Foto: www.facebook.com/ministerstwo.edukacji.nauki

 

Trwa posiedzenie Zespołu ds. Statusu Zawodowego Pracowników Oświaty – 23 sierpnia 2022 r.

 

 

Oto fragmenty informacji o odbytym wczoraj posiedzeniu Zespołu ds. Statusu Zawodowego Pracowników Oświaty, zamieszczonej na portalu OKO.press:

 

[…] We wtorek, 23 sierpnia do rozmów zasiedli związkowcy, a także pracownicy ministerstwa. Najważniejszym tematem spotkania były wynagrodzenia. Przypomnijmy, że nauczyciele domagają się 20 proc. wzrostu płac i to jeszcze jesienią 2022 roku. Za to minister Czarnek powtarza, że dalsze podwyżki nie będą możliwe bez kompromisów ze strony związkowców. Chodzi o radykalne zmiany w Karcie Nauczyciela, tj. podniesienie pensum (czyli godzin tablicowych, składających się na nauczycielski etat).

 

Od miesięcy prawdziwym sensem debaty o pensjach w edukacji jest pauperyzacja zawodu nauczyciela, która prowadzi do wyjątkowo złej sytuacji kadrowej. Na tydzień przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego w kuratoryjnych bankach ofert pracy widnieje ponad 20 tys. wakatów. Rośnie za to liczba świadectw nauczycieli, którzy z wypalenia, a także coraz trudniejszej sytuacji finansowej, odchodzą z zawodu. […]

 

Podwyżka? Za mała i znów abstrakcyjna

 

Przed spotkaniem mówiło się, że minister wyciągnie propozycję z ubiegłego roku: 36 proc. wzrostu wynagrodzenia w zamian za więcej godzin przy tablicy i krótsze wakacje. Przemysław Czarnek przyniósł na spotkanie – i to osobiście – inne rozwiązanie. Resort edukacji obiecuje, że wynagrodzenia wszystkich nauczycieli, niezależnie od stopnia awansu zawodowego, wzrosną od stycznia 2023 roku o 9 proc. I to bez korekty w pensum, czy długości urlopu. Minister Czarnek poszedł więc na kompromis sam ze sobą.

 

Propozycja jest jednak zawiła, bo rząd znów przedstawia podwyżkę jako wzrost kwoty bazowej, czyli abstrakcyjnego, choć ważnego dla obliczania subwencji, bytu. Kwota bazowa odnosi się do uśrednionych zarobków nauczycieli w Polsce: jest to wynagrodzenie zasadnicze (goła pensja) wraz ze wszystkimi możliwymi dodatkami (m.in. stażowy, funkcyjny, za wychowawstwo, za pracę w trudnych warunkach, za pracę w nocy, za godziny ponadwymiarowe, a także nagrody). Prawdopodobnie nie ma w Polsce nauczyciela, który pokazałby pasek z liczbami, które uparcie prezentuje ministerstwo, bo nikt nie zgarnia całej puli świadczeń z Karty Nauczyciela. […]

 

Podczas spotkania, ministrowie Piontkowski i Czarnek na slajdach pokazywali, że po podwyżkach wynagrodzenie nauczyciela początkującego wyniesie ponad 4,5 tys. zł brutto, a dyplomowanego – ponad 7 tys. zł brutto.

Szczególnie uśmialiby się najmłodsi nauczyciele, którzy – gdyby nie wrześniowa podwyżka, połączona ze zmianami w awansie zawodowym – zarabialiby od stycznia o 310 zł mniej niż nowa pensja minimalna” — komentuje prezes ZNP Sławomir Broniarz.

 

To epatowanie magią wielkich liczb. Nas interesuje faktyczny wzrost wynagrodzenia zasadniczego. I co ministerstwo proponuje? Znów podwyżkę na poziomie 300-350 zł i to w sytuacji, gdy inflacja w roku 2022 przekraczała 15 proc. Może bylibyśmy w stanie zgodzić się na wyjściowe 9 proc. od stycznia, gdyby ministerstwo powiedziało, że w październiku usiądziemy do wspólnych prac nad budżetem. I te 9 proc. zostanie skorygowane o dane makroekonomiczne dotyczące wartości złotego, cen paliw, prognoz inflacji, wzrostu cen energii. Ale nie, to było kolejne spotkanie, gdzie ministrowie proponowali, ale nie słuchali” — dodaje Broniarz. […]

 

Czytaj dalej »



Pierwszy – już przedwczoraj (22 sierpnia 2022r.) – na swoim Fb zamieścił ten post, zaczerpnięty z fanpage „Zakręcony Belfer”, prof. Roman Leppert. Jednak my, już od minionej niedzieli, postanowiliśmy upowszechnić na naszym informatorze oświatowym przemyślenia koleżanki Asi Krzemińskiej – wtedy o tym dla kogo i z jaką intencją planuje pisanie „Zakręconego Belfra” w kolejnym roku szkolnym.

 

I dopiero w drugiej kolejności zamieścimy ten, w którym i ona podjęła temat o tym kto odchodzi z pracy nauczycielskiej w szkołach:

 

 

 21 sierpnia 2022 roku

 

Nie jestem tu po to, by narzekać i załamywać ręce. System jaki jest każdy widzi. Tkwimy w nim lub odchodzimy z sobie znanych powodów i nikomu nic do tego. Nie założymy czyichś butów, nie ma zatem sensu mówić innym jak mają żyć. Niech każdy podejmuje własne decyzje i mierzy się z konsekwencjami.

 

Nie jest również moim celem mówienie innym: co wy wiecie o dobrej edukacji. Każdy buduje własny warsztat. Najlepszy, bo odpowiadający na potrzeby i prowadzącego, i młodzieży. Warto pamiętać, że jesteśmy jak naczynia połączone. Dbając o siebie, dbamy o innych. Nie szukajmy zatem na siłę rozwiązań, które nas nie przekonują. Nikomu nie wyjdzie to na dobre. Pokazuję Wam to, co sprawdza się na moich zajęciach. Co nie oznacza wcale, że to najlepsze możliwe patenty.

 

Nie mam też zamiaru udowadniać komukolwiek, że mógłby robić więcej i lepiej. Tak samo jak Wy mam lepsze i gorsze chwile. Lubię swoją pracę, ale czasami mam ochotę rzucić to wszystko i jechać w Bieszczady. Bywa tak, że przygotowuję dużo materiałów i często się tu pojawiam, ale bywa też tak, że nie mam na nic siły i ochoty. Wtedy milczę.

 

Po co zatem się tu pojawiam? By tworzyć bezpieczną przestrzeń, w której # bezPresji można wymieniać się inspiracjami. By pokazać, że wciąż z radością można przekraczać próg szkoły. Wbrew absurdom, społecznym ocenom i ogólnemu hejtowi. Wreszcie, by dać Wam znać, że jesteście wystarczający i macie prawo (a nawet obowiązek) żyć po swojemu i nikomu nic do tego. To Wasze życie i tylko Wy wiecie, jak je najlepiej przeżyć.

Możecie uznać, że ten kierunek nie jest dla Was. Że wolicie dawnego Zakręconego Belfra, który tryskał energią i miał sto pomysłów na minutę. Macie do tego oczywiście prawo. Tak jak ja mam prawo do zmiany.

 

Czekam nas powrót do pracy. Sami zdecydujmy, w jakim nastroju przebiegnie. Zmieniajcie to, co możecie zmienić. Zostawcie to, na co wpływu nie macie. Szkoda energii. W myśl zasady: co ma się stać, musi się stać. Bez względu na nasze preferencje, chcenia i lubienia.

 

Dbajcie o siebie. Tak po prostu.

 

 

Źródło: www.facebook.com/zakrecony.belfer/

 

 

23 sierpnia 2022 roku

 

A oni zostają.

Bez sławy i blasku fleszy.

Bez aplauzu.

Szare trybiki codzienności.

Zostają często

Nie pomimo,

Nie na przekór.

Zostają ponieważ…

W przytomności wyboru,

Zanurzeni w szeptach niezadowolenia.

Nie gorsi, marginalni.

Niemedialni.

Na własny rachunek.

Zamiast mówić innym,

Jak mają żyć.

Żyjmy pełnią własnego życia.

 

Długo zastanawiałam się, czy zająć stanowisko w tej sprawie. Nie czuję się żadną z jej stron, pomyślałam jednak, że nie odbiera mi to prawa głosu.

 

Od jakiegoś czasu przetacza się wokół dyskusja, dotycząca „najlepszych nauczycieli, którzy są wypluwani przez system”. Ludzie odchodzą, to prawda. Jest źle, to też prawda. Budzi jednak moją wątpliwość samo sformułowanie: najlepsi. Dla jasności: nie mnie oceniać, kto jest w swoim fachu świetny, a kto mniej. Interesuje mnie tylko antagonizowanie środowiska.

 

Z takiej narracji wynika jasno, że w szkołach zostaje kto? Nic nie warci dyletanci, którzy z braku innego pomysłu i możliwości wciąż zasilają nauczycielskie szeregi. A na takie postawienie sprawy nie ma mojej zgody. I nie dlatego, że utożsamiam się z grupą siłaczek i siłaczy, tych miernot belferskich, które nie mają odwagi się przeciwstawić. Jak wiecie pracuję w szkole niepublicznej, więc należę jednak do tych poza systemem. Znam jednak mnóstwo osób, które robią zwyczajnie dobrą robotę w placówkach publicznych. Nie odchodzą. Tkwią w absurdach. Z różnych powodów, o których chcą lub nie chcą rozmawiać.

 

Podnosimy argumenty dotyczące szacunku. Złości nas jego powszechny brak. Tymczasem sami sobie czynimy to samo. Oceniamy, dzielimy na lepszych i gorszych, narzucamy jedyną, słuszną wizję. Czy na pewno tędy wiedzie droga do lepszej edukacji?

 

Bez względu na to, jakie będą Wasze ścieżki, trzymam kciuki. Wierzę, że podjęte przez Was decyzje są najlepsze dla Was. A inni? Niech robią to, co jest ich zdaniem słuszne. Każdy nowy dzień zaczynajcie z przekonaniem, że warto być po prostu sobą.

 

 

Źródło: www.facebook.com/zakrecony.belfer/

 



Foto: : www.facebook.com

 

 

Dzisiaj (23 sierpnia 2022r.) zakończył się w Toruniu dwudniowy IV Kongres Liderów Edukacji. Jak dotąd brak jest obszerniejszej informacji o jego przebiegu.  Jedynie portal Miasta Toruń zamieścił dziś krótka informację, ilustrowaną zdjęciami

 

[…] Spotkanie jest okazją do wymiany doświadczeń zawodowych i refleksji na temat polskiego systemu edukacji. W programie znajdują się prelekcje Anny Jurewicz, Jacka Walkiewicza, prof. Marka Kaczmarzyka, Romana Lepperta, a także warsztaty „Lider w zmianie czy zmiana w liderze”. W części wystawienniczej będzie można spotkać m.in. stoisko Edukatoruim i  Budzącą się szkołę, czy Annę i Roberta Sowińskich oraz Plan Daltoński.

 

Kongres jest cyklicznym, prestiżowym wydarzeniem, promującym nowoczesne metody nauczania, tworzenie szkół przyjaznych uczniowi oraz efektywną współpracę pedagogów z uczniami i ich rodzicami.

 

[Źródło: www.torun.pl/pl/iv-kongres-liderow-edukacji-0]

 

 

 

Korzystając z różnych źródeł udało się nam odtworzyć (niedostępny w „sieci”) program oficjalnych wystąpień na Kongresie:

 

 

Poniedziałek, 22 sierpnia 2022 r.

 

Anna Jurewicz – Wystąpienie programowe

 

prof. Roman Leppert – Dlaczego system wypluwa najlepszych

 

 

 Wtorek, 23 sierpnia 2022 r.

 

 Darek  Martynowicz – Progresowni (Czas na progres)

 

prof. Marek Kaczmarzyk – Jak neurony wspierają zmianę

 

Jacek Walkiewicz –PEŁNA MOC w czasie zmian

 

 

 

 

 W chwili zamieszczania tej informacji dostępny jest tylko jeden plik filmowy z wystąpieniem pani Anny Jurewicz – Centrum Doskonalenia Nauczycieli „RAZEM LEPIEJ”  –  TUTAJ

 

 



 

Z myślą o osobach, które w przeszłym tygodniu po raz pierwszy przekroczą próg szkoły w nowej dla nich roli nauczycielki/nauczyciela, zamieszczamy bardzo przydatny poradnik, zaczerpnięty z portalu „Nauczycielka z pasją”, prowadzonego przez Ewę Borowską. Choć nie jest to tekst nowy –  zamieszczony został tam przed rokiem, to dzisiejsi „nowi” na pewno o nim nie wiedzą. Zachęcamy, aby czytający nasze OE, którzy wiedzą o nowych koleżankach/kolegach w ich szkołach przekazali im przy najbliższej okazji (posiedzenie rady pedagogicznej) te informacje.

 

W pierwszej części udostępniamy kilka fragmentów z podstawowej części tego materiału:

 

 

Pierwszy dzień szkoły – wskazówki dla początkującego nauczyciela

 

Być może drugiego września po raz pierwszy w życiu wejdziesz na lekcję do swojej klasy, zobaczysz czekających uczniów i… co dalej? Jak zacząć z nimi rozmowę? Co im powiedzieć? Co z nimi robić? Jak rozpocząć nawiązywanie relacji? Skąd możesz wiedzieć, skoro to także Twój pierwszy dzień?

 

Dzisiaj zapraszam Cię do zapoznania się z mini-przewodnikiem zawierającym przykładowe wskazówki do wykorzystania podczas pierwszego dnia zajęć.

 

Od czego zacząć?

 

1. Poznaj swoich uczniów (i Ty również pozwól im się poznać) […]

2.Porozmawiajcie na temat szkoły […]

3.Zorganizuje zabawy integrujące grupę […]

4.Opracujcie klasowe zasady […]

5.Pozwól uczniom na przej ecie inicjatywy […]

6.Zorganizuj spacer po szkole […]

7.Pamiętaj, ze to wasz pierwszy dzień […]

 

Mam nadzieję, że dzięki temu mini-przewodnikowi będzie Ci łatwiej (i spokojniej) przejść przez swój pierwszy dzień pracy.  I pamiętaj: każdy z nas kiedyś zaczynał.

 

Powodzenia!

 

 

Cały tekst „Pierwszy dzień szkoły – wskazówki dla początkującego nauczyciela”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.nauczycielkazpasja.pl

 

 

x           x           x

 

 

W powyżej cytowanym tekście autorka zamieściła jeszcze taką wskazówkę:

 

„A jeżeli potrzebujesz dodatkowego wsparcia w spokojnym wystartowaniu w zawodzie, zajrzyj do mojego „Przewodnika początkującego nauczyciela”

 

 

Oto kilka fragmentów z tekstu promującego ten poradnik:

 

Czytaj dalej »



 

„Dziennik Gazeta Prawna” zamieścił dzisiaj (22 sierpnia 2022r.) tekst, którego fragmenty (i link do pełnej wersji)udostępniamy poniżej:

 

 

Suche fakty o nauczycielach: Ilu ich jest, ile jest wakatów i godzin nadliczbowych

W Polsce jest 700 000 nauczycieli oraz 13 329 ofert pracy w szkołach. To jedynie 1,5–2 proc. wakatów, co w czasie wakacji jest naturalne ze względu na ruchy kadrowe – mówił kilka dni temu na konferencji minister edukacji i nauki. Według Przemysława Czarnka jesteśmy w ostatnim czasie świadkami fałszowania rzeczywistości na dużą skalę, jeśli chodzi o wakaty. Zapowiedział, że kłamliwym informacjom o zapaści kadrowej przeciwstawi suche, sprawdzone fakty.

 

W ocenie ministra media wysuwają zbyt daleko idące wnioski, kierując się tylko opiniami części dyrektorów, którzy alarmują, że nie mogą znaleźć chętnych do pracy. – Znam dyrektorów, którzy również mi doradzają i mówią, że nie ma problemu kadrowego – przekonywał. I dodawał, że liczba nauczycieli w oświacie w związku ze zmianami strukturalnymi (wygaszeniem gimnazjów) w ostatnich latach nawet wzrosła.

 

 […] Miesiąc temu poprosiłyśmy resort edukacji o informacje, ilu nauczycieli jest zatrudnionych we wszystkich typach placówek oświatowych w kraju – publicznych i niepublicznych. Z odpowiedzi wynikało, że w roku szkolnym 2021/2022 było ich ok. 689 000. Czyli o ok. 6000 mniej niż w poprzednim roku szkolnym. Mamy więc – w stosunku do liczby podanej na konferencji ministra – ok. 11 tys. mniej nauczycieli, a trend również jest odwrotny – nauczycieli ubywa, a nie przybywa.[…] W dalszej korespondencji, przy okazji pytania, ilu nauczycieli uczy więcej niż jednego przedmiotu, resort przesłał nam inne dane: według stanu na wrzesień 2021 r. wszystkich nauczycieli tablicowych (prowadzących zajęcia bezpośrednio z uczniami, co MEiN podkreśla) we wszystkich typach szkół i placówek oświatowych było 602 000. Potwierdza się też trend spadkowy – 5000 mniej niż rok wcześniej.

 

 […] Minister, pokazując suche, sprawdzone fakty, porównał także liczbę wakatów znajdujących się w bazie kuratoryjnej z jednego dnia sierpnia na przestrzeni ostatnich lat. I tak w 2019 r. było ich ok. 12 300, w 2020 r. – 10 700, w 2021 r. – 13 tys. Oraz w tym roku – wspomniane 13 329. Jak słyszeliśmy, ruchy kadrowe w wakacje to normalna sytuacja i im bliżej pierwszego dzwonka, tym wakatów ubywa. Dlatego sprawdziliśmy, ile ich jest obecnie – ponad 10 dni po tym, jak sprawdzał to minister. Najnowsze dane to: ponad 20 000. […]

 

 

 

Cały tekst „Suche fakty o nauczycielach: Ilu ich jest, ile jest wakatów i godzin nadliczbowych”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.serwisy.gazetaprawna.pl

 

 

 

 



Wczoraj (21 sierpnia 2022 r.) dr Marzena Żylińska zamieściła na swoim fejsbukowym profilu tekst, który zasługuje na jego upowszechnienie:

 

 

 

Dzieciństwo to nie wyścigi!!!

 

Przedszkole bez rywalizacji!

 

Współpraca zamiast rywalizacji

 

 

Do naszej akcji zapraszamy tym razem również przedszkola. To tu zaczynają się wyścigi, do których dorośli zapisują nieświadome niebezpieczeństwa dzieci, to tu często zaczyna się szaleństwo, kto pierwszy, kto lepszy, a kto przegrany i na samym końcu.

 

Po co nam wiedzieć, czy Karol jest lepszy od Marysi? Lepszy w czym?

 

To tu rodzice zaczynają robić prace za swoje dzieci. Oczywiście wszystko dla ich dobra, ale to nie zmienia faktu, że ta rywalizacja jest zła, że krzywdzi dzieci i zabiera im dzieciństwo.

 

Więc zmianę zacznijmy od przedszkoli!!!

 

Jeśli chcecie, możecie wydrukować nasze plakaty, możecie przejąć hasła i powiesić je na przedszkolnych ścianach.

 

Rozmawiajcie o tym z rodzicami, mówcie o tym, jak czują się dzieci, które w konkursie przegrały i jak to wpływa na ich rozwój. Rozmawiajcie o tym, dlaczego przynoszenie przez dzieci do przedszkola prac zrobionych przez rodziców jest złe.

 

Współpraca zamiast rywalizacji

 

Przedszkole bez rywalizacji

 

Dbamy o to, żeby naszym przedszkolu żadne dziecko nie czuło się przegrane.

Wiemy, że każde dziecko rozwija się w swoim własnym tempie. Dbamy o to, żeby każde mogło rozwinąć się na miarę swoich możliwości.

 

Osobom zainteresowanym polecam mój wpis z soboty 20 sierpnia. Tam napisałam więcej.

 

 

Niedługo nagram jeszcze informację o kampanii: Współpraca bez rywalizacji w kontekście przedszkoli.

 

Serdecznie zapraszamy do wspólnej kampanii.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska/

 

 

 



Nie – nie będę pisał o ministrze Czarnku. Nie będę także pisał o podręczniku do HiT-u i komentował zawartego tam „kitu”. Także o nowych regulacjach w prawie oświatowym, wchodzących w życie od 1 września, ani o tym czy będą czy nie będę nauczyciele strajkowali.

 

To co będzie tematem tego felietonu, zamieszczonego w przedostatnią niedzielę wakacji?

 

O tym, że mi smutno, że nie będę razem z innymi – w tym z prof. Leppertem i małżonkami Sowińskimi – w Toruniu na IV Kongresie Liderów Edukacji „Szkoła przemian”. Oni już wczoraj umówili się na dzisiejszy wieczór na spotkanie nad Wisłą, w pobliżu toruńskich bulwarów.

 

 

Nie będę tam z nimi, bo…  bo nie miałem „wolnych” 980 zł, bo – jak wiedzą wszyscy, którzy czytali zamieszczony wczoraj „Aneks” – nie mam samochodu (i prawa jazdy), którym mógłbym szybko o dowolnej porze tam dojechać, bo… bo stan mojego kręgosłupa (odcinek L-S) uniemożliwia mi dłuższe przebywanie w pozycji siedzącej –  a i z chodzeniem też mam problem – rwa kulszowa, choć już trochę zelżała, ale trzyma mnie już trzeci tydzień.

 

Skoro jest jak jest – jestem zmuszony już teraz i tutaj, nim jeszcze poznam treść referatu, który wygłosi tam prof. Roman Leppert nt. „Dlaczego system wypluwa najlepszych”, napisać co o tym myślę. I przypomnę, że przede mną zrobił to już w środę 17 sierpnia kolega Jarosław Pytlak na swoim blogu „Wokół Szkoły”.

 

Podzielam zaprezentowane tam jego stanowisko, że „Przyjęcie milcząco, że pozostają w zawodzie tylko słabi, jest absolutnie krzywdzące dla tych, którzy trwają w placówkach oświatowych, bo nie widzą dla siebie miejsca gdzie indziej lub po prostu nie potrafią go dostrzec. To nie jest dowód słabości w zawodzie nauczyciela.

 

Jednak muszą dołożyć jeszcze coś od siebie. A piszę to jako ten, który po 12 latach kierowania (myślę, że z powodzeniem) dużym zespołem szkół zawodowych, po dwu latach od wygranego konkursu na trzecią pięcioletnia kadencje, na własne życzenie przeszedł (choć z żadnego powodu nie musiałem) na emeryturę. Wyjaśniałem tę decyzje na stronie OE już kilkakrotnie, ale teraz powtórzę jeszcze raz: bo miałem dość bycia „sługą dwóch panów” z dwu przeciwnych obozów politycznych (na zmianę – albo kuratorium było lewicowe, a miasto centroprawicowe, lub odwrotnie), bo nie czułem ani od jednych ani od drugich wsparcia dla szkolnictwa zawodowego. Ale…

 

Ale pewnie nie podjąłbym tej decyzji, gdybym nie miał alternatywy. Również  o tym pisałem już wielokrotnie – gdybym nie miał możliwości powrotu do mojej ulubionej roli wykładowcy w szkołach wyższych.

 

Oceniając dzisiaj moją decyzję sprzed 17-u lat mogę powiedzieć, że – w pewnym sensie – spełniam kryteria zakwalifikowania jej do kategorii „wyplutych przez system”. Jednak czy byłem w kategorii „najlepszych”? Ja bym tak siebie nie określił….

 

Jednak decydującym o odejściu ze szkoły było to, że miałem alternatywę, pod każdym względem lepszą, niż trwanie na dotychczasowym stanowisku. I z podobnych powodów odchodzili – z własnej woli – wymienieni przez dyrektora Pytlaka Nauczyciele Roku:

 

Przemek Staroń  – psycholog i kulturoznawca, zdobywca tytułu Nauczyciela Roku 2018., były już nauczyciel etyki i wiedzy o kulturze w II LO im. Bolesława Chrobrego w Sopocie – bo miał inne miejsca pracy i spełniania się: jako wykładowca na  Uniwersyteciecie SWPS – w Zakładzuie Psychologii Wspomagania Rozwoju i  w Szkole w Chmurze –  niepublicznej placówce edukacja domowa – od  szkoły podstawowej  do  liceum.

 

Dariusz Martynowicz – Nauczyciel Roku 2021, nauczyciel języka polskiego w Małopolskiej Szkole Gościnności im. Tytusa Chałubińskiego w Myślenicach, , zrezygnował z pracy w tej szkole, bo mógł zostać dyrektorem  Centrum Edukacji i Rozwoju PROGRESOWNIA w Warszawie –  niepublicznej placówka doskonalenia nauczycieli.

 

Jestem przekonany, że z podobnych pobudek Ewa Radanowicz – b. dyrektorka Szkoły Podstawowej w Radowie Małym, od lat znana jako liderka swojego zespołu nauczycielskiego,  pracującego  w tej wiejskiej szkółce nowatorskimi metodami  – od 2021 roku już tam nie pracuje. Została dyrektorką Wydziału Edukacji, Kultury i Sportu UGiM w Goleniowie. Myślę, że gdyby nie mała wcześniej tej propozycji – nie zrezygnowałaby z pracy w Radowi Małym.

 

Przywołałem siebie oraz powyższe przykłady jako uzasadnienie mojego poglądu, że polski system oświatowy nie „wypluwa” najlepszych, ale przede wszystkim tych, którzy – albo  zostali nauczycielami z przypadku, z konieczności i po kilku latach pracy nie odnaleźli się w tym zawodzie, albo – po prostu – były to osoby z długim stażem i uprawnieniami do przejścia na emeryturę, którzy czuli się wypaleni. I – oczywiście – odchodzą z własnej woli, lecz nie są „wypluwani” ci, którzy mając inne możliwości samorealizacji i lepszego zarobku.

 

Natomiast w moim przekonaniu polska oświata ma inny, o wiele groźniejszy problem. Odpływ nauczycieli – z podanych powyżej powodów – był zawsze. Ale nigdy nie było takiej sytuacji, aby prawie nie było dopływu „świeżej krwi”. Bo teraz dla absolwentów szkół wyższych praca w szkole stała się najmniej atrakcyjną możliwością zatrudnienia się..

 

Ale  to już temat na oddzielne opowiadanie….

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



A N E K S

do jedenastu części/rozdziałów wspomnień z historii mojego życia

pod wspólnym tytułem

WSPOMNIENIA  WCZEŚNIAKA Z MOCARNEJ,

KTÓREGO PASJĄ I ZAWODEM STAŁO WYCHOWAWSTWO

 

Jak widzicie – dopiero teraz zdecydowałem się na tytuł całości tego, prezentowanego na stronie „Obserwatorium Edukacji” w  32 częściach, tekstu wspomnieniowego.

 

Pierwsza część tych wspomnień, zatytułowana „Esej wspomnieniowy: od narodzin „wcześniaka” do ucznia SRB”, została zamieszczona na stronie „Obserwatorium Edukacji” 7 stycznia 2021 roku. Jak widzicie – na początku nie stosowałem jeszcze podziału tego tekstu na rozdziały. Kolejne jego części zamieszczałem w bardzo różnych odstępach czasowych. Początkowo były to odstępy kilkudniowe – np. kolejny Esej wspomnieniowy: od kandydata na murarza do marynarza. Cz. I, Od ukończenia podstawówki do maturyzamieściłem już 16 stycznie, a jego kontynuację – „Esej wspomnieniowy: Od kandydata na murarza do marynarza – wątek harcerski” – 30 stycznia. Ale później bywało bardzo różnie…

 

Dzisiaj zamieszczam ostatni, 33 odcinek tych wspomnień. Jego zadaniem jest przekazanie czytającym kilku dodatkowych informacji, na które zabrakło dotychczas miejsca, a które jestem winien, aby nie być posądzonym o napisanie panegiryku.

 

Zacznę te uzupełniające informacje od przywołania fragmentu z pierwszej części wspomnień:

 

Historia mojego życia zaczęła się od dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się 11 kwietnia 1944 roku, we wtorek, dzień po Świętach Wielkanocnych, w niewielkiej izbie (15 m² ) na poddaszu rodzinnego domu dziadków Kuzitowiczów przy ulicy, która do 1939 roku nazywała się ul. Źeromskiego, a w tym czasie – w czasie okupacji Polski przez III Rzeszę – nazwana została Messingweg (mosiężna dróżka), zaś po wyzwoleniu – i jest tak do dzisiaj – została przemianowana na ul. Mocarną. Tym dramatycznym wydarzeniem był poród bliźniaczy, w którym rodzącej przedwcześnie (w siódmym miesiącu ciąży) mojej mamie, już niemłodej, 38-letniej kobiecie, pomagała okoliczna akuszerka. Dziś takie porody odbywają się w specjalnie do tego przystosowanych, odpowiednio wyposażonych salach szpitalnych, z udziałem lekarzy-ginekologów, mających do dyspozycji inkubatory i inne niezbędne wyposażenie ratujące życie noworodków.

 

Wtedy przyjmująca poród miała do dyspozycji tylko miednicę, gotowaną wodę, ręczniki i prześcieradła. Z dwu rodzących się w tych okolicznościach „wcześniaków” tylko jeden miał szczęście. Tym szczęściarzem byłem ja. Mój braciszek nie przeżył porodu.

 

Przez wiele tygodni, jak mi opowiadała mama, byłem na granicy życia i śmierci. Zamiast w inkubatorze leżałem w wyścielonym watą łóżeczku, byłem okładany butelkami z ciepłą wodą. Na przekór tym wszystkim przeciwnościom – przeżyłem![…]

 

Także późniejsze miesiące i lata były czasem, w którym rodzice „chuchali i dmuchali” na wątłego i chorowitego dzieciaka. Nie ma co owijać w bawełnę – byłem w tych pierwszych latach mojego życia takim maminsynkiem.”

 

                                 Foto ze zbiorów własnych

 

Mały Włodziu w ogrodzie rodzinnego domu przy ulicy – nomen omen – Mocarnej.             

Jeszcze wszystko przed nim –  i to co dobre i to co złe…. 

 

Jest to zapowiedź tego, co towarzyszy mi do dzisiaj w moim – już dość długim (PESEL zaczyna się od cyfr 44) – życiu. A są to:  szczęście – na przekór różnorakim przeciwnościom –  szczęście w wychodzeniu z licznych opresji, oraz liczne – nazwę to – „niepełnosprawności” i braki.

 

Pierwszym takim „problemem”, który bardzo wpłynął ma moje funkcjonowanie rówieśnicze  i w ogóle – społeczne, w dzieciństwie a nawet jeszcze w pierwszych latach „nastoletnich”, była przypadłość, określana jako „mimowolne moczenie się nocne”. Tak naprawdę to z ceratką pod prześcieradłem spałem do13. roku życia. To było przyczyną, ze nigdy nie byłem na żadnej kolonii letniej, a pierwszy raz na obóz harcerski rodzice zdecydowali się mnie wypuścić dopiero kiedy miałem 14 lat! A i tam zdarzyła się taka jedna „mokra” noc.

 

Na domiar złego bywały także takie przypadki, kiedy –  już będąc uczniem (pamiętam taki wypadek w pierwszej klasie) – zsikałem się podczas lekcji, zanim zdążyłem poprosić o wyjście do ubikacji. Także i w starszych klasach parę razy zdarzyły się takie incydenty.

 

Nie trudno wyciągnąć z tego wniosek, że nie tylko nie sprzyjało to umocnieniu mojej pozycji w grupie rówieśniczej, ale wręcz przeciwnie. Musiałem bardzo się starać, aby nie stać się pośmiewiskiem, i mimo tych przypadłości, pełnić w tym środowisku nawet role przywódcze: gospodarza klasy, a w OH – ogniwowego…

 

Tak w  ogóle byłem w dzieciństwie, ale i w latach późniejszych, tzw. „chorowitkiem” i „słabeuszem”. Nie miałem szans nie tylko na imponowanie kolegom osiągami w podnoszeniu samodzielnie wykonanych ciężarków (hantle w dzisiejszym wydaniu były nam wtedy – chłopakom z Nowego Złotna – nieznane), ale w ogóle w jakichkolwiek sprawdzianach siłowych – np. „na rękę”.

 

Wątła budowa ciała i brak sprawności ruchowej powodowały, że  unikałem uprawiania sportu. W zasadzie nigdy nie grałem „w nogę” – ani w drużynach „podwórkowych”, ani nawet w ramach lekcji wf – chyba że  „na bramce”– co zdarzało się sporadycznie  – bo już nie było kogo innego. Także w szkołach ponadpodstawowych lekcje  WF jedynie „zaliczałem” – bez jakichkolwiek osiągnięć. Gdy w „Budowwlance” chłopcy grali w „kosza” lub w „siatę” – ja robiłem za kibica i asystenta nauczyciela-sędziego…

 

Dopiero kiedy byłem studentem I roku polonistyki, prowadzący zajęcia wychowania fizycznego trener (odbywały się one na stadionie RTS „Widzew), widząc moją budowę fizyczną,  podjął próbę zaktywizowania mnie sportowo i namówił do trenowania biegów średnich – na 400 metrów. Biegałem, a i owszem… Trener mierzył moje czasy, próbował motywować wykazując że mam coraz lepsze wyniki…  Jednak niewiele to dało, tym bardziej że na tym I roku studiów się skończyło. Poza tym okresem nigdy żadnej dyscypliny sportowej nie uprawiałem.

 

Jedyną moją formą parasporowej formy ruchu, w wydaniu innym niż bieg do tramwaju lub autobusu, to rekreacyjna jazda na rowerze –  począwszy od 13 roku życia. I nadal jeżdżę i nawet się nie przewracam, choć jestem młodszy od prezydenta Joe Bidena jedynie o rok i niespełna 5 miesięcy…

 

Przy okazji tematu sportu – oddzielnym problemem było pływanie. Nigdy nie posiadłem tej umiej mętności. Ale tutaj powód był jeszcze poważniejszy. Miałem, i mam do dzisiaj, paniczny lęk przed wodą! Lęk ten towarzyszy mi przez całe życie – gdy tylko wejdę do stawu, jeziora, rzeki czy morza, a dno opada tak, że mnie w niej stojącemu woda sięga szyi, odczuwam panikę, która objawia się skurczem mięśni, przenikliwym bólem w okolicy żołądka, paniczną potrzebą wyjścia na brzeg. Z tego powodu nigdy nie korzystałem z basenów, nawet w  tak popularnych ośrodkach rekreacyjnych jak łódzka „Fala”. W sanatoriach odmawiałem zabiegu „gimnastyka w basenie”. Wolę także prysznic, niż moczenie się w wannie…

 

Co – jak wiecie – nie przeszkodziło mi w odbyciu służby w Marynarce Wojennej – 2,5 roku na okręcie. Nawet sztormy były mi niestraszne, bo – o dziwo – nie miałem „choroby morskiej”. Ale żeby wskoczyć do morza, co robili moi koledzy, gdy tylko bosman okrętowy i stan morza na to pozwalał – NIGDY!

 

Kolejną przypadłością, mającą bezsprzecznie także organiczne uwarunkowania, było moje bazgranie i nagminne robienie błędów ortograficznych, czyli dysgrafia i dysortografia. W latach pięćdziesiątych ub. wieku te dwa terminy były nieznane, w ówczesnych poradniach nie prowadzono terapii. Mój nauczyciel j. polskiego w podstawówce stosował dwie – jego zdaniem – skuteczne metody: każde słowo, w którym podczas sprawdzania dyktanda lub w ogóle – mojego zeszytu znalazł błąd ortograficzny, kazał mi w specjalnym zeszyciku przepisywać 100, a kiedy to nie pomagało – 200 i więcej razy! Natomiast aby zmusić mnie do czytelnego pisania – nakazał mi pisanie drukowanymi literami.

 

Ta pierwsza metoda okazała się całkowicie nieskuteczna, a dzięki drugiej – do dzisiaj, jeśli mi zależy na tym, aby to co piszę mógł ktoś bez problemu odczytać, to zapisuję to na wpół drukowanymi literkami. Ale z tzw. brudnopisów to czasami nawet sam siebie nie mogę odczytać.

 

Przy tej okazji przypomnę historię – opisaną już w części zatytułowanej Esej wspomnieniowy Cz. II d: Wątek pierwszych doświadczeń edukacyjno-wychowawczych, kiedy jako student I roku polonistyki, z inicjatywy mojej byłej nauczycielki j. polskiego w „Budowlance”, Pani Wiktorii Kupiszowej, która wtedy pracowała już w Technikum Elektrycznym, prowadziłem grupowe zajęcia z uczniami tej szkoły, którym ona, jak mnie przed zaledwie trzema laty, stawiała dwoje z ortografii. Fragment tych wspomnień – TUTAJ

 

Także niezależna od mojej woli okazała się jeszcze jedna moja niedoskonałość, ale to okazało dopiero w zaawansowanej pełnoletniości. Otóż nigdy nie zrobiłem prawa jazdy, co znaczy, że nigdy nie prowadziłem samochodu ani motocykla, czy nawet skutera. Ale wyszło to dopiero po bardzo wielu latach. Stało się tak dlatego, że pierwsze lata dorosłości, w których  dzisiaj znakomitej większości współczesnej młodzieży rodzice fundują takie kursy, ja szansy na to nie miałem – byłem dzieckiem z biednej rodziny robotniczej, której po prostu nie było na to  stać. Tym bardziej, że w tamtych czasach prywatny samochód był dobrem luksusowym, dostępnym nielicznym. Więc w jakim celu mieliby o tym choćby pomyśleć…

 

Dopiero kiedy po wielu latach zaczęła rysować się szansa na zakup jakiegoś, używanego, tańszego samochodu, stanął problem prawa jazdy. Stało się to w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy byłem dyrektorem „Budowlanki”. Jednym z wynajmujących szkolne pomieszczenie na prowadzenia tam zajęć teoretycznych był właściciel niewielkiej Szkoły Jazdy. Za namową naszej kierowniczki gospodarczej, przeprowadziłem z nim rozmowę, zwierzając mu się, że nie mam prawa jazdy i rozważam, czy przy tej okazji nie mógłbym się przygotować do egzaminu w jego szkole. Ale powiedziałem mu także o moich obawach dotyczących prowadzenia samochodu, które tkwiły we mnie od lata 1978 roku, kiedy podczas pobytu w Szwecji u przyjaciela Lucka, jeździłem z nim co rano do pracy – siedząc na siedzeniu obok kierowcy.

 

A było to tak: Pewnego dnia Lucek zagadnął mnie na temat zakupu samochodu, twierdząc, że za zarobione w Szwecji korony będę mógł  w Polsce bez trudu kupić dobry, choć używany samochód. Na moje dictum, że nie mam prawa jazdy miał natychmiastową odpowiedź: „Jaki problem? Zaczniesz się uczyć już tutaj –  w moim Volvo”. I w najbliższą niedzielę, na prawie nieuczęszczanej drodze,  kazał  mi usiąść za kierownicą, sam zasiadł obok – i zaczęła się moja pierwsza (i ostatnia) w życiu lekcja kierowania pojazdem mechanicznym. Jak szybko się zaczęła, tak szybko się skończyła. Gdy udało mi się pojazd uruchomić i samochód zaczął  jechać do przodu, Lucek zaczął mi tłumaczyć jak się zmienia biegi i dodaje gazu. Gdy samochód zaczął przyśpieszać – ja wpadłem w panikę, odmówiłem dalszej nauki i nigdy już na kolejne lekcje się nie zgodziłem.

 

Gdy owemu właścicielowi Szkoły Jazdy o tym opowiedziałem, gdy dodałem że nawet jadąc jako pasażer na przednim siedzeniu, kiedy widzę że nasz jadący szybko samochód zbliża się do jadącego z przeciwka drugiego pojazdu, dostaję skurczu przepony, ogarnia mnie lęk – ten stanowczo i kompetentnie postawił diagnozę: ma pan amaksofobię, (bo tak fachowo nazywany jest chorobliwy strach przed prowadzeniem samochodu) i nie doradzałbym robienia „na siłę” prawa jazdy. Byłby pan zagrożeniem dla siebie i innych kierowców.

 

I tak pozostałem, i do dzisiaj jestem, pasażerem komunikacji publicznej, a w sytuacjach pilnych – klientem firm taksówkarskich….

 

A POZA TYM MAM JESZCZE INNE „DEFICYTY”:

 

Czytaj dalej »



Foto:  www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/

 

Zdjęcie ze spotkania zespołu ds. statusu zawodowego nauczycieli, które  z udziałem ministra Przemysława Czarnka odbyło się w MEiN 21 września 2021 roku

 

 

Na Portalu Samorządowym” zamieszczono  dziś (19 sierpnia 2022 r.) tekst, informujący o zbliżającym się spotkaniu zespołu ds. statusu zawodowego nauczycieli*, którego fragmenty zamieszczamy poniżej, wraz z linkiem do jego pełnej wersji:

 

 

Strony sporu o podwyżki dla nauczycieli okopały się na pozycjach. Jest szansa na porozumienie

 

W programie najbliższego (23 sierpnia) spotkania zespołu ds. statusu zawodowego nauczycieli: organizacja roku szkolnego, wynagrodzenia. Co w szczególności – nie wiadomo. Z zapowiedzi ministra Przemysława Czarnka wynika jednak, że minister podejmie kolejną próbę przekonania związkowców do koncepcji podwyższenia pensum. […]

 

 

Powyższa oferta MEiN uwarunkowana jest  wzrostem pensum nauczycielskiego o 4 godz. tygodniowo

 

 

We wtorek 23 sierpnia odbędzie się zapowiadana na 24 sierpnia kolejna runda rozmów trójstronnego zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty, działającego przy Ministerstwie Edukacji i Nauki. W programie sprawy związane z organizacją roku szkolnego 2022-2023 oraz kwestie dotyczące wynagrodzeń nauczycieli.

Z zapowiedzi ministra Przemysława Czarnka wynika, że dyskusja potoczy się w stronę podwyżek dla nauczycieli – zwłaszcza tych, których nie objęła aktualna, ok. 20-proc. podwyżka płac skierowana do nauczycieli początkujących – oraz sposobu ich wygenerowania.

 

– Dalej nasze propozycje są na stole i będą przedmiotem konsultacji także 24 sierpnia. Jest faktem, że musi być kolejny wzrost wynagrodzeń, który będzie miał miejsce wraz z nową ustawą budżetową – powiedział Przemysław Czarnek 11 sierpnia. […]

 

Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego „Forum – Oświata”, przedstawiciel Forum Związków Zawodowych uważa, że jeśli będą to pomysły sprzed roku, to szkoda czasu na to spotkanie.

 

Na pewno nie będziemy podejmować żadnych decyzji na tym spotkaniu. Nawet wstępnych – zapowiada.

 

Możliwości uzgodnienia czegokolwiek w trakcie spotkania wyklucza także Jerzy Ewertowski, członek prezydium Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność.

 

Nie dostaliśmy jeszcze nowych propozycji, więc co, znowu nas zaskoczą i będą chcieli od nas wymusić decyzje na gorąco? To trochę niepoważne. Nie możemy się zgodzić na kota w worku – stwierdza.

 

Podkreśla jednocześnie, że nawet jeśli propozycja byłaby interesująca, to trzeba ją przemyśleć, przeliczyć i dopiero przedstawić Radzie Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowana, która podejmie decyzję.

 

Związkowcy nie spodziewają się jednak, by MEiN miało przedstawić jakieś przełomowe rozwiązania. Tym bardziej że minister Czarnek wyraźnie powiedział, że propozycja wciąż jest na stole. […]

 Jednak nie przesądzajmy o wynikach spotkania, tym bardziej że do posiedzenia zespołu trójstronnego jeszcze kilka dni zostało.

 

 

 

Cały tekst „Strony sporu o podwyżki dla nauczycieli okopały się na pozycjach. Jest szansa na porozumienie?” 

–  TUTAJ

 

 

 

Źródło:  www.portalsamorzadowy.pl

 

 

 

* Zespół trójstronny ds. statusu zawodowego pracowników oświaty, w którego skład wchodzą przedstawiciele związków zawodowych zrzeszających nauczycieli i pracowników oświaty oraz korporacji samorządowych, a także reprezentanci rządu, nie jest to ciało formalne, działające na podstawie żadnej ustawy. [WK]



Oto fragmenty informacji ze strony „polsatnews.pl”, informujący o rozmowie z ministrem Carnkiem, jaką wczoraj (18 sierpnia 2022 r.) wyemitowano w programie POLSAT NEWS:

 

 

Podręcznik do HiT. Przemysław Czarnek: Fragment o hodowli dzieci mógłby zniknąć

 

Donald Tusk wykorzystał dzieci poczęte metodą in vitro w sposób nikczemny, przedmiotowo i instrumentalnie – ocenił w Polsat News minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, zapytany o kontrowersyjny fragment z podręcznika do HiT. Uznał jednak, że sens tego wyimka został „skrzywiony” i mógłby on zniknąć z tej publikacji dla uczniów, aby „chronić dzieci” urodzone dzięki in vitro. […]

 

W czwartek Przemysław Czarnek zapewnił w Polsat News, że sprawdził ten fragment i w podręczniku do HiT „nie ma słowa” o metodzie in vitro. – Usłyszałem z ust Donalda Tuska, że rzekomo Czarnek wpisał fragment dotyczący in vitro, które mają być niekochane. Skandal niebywały – uznał.

 

Jak dodał minister, z fragmentu wynika, że „są laboratoria na świecie, jak w Chinach, zajmujące się hodowlą ludzi”. – Pisała o tym „Rzeczpospolita”, profesor Roszkowski to wyjaśniał – stwierdził.

 

W rozmowie z Bartoszem Kwiatkiem powiedział też, że sens wyimka z podręcznika do HiT został „skrzywiony do tego stopnia”, że ten fragment „mógłby rzeczywiście zniknąć, aby chronić dzieci poczęte metodą in vitro”. […]

 

 

 

Cały tekst informacji oraz zapis filmowy tego wywiadu  –  TUTAJ

 

Źródło: www.polsatnews.pl