Archiwum kategorii 'Felietony'
W mijającym tygodniu dwa zamieszczone przeze mnie teksty stały się źródłem moich refleksji. Pierwszym był tekst Aleksandry Korczak „Czego uczy polska szkoła? A może lepsze jest pytanie, czego polska szkoła nie uczy”. Drugim jest tekst dr Żylińskiej, który zamieściła na swoim fb profilu i zaczęła od tych słów: „Pisać o wynikach Budzących Się Szkół, czy nie pisać? Oto jest pytanie
Zakładam, że te teksty przeczytaliście, więc nie będę zamieszczał obszernych cytatów, ale przechodzę do moich przemyśleń.
Nie podejmę głównego wątku obszernego tekstu Aleksandry Korczak, którym jest krytyka szkoły utrwalającej stereotypy ról społecznych minionych pokoleń, bo z tym się zgadzam. Skomentuję za to ten fragment jej tekstu:
„Szkoła jest ważna nie tylko dlatego, że przekazuje się w niej wiedzę czy rozwija umiejętności. Szkoła jest ważna też z tej przyczyny, że kształtuje ludzi, którzy w przyszłości będą współtworzyć rzeczywistość społeczną i kulturową. Dlatego oferta pedagogiczna szkół musi być nastawiona i na potrzeby młodych osób, i na wyzwania XXI wieku.”
Po przeczytaniu tych słów przypomniała mi się sentencja jednego ze znanych pedagogów, którą usłyszałem jeszcze w latach siedemdziesiątych XX wieku. Nie powtórzę już dzisiaj tej myśli dosłownie, ale pamiętając jej sens: „Paradoks szkolnej edukacji polega na tym, ze ludzie których uczono wczoraj, uczą dzisiaj tych, którzy będą żyć jutro”.
Że tak jest nie muszę chyba udowadniać, zwłaszcza gdy sobie uświadomimy, że w naszych szkołach pracują w bardzo znacznej przewadze nauczycielki i nauczyciele po 50-ce. W roku szkolnym 2017/2018 średnia wieku polskich nauczycieli wyniosła 43,9 lat, a rok później wzrosła do 44,1 lat. [Źródło: www.demagog.org.pl]
Taka sytuacja jest nie tylko w Polsce – wg danych Eurostatu – w 2020 r. 388 tys. nauczycieli miało mniej niż 30 lat na trzech poziomach edukacji (7 proc. całkowitej siły roboczej nauczycieli ) w UE. Tymczasem 2 mln nauczycieli miało 50 lat lub więcej (39 proc. całej kadry nauczycielskiej).
Czy w aktualnej sytuacji poziomu płac polskich nauczycielek i nauczycieli jest – w możliwym do przewidzenia czasie – realna zmiana pokoleniowa, która mogłaby złagodzić ten paradoksalny stan? Jak więc widać – moim zdaniem – na niewiele zdadzą się takie artykuły i apele o „szkołę świata”. W tej sprawie jestem realistą-pesymistą…
I jeszcze dwa zdania o pytaniu, które zadała dr Żylińska na fb profilu: „Pisać o wynikach Budzących Się Szkół, czy nie pisać? Oto jest pytanie!” Tu akurat nie mam żadnych wątpliwości. Tak jak nie ma sensu porównywać pracy niewolników do pracy wolnych ludzi realizujących swoje zainteresowania i pasje, tak nie ma żadnego sensu porównywanie „efektów” określanych w cyfrowo-procentowych wskaźnikach, uzyskanych na testach egzaminacyjnych przez uczniów szkół „tradycyjnych” ze szkołami „wolnymi”, które za swoje cele stawiają rozwój osobowości uczennic i uczniów, ich socjalizację i wyposażanie w kompetencje, które będą im przydatne w każdym miejscu ich przyszłej pracy i przyszłych rolach społecznych.
I to by było na dziś wszystko, czym chciałem się z Wami podzielić w tym felietonie.
Włodzisław Kuzitowicz
Kiedy w czwartek 13 lipca zamieszczałem materiał pt. „Samozadowolenie pani wiceminister i prawda o kształceniu do zawodów” pomyślałem, że mam na temat kształcenia zawodowego pewien, wyrobiony podczas 12-u lat kierowania zespołem szkół zawodowych, zbiór poglądów, którymi podzielę się z Czytelniczkami i Czytelnikami w najbliższym felietonie. A wczoraj otrzymałem dodatkowy bodziec – po przeczytaniu „Bilansu pożegnalnego Janusza Moosa…”.
Tym bodźcem był ten oto fragment tego tekstu, w którym dyrektor Moos przywoływał takie działania:
„Kolejne bardzo istotne przedsięwzięcie to wdrożenie do praktyki szkolnej w obszarze całego kraju modelu kształcenia prozawodowego, poprzez zaprojektowanie nowego typu szkoły pod nazwą liceum techniczne. Wprowadziliśmy tam bloki tematyczne, rezygnując z przedmiotów zawodowych, zaprojektowaliśmy liczne zajęcia fakultatywne Był to wielki ruch organizacyjny, innowacyjny i metodyczny, znakomity eksperyment pedagogiczny, który udał się dzięki temu, że przeprowadziliśmy kilkaset konferencji, warsztatów i seminariów, a także zorganizowaliśmy współpracę konsultacyjną z ekspertami z innych krajów, m.in. z Danii – łącznie z wiceministrem oświaty – ponieważ Dania prowadziła już liceum techniczne, w dwu profilach: ekonomicznym i technicznym. My zaproponowaliśmy 12 profili, m.in. elektroniczny, mechaniczny, kształtowanie środowiska, leśnictwo i technologia drewna. Wielka szkoda, że liceum techniczne – wysoko oceniane w badaniach ewaluacyjnych – zostało zaniechane podczas wprowadzania gimnazjów do systemu edukacyjnego.”
Że nie jestem w tym temacie teoretykiem snującym swoje wyobrażenia wiedzą ci wszyscy, którzy z moich esejów wspomnieniowych dowiedzieli się, iż w kierowanej przeze mnie szkole – Zespole Szkół Budowlanych nr 2 – już w roku szkolnym 1995/1996 otworzyliśmy klasy pierwsze tego liceum w dwu profilach: „kształtowanie środowiska” i „leśnictwo i technologia drewna”. W kolejnym roku przyjęliśmy pierwszoklasistów w trzecim profilu – „społeczno-socjalnym”. […]
Koncepcja kształcenia zawodowego w 4-o letnim liceum technicznym zakładała, że obok programu kształcenia ogólnego (jak w liceach ogólnokształcących), realizowanego na poziomie podstawowym, uczniowie zdobywaliby wiedzę ogólnozawodową, będącą wspólną bazą dla wielu pokrewnych zawodów. I dopiero po jego ukończeniu absolwenci podejmowaliby decyzje, czy chcą kontynuować dalsze kształcenie w szkołach wyższych, czy też wejść na ścieżkę edukacji, prowadzącą do zdobycia tytułu technika w konkretnym zawodzie – ale już w ramach krótkiego cyklu kształcenia (w zależności od zawodu – od 0,5 do 1,5 roku) w policealnych studiach zawodowych.
Przypomnę, że w 1998 r w całym kraju działało 145 takich liceów, a w lipcu tego roku MEN wprowadziło rozporządzeniem ten typ szkoły średniej do systemy szkolnego. Niestety – licea techniczne działały tylko do roku 2002, kiedy w konsekwencji reformy systemu oświaty z 1999 ostatni uczniowie liceów technicznych zdali maturę.
Co prawda twórcy tej reformy w miejsce liceum technicznego przewidzieli licea profilowane, ale i one nie wpisały się na stałe w polski system szkolny. Zainteresowanych odsyłam do opracowania Przemysława Ziółkowskiego z Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy: „Licea profilowane – sukces czy porażka”. [TUTAJ]
Nie z wszystkimi opiniami autora tej publikacji się zgadzam. Uważam, że znaczna część zarzutów wobec liceów profilowanych jakie autor wymienił nie byłaby możliwa, gdyby ówczesne władze (ministrem edukacji była wtedy Krystyna Łybacka – SLD) nie „skorygowały” zaprojektowanego systemu arbitralną decyzją o utrzymaniu w systemie czteroletnich techników (reforma przewidywała ich wygaszanie), i gdyby zadbano o powołanie w ich miejsce pełnej palety policealnych studiów zawodowych, gdzie absolwenci liceów profilowanych, którzy nie kontynuują nauki w szkołach wyższych i zdecydują się na uzyskanie, w krótkim cyklu kształcenia, kwalifikacji technika w konkretnym zawodzie, mogliby ja tam uzyskać.
W jakim celu tym wszystkim przypomniałem, odchodząc od konwencji felietonu? Bo bez tych informacji nie mógłbym napisać, że już ponad ćwierć wieku temu byli w Polce ludzie, którzy potrafili przewidzieć przyszłość i wiedzieli, że nieuchronnie zbliża się kres wąskich specjalności zawodowych, których zdobycie zapewni młodym ludziom wykonywanie jednego zawodu przez cały okres ich aktywności.
Jak można przeczytać na portalu „Mapa Karier” w publikacji „Przyszłość rynku pracy: zawód czy kompetencje?” „Global Risk Report 2017 podaje, że połowa istniejących stanowisk pracy przejdzie radykalną zmianę ze względu na postęp technologiczny. Sama tylko automatyzacja sprawiła, że w latach 1997-2007 w USA zniknęło 86% miejsc pracy w niektórych gałęziach produkcji.”
Ale niemiłościwie nam od prawie ośmiu lat panujące pisowskie kierownictwo ministerstw edukacji uparcie lansuje i szczyci się umacnianiem zeszłowieczngo modelu edukacji zawodowej. Jak poinformowałem o tym w zamieszczonym w czwartek materiale, pani wiceminister Machałek oświadczyła, że „resort po prostu przeprowadził reformę, która uatrakcyjniła i powiązała kształcenie branżowe z rynkiem pracy i kształci w zawodach, które są potrzebne. ‘I młodzi ludzie wiedzą, że będą mieli dobry zawód i będą mogli zarabiać dobre pieniądze’”.
Cóż za krótkowzroczność w postrzeganiu przyszłości. Gdyby pani wiceminister pofatygowała się i poduczyła w tematach nadzorowanego przez siebie obszaru oświaty, to dowiedziałaby się, że pojęcie zawodu ulegnie zapewne w przyszłości znaczącej zmianie… Być może lepiej już teraz mówić o pewnych zestawach kompetencji zdobywanych przez całe życie niż o sztywnym garniturze wiedzy i umiejętności.” [Źródło: www.mapakarier.org/blog/]
I to jest jeszcze jeden powód, dla którego MUSI w październiku nastąpić zmiana w całej strukturze polskiej władzy – ustawodawczej i wykonawczej, a nam najbardziej zależy na resorcie edukacji. Bo już wiemy, że opozycja ma program na naprawę edukacji po wygranych wyborach…
Włodzisław Kuzitowicz
Minął drugi tydzień wakacji – dla felietonisty oświatowego to tzw. „sezon ogórkowy”. Siadając do pisania tego tekstu nie mogłem się decydować które z wydarzeń tego tygodnia o których informowałem na OE uczynić jego tematem. I po chwili zastanowienia kolejno je eliminowałem.
No bo co tu mogę dodać do licznych, dostępnych w mediach, komentarzy o wynikach tegorocznych egzaminów: ósmoklasisty i maturalnego? O pierwszych czternastu podpisanych umowach na sfinansowanie branżowych centrów umiejętności też nie miałem nic ciekawego do dodania. I wtedy przypomniałem sobie informację, zacytowaną z „Portalu Samorządowego”, o środowym spotkaniu przedstawicieli KSOiW NSZZ „Solidarność” z kierownictwem MEiN. I że po raz pierwszy w niedawno powierzonej mu roli przewodniczącego tej sekcji wystąpił tam dr Waldemar Jakubowski.
I dalej moje myśli popłynęły w tym kierunku, to znaczy roli nauczycielskich związków zawodowych, ich przywództwa i wagi „statystycznego zaplecza” członkowskiego w odniesieniu do ogółu pracujących w polskie oświacie i szkolnictwie wyższym nauczycielek i nauczycieli.
Przy okazji oszukiwania w Internecie informacji na ten temat znalazłem aktualne dane statystyczne o liczbie nauczycieli (tak, tak – zawsze jest tam mowa o NAUCZYCIELACH). W roku szkolnym 2020/2021, kiedy wszyscy zmagaliśmy się z pandemią, w tym z nauką zdalną, ogółem pracowało w szkołach 513 868 nauczycieli, w tym 423 120 to były kobiety, a 90 748 to mężczyźni, że około 90 proc. nauczycieli w Polsce to kobiety. Ciekawe, że – jak dotąd – feministki nie upomniały się o zmianę we wszystkich dokumentach określenia „zawód nauczyciel” na „zawód nauczycielka”.
Zacznę od przypomnienia, że obradujące w dniach 17 – 18 maja w Poroninie XXXI Walne Zebranie Delegatów Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” wybrało nowego przewodniczącego. Dotychczasowy, wieloletni przewodniczący (trzy kadencje, czyli 12 lat) – Ryszard Proksa, były nauczyciel WF i Zespole Szkół nr 1 w Ostrowcu Świętokrzyskim (tak zwany Ekonomik), aktualnie liczący sobie 68 lat, nie ubiegał się już o czwartą kadencje. Do wyborów przystąpiło dwóch kandydatów Roman Laskowski i Waldemar Jakubowski. Już w pierwszej turze głosowania wybrany został dr Waldemar Jakubowski – absolwentem filologii polskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, dotychczasowy wiceprzewodniczący Regionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ„S”. Nadal jest on w wykazie nauczycieli Szkoły Podstawowej w Chodlu jako nauczyciel języka polskiego. Nie udało mi się ustalić kiedy, w jakiej uczelni i na jaki temat obronił on pracę doktorską.
Przypomnę jeszcze, ze kontrkandydatem, który przegrał te wybory, był Roman Laskowski – także już wieloletni przewodniczący Międzyregionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania Ziemi Łódzkiej NSZZ „Solidarność”.
I jeszcze jedna informacja, do której przy okazji dotarłem: sekcja oświaty i wychowania jest najliczniejszą sekcja w całym Związku Zawodowym „Solidarność” – liczy ponad 43 tys. członków. Niestety – nie wiadomo ilu w tej liczbie jest pracowników administracji i obsługi i ilu już emerytowanych nauczycielek i nauczycieli. Na podstawie mojej skąpej wiedzy zakładam, że czynnych nauczycieli i nauczycielek jest w tej sekcji mniej niż połowa…
Przypomnę jeszcze raz, że według GUS w roku szkolnym 2021/2022 nauczycieli zatrudnionych na pełny etat od przedszkola po szkołę ponadpodstawową w skali całego kraju było 515,7 tysięcy! Przy założeniu, że czynnych, pełnoetatowych nauczycielek i nauczycieli do „Solidarności” należy 20 000 osób, daje to niecałe 4% !
I to liderzy tego właśnie związku zawodowego reprezentują przed rządem interesy całego środowiska nauczycieli – bo rząd PiS im właśnie daje życzliwiej ucha. Jak wiemy – o wiele słabsze „przebicie” w tej sprawie ma ZNP, który informuje, że jest ich 200 000, skupionych w 16 okręgach wojewódzkich, 1300 oddziałach powiatowych i gminnych, 12 tysiącach ognisk w szkołach i placówkach. Tu także nie wiemy ilu z tej liczby to pracownicy administracji i obsługi, ilu emerytów i emerytek. Ale najprawdopodobniej jest tam zrzeszonych wielokrotnie więcej czynnych nauczycielek i nauczycieli, niż w „Solidarności”.
Ale nawet sumując członkostwo w obu tych związkach nietrudno dojść do wniosku, że ok. 4/5 ogółu nauczycielek i nauczycieli pracujących w szkołach i przedszkolach nie należy do żadnego związku zawodowego.
Włodzisław Kuzitowicz
Miniony tydzień – pierwszy tydzień wakacji – nie przyniósł żadnego wydarzenia, które zdominowałoby inne i które stałoby się tematem tego felietonu. Dlatego postanowiłem w krótkiej formie podzielić się moimi myślami, zrodzonymi na kanwie kilku z prezentowanych w tym okresie tekstów:
Zacznę od posta z bloga prof. Śliwerskiego, w którym „zjechał” on raport „Wybrane problemy edukacji w Polsce”, autorstwa Szymona Więsława – członka zarządu Instytutu Badań w Oświacie.
Kwintesencją tej oceny są te zdania: „Mógłby autor tej ankietki douczyć się, by tak nie formułować pytań.[…] Nie czytałem już analizy wypowiedzi na pytania rodziców, bo szkoda było na to czasu, skoro oni sami przypisywali małe znaczenie zdobywaniu wiedzy „(…) (wskazało je tylko 36% rodziców dzieci w szkołach podstawowych i 27% w szkołach ponadpodstawowych)”. Takie raporty są też tego przejawem.”
Nie podejmę się merytorycznej oceny słuszności zarzutów, jakie prof. Śliwerski wysuwa tam wobec poprawności metodologicznej tego sondażu opinii. Mnie po przeczytaniu tej profesorskiej krytyki zrodziło się takie pytanie: Dlaczego do tej pory żaden ośrodek naukowy, żadna wyższa uczelnia, prowadząca kierunki pedagogiczne – w tym „rodzinny” dla prof. Śliwerskiego Wydział Nauk o Wychowaniu UŁ – nie wpadł na pomysł, aby w zgodzie ze sztuką badań naukowych pozyskiwać rzetelną wiedzę o funkcjonowaniu polskiego systemu edukacji?
Kolejnym tematem, który stał się źródłem moich refleksji była aktywność Rzecznika Praw Obywatelskich w obszarze oświaty. Najpierw prezentowałem w minionym tygodniu tekst o wystąpieniu RPO do ministra edukacji w sprawie nieprawidłowości postępowań dyscyplinarnych wobec nauczycieli, a kilka dni później jego listy do kuratorów oświaty w sprawie łamania praw uczniów w zapisach szkolnych statutów.
Zastanowiło mnie w tych informacjach jedno: czy jest to przejaw idealistycznej wiary w zasadę, że dobro zawsze zwycięża, czy raczej „drażnienie tygrysa” podjęciem niewygodnych dla władzy tematów? Wyobrażacie sobie ministra, który poucza wojewodów w sprawie naprawy procedury dyscyplinarnej wobec nauczycieli, a kuratorów (i kuratorki), którzy zarządzają analizę statutów podległych im szkół?…
Ostatni temat, który tu skomentuje, to serial „Kto będzie kierował ŁCDNiKP?” Dziwna i dla mnie niezrozumiała jest ta aura tajemniczości, roztoczona wokół procedury i wyniku konkursu na stanowisko dyrektora tego ośrodka. Natomiast informację o pożegnaniu przez ŁKO odchodzących na emeryturę dyrektorek i dyrektorów szkół i pozostałych placówek oświatowych świadomie zilustrowałem zdjęciem Janusza Moosa, odbierającego „List pożegnalny” z rąk kuratora Waldemara Flejszara (byłego dyrektora Liceum im św. Wincentego a Paulo w Pabianicach, który od 2005 roku do chwili powołania go na stanowisko kuratora pełnił funkcję dyrektora Szkoły Podstawowej nr 3 w Pabianicach).
Oglądając to nie mogłem oprzeć się myśli, że nie na takie pożegnanie ze strony organu nadzoru pedagogicznego zasłużył człowiek, który cale swoje życie zawodowe poświęcił oświacie, jej doskonaleniu, a ostatnie 27 lat kierował wyróżniającą się w skali kraju placówką!
To na dziś tyle…
Włodzisław Kuzitowicz
To na co wiele/u czekało z utęsknieniem – na wakacje, właśnie się stało. W miniony piątek uczniowie odebrali świadectwa, nauczyciele – kwiatki i rzeczowe dziękowniki. Ale, jak dobrze wiemy – dla nauczycieli nie ma wakacji, jest to tylko czas, w którym mogą mieć, określony w ustawie, urlop. Co nie zmienia faktu, że i oni odetchnęli po trudach i stresach dziesięciomiesięcznej pracy.
A jakim był ten zakończony rok szkolny? Każdy ma swoją jego ocenę. Jak ocenia go „pierwszy nauczyciel Rzeczpospolitej” – w piątek informowały media, a najbardziej „źródłowo” – internetowa stron MEiN: „Szef MEiN w SOSW w Kozienicach: to był bardzo dobry rok szkolny”. Jedynym moim komentarzem tej (samo)oceny jest trawersacja znanego powiedzenia: „Samochwała… przed kamerami stała”…
I na tym kończę ten wątek. Postanowiłem uczynić głównym tematem tego felietonu informację ze środy 21 czerwca o tym, że „W Łodzi powstanie BCU dla zawodów włókienniczych i tekstylnych”. Już kiedy zamieszczałem ten materiał na OE uznałem, że należy się osobom to czytającym więcej informacji o kontekstach „historyczno-personalnych” tej ministerialnej decyzji.
Zacznę od przypomnienia felietonu nr 466 z 16 kwietnia tego roku, zatytułowanego „Konteksty decyzji przyznania środków na łódzkie BCE”, w którym komentowałem łódzkie „zdobycze” I etapu przyznawania środków na utworzenie branżowych centrów umiejętności. Wtedy pozytywnie rozpatrzono trzy wnioski o takie centra, które mają mieć siedzibę w Łodzi: dla branży „moda” (poz. 46), branży „realizacja nagrań i nagłośnień” – (poz. 72) oraz branży „technika dentystyczna” (poz. 80). [Źródło – TUTAJ]
To w tamtym felietonie wykazałem, że żadne z tych projektowanych centów umiejętności nie będzie prowadzone przez samorządowe władze m. Łodzi. I dlatego teraz, gdy przeczytałem, że w Łodzi powstanie BCU dla zawodów włókienniczych i tekstylnych i że jego lokalizacją będzie siedziba najstarszej łódzkiej szkoły zawodowej, przez dziesięciolecia kształcącej fachowców dla przemysłu włókienniczego, byłem tak zaskoczony. Tym bardziej, że organem prowadzącym tą placówkę, od 2016 roku noszącej nazwę Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego, jest m. Łódź. [Więcej o tym zespole szkół zobacz TUTAJ]:
Moja czujność, że coś tu jest „nie tak”, została dodatkowo rozbudzona lapidarną i dość nieprecyzyjną informacją z fb profilu Małgorzaty Moskwa-Wodnickiej – wiceprezydentki Łodzi:
Dzięki naszej współpracy z Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Łodzi i Stowarzyszenie Włókienników Polskich SWP powstanie Branżowe Centrum Umiejętności o profilu włókienniczym, gdzie będą się kształcić przyszli specjaliści z całej Polski. Otrzymane unijne środki w wysokości około 13 milionów zostaną przeznaczone na remont budynku, jego wyposażenie oraz kształcenie i szkolenia.
[Źródło: www.facebook.com/MoskwaWodnicka/]
Jako że nie wierzę w cuda, zacząłem się zastanawiać jakie nieujawnione czynniki mogły sprawić, że pisowski minister przyznał środki na utworzenie BCU w budynku dawnego Technikum Włókienniczego, zespołu szkół zawodowych od trzydziestu kilu lat prowadzonego przez samorządowe władze Łodzi, miasta, które od 13 grudnia 2010 roku, już trzecią kadencję, zarządzane jest przez Hannę Zdanowską z Platformy Obywatelskiej, wspieraną przez większość w Radzie Miasta, stworzoną przez koalicję PO – Lewica.
I wtedy przypomniałem sobie o pani Teresie Łęckiej. Gdy dziś piszę ten felieton jestem już po żmudnych poszukiwaniach w niezmierzonych przestrzeniach Internetu, gdzie odnalazłem wszystkie informacje, potrzebne do wyjaśnienia tej zawiłej genezy owej decyzji. Aby to wyjaśnić muszę cofnąć się do października 2006 roku, kiedy ministrem edukacji (w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego) był Roman Giertych (wtedy prezes Ligi Rodzin Polskich, koalicjanta PiS). W maju 2006 roku na stanowisko wiceministra edukacji minister Giertych powołał łodzianina Mirosława Orzechowskiego, który odpowiadał za sprawy oświaty.
I to na wniosek Orzechowskiego w październiku 2006 roku dyrektorką Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli została Teresa Łęcka, dotychczasowa dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 164 na łódzkim Karolewie. Jej kompetencje i doświadczenie na ten moment, to ukończone studium pielęgniarskie i polonistyka, podyplomowo – informatyka i teologia. Przed objęciem funkcji dyrektorki w szkole uczyła głównie religii.
[Źródło: www.publicystyka.ngo.pl/nowa-szefowa-codn]
Pani Łęcka długo owym CODN-em nie kierowała. W marcu 2008 roku, w wyniku wcześniej przeprowadzonych jesienią 2007 roku (z inicjatywy Jarosława Kaczyńskiego) wyborów, kiedy rząd PiS-u upadł, a w nowym rządzie koalicyjnym PO-PSL premiera Tuska stanowisko ministra edukacji objęła Katarzyna Hall, została ona w marcu 2008 roku odwołana.
Po powrocie do Łodzi musiała poszukać sobie nowej pracy. Nie od razu było to wykonalne, ale okazało się, że już po kilku miesiącach zaistniały sprzyjające temu dwie okoliczności: prezydentem Łodzi już drugą kadencję (z poparciem PiSu) był prawicowy polityk Jerzy Kropiwnicki, a w styczniu 2009 roku zmarł po długiej chorobie dyrektor ówczesnego Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 19 Jan Stupak. Do końca wakacji szkołą kierowała jego zastępczyni – Irena Piechota, ale niespodzianie rozeszła się wiadomość, że nową dyrektorką tej szkoły, z pominięciem procedury konkursowej, została… Teresa Łęcka.
Dzisiaj, jako osoba która – choć z daleka – obserwowała pracę pani Łęckiej na tym stanowisku, mogę powiedzieć, że w tej nowej dla niej roli dyrektorki dużego zespołu szkół zawodowych sprawdziła się znakomicie. Między innymi to za jej kadencji zespół ten nie tylko przetrwał trudne dla szkolnictwa zawodowego lata, ale nawet się rozwijał. W 2016 roku zmienił nazwą na Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Łodzi. Latem 2021 roku dotarła do mnie wiadomość, że pani Łęcka zakończyła swoją działalność, a nową dyrektorką ŁCKZiU została pani Dominika Walicka. Uznałem, że będąc już w odpowiednim wieku przeszła na emeryturę.
I dopiero niedawno odkryłem, że byłem w błędzie – jest ona – od 1 września 2021 – dyrektorką Centrum Rozwoju Edukacji Województwa Łódzkiego – utworzonego uchwałą Sejmiku Województwa Łódzkiego – przedziwnego tworu, który tworzą – dotąd samodzielne – instytucje:
-Samorządowa Szkoła Policealna nr 2 w Łodzi;
-Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka im. prof. Tadeusza Kotarbińskiego w Łodzi
-Wojewódzki Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli w Łodzi
-Kolegium Pracowników Służb Społecznych w Łodzi
[Źródło: www.bip.lodzkie.pl/departament-sportu-i-edukacji/]
Przypomnę, że Województwem Łódzkim rządzi PiS, mający w 33- mandatowym Sejmiku 17 radnych. Czyli – co już wykazałem w Felietonie nr 466 z 16 kwietnia – pieniądze na centra umiejętności w Łodzi dostali dotąd tylko sami swoi. To, jak to było możliwe, że teraz dostała placówka niepisowskiego samorządu miasta?
Mam na to jedną, co prawda niczym nie potwierdzoną, hipotetyczną odpowiedź: Załatwiła to była wieloletnia dyrektorka „Włókiennika” z Żeromskiego, obecna szefowa Centrum Rozwoju Edukacji Województwa Łódzkiego – Teresa Łęcka…
Chwała Jej za to!
Włodzisław Kuzitowicz
P.s.
Według mojej aktualnej wiedzy – wróble z Krzemienieckiej nie ćwierkały prawdziwych informacji o konkursie na dyrektora ŁCDNiKP. Teraz od szpaków usłyszałem, że na konkurs wpłynęły dwa zgłoszenia i żadne z nich nie złożyła dotychczasowa wicedyrektorka. Jednym z tych dwojga jest mężczyzna – pracownik Centrum, a drugą – kobieta „z zewnątrz”. Wkrótce wszystko będzie jasne – konkurs odbędzie się w najbliższy wtorek 27 czerwca. Nie omieszkam niezwłocznie poinformować o jego wyniku na stronie OE.[WK]
Dzisiaj przed południem (od godziny 10:00), będę uczestniczył w bardzo ciekawym i nietypowym wydarzeniu – w konferencji „Każde prawo jest ważne” – m.in. z udziałem Marka Michalaka – byłego dwukadencyjnego Rzecznika Praw Dziecka. Wydarzenie to jest – moim zdaniem – nietypowe, gdyż konferencję tę zorganizował Zespół Programowy Hufca ZHP Łódź Górna. [Regulamin tej konferencji TUTAJ]
Z tego powodu felieton ten piszę wieczorem w sobotę – 17 czerwca 2023 r. a zamieszczę go na OE rano w niedziele, przed wyjściem na ową konferencję.
Już tradycyjnie mam dylemat – które z wydarzeń minionego tygodnia powinno stać się tematem moich felietonowych refleksji. Podobnie jak w minionych latach – korci mnie, abym skomentował kolejne – już trzydzieste szóste – obdarowywanie kartonikami w ramkach, pod szyldem „Podsumowanie Ruchu Innowacyjnego w Edukacji”. Ale już po chwili pomyślałem, ze już tyle razy wyrażałem swoje opinie o poprzednich podsumowaniach ruchu innowacyjnego w edukacji – w autorskim „formacie” dyrektora Janusza Moosa, że nie ma sensu abym powtarzał te same uwagi i refleksje. Jeśli ktoś tamtych tekstów nie czytał – odsyłam do ostatniego, w którym kompleksowo wyłożyłem swoje zastrzeżenia, do felietonu nr 274 z 16 czerwca 2019 roku, zatytułowanego „Po co tak naprawdę organizowane są ‘gale innowatorów edukacji’”
Natomiast dzisiaj wart zauważenia i skomentowania jest fakt, iż była to ostatnia taka feta z udziałem twórcy tej idei i reżysera kolejnych edycji owych eventów. Informacja o tym nie padła podczas wtorkowej gali w Sali Lustrzanej Pałacu Poznańskich, ale już wcześniej, bo 11 czerwca, prof. Śliwerski poinformował na swoim blogu w tytule posta: ”Konkurs na dyrektora wyjątkowego – Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi”.
Profesor więcej informacji na ten temat podał w tekście z 16 czerwca br pt. „Nie ma dobrej edukacji bez innowacji:”. Oto fragment tego posta:
Tegoroczne „Podsumowanie…” miało szczególny charakter, bowiem J MOOS – osoba/instytucja/charyzmatyczna/pasjonat, twórca wielu innowacji w szkolnictwie (pro-)zawodowym, a więc wybitny ekspert w zakresie najbardziej adekwatnej do zmian w technologii produkcji, na rynku pracy, w zakresie procesów komunikacji i najnowszej wiedzy naukowej z psychologii uczenia się oraz z dydaktyki konstruktywistycznej rozstawał się z tym wydarzeniem, z racji przejścia na emeryturę.
Mamy nadzieję, że kolejny dyrektor tej placówki będzie kontynuował wyróżnianie w/w osób jako „zakręconych pozytywnie” w zakresie własnej pasji, zamiłowań, talentu czy uzdolnień.
[Źródło: www.-pedagog.blogspot.com/]
Wiedząc o tej decyzji władz m. Łodzi odszukałem na stronie ŁKO ogloszenie o konkursie na stanowisko dyrektora ŁCDNiKP. a pik ów zapisałem w moim komputerze. I dobrze zrobiłem, bo już dzisiaj tego tekstu nie odnalazłem na kuratoryjnej stronie.
Konkurs został ogłoszony w poniedziałek 29 maja, a na zgłaszanie się było 14 dni. Przeto już z początkiem tego tygodnia upłynął termin i podmiot ogłaszający konkurs miał informacje o liczbie kandydatów, którzy do niego przystąpili. Próbowałem popytać tu i ówdzie, ale okazało się, że na te informacje ogłoszono ścisłe embargo.
Tylko wróble z okolicy ul. Krzemienieckiej, gdzie mieści się Wydział Edukacji UMŁ, po cichu ćwierkały, że ponoć w konkursie wystartowała osoba, pełniąca dotąd funkcję wicedyrektora LCDNiKP. To nadal informacja niejednoznaczna – funkcję tę pełnią dwie panie: Teresa Dąbrowska i Anna Koludo.
Gdyby okazało się to prawdą, to znaczyłoby, że po odchodzącym na emeryturę w 86 roku życia dyrektorze funkcję tę chce sprawować także osoba w wieku emerytalnym. Że to nie jest wyłącznie plotka, można wnioskować po tym co napisał, zwykle dobrze poinformowany, prof. Śliwerski:
Mamy nadzieję, że kolejny dyrektor tej placówki będzie kontynuował wyróżnianie w/w osób jako „zakręconych pozytywnie” w zakresie własnej pasji, zamiłowań, talentu czy uzdolnień.
Ja obstawiam, że tą wicedyrektorką, która zgłosiła swój zamiar dyrektorowania ŁCDNiKP jest Anna Koludo. Moją hipotezę opieram na fakcie, że na jej fb-profilu znalazłem taki oto „kwiatek”:
Poza tym cała droga zawodowa koleżanki Ani jest związana z kolejnymi placówkami, którymi kierował Janusz Moos – począwszy od czasów, kiedy jeszcze w latach 80-ych ub. wieku był on kierownikiem Zespołu Wizytatorów Przedmiotów Zawodowych, z siedzibą w budynku Technikum Budowlanego nr 1 przy ul. Kopcińskiego 5/11, a przede wszystkim od 1989 roku, kiedy J. Moos został wicedyrektorem WOM, a później WODN – także z zakresem działania na rzecz szkolnictwa zawodowego – nadal pod tym samym adresem.
Nikt nie zna modelu Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego, zrodzonego w umyśle dyrektora Moosa ok. roku 1996, lepiej od Anny Koludo…
Czy te moje przepowiednie się sprawdzą – wkrótce się dowiemy…
Włodzisław Kuzitowicz
I znowu mam problem z decyzją o czym napisać w tym felietonie. Miniony tydzień przebiegał w atmosferze „przeżywania” niedzielnego marszu opozycji w Warszawie. Jednak wątek problemów polskiej edukacji nie należał tam do najbardziej nagłośnionych. Na stronie OE podejmowałem w tych dniach takie tematy, jak: druga edycja „Programu Wsparcia Edukacji”, o której informowałem w materiale, zatytułowanym „Minister Czarnek uruchomił kolejną pompę ssąco-tłoczącą publiczne pieniądze” i informacja podana przez Magdalenę Rzeczkowską – ministrę finansów w rządzie Morawieckiego – o specjalnej nagrodzie w wysokość 1 125 zł, którą mają w jesieni otrzymać wszyscy nauczyciele z okazji 250 rocznicy utworzenia Komisji Edukacji Narodowej. [„Nagroda specjalna”, czy ochłap, rzucony przez rząd nauczycielom ]
Tak przy okazji – gdy przeczytałem o tej decyzji rozdawania nauczycielom „kiełbaski wyborczej”, opakowanej w upamiętnienie powstałej 14 października 1773 KEN, przypomniałem sobie, że jej pierwszym szefem był biskup wileński Ignacy Jakub Massalski, który na tym stanowisku dokonał wielu nadużyć finansowych… Czyżby była to zawoalowana forma tęsknoty naszych rządzicieli za tamtymi wzorcami?…
Jakby co, to miałbym także kilka refleksji do podzielania się nimi na temat poruszony w środę „Akademickim Zaciszu”, czyli o możliwości kształtowania u uczniów w polskich szkołach kompetencji przyszłości, a także mam kilka przemyśleń wokół idei i wzoru „nauczania bez oceniania”….
Ale to wszystko „odpuszczam sobie” i podejmuję „jeszcze ciepły” temat „recenzji” prof. Śliwerskiego, jaką o raporcie Fundacji Orange zamieścił na swoim blogu w tekście zatytułowanym „Niedojrzały raport o respektowaniu praw dziecka w społeczeństwie informacyjnym”.
Oto końcowy fragment tego teksu, który stał się źródłem mojej reakcji:
„Poczekam zatem na raport naukowy o (nie)przestrzeganiu praw dziecka w świecie realnym. Ten bowiem ma nieadekwatny do treści tytuł i założenia, dlatego rozczarowuje tylko mnie, bo zapewne inni czytelnicy są nim zachwyceni. Takie mamy czasy. Społeczeństwo niewiedzy i dezinformacji. Tak produkowana wiedza na temat tego, co dzieje się w świecie cyfrowym, sprzyja jedynie głównie decydentom, by nadal było tak jak jest, a nawet tak, jak było w PRL.
Zajmijmy się wreszcie badaniami nie tylko samowiedzy, samoświadomości, ale przede wszystkim tego, czy dzieci i młodzież mają w ogóle prawo do swoich praw?”
Jakie to szczęście, że w tym „społeczeństwie niewiedzy i dezinformacji” żyje taki KTOŚ, kto nie tylko jest dobrze poinformowany, ale przede wszystkim posiada WIEDZĘ. Szkoda tylko, ze ten KTOŚ jest – co wynika z jego oświadczenia – osobą bierna/leniwą naukowo. Wszak oświadczył, że „poczeka na raport naukowy”…
I tylko zastanawiam się „co autor miał na myśli” pisząc, że należy zająć się badaniami „czy dzieci i młodzież mają w ogóle prawo do swoich praw?” To tak, jakby ktoś sugerował, aby przeprowadzić badania naukowe nad prawem ludzi do opieki lekarskiej, prawem do pracy, czy prawem do życia w ogóle… A poza tym takie badania nad prawem, jeżeli już, to nie pedagodzy powinni je prowadzić, lecz prawnicy.
Włodzisław Kuzitowicz
Autor plakatu Tomasz Sarnecki[www.dzieje.pl]
Piszę ten felieton przed południem 4 czerwca 2023 roku – dokładnie 34 lata po dniu, w którym w Polsce odbyły się pierwsze częściowo wolne wybory do Sejmu, w których Polacy nie zmarnowali szansy, jaką dostali w wyniku kompromisu zawartego przy„Okrągłym Stole” przez liderów ówczesnej opozycji solidarnościowej z władzą PRL.
Piszę ten felieton jeszcze przed rozpoczęciem w Warszawie przemarszu, na który Donald Tusk zaprosił wszystkich, którzy nie akceptują rzędów tzw. „Zjednoczonej Prawicy”. Z przyczyn ograniczeń zdrowotnych nie pojechałem tam dzisiaj, przeto chociaż w ten sposób zaznaczę, ze jestem „duchem” z tymi, którzy przejdą z Placu na Rozdrożu na Plac Zamkowy.
Taka moja postawa wobec – mam nadzieję – masowego protestu obywatelek i obywateli przeciw rządom, które już ósmy rok sprawują osoby, wskazane – jak w PRL – przez „komitet centralny” partii o przewrotnej nazwie „Prawo i Sprawiedliwość”, na czele którego stoi ów „mały człowiek do wielkich interesów”, który w 1967 roku zdał maturę w XXXIII LO im. M. Kopernika w Warszawie, wynika z przekonania, ze wszystkie oddolne inicjatywy dotyczące unowocześniania szkolnictwa w naszym kraju będą miały szanse na upowszechnienie i realizację jedynie po odsunięciu od władzy tej partii i zastąpieniu kierownictwa ministerstwa edukacji i nadzorujących szkoły kuratorów oświaty.
Jestem przekonany, że nie muszę tej postawy szerzej uzasadniać…
DLATEGO CHOĆ W TEJ FORMIE SOLIDARYZUJĘ SIĘ Z UCZESTNICZKAMI I UCZESTNIKAMI WARSZAWKIEGO MARSZU PROTESTACYJNEGO.
Włodzisław Kuzitowicz
Foto: www.twitter.com
Barbara Nowak w Dniu Babci z wnuczką, którą jej córka urodziła jako osoba małoletnia – ze związku pozamałżeńskiego
Jako że wczoraj zaproponowałem do czytania taki obszerny materiał, dzisiaj postanowiłem napisać – jako rekompensatę – (względnie) krótki felieton. Podzielę się w nim moimi refleksjami jedynie na temat informacji, którą przed paroma dniami podały niektóre media. A rzecz dotyczy znanego Wam przypadku Jana Ryby – od 2009 roku dyrektora III LO w Krakowie, wobec którego Małopolska Kurator Oświaty chce postępowania dyscyplinarnego, mimo że to on w czerwcu ubiegłego roku poinformował Sąd Rodzinny w Tarnowie o możliwej przemocy, stosowanej przez matkę wobec uczennicy tej szkoły.
Więcej o tej sprawie w teście „Dyrektor liceum powiadomił sąd o sytuacji uczennicy. Kuratorium wszczęło sprawę wobec niego”, zamieszczonym na stronie TVN24 – TUTAJ
Jeśli nie znacie sprawy to sobie doczytajcie. Ja dziś napiszę jedynie kila zdań o – przynajmniej dla mnie – niewątpliwej sprawczyni tego absurdu – o Małopolskiej Kurator Oświaty – Barbarze Nowak.
Jest to najbardziej znana kuratorka oświaty z wszystkich pełniących to stanowisko w Polsce ostatnich lat. Nie muszę chyba przypominać czym wsławiła się jako najwierniejsza realizatorka polityczno-koscielnej linii rządzącej partii i miejscowego arcybiskupa. Dla porządku podam namiar na jedno z licznych źródeł informacji o jej „numerach” – TUTAJ:
Mnie szczególnie zainteresowała, wcześniej mi nieznana, informacja o tym, że ta urodzona w Krakowie w 1959 r. osoba, która w 1982 r. ukończyła studia historyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, a dwa lata później rozpoczęła pracę jako nauczycielka historii w Szkole Podstawowej nr 85 w Krakowi, która w 1992 roku wygrała konkurs na dyrektorkę tej placówki. W tym czasie ministrem edukacji w rządzie Jana Olszewskiego był Andrzej Stelmachowski. Dyrektorką tej szkoły byłhttps://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,115167,23418307,barbara-nowak-jak-zaangazowana-dyrektorka-szkoly-zmienila.htmla do 2010https://www.miastopociech.pl/aktualnosci/kim-jest-barbara-nowak-i-dlaczego-nie-powinna-byc-dluzej-kuratorem-oswiaty-5-powodow roku, kiedy została radną Miasta Krakowa. Ale w szkole pozostała nadal – jako nauczyciela świetlicy – kierując szkołą nadal „z tylnego siedzenia”.
Z okresu pracy w szkole jej podwładni zapamiętali ją jako osobę, która bardzo dbała o uczniów. Jedną z takich historii z 2002 r. opisano na łamach „Gazety Wyborczej”, jak dyrektorka Nowak zadzwonić wówczas do redakcji tej gazety z prośbą o podjęcie interwencji w sprawie bitego ucznia kierowanej przez nią szkoły. [Więcej – TUTAJ i TUTAJ]
Przywołałem te fakty z jej biografii, gdyż zastanowiła mnie w jej karierze ta ogromna zmiana: z dobrze ocenianej przez środowisko dyrektorki szkoły w heterę-kuratorkę, postrach małopolskich dyrektorek i dyrektorów szkół, o której można powiedzieć nie tylko, że jest „bardziej święta od papieża”, ale i bardziej pisowska od prezesa Jarosława.
Bo, jak dotąd jedyną znaną mi korzyścią materialną, którą ma z tego awansu, to wyprowadzka z przyszkolnego mieszkania do nowego – przydzielonego jej przez… nie przez jej partię, a lewicową władzę Miasta Krakowa – na nowo wybudowanym osiedlu w Nowej Hucie – z czynszem 12,50 zl za m2…
Znaczy – ideowa osoba….
Włodzisław Kuzitowicz
P.s.
O sprawie „Małopolska Kurator Oświaty kontra Dyrektor III LO w Krakowie” napisał wczoraj na swoim blogu kolega Jarosław Pytlak – TUTAJ
Dzisiaj postanowiłem podjąć jeden z wątków, który w tym miesiącu pojawiał się w przestrzeni medialnej, a który ma dwie odmienne wersje przedstawianych tam konkluzji – wątek samooceny stopnia zadowolenia z uprawiania zawodu przez nauczycielki i nauczycieli, pracujących w polskich szkołach.
Oto przykłady prezentowania „czarnej” wizji samopoczucia polskich nauczycieli
1 kwietnia 2023
Dziennik Gazeta Prawna – „Wypalenie zawodowe nauczycieli. Nasze dzieci uczą osoby wyczerpane, z poczuciem braku sensu swojej pracy”
„DGP dotarł do ogólnopolskiego badania dobrostanu zawodowego nauczycieli, w którym zdiagnozowano, jak osoby uczące w placówkach oświatowych czują się w pracy. […] Ankietowani wskazywali, że najwyższy poziom złego samopoczucia dotyczy objawu wypalenia zawodowego, jakim jest wyczerpanie, a w dalszej kolejności poczucie braku sensu własnej pracy. Średni poziom tych składników badania wynosi odpowiednio – 67,5 proc. i 57,3 proc.”
4 kwietnia 2023
Portal „Strefa Edukacji” – „Wyczerpani, z negatywnymi emocjami i zaangażowani w pracy. Tacy SA polscy nauczyciela. Najnowsze badania na temat dobrostanu pedagogów”
„Polscy nauczyciele czują się wyczerpani, towarzyszą im negatywne emocje i mają poczucie braku sensu w pracy. Z drugiej strony jest to grupa wysoko zaangażowana, a osoby będące nauczycielami potrafią czerpać pozytywne emocje z wykonywanego zawodu. Taki obraz polskich pedagogów wyłania się z Ogólnopolskiego Badania Dobrostanu Zawodowego Nauczycieli 2023.”
5 maja 2023
Portal Samorządowy – Edukacja – „Negatywne emocje niszczące polskich nauczycieli”
„53 proc. nauczycieli odczuwa negatywne emocje w pracy, 35 proc. stres, a ok. 37 proc. nie widzi w niej sensu, mimo że ponad 92 proc. angażuje się w tę pracę – taki obraz polskiego nauczyciela wyłania się z raportu Librusa.”
Wszystkie te publikacje oparte są o jedno źródło: o raport z ogólnopolskiego badania dobrostanu zawodowego nauczycieli, przeprowadzonego pod naukowym kierunkiem dr Mateusza Paligi, wykładowcy akademickiego Instytutu Psychologii Uniwersytetu Śląskiego, a firmowanego przez platformę Librus. Zostało ono przeprowadzone w lutym i marcu 2023 r. na grupie 7100 nauczycielek i nauczycieli.
Jednak nie jest to jedyny obraz środowiska nauczycielskiego, prezentowany także w oparciu o badania. Mam na myśli zaprezentowane wczoraj na OE raport badania przeprowadzonego przez Fundację Orange, zatytułowany „Między pasją a zawodem. Raport o statusie nauczycielek i nauczycieli w Polsce 2021”. Jeśli czytaliście ten tekst , to wiecie, że udokumentowano tam odmienny obraz samooceny swojego funkcjonowania przez badanych:
„78% nauczycieli czuje satysfakcję z wykonywanej pracy. Takiemu samemu odsetkowi nauczycieli towarzyszą w pracy pozytywne emocje. Tylko 25% z nich deklaruje, że dziś zdecydowaliby się na wybór innego zawodu.”
Na tym tle ciekawa jest informacja, jaką zawarł na swoim blogu prof. Bogusław Śliwerski, gdzie podzielił się swoimi refleksjami o Raporcie PIRLS „Międzynarodowe Badanie Postępów Biegłości w Czytaniu”. Przytoczył on tam takie, zaczerpnięte z tegoż raportu, dane:
„Jeszcze gorzej jest z poziomem poczucia braku satysfakcji z pracy zawodowej. To oznacza, że w ciągu pięciu lat znacząco wzrósł z 11 proc. do 19 proc. odsetek nauczycieli wskazujących na poczucie braku sensu wykonywania pracy.”
Ale ja wolę w tym miejscu przywołać – z tego samego źródła – inną informację:
„Prawie wszyscy czwartoklasiści w Polsce (96%) są uczeni języka polskiego przez nauczycieli, którzy deklarowali, że bardzo często lub często czują, że lubią swoją pracę.
Trochę niższe – choć nadal wysokie i dotyczące większości uczniów – są odsetki w odniesieniu do odczuwania przez nauczycieli, że ich zawód jest inspirujący, poczucia zadowolenia ze swojego zawodu, a także poczucia sensu i celu pracy (odpowiednio – 87%, 86% i 81%).”
Zastanawiacie się zapewne ku jakiej konkluzji dążę, zamieniając formułę felietonu w esej. Otóż, świadomie to czyniąc, pragnę zilustrować tymi przykładami moja tezę/hipotezę, że nawet w formule badań wykonywanych z zastosowaniem metodologii naukowych badań sondażowych, prowadzonych w zbliżonym okresie czasu, na tej samej kategorii respondentów, można otrzymać bardzo odmienne wyniki.
Wszystko zależy od świadomej, (bądź podświadomej) hipotezy, przyjętej na początku przez podmiot inicjujący takie badanie. Jeśli taką hipotezą jest twierdzenie, ze polscy nauczyciele są „nieszczęsną kategorią zawodową, będącą ofiarą prześladowań przez okropną władzę centralną” – to mamy wyniki takie jak otrzymano w badaniu Librusa. Jeśli zaś autorom i organizatorom badania przyświeca założenie, iż po prostu chcą dowiedzieć się „jak jest naprawdę”, to wyniki takiego badania są takie, jak w przypadku badania przeprowadzonego przez Fundację Orange.
I co ciekawe – wyniki tego sondażu w zasadzie potwierdziły międzynarodowe badania PIRLS.
No, chyba, że ktoś uważa, że Fundacja Orange jest cichym kolaborantem władzy, a badania PIRLS nie są obiektywne, bo odbywały się pod auspicjami Instytutu Badań Edukacyjnych….
Włodzisław Kuzitowicz