Poprzedni „jubileusz” z okazji 250. felietonu obchodziłem 30 grudnia ubiegłego roku. Pisałem go wówczas w warunkach „kryzysu technicznego”, to znaczy w sytuacji, gdy mój „oswojony” od lat laptop marki Dell ostatecznie i definitywnie odmówił posłuszeństwa, i kiedy to – w okresie przed zakupem nowego – pracowałem na nieznanym mi, tymczasowym sprzęcie (i oprogramowaniu) zastępczym.
Oto – dla przypomnienia – fragment tamtego tekstu: „Felieton nr 250. Tekst, który powstał „z okazji” – na przekór przeciwnościom losu”:
Takie „okrągłe jubileusze” stają się zazwyczaj okazją do podsumowań dotychczasowego „dorobku” – w tym przypadku owych 250. felietonów mojego autorstwa. Przygotowując się do tego zadania szybko uznałem, że pójdę na „łatwiznę” i nie będę powracał do reasumpcji pierwszych dwustu felietonów, gdyż uczyniłem to już przy okazji fetowania Felietonu nr 200, którego publikacja wypadła także w grudniu, ale ub. roku. Zatytułowałem go „Jubileusz, czyli coś się kończy, coś się zaczyna”. Kto nie czytał, lub już zapomniał jego treść – zachęcam do lektury. [Źródło: www.obserwatoriumedukacji.pl]
W dalszej części przypomniałem, wybrane z następnych 49-u, dziesięć felietonów, które uznałem za warte przywołania – zobacz TUTAJ
A jakie felietony z ich ostatniej „czterdziestkidziewiątki” uważam za warte przywołania z okazji tej kolejnej już ich „okrągłej” liczby?
Analizując w porządku chronologicznym, wybrałem te oto:
1.Felieton nr 255. Jak próbowałem pozytywnie myśleć. I czy to się udało (3 lutego 2019)
2.Felieton nr 262. O szkolnych inkubatorach dobrych relacji – prawie esej (24 marca 2019)
3.Felieton nr 271. Celem powinna być sytuacja, w której rpd będzie każdy nauczyciel (26 maja 2019)
4.Felieton nr 280. Kto uzdrowi edukację? Politycy, teoretycy, czy jednak praktycy? (4 sierpnia 2019)
5.Felieton nr 283. Wielka klapa projektu tworzenia szkół branżowych. Przynajmniej w Łodzi {25 sierpnia 2019)
6.Felieton nr 297. O zaściankowej edukacji w pisowskim „państwie dobrobytu” (24 listopada 2019)
Niezależnie od tych „laureatów” minionego roku nie mogę nie przypomnieć felietonu nr 275 z 23 czerwca 2019 – „W 13-ą rocznicę „poczęcia” mojego nowego wcielenia”: Oto jego najbardziej dla mnie istotny fragment:
W gabinecie siedziało już Kierownictwo WSP in corpore, t. zn. Pani Kanclerz Cyperling i Pan Rektor Śliwerski. Oboje z poważnymi minami… Rozmowę rozpoczęła Kanclerz Cyperling, informując, że „zdecydowaliśmy, iż gazeta.edu.pl ruszy jeszcze przed początkiem nowego roku szkolnego, a tobie proponujemy, abyś był jej redaktorem naczelnym. I jest to propozycja nie do odrzucenia.”
Moje zaskoczenie było totalne! Po chwili oszołomienia odzyskałem mowę i zacząłem przedstawiać argumenty, przemawiające za tym, że nie mogę przyjąć tej zaszczytnej propozycji: że nigdy nie byłem nie tylko redaktorem czegokolwiek, ale w ogóle dziennikarzem, a poza trym (miałem nadzieję, że będzie to argument rozstrzygający) – nie mam zielonego pojęcia o cyfrowej technologii internetowego redagowania gazety! W odpowiedzi na to usłyszałem od rektora Śliwerskiego, że nie będą nikogo innego szukać do tej roli, bo jest to gazeta o edukacji, a ja jestem pedagogiem i byłym wieloletnim nauczycielem i dyrektorem szkoły, że mam dobre pióro, bo przecież pisałem wiele tekstów, które były zamieszczane w papierowej „Gazecie Edukacyjnej”. Ostateczne zdania, obalające moje zastrzeżenia wygłosiła Małgorzata Cyperling, która powiedziała, że wie doskonale, iż Julek przed zamknięciem kolejnego numeru GE zawsze konsultował się ze mną, że On, gdyby mógł teraz zabrać głos, to także powiedziałby, że tylko ty powinieneś kontynuować jego dzieło… A poza tym we wszystkich sprawach „technicznych” w pierwszym okresie będzie cię wspierał Piotr Sobczak (był dyrektorem działu PR w WSP). I oczekuję, że się zgodzisz. [Źródło: www.obserwatoriumedukacji.pl]
Przywołałem dziś fragment tamtego felietonu, gdyż właśnie to wydarzenie stało się początkiem nowej formy mojej edukacyjnej aktywności. Gdybym wtedy nie zdecydował się na podjecie tego wyzwania, gdybym systematycznie przez kolejnych 7 lat nie nie redagował „Gazety Edukacyjnej”, gdybym w konsekwencji tego nie został dostrzeżony przez inne, „papierowe” redakcje, które zaoferowały mi swe łamy (przede wszystkim była to „Gazeta Szkolna”, w której m. in. pisywałem cotygodniowe felietony, ale także „Głos Pedagogiczny”, „Kształcenie Zawodowe”), to latem 2013 roku (kiedy zmierzająca do upadku WSP zaprzestała wydawania GE) nie wpadłbym na pomysł aby wykupić domenę, nie zainwestowałbym w usługę hostingowa, i nie byłoby w Internecie od września 2013 roku „Obserwatorium Edukacji”. I nie byłoby dzisiaj trzechsetnego felietonu.
No właśnie! Pierwszy felieton, zamieszczony 4 września 2013 roku był pierwszym tekstem, którym zainaugurowałem zaistnienie w „sieci” OE. Po raz kolejny przypomnę złożoną tam deklarację:
Moją ambicją jest także dostarczenie czytelnikom ciekawych artykułów i interesujących felietonów, w których będzie można skonfrontować swoje refleksje i poglądy z ich autorami. „Obserwatorium Edukacji” będzie otwarte dla wszystkich, którzy zechcą podzielić się z innymi nie tylko swymi sukcesami w codziennej pracy w szkole, przedszkolu czy placówce oświatowo-wychowawczej, ale także refleksjami i opiniami na aktualne tematy z obszaru edukacji, którymi żyją nie tylko politycy i publicyści, ale przede wszystkim nauczyciele i wychowawcy praktycy.[Źródło: www.obserwatoriumedukacji.pl]
I to jest główny powód mojej niepełnej satysfakcji z minionych ponad sześciu lat redagowania tego informatora edukacyjnego – jak to co robię nazwano w Google. Tak niewiele było przez ten czas takich nauczycielek i nauczycieli, którzy chcieli podzielić się na stronie OE swoimi doświadczeniami, zrelacjonować co ciekawego dzieje się w ich przedszkolu czy szkole, napisać o swoich przemyśleniach, niepokojach i sukcesach.
Może jeszcze muszę popracować nad poszerzeniem informacji o istnieniu „Obserwatorium Edukacji”? Może nie zdobyłem jeszcze zaufania w środowisku eduzmieniaczy?
x x x
Pozostało mi jeszcze złożenie oświadczenia w sprawie formy tych felietonów – z myślą o przyszłości. Otóż nie po raz pierwszy oświadczam, że znam definicję felietonu: „Gatunek publicystyczny, krótki utwór dziennikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający punkt widzenia autora.”
Jednak nie jestem w stanie w pełni podporządkować się tej definicji. Zwłaszcza w tym aspekcie, że to „krótki utwór dziennikarski”. Trudno, ale będziecie musieli Szanowni Czytelnicy zaakceptować moją skłonność do rozwijania i pogłębiania tematów, do posługiwania się w wielu przypadkach techniką hipertekstu, do odchodzenia od formy felietonu w stronę eseju…
W zamian za to zobowiązuję się do podejmowania tematów ważnych, aktualnych, może nawet czasem kontrowersyjnych, „niepolitycznych”…
Bo jestem redaktorem i publicystą niezależnym. Bo najbardziej cenie sobie moją wolność wypowiedzi!
Włodzisław Kuzitowicz