dyrektor” od nauczycieli i uczniów Szkoły Podstawowej nr 87 przy ul. Minerskiej – we wrześniu 1985 roku. I tytuł ten przysługiwał jej już przez następne 34 lata – aż do dziś!

 

Jak widzicie – to „kawał czasu”… Będzie więc o czym rozmawiać z Koleżanką Dyrektor, która dziś, w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Łodzi, żegna się ze swoimi współpracownikami, a także zaproszonymi tam przyjaciółmi i „starymi” znajomymi „z dawnych lat”.

 

 

Wywiad przeprowadził i treść tej rozmowy spisał Włodzisław Kuzitowicz. Zapraszam:

 

 

Włodzisław Kuzitowicz: Zanim rozpoczniemy rozmowę o przebiegu Pani nauczycielskiej „ścieżki kariery” (jak lubią to dziś nazywać doradcy zwodowi), nie mogę nie zadać pytania o początki, czyli o to, czy w dzieciństwie i w latach szkolnych były jakieś przesłanki, okoliczności, wydarzenia, które zapowiadały wybór przyszłego zawodu, podjęcie przez Panią decyzji: „będę nauczycielką”?

 

Aleksandra Bonisławska: To stało się w sposób niezamierzony. Co prawda, kiedy miałam 5 – 7 lat, to ustawiałam na podwórku dzieci sąsiadów w pary i „uczyłam” je, jak dostałam jakieś pieniądze na cukierki to kupowałam lizaki i rozdawałam je, prowadzałam dzieciaki parami – bo to, jak mi się zdawało, była najważniejsza czynność w szkole: że się chodzi parami… Zawsze się uśmiecham jak sobie myślę o tych początkach, bo nigdy w jakiś świadomy sposób nie orientowałam się na zawód nauczyciela. Ja wtedy po prostu robiłam to, co lubiłam, bez świadomości, że muszę mieć jakiś zawód.

 

 

WK: A może w rodzinie byli jacyś nauczyciele, którzy mogli stać się, nawet nieświadomą, inspiracją przyszłego wyboru?

 

AB: Moja mama w czasie wojny nauczała dzieci na wsi w województwie łódzkim, gdzie podczas okupacji przebywała. Miała 16 lat gdy wybuchła wojna i w sytuacji, gdy nie było tam nikogo z profesjonalnych, przedwojennych nauczycieli, uznała, że będzie uczyła miejscowe dzieci czytania i pisania. To były takie „tajne komplety”… Wiem też, że jakaś dalsza ciotka była nauczycielką, ale nie miałam z nią bezpośrednich kontaktów. Można powiedzieć, że w domu rodzinnym nie było „klimatu pedagogicznego”. Mój ojciec, już po wojnie, pracował w centrali handlu zagranicznego jako księgowy, mama miała zainteresowania i zdolności matematyczne…

 

 

WK: A jak przebiegała Pani edukacja szkolna? Może tam pojawiło się zainteresowanie przyszłym zawodem?

 

AB: Jeszcze w szkole podstawowej rozwinęła się u mnie potrzeba czytania. Każde pieniążki przeznaczałam na zakup książeczek z serii „Poczytaj mi mamo” (pamiętam – były po 1,50 zł), czytałam je siostrze. W ogóle bardzo lubiłam czytać, lektury, ale nie tylko. Aż pewnego razu tata wygrał w jakimś konkursie całą walizkę książek. Gdy przyniósł ją do domu i otworzył, ja rzuciłam się do ich przeglądania, a potem czytania. Pamiętam, że były tam książki Čapka, Orzeszkowej… i, że zakochałam się…. w „Nad Niemnem”.

 

I muszę jeszcze wspomnieć moją nauczycielkę j. polskiego ze szkoły podstawowej, która zadawała nam takie na przykład tematy: „Dalsze losy Antka…”. I ja pisałam „dalsze losy Antka”. Polecała nam także pisanie opowiadań na zadany temat, albo zadawała swoiste ćwiczenia gramatyczno-językowe, np. dyktowała zestaw słów bliskoznacznych, których należało użyć w jakiejś wypowiedzi. U mnie to były oczywiście rozbudowane opowiadania. Była wtedy też taka lektura „Historia o Janaszu Korczaku i pięknej Miecznikównie” Kraszewskiego, do której pani kazała dopisać dalsze losy bohaterów… To była taka szkoła z końca lat pięćdziesiątych, w której pracowali jeszcze nauczyciele sprzed wojny, dobrzy, wspaniali…

