Dzisiejszy felieton będzie inny od tych, do których przyzwyczaiłem czytelników. Jego tematem nie będzie żadne wydarzenie minionego tygodnia, ani „gorący” problem polskiej edukacji. Postanowiłem, że będzie to tekst, który w całości poświęcę pamięci Juliusza Cyperlinga – Człowieka, z którym moja znajomość datuje się na lat kilkadziesiąt – poznaliśmy się latem 1969 roku, co odnotowałem w eseju wspomnieniowym „Mój rok 1969, czyli lato w Poddąbiu z Leokadią”.

 

Do opisanych tam faktów dodam dziś jeszcze, że po powrocie do Łodzi Julek pełnił w Komendzie Hufca Polesie tę sama jak na obozie funkcję – instruktora k-o. To przede wszystkim z jego inspiracji budynek Komendy był nie tylko bazą centrali organizującej i koordynującej działalność wszystkich drużyn i szczepów, miejscem odpraw i szkoleń kadry instruktorskiej, ale również – w pewnym stopniu – także ośrodkiem kultury. Obok tradycyjnych konkursów piosenki harcerskiej i przeglądu małych form scenicznych, Julek wprowadził zwyczaj wieczorów poezji – w tym najbardziej pamiętnym był ten poświęcony poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego – zorganizowany w roku, gdy harcerzom kazano świętować stulecie urodzin Lenina (sławna kampania „Iskra 70”), a książek z poezją tego „ideowo obcego” poety w zasadzie nie było. To także Julek stał za pomysłem zorganizowania projekcji filmów oświatowych o tematyce wychowawczej, autorstwa Wojciecha Fiwka z łódzkiej WFO, na której był ich twórca, z którym mogliśmy o jego pracy porozmawiać.

 

Gdy w 1971 r. zrezygnowałem z pracy w ZHP, nasze drogi rozeszły się. Rok później Julek został magistrem polonistyki i rozpoczął, trwającą kilkadziesiąt lat, pracę dziennikarza w „Dzienniku Łódzkim”. Po początkowym okresie, w którym zdobywał doświadczenie jako reporter „terenowy”, działający na obszarze ówczesnego województwa skierniewickiego, wyspecjalizował się w roli recenzenta teatralnego. I przez wiele, wiele lat tylko z tego źródła zdobywałem informacje o redaktorze Juliuszu Cyperlingu.

 

Foto: Zbiory Piotra Sobczaka

 

                                                           Juliusz Cyperling jako dziennikarz-reporter

 

 

Kolejny rozdział naszej współpracy zaczęliśmy pisać, z Jego inicjatywy, już w III RP. Wszystko zaczęło się jesienią 1999 roku, kiedy, bez zapowiedzi, Julek odwidził mnie w ZSB nr 2, której to szkoły byłem wtedy szósty rok dyrektorem. Tak jakby tych 28 lat nie było – od pierwszych minut spotkania znów rozmawialiśmy jak „starzy, dobrzy znajomi”. A celem Jego wizyty było wysondowanie możliwości ulokowania w „mojej” szkole siedziby projektowanego przez Jego żonę – Małgorzatę – Centrum Szkoleniowo-Promocyjnego „Edukacja” – pierwszego w Łodzi, niepublicznego ośrodka doskonalenia nauczycieli. Nie będzie to zaskoczeniem, gdy potwierdzę, że już wkrótce ośrodek ten rozpoczął – pod kierunkiem Małgorzaty Cyperling – swoją działalność, a nasze systematyczne kontakty stały się regułą.

 

Muszę tu wyjaśnić, że w tym czasie Juliusz nie pracował już jako dziennikarz w redakcji żadnej łódzkiej gazety – był Dyrektorem Regionalnym Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych w Łodzi, a jego biuro mieściło się nieopodal – przy ul. Kopcińskiego 29 (na posesji, administrowanej przez ŁCDNiKP). Wcześniej Juliusz założył wydawnictwo edukacyjne dla dzieci i młodzieży „Cypniew”. Zwracam uwagę, że nie nie było to wydawnictwa o tematyce teatralnej, a nawiązujące do tematów z obozu w Jarosławcu, do pamiętnej „Wio Leokadio”…

 

Wkrótce po rozpoczęciu działalności CSz-P „Edukacja” powstało czasopismo „Gazeta Edukacyjna” – wychodzący nieregularnie periodyk, bezpłatnie kolportowany do łódzkich szkół – której redaktorem naczelnym został Juliusz Cyperling, a wydawcą było Centrum „Edukacja”. Przy oczywistej funkcji promocyjnej – informowanie nauczycieli o ofercie Centrum – stała się ona miejscem popularyzowania dorobku nauczycieli, a także upowszechniania postępu pedagogicznego.

 

Po utworzeniu w 2003 roku Wyższej Szkoły Pedagogicznej – to ona stała się wydawcą tej gazety, a Julek nadal był jej naczelnym. Wszystko toczyło się harmonijnie aż do lata 2005 roku. To wtedy rozpoznano u Julka złośliwy nowotwór mózgu, który, mimo intensywnej terapii i dwu zabiegów chirurgicznych, stał się przyczyną Jego przedwczesnej – bo w wieku 55-u lat – śmierci. Stało się to właśnie 13 lutego 2006 roku.

 

O tym w jakim stopniu to tragiczne wydarzenie miało wpływ na moje, emeryckie, życie opisałem już w Felietonie nr 275. „W 13-ą rocznicę „poczęcia” mojego nowego wcielenia…”.  Nie dziwcie się przeto, że utrwalanie pamięci o Juliuszu Cyperlingu uważam za mój obowiązek. Ale nie tylko z tego powodu – bo swoim niespektakularnym, ale dziś już tak rzadko spotykanym – po prostu dobrym – życiem na to zasłużył.

 

Dlatego jeszcze w latach, gdy – kontynuując dzieło Julka – redagowałem w e-wersji „Gazetę Edukacyjną”, zamieszczałem tam w kolejne rocznice Jego śmierci krótkie o Nim wspomnienia. W moim prywatnym archiwum zachowało się tylko kilka tych tekstów, w tym jeden, podsumowujący pierwsze lata ich publikowania. Oto jego obszerne fragmenty:

 

[…] W rok po tym, jak nas zostawił, składałem deklarację w felietonie, zatytułowanym By nie zaprzepaścić dzieła, pisząc: „Idea kontynuacji dzieła Juliusza, jakim była „Gazeta Edukacyjna” legła u źródeł inicjatywy stworzenia Portalu Wiedzy o Edukacji. Po kilku miesiącach przygotowań Portal ruszył […] Na miarę naszych umiejętności, redagujemy dzień po dniu, tydzień po tygodniu, już pół roku, Gazetę Edukacyjną w jej nowej, elektronicznej formule.[…] Dziś zaświadczamy, że to w co wierzył, co tworzył – nie zostało zaprzepaszczone!

 

Rok później przywołałem obraz Julka – „Jasnego Człowieka”. Pisałem: Straciliśmy radość obcowania z „Jasnym Człowiekiem”. Bo Juliusz w każdej sytuacji, prywatnej czy oficjalnej, był zawsze po prostu Julkiem – pogodnie uśmiechającym się do każdego, życzliwym światu i ludziom człowiekiem! To prawda. Życie toczy się dalej. Nawet głębokie rany się zabliźniają. Ale świat bez Juliusza to nie ten sam…

 

Przed rokiem wspominałem Juliusza – „Człowieka z krainy łagodności”: „Dzisiaj stanął mi przed oczyma obraz Juliusza – niestrudzonego mediatora, człowieka kompromisu, niezdolnego do jakiejkolwiek formy agresji. […] Warto, trzeba, nie tylko kontynuować Jego testament „pedagogiki uśmiechu”, ale także uczyć się od Niego owej łagodności i „miękkiej stanowczości” w osiąganiu swych celów. Bez tak typowych dla otaczającego nas świata: arogancji, dominacji, agresji…” […]

 

Wiem, bo takim Go pamiętam, że Julek był człowiekiem niezastąpionym! Człowiekiem, którego brak, zapewne nie tylko ja, dotkliwie dzisiaj odczuwam. Bo był On „katalizatorem relacji międzyludzkich”, kimś, kto samą swą obecnością wprowadzał klimat życzliwości, którego słynny uśmiech rozbrajał najbardziej bojowo nastawionych oponentów, a jego niezapomniane „rozumiesz-wiesz” sprawiało, że ludzie czuli się dowartościowani. Wierzę, że świat jaki mnie otacza, zdarzenia, których jestem świadkiem, także te których jestem uczestnikiem, wszystko to mogłoby być inne, lepsze… Gdyby Juliusz był nadal z nami…

 

x           x           x

 

Foto: Zbiory Piotra Sobczaka

 

                                                         Juliusz Cyperling – człowiek z krainy łagodności.

 

 

Ostatnie zdania przytoczonego wspomnienia, to nie okolicznościowa egzaltacja. Wszyscy którzy Julka znali wiedzą, że takim Człowiekiem był naprawdę: kimś kto w każdej sytuacji potrafił znaleźć jej pozytywy, kto działał na spierających się oponentów zwaśnionych stron jak przysłowiowa oliwa na wzburzone morze… I zawsze się uśmiechał… I każdy rozmówca słyszał od Niego budujące rozumiesz, wiesz…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź