Przypominam, że część 1. Rozdziału XI zakończyłem wspomnieniem o tym jak ostatecznie rozstałem się z rolą członka partii, i padły tam takie, końcowe, słowa:

 

Od tamtego dnia jestem osobą bezpartyjną. Ