Archiwum kategorii 'Felietony'

W tę, jak się okazuje – wyjątkową niedzielą najpierw na stronie „Obserwatorium Edukacji” pojawił się news, dotyczący wczorajszego „Marszu Wolności”. Stało się tak, gdyż informowanie o nim jutro byłoby już „musztardą po obiedzie”. Nie zmieniło to jednak utrwalonej od lat tradycji, że niedziela jest czasem na felieton. I oto on:

 

Będzie on o czymś, co z prezentowanych w minionym tygodniu wydarzeń nie tylko najbardziej mnie poruszyło, ale co dotknęło najgłębsze warstwy moich, nie tyle politycznych co pedagogicznych, przekonań. Żeby nie napisać – wartości! A rzecz dotyczy nie tyle jednostkowego wydarzenia, jakim było zorganizowane 27 kwietnia w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim spotkanie z liderami Rady Dzieci i Młodzieży przy MEN, co tego, czego owo spotkanie było jedynie jednym z przejawów, a co w dniach od 18 do 28 kwietnia działo się w 16 miastach polski. Mam na myśli cykl spotkań, jakie pod hasłem „Jakiej reprezentacji potrzebuje polska młodzież” przeprowadzili owi liderzy „przymenowskiej” rady w ramach swojej kampanii promocji przedziwnego projektu „ustawy o Radzie Młodzieży Rzeczypospolitej Polskiej”.

 

 

 

 

Oto co o tej projektowanej radzie napisano na stronie łódzkiego UW:

 

Byłaby to niezależna i samorządna organizacja reprezentująca ogół młodzieży w kraju, która współpracowałaby z organami administracji państwowej. Reprezentowałaby interesy młodzieży, zapewniała możliwość prowadzenia stałych konsultacji pomiędzy młodym pokoleniem a Radą Ministrów oraz organami Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej. W projekcie ustawy* zakłada się, że Rada Młodzieży działałaby na rzecz tworzenia, wspierania i upowszechniania polityki młodzieżowej.

 

Nie wiem jak Wam, czytającym te słowa, ale mnie natychmiast skojarzyło się to z BBWR. Dla porządku przypomnę, że ta powstało po Zamachu Majowym (w1928 roku) struktura parapartyjna, której pełna nazwa to Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, była politycznym wsparciem rządu tzw. sanacji. W jego programie zapisano m.in. konieczność zwiększenia uprawnień władzy wykonawczej, niezależność prezydenta kosztem parlamentu i sanację (uzdrowienie) ustroju politycznego.

 

Może przesadzam, ale… Ale lepiej o zagrożeniach mówić kiedy są one w powijakach, niż wtedy, gdy już będzie za późno! A teraz o tym, dlaczego ta cała,pozornie godna poparcia młodzieżowa inicjatywa (stworzenia formalnej, stabilnej struktury, reprezentującej przed „dorosłymi” władzami państwa polską młodzież) budzi mój sprzeciw:

 

Po pierwsze: Twarzą tego projektu jest kilkoro członków aktualnego składu, powołanej przez minister Zalewską we wrześniu 2016r., Rady Dzieci i Młodzieży. Zwraca uwagę fakt nieobecności wśród owych komiwojażerów pomysłu tych z grona członków RDiM, którzy podpisali się w grudniu ub. roku pod „Listem do Prezydenta RP” z apelem o zawetowanie ustaw edukacyjnych. O tym, że w RDiM najprawdopodobniej doszło do rozłamu pisał już 19 grudnia 2016r. na swym blogu prof. Śliwerski w poście zatytułowanym „Fasadowa i schizoidalna w opinii wobec reformy szkolnej Rada Dzieci i Młodzieży przy MEN”:

 

Nie mogę znaleźć wśród podpisujących się (pod listem do Prezydenta RP – WK) Przewodniczącego tej Rady – Adama Janczewskiego. Ba, w składzie Rady jest 32 członków. Czyżby dziesięciu sprawiedliwych, a więc jedna trzecia składu tego pseudodemokratycznego gremium miało stanowić o wiarygodności treści Listu Otwartego? […]

 

Stawiam zatem pytanie: Jak ma się List Otwarty do Dokumentu, jaki to gremium przyjęło pod tytułem: Opinia do Projektu Ustawy – Prawo Oświatowe oraz Projektu Ustawy – Przepisy Wprowadzające Ustawę – Prawo Oświatowe ? […]

 

Mam chyba prawo zakładać, że aktualny skład tej „rocznej” Rady Dzieci i Młodzieży, mimo tego, że jego kompletowanie nie miało nic wspólnego z demokratycznymi procedurami (z listy wszystkich chętnych, którzy się zgłosili, po dwie osoby – członka i zastępcę członka – z każdego województwa wybierało MEN), zasiedli tam nie tylko klakierzy obecnej władzy. Nawiasem mówiąc RDiM przy MEN przypomina KC PZPR! Tam także funkcjonował status „członka” i „zastępcy członka” Komitetu Centralnego…

 

Czytaj dalej »



Przed dwoma tygodniami niedziela była pierwszym dniem Wielkanocy, dzisiejsza jest drugim dniem pięciodniowej majówki. Zastanawiałem się, czy powinienem proponować Czytelnikom kolejny felieton, czy także ogłosić w OE długi weekend. Jednak po analizie prognoz pogody doszedłem do wniosku, że właśnie w te dni wolne i chłodne, często także deszczowe, będzie większe zapotrzebowanie na lekturę nowych tekstów.

 

Proponuję więc – poczytajcie o… nie, nic nie będzie z „bieżączki” oświatowej, ani słowa o re… o deformie edukacji. Choć inspiracją dla podjęcia akurat tego tematu była ta wisząca nad nami zmora. Konkretnie „strumień mojej świadomości” miał swe źródło w informacji o ogłoszeniu projektu kolejnego rozporządzenia – tym razem w sprawie podstaw programowych dla szkół ponadpodstawowych. I nie mam tu na myśli konkretów w rodzaju wykazu lektur czy szczegółowych celów stawianych przed nauczycielami przedmiotów, które znalazły się w tym projekcie ( j. polski, WOS, matematyka, podstawy przedsiębiorczości i muzyka), a o „ tzw. całokształt…

 

Mam na myśli tę niezachwianą wiarę decydentów w ministerstwie, że można zadekretować taką skuteczną w działaniu maszynkę, która odpowiednio długo stosowana wobec ucznia „wyprodukuje” na wyjściu oczekiwany model człowieka-obywatela! Jako żyjący już dość długo człowiek mam w tej materii własne doświadczenia i przemyślenia. Bo jako rówieśnik Polski Ludowej (rocznik 1944) byłem poddawany systematycznej i długotrwałej obróbce ówczesnego systemu – w tym szkolnego, aby ukształtować mnie na „człowieka-obywatela socjalistycznej ojczyzny”. I – jak czas pokazał – był to wysiłek daremny…

 

I o tym, co z tamtych czasów pamiętam, jak to dziś oceniam i jak to rzutuje na moją opinię o dzisiejszych pomysłach pisowskiej władzy na wychowanie będzie dzisiejszy felieton.

 

Czytaj dalej »



Najważniejszym wydarzeniem minionego tygodnia, ze względu na możliwy wpływ na tą najbliższą, ale i odleglejszą przyszłość polskiej edukacji, było bez wątpienia złożenie w Sejmie kartonów z listami z ponad 910 tysiącami podpisów obywateli pod wnioskiem o ogłoszenie referendum w sprawie reformy edukacji, zarządzonej przez rząd PiS. Stało się to powodem do licznych tryumfalnych komentarzy w stylu „A widzicie? Nie macie racji, gdy głosicie, że Polacy popierają waszą reformę!

 

Publicyści podjęli, nienowy ale odświeżony temat, że ta cała inicjatywa jest spóźniona, przedstawiciele władzy dolewają oliwy do ognia, mówiąc, że na zatrzymanie reformy już za późno, że wszystko już do reformy gotowe: sieci szkół, podstawy programowe, podręczniki już się drukują,… Prezes ZNP argumentuje, że nieprawda, że gdyby referendum odbyło się w czerwcu, gdyby Polacy wzięli w nim liczny udział i większością głosów wypowiedzieli się przeciw reformie, można by przed pierwszym dzwonkiem nowego roku szkolnego unieważnić obie ustawy oświatowe i szkoły działałyby jak dotychczas.

 

Pozwolę sobie dorzucić do tej fali oświadczeń i opinii na temat oświatowego referendum tych kilkanaście zdań rozwiniętych moich przemyśleń:

 

Zacznę od tego, że nie wierzę w to, że rządząca większość parlamentarna zarządzi to referendum w czerwcu. I niech nikogo nie zwiodą deklaracje dyrektora Centrum Informacyjnego Sejmu pana Grzegrzółki, że „Marszałek Sejmu z dużym szacunkiem i uwagą podchodzi do inicjatywy referendalnej w sprawie edukacji”, ani wypowiedź pani minister Zalewskiej,„Uszanuję podpisy, bo jestem zwolenniczką wypowiedzi obywateli. […] Oddaję tę decyzję w ręce Parlamentu”. Moim zdaniem będziemy świadkami swoistego teatru, gry pozorów, polegającej najpierw na odwlekaniu terminu w którym wniosek wejdzie do porządku obrad któregoś z posiedzeń Sejmu, potem sprawa zostanie przekazania do komisji sejmowej, może nawet zostanie utworzona specjalna podkomisja.. Minie maj, zrobi się czerwiec. W końcu Sejm „uszanuje wolę 910 tys. obywateli” i wyznaczy termin referendum na… którąś z wakacyjnych niedziel.

 

Czytaj dalej »



Aby nie burzyć rodzinnego klimatu Świąt – kolejny felieton piszę i zamieszczam nie jak to mam w zwyczaju w niedzielę, a dzisiaj – w piątek 14 kwietnia. Mam nadzieję, że już się nic takiego w edukacyjnym światku nie wydarzy, co zasługiwałoby na komentarz i spokojnie mogę wytypować tematy z mijającego tygodnia. O jednym będzie krótko, za to drugiemu poświęcę więcej miejsca.

 

Ten short temat to próba „wróżenia z fusów”, czyli z ministerialnego komunikatu o wtorkowym finale XLII Olimpiady Historycznej. Podano tam, m.in., że zakres merytoryczny sprawdzianów obejmował: przemiany i rozpad świata rzymskiego na Zachodzie (IV–VI w.), problem turecki w Europie w XIV–XV w. oraz rolę monarchy w systemie parlamentarnym Rzeczypospolitej od XVI do XVIII w. W pierwszej chwili pomyślałem: to dziwne, nic o żołnierzach wyklętych ani o Katyniu i Smoleńsku? Wszak to 10 kwietnia! Ale po chwili przeczytałem te tematy jeszcze raz:

 

Przemiany i rozpad świata rzymskiego na Zachodzie”. Co prawda w okresie od IV do VI wieku, ale… Ale niech młodzież ma tą świadomość, że – skoro już raz ów Zachód się rozpadł, to może i teraz…

 

Problem turecki w Europie w XIV–XV w.” To jeszcze na długo przed rokiem 1683, czyli Wiktorią Wiedeńską polskiego króla, ale… Ale – jak widać – Europa nigdy nie potrafiła sobie poradzić z islamem bez Polaków…

 

Rola monarchy w systemie parlamentarnym Rzeczypospolitej od XVI do XVIII w.”. Niechaj młodzi uczą się ile może „suweren” (w tamtym okresie – szlachta) i jak „marnością nad marnościami” są inne Władze…

 

 

Tak sobie pomyślałem, że reżyserzy tego wydarzenia myślą głębiej i działają przemyślniej, niż ich o to posądzałem. Wszak od dawna głosi się, że historia (est) magistra vitae!

 

 

 

Ten drugi temat to szkolna debata „Młodzi o wartościach”, jaka we wtorek odbyła się w XXI Liceum Ogólnokształcącym im. B. Prusa w Łodzi. Kto jeszcze nie czytał relacji z tego wydarzenia – odsyłam do źródła. Tutaj podzielę się kilkoma zdaniami refleksji, których zamieszczenie w relacji zakłóciłoby konwencję tej formy.

 

 

Czytaj dalej »



Miniony tydzień zaczął się już w poniedziałek od złych wiadomości z NIK, potem wieczorem we wtorek,  przyniósł mi awarię komputera na którym tworzone jest „Obserwatorium Edukacji, (od tamtego czasu do teraz, jeszcze nie wiem jak długo,wszystkie materiały powstają i są zamieszczane na portalu administracyjnym z użyciem sprzętu zastępczego – na właściwie już„emerytowanym” PC), a zakończył się pogrzebem nauczycielskich nadziei na cofnięcie „Dobrej Zmiany” w edukacji, który dokonał się na oczach Polaków podczas piątkowej debaty sejmowej.

 

Odpuszczę sobie inne tematy i podzielę się tylko refleksjami, jakie wywołała lektura komunikatu NIK o wynikach kontroli na temat przygotowaniu do zawodu nauczyciela. Najbardziej zasmuciły mnie te informacje:

 

NIK wskazuje, że coraz wyraźniejsza staje się selekcja negatywna do zawodu nauczyciela. Łącznie już ponad dziewięć procent ogółu osób przyjętych na kierunki ze specjalnościami nauczycielskimi (w okresie objętym kontrolą) to absolwenci szkół ponadgimnazjalnych, którzy na egzaminie maturalnym uzyskiwali najniższe wyniki, tj. od 30 do 49 punktów (Uniwersytet Wrocławski na kierunki związane z zawodem nauczyciela przyjął 28 proc. osób z takim wynikiem).

 

Dalej też nie jest lepiej – kontrolujący wykazali, że proces kształcenia kandydatów na nauczycieli nie jest systematycznie usprawniany ani doskonalony, a później, już po wejściu do zawodu, także złe jest funkcjonowanie systemu awansu zawodowego. Nie tylko nie promuje on przede wszystkim nauczycieli, którzy NAPRAWDĘ rozwijają swoje kompetencje zawodowe, ale – co gorsze – nie „odsiewa” nienadających się do tej pracy adeptów do zawodu (nauczycieli stażystów) już na początku tej drogi – podczas egzaminu na zakończenie stażu.

 

Czy możliwa jest poprawa tego stanu? Boję się prognozować, gdyż „twarz Dobrej Zmiany” – minister Zalewska – zapowiedziała 27 marca w swym wystąpieniu na Konferencji Rektorów Uczelni Pedagogicznych, że „do końca czerwca opracowany będzie nowy, krajowy system kształcenia zawodowego nauczycieli”. Już teraz wiele kontrowersji wśród oświatowych związków zawodnych wzbudziła propozycja, zgłoszona przez panią minister podczas niedawnego posiedzenia Zespołu do spraw statusu zawodowego pracowników oświaty, aby nauczyciel który po studiach ma rozpoczynać karierę zawodową w szkole, musiał zdawać egzamin państwowy. Argumentowała, że taka zmiana jest odpowiedzią na postulat Najwyższej Izby Kontroli.

 
Czytaj dalej »



Dzień 2 kwietnia jest taką datą, z którą związanych jest kilka szczególnych okoliczności, sugerujących podjecie określonych tematów. Pierwszą  nich którą tu podejmę jest, obchodzony od 2008 roku z inicjatywy ONZ, Światowy Dzień Świadomości Autyzmu.

 

Nie mam zamiaru rozpisywać się szerzej na temat tego zaburzenia w rozwoju, gdyż nie mam wątpliwości, że czytelnicy tego felietonu są i w tej dziedzinie wyedukowani. Jednak przywołam tu dwa zdania informujące o objawach autyzmu:

 

Objawy autyzmu dotyczą głównie nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi, umiejętności komunikowania się i przywiązania do schematów. Osoby z autyzmem w wielu sytuacjach mogą nie rozumieć zachowania innych ludzi i ciężko nawiązywać im zwykły, swobodny kontakt.

 

Nie wiem jak Wy, ale mnie coraz częściej nachodzi myśl, że od pewnego czasu sprawują w naszym kraju rządy, a szczególnie w ministerstwie edukacji, osoby autystyczne…

 

 

Dzisiaj znaczny odsetek moich rodaków obchodzi 12.rocznicę śmierci Papieża-Polaka – Jana Pawła II, znanego przez większą część swego życia jako ksiądz, później krakowski biskup i w końcu kardynał Karol Wojtyła.

 

Czytaj dalej »



Oto dowód, że  pamiętam iż w felietonie nr 153, zatytułowanym „Remanent tygodnia i prywatny jubileusz” napisałem:

 

Kończąc  te wspomnienia zapowiem jeszcze, że już niedługo będę świętował kolejną rocznicę – tym razem mojego rzeczywistego debiutu dziennikarza-publicysty. Wtedy wyjaśnię co miałem na myśli pisząc powyżej „że to nie jest przelotny romans a realizacja młodzieńczej miłości – jak to się kiedyś mówiło – do pióra”.

 

Świętowałem wtedy 10-lecie  rozpoczęcia stałej, systematycznej działalności publicystycznej w „Gazecie Szkolnej”, co stało się początkiem czegoś, co – jak wtedy napisałem – okazało się, że nie jest przelotnym romansem, a realizacją młodzieńczej miłości, którą dopiero sześćdziesięciodwulatek miał szansę „skonsumować” łącząc to z główną pasją swego życia – „pedagogiką stosowaną”.

 

I właśnie dziś nadeszła pora na ujawnienie tej tajemnicy „młodzieńczej miłości”, na świętowanie 50-lecia mojego prawdziwego debiutu dziennikarsko-publicystycznego. Bo właśnie przed pięćdziesięcioma laty, 26 marca 1967 roku, pojawił się w druku mój pierwszy poważny tekst: „Rejs jeden z wielu”,  opublikowany w tygodniku Marynarki Wojennej „BANDERA”. Oto zdjęcia okładki tego numeru i tej publikacji, wydrukowanej na jego drugiej stronie:

 

 

Ale zanim opowiem o owej mojej „marynarskiej” przygodzie z dziennikarstwem, muszę pokrótce wyjaśnić jak to się stało, że 21-letni łodzianin został w kwietniu 1965 roku marynarzem, a po półrocznym szkoleniu w Ustce – od ostatnich dni października tego roku – rozpoczął swoją służbę jako operator radiolokacji na  okręcie Marynarki Wojennej OH „Bałtyk”, którego portem macierzystym był port wojenny Gdynia-Oksywie.

 

Dla potrzeb tego felietonu powiem tylko, że stało się tak dlatego, iż po roku studiowania filologii polskiej na Uniwersytecie Łódzkim straciłem zainteresowanie tą dziedziny wiedzy, uwiedziony urokami pedagogiki. Skreślony w październiku 1964 roku z listy studentów UŁ, bez podstaw do reklamacji  od obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej, otrzymałem – dokładnie 11 kwietnia 1965 roku, w dniu moich 21. urodzin – powołanie do Centrum Szkolenia Specjalistów Marynarki Wojennej w Ustce.

 

Więcej o tej radykalnej przemianie młodzieńca-poety, który dla możliwości studiowania filologii polskiej porzucił Technikum Budowlane i na półtora roku przed maturą przeniósł się do liceum ogólnokształcącego, a który nagle odkrył w sobie powołanie pedagoga-wychowawcy – można przeczytać w publikacji, zatytułowanej Przypadek lub „palec boży”, czyli jak kolonie letnie w Grabownie Wielkim przestawiły zwrotnicę mojej życiowej pasji”, zamieszczonej w Magazynie Sieci Rozwoju Nr 3 (luty 2017).*

 

Czytaj dalej »



Dzisiejszy felieton będzie „o wszystkim po trochu”. Zacznę od poniedziałkowego spotkania z posłanką Katarzyną Lubnauer. Kolportowane wiele dni wcześniej (także przez OE) zaproszenie ogłaszało, że odbędzie się ono pod  – zdawałoby się – nośnym hasłem: BROŃMY EDUKACJI. I co? I nic. Okazało się, ze albo pani poseł nie została odebrana przez łódzkie środowisko oświatowe jako potencjalny hetman tej obrony, albo… albo duch w narodzie (nauczycielskim) upadł i nie ma chętnych do roli oświatowych Ordonów. Jak dokumentuje  zdjęcie, załączone do relacji z tego wydarzenia – nie bez powodu zatytułowanego <Spotkanie „ostatnich Mohikanów” obrony edukacji>  – wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i  Młodzieży rozmawiała z – nie licząc osób z jej partii (w tym biura poselskiego) – kilkunastoma osobami.

 

Można się z tego powodu gorszyć, można smucić. Ale, moim zdaniem, należy potraktować to jako jeden z licznych w ostatnich tygodniach objawów (wskaźników) pogodzenia się większości nauczycieli, ale i ogółu dotąd protestującego społeczeństwa, z nieuchronnością reform pisowskiego walca, który – cytując niezapomnianego Wojciecha Młynarskiego – „przyjdzie i wyrówna. Czy to dobrze, czy źle? Jak to mówią – historia to osądzi! Jedno wydaje się oczywiste: nie jesteśmy już społeczeństwem Rejtanów, nie ma chętnych do szturmowania Samosierry, do pójścia z bagnetami na czołgi…

 

 

