Foto: Sebastian Szwajkowski [www.radiolodz.pl]

 

Przez kilkadziesiąt lat, z okazji Dnia Dziecka w Łódzkim Parku „Szarych Szeregów” (kiedyś „Promienistych”), pod pomnikiem nazywanym „Pomnikiem Pękniętego Serca odbywały się uroczystości upamiętniające dzieci, więzione w tzw. „obozie na Przemysłowej” (Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt) – jedynym takim obozie na terenie wszystkich okupowanych przez reżim hitlerowski krajów. Działał on na terenie wydzielonym z łódzkiego getta w latach 1942 – 1945, a jego więźniami byli małoletni Polacy w wieku od 6 do 16 roku życia.

 

Po raz pierwszy uroczystość taka odbyła się 1 czerwca 1989 roku, a trzydziesty pierwszy – jak dotąd ostatni raz – 31 maja 2019 roku. Kulminacyjnym punktem każdego takiego spotkania była dekoracja Medalem „Serce Dziecku”, przyznawanym przez dziecięcą kapitułę, powoływaną przy Stowarzyszeniu „Komitet Dziecka” osobom i instytucjom, zasłużonym w działalności na rzecz dzieci.

 

Obserwatorium Edukacji” zamieszczało relacje z tych capstrzyków – ostatni raz właśnie 31 maja 2019 roku – zobacz – TUTAJ

 

Przed rokiem, tak jak i dzisiaj, pod pomnik, aby zapalić tam znicze i złożyć kwiaty, przyszli tylko przedstawiciele władz Miasta Łodzi oraz … uczniowie i nauczyciele z pobliskiej Szkoły Podstawowej nr 81 im. Bohaterskich Dzieci Łodzi:

 

 

Źródło: www.facebook.com/bozena.bedzinskawosik

 

 

x            x           x

 

 

Ale idzie NOWE! Już wkrótce także i pamięć o dziecięcych więźniach „Obozu Na Przemysłowej” zagospodaruje „Dobra Zmiana”:

 

Oto informacja ze strony Instytutu Pamięci Narodowej:

 

Foto :Danuta Matloch[www.ipn.gov.pl]

 

W Łodzi powstanie muzeum upamiętniające ofiary niemieckiego nazistowskiego obozu dla polskich dzieci

 

Wicepremier, minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu prof. Piotr Gliński, Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak oraz reprezentujący Instytut Pamięci Narodowej – Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu dyrektor Oddziału w Łodzi dr hab. Dariusz Rogut podpisali list intencyjny w sprawie współpracy na rzecz utworzenia muzeum upamiętniającego ofiary niemieckiego nazistowskiego obozu dla polskich dzieci w Łodzi – Kinder-KL Litzmannstadt 1942-1945.

 

Podpisany dziś List intencyjny ma na celu zapewnienie instytucjonalnej opieki Państwa Polskiego nad inicjatywą godnego upamiętnienia i uczczenia dziecięcych ofiar niemieckiego nazistowskiego obozu, który był prowadzony przez niemieckie władze okupacyjne od 11 grudnia 1942 r. do 19 stycznia 1945 r. przy ul. Przemysłowej w Łodzi pod oficjalną nazwą: „Polen – Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt” („Kinder – KZ Litzmannstadt”).[…]

 

Czytaj dalej »



 

 

Dziś (1 czerwca 2021r.) na stronie „Gazety Prawnej” zamieszczono artykuł Artura Radwana pt. „Koniec z trzema miesiącami wolnego dla nauczycieli”. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

Resort edukacji chce ograniczyć do 50 dni roboczych urlop wypoczynkowy dla uczących w szkołach. Dyrektorzy uważają, że to fikcja, bo i tak będą zwalniać podwładnych ze świadczenia pracy, skoro w budynku nie będzie uczniów. […]

 

Zgodnie z art. 64 ustawy z 26 stycznia 1982 r. – Karta nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 2215 ze zm.) nauczycielowi zatrudnionemu w szkole, której organizacja pracy przewiduje ferie (np. jak w tym roku szkolnym dziewięć tygodni wakacji i dwa tygodnie ferii zimowych), przysługuje urlop wypoczynkowy w wymiarze odpowiadającym okresowi tej przerwy i w czasie ich trwania. Ustęp 2 tego przepisu zastrzega jednak, że nauczyciel może być zobowiązany np. do udziału w egzaminach poprawkowych lub w planowaniu nowego roku szkolnego (ale może być to nie więcej niż siedem dni roboczych).

 

Pozostałe dni, takie jak rekolekcje, przerwy świątecznie, dni dyrektorskie (przeznaczone często na wydłużenie długiego weekendu lub przeprowadzenie egzaminów końcowych w poszczególnych typach szkół) co do zasady nie są ewidencjonowane. […]

 

Resort edukacji chce jednak ukrócić takie sytuacje. Zaproponował związkowcom, aby do nowelizacji Karty nauczyciela wpisać, że nauczyciel szkół feryjnych (samorządowych) ma prawo do 50 dni roboczych udzielanych zgodnie z planem urlopów. Nie mógłby jednak wybrać dowolnego dnia w ciągu roku (jak jest w przedszkolach), ale tylko te wolne od zająć dydaktyczno-wychowawczych.

 

Czytaj dalej »



Foto: Dawid Żuchowicz/Agencja Gazeta [www.wiadomosci.gazeta.pl]

 

Marcin Konrad Jaroszewski – dyrektor XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie.

 

 

Na blogu < Wieści24 > zamieszczony został w niedzielę (30 maja 2021r) list, który do Mazowieckiej Kurator Oświaty Aurelii Michałowskiej * napisał Marcin Konrad Jaroszewski – Dyrektor XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie

 

Nie wiedzielibyśmy o tym, gdyby nie Fejsbuk, na którym link na stronę z tym tekstem zamieścił Kolega Prezes łódzkiego ZNP Marek Ćwiek. Rzecz w tym, że nie jest to nowa sprawa – pierwotnie pismo to upublicznił portal < Przekaz Dnia > 3 listopada 2020 roku, w materiale, zatytułowanym „Kurator chciała nękać dyrektora liceum za akcję „Szkoła to dziewczyna”. Jednak dyrektor się nie dał. Jego odpowiedź to złoto!”.

 

Zdecydowaliśmy nie zamieszczać jedynie fragmentów i linku do całego listu na stronę źródłową, gdyż będzie to dla Naszych Czytelniczek i Czytelników łatwiejsze w czytaniu, a poza tym, nawet jeśliby na tamtych stronach materiały te zostały skasowane, to u nas nadal będzie ów list dostępny – jako materiał poglądowa na kursach kwalifikacyjnych dla kadry kierowniczej oświaty – jako przkład postawy dyrektora szkoły wobec „organu nadzoru”.

 

 

Odpowiadając na Pani pytanie jakie działania podejmie szkoła w związku z przystąpieniem uczniów XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie do akcji „Szkoła to dziewczyna”, chciałbym na wstępie wyrazić podziękowanie za zainteresowanie tą akcją, gdyż rzeczywiście jej inicjatorami nie byli, co prawda, uczniowie liceum Śniadeckiego, a licealiści z liceum Domeyki, ale uczniowie XXX Liceum Ogólnokształcącego, a także z innych warszawskich liceów, wzięli w niej udział. Nie wyraziła Pani tego wprost, ale, jak rozumiem, Pani zainteresowanie jako organu sprawującego nadzór pedagogiczny, akcją „Szkoła to dziewczyna”, wynika z troski o to, czy szkoła respektuje podstawowe prawa dziecka, ucznia i obywatela zapisane w Konwencji o prawach dziecka, Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, Prawie oświatowym i statucie szkoły, a także czy realizowane są obowiązki nauczycieli określone w Karcie Nauczyciela.

 

Pani troska, jak sądzę, na pewno dotyczy art. 12, 13, 14 i 15 Konwencji o prawach dziecka, przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych dnia 20 listopada 1989 r. (Dz. U. z 1991 r. Nr 120 poz. 526), które stanowią, że:

 

1)państwa zapewniają dziecku prawo do swobodnego wyrażania własnych poglądów we wszystkich sprawach jego dotyczących;
2)dziecko ma prawo do swobodnej wypowiedzi, a prawo to ma zawierać swobodę poszukiwania, otrzymywania i przekazywania informacji oraz idei wszelkiego rodzaju;
3)państwa będą respektowały prawo dziecka do swobody myśli, sumienia i wyznania;
4)państwa umają prawa dziecka do swobodnego zrzeszania się oraz wolności pokojowych zgromadzeń.

 

Przypuszczam również, że pragnęła Pani zwrócić uwagę na przepis art. 54 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz. U. Nr 78 poz. 483, z 2001 r. Nr 28 poz. 319, z 2006 r. Nr 200 poz. 1471 oraz z 2009 r. Nr 114 poz. 946), który stanowi, iż każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów, a także zapis preambuły Ustawy z dnia 14 grudnia 2016 r. Prawo oświatowe (Dz. U. z 2020 r. poz. 910 i 1378), z którego wynika, że szkoła winna przygotować ucznia do wypełniania obowiązków obywatelskich w oparciu o zasady solidarności, demokracji, tolerancji, sprawiedliwości i wolności.

 

Na pewno nie umknął Pani przepis § 46 ust. I pkt 1 lit. c Statutu XXX Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Śniadeckiego w Warszawie, który stanowi, że w zakresie wolności i praw osobisty,’ prawo do swobody wyrażania myśli i przekonań. 2 / 4 Wiem, że jako organ sprawujący nadzór pedagogiczny, jest Pani czuła na przez nauczycieli swoich obowiązków, a w szczególności tych określonych w art. 6 pkt 4 i 5 Ustawy z dnia 26 stycznia 1982 r. Karta Nauczyciela (Dz. U. z 2019 r. poz. 2215), czyli kształcenia i wychowania młodzieży w poszanowaniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej oraz dbania o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji. Śpieszę Panią uspokoić.

 

Czytaj dalej »



 

Portal <dziennik.pl> zamieścił informację o dzisiejszym wystąpieniu ministra Czarnka w Programie Pierwszym Polskiego Radia:

 

Czarnek: Chcemy uczyć historii własnej gminy czy parafii

 

Chcemy stworzyć dwa programy nauczania historii lokalnej: jeden to poznawanie ziem lokalnych m.in. w muzeach, dzięki funduszowi uchwalonemu przez Sejm, drugi to nauczanie przez organizacje pozarządowe” – powiedział minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.

 

Szef MEN pytany był w poniedziałek w Programie Pierwszym Polskiego Radia o zapowiedziane w Polskim Ładzie wprowadzenie do nauczania historii w szkołach elementów historii lokalnej.

