
Dzisiejszy felieton będzie inny od tych, do których przyzwyczaiłem czytelników. Jego tematem nie będzie żadne wydarzenie minionego tygodnia, ani „gorący” problem polskiej edukacji. Postanowiłem, że będzie to tekst, który w całości poświęcę pamięci Juliusza Cyperlinga – Człowieka, z którym moja znajomość datuje się na lat kilkadziesiąt – poznaliśmy się latem 1969 roku, co odnotowałem w eseju wspomnieniowym „Mój rok 1969, czyli lato w Poddąbiu z Leokadią”.
Do opisanych tam faktów dodam dziś jeszcze, że po powrocie do Łodzi Julek pełnił w Komendzie Hufca Polesie tę sama jak na obozie funkcję – instruktora k-o. To przede wszystkim z jego inspiracji budynek Komendy był nie tylko bazą centrali organizującej i koordynującej działalność wszystkich drużyn i szczepów, miejscem odpraw i szkoleń kadry instruktorskiej, ale również – w pewnym stopniu – także ośrodkiem kultury. Obok tradycyjnych konkursów piosenki harcerskiej i przeglądu małych form scenicznych, Julek wprowadził zwyczaj wieczorów poezji – w tym najbardziej pamiętnym był ten poświęcony poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego – zorganizowany w roku, gdy harcerzom kazano świętować stulecie urodzin Lenina (sławna kampania „Iskra 70”), a książek z poezją tego „ideowo obcego” poety w zasadzie nie było. To także Julek stał za pomysłem zorganizowania projekcji filmów oświatowych o tematyce wychowawczej, autorstwa Wojciecha Fiwka z łódzkiej WFO, na której był ich twórca, z którym mogliśmy o jego pracy porozmawiać.
Gdy w 1971 r. zrezygnowałem z pracy w ZHP, nasze drogi rozeszły się. Rok później Julek został magistrem polonistyki i rozpoczął, trwającą kilkadziesiąt lat, pracę dziennikarza w „Dzienniku Łódzkim”. Po początkowym okresie, w którym zdobywał doświadczenie jako reporter „terenowy”, działający na obszarze ówczesnego województwa skierniewickiego, wyspecjalizował się w roli recenzenta teatralnego. I przez wiele, wiele lat tylko z tego źródła zdobywałem informacje o redaktorze Juliuszu Cyperlingu.
Foto: Zbiory Piotra Sobczaka
Juliusz Cyperling jako dziennikarz-reporter
Kolejny rozdział naszej współpracy zaczęliśmy pisać, z Jego inicjatywy, już w III RP. Wszystko zaczęło się jesienią 1999 roku, kiedy, bez zapowiedzi, Julek odwidził mnie w ZSB nr 2, której to szkoły byłem wtedy szósty rok dyrektorem. Tak jakby tych 28 lat nie było – od pierwszych minut spotkania znów rozmawialiśmy jak „starzy, dobrzy znajomi”. A celem Jego wizyty było wysondowanie możliwości ulokowania w „mojej” szkole siedziby projektowanego przez Jego żonę – Małgorzatę – Centrum Szkoleniowo-Promocyjnego „Edukacja” – pierwszego w Łodzi, niepublicznego ośrodka doskonalenia nauczycieli. Nie będzie to zaskoczeniem, gdy potwierdzę, że już wkrótce ośrodek ten rozpoczął – pod kierunkiem Małgorzaty Cyperling – swoją działalność, a nasze systematyczne kontakty stały się regułą.
Muszę tu wyjaśnić, że w tym czasie Juliusz nie pracował już jako dziennikarz w redakcji żadnej łódzkiej gazety – był Dyrektorem Regionalnym Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych w Łodzi, a jego biuro mieściło się nieopodal – przy ul. Kopcińskiego 29 (na posesji, administrowanej przez ŁCDNiKP). Wcześniej Juliusz założył wydawnictwo edukacyjne dla dzieci i młodzieży „Cypniew”. Zwracam uwagę, że nie nie było to wydawnictwa o tematyce teatralnej, a nawiązujące do tematów z obozu w Jarosławcu, do pamiętnej „Wio Leokadio”…
Wkrótce po rozpoczęciu działalności CSz-P „Edukacja” powstało czasopismo „Gazeta Edukacyjna” – wychodzący nieregularnie periodyk, bezpłatnie kolportowany do łódzkich szkół – której redaktorem naczelnym został Juliusz Cyperling, a wydawcą było Centrum „Edukacja”. Przy oczywistej funkcji promocyjnej – informowanie nauczycieli o ofercie Centrum – stała się ona miejscem popularyzowania dorobku nauczycieli, a także upowszechniania postępu pedagogicznego.
Po utworzeniu w 2003 roku Wyższej Szkoły Pedagogicznej – to ona stała się wydawcą tej gazety, a Julek nadal był jej naczelnym. Wszystko toczyło się harmonijnie aż do lata 2005 roku. To wtedy rozpoznano u Julka złośliwy nowotwór mózgu, który, mimo intensywnej terapii i dwu zabiegów chirurgicznych, stał się przyczyną Jego przedwczesnej – bo w wieku 55-u lat – śmierci. Stało się to właśnie 13 lutego 2006 roku.
O tym w jakim stopniu to tragiczne wydarzenie miało wpływ na moje, emeryckie, życie opisałem już w Felietonie nr 275. „W 13-ą rocznicę „poczęcia” mojego nowego wcielenia…”. Nie dziwcie się przeto, że utrwalanie pamięci o Juliuszu Cyperlingu uważam za mój obowiązek. Ale nie tylko z tego powodu – bo swoim niespektakularnym, ale dziś już tak rzadko spotykanym – po prostu dobrym – życiem na to zasłużył.
Od kandydata na murarza do marynarza
Wątek pierwszych doświadczeń edukacyjno-wychowawczych
Dzisiejszy tekst został zapowiedziany w post scriptum, kończącym poprzednią część II c – wspomnieniowego wątku „marynarskiego”:
Podczas pisania poprzedniego wspomnienia – wątku „harcerskiego” uświadomiłem sobie, że zapomniałem o jeszcze jednym ciągu zdarzeń, jakie były moim udziałem w latach 1963 – 1965. A bez tych informacji mogą nie być odpowiednio „genetycznie naświetlone” fakty z mojej przyszłej, zawodowej i naukowej drogi życiowej.
Tym przeoczonym wątkiem są moje doświadczenia w roli korepetytora i …nieformalnego asystenta pani pedagog z Okręgowej Poradni Wychowawczo-Zwodowej w Łodzi – dr Aleksandry Majewskiej. Pisałem już o tym ostatnim we wspomnieniu poświęconym dr Majewskiej, ale chciałbym ten wątek poszerzyć i wzbogacić o pominięte tam fakty.
Zacząć muszę od cofnięcia się do czasów, gdy sam byłem jeszcze uczniem w „Budowlance”, a konkretnie uczniem I klasy 3 TB przy TB nr 1 przy Kopcińskiego w Łodzi. Działal tam wtedy gabinet dentystyczny, w którym pracowała sympatyczna pani doktor. Sympatyczna, bo miałem z nią taki „układ”, że w sytuacji, gdy nie chciałem być na jakiejś lekcji, mówiłem, że mam wizytę u dentysty, a ona zawsze udzielała mi tam azylu. Przypominam, że pełniłem wtedy funkcję przewodniczącego szkolnego samorządu uczniowskiego i … i byłem uczniem polonistki – pani Wiktorii Kupiszowej.
Było to chyba tuż po końcu pierwszego semestru nauki (bo wtedy rok szkolny dzielił się na cztery semestry), czyli na początku listopada, gdy owa lekarka zapytała mnie, czy zechciałbym pomóc w nauce pewnemu uczniowi podstawówki. Nie pamiętam kim dla niej był ów uczeń, ale pewnie bardzo jej na tym zależało. Ja, kiedy dowiedziałem się że ta pomoc nie będzie za darmo, przyjąłem ofertę, acz z lekkimi obawami – czy dam radę.
I to był mój pierwszy w życiu występ w roli „tego który uczy”, czyli – na razie – w wersji korepetytora. Nic z tego jak te korepetycje wyglądały nie pamiętam, wiem tylko, że mój uczeń mieszkał na piętrze przedwojennej kamienicy przy ul. Dębowej – krótkiej uliczki odchodzącej w lewo od ul. Przybyszewskiego, za kinem „Wolność”. Korepetycji tych nie udzielałem długo – tylko przez kilka tygodni, gdyż – jak to już opowiedziałem – w lutym przestałem być uczniem „Budowlanki”, a po zmianie szkoły sam musiałem zająć się swoją edukacją.
Drugie podejściem do tej roli, i to od razu w wersji „grupowej”, miałem w roku 1964, kiedy będąc już studentem polonistyki otrzymałem bardzo ciekawą propozycję od… od nikogo innego, jak od pani Wiktorii Kupiszowej – wielokrotnie już wspominanej przeze mnie polonistki z „Budowlanki”.
W tym czasie szukała ona, jeszcze nie rezygnując całkowicie z pracy w szkole kierowanej przez dyrektora Hałłamejkę, innych możliwości zawodowych. Skorzystała z faktu, że właśnie otwierano nowe technikum – Technikum Elektryczne. Na starcie tej szkoły nie mogła jeszcze zatrudnić się na całym etacie – w tym pierwszym roku miała tam jedynie kilka godzin – oczywiście z klasami pierwszymi. I to właśnie dla słabeuszy z ortografii (sic!) zaproponowała mi pani Wiktoria prowadzenie „kompletów” pisania ortograficznego, za – pamiętam ogólne wrażenie, nie konkretną kwotę – wtedy znaczące dla mnie wynagrodzenie. Tych grup miałem kilka – tyle ile było, klas pierwszych. Spotkania odbywały się w tymczasowej siedzibie tego technikum, czyli w gmachu przedwojennej szkoły zawodowej „Salezjanów” przy ul. Wodnej, w którym do niedawna działała jeszcze salezjańska Zasadnicza Szkoła Metalowo-Odlewnicza. Decyzją ówczesnych władz, w jej miejsce, od 1962 roku, działala państwowa Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 2
To za tymi drzwiami gmachu przy ul. Wodnej w Łodzi działa się opisana poniżej historia.
Pamiętam znakomitą organizację tego przedsięwzięcia. Zajęcia z grupami wszystkich klas pierwszych (chyba były trzy) odbywały się tego samego dnia, a plan lekcji był tak ułożony, że uczniowie żadnej z klas nie musieli czekać na moje zajęcia – każda grupa po swojej ostatniej „planowej” lekcji po prostu zostawała w tej samej sali. Ja przychodziłem najpierw do pokoju nauczycielskiego, tam rozbierałem się, witałem z nauczycielami, a po dzwonku (choć bez dziennika) szedłem no moje „lekcje”. Przerwy także spędzałem w pokoju nauczycielskim.
Taka pierwsza przymiarka studenta do roli nauczyciela…
Uprzedzając pytania – informuję, że pani Kupiszowa dokładnie wiedziała komu powierzyła tą „fuchę”. Wszak to ona przez wszystkie lata kiedy była moją nauczycielką j. polskiego stawiała mi – z wypracowań – zazwyczaj dwie oceny: dwójkę za ortografię i piątkę za treść.A z dyktanda nieomal zawsze miałem dwóję…
Ale ona zadziałała według tej samej zasady, która powoduje, że najlepszym prowadzącym grupę AA jest były alkoholik. Tylko on może zrozumieć uczestnika grupy i najlepiej mu doradzić…
I ja kimś takim w tej sprawie byłem. Na własnej skórze poznałem nie tylko objawy tej „choroby”, ale także skuteczne i nieskuteczne sposoby jej „leczenia”. Oto pierwszy tego przykład: Do dziś pamiętam jak pani Wiktoria po którymś sprawdzaniu zeszytów, trzymając mój w ręce, kazała mi podejść do tablicy i napisać takie oto wyrazy, które ja napisałem tak:
alkochol, lektóra. architektóra…
„Dlaczego tak?” – wykrzyknęła Pani Profesor. A ja ze spokojem eksperta: „Przecież się odmienia!” Ona, ze zgrozą: „Jak?” – Ja na to: „Lektóra – bo odmienia się na lektor, a architektóra – bo żona architekta to architektowa!”
Cala klasa w śmiech, ona także chwilę się „obśmiała”, ale – dociekliwie – pyta: „No dobrze, ale dlaczego napisałeś przez ch słowo alkohol?” No, tu mnie złapała – pomyślałem przez chwilę. Ale mam! I mówię, już w konwencji „na wesoło”: „Żeby było go więcej”…
I, jak widzicie, tych słów już nigdy z błędem nie napiszę. A pisanie poprawne, wcześniej błędnie napisanego, słowa po 100 i więcej razy – wielokrotnie wobec mnie stosowane jako metoda nauczenia poprawnej pisowni – przynajmniej na mnie nigdy nie podziałało.
I dlatego prowadziłem te „komplety ortograficzne” według mojej autorskiej, innowacyjnej, metody. Opierała się ona na zasadzie skojarzeniowej. Konkretny „trudny” wyraz musiał uczniowi „wmontować się” w pamięć (jak powinien poprawnie być napisany) nie „na siłę”, a w drodze skojarzeń z określoną sytuacją, kontekstem, okolicznościami. Tak jak ja do dziś wiem jak pisać wyrazy: alkohol, lektura, architektura…
A sposób ten polegał na układaniu tekstów kolejnych dyktand w formule serialu kryminalnego, którego bohaterami byli młodzi ludzie, wplątani w środowisko przestępcze. Niestety, rękopisy tej dydaktyczno-terapeutycznej twórczości bezpowrotnie zaginęły „w pomroce przeprowadzkowych dziejów”. Dziś mogę jedynie bardzo ogólnie opowiedzieć jak one powstawały.
A à propos fabuły – przypominam, że działo się to już po tym, jak pracowałem na kolonii letniej dla nieletnich przestępców (patrz: „Przypadek czy Palec Boży…”), a w tym czasie odwiedzałem Tolka – byłego grupowego z Grabowna Wielkiego – w Zakładzie Wychowawczym „na Łucji” i trochę inspiracji tematycznych z tych źródeł miałem…
Jak to wyglądało? Zaczynałem od przygotowania wykazu wyrazów, z którego będę czerpał pisząc odcinek opowiadania, zawierającego – dla przykładu – wyrazy z tzw. „o kreskowanym”.
Główną postacią wszystkich odcinków był chłopak o imieniu Will – świadomie nazwałem go tak po „zagranicznemu””. I od niego zaczynały się wszystkie opowiadane historie. Dziś nie jestem w stanie odtworzyć tamtych tekstów, ale zaryzykuję taką próbkę naśladowczą, ilustrującą „metodykę” tych dyktand:
„Gdy już wszyscy byli na miejscu Will powiedział półgłosem: Dziś podejmiemy próbę włamania do tamtego garażu, gdzie ostatnio wypłoszyła nas wiewiórka. Józek dowiedział się, że stróż nie będzie miał obchodu jak robi to zazwyczaj, bo dziś cały mózg ma zajęty myśleniem o zdrowiu córki, która poparzyła sobie wrzątkiem skórę twarzy. Jeśli brama będzie zamknięta na kłódkę – najpierw podejmiemy próbę jej otwarcia wytrychem. Jak to się nie uda – trzeba będzie ją równo uciąć.…”
Na kolejnym spotkaniu rozdawałem kartki z napisanymi przez uczniów dyktandami, na których podkreślone na czerwono były słowa napisane z błędem. Każdą taka „pracę” omawiałem indywidualnie i przy tej okazji wielokrotnie „żonglowałem” tymi błędnie napisanymi słowami, w najróżniejszych kontekstach, aby na długo (na zawsze?) utkwiły one uczniowi w pamięci. Bo moja metoda właśnie na tym polegała: na skojarzeniu tego właśnie słowa, słowa zawierającego literę „ó”, dla której to pisowni nie ma innego uzasadnienia, jak zapamiętanie, że „tak się pisze – i już!” – z tą właśnie historią o włamaniu, w której były właśnie te wyrazy – z nieodmienialnym „o” z kreską.
Foto: Jakub Szafrańsk[www.krytykapolityczna.pl]
Joanna Jędrusik – kulturoznawczyni, prowadzi fanpejdż Swipe me to the end of love, autorka książek „50 twarzy Tindera” i „Pieprzenie i wanilia”
Jeszcze niedawno nawet przez myśl nam nie przeszło, że będziemy zamieszczali takie teksty, jak ten:
W 2020 roku na polską edukację spadły dwie plagi: pandemia i minister Czarnek. Dzieci zatęskniły za szkołą, a my zatęskniliśmy za ministrą Zalewską.
To początek obszernego tekstu autorstwa Joanny Jędrusik, zatytułowanego „Czarnek, przestań mi tu dziewczynki prześladować!”, zamieszczonego na stronie „Krytyki Politycznej”. Oto kilka wybranych fragmentów tego artykułu i link do pełnej wersji:
[…] Minister Przemysław Czarnek od samego początku wzbudzał kontrowersje, zabrakłoby mi tu miejsca, gdybym chciała wymienić wszystkie, poczynając od odwiedzenia babci w szpitalu zamkniętym w trakcie lockdownu. Później ministerstwo pod Czarnkiem zabłysnęło m.in. prześladowaniem uczelni, nauczycieli i uczniów popierających protesty kobiet, za to podlegające ministerstwu kuratorium postanowiło przyznawać dodatkowe punkty na świadectwie za napisanie antyaborcyjnej piosenki lub wiersza. Ostatnio Czarnek zapowiedział powstanie nowej dyscypliny naukowej – nauki o rodzinie. Jaka epoka, taki marksizm-leninizm.
Najnowszym hitem jest niedawna wypowiedź ministra Czarnka, który za jeden z priorytetów uznał zwiększenie liczby zajęć sportowych w szkołach. Cel szczytny – walka z otyłością wśród dzieci. Pewnie nie zwrócilibyśmy uwagi na tego newsa, gdyby nie fakt, że minister Czarnek po raz kolejny zabłysnął, dodając, że w kontekście otyłości wśród uczniów większy problem jest u dziewczynek.[…]
Dziś proponujemy wysłuchanie wykładu dr hab.Jacka Pyżalskiego, prof. UAM w Poznaniu, wygłoszonego 19 stycznia 2021 r. – podczas webinarium otwarcia „Szkoły Zimowej”:
„Nie liczy się ile technologii, ale to, jak je wykorzystamy” – prof. J. Pyżalski o nauce przez internet.
Oto jak promowane jest to nagranie na stronie bloga CEO:
Wokół nauki przez internet narosło już całkiem sporo mitów. W codziennej pracy nauczyciele i nauczycielki nie zawsze mają przestrzeń, by je weryfikować i „rozbrajać”. Tymczasem głębsze spojrzenie na zachowania uczniów i uczennic w internecie może dać zupełnie nowe odpowiedzi na pytania takie jak: Czy młodzi ludzie mają tak wysokie kompetencje cyfrowe, jak sobie wyobrażamy? Czy jako nauczyciele możemy być im pomocni w korzystaniu z internetu? Zachęcamy do wysłuchania wykładu prof. Jacka Pyżalskiego, który odbył się w ramach webinarium otwierającego Szkołę Zimową w projekcie „Szkoła dla innowatora”.
„Im bardziej upraszczamy pewne rzeczy w edukacji, tym bardziej nie mamy prawdziwej wiedzy (…) Tymczasem dobre i umiejętnie wykorzystane badania mogą wpłynąć na praktykę, bo na przykład dzięki nim przekonamy się, że młodzież jest inna niż się nam wydaje” – mówi podczas swojego wykładu Jacek Pyżalski, doktor habilitowany nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki, ekspert edukacyjny.
Dzięki wysłuchaniu tego wykładu dowiesz się:
>co Twoi uczniowie i uczennice naprawdę robią w internecie, co potrafią, co lubią?
>czy wykorzystanie nowych technologii gwarantuje skuteczne nauczanie zdalne?
>czy faktycznie wszyscy uczniowie i uczennice mają tak wysokie kompetencje cyfrowe?
>jak skutecznie wspierać młodych ludzi w ich samodzielnej nauce przez internet?
Wykład prof. Jacka Pyżalskiego „Nie liczy się ile technologii, ale to, jak je wykorzystamy”
Źródło: www.blog.ceo.org.pl
https://blog.ceo.org.pl/nie-liczy-sie-ile-technologii-ale-to-jak-je-wykorzystamy-prof-j-pyzalski-o-nauce-przez-internet/
Screen z relacji w TVP INFO
Minister Przemysław Czarnek podczas dzisiejszej konferencji prasowej.
Oto fragment materiału ze strony TVP INFO:
Ministerstwo Edukacji i Nauki przygotowało rozporządzenie dotyczące nauki stacjonarnej w szkołach. Na konferencji prasowej szef resortu Przemysław Czarnek zapowiedział, że do końca lutego zostaje przedłużona opcja, która obowiązuje teraz.
Od 15 lutego do końca miesiąca klasy I-III szkół podstawowych będą kontynuowały naukę w trybie stacjonarnym, pozostałe roczniki – w trybie zdalnym – zapowiedział Przemysław Czarnek.
Minister edukacji podkreślił przy tym, że uczniowie klas ósmych i maturzyści „bardzo często korzystają już dzisiaj i będą korzystać w dalszych tygodniach z konsultacji indywidualnych w mniejszych grupach”. […]
Cała informacja Jest decyzja ws. nauki stacjonarnej starszych dzieci. Minister Czarnek wyjaśnia” – TUTAJ
Źródło:www.tvp.info
x x x
Aby ten powyższy news z wypowiedziami ministra Czarnka można było ocenić w szerszym kontekście informacji – zamieszczamy fragmenty artykułu z portalu OKO.press:
Czarnka pomysł na powrót do szkół: więcej zajęć, stresu i… chudsze dziewczynki
3 lutego 2021 minister edukacji Przemysław Czarnek przedstawił „cztery filary” powrotu uczniów do szkół, do nauki stacjonarnej. By zrozumieć jak bardzo nietrafiona jest to odpowiedź, przypomnijmy, z jakim wyzwaniem musiał się zmierzyć.
Wszystkie absurdy pandemicznej szkoły
Jedenaście miesięcy pandemii obnażyło systemowe pęknięcia systemu edukacji. Najwięcej słyszeliśmy o przeładowanej, anachronicznej podstawie programowej. Wiedza o tym źródle wszelkich cierpień, stresów i wypaczeń upowszechniła się, gdy do toksycznej gonitwy o punkty, oceny i „odfajkowanie” materiału — chcąc nie chcąc – dołączyli rodzice.
Szybko okazało się, że podawczy sposób nauczania (czyli prosty transfer wiedzy od nauczycielki do ucznia) jest nie tylko niemożliwy do włożenia w ramy szkoły online, ale też ostatecznie zniechęca do edukacji wszystkich uczestników tego eksperymentu.[…]
Cztery filary Czarnka
Na portalu „Juniorowo” zamieszczono we wtorek 9 lutego 2021 r. tekst, zatytułowany „Homeschooling po polsku – czego nie wiecie o edukacji domowej…”. Poniżej udostępniamy go naszym czytelniczkom i czytelnikom bez zbędnych skrótów:
Foto: www.juniorowo.pl
Homeschooling po polsku – czego nie wiecie o edukacji domowej…
Podstawa programowa jest ogólnie dostępnym dokumentem. Młodzi ludzie mają dostęp do podręczników, bibliotek i nieograniczonej ilości materiałów w Internecie. Szkoła nie jest niezbędna, by zdobywać wiedzę. Nie jest też niezbędna dla kontaktów społecznych. Młodzi ludzie nie muszą chodzić do szkoły, żeby się spotykać, rozmawiać, czy robić coś razem. Zamiast tłoczyć się w klasach, szatniach i na korytarzach, mogą się odwiedzać w domach, spotkać w parku, albo online. Zagrać razem w kosza, pojeździć na desce, zbudować wspólnie szałas…
Coraz więcej rodziców to dostrzega. Że szkoła nie jest niezbędna. Że młody człowiek może samodzielnie, we własnym tempie, w wybranym przez siebie czasie, w wybrany przez siebie sposób, ze źródeł które sam wybierze uczyć się i zdobywać nowe umiejętności. I to jest właśnie edukacja domowa.
Edukacja domowa ma różne oblicza
Część rodzin przenosi szkołę do domu, włącznie ze wszelkimi artefaktami związanymi z tą instytucją np.: codzienny plan zajęć z podziałem na 45 minutowe lekcje, podręczniki, a nawet testy i oceny.
Na drugim krańcu leży radykalny unschooling, który polega na odrzuceniu podstawy programowej i narzucanych przez rozkład materiału treści i przekazanie dziecku możliwości decydowania o tym czy, czego, kiedy i z kim będzie się uczyć.
No i oczywiście istnieje całe spektrum postaw pośrednich.
Wraz z nabywanym doświadczeniem i czasem spędzonym w edukacji domowej te postawy mogą się zmieniać. Zazwyczaj, w kolejnych latach rodzice nabierają zaufania do własnego dziecka oraz odchodzą od nawyków, które wynieśli ze szkoły. Proces ten nazywany jest odszkolnianiem i potrafi trwać wiele miesięcy, a zdarza się, że nigdy się nie kończy.
Niezależnie od przekonań, wyznawanych wartości i poziomu odszkolnienia, każda rodzina ma pewne obszary i umiejętności, których odkrywanie i poznanie przez dziecko chciałaby mieć pod kontrolą. Wynika to z potrzeby zapewniania dziecku bezpieczeństwa, przekonania o umiejętnościach i kompetencjach, które w ocenie rodziców dziecko powinno nabywać w określonym tempie i czasie.
Homeschooling po polsku
Dzisiaj (10 lutego 2021 r.) na stronie UMŁ zamieszczono informację, zatytułowaną „Kiedy łódzcy maturzyści wrócą do szkół? Podkreślenia i pogrubienia fragmentów przytoczonego tekstu – redakcja OE:
Foto: www.m.facebook.com/MoskwaWodnicka/
Małgorzata Moskwa-Wodnicka – wiceprezydent miasta Łodzi
4 maja to początek matur, a 25 – 27 maja – egzaminy klas 8 szkół podstawowych, a nadal nie wiadomo kiedy i czy w ogóle uczniowie wrócą do szkół na zajęcia stacjonarne.
Małgorzata Moskwa-Wodnicka, wiceprezydent miasta Łodzi wysłała list do Ministerstwa Edukacji i Nauki z pytaniem kiedy uczniowie oraz ich rodzice poznają plany resortu odnośne klas 8 i maturalnych. „Zdalna nauka nie dla każdego jest odpowiednią mobilizacją, a trwające od tygodnia konsultacje nie budzą zainteresowania uczniów” – argumentuje w liście wiceprezydent miasta Łodzi.
W ciągu tygodnia 601 uczniów szkół podstawowych z 4 789 kończących w tym roku klasę 8 uczestniczyło w konsultacjach. Największe zainteresowanie było w Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 7, gdzie z indywidualnych spotkań z nauczycielami skorzystało 71 uczniów, w SP 199 – 57, w SP 205 – 39, ale w SP 79 – 2, a w SP 3 – 1.
W szkołach średnich na 1 411 uczniów klas maturalnych techników najwięcej chętnych do udziału w konsultacjach było w Technikum nr 3, licealiści stawiają jednak na indywidualną naukę w domach, bo na razie na konsultacjach zjawiają się pojedyncze osoby. W ostatnich klasach liceów jest 3 035 uczniów.
20 szkół zorganizowało też próbny egzamin 8-klasisty oraz próbne matury. Wzięło w nich udział ogółem 225 licealistów, 166 uczniów techników oraz 378 8-klasistów.
List Małgorzaty Moskwa-Wodnickiej do do ministra Przemysława Czernka – TUTAJ
Źródło: www.uml.lodz.pl/aktualnosci/
Nie ukrywamy, że poniższy tekst, zamieszczony na stronie Fundacji „Szkoła z klasą” 8 stycznia 2021 r. udostępniamy (w obszernych fragmentach i linkiem do całości) dopiero dzisiaj, gdyż bez tej lektury nie będzie można obiektywnie odebrać przekazu, płynącego z tekstu, jaki na blogu „Eduopticon” zamieścił w miniony poniedzialek (8 lutego 2021r.) Robert Raczyński, nadając mu, sugerujący konkluzję, tytuł: „Ku pokrzepieniu?”
Ale po kolei. Najpierw tekst ze strony „Szkoła z klasą”:
Źródło: www.szkolazklasa.org.pl
Projekt pomnika „Wniebowstąpienie” Jarka Kubickiego przygotowany w ramach projektu #OdNasZależy2020 „Polska 2060”
Wizja edukacji w przyszłości według Fundacji Szkoła z Klasą
Wyobraźcie sobie przyszłość, wymarzoną, nawet utopijną, w której cel Waszych działań jest zrealizowany. Jak taka przyszłość by wyglądała? Czym by się różniła od dzisiejszej rzeczywistości? Poniższa wizja została stworzona przez Fundację Szkoła z Klasą w ramach projektu #OdNasZależy „Polska 2060
Szkoła w 2060 roku jest wspólnotą, opartą na autentycznych relacjach, jest miejscem, w którym wszyscy, nauczyciele i nauczycielki, uczniowie i uczennice, czują się dobrze. Jest przeciwieństwem obecnego modelu, opartego na promowaniu indywidualizmu i rywalizacji, panuje tam atmosfera sprzyjająca wspólnej nauce i działaniu współpracy.
Szkoła wyrównuje szanse uczniów i uczennic, […]
Szkoła oddana jest tym, którzy faktycznie ją tworzą. Nauczyciel/ka jest tu przewodnikiem, towarzyszem, nie jest ponad, ale jest razem z uczniami. […]
Szkoła pomaga zrozumieć młodym ludziom, kim są, jaka jest ich rola i miejsce w świecie. […]
Szkoła nie jest samotną wyspą, ale częścią lokalnej wspólnoty.[…]
Podstawa programowa rozumiana jak dotychczas legła w gruzach. W 2060 podstawą edukacji są wartości,[…]
W 2060 szkoła dostosowuje się do zmieniającego się świata: […]
Jak mogłyby wyglądać konkretne kroki realizowania się powyższej wizji? Od czego one zależą?
Zmiany powinny dziać się równolegle na kilku poziomach:
>nowa podstawa programowa, stworzona od zera, na innych fundamentach
>sposób kształcenia nauczycieli i przygotowywania ich do zawodu
>zmiana narracji o zawodzie nauczyciela, społeczne uznanie dla ich roli
>ocenianie w służbie rozwoju intelektualnego i społecznego, nie ocenianie dla oceniania
>relacje w szkole to fundament życia szkolnego, buduje wspólnotę uczniów i nauczycieli
>szkoła jako laboratorium obywatelstwa, poczucia sprawstwa, odpowiedzialności
>stawia na zespołowość, pokazuje siłę różnorodności
Co dzisiaj może robić każdy, każda z nas, żeby przyczynić się do realizowania tej wizji?
Rodzicu, spójrz na szkołę przychylnym okiem, poczuj się jej częścią. Zmianę podejścia do nauczycieli i nauczycielek zacznij od siebie. Nie bądź zawsze “na nie”, nie mów źle o zawodzie nauczyciela. Nie pozwól, żeby poczucie, że zawód nauczyciela niewiele jest warty, Twoje dzieci wyniosły z domu.
Nauczycielko i nauczycielu, mimo niewydolności systemu, zmęczenia i przeciążenia, otwórz się na rozmowę. Zapomnij na chwilę o podstawie programowej i posłuchaj swoich uczniów i uczennic, posłuchaj rodziców. Stawiaj na nawiązywanie, wzmacnianie i rozwijanie relacji zawsze, kiedy jest to możliwe. Otwórz się na korzystanie z kompetencji swoich uczniów, na uczenie się od nich, na ich talenty i umiejętności.
Uczniu i uczennico, to Wy przede wszystkim tworzycie szkołę. Postarajcie się wziąć tę szkołę w swoje ręce i tam, gdzie to możliwe, wychodzić z inicjatywą, proponować dobre rozwiązania, zmieniać. Uczcie się też od siebie nawzajem, wspierajcie się, bądźcie dla siebie życzliwi i życzliwe. Dzielcie się kompetencjami między sobą i z nauczycielem.
Cały tekst „Wizja edukacji w przyszłości według Fundacji Szkoła z Klasą” – TUTAJ
Źródło: www.szkolazklasa.org.pl
x x x
A teraz trzy fragmenty tekstu Roberta Raczyńskiego:
Foto: www.belchatow.pl
Łódzki Kurator Oświaty Waldemar Flajszer (z prawej), w towarzystwie wiceprezydenta Bełchatowa Łukasza Politańskiego i dyrektorki odwiedzanej szkoły Marii Łazugi – podczas wizyty w bełchatowskiej Szkole Podstawowej nr 8
Od dłuższego czasu obserwowaliśmy niespotykaną dotąd u kuratorów oświaty aktywność Waldemara Flajszera – powołanego 26 października 2020 r.na urząd Łódzkiego Kuratora Oświaty: w wybranych powiatach i gminach składa „gospodarskie wizyty”.
Zdecydowaliśmy zebrać informacje o tej formie realizowania obowiązków szefa łódzkiego nadzoru pedagogicznego, bo w czasie pandemii i zaleceń ograniczania mobilności to zjawisko warte jest odnotowania.
Oto zestawienie, odnotowanych na oficjalnej stronie ŁKO, pod zakładką <Aktualności> relacji z tych wizyt – w układzie chronologicznym:
8 lutego: Gościnny powiat opoczyński
8 lutego: Zgierz – samorządowy lider edukacji
8 lutego:W szkołach powiatu bełchatowskiego
1 lutego: Ksawerów – kolejny samorząd wspierający szkoły
22 stycznia: Kutnowskie perły
22 stycznia: „Przyjechałem, by was wesprzeć”. Spotkania w Wieluniu
Ferie zimowe: od 4 do 17 stycznia
Rysunek: Danuta Sterna
W niedziele (7 lutego 2021r.) Danuta Sterna zamieściła na swoim blogu „Moja oś świata” tekst, zatytułowany „Trudne rozmowy nauczycieli”. Uznaliśmy, że – niezależnie od tego, czy ten model komunikowania się nauczycieli „z dyrekcją” jest tylko idealistyczną wizją, czy można go potraktować jako „receptę” dla nastawionych konsyliacyjnie dyrektorek i dyrektorów – zamieścimy ten post z drobnymi „wycięciami”, podając link do źródła z jego pełną wersją:
Trudne rozmowy nauczycieli
Stworzenie środowiska, w którym każdy czuje się swobodnie, mówiąc prawdę i gdzie rozmowa o trudnościach jest codziennością, a nie wyjątkiem, jest jednym z najważniejszych i najtrudniejszych wyzwań przywódcy. W szkole, gdzie nauczyciele i dyrektor podlegają wielu presjom i wymaganiom, na które nie mają wpływu jest to szczególnie ważne i stanowi niezbędny warunek tworzenia kultury współpracy.[…]
Rozmowy na trudne tematy są trudne, raczej ich unikamy.
Nauczyciele zwykle zdają sobie sprawę z występujących problemów, ale nie ujawniają ich. Ktoś powinien inicjować takie trudne rozmowy, może to być dyrektor i wtedy łatwiej będzie dołączyć nauczycielom.
8 kroków, pomocnych w podejmowaniu trudnych rozmów:
Dyrektor może naświetlić problem i zaproponować szczerą rozmowę. Ale najpierw musi przekonać nauczycieli, że nie będzie szukania winnych, że celem rozmowy jest poszukiwanie pomysłów na rozwiązanie problemu.
Wyraźnie trzeba podkreślić, że nikt nie będzie krytykowany, oceniany. Prowadzący rozmowę zobowiązany jest do pilnowania, aby nikt nie był oskarżany. Hasło: „Nie szukamy winnych, szukamy rozwiązań.”
2.Akceptacja problemu
Czasami problem jest bardzo poważny i trudno znaleźć drogę do jego rozwiązania. Sukcesem jest wtedy już zaakceptowanie problemu i tego, że jest bolesny. Czasami problemy nie są możliwe do rozwiązania (np. wynikające z pandemii)przez zespół. Poczucie, że jesteśmy z tym razem jest pomocne. Hasło: „Jesteśmy z tym razem”