We wtorek do Urzędu Miasta Łodzi wpłynęły uwagi Łódzkiego Kuratora Oświaty do dwóch uchwał Rady Miejskiej, dotyczących nowej sieci szkół podstawowych i ponadpodstawowych. Znalazła się tam negatywna opinia o projekcie „włączenia Gimnazjum nr 1 i Gimnazjum nr 28 do Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Kopcińskiego, a także kuratorska sugestia dotycząca przekształcenia gimnazjów nr 10, 37, 38 i 39 w szkoły podstawowe. Pomijając oczywisty fakt, że nie można włączyć niczego do czegoś, czego nie ma (bo liceum ogólnokształcącego w tym budynku nie ma i nigdy nie było), martwi mnie w tej całej przepychance legislacyjno-formalnej między łódzkim magistratem (uosabianym w tej sprawie przez wiceprezydenta Tomasza Trelę – SLD),  a – imiennie – kuratorem Grzegorzem Wierzchowskim (PiS) coś, co za tą wojenką się kryje.

 

W jej gwarze i kurzu ginie istota problemu: optymalizacja strat, jakie nieuchronnie będą musieli ponieść aktualni i przyszli uczniowie i ich rodzice z tytułu przez nikogo (z wyjątkiem władzy) niechcianej reformy, tracimy szanse na spokojne rozpoznanie potrzeb edukacyjnych na teraz i na nadchodzącą przyszłość… Bo może ma rację kurator, że jeśli nie już, to za kilka lat zabraknie miejsc w istniejących podstawówkach, może tworzenie kolejnych liceów w mieście, w którym od kilku ładnych lat wiadomo, że są ogólniaki, które mają trudności z rekrutacją i kilkakrotnie próbowano je – nieskutecznie -zamknąć, tworzenie nowych jest – racjonalnie – nieuzasadnione?

 

 

W czwartek, już po raz piąty, w Muzeum Miasta Łodzi wręczono statuetki Łódzkich Łabędzi, którymi powołana przez Prezydent Łodzi Kapituła wyróżnia pracodawców wspierających szkoły. Nie warto rozwodzić się dłużej nad tym, że wśród wyróżnionych w kategorii „duża firma (powyżej 50 pracowników)” znalazł się przedstawiciel Komendy Miejskiej Policji w Łodzi – podobno w podzięce za to, że w konsekwencji wymianu taboru policjanci przekazali „Samochodówce” wycofane ze służby radiowozy. Zaiste – godne laurów, „wspierające rozwój łódzkiego szkolnictwa zawodowego” działanie.

 

Czytaj dalej »



Czy jest w obszarze edukacji taki temat, który może stać się motywem przewodnim tego felietonu, który będzie w stanie zainteresować czytelników, zalewanych zewsząd informacjami o historycznym zwycięstwie (1: 27) pani premier Szydło w Brukseli? I przebić się przez zalew relacji z wielkiej fety powitalnej, jaką na lotnisku zgotował wracającej premier Pan Prezes z bukietem kwiatów w ręku, w otoczeniu ministrów i licznej grupy jego dworzan? To powitanie niechaj stanie się wzorem dla kibiców polskich lekkoatletów i skoczków narciarskich, bo wszak nie zawsze będą wracali ze złotymi medalami na piersiach….

 

Ale wróćmy na nasze oświatowe podwórko. A tutaj „stara bida”. Bo cóż jest nowego w tym, że 6 marca pani minister Zalewska spotkała się z przedstawicielami Komitetu Nauk o Literaturze Polskiej Akademii Nauk, a w komunikacie o tym nie wspomniano nawet, że szacowni uczeni słali wcześniej liczne listy protestacyjne, sprzeciwiające się reformie edukacji w ogóle, a na łapu capu przygotowanej podstawie programowej z j. polskiego w szczególności?

 

Nie zaskoczył także nikogo, opublikowany 6 marca, list pani minister do Dyrektorów Szkół, Nauczycieli i Pracowników Oświaty. Otwiera go obłudne podziękowanie „za wszystkie opinie i uwagi zgłaszane zarówno do Kuratorów Oświaty, jak i bezpośrednio do MEN”, później znalazło się tam trochę „marchewki”, w postaci zapowiedzi „działań na rzecz zapewnienia dostępu do szerokopasmowego internetu w każdej szkole” i obietnicy, że „w tym roku, po raz pierwszy od pięciu lat, dokonana zostanie waloryzacja Państwa wynagrodzeń”.  Ryzykowne co do ostatecznych jego skutków może się okazać  ostatnie zdanie listu: „Bardzo liczę na Państwa pomoc we wspólnej pracy na rzecz dobrej szkoły”.  Zapewne znaczny procent adresatów tego epistolograficznego dziełka już niedługo, w piątek 31 maca,  właśnie w imię dobra swoich szkół,  zamiast prowadzić lekcje będzie strajkowało.

 

Do „stałych elementów gry”, jaką pani minister Zalewska toczy od ponad roku z samorządami, należy zaliczyć jej obecność 8 marca na Nadzwyczajnym Zgromadzeniu Ogólnym Związku Powiatów Polskich, które odbyło się w Częstochowie. Znów w komunikacie o tym nie było ani słowa, że i to środowisko było wcześniej sygnatariuszem protestów w sprawie wdrażania tej nieprzygotowanej reformy, ale za to zacytowano, powtarzane przez szefową MEN, jak mantra słowa: „ Mam nadzieję, ze wspólne będziemy uzupełniać się w naszych działaniach dla dobra uczniów i polskiej szkoły”.

 

Dzień później, podczas konferencji prasowej, pani minister z satysfakcja poinformowała, że „blisko 98 proc. rad powiatów oraz 95 proc. rad gmin przesłało już do zaopiniowania przez kuratorów oświaty uchwały w sprawie projektu dostosowania sieci szkolnych do nowego ustroju szkolnego”. W obszernym komunikacie o tym briefingu, jaki znalazł się na menowskiej stronie, zapewne za poradą specjalistów od PR, zapomniano poinformować, że podczas tego samego wystąpienia minister Zalewska powiedziała. że „Do końca marca pokażemy, jak będziemy zmieniać Kartę Nauczyciela.” Także i to mnie nie zaskoczyło….

 

Jak widać – nic nowego się nie działo… Aż tu nagle! Aż tu nagle piątkowy komunikat:

 

Dziś, 10 marca br. Premier Beata Szydło powołała Panią Marzenę Machałek na stanowisko Sekretarza Stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Nowa wiceminister edukacji przejmie obowiązki Pani Teresy Wargockiej.  

 

Czytaj dalej »



Mówią, ze felietoniście więcej wolno niż poważnemu publicyście-komentatorowi. Ale nie będę stosował tu strusiej strategii i udawał, że nie pamiętam tego, co napisałem przed tygodniem. A odważyłem się wtedy na wróżenie z fusów menowskich komunikatów i przepowiedziałem co będzie tematem tegorocznej sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży. Napisałem wtedy te słowa: „Z prawdopodobieństwem bliskim pewności twierdzę, że jutro dowiemy się, iż tegorocznym tematem posiedzenia będzie jakiś aspekt czczenie pamięci tzw. „Żołnierzy Wyklętych”.

 

Jak dziś wszyscy wiemy – przepowiednia ta (jak większość prognoz) nie sprawdziła się. Po raz kolejny nie doceniałem ideologów nowego KC przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Ja spodziewałem się kontynuacji znanej już melodii, a oni – nie po raz pierwszy – sięgnęli do sprawdzonych metod systemu, który oficjalnie tępią i wymazują z kart historii, lecz którzy w praktyce zachowują się jak małozdolni uczniowie dawnych mistrzów, serwując nam „restaurację” peerelu…

 

Aby nie stanąć przed „ziobrowym” sądem za zniesławienie „Przewodniej Siły Narodu” od razu podam dwa przykłady takich „powtórek z rozrywki”: system edukacji wg. modelu PRL i rządowe media, jeszcze niedawno publiczne, dziś ręcznie sterowane niczym za czasów prezesa Sokorskiego, przez usłużną władzy Radę Mediów Narodowych – z Elżbietą Kruk, Joanną Lichocką i Krzysztofem  Czabańskim jako przewodniczącym tego neo-radiokomitetu

 

Skąd takie moje skojarzenia? Przypominam co napisałem w komentarzu do środowej wiadomości, w której przekazano informację, że tematem tegorocznej sesji jest „Przestrzeń publiczna jako miejsce wolne od symboli propagujących systemy totalitarne. Lokalni bohaterowie w przestrzeni publiczneji że kandydaci na młodzieżowych posłów, aby zrealizować zadanie rekrutacyjne, mają odnajdywać miejsca w swoim najbliższym otoczeniu, „które propagują komunizmu lub inny ustrój totalitarny przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej”:

 

Czytaj dalej »