 

Przejawiła się w tym czasie moja dusza artystyczna. Należałam do harcerstwa, uczestniczyłam w konkursach piosenkarskich, byłam też solistką, nawet „mnie w radiu nadali”, jak śpiewałam „Nadeszła już jesień złocista”…

 

Potem wybrałam X Liceum Ogólnokształcące im. (nomen omen) Marii Konopnickiej w Łodzi. Mieściło się ono w tym samym budynku przy ul. Kościuszki 65 , w którym działało też VII LO. To była żeńska szkoła „z zasadami”. Panował tam dryl w stylu „pensjonarskim”, przestrzegano, aby uczennice miały „odpowiedni strój” (np. bawełniane rajstopy, tarcze, broń Boże kozaki na wysokich obcasach!).

 

Zaistniałam w tej szkole na lekcjach polskiego, gdyż pewnego dnia pani profesor Dębska zapytała: „A kto to był Owidiusz?”, to wtedy jedynie ja – wówczas Kaczmarkówna – podniosłam rękę i mówię: „To autor „Sztuki kochania’”. I tak zarobiłam sobie punkty u pani profesor. Później były różne wypracowania, dobrze oceniane, potem teatr szkolny, pamiętam moją rolę „Żony Modnej”… Nauczycielka sądziła, że pójdę do szkoły aktorskiej…

 

Ale za skromna byłam dziewczynka na to, żeby w ogóle o czymś takim pomyśleć. Moja klasa była sprofilowana raczej na humanistykę, ale spora grupa uczennic była dobra z biologii, chemii – dziewczyny wybierały się na medycynę. Pozostałe wylądowały głównie na prawie. Z niektórymi z nich spotykamy się do dzisiaj – w coraz mniej licznej grupie…

 

Ja wybrałam polonistykę jako jedyna z klasy. Studia minęły szybko, dobrze je wspominam i to po ich ukończeniu w 1971 roku stanęłam przed problemem: Co tu robić? Pracy dla polonistów w Łodzi nie było. Zaczęłam jako nauczycielka j. rosyj- skiego w Zaocznym Technikum Kinematografii. Takie było wtedy, miało siedzibę w budynku Szkoły Podstawowej nr 14 przy ul. Wigury. Ale to było krótko. Jakiś czas później pracowałam w innej podstawówce na Żwirki, a później w SP nr 136 przy ul. Ogrodowej. Prowadziłam tam teatr. to było bardzo ciekawe doświadczenie… Ale po roku dyrektor musiał ograniczyć liczbę etatów, wezwał polonistów i powiedział: „Jedną osobę muszę zwolnić”. No to Bonisławska, elegancko, mówi: „Przyszłam tu ostatnia, to chyba mnie.” I choć później dowiedziałam się od niego, że chciał mnie zostawić, a zwolnic inną osobę, to nie miał wyboru.

 

Kolejnym miejscem mojej pracy w roli nauczycielki j. polskiego była Szkołą Podstawowa nr 87 przy ul. Minerskiej na osiedlu Zdrowie. Pracowałam tam od roku 1973 do 1985, kiedy to objęłam funkcję dyrektorki tej szkoły.

 

 

WK: Co z tych pierwszych lat zdobywania doświadczeń w roli kierownika placówki oświatowo-wychowawczej, jak to się wówczas nazywało, chciałaby Pani dziś przywołać?

 

Czytaj dalej »



Dziś, pod zakładką „Aktualności” zamieszczono na stronie UMŁ materiał, zatytułowany „Czas zgasić światło i zamknąć drzwi w gimnazjach”. Oto jego obszerne fragmenty:

 

W sobotę, 31 sierpnia gimnazja znikają z edukacyjnej mapy Polski i jest to ostatni akord rządowej reformy edukacji. Krzysztof Gąsiorek, dyrektor Gimnazjum nr 5 ma do podpisania jeszcze protokół przekazania majątku szkoły i może zgasić światło. Dosłownie i w przenośni, bo w pożegnalnym prezencie dostał od swoich współpracowników… przełącznik do światła.

 

 

Foto: Monika Pawlak [www.uml.lodz.pl]

 

Dyrektor Gimnazjum nr 5 Krzysztof Gąsiorek i wiceprezydent Łodzi Tomasz Trela.

 

 

Gimnazja pojawiły się w systemie przed 20 laty, smutno, że trzeba je likwidować choć uczniowie je polubili, nauczyciele wykonali ogrom pracy, aby jak najlepiej służyć młodzieży, a dyrektorzy zabiegali o rozwój i udoskonalanie szkolnej infrastrukturypowiedział Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi, dodając: – Dobrze, że znakomita większość budynków po gimnazjach będzie nadal służyć edukacji, a tylko osiem przekazujemy jako majątek do miasta. To ważne, bo naprawdę włożyliśmy spore kwoty, aby szkoły były nowoczesne.

 

W Łodzi było 41 gimnazjów w tym 4 w zespołach szkół. Z samodzielnych budynków w 40 Gimnazjum jest już Centrum Usług Wspólnych Oświaty, a Gimnazja nr: 10, 12, 18, 23, 24, 32, 37 i 46 zostały przekazane do Zarządu Lokali Miejskich. W Gimnazjach nr 3, 13, 33 oraz w ZSO nr 1 są nowe szkoły podstawowe, a w Gimnazjum nr 28 nowe liceum. Pozostałe stanowią dodatkowe lokalizacje dla szkół podstawowych oraz ponadpodstawowych, a do trzech przeniosły się licea poprawiając sobie bazę lokalową. Z Gimnazjum nr 5 będą korzystać uczniowie Technikum nr 3, gdzie szkolą się m.in. przyszli gazownicy. […]

 

Koniec gimnazjów oznacza zwolnienia. Łącznie wypowiedzenia dostało 341 nauczycieli, kolejnym 98 wygasły umowy na czas określony. Posady traci także 177 pracowników administracji i obsługi, odprawy dla zwalnianych to blisko 12 mln zł. […]

 

 

Cały tekst „Czas zgasić światło i zamknąć drzwi w gimnazjach”    –    TUTAJ

 

Źródło: www. uml.lodz.pl/aktualnosci/



Dziś proponujemy kolejny program multimedialny – tym razem z fecebook’owej strony „Plan Daltoński”. Jest to archiwalny film redaktora Waldemara Wiśniewskiego z 1994 roku, nakręcony dla TVP Łódź o klasach autorskich w Szkole Podstawowej Nr 37 w Łodzi. Stało się to możliwe dzięki temu, że Anna Sowińska zdobyta licencję, pozwalającą na legalny dostęp do tego materiału, który dokumentuje wydarzenia sprzed 25 lat, które – nie tylko naszym zdaniem – miały wpływ na zmiany, jakich doświadczamy w wielu placówkach do dzisiaj. Przypomnienie tamtych czasów niech będzie nie tylko inspiracją dla młodych nauczycieli, ale także wspomnieniem Ś.P. Wiesławy Śliwerskiej – prekursorki edukacji bez ocen.

 

 

Screen tytułowego kadru filmu

 

 

Oto informacja z fanpage „Planu Daltońskiego:

KLASY AUTORSKIE

 

25 lat temu nakręcono program, który opowiada o sukcesach nauczycieli ze Szkoły Podstawowej Nr 37 w Łodzi, którzy byli prekursorami edukacji bez ocen. Program autorstwa Wiesławy i Bogusława Śliwerskich dał szansę wielu dzieciom poczuć nierepresyjny sposób uczenia się, zdobywania wiedzy i kompetencji. Profesor Bogusław Śliwerski – wtedy doktor – zadbał o ogromne wsparcie dla wielu młodych nauczycieli, którzy wtedy nie bali się zacząć pracować zupełnie inaczej, w sposób o jakim nie mówiono na uczelniach pedagogicznych. Dzięki kontaktom międzynarodowym, prof.Śliwerski zapewnił tym nauczycielom nie tylko wsparcie naukowe ze swojej strony ale umożliwił zapoznanie się z innymi sposobami pracy, między in. poprzez obserwację szkół w Szwajcarii.

 

Screen jednej z końcowych scen filmu

 

Ta zmiana nie zaszłaby, gdyby nie charyzmatyczna postać Wiesławy Śliwerskiej, która nie mogła kontynuować swojego dzieła z powodu przedwczesnej śmierci. Jestem jedną z tych nauczycielek, dla których Wiesia była kimś bliższym niż koleżanka z pracy. Ten film, jest też z mojej strony ukłonem wobec tego, co od niej otrzymałam.

 

PS1. Ponieważ ta platforma nie ułatwia dotarcia do potencjalnie zainteresowanych tym tematem, kiedy wklejamy linki zewnętrzne, jedyną szansą na rozpropagowanie tego filmu jest jego udostępnianie.

 

PS2. Więcej nt. Wiesi Śliwerskiej napisałam tutaj :  TUTAJ

 

 

 

Film Waldemara Wiśniewskiego * „Klasy Autorskie”    –    TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/PlanDaltonski/

 

 

*Waldemar Wiśniewski – dziennikarz TVP Łódź od 1989 roku. Autor kilkudziesięciu programów i reportaży o tematyce historycznej i społecznej – m.in. cyklu historyczno-edukacyjnego „Świadkowie Nieznanych Historii”/ ok. 60 odcinków/ poświęconych ludziom i zjawiskom z najnowszej historii Polski, nieobecnych w PRL-owskiej przestrzeni publicznej.

 

Zrealizował kilka filmów dokumentalnych m.in. w cyklu „Utopia u władzy” o pierwszych latach rządów komunistów w powojennej  Polsce – „Powrót realisty. Stanisław Mikołajczyk”, „Kościół w kleszczach”, „Ogień i inni”. Autor filmu  „Wilczy bilet” – o weryfikacji łódzkich dziennikarzy w stanie wojennym. [Żródło: www. lodz.tvp.pl]

 

 

P.s.

Waldemar Wiśniewski jest absolwentem UŁ – ukończył „pedagogikę k-o”. [WK]

 



Foto: www.fakty.tvn24.pl

 

Z portalu Prawo.pl dowiadujemy się o poglądach ministra Piontkowskiego na temat tego jak szkoły powinny realizować edukację seksualną, aby nie narażać się na zarzuty o propagowanie „zarazy”. Oto fragmenty tej publikacji:

 

 

Minister: Tylko nieliczne szkoły planują lekcje o seksualności

 

Dodatkowe zajęcia dotykające sfery seksualnej człowieka to sprawa dotycząca niewielkiej części szkół w niektórych dużych miastach – twierdzi minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski. Według niego w większości szkół nie ma problemu, że dyrektor czy samorząd próbuje wprowadzać jakieś zajęcia tego typu.

 

To reakcja ministra na stanowisko Rady Stałej Episkopatu Polski, która przestrzegła we wtorek przed demoralizacją dzieci w szkole i zaapelowała do rodziców o zaangażowanie, by je przed tym uchronić. […]

 

 

Minister rozumie obawy rodziców

 

Rozumiem obawy rodziców, którzy nie chcą, aby ich dzieci były poddawane pewnej indoktrynacji – bo tak to wprost trzeba nazwać – i zmuszane do tego, by chodziły na jakieś dodatkowe zajęcia. Stąd Kościół, który ma prawo odwoływać się także do kwestii związanych z moralnością, odwołuje się dzisiaj do tego i zachęca rodziców, do tego, by korzystali ze swoich praw – ocenił minister. I przypomniał, że że obecnie zgodnie z prawem uczeń bez zgody rodzica nie może uczestniczyć w zajęciach dodatkowych. Dodał, że Rada Rodziców zatwierdza program wychowawczo-profilaktyczny i tam powinny tego typu zajęcia być omówione.

 

-Dziś Rada Rodziców ma tutaj także ważne zadanie, aby przyjrzeć się takim programom i organizacjom, które chciałyby jakieś dodatkowe zajęcia wprowadzać, aby uniknąć takich sytuacji. Ale oczywiście nie chcemy wprowadzić takich rozwiązań prawnych, które uniemożliwią np. wejście policji, aby nauczała dzieci jak bezpiecznie przejść przez drogę, żebyśmy też nie doszli do absurdówpowiedział Dariusz Piontkowski.

 

Idźcie na wychowanie w rodzinie

 

Minister zachęca rodziców, by posyłali dzieci na realizowany w szkołach przedmiot dodatkowy – wychowanie do życia w rodzinie. Jak przyznał, obecnie w takich zajęciach uczestniczy niewielki odsetek dzieci. – W większości szkół ten przedmiot praktycznie się nie odbywa. Tymczasem on całościowo mówi o dojrzewaniu człowieka, także i tej sfery seksualnej. My tego nie unikamyzadeklarował Dariusz Piontkowski.

 

 

Cały artykuł „Minister: Tylko nieliczne szkoły planują lekcje o seksualności”   –   TUTAJ

 

 

Źródło: www.prawo.pl/oswiata/

 

Czytaj dalej »