Foto: www.google.com

 

Siedziba Szkoły Podstawowej nr 45 im. Jana Matejki w Łodzi

 

 

Maciej Kałach jest autorem tekstu zamieszczonego dziś w „Dzienniku Łódzkim”, którego tytuł wprowadza w problematykę jego zawartości: „Uczennice szkoły z Łodzi nie mogą nosić spodni jako stroju galowego. Łódzkie kuratorium zbadało, czy to dyskryminacja”. Oto jego fragmenty:

 

[…] W statucie SP nr 45 galowy strój u dziewcząt to spódnica lub sukienka. A spodnie? Na szkolnych akademiach w podstawówce w Łodzi tylko dla chłopców

 

Strój dziewczęcy składa się z: białej bluzki oraz ciemnej spódnicy/sukienki – ten zapis w statucie SP nr 45 na Bałutach w Łodzi, odnoszący się do uczniowskiego ubioru galowego, uznało za nielegalny oraz dyskryminujący Stowarzyszenie Umarłych Statutów (SUS).

 

To organizacja (z siedzibą w Gródku na Podlasiu), która nagłaśnia przypadki zapisów w szkolnych dokumentach, jej zdaniem, sprzecznych z polskim prawem. […]

 

Co na to Małgorzata Zwolińska, dyrektor SP nr 45 w Łodzi? W środę (27 października), w odpowiedzi na nasze pytanie o sprawę spodni, stwierdziła, że zasady ubierania się uczniów zostały wprowadzone zgodnie z odnoszącym się do tej kwestii artykułem ustawy Prawo oświatowe.

 

-Zasady dotyczące codziennego stroju są bardzo liberalne. Dziewczynki mogą chodzić, i oczywiście chodzą do szkoły, także w spodniach. Wymogi dotyczące stroju, w tym rodzaju i kolorystyki stroju galowego, zostały ustalone w trybie uzgodnień całej społeczności szkolnej: nauczycieli, uczniów, rodziców. W podobnym trybie mogą zostać wprowadzone ewentualne zmiany – stwierdziła dyrektor.

 

Łódzkie kuratorium w swoim środowym stanowisku potwierdziło legalność wprowadzenia zapisu w statucie SP nr 45. […]

 

 

 

Cały artykuł „Uczennice szkoły z Łodzi nie mogą nosić spodni jako stroju galowego. Łódzkie kuratorium zbadało, czy to dyskryminacja” – TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.dzienniklodzki.pl

 



I Liceum Ogólnokształcące w Zduńskiej Woli gościło w dniach 25-26 października 2021r. kolegów z Klubu Aktywnego Dyrektora W-M ODN w Olsztynie. Oto ilustrowana informacja o tej wizycie z fanpage tego klubu:

 

 

Klub Aktywnego Dyrektora W-M ODN w Olsztynie jest w I Liceum Ogólnokształcące w Zduńskiej Woli.

 

Efektywne i innowacyjne nauczanie matematyki. Nadzór pedagogiczny dyrektora szkoły nad kształceniem kompetencji matematycznych – doskonalenie jakości nauczania” 25-26 października 2021r.

 

Wracamy z wizyty studyjnej w I Liceum Ogólnokształcącym w Zduńskiej Woli. Dwa bardzo intensywne dni, podczas których Dyrektorzy – członkowie KAD i uczący w szkołach, którymi zarządzają, Nauczyciele matematyki, spotkali się z Anną Szulc – nauczycielką matematyki, autorką i realizatorką innowacji w zakresie metodyki nauczania oraz oceniania. Razem uczestniczyliśmy jako obserwatorzy w sześciu lekcjach.

 

Dyrektorzy spotkali się również z Dyrektorem I LO, Panem Tomaszem Siemienkowiczem. Połączyliśmy się online z Panią Pedagog Alicją Piątkowską (interesowało nas funkcjonowanie uczniów z klas objętych innowacją), a z Panią Anną Szulc spotkaliśmy się wczoraj i dziś, omawiając prezentowane metody, sposoby oceniania i warsztat pracy.

 

 

Każdy wiezie ze sobą własne refleksje i przemyślenia, brzmią nam też słowa Anny „nie jestem w szkole po to, żeby przygotować do matury, moim zadaniem jest uczenie matematyki w taki sposób, żeby uczniowie chcieli się jej uczyć„. I słowa Dyrektora: „stosowanie metody innowacyjnej i tradycyjnej przynosi porównywalne zyski w wynikach matury. Ale tylko innowacja Anny przynosi dodatkowy zysk w postaci nabycia kompetencji, których egzamin maturalny nie sprawdzi, a bez których dobre życie jest nieosiągalne – to umiejętność uczenia się, współpracy, poszanowania potrzeb i talentów drugiej osoby, słuchania się nawzajem i brania odpowiedzialności przez ucznia za własne efekty uczenia się„.

 

Przed nami jeszcze długa droga do domów i przed nami różne odległości do rozumienia i stosowania tego, co widzieliśmy. Ale UCZYMY SIĘ.

 

Dziękuję Wam Dyrektorzy i Nauczyciele za wspólny wyjazd.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/KADWMODN/

 



Foto: Andrzej Cylwik[www.cen.gda.pl]

 

Małgorzata Bukowska-Ulatowska podczas jednego z warsztatów, prowadzonych przez nią w Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku.

 

 

Wczoraj na portalu EDUNEWS, pod zakładką < Szkoły > zamieszczono tekst Małgorzaty Bukowskiej-Ulatowskiej pt. „Fastfoodyzacja doskonalenia zawodowego nauczycieli?”. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji – wyróżnienie fragmentów przytoczonego tekstu podkreśleniami i pogrubioną czcionką – redakcja OE:

 

Miałam przyjemność poprowadzić stacjonarne warsztaty dla nauczycieli języka angielskiego na temat wykorzystania potencjału pytań w edukacji językowej. Na zajęcia dotarły… 3 osoby. W ten sposób dołączyłam do sporego grona trenerów, którzy w ostatnich tygodniach przygotowali szkolenia stacjonarne i albo odwołali je ze względu na niewielkie zainteresowanie, albo zdecydowali się poprowadzić zajęcia – dla bardzo kameralnych grup. […]

 

Przed pandemią zdarzało mi się spotkać z opinią, że praca w grupach czy wymiana doświadczeń uczestników podczas warsztatów to elementy zbędne: nie przychodzę na szkolenie, żeby słuchać koleżanek, tylko eksperta; szkoda czasu na dyskusję w grupach, lepiej, żeby pani prowadząca podała w tym czasie kilka dodatkowych pomysłów na ćwiczenia dla uczniów (cytaty z ankiet ewaluacyjnych). Jednak zdecydowanie częściej nauczyciele podkreślali wartość uczenia się od siebie nawzajem, dzielenia się opiniami oraz propozycjami rozwiązań, a także możliwość bezpośredniej interakcji z prowadzącym i wyjaśniania pojawiających się wątpliwości na bieżąco. Część odbiorców preferowała wykłady, jednak warsztaty również gromadziły wielu uczestników. Czyżby czas pandemii zmienił sposób myślenia nauczycieli o tym, czym jest efektywne doskonalenie zawodowe? Nie znajduję przesłanek, które wskazywałyby na taką zmianę. […]

 

A może odwykliśmy od długich dojazdów na szkolenia? Do tego jesienna aura za oknem nie zachęca do wychodzenia z domu…. Może też daje o sobie znać ogólne zmęczenie, kumulacja trudnych doświadczeń z ostatnich miesięcy czy nawet lat oraz nadal niepewna sytuacja epidemiczna? Może za kilka miesięcy wszystko wróci do normy? Obawiam się, że mamy do czynienia z poważniejszą zmianą. Wydaje mi się, iż doświadczamy kryzysu doskonalenia zawodowego nauczycieli.

 

 

Szkoleniowy fast food?

 

Rozwój nowoczesnych technologii oraz inicjatywy związane z dzieleniem się wiedzą znacząco zwiększyły dostępność informacji, również z zakresu dydaktyki. Przeniesienie szkoleń do sieci stworzyło nowe możliwości – np. uwolniło nas od dylematów, którą z konferencyjnych sesji równoległych wybrać; dzięki dostępowi do nagrań możemy zapoznać się ze wszystkimi. Na fali solidarnościowej w pierwszych miesiącach lockdownu powstało wiele tutoriali i innych materiałów szkoleniowych udostępnianych nieodpłatnie. Często miały one charakter zestawu prostych, gotowych rozwiązań – niekoniecznie sprzyjały pogłębionej refleksji nad przebiegiem procesu edukacyjnego, ale odpowiadały na potrzeby chwili i były przydatne w sytuacji kryzysowej. Sama przygotowałam kilka cykli nagrań szkoleniowych w rodzaju 3 pomysły na… (np. pisanie na lekcjach online). Jednak postrzegałam te działania jako doraźne. […]

 

Jeszcze kilka lat temu skarżyłam się, że ze względu na ograniczenia finansowe nie mogę uczestniczyć w wielu interesujących mnie formach doskonalenia. Teraz brakuje mi czasu na obejrzenie czy przeczytanie wszystkiego, do czego mam dostęp (często nieodpłatnie oraz bez konieczności ponoszenia kosztów podróży, noclegu itp.) i z czym chciałbym się zapoznać. Myślę, że znaczna część nauczycieli jest w podobnej sytuacji – dzięki ogromnym zasobom edukacyjnym online może poznawać nowe treści bez wstawania z kanapy. Jednak doskonalenie zawodowe to nie tyle czytanie opracowań z interesującej nas dziedziny czy oglądanie webinariów, ile refleksja nad własnym warsztatem pracy i wprowadzanie stosownych modyfikacji. […]

 

 

Co dalej?

 

Jakie formy doskonalenia zawodowego dla nauczycieli będą z jednej strony przyciągały uczestników, a z drugiej – tworzyły warunki sprzyjające rzeczywistemu rozwojowi zawodowemu? Nie potrafię w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. Może ktoś z Państwa ma jakiś pomysł?

 

 

Cały tekst „Fastfoodyzacja doskonalenia zawodowego nauczycieli?” – TUTAJ

 

 

Źródło: www.edunews.pl

 

https://www.edunews.pl/system-edukacji

 

 



Foto: Maciej Kaczanowski [www.dziennikwschodni.pl]

 

Przemysław Czarnek

 

 

Na „Portalu Samorządowym” zamieszczono dziś (26 października w2021r.) tekst zatytułowany „Nowy przedmiot „Historia i teraźniejszość”. Kto będzie go uczyć?”. Oto jego obszerny fragment

 

[…] Szef MEiN pytany był we wtorek w Polskim Radiu 24 o nowy przedmiot „Historia i teraźniejszość”, kto będzie uczył tego przedmiotu i od kiedy będzie on realizowany w szkołach podkreślił, że „na pewno nie będą to nowi nauczyciele, tylko ci, którzy już teraz w szkołach są„. „Mamy wielu historyków zatrudnionych w szkołach i oni będą tego przedmiotu uczyć” – odpowiedział Czarnek.

 

Jak zaznaczył, „zespół ekspertów, który pracuje intensywnie nad podstawami programowymi tego przedmiotu” spotkał się w poniedziałek z wiceministrem edukacji i nauki Dariuszem Piontkowskim.

 

Chcemy, aby od 1 września 2022 r., czyli od przyszłego roku szkolnego wszedł on do siatki godzin w szkołach ponadpodstawowych, od klasy I szkoły ponadpodstawowej” – mówił szef MEiN.

 

Pytany, czy można już mówić o zrębach programowych tego przedmiotu, czy jest jeszcze na to za wcześnie odparł: „Od tego są eksperci. Nie jestem historykiem i nie wtrącam się w prace ekspertów, jak będą gotowe podstawy programowe przedstawimy je publicznie. Wszyscy muszą się z nimi zapoznać, zwłaszcza nauczyciele, po to by nie budził najmniejszych wątpliwości„.

 

Minister podał, że jednocześnie inne zespoły programowe pracują nad tym, żeby ograniczyć materiał w innych przedmiotach, również w historii w zakresie nauczania o Starożytności czy Średniowieczu. Nie wyciąć całkowicie, bo jest nam potrzebna również wiedza na temat Starożytności i Średniowiecza, ale nieco ograniczyć, tak, aby nowy przedmiot – tu pragnę uspokoić – nie spowodował wydłużenia czasu przebywania uczniów w szkołach” – zaznaczył Czarnek. […]

 

 

 

Cały tekst „Nowy przedmiot „Historia i teraźniejszość„. Kto będzie go uczyć?”  –   TUTAJ

 

 

 

Źróło: www.portalsamorzadowy.pl

 



Foto: wvww.pl.dreamstime.com/

 

Wczoraj (25 października 2021r.) portal < mama:Du > zamieścił artykuł Agnieszki Miastowskiej pt. „Twoje dziecko dostało jedynkę z pracy domowej? To nie tylko bez sensu, ale też niezgodne z prawem!”. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

[…] Prace domowe są tematem budzącym kontrowersje. Z jednej strony wielu nauczycieli i rodziców powtarza, że bez ćwiczeń w domu uczniowie nie są w stanie przyswoić wszystkiego, czego dowiedzą się na lekcji. Szczególnie jeśli chodzi np. o naukę pisania wypracowań, na co na lekcji zwyczajnie nie ma czasu.

 

Z drugiej strony czas dziecka w domu powinien być przeznaczony na odpoczynek, a wystarczy, że kilka nauczycielek jednego dnia zada „dwa ćwiczonka dla powtórki materiału”, by dzieci nad książkami ślęczały od powrotu do domu do późnej nocy. Kto z nas nie zna tego z własnego dzieciństwa?

 

Kto nie zna też obawy o to, że praca domowa została wykonana źle i czytając ją przed klasą, ośmieszymy się albo dostaniemy słabszą ocenę? Albo jedynkę za brak pracy domowej, jeśli akurat o niej zapomnieliśmy, a przerwa nie będzie wystarczająco długa, by ją od kogoś spisać.

 

Okazuje się jednak, że praca domowa w ogóle nie powinna podlegać ocenie. Nauczyciele, którzy wystawiają jedynkę za nieodpowiednie wykonanie pracy domowej lub jej brak zwyczajnie łamią prawo. Jakie prawo? […]

Pedagodzy, którzy są zwolennikami nieoceniania pracy domowej powołują się na artykuł 44 ustawy o systemie oświaty. Zgodnie z nim „ocenianiu podlegają (m.in.) osiągnięcia edukacyjne ucznia”, a praca domowa nie zalicza się do osiągnięć edukacyjnych. […]

 

Za brak/nieprawidłowe wykonanie pracy domowej nauczyciel nie ma więc prawa postawić niedostatecznej oceny z pracy na lekcji, ponieważ nie zalicza się ona do „osiągnięć edukacyjnych”. Czy jednak faktycznie może wystawić negatywną ocenę z zachowania?

 

Tak jakby brak zadania do wykonania w czasie wolnym od szkoły, był przejawem nieodpowiedniego zachowania ucznia? I po raz kolejny – ani nauczyciele, ani rodzice nie są zgodni i nie do końca zdają sobie sprawę z litery prawa lub po prostu interpretują je inaczej.[…]

 

Kolejni nowocześni edukatorzy rokrocznie przypominają, że w Ustawie o systemie oświaty nie ma jednej informacji o tym, że praca domowa jest obowiązkiem ucznia. Za to w Konwencji o prawach dziecka znajdziemy zapis na temat tego, że „dziecko ma prawo do odpoczynku i wolnego czasu. […] Nikt też nie może go zmuszać do pracy ponad siły ani wykorzystywać zarobkowo w inny sposób„.

 

Jak więc rozwiązać spór o prace domowe? Nauczyciele są raczej zgodni w tym, że niewłaściwie wykonana praca domowa świadczy o tym, że uczeń nie opanował materiału, więc należy mu się zdecydowanie pomoc nauczyciela, a nie nagana z jego strony.

 

Notoryczny brak pracy domowej będzie jednak przez większość nauczycieli traktowany jako niewywiązanie się z obowiązku szkolnego lub powód do odnotowania tego w kategoriach niewłaściwego zachowania.

 

 

 

Cały artykuł „Twoje dziecko dostało jedynkę z pracy domowej? To nie tylko bez sensu, ale też niezgodne z prawem!” – TUTAJ

 

 

 

Źródło:www.mamadu.pl

 

 



Foto: www.fakty.lca.pl

 

Dzisiaj (25 października 2021r.) „Dziennik Łódzki” zamieścił artykuł Magdaleny Jach pt. „Z papierosami i e-papierosami do szkoły – „rozpalone” łódzkie nastolatki. Dlaczego dzieci sięgają po ‚fajki’?”. Oto jego obszerne fragmenty:

 

Nastolatki palące o poranku, na osiedlowym skwerze w pobliżu szkoły, na przystankach tramwajowych czy idące przez park z papierosami w dłoniach przed lub po lekcjach – nie sposób nie zauważyć ich każdego dnia. Te obrazki wróciły wraz z powrotem młodzieży do szkół tej jesieni.

 

Eksperci alarmują: 50% uczniów próbowało palić papierosy, a co czwarta osoba w wieku 15–18 lat robi to codziennie – podaje ministerstwo zdrowia. Palenie zaczyna się już od szkoły podstawowej.[…]

 

Dyrektorzy i nauczyciele łódzkich szkół bardzo dobrze znają temat. Nie ukrywają, że walka z młodocianymi palaczami w tym roku jest chyba jeszcze trudniejsza niż kiedyś.

 

Uczniowie po okresie lockdownu znów są razem, a w grupie chcą zaistnieć – zwracają uwagę wychowawcy. – Chcą się zintegrować, a wspólne „wychodzenie na fajkę”, „na macha” czy „na bucha” temu sprzyja. Poza tym manifestują swoją „dorosłość” – papieros zawsze był jej atrybutem.

 

Łódzcy nauczyciele obserwują, że najbardziej „rozpaloną” grupą są uczniowie klas pierwszych szkół ponadpodstawowych. Sięgają po tradycyjne papierosy, ale także po bardzo modne „elektryki”. Te mniej śmierdzą, łatwiej je schować i uchodzą za „zdrowsze”… […]

 

Lekarze zauważają też, że czas pandemii zdecydowanie pogorszył ogólną kondycję młodzieży. Wiele osób też chorowało na COVID-19, co może mieć nadal wpływ na ich rozwój i stan zdrowia. […]

 

Tak jak co roku temat palenia poruszyłam z rodzicami uczniów klas pierwszych podczas zebrańmówi Elżbieta Nowicka, dyrektor XX Liceum Ogólnokształcącego. – Przyznaję, że walczymy z tym problemem jak Don Kichot z wiatrakami. Z młodzieżą rozmawiają wychowawcy, biolodzy, tłumacząc, jakie skutki może przynieść palenie dla młodego, rozwijającego się organizmu. Ja sama często zwracam uwagę, jak palenie niszczy i zdrowie, i urodę, i głos. Ale to też nie robi wrażenia nawet na dziewczynach. Im bliżej matury tym – wydaje mi się – młodzież dojrzewa i bardziej świadomie już podchodzi do tematu. Wśród starszych uczniów jest mniej palących.

 

W szkołach, które są instytucjami użyteczności publicznej, palenie papierosów jest zabronione. Palarni tam nie ma, nawet dla nauczycieli. Wśród nich palących jest też na szczęście coraz mniej. W pracy są często zobowiązani do „gonienia uczniów – palaczy” – choć np. kontrola toalet czy zakamarków szkolnych bywa dla nich krępująca. W placówkach są też montowane kamery czy czujniki dymu.

 

Co grozi delikwentowi przyłapanemu? Punkty ujemne z zachowania, obniżona ocena? To nie robi na nikim raczej wrażenia. W Zespole Szkół Rzemiosła „za karę” trzeba przygotować prezentację o szkodliwości palenia, a „w nagrodę” potem taka prezentacja jest wyświetlana dla wszystkich na dużym ekranie.

 

Jedyne, co jeszcze działa na niektórych to wezwanie rodziców do szkołymówi Marcin Józefaciuk, dyrektor Zespołu Szkół Rzemiosła. – Informacja o tym, że syn czy córka palili w szkole lub przebywali w towarzystwie osób palących to jest coś, czego dzieciaki wolałyby uniknąć. Niektórzy uczniowie twierdzą też, że muszą palić, bo są uzależnieni. W takiej sytuacji ja zawsze mówię: idź do specjalisty, niech wystawi ci zaświadczenie o uzależnieniu i wtedy będziemy myśleć, jak ci pomóc. Ale pozytywne jest też to, że część młodzieży przeciwstawia się paleniu i preferuje zdrowy tryb życia. […]

 

      Nastolatki często zaczynają palić, bo:

-uważają, że to oznaka ich dorosłości,

-myślą, że z papierosem są bardziej atrakcyjne,

-naśladują przyjaciół, którzy palą,

-buntują się i w ten sposób okazują swoją niechęć wobec otoczenia i dorosłych,

-wierzą, że papierosy uspokajają,

-chcą schudnąć i mają przekonanie, że papieros im w tym pomoże,

-ulegają reklamom, modom, próbują czegoś nowego.

 

 

 

Cały artykuł Z papierosami i e-papierosami do szkoły – „rozpalone” łódzkie nastolatki. Dlaczego dzieci sięgają po „fajki”?” – TUTAJ

 

 

Źródło: www.dzienniklodzki.pl



Rysunek: Danuta Sterna

 

 

W minionym tygodniu na swoim blogu < Oś świata > Danuta Sterna zamieściła bardzo przydatny wszystkim, którzy chcą zmienić polską szkołę tekst, będący omówieniem badań kanadyjskich i australijskich naukowców nad sposobami motywowania uczniów do uczenia się. Zamieszczamy ten tekst bez skrótów:

 

 

Badania nad motywacją do uczenia się

 

Zacznę od anegdoty z września tego roku. Pewna młoda osoba zdała egzamin do liceum plastycznego. Wcześniej uczyła się w domu w edukacji domowej. Pierwsze dni w liceum spowodowały, że dziewczyna odmówiła chodzenia do szkoły, mimo, że bardzo chciała rozwijać się artystycznie. Za dużo sprawdzianów, za dużo krzyku, za dużo wymagań i straszenia. Mama dziewczyny poszła na rozmowę z dyrektorem i zaproponowała, że córka będzie uczyć się samodzielnie w domu, uczęszczać będzie tylko na zajęcia artystyczne i pod koniec semestru zda egzaminy. Dyrektor odpowiedział: „Nie mogę się na to zgodzić, każdy uczeń tak by chciał”. Czyli my nauczyciele jesteśmy świadomi tego co motywuje do nauki, ale nie chcemy/nie możemy się na to zgodzić!

 

Ponieważ niezmotywowany uczeń raczej nie nauczy się wiele, dlatego warto pracować nad motywacją. Niektórzy nauczyciele uważają, że  mogą zmotywować karami i nagrodami, inni cenią tylko chwalenie i docenianie.

 

 

Co mówią badania edukacyjne?

 

Zespół kanadyjskich i australijskich naukowców postanowił przyjrzeć się sposobom motywowania. Znaleźli 144 badań na ten temat, obejmujących prawie 80 000 uczniów, od szkoły podstawowej po uniwersytet.

 

Doszli do dwóch wniosków:

 

1.Po pierwsze, nauczyciele mają znacznie większy niż rodzice wpływ na motywowanie uczniów do nauki, choć rola rodziców ma też znaczenie.

 

2.Drugi wniosek dotyczy tego, jak rozwijać wewnętrzną motywację, która naprawdę pomaga dzieciom i młodym osobom odnosić sukcesy w szkole. Burea wskazuje na zaspokojenie trzech potrzeb psychologicznych uczącego się: kompetencja, przynależność i autonomia. Przy czym, poczucie kompetencji nie oznacza, że ​​uczniowie już wiedzą, jak coś zrobić, ale że mają pewność, że są w stanie się tego nauczyć [Źródło: www. journals.sagepub.com]

 

Joshua L.Howard, Julien i Frederic Guay wyszczególniają dwa rodzaje motywacji wewnętrznej najsilniej związane są z sukcesem w szkole. Dą to: wytrwałość i dobre samopoczucie. Natomiast motywacja kierowana chęcią zdobycia nagrody lub uniknięcia kary była w ich badaniach najmniej korzystna i wiązała się z gorszym samopoczuciem.

 

Motywacja jest rzeczą niezwykle trudną do zmierzenia i zbadania. Wnioski naukowców opierają się na tym, co uczniowie deklarują w ankietach. Naukowcy nie zdołali przeprowadzić eksperymentów z grupami kontrolnymi i stwierdzić, czy niektóre podejścia rzeczywiście powodują wzrost motywacji. Zamiast tego koncentrują się na tym, w jaki sposób pewne zgłaszane uczucia powiązane są  osiągnięciami akademickimi uczniów.

 

 

Co może zatem robić nauczyciel?

 

Nauczyciele mogą słuchać uczniów i pytać ich o uczucia, których doznają oraz przede wszystkim kierować się w stosunku do uczniów empatią.

 

Wyjaśniać zasady i określać wymagania, tak, aby uczniowie wiedzieli po co i dlaczego się uczą.

 

Dawać uczniom wybór i pozwalać im personalizować zadania. Na przykład nauczyciele mogą pozwolić uczniom wymyślić własne tematy do opracowania lub opracować i wykonać własne eksperymenty naukowe.

 

 

Jak jest w szkołach z motywacją?

 

 

Czytaj dalej »



Miniony tydzień przyniósł wiele wydarzeń w obszarze zainteresowań redaktora „Obserwatorium Edukacji” Jednak uznałem, że tylko jedna sprawa stanie się przedmiotem tego felietonu. Pozostałe nie są mniej ważne – zapewne nietrudno uzasadnić, że niektóre z nich są nawet ważniejsze. Jak choćby przebieg najnowszego spotkania nauczycielskich związków zawodowych z kierownictwem MEiN. Jednak nie wydaje mi się, aby potwierdzanie że białe jest białe, a czarne – czarne, mogło kogoś zainteresować.

 

Za to poddanie bliższemu oglądowi sytuacji, w naszym medialnym świecie niezwykle rzadkiej, jaką były: artykuł Lidii Makowskiej z „Gazety Wyborczej TRÓJMIASTO” zatytułowany „W szkołach prewencyjnie stosuje się „cnoty niewieście”, by nie było skarg do kuratorium” i upublicznione niezwłocznie po nim oświadczenia, zaprzeczające opisanym w tej publikacji faktom [Patrz: Czy Lidia Makowska z trójmiejskiego dodatku „GW” nie napisała prawdy?] może okazać się pomocne w przypadku, gdyby Czytelniczki i Czytelnicy tego felietonu byli zainteresowani próbą obiektywnego podejścia do tej niecodziennej sytuacji.

 

Bo że jest ona niecodzienną, to nie mam wątpliwości. Wszak bez przerwy jesteśmy bombardowani informacjami o kłamstwach i „półprawdach”, jakimi karmią swoich odbiorców media kontrolowane przez aktualną władzę (patrz TVP, PR, „Gazeta Polska”, „Sieci”, „DoRzeczy” i inne) Ale także codziennie jesteśmy zapewniani, że tylko WOLNE MEDIA są źródłem prawdziwych informacji. A jedną z bardziej „oczywistych oczywistości” jest twierdzenie, że pierwszym w Polsce wolnym medium, z ponad trzydziestodwuletnią tradycją (od 8 maja 1989) jest „Gazeta Wyborcza”, z jej redaktorem naczelnym Adamem Michnikiem, jako gwarantem tej wolności i niezależności.

 

I nagle taki publiczny zarzut postawiony przez poważny portal na:Temat. Pierwsze co kazało mi zatrzymać się nad tą sytuacją to pytanie: „Kto odważył się zarzucić „Gazecie Wyborczej” publikowanie nieprawdziwych informacji?” Oczywistym działaniem było znalezienie odpowiedzi na pytanie: „Czyj jest ten portal, czy jak wolą go określać wydawcy – platforma wymiany poglądów, opinii i informacji?” Bez trudności znalazłem informacje, że właścicielem całej Grupy na Temat, do której należą, obok portalu <na:Temat> także magazyn <MamaDu> oraz <ASZdziennik> jest Glob360 sp. z o.o, że krajem pochodzenia kapitału tej firmy jest Polska, a właścicielami. . . Tomasz Lis i Tomasz Machała.

 

Bardzo mnie ta informacja zaskoczyła i zastanowiła. Zaskoczyła jako słuchacza piątkowego porannego programu Radia TOK FM, prowadzonego przez Jacka Żakowskiego, w której najczęściej występuje „trzódka” komentatorów: Tomasz Lis, Tomasz Wołek i Wiesław Władyka. A przecież nie jest dla nikogo tajemnicą, że Radio TOK FM ma swoją siedzibę w biurowcu „Agory” przy ul. Czerskiej w Warszawie, a od 2005 roku jego właścicielami są Agora SA (66% udziałów) i Polityka – Spółdzielnia Pracy (34% udziałów). Gdyby ktoś zapomniał – przypominam – właścicielem „Gazety Wyborczej” jest „Agora S A”. [Źródło: www.wspieramrozwoj.pl]

 

Jak należy interpretować sytuację, w której publikacji, za którą odpowiada redakcja wydawanej przez „Agorę” „Gazety Wyborczej”, zarzuca podawanie nieprawdziwych informacji portal, którego właścicielem jest Tomasz Lis – stały komentator audycji, nadawanej przez radio, będące własnością „Agory”? Na pierwszy rzut oka wygląda to na małą „wojenkę” w rodzinie wolnych mediów. Ale może jest to jeszcze inna sytuacja?

 

Postanowiłem przyjrzeć się bliżej obu tym tekstom. Na początek sprawdziłem na czym oparła swoją tytułową tezę że „w szkołach prewencyjnie stosuje się „cnoty niewieście”, by nie było skarg do kuratorium” autorka tego artykułu – Lidia Makowska? Po dokładnym przeczytaniu tego tekstu nie mam wątpliwości: jej źródłem informacji była słynna „agencja JPP” (Jedna Pani Powiedziała”:

 

Niestety, tresowanie dziewczynek jest częstą praktyką w szkołach publicznych w Trójmieście. Od kilku lat coraz więcej rodziców tych uczennic albo one same kontaktują się z nami w Trójmiejskiej Akcji Kobiecej.

 

Bo pani Lidia Makowska nie jest dziennikarką i nie pracuje w redakcji „Gazety Wyborczej” w Trójmieście:

 

 

Lidia Makowska jest prezeską Stowarzyszenia Kultura Miejska w Gdańsku, działa w powstałej w ubiegłym roku Trójmiejskiej Akcji Kobiecej. Co nie znaczy, że nie ma w swoim dorobku wielu innych artykułów, zamieszczanych przez „Gazetę Wyborczą TRÓJMIASTO” – zobacz TUTAJ

 

Zacytuję jeszcze jeden – moim zdaniem charakterystyczny dla narracji aktywistek ruchów społecznych – fragment artykułu pani Makowskiej:

 

Jednak prawnie niewiele możemy zrobić, bo te „zakazy” nauczycielek i dyrekcji najczęściej są przekazywane ustnie, i gdy już znajdzie się odważny rodzic, który interweniuje w szkole, to na ogół nie ma dowodów na piśmie i dyrekcje szkół wypierają się, że taka uwaga nauczycielki do uczennicy padła. – Córka wyolbrzymia, coś nie tak zrozumiała – słyszą rodzice. I to jest okropne, gdy szkoła podważa wiarygodność młodej dziewczyny. Tresuje się ją, że ma być potulna w szkole, bo dorośli jej nie uwierzą, mimo, że w klasie inne uczennice potwierdzają to, co mówi.

 

Gdy się tak złoży wszystkie zawarte w tym artykule zarzuty skierowane wobec nauczycielek i nauczycieli oraz dyrekcji trójmiejskich szkół, to można dojść do wniosku, że placówki te są opanowane przez posłusznych wykonawców polityki ministra Czarnka i stojącej za jego plecami Kai Godek.

 

A jaki obraz sytuacji maluje się po lekturze artykułu Wiolety Wasylów z <na:Temat>? Otóż dowiadujemy się, że SP nr 16 w Gdańsku do której zadzwoniła dziennikarka w tej sprawie odesłała ją do wiceprezydent Gdańska ds. rozwoju społecznego i równego traktowania – pani Moniki Chabior. A ta w zdecydowanej formie zaprzeczyła, jakoby opisana w GW sytuacja miała miejsce.

 

Monika Chabior dodała, że nie otrzymała żadnej skargi od rodziców czy uczniów. Tłumaczyła, że każda szkoła ma własny regulamin, który określa, jak może wyglądać strój uczniów, ale te zapisy „w żaden sposób nie mogą nikogo dyskryminować„.

 

Więcej o stanowisku władz miasta w sprawie opisanej w artykule Lidii Makowskiej można dowiedzieć się z tekstu, zamieszczonego na Portalu Miasta Gdańsk:„Efekt Czarnka” w szkole podstawowej? Oświadczenie Moniki Chabior, zastępczyni prezydenta Gdańska”. Z tego tekstu warty zacytowania jest jego ostatni akapit:

 

Autorka nie wspomina, by kontaktowała się z dyrekcją SP nr 16. Nie podaje też od kogo uczennica miała usłyszeć, że nie nosi się tęczowych toreb. Z tekstu nie wynika ponadto, kto w czasie apelu miał pouczać uczennice na temat dopuszczalnego stroju. Anonimowo wypowiada się jedynie matka 12-latki. […]”

 

Pora na konkluzję moich refleksji o prawdziwości informacji przekazywanych przez „Wolne Media”. Rozpoznając opisana sytuację odniosłem wrażenie, że czasami, mam nadzieją że w dobrej wierze, niektórzy autorzy dają się ponieść swoim „ideowo” formułowanym wyobrażeniom o opisywanej sytuacji i nie troszczą się o jej rzetelną, dziennikarską weryfikację.

 

I tylko szkoda, że redaktorzy odpowiedzialni za dopuszczanie do publikacji tekstów w „wolnych mediach” nie dokładają starań, aby nie wychodziły takie „buble”…

 

Co nie wyklucza, że nawet plotce może tkwić ziarno prawdy….

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Jutro, czyli w niedzielę 24 października 2021 roku, od godziny 20:00 Anna i Robert Sowińscy zapraszają na spotkanie z profesorem Romanem Leppertem. Najlepiej dołączyć do stałych oglądaczy na „Plan Daltoński” już na pół godziny przed wyznaczoną godziną startu.