 

Rzeczywiście pojawił się taki pomysł, taka idea, żeby bardziej uczyć dzieci, młodzież historii lokalnych, historii własnych ziem (…). Wiadomo, że w szkołach podstawy programowe i programy nauczania historii dotyczą historii ogólnej państwa polskiego, historii powszechnej również, natomiast w mniejszym stopniu, bądź niekiedy w bardzo małym stopniu, dotyczą historii lokalnych ziem – powiedział Czarnek.

 

 -Chcemy stworzyć co najmniej dwa programy – zapowiedział. – Jeden z nich to będzie z funduszu, który został uchwalony w Sejmie RP w ubiegłym tygodniu, za co posłom bardzo serdecznie dziękuję, a który pozwoli od 1 września – jeśli ustawa przebrnie przez Senat i zostanie podpisana przez pana prezydenta – tworzyć programy i przedsięwzięcia ministra, nacechowane, nakierowane również, nie tylko, ale również, na ten element nauczania, czyli historię ziem lokalnych, odwiedzanie muzeów regionalnych, lokalnych, muzeów miast i miasteczek. Wszystko po to, żeby uczyć się historii tych ziem lokalnychmówił.

Drugi program uczenia historii lokalnej to – jak mówił Czarnek – program pozaszkolny realizowany przez organizacje pozarządowe działające w gminach, miastach i miasteczkach.

 

Według szefa MEN mogłyby one „prowadzić takie nauczanie już bardzo lokalne: historii własnego OSP, historii własnej gminy, administracji własnej gminy, administracji własnego powiatu czy historii własnej parafii, tworzenia się wspólnot na terenie poszczególnych regionów, ale też historii konkretnego krzyża, konkretnego parkanu, konkretnego pomnika„.

 

 

Źródło: www.edukacja.dziennik.pl

 

 

Nagranie wystąpienia ministra Przemysława Czarnka w „Sygnałach Dnia” w Programie I Polskiego Radia w dniu 31 maja 2021 r. – TUTAJ

 



Foto: Grzegorz Gałasiński [www.expressilustrowany.pl]

 

 

Dzisiejszy, „historyczny” dzień, ilustrujemy fragmentami artykułu „Expressu Ilustrowanego” pt. „Wszyscy uczniowie znów w szkole – tak nie było od połowy października”:

 

[…] – Przyszło około 90 procent z 518 naszych uczniów – szacował przed południem Krzysztof Durnaś, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 35.Jest gwar, szkoła żyje. Nieobecnych nie ma zbyt wielu, a powody są różne. Nie otrzymaliśmy od rodziców informacji wprost, że obawiają się zakażenia i nie przyślą dzieci.

 

-U nas także frekwencja 90-procentowa – mówi Maria Włodarczyk, dyrektor III Liceum Ogólnokształcącego. – Młodzież wróciła, nauczyciele też, lekcje będą do końca roku odbywać się normalnie. Każda klasa spotkała się z pedagogiem szkolnym, aby porozmawiać o swoich obawach i oczekiwaniach, związanych z powrotem do szkoły. Uczniowie chętnie by gdzieś wyjechali, ale na razie wycieczek dalszych nie planujemy. W ostatnim tygodniu tylko będą mogli się gdzieś wybrać, np. na spacer do lasu, parku czy zorganizować ognisko czy piknik.

 

Pikniki na świeżym powietrzu wiele szkół zaplanowało na wtorek 1 czerwca. Odbędą się m.in. na terenie szkolnych boisk i ogrodów.

 

[…] Uczniowie wrócili do szkół, ale to nie znaczy, że teraz siedzą tylko w ławkach. Wręcz przeciwnie. Większość klas ze swoimi wychowawcami spędza czas na różnego rodzaju aktywnościach. Zarówno grupy ze szkół podstawowych, jak i średnich można spotkać na ulicach Łodzi, jak zmierzają w różnych kierunkach – do parków, lasów, ogrodu botanicznego itd. Wychodzą na boiska, gry terenowe. Wszystko po to, by po wielu miesiącach odosobnienia, grupy się od nowa zintegrowały. […]

 

Prawie wszystkie klasy już zdążyły gdzieś się razem wybrać – podsumowuje Marcin Chrabelski, wicedyrektor I Liceum Ogólnokształcącego.To były wypady jednodniowe m.in. do Borysewa, Rogowa, Tomaszowa Mazowieckiego. Ale nie tylko. Organizowano ogniska klasowe. […]

 

 

 

Cały artykuł „Wszyscy uczniowie znów w szkole – tak nie było od połowy października!” – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www. expressilustrowany.pl

 



 

Wczoraj (30 maja 2021r.) na portalu EDUNEWS zamieszczono tekst, zatytułowany „Dzieci w pandemii”. Jest to syntetyczna informacja o wynikach sondażu przeprowadzonego przez firmę Difference na zlecenie Radia ZET w ramach kampanii społecznej #Razemzawszelepiej. Oto fragmenty tego opracowania redakcji portalu:

 

 

Troje na czworo dzieci częściej niż wcześniej nie radziło sobie z emocjami w czasie izolacji. 67% z nich uprawiało mniej sportu i aktywności fizycznych niż przed pandemią. Aż 38% spędzało ponad 8 godzin przed ekranem! 82% rodziców krytycznie oceniło poziom nauki zdalnej, a dzieciom najbardziej brakowało kontahttps://www.makeadifference.com.pl/ktu z rówieśnikami – tak rysuje się obraz dzieci i młodzieży w sondażu „Dzieci w pandemii” przeprowadzonym przez firmę Difference na zlecenie Radia ZET w ramach kampanii społecznej #Razemzawszelepiej.

 

To kolejne dane ukazujące kondycję psychiczną polskich dzieci w czasie pandemii. Problemy emocjonalne, brak kontaktu z rówieśnikami, godziny spędzone przed ekranami, ograniczenie aktywności fizycznej, problemy z nadwagą, słaba jakość nauki zdalnej… Z takim bagażem wracają do szkoły uczniowie. Poniżej podsumowanie najważniejszych wyników. […]

 

Zdalna szkoła poniżej oczekiwań

 

Zdalna szkoła nie spełniła oczekiwań dzieci i ich rodziców. Ośmiu na dziesięciu rodziców uznało ją za gorszej jakości niż edukację stacjonarną. 37% z nich uważało, że w okresie izolacji nauczyciele wymagali mniej od uczniów. Jednocześnie 48% twierdziło, że dzieci potrzebowały więcej pomocy w nauczaniu niż wcześniej, a 61% z nich zadeklarowało, że pomagało im w pisaniu sprawdzianów. Z kolei aż 75% uczniów zadeklarowało, że korzystało z pomocy opiekunów w lekcjach. Blisko połowa z nich uznała, że na zajęciach online łatwo było ściągać, a 23% robiło to często. Uczniowie tęsknią za powrotem do szkoły. Powrotu do nauczania stacjonarnego chce 62% uczniów, a tylko 26% pozostałaby przy nauczaniu zdalnym.

 

 

W badaniu poruszono także wątek zaangażowania rodziców w zdalną naukę – co jest niezwykle istotne. Wielu rodziców z dnia na dzień stało się „nauczycielami wspierającymi” swoich dzieci lub „kuratorami”, nadzorującymi swoje dzieci. Nie można powiedzieć, że taka jest „naturalna” rola rodziców w szkole. […]

 

 

Pogorszenie relacji z rówieśnikami i rutynowy kontakt z rodzicami

 

Mimo obecności dziecka i rodziców w domu, w ostatnim czasie spędzali oni wspólnie mało czasu. Dla prawie połowy (45%) było to mniej niż 2 godzinny dziennie. Wspólnie wykonywane czynności to najczęściej codzienna rutyna i obowiązki: jedzenie posiłków, sprzątanie i zakupy, a najczęstszą wspólną rozrywką było oglądanie filmów i seriali. Do tego pogorszyły się relacje dzieci z rówieśnikami. Uważa tak aż 46% rodziców. Pogorszenie tych relacji objawiało się między innymi wycofaniem i częstszymi konfliktami. Brak kontaktów rówieśniczych w szkole nie spowodował jednak zerwania ich relacji. One przeniosły się mocniej do wirtualnej rzeczywistości. Dla 29% dzieci to jedyny sposób, w jaki utrzymywały wzajemne kontakty, ale aż 64% zdarzało się spotykać z kolegami „w realu”, choć takie spotkania były znacznie rzadsze. Okazuje się, że to właśnie braku spotkań z rówieśnikami najbardziej brakowało uczniom w okresie pandemii. Aż 64% z nich zadeklarowało taką potrzebę. Nieco mniej wskazań uzyskała tęsknota za chodzeniem bez maseczek (58%). Wszystkie inne ograniczone przyjemności i rozrywki były przy tym drugorzędne

 

 

 

 

Cały tekst „Dzieci w pandemii” z portalu EDUNEWS  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.edunews.pl

 

 

Pełen raport z badania „Dzieci w pandemii” – plik PDF  –  TUTAJ

 

 

 

Wideo-prezentacja raportu „Dzieci w pandemii” – kampania społeczna  –  TUTAJ

 

 

 

 

 

 

 



Temat tego felietonu narodził się wczoraj, kiedy na fejsbuku zobaczyłem taki oto postulat Wiesława Mariańskiego:

 

Źródło: www.facebook.com

 

Wiedziony tym impulsem zareagowałem na ten pomysł taką oto „propozycją”:

 

Źródło: www.facebook.com

 

Po jakimś czasie pod jednym i pod drugim obrazkiem pojawiły się komentarze. Pod postulatem likwidacji liceów ogólnokształcących jako pierwsze pojawiło się – ze wszech miar zrozumiałe – pytanie znanej liderki grupy „Budzący się Poloniści”, podpisującej się Aneta Ja-Pa:

 

Dlaczego?”

 

Bardzo szybko pojawiła się odpowiedź Janusza Cichego – nauczyciela w Zespole Szkół Spożywczych i Hotelarskich w Radomiu.

 

Bo coraz słabiej przygotowują do studiów.

Bo produkują bezrobotnych bez kompetencji zawodowych.

Bo dają bezradność życiową.

Bo technika (dawniej zwane liceami zawodowymi) dają lepsze przygotowanie, łącząc wiedzę z umiejętnościami praktycznymi i też są drogą do studiów akademickich.

 

 

Ale najbardziej „wzruszył” mnie komentarz Doroty Zarębskiej-Piotrowskiej (doktor na Uniwersytecie Jagiellońskim, psycholog kliniczny/społeczny; zajmuje się kreatywnością, psychologią twórczości):

 

A może wszystkie szkoły. Zlikwidować. Zostaną kółka parafialne. I jednoznaczny, gładki przekaz. Bez przeszkód. Ksiądz da radę. A co..?

 

Mój postulat także doczekał się kilku komentarzy, ale ten pierwszy, który okazał się najbardziej „diagnostycznym” był pytaniem, jakie zadała mi pewna st.. znajoma o długim stażu znajomości:

 

Włodek, co Tobie

 

 

No właśnie. Pora na na wywiązanie się ze złożonego w odpowiedzi na to pytanie zobowiązania: „Ale pełnej wypowiedzi na ten temat udzielę w jutrzejszym felietonie””.

 

A więc – do dzieła!

 

Czytaj dalej »



Foto: www.p.lodz.pl/arch/pl/

 

W tym budynku, przy ul. Worcella (dziś ul. ks. Skorupki) w okresie mojej tam pracy mieścił się Państwowy Dom Dziecka im. Hanki Sawickiej w Łodzi.

 

Zaznaczyłem okno, za którym znajdowała się „uczelnia” grupy II, gdzie spędziłem najwięcej godzin w roli wychowawcy.

 

 

Tak naprawdę to pierwszym dniem mojej pracy jako pedagoga był właśnie ten dzień 1 września 1972 roku. Poprzednie miesiące zatrudnienia w Łódzkim Domu Kultury miały co prawda pewne aspekty pracy wychowawczej, ale jedynie w tym szerokim tego pojęcia znaczeniu, lansowanym przez pedagogikę społeczną. Dopiero w pałacyku przy ulicy Worcella mogłem sprawdzić się w realnych, codziennych sytuacjach roli opiekuna-wychowawcy. To była ta rola, której po raz pierwszy, amatorsko i intuicyjnie, podjąłem się latem 1961 roku, jako komendant kolonii zuchowej w Złockiem k. Muszyny. Byłem teraz o 11 lat starszy, bogatszy o wiedzę zdobytą podczas pierwszych lat moich studiów pedagogicznych i już wiedziałem, że w marcu przyszłego roku będę ojcem.

 

Oczywiście – o specyfice pedagogiki opiekuńczej nie miałem żadnej wiedzy teoretycznej – musiałem zdać się na „przywarsztatowe” przyuczanie do tego zawodu przez starszych – koleżanki i kolegę, pracujących w tym domu dziecka już od wielu lat.

 

Przydzielono mi obowiązki trzeciego wychowawcy w grupie II. Wspominając te dwie koleżanki, z którymi zapewnialiśmy opieką wychowawczą nad około dwudziestoosobową grupą dziewczynek i chłopców z klas III, IV i V pobliskich szkół podstawowych, dziś mogę po imieniu, przywołać tylko jedną z nich – tę starszą, o imieniu Wanda. Bo to ona stała się – określając tę rolę dzisiejszą nazwą – moją mentorką. Była wieloletnią wychowawczynią w tym domu dziecka, a w sąsiedniej grupie (starszaków) pracował, także jako wychowawca, jej mąż – Tadeusz. On także, na zasadzie „męskiej solidarności”, wielokrotnie służył mi radą i wspierał mnie w trudnych sytuacjach zawodowych.

 

A praca – pozornie – na tzw. „pierwszy rzut oka” nie wydawała się być trudną. Jednak zanim ją opiszę, nie mogę nie opowiedzieć jak w tamtych czasach funkcjonował dom dziecka.

 

Była to placówka – jak to się wtedy nazywało – „całkowitej opieki nad dzieckiem”, co w praktyce sprowadzało się do zapewnienia podopiecznym wychowankom wszelkich potrzeb: biologicznych – w tym wyżywienia, snu, także ubrania, ale też odpoczynku, zabawy, starszym także rozrywki, i – oczywiście – wychowankom w wieku szkolnym – warunków do realizowania „obowiązku szkolnego”.

 

Gdy spojrzycie na fotografię pałacyku, który był siedzibą tej placówki, będzie mi łatwiej opisać lokalową organizację życia wychowanków. Na piętrze mieściły się sypialnie. Były to duże pomieszczenia, podobne do tych na koloniach letnich, w których stało po kilkanaście łóżek. Pomieszczenia te funkcjonowały jedynie na czas przygotowania do snu, podczas ciszy nocnej i w okresie porannej toalety oraz przygotowania wychowanków do wyjścia do szkoły. Gdy dzieci, po zaścieleniu łóżek, schodziły do jadalni na śniadanie (mieściła się ona, obok kuchni, w pomieszczeniach „niskiego parteru” – bo trudno nazwać je „piwnicznymi”), sypialnie były zamykane i pozostawały niedostępne dla wychowanków aż do wieczora. Wychowawcy (po jednej osobie na grupę) przychodzili do pracy na pobudkę na 7. rano, dopilnowywali toalety porannej, ubierania się, ścielenia łóżek, schodzili z dziećmi do stołówki, jedli z nimi śniadanie i dopilnowywali, aby uczniowie starszych klas wyszli o właściwej porze do pobliskich szkół. Wychowawcy klas I i II odprowadzali dzieci do szkoły. Tylko z wychowankami w wieku przedszkolnym zostawała wychowawczyni na dyżurze. Pozostali wychowawcy wracali do swoich domów.

 

Głównym czasem pracy wychowawczej z dziećmi w wieku szkolnym był okres od ich powrotu ze szkoły, do ciszy nocnej. Gdzie dzieci przebywały w tym czasie? – W tzw. „uczelniach”, czyli salach, gdzie były stoliki z krzesłami do odrabiania lekcji, szafy z pomocami „naukowymi” i stół wychowawców grupy. „Uczelnie” były zlokalizowane na wysokim parterze. Do naszych obowiązków, obok nadzorowania i pomocy w odrabianiu lekcji, należało także spożywanie, wspólnie z dziećmi, obiadów i kolacji, organizowanie im czasu wolnego (była – też na parterze – świetlica, z kolorowym dużym telewizorem), w tym umożliwianie zabaw w ogrodzie, wychodzenie z nimi na spacery do pobliskiego parku, organizowanie wspólnych wyjść do kina, czasem i teatru. Na indywidualne rozmowy z wychowankami nie było warunków i sprzyjających okoliczności…

 

Jeśli pamięć mnie nie zawodzi – cisza nocna zarządzana była o godzinie 21-ej – wtedy pieczę nad dziećmi przejmowała tzw. „niania nocna”. Wychowawcy kończyli pracę – mogli wracać do swoich domów.

 

Wniosek z tak zarysowanej organizacji funkcjonowania domu dziecka jest oczywisty: najczęściej główny dyżur trwał – przynajmniej w mojej grupie – od 13-ej do 21-ej, czyli 8 godzin, a poranny – te tak zwane „pobudki” – od 7-ej do 8:30. W dniu w którym miało się „pobudkę”, do pracy już się nie przychodziło. No, chyba że zaistniała jakaś nadzwyczajna potrzeba, np. zastępstwo chorej osoby…

 

Proszę pamiętać, że w tamtym czasie w soboty dzieci chodziły normalnie do szkoły. I że były jeszcze dyżury niedzielne…

 

Etat wychowawcy w domu dziecka wynosił wówczas 36 godzin tygodniowo. Proste obliczenie pozwala wykazać, że dla zapewnienia opieki nad grupą wychowanków według takiej organizacji pracy placówki – gdyby miał to być jeden człowiek – musiałby pracować: 6 x1,5 godz. + 6 x 8godz. = 7,5 + 48 = 55,5 godziny. Wniosek – to prawie 2 etaty, a konkretnie 72 godziny. Ale przy „odrabiankach” i do godzin wieczornych musiały z grupą pracować dwie osoby… A pozostawały jeszcze dyżury niedzielne…

 

Właśnie takie potrzeby były powodem zatrudnienia w grupie trzeciego wychowawcy. A i tak wszyscy „wyrabialiśmy” nadgodziny…

 

Myślę, że ten opis pozwoli Czytelnikowi tych wspomnień lepiej wyobrazić sobie charakter i specyfikę mojej pracy w PDDz im. Hanki Sawickiej – bo taką patronkę miała tamta placówka. Piszę o tym, aby niezwłocznie złożyć oświadczenie, że podczas mojej pracy ani razu nie spotkałem się, aby w jakiejkolwiek formie była tam kultywowana pamięć owej patronki. Przeciwnie – znaczna część wychowanków należała do ZHP, a drużynę prowadziła tam przez wiele lat druhna Hanka Miecznikowska – żona Jerzego Miecznikowskiego, w latach 1967–1969 zastępcy komendanta hufca Łódź-Polesie, osoby o jednoznacznej, antykomunistycznej biografii…

 

 

x           x           x

 

 

Gdy zacząłem intensywnie poszukiwać w mej pamięci jakichś interesujących historii z okresu mojej tam pracy, którą – jak to czyniłem w poprzednich częściach moich wspomnień – mógłbym teraz przywołać, to – z jednym wyjątkiem – nic takiego nie udało mi się przypomnieć. Bo tak naprawdę to była to taka „praca u podstaw”, dzień do dnia podobny, „proza dnia powszedniego”.

 

Ale było takie jedno zdarzenie, które dziś, z perspektywy minionych lat, oceniam jako swoisty egzamin w roli opiekuna-wychowcy, a które w ocenie koleżanek i kolegów, a przede wszystkim pani dyrektor Ireny Możejko, stało się źródłem opinii, że Włodek to „człowiek do zadań specjalnych”. A było to tak:

 

Pewnego dnia wieczorem sprowadziłem moją grupę na kolację do stołówki. A tam zastaliśmy sytuację niczym z horroru: W pustej przestrzeni między stolikami zobaczyłem ośmiolatka z „najmłodszej” grupy, który – czerwony na twarzy – trzymając krzesło za oparcie, obracał się z nim dookoła, krzycząc przeraźliwie. Już wcześniej słyszałem, że są z nim problemy, że miewa ataki agresji. Wychowankowie stali w bezpiecznej odległości i czekali na rozwój wydarzeń. Koleżanki wychowawczynie także. Na ich wezwania, aby odstawił krzesło i się uspokoił – reagował jeszcze głośniejszym wrzaskiem i szybszymi obrotami.

 

Nie pamiątam już jak ów „problemowy” wychowanek miał na imię, ale na potrzeby tego wspomnienia przyjmijmy, że Sławek. Byłem jedynym dorosłym facetem w tym pomieszczeniu. Nie miałem wyboru. Widząc, że kilku starszych chłopców zmawia się „na stronie”, aby go „siłowo” obezwładnić, postanowiłem działać. Trzymając ręce podniesione przed sobą, trochę w intencji samoobrony, ale także jako taką „mowę ciała”, deklarację wobec Sławka: „nie chcę cię skrzywdzić”, zacząłem, powoli, zbliżać się do niego, mówiąc spokojnym, nie podniesionym głosem: „Sławku, postaw krzesło i chodź do mnie. Nic ci nie zrobię. Pójdziemy do sypialni i się położysz.” Powtarzałem te słowa kilkakrotnie, jak zaklęcia, spokojnym głosem… I poskutkowało. Sławek postawił krzesło, ja najpierw go przytuliłem, a po chwili wziąłem go za rękę i wyprowadziłem ze stołówki…

 

Po kilku tygodniach, jako konkluzja badań lekarskich, zapadła decyzja o skierowaniu Sławka w celu terapii na oddział dla dzieci do Specjalistycznego Szpitala dla Nerwowo Chorych w Miliczu na Dolnym Śląsku. I kogo pani dyrektor wydelegowała, aby go tam zawiózł? Oczywiście – mnie, choć nie był on wychowankiem naszej II grupy! Podróż (koleją, z przesiadką) odbyła się bez żadnych incydentów, w pełnej komitywie. W szpitalu na Sławka czekało już wolne miejsce, a ja – po pożegnaniu z moim podopiecznym – miałem jeszcze dość czasu, aby zwiedzić Milicz, zobaczyć jeden ze słynnych milickich stawów rybnych konkretnie ten najbliższy miasta i wysłuchać opowieści mieszkańców, jak to najsławniejszy polski kolarz szosowy – Ryszard Szurkowski – swoją karierę zaczynał w LZS Milicz, trenując na szosach w okolicach tej miejscowości…

 

 

x           x           x

 

 

Również i w tym okresie losy mojej pracy zawodowej i życia osobistego potoczyły się tak, że wypadło mi godzić jedne i drugie obowiązki. Bo krótko po północy we wtorek 20 marca, w szpitalu położniczym na łódzkim Karolewie, przyszedł na świat nasz synek – Kubuś. Jako że i w tamtych czasach nie wypisywano tak szybko matki po trudnym porodzie, a przy niej pozostawał także noworodek, świeżo upieczony tatuś, gdy już przygotował w domu wszystko co potrzebne do przyjęcia noworodka, mógł w niedzielę wybrać się ze swoimi wychowankami z domu dziecka na zorganizowany przez Komendę Hufca Łódź-Polesie jednodniowy rajd „Marzanna 1972”, który zaczynał się w podłódzkiej Kolumnie (dojechaliśmy tam i z powrotem pociągiem), a którego finałem było topienie słomianej kukły „Marzanny” w stawie przy młynie w Baryczy, na rzece Grabia.

 

Krysię z Kubusiem odebrałem ze szpitala w poniedziałek.

 

Następne tygodnie, aż do wakacji, upłynęły mi na – ograniczonym do niezbędnego minimum – wykonywaniu obowiązków zawodowych w domu dziecka, i przede wszystkim na, realizowanych przy moim pełnym zaangażowaniu, obowiązkach ojca. Powiem tylko, że to ja wykonałem pierwszą kąpiel (Krysia bała się, że zrobi mu krzywdę…), prałem solidarnie z Krysią pieluchy (nie było jeszcze „jednorazówek”), chodziłem na spacery z Kubusiem w wózeczku, a gdy taka była potrzeba – karmiłem synka z butelki…

 

 

 

 

Ale nie były to wszystkie moje obowiązki. Wszak cały czas byłem studentem – III roku zaocznej pedagogiki na UŁ. I przy moim zaangażowaniu w rolę taty i obowiązkach zawodowych, musiałem znajdować czas nie tylko na uczestnictwo w zajęciach (co drugie weekendy), ale także na zaliczenia, a przede wszystkim na przygotowanie się do sesji egzaminacyjnych – po V i VI semestrze! Na moje nieszczęście plan studiów przewidział w sesji zimowej tylko jeden egzamin (z literatury – oczywiście zdałem na 5), zaś w sesji letniej było ich aż cztery! I tu już nie miałem szansy zabłysnąć. Z dwu – jak by nie było – podstawowych przedmiotów: dydaktyki i psychologii zdałem tylko na trójki, dużo lepiej poszło mi z historii wychowania – na 4+. Jedyną ocenę 5 w tej sesji dostałem z … ekonomii politycznej. I tu muszę wyjaśnić, że to nie znaczy, iż tak się „obryłem” z ekonomii socjalistycznej. Ocena ta była owocem znakomitych wykładów mgr Stanisława Rudolfa – młodego jeszcze ekonomisty z Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego UŁ, zafascynowanego ekonomią kapitalizmu. Za nic miał on oficjalny program tego przedmiotu – dzielił się z nami swoją wiedzą, zdobywaną przez niego podczas przygotowań do jego pracy doktorskiej, którą na temat Próba weryfikacji celów państwa dobrobytu na przykładzie Szwecji” obronił w 1974 roku. Jego wykłady były tak frapujące, że same zapadały w pamięć. Do egzaminu nie musiałem się uczyć, tym bardziej, że egzaminator nie przepytywał z zapamiętanych treści wykładów, a zadawał pytania problemowe. [Więcej o późniejszym profesorze Stanisławie Rudolfie – TUTAJ]

 

 

x           x           x

 

 

Kolejny rok studiów zaliczyłem już w połowie czerwca, a wakacje były z każdym tygodniem coraz bliżej. W Komendzie Hufca Polesie zaszła kolejna zmiana na stanowisku komendanta. Na początku tego roku mój następca – Maciej Łukowski – został szefem nowopowstałej Rady Wojewódzkiej Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej w Łodzi, a na jego miejsce powołano nikomu nieznaną w naszym środowisku, „importowaną z hufca Łodź-Bałuty – Annę Błaszczyk. Nie wnikając w szczegóły powiem tylko, że zostałem zaproszony do komendy hufca, gdzie nowa komendantka długo i sugestywnie prosiła mnie, abym zgodził się poprowadzić, w II turnusie, zgrupowanie obozów w Strużnicy, w Karkonoszach. Była bardzo zdeterminowana, gdyż jako „spadochroniarka” nie miała kontaktów w tym nowym dla niej środowisku, a akcja letnia zbliżała się wielkimi krokami. Strużnica, to było to miejsce, które przed rokiem wynalazł Maciek Łukowski, a które wśród poleskich instruktorów nie było jeszcze „oswojone”. Dlatego nowa szefowa hufca kandydatów na funkcję komendanta zgrupowania w II turnusie nie miała. I turnus zgodził się poprowadzić Jacek Broniewski (prywatnie syn bibliotekarki w mojej podstawówce na Nowym Złotnie).

 

Czytaj dalej »



Skan.Źródło:www.facebook.com/PRUS21

 

Uczniowie kl. IIa z XXI LO im. B. Prusa w Łodzi. „Inspiracja helem – wiersz, epopeja czy in? Klasa2a, niby humanistyczna, a trochę chemiczna... „

 

 

Aleksandra Pucułek z łódzkiej redakcji „Gazety Wyborczej” jest autorką zamieszczonego dziś w dodatku „Łódź Tygodnik” artykułu „Powrót do szkoły zaskoczeniem dla uczniów. ‚Szkoła w końcu jest fajna, ale jak długo to potrwa?’ „. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

[…] W I LO im. Staszica w Zgierzu wychowawcy mają przyzwolenie, wręcz nakaz, żeby wychodzić z uczniami na dwór, gdy tylko się da. Z polonistką zrobili więc śniadanie na trawie. Przygotowali coś do jedzenia, zorganizowali piknik, jednocześnie nie zapomnieli o podstawie programowej. Temat lekcji? Natura jako motyw tekstów kultury.

 

W ramach historii klasa chodzi do muzeum, ale nie tylko oglądać eksponaty. Młodzież sama pomaga przygotowywać wystawy. Szkoła zaprosiła też młodszych uczniów, ósmoklasistów, na Festiwal Nauki. Uczniowie będą mogli skorzystać z zajęć z różnych przedmiotów, np. na chemii zobaczą eksperymenty, na polskim porozmawiają o mitologii w popkulturze, a na geografii omówią piosenkę jednego z raperów o podróżach.[…]

Lekcje były luźniejsze, było dużo rozmowy, każdy nauczyciel pytał, jak się czujemy z tym, że wróciliśmy do szkoły – opowiada o pierwszych dniach w ławce szkolnej Emilia, licealistka z XXI LO. A Hania dodaje: – Zero stresu.[…]

Jak powrót do szkoły widzą uczniowie? Zwracają uwagę też na to, że teraz w końcu można porozmawiać i podyskutować z nauczycielem, nawet odchodząc od tematu lekcji. […]

 

Czytaj dalej »



fot. Unsplash[www.dadhero.pl]

 

 

Wczoraj udostępniliśmy tekst, który „Portal Samorządowy” uznał, że jest na tyle istotny dla szerokich kręgów społeczeństwa, aby zamieścić go i udostępnić te informacje swoim czytelnikom. Dziś będziecie mogli porównać, czym w tym samym czasie żyli redaktorzy „równoległego” portalu „Serwis Samorządowy PAP”

 

Otóż portal ten zamieścił wczoraj tekst Aleksandry Banasik, zatytułowany „Spada liczba nauczycieli WDŻ; MEiN chce zmienić przepisy”. Oto ten tekst, bez skrótów:

 

Placówki doskonalenia nauczycieli będą mogły prowadzić kursy kwalifikacyjne z zakresu wychowania do życia w rodzinie – przewiduje projekt rozporządzenia Ministerstwa Edukacji i Nauki. To reakcja na ubytek kadr.

 

Chodzi o nowelizację rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 28 maja 2019  r. w sprawie placówek doskonalenia nauczycieli. Resort planuje rozszerzyć katalog kursów kwalifikacyjnych, które mogą być prowadzone przez te placówki.

 

Projektowane rozporządzenie wprowadza możliwość prowadzenia kursów kwalifikacyjnych w zakresie wychowania do życia w rodzinie (WDŻ), a także przygotowania pedagogicznego dla nauczycieli prowadzących zajęcia edukacyjne artystyczne w szkołach artystycznych.

 

Umożliwienie prowadzenia kursów z popularnie zwanego WDŻ spowodowane jest „zauważalnym spadkiem” liczby nauczycieli prowadzących takie zajęcia.

 

W ciągu ostatnich dwóch lat ubyło prawie 3500 nauczycieli posiadających kwalifikacje do prowadzenia zajęć z wychowania do życia w rodzinie, w tym ponad 2700 nauczycieli ze szkół podstawowych” – wylicza ministerstwo. O ile we wrześniu 2018 r. takich nauczycieli było w systemie informacji oświatowej 20,7 tys., o tyle w ubiegłym roku już tylko 17,2 tys.

 

Według resortu na spadek liczby nauczycieli posiadających kwalifikacje do prowadzenia zajęć z WDŻ w rodzinie wpływa m.in. fakt, że obecnie tylko nieliczne uczelnie realizują kształcenie nauczycieli przygotowujące do prowadzenia tych zajęć.

 

Gwarantem wysokiej jakości organizowanych kursów kwalifikacyjnych jest możliwość ich prowadzenia wyłącznie przez akredytowane placówki doskonalenia nauczycieli” – podkreśla MEiN.

 

Źródło: samorzad.pap.pl

 

 

x           x           x

 

 

Wszystkim czytelnikom, którzy nie śledzą na co dzień sytuacji w tym obszarze szkolnej edukacji proponujemy kilka, niestety „nie pierwszej świeżości” tekstów na ten temat:

 

Czytaj dalej »