Oto tekst, który zamieszczono dzisiaj (3 stycznia 2023 r.) na „Portalu Samorządowym”. Poniżej publikujemy jedynie  jego fragmenty, odsyłając linkiem do pełnej wersji:

 

Nauczyciele bardziej deficytowi niż programiści

 

Choć w Barometrze Zawodów 2023 liczba profesji deficytowych w skali całego kraju zmniejszyła się do 27 z 30 w minionym roku, to silne niedobory w niektórych specjalizacjach utrudnią działalność firm.[…]

 

Kierowcy ciężarówek i TIR-ów, pielęgniarki i położne oraz psycholodzy i psychoterapeuci – to najbardziej deficytowe grupa zawodowe w Polsce – z niedoborem kandydatów notowanym w największej liczbie powiatów w kraju. Tak wynika z tegorocznego Barometru Zawodów, którego dane „Rzeczpospolita” (opisuje jako pierwsza.). […]

 

Źródło: www.rp.pl

 

 

Praktycznie w całej Polsce (w niemal dziewięciu na dziesięć powiatów) brakuje też pielęgniarek i położnych, przy czym w 84 powiatach deficyt kandydatek do tej ciężkiej i nie najlepiej płatnej pracy jest oceniany jako bardzo duży. […]

 

Brakuje nauczycieli przedmiotów zawodowych, ogólnokształcących i oddziałów integracyjnych

 

Na krajowej liście 27 deficytowych w tym roku zawodów są aż trzy grupy nauczycieli. Obok brakujących od lat nauczycieli przedmiotów zawodowych (ich niedobór dotyka szkół w dwóch trzecich powiatów), w tegorocznym Barometrze Zawodów trafili na nią również nauczyciele przedmiotów ogólnokształcących (deficytowi w 215 powiatach) oraz nauczyciele szkół specjalnych i oddziałów integracyjnych. […]

 

 

 

Cały tekst „Nauczyciele bardziej deficytowi niż programiści”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/

 

 



Dr Żylińska zamieściła w Nowy Rok na swoim fb profilu tekst, w którym dla zobrazowania jak bardzo staroświecką jest praktykowana w szkołach „kultura błędu” posłużyła się metaforą wychodków. Oto ten post:

 

 

                                                                  Zmieńmy myślenie!!!

 

Chociaż wiele generacji naszych przodków korzystało z wychodków, to my wolimy ciepłe, nowoczesne łazienki. W kwestii wychodków, jak w wielu innych, ludzie uznali, że to, co było oczywistą oczywistością, wcale nie jest jedynym rozwiązaniem i poszukali innego. Całe szczęście, nie kierowali się zasadą, że wychodki są czymś oczywistym, że zawsze były, więc nie ma co dyskutować o zastąpieniu ich czymś lepszym.

 

Czy podejście do wychodków możemy przenieść na kulturę błędu, która każe nauczycielom kierować zarówno ich uwagę, jak i uwagę uczniów na błędy i na to, co im nie wychodzi? Psychologowie od dawna powtarzają, że szansa na sukces rośnie, gdy pracujemy na zasobach, a nie na deficytach.

 

Pewnie niejeden czytelnik tego posta pomyśli – A co z błędami? Skąd uczniowie będą wiedzieć, że robią coś źle i że trzeba coś poprawić?”

 

A jak to jest z dziećmi uczącymi się mówić? Czy musimy poprawiać ich błędy, żeby opanowały język ojczysty? Nie. Wystarczy, że dostarczymy im odpowiednio dużo poprawnych przykładów.

 

W szkole nie zawsze jest to możliwe. Spróbuję to krótko wyjaśnić.

 

W kulturze błędu nauczyciel podkreśla uczniowi błędy, wystawia ocenę i tym samym małpa zostaje posadzona na ramieniu ucznia. – To twoja małpa i musisz coś z nią ( ze swoimi trudnościami) zrobić.

 

Odejście od kultury błędu i przejście do kultury wspierania rozwoju, czyli do pracy na zasobach, diametralnie zmienia sytuację. Nauczyciel widząc, z czym uczniowie mają problemy, tak planuje pracę, żeby pracować nad tym, z czym sobie nie radzą.

 

I znów niejeden czytelnik powie, że to trudne rozwiązanie, bo przecież podstawa programowa …

Tak, to trudniejsze, ale i uczciwsze podejście, które pozwala odejść do fikcji, że całe stado można prowadzić tą samą drogą i zmusić do pokonywania drogi w tym samym czasie i tempie. Nie można! Pytanie, czy wolimy zostać przy tej nierealistycznej fikcji, czy poszukać lepszych rozwiązań.

 

Książkę neurobiologa Geralda Hüthera „Kim jesteśmy – a kim moglibyśmy być znajdziecie w księgarni internetowej Edukatorium. To bardzo dobra książka na początek Nowego Roku, to książka o tym, dlaczego pracując w trybie „Robię coś, bo muszę”, nigdy nie osiągniemy takich efektów, jak wtedy, gdy ..

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska/

 



Foto:123FF/PISCEL[www.kobieta.interia.pl]

 

 

30 grudnia 2022 roku na portalu „Krytyka Polityczna” zamieszczono obszerny tekst, będący zapisem rozmowy, jaką Paulina Januszewska przeprowadziła z  Renatą Szredzińską, która w  Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę odpowiada m.in. za obszar rzecznictwa, badań i ewaluacji. Poniżej zamieszczamy jedynie kilka wybranych fragmentów tego wywiadu, sugerując zapoznanie się z jego pełna wersją na – patrz zamieszczony link:

 

 

Czy w Polsce bije się dzieci? Jeszcze jak! Najwyższy czas to zmienić

 

Paulina Januszewska: Mogłoby się wydawać, że w 2022 roku Polacy już wiedzą, że nie można bić dzieci – nawet jeśli w grę wchodziłyby „tylko” klapsy. Tymczasem opublikowany niedawno raport Dzieci się liczą* sugeruje, że ten rodzaj kary fizycznej wciąż nie jest wystarczająco stanowczo piętnowany społecznie ani w ogóle uznawany za przemoc, której ze strony bliskich dorosłych w różnej formie doświadcza aż 41 proc. małoletnich. Z czego wynika tak duże przyzwolenie na przemoc?

 

Renata Szredzińska: To bardzo złożony problem. Nie bez znaczenia pozostaje tu fakt, że Polska w porównaniu np. z krajami skandynawskimi, upominającymi się o prawa dzieci od lat 70., dopiero niedawno, bo w 2010 roku, wprowadziła całkowity zakaz stosowania kar fizycznych wobec małoletnich. Dobrą wiadomością jest jednak to, że – zgodnie z oczekiwaniami – zmiana w prawie częściowo spełniła swoją edukacyjno-opiniotwórczą rolę. Choć mamy jeszcze wiele do zrobienia, nasz raport i jego poprzednie edycje wskazują, że w tym aspekcie zmierzamy jako społeczeństwo w dobrym kierunku. Akceptacja przemocy maleje. Osób przekonanych o tym, że dzieci nie wolno bić w żadnej sytuacji, przybywa.[…]

 

Dlaczego więc biją dzieci?

 

Wśród respondentów przeważają ci, którzy mówią o swojej bezradności. Nie wiedzą, jak zareagować na trudne zachowania dziecka i poradzić sobie z własnymi emocjami w takich momentach. Nie potrafią się zatrzymać i sięgają po przemocowe sposoby, nie zdając sobie sprawy, że w stresowej sytuacji można zachować się inaczej. To nie jest usprawiedliwienie, lecz sygnał dla instytucji publicznych, które chcąc przyspieszyć procesy zmian i zapewnić bezpieczeństwo siedmiu milionom dzieci, muszą zainwestować w edukację społeczną i wsparcie rodziców. […]

 

Wspomniała pani, że raport Dzieci się liczą ukazuje się cyklicznie – co pięć lat. Jakie dane uwzględnia ten aktualny i co nowego w porównaniu do dwóch poprzednich edycji nam pokazuje?

 

Naszą publikację należy traktować jako kompendium zbierające dostępną wiedzę i statystyki. Nie prowadziliśmy dodatkowych badań na potrzeby raportu, pozyskujemy i porównujemy te dane, którymi dysponują instytucje publiczne, jak policja, system ochrony zdrowia itd., z najświeższymi analizami fundacyjnymi oraz naukowymi, opartymi na wiarygodnej metodologii. Zestawiając ze sobą kilka źródeł informacji – danych statystycznych z wynikami badań socjologicznych – możemy otrzymać najpełniejszy, najbliższy rzeczywistości obraz sytuacji dzieci w Polsce.

 

Przykładowo, gdy zajmujemy się przemocą doznawaną od bliskich dorosłych (najczęściej rodziców) i spoglądamy wyłącznie na oficjalne statystyki, np. liczbę zakładanych Niebieskich Kart, możemy łatwo wysunąć wniosek, że jest coraz lepiej, bo takich procedur wszczyna się z roku na rok coraz mniej. Nadal dotyczą one ponad 11 tys. dzieci rocznie, jednak przed kilkoma laty normą było 30 tys., więc postęp państwa w zapewnianiu bezpieczeństwa wydaje się oczywisty.

 

Ale nie jest prawdziwy?

 

Jeśli spojrzymy na inny – na razie wciąż oficjalny – wskaźnik odebrań dzieci w sytuacji bezpośredniego zagrożenia i nagłych interwencji, które może przeprowadzić pracownik socjalny w asyście policji i pracownika medycznego bez nakazu sądu, zobaczymy z kolei, że liczby rosną. W tym roku są one najwyższe od kilku lat, a więc sytuacja wygląda odwrotnie niż w przypadku Niebieskich Kart.[…]

 

Mówi pani o relacjach, w których – jak się domyślam – dziecku należałoby przyznać rolę podmiotu. A jednak wciąż traktujemy je przedmiotowo, jak swoją własność. To się da jakoś odgórnie zmienić?

 

Bardzo żałuję, że poprzedniemu rzecznikowi praw dziecka nie udało się przebić z nowym podejściem do opieki nad dzieckiem. Marek Michalak pod koniec swojej kadencji przygotował propozycję nowego kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, gdzie sformułowanie „władza rodzicielska” miało zostać zastąpione „odpowiedzialnością rodzicielską”. Słowa mają ogromne znaczenie.

 

Jeśli w oficjalnych dokumentach państwowych relacje między rodzicami i dziećmi określamy w sposób jasno wskazujący pewne poddaństwo, a nie zdrową zależność, to niestety w życiu codziennym trudno będzie odejść od przekonania, że rodzic ma absolutną dowolność w wychowywaniu swoich dzieci i nikomu nic do tego. Odpowiedzialność zakłada, że dziecko nie doznaje krzywdy od swoich najbliższych, jest traktowane podmiotowo. Dbanie o dobrostan najmłodszych obywateli jest naszą zbiorową odpowiedzialnością. W tym osób publicznych.[…]

 

W raporcie dość ważną statystyką okazuje się także wysoki wskaźnik przemocy rówieśniczej. Aż 57 proc. badanych dzieci doświadczyło jej od kolegów i koleżanek. To efekt reprodukcji przemocy, której doświadczają w domu, czy czegoś jeszcze?

 

Rzeczywiście, problem jest poważny. Sprawcami przemocy rówieśniczej najczęściej są koleżanki i koledzy ze szkoły, ale także znajomi spoza niej i rodzeństwo. Jedną z przyczyn z pewnością jest fakt, że dziecko, doznając przemocy od dorosłych, przejmuje bojową postawę w życiu i odpowiada na wszystkie trudne sytuacje agresją po to, by samemu nie oberwać. Ale to też konsekwencja zaniedbań w zakresie profilaktyki.

 

Nie potrafimy zapobiegać przemocowemu rozwiązywaniu problemów relacyjnych nie tylko w domu, ale także w szkole, która skupia się na realizacji modelu twardej nauki – przekazywaniu informacji i faktów – ale nie kładzie nacisku na rozwijanie tzw. kompetencji miękkich: skutecznej komunikacji, empatii, nieprzemocowego reagowania na konflikty, zawierania kompromisów, radzenia sobie ze stresem, rozpoznawania emocji, a także stawiania granic. Bez odpowiednich narzędzi trudno wymagać od dziecka, że będzie reagować czymś innym niż agresja na sytuację, gdy ktoś źle je potraktuje.

 

Co jeszcze mogłaby zrobić szkoła?

 

Potrzeba zmian dotyczy także edukacji w obszarze zachowań w sieci, w której panuje jeszcze znacznie większe przyzwolenie na przemoc, bo nikt jej tam nie kontroluje. Dzieci nie zdają sobie sprawy, że jeśli napiszą w internecie coś, co w ich mniemaniu znika po kilkudziesięciu godzinach czy sekundach, mogą wyrządzić komuś krzywdę ważącą na jego całym życiu. Szkoły często w ogóle nie biorą pod uwagę cyfrowej rzeczywistości, która zdominowała nasze życie i relacje. W niektórych placówkach prywatnych czy tzw. szkołach demokratycznych prowadzi się treningi umiejętności społecznych. W efekcie problem przemocy rówieśniczej jest niższy niż w większości pozostałych przedszkoli, podstawówek i liceów.

 

W raporcie rekomendujemy więc położenie nacisku na kompetencje zarówno rodziców, jak i dzieci. To droga do zapewnienia dzieciom bezpieczeństwa i takiej rzeczywistości, w której interwencje z odbieraniem dzieci czy próby samobójcze staną się rzadkością. Nie chcę przez to oczywiście powiedzieć, że systemy interwencyjne i psychiatria nie wymagają poważnych ulepszeń, jednak bez działań zapobiegawczych nie rozwiążemy piętrzących się problemów naszych dzieci. […]

 

 

 

Cały tekst Czy w Polsce bije się dzieci? Jeszcze jak! Najwyższy czas to zmienić” –  TUTAJ

 

 

 

 

Źródło: www.krytykapolityczna.pl

 

 

*Raport „Dzieci się liczą 2022” opisuje problem krzywdzenia dzieci oraz obszary zagrożeń bezpieczeństwa i rozwoju dzieci opierając się na statystykach gromadzonych przez instytucje państwowe oraz na danych badawczych. Tam, gdzie było to możliwe, prezentowane są zestawienia z kolejnych lat, czyli trendy opisywanych zjawisk, oraz dane porównawcze pokazujące sytuację polskich dzieci na tle sytuacji dzieci w innych krajach  –  TUTAJ

 

 



W selwestrowe popołudnie, na blogu „Wokół Szkoły”, pojawił się najnowszy tekst Jarosława Pytlaka, w którym nie tylko życzy on nauczycielom spokoju, ale także przeprowadza krytyczną analizę autopromocji ministra Czarnka, której byliśmy świadkami w ostatnich kliku dniach. Oto ten tekst – bez skrótów:

 

 

                                                                Na Nowy Rok – spokoju!

 

Proszę potraktować ten krótki artykuł, zgodnie z sylwestrową datą jego publikacji, jako noworoczne życzenie, ale także jako swego rodzaju wskazówkę dla czytelników bloga „Wokół szkoły”, przegryzających się mozolnie na co dzień przez polską edukację. A już szczególnie – dla nauczycieli. O ile bowiem życiowego spokoju w dobie toczącej się wojny w Ukrainie możemy sobie życzyć tylko kurtuazyjnie, o tyle spokoju rozumianego jako zachowanie chłodnego umysłu, tudzież zimnej krwi w perspektywie roku wyborczego 2023 – zupełnie poważnie i realnie.

 

Obserwując w okresie okołoświątecznym medialną aktywność ministra edukacji narodowej nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że kampania wyborcza trwa już w najlepsze. W ramach autopromocji manifestuje on pewność, że miniony czas był dobry dla polskiej edukacji. Nie był, czego nawet nie będę tutaj uzasadniał, bowiem po wielokroć pisałem o tym na blogu. Mamy za to jego rozliczne manipulacje. Niby-podwyżki oferowane faktycznie w zamian za wydłużenie czasu pracy. Szczycenie się zwiększeniem wynagrodzeń nauczycieli początkujących w zawodzie, według pana ministra, o 35 procent. Brzmi to dumnie, ale dużo gorzej niżby powiedzieć, że średnio o zaledwie kilkaset złotych, tyle tylko, by dogonić płacę minimalną. Dla odmiany, w odniesieniu do zaplanowanego na 2023 rok wzrostu subwencji budżetowej pan minister używa miary bezwzględnej, 11 miliardów złotych. Brzmi świetnie, ale jest to tylko około 20%, co wobec blisko 18-procentowej inflacji i co najmniej 5% wzrostu liczby uczniów, na skutek wchłonięcia przez system młodych uchodźców z Ukrainy, realnie oznacza w najlepszym razie stagnację.

 

Nie będę rozwijał tu egzegezy wynurzeń Przemysława Czarnka; nie są tego warte. Zatrzymam się jeszcze tylko na chwilę na zapowiedzi zwolnienia w ciągu 2-3 lat 100 000 rzekomo niepotrzebnych nauczycieli i konieczności, w tym kontekście, przywrócenia możliwości ich przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. Manipulacja jest szyta grubymi nićmi i ewidentnie z intencją wyborczą, ale że napotkałem już cały szereg internetowych wypowiedzi, traktujących proroctwo pana ministra jako pewnik, najwyraźniej ma szansę odnieść zamierzony skutek. Tymczasem jest to tzw. „ściema” i to na kilku poziomach.

 

Przemysław Czarnek wskazuje nadchodzący niż demograficzny, „szczególnie w szkołach ponadpodstawowych”, co samo w sobie jest bzdurą, bo nie może się on nagle wziąć z niczego, na poziomie wieku 15-18 lat. Musi być najpierw wcześniej. Owszem, po kilku rocznikach kumulacji czeka nas jeden (słownie: jeden) zmniejszonego naboru, bo część uczniów wcześniej rozpoczęła naukę, ale to pozwoli jedynie odrobinę złagodzić skutki obecnego przegęszczenia. Jeśli chodzi o statystyki urodzin, to istotne obniżenie liczby uczniów czeka szkoły podstawowe dopiero za kilka lat, a pozostałe jeszcze później, a i to trudno do końca oszacować, nie wiedząc, jaka część uchodźców z Ukrainy zdecyduje się osiedlić w Polsce na stałe. Straszenie niżem demograficznym umożliwia wszakże panu ministrowi przywołanie wizji konieczności zwolnień nauczycieli. Snucie na tym tle opowieści o przywróceniu wcześniejszych emerytur jest w tym kontekście tylko kiełbasą wyborczą, która ma zachęcić jaką część środowiska do poparcia partii pana ministra. Wybory są na tyle niedługo, że nic konkretnego się przedtem nie uchwali, za to potem, po ewentualnym zwycięstwie, będzie można wszystko.

 

Nie wiem, czy nauczycieli jest w Polsce 700 000 tysięcy, jak ostatnio powiedział minister, czy trochę mniej. Na pewno jednak opowieści o zwolnieniach (poza niszowymi przypadkami małych ośrodków) są „strachami na Lachy”, oderwanymi od realnej sytuacji demograficznej i społecznej. Dlatego wszystkim zainteresowanym serdecznie życzę, aby w roku 2023 zachowywali zimną krew. Jest źle i zapewne nie będzie lepiej, ale na podstawie dotychczasowej działalności pana ministra Czarnka można mieć pewność, że wszystkie jego deklaracje, zapowiedzi i przestrogi nie mają na celu poprawy sytuacji w oświacie, a jedynie większe podporządkowanie systemu bliskiej mu ideologii oraz zajęcie jak najlepszej pozycji w perspektywie nadchodzących wyborów.

 

Chłodnych głów zatem wszystkim Czytelnikom w Nowym Roku życzę!

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/



 

 

Tradycyjne Życzenia z okazji Nowego 2023 Roku

dla Nauczycielek i Nauczycieli, Dyrektorek i Dyrektorów polskich szkół,

a także Innych Osób wspierających nauczycieli w ich pracy:

 

„Dłużej klasztora niż przeora”

Niechaj ta prawda sił Wam doda!

Bo coraz bliżej zmiany pora

Gdy skończy się na Czarnka moda!

 

A póki co – nie gaście ducha,

Razem z uczniami róbcie swoje,

Niech każdy serca swego słucha

Tocząc z „systemem” własne boje.

 

Tego Wam życzę Drodzy Moi

Na Nowy Rok – dwudziesty trzeci:

Odwagi! Wszak za Wami stoi

Najwyższa wartość: Dobro Dzieci!

 

 

                                                                                      Redaktor „Obserwatorium Edukacji”

                                                                                         Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 



Oto fragmenty informacji – pozyskanych ze strony „Radia ZET” – będącej zapisem dzisiejszej (30 grudnia 2022 r.) wypowiedzi Ministra Czarnka dla  Radia Lublin:

 

Screen z relacji filmowej rozmowy[www.radio.lublin.pl]

 

Minister Przemysław Czarnek i red. Renata Chrzanowska podczas wywiadu online

 

 

Nauka zdalna. Rząd zamknie szkoły przez grypę i RSV? Czarnek zabrał głos

 

[…]

 

Przemysław Czarnek w piątek był gościem w Radiu Lublin. Szef resortu edukacji wypowiedział się na temat możliwość wprowadzenia nauki zdalnej w szkołach w związku z zachorowaniami na grypę i wirusa RSV wśród dzieci. […]

 

– Nie ma żadnych planów uruchamiania nauki zdalnej odgórnie przez Ministerstwo Edukacji i Nauki w związku z zachorowaniami na grypę i RSV – podkreślił Czarnek. Jak dodał, jest w tej sprawie w stałym kontakcie z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim.

 

Szef MEiN przyznał, że nauka zdalna była „absolutną ostatecznością stosowaną w okresie pandemii koronawirusa, kiedy COVID-19 zabijał ludzi„. – Trzeba było wtedy na kilka miesięcy wysłać dzieci i nauczycieli na naukę zdalną, ale ona wyrządziła wiele szkód – dodał.

 

Przypomnijmy, że zgodnie z rozporządzeniem MEiN od roku szkolnego 2022/2023 dyrektorzy konkretnych placówek mogą samodzielnie podjąć decyzję o organizacji zajęć online w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa uczniów. Nauka zdalna może zostać wprowadzona z kilku powodów:

 

    >sytuacji epidemiologicznej;

 

    >zbyt niskiej temperatury w klasach lub na zewnątrz budynku;

 

    >organizacji imprez ogólnopolskich bądź międzynarodowych;

 

    >innych, nadzwyczajnych zdarzeń, które zagrażają bezpieczeństwu lub zdrowiu uczniów

 

 

Źródło:  www.wiadomosci.radiozet.pl

 

 

Cały wywiad z ministrem Czarnkiem  –  TUTAJ



Wczoraj (29 grudnia 2022 r.) Danuta Sterna zamieściła na swoim blogu  „Moja oś świata”  tekst Bożeny Rakowskiej – nauczycielki  edukacji wczesnoszkolnej w  Szkole Podstawowej nr 3 im. Janusza Kusocińskiego w Sulechowie. Poniżej zamieszczamy jego pierwszą część, odsyłając linkiem do dalszej części na stronę bloga.

 

 Rysunek: Danuta Sterna

 

 

Cele i kryteria w edukacji wczesnoszkolnej

 

Opierając swoje nauczanie na strategiach oceniania kształtującego, udaje mi się kształtować świadomość procesu własnego uczenia się moich wychowanków. Proces ten prowadzi cel, do którego osiągnięcia wszyscy dążymy. Cel to kluczowa informacja, dzięki której uczniowie bezpośrednio dowiadują się czego nauczą się w określonym czasie, ale pośrednio kształtują umiejętność planowania, kontrolowania, monitorowania swoich działań i organizacji pracy. Obok celu pojawiają się kryteria, które nie są tylko dowodami dającymi odpowiedź na pytania jak i ile się nauczyłem, ale również przyczyniają się do kształtowania umiejętności porządkowania, wyboru i podejmowania decyzji.

 

Nie zawsze cel określam ja, często o celu i kryteriach decydują moi uczniowie. Wspomagam uczniów, by to oni na podstawie przekazanych im informacji sami określili cel. Zarówno cele i kryteria należy sformułować w języku zrozumiałym uczniowi.

 

Zapoznanie z celem to ważny moment zajęć. Od niego zależy w jakim stopniu uczniowie zaangażują się w pracę. By uczeń chętnie pracował na zajęciach, cele można wprowadzić za pomocą zadania na dobry początek: krzyżówki, rebusy, zagadki, puzzle oraz inne, które zależą od inwencji twórczej nauczyciela. Wszystko po to, by zaciekawić i zmotywować uczniów.  Od celu po podsumowanie zajęć uczę zarządzania czasem. Wiem, że to cenna umiejętność, dlatego ostrożnie i z rozwagą wyznaczam czas na wykonanie zadania, co sprawia, że uczeń mocno się angażuje. Przygotowując zadania dydaktyczne formułuję je tak, by pobudzały kreatywność ucznia i wdrażały go do korzystania z już zdobytych wiedzy i umiejętności.

 

„Ogólne cele rozwoju ucznia, osiągane na zakończenie edukacji wczesnoszkolnej, są źródłem celów szczegółowych, opisanych w formie efektów. Uczeń ma je osiągać, realizując zadania, wymagające wielokierunkowej aktywności. Zakres tej aktywności wytyczają, wymienione w podstawie programowej, efekty kształcenia, przyporządkowane poszczególnym dyscyplinom naukowym. Przedstawienie efektów kształcenia w odniesieniu do dyscyplin naukowych jest pewnego rodzaju konwencją, potrzebną dla uzyskania przejrzystości opisu, a nie dyrektywą organizacyjną. Proces kształcenia na tym etapie ma charakter zintegrowany, a nie przedmiotowy.”

 

To od tego dokumentu, z którego pochodzi w/w cytat zależą cele jakie formułuję i stawiam swoim uczniom. Oczywiście nie tylko cele, ale sposób organizacji pracy, który wyraźnie zaznaczony jest w w/w cytacie. „…Proces kształcenia na tym etapie ma charakter zintegrowany, a nie przedmiotowy.” Fakt ten sprawia, że nie wyznaczam celów do jednostki godzinnej ani nie dzielę dnia na przedmioty. Dokument ten daje mi wskazówki kierujące moim planem dotyczącym procesu uczenia się moich uczniów zarówno od strony merytorycznej, metodycznej jak i organizacyjnej. Po pierwsze  należy formułować cele do treści zawartych w w/w dokumencie. Po drugie ilość celów nie zależy od ilości jednostek lekcyjnych. Po trzecie nie muszę formułować celu do każdego działania ucznia czy do każdej aktywności. Po czwarte ilość celów zależy między innymi od specyfiki uczniów, ich zdolności, tempa pracy, zachowań czy w końcu specjalnych potrzeb. Zbyt duża ilość celów sprawia, że zajęcia nie sprzyjają uczeniu się.  Nie ma w nich przestrzeni na „uczenie się” tylko na „odhaczanie” zrealizowanych przez nauczyciela celów.

 

Cele można podzielić na cele dydaktyczne i cele uczenia się. Różnią się strukturą i każdy z nich czemu innemu służy. Cele dydaktyczne wskazują, kierunek nauczania i tworzone są z punktu widzenia nauczyciela. Cele uczenia się służą uczniowi i pomagają mu się uczyć. Są formułowane w języku zrozumiałym uczniowi. Są kluczową wiedzą lub umiejętnością. Uczniowie coś będą poznawać, uczyć się, doskonalić, będą potrafili wskazać, zaprezentować. Drogę jak mają to osiągnąć, wskażą im kryteria sukcesu. Te z kolei są szczegółowymi, konkretnymi i mierzalnymi działaniami uczniów.

 

Edukacja na I etapie wymaga niezwykłej staranności w doborze treści, środków, strategii, metod kształcenia, aby ukazać uczniom scalony obraz świata i ułatwić jego rozumienie…

 

Edukacja w klasach I–III realizowana jest w postaci kształcenia zintegrowanego. Kształcenie zintegrowane obejmuje: integrację czynnościową, metodyczną, organizacyjną i treściową. Podstawową formą organizowania pracy dziecka powinien być dzień jego wielokierunkowej aktywności, a nie klasyczna lekcja szkolna. Kształcenie zintegrowane to koncepcja wieloaspektowej aktywizacji dziecka wraz z potrzebą stałego diagnozowania jego rozwoju, wspieranie funkcji stymulujących rozwój i jednocześnie odrzucenie funkcji selektywnych…  Nauczyciele w klasach I–III, rozpoznając możliwości uczniów, w tym uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych, posługują się własnymi twórczymi rozwiązaniami w zakresie realizacji treści podstawy programowej kształcenia ogólnego dla szkoły podstawowej. Uczenie się jako proces twórczy samo w sobie wyklucza jeden wzór organizacyjny czy metodyczny. Nauczyciele, organizując zajęcia, planują proces wychowania, w którym realizowane zadania pomagają uczniom:

 

-poznać wartości i adekwatne do nich zachowania;

 

-osiągnąć sukces budujący poczucie własnej wartości uczniów oraz rozwijający motywację i zamiłowanie do dalszej nauki.

 

Proces edukacji przybiera różne formy: pracy z udziałem całego zespołu, pracy w grupach, pracy indywidualnej i jest wyprowadzany z naturalnych sytuacji edukacyjnych. Nauczyciele organizują edukację dzieci jako dynamiczny proces nadawania osobistego sensu i rozumienia ciągle zmieniającej się rzeczywistości, a nie jako przekaz gotowych informacji. Proces edukacji umożliwia eksplorację świata, zdobywanie nowych doświadczeń i interakcję z otoczeniem. Na tej podstawie uczeń buduje swoją wiedzę.” [2]

 

Na początku grudnia rozpoczęłam z moimi uczniami tematykę związaną z zimą i Bożym Narodzeniem. Lubię ten czas, ponieważ daje on przestrzeń na realizację wielu celów. Pozwala kształtować wiele umiejętności i kompetencji. Jest tematycznie bliski dzieciom.

[…]

 

 

Dalszą część tego tekstu przeczytajcie już bezpośrednio ze strony bloga   –  TUTAJ

 

 

 

Źródło:www.osswiata.ceo.org.pl



Dzisiaj (29 grudnia 2022 r.) „Portal Samorządowy” zamieścił zapis wypowiedzi liderów nauczycielskich związków zawodowych, których odpowiadali oni na pytanie o ocenę mijającego roku. Oto fragmenty tego tekstu i link do pełnej wersji:

 

 

Związkowcy i nauczyciele nie mają wątpliwości: oświata nie była priorytetem rządu

 

[…]

 

Portal Samorzadowy.pl poprosił przedstawicieli nauczycielskich związków zawodowych, uczestniczących w rozmowach z Ministerstwem Edukacji i Nauki oraz z rządem, o ocenę mijającego roku. Oto, co nam powiedzieli związkowi liderzy:

 

 

Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego

 

Ten rok był rokiem trudnych rozmów z resortem oświaty, a jednocześnie naszych działań, które miały uzmysłowić decydentom na różnych stanowiskach, że błędne podejście do edukacji odbija się nie tylko na kondycji samych nauczycieli i pracowników oświaty, ale także w sposób bardzo negatywny na ofercie edukacyjnej. To błędne podejście wiąże się przede wszystkim z kwestiami ekonomicznymi, ale także z niedocenianiem roli edukacji i nauczycieli. […]

 

Nie widzę szans, by miało to się zmienić w przyszłym roku. Jeżeli nadal z jednej strony słyszymy, że nas nauczycieli jest za dużo, że za dużo kosztujemy, że mamy nieuzasadnione przywileje, a z drugiej strony my mówimy, że bez otwarcia na edukację nie poprawimy tego, na czym nam, czyli nauczycielom i pracownikom oświaty, zależy, to nie poprawimy tej oferty edukacyjnej.

 

 

Ryszard Proksa, przewodniczący KSOiW NSZZ „Solidarność”

 

Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” bardzo źle ocenia rok 2022 dla polskiej oświaty. Rozpoczął się on od fiaska naszych rozmów z rządem, prowadzonych pod patronatem Prezydenta RP. Przedstawiciele Ministerstwa Edukacji i Nauki upierali się przy pomyśle podniesienia pensum o 4 godziny, zmniejszenia dodatku na start, okrojenia środków zakładowego funduszu świadczeń socjalnych. Wówczas nauczyciele otrzymaliby zapłatę za dodatkową pracę, a nie prawdziwą podwyżkę. Tym samym około 50 tys. nauczycieli straciłoby pracę.

 

W dalszym ciągu nie odniesiono się do naszego projektu, według którego wynagrodzenie zasadnicze nauczycieli poszczególnych stopni awansu zawodowego byłoby naliczane proporcjonalnie do przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w formule automatyzmu, tj. gdy zwiększa się za dany rok przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej, to automatycznie wzrasta wynagrodzenie zasadnicze nauczycieli. […]

 

Czytaj dalej »



„Portal Samorządowy” poinformował dzisiaj (29 grudnia 22022 r.) o występie ministra Czarnka w programie „Gość Radia ZET”. Oto fragmenty tego tekstu:

 

Foto: www.wiadomosci.radiozet.pl/Polska/

 

Przemysław Czarnek w studiu „Radia ZET”

 

 

MEiN: trzeba będzie zwolnić ok. 100 tys. nauczycieli

 

[…]

 

Szef MEiN Przemysław Czarnek pytany był w internetowej części rozmowy w Radiu Zet m.in. o to, czy już w przyszłym roku będą zwolnienia nauczycieli.

 

Nie, jeszcze nie w przyszłym roku, ale w perspektywie dwóch, trzech lat na 100 proc. tak, zwłaszcza w szkołach średnich. Wiedzą to dyrektorzy liceów, choćby takich jak w Prudniku, którzy nie zatrudniają dodatkowo nauczycieli. Wolą dać nadgodziny nauczycielom, dlatego, że to powoduje, że później nie trzeba będzie tych nauczycieli zwalniać” – powiedział minister. […]

 

Nie, jeszcze nie w przyszłym roku, ale w perspektywie dwóch, trzech lat na 100 proc. tak, zwłaszcza w szkołach średnich. Wiedzą to dyrektorzy liceów, choćby takich jak w Prudniku, którzy nie zatrudniają dodatkowo nauczycieli. Wolą dać nadgodziny nauczycielom, dlatego, że to powoduje, że później nie trzeba będzie tych nauczycieli zwalniać” – powiedział minister.

 

Mówiąc o skali zwolnień powiedział: „To jest kwestia ok. 100 tys. nauczycieli z 700 tys. w perspektywie 2-3 lat. Dodał, że w 2023 r. nie trzeba będzie jeszcze dokonywać tych zwolnień.

 

 Czarnek dodał, że „wchodzi potężny niż demograficzny, zwłaszcza do szkół średnich„. Zaznaczył, że to będzie powodowało, że nauczycieli będzie tam za dużo i należy przygotować odpowiednie rozwiązania, które umożliwią pewnej grupie nauczycieli przejść na emeryturę. Pytany o to, czy będzie powrót do wcześniejszej emerytury zawodowej dla nauczycieli powiedział: „To jest rozwiązanie, które absolutnie musi wrócić na tapet i musi być dyskutowane.”

 

To jest rozwiązanie, nad którym na pewno będziemy dyskutować w styczniu i w kolejnych miesiącach po to, żeby – być może – jeszcze w pierwszym półroczu przyszłego roku stosowną ustawę uchwalić z jakąś perspektywą wejścia w życie konkretnych rozwiązań” – powiedział minister edukacji.

 

 

 

Źródło:www.portalsamorzadowy.pl

 

 

 



Nie możemy nie upublicznić informacji, że wczoraj – 28 grudnia 2022 r.-  na prowadzonym przez Jarka Blocha blogu „Co z tą edukacją?”, po kilkumiesięcznej przerwie (poprzedni post 1 września 2022r), pojawił się nowy post. Zamieszczamy ten tekst bez skrótów. Jedyną naszą ingerencją jest wyróżnienie podkreśleniami  i pogrubioną czcionką fragmentów tekstu, które uznaliśmy za rodzaj tytułów poszczególnych akapitów, a także finalną jego konkluzję:

 

 

 

Agonia obecnego systemu edukacji…

 

Od końca sierpnia nie publikowałem na blogu, wpisując się chyba w nurt bierności wobec spadających na oświatę ciosów. Mnie też ogarnia zniechęcenie. Ale koniec roku kalendarzowego to dobry czas na podsumowanie kondycji oświaty w roku szkolnym 2022/23. Wygląda to po prostu źle. A im jest gorzej, tym gburowaty osioł głośniej krzyczy w telewizji publicznej, że jest lepiej, co pogłębia frustrację nauczycieli. Oni dobrze wiedzą, że przy obecnym (i niestety przyszłym) stanie finansów państwa, mogą co najwyżej marzyć o wyrównaniu pensji do poziomu inflacji, w co nie wierzę. Trwa ewakuacja z zawodu, czego konsekwencją są liczne uciążliwości dla uczniów, nareszcie dostrzeżone przez rodziców. Ale na bunt nie ma co liczyć, bo skoro Polacy przechodzą do porządku dziennego nad tym co się dzieje od kilku lat w kraju, to na logikę, podobną biernością będą wykazywać się w stosunku do oświaty… Jestem pesymistą.

 

W kraju, a więc i w oświacie, trwa ideologiczna batalia, które zadecyduje gdzie usadowi się Polska na wiele najbliższych lat. Lex Czarnek wraca jak bumerang, drobne korekty mogą w końcu spowodować, że prezydent podpisze nowe prawo i jeszcze ogłosi, że jest strażnikiem wolności oświaty, której to wolność ograniczy… PiS nie zrezygnuje z większego wpływu na wybór dyrektorów i tego co się dzieje w szkole. Wszak to wojna ideologiczna z czym Czarnek się już nawet nie kryje. Swój autorytet na szali położył tu nawet kościół katolicki. Obudzą się z ręką w nocniku, bo przyspieszą jedynie odejście młodych od kościoła, ale hierarchowie dziś tego nie widzą, za to pełnią rolę pożytecznych idiotów. Ideologizacja trwa, bo boczną furtką wyprowadzane są pieniądze na organizacje pozarządowe, konkursy, olimpiady o jedynie słusznym zabarwieniu. Każdy może ubiegać się o takie środki, ale dostaną je wybrani.

 

Siła nabywcza pensji nauczycieli jesienią pikowała. Inflacja sprawiła, że z miesiąca na miesiąc było gorzej. I nie chodzi tu o suche wskaźniki, a o jakość życia, a nawet przeżycia. Ceny w sklepach poszybowały, ceny opału, prądu, gazu też, a wielu nauczycieli spłaca przecież kredyty… To co widzimy potwierdza raport o stanie wynagrodzeń polskich nauczycieli. Przytoczę tylko dwa wnioski: 1) W trakcie kariery polscy nauczyciele nie mogą liczyć na wysoki wzrost siły nabywczej swoich pensji. 2)Nauczyciele w latach 2004-2020 zarabiali znacząco mniej w porównaniu do specjalistów z podobnym wykształceniem, zarówno w sektorze prywatnym, jak i publicznym… Jest źle i lepiej nie będzie.

 

W większości szkół cały czas brakuje nauczycieli. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, bo godziny za tych, których nie ma, wzięli ci którzy są. Pracują ponad miarę, przez co jakość takiej pracy spada, a ponieważ ci którzy zdecydowali się pracować ponad normy, robią to w coraz dziwniejszych godzinach, stąd plany wielu klas wyglądają też dziwnie. Lekcje do późna, często po 10-11 godzin w ciągu jednego dnia. I nic się z tym nie zrobi, nauczyciel w innych dniach pracować nie może, bo robi to wtedy gdzie indziej… MEiN tego nie dostrzega, za to nadal psuje oświatę chcąc dopuścić do zawodu ludzi z gorszym wykształceniem i likwidując kolejny przedmiot. Podstawy przedsiębiorczości zastąpione będą przedmiotem: Biznes i Zarządzanie. A wiadomo (z historii z HIT-em), że nowy przedmiot to nowa podstawa programowa, więc nie dowiemy się tam ani o inflacji, ani o prawach pracowniczych… Jednak pomimo widocznych problemów, oświata wciąż jest tematem drugorzędnym w debacie publicznej…

 

Dlaczego nikt nie chce umierać za oświatę? Odpowiedź jest prosta, żeby nie powiedzieć banalna. Ilość wyborców, którzy w systemie szkolnym mają obecnie dzieci jest ograniczona, w dodatku jedynie część widzi związek pomiędzy jakością edukacji swoich dzieci a ich przyszłością (u nas większa wartość ma papier niż to co się za nim kryje…). Reszta społeczeństwa oczywiście powinna się tym interesować, bo ich obecne lub przyszłe wnuki w ten system w końcu wpadną. Ale oni też nie widzą związków przyczynowo skutkowych, chociażby pomiędzy dobrą edukacją a poziomem świadczenia usług. Obudzą się z ręką w nocniku, gdy w przyszłości lekarz postawi złą diagnozę, albo inżynier źle zaprojektuje dom… Ale nie ma w tym żadnego zaskoczenia, to zwykła ludzka (szczególnie polska) cecha – reagujemy na problem gdy jest już zbyt późno. Nieliczni ambitni z nielicznych szkół trzymających poziom, skupią się w dwóch głównych ośrodkach akademickich, lub (bardziej prawdopodobne) będą od naszej bylejakości uciekać za granicę. Oświata po prostu niewielu obchodzi, łatwo na niej oszczędzić, bo w większości ci, którzy dziś podejmują złe decyzje, nigdy nie poniosą konsekwencji za ich skutki w przyszłości (czy ktoś dziś ponosi konsekwencje za obecną kumulację roczników?)… Inwestycja w przyszłość wymaga mądrych i przewidujących polityków. Obecnie tacy nie rządzą. Opozycja też ich prawie nie ma, a nowa krew nie garnie się do polityki, ludzie są bierni… Edukacja to piąte koło u wozu, nawet gdy (załóżmy) opozycja przejmie władzę i oświatę przejmą ludzie z pomysłem na edukację (takim by uporządkować ją, przywrócić normalność, zamiast robić kolejną rewolucję), to i tak polegną z braku środków finansowych na podwyżki, a bez tego nauczyciele będą odchodzić, a nowi nie będą przychodzić. Szykuje się sytuacja patowa…

 

Co na horyzoncie? Ano nic, żadnej wielkiej rewolucji. Jedynie coraz niższy poziom kształcenia, coraz bardziej przypadkowi ludzie uczący dzieci… Czyli zapaść, erozja szkoły jaką znamy. Taki stan będzie postępował, bo nie znajdziemy pieniędzy na wyjście z kryzysu. Będzie to sytuacja nowa dla polskiej szkoły, bo starzejący się rynek pracy, będzie wysysał pracowników z oświaty, oferując im lepsze pensje i możliwości rozwoju w innych branżach. Ale na brak nauczycieli w przyszłości znajdzie się sposób. Uczelnie typu KUL i AKSiM będą otwierać kolejne kierunki i kształcić młodych fanatyków, dla których praca w szkole stanie się misją ideologizacji i chrystianizacji Polski wg koncepcji skrajnie prawicowych. Jakość nie będzie się liczyła, a tylko przekaz. Do wykształcenia się nowych kadr, uczyć będą ludzie z łapanki, a rotacja pracowników będzie jak na budowie. Szkoła więc przetrwa, nadal ktoś będzie uczył, a ktoś będzie uczony, ale nie będzie miało to wiele wspólnego z modelem, który znamy z III RP… Zmiany można zatrzymać, ale nie sądzę że tak się stanie. Roli edukacji nie dostrzegano kiedyś, nie dostrzega się dziś, w debacie publicznej to temat zaledwie uzupełniający. Za to dużą rolę edukacji zawsze dostrzegali fanatycy autorytarnych systemów, którzy zawsze potrafili użyć szkoły do swoich celów. I nic się w tej kwestii nie zmieniło…

 

 

 

Źródło: https://jaroslawbloch.ovh/2022/12/28/agonia-obecnego-systemu-edukacji/#more-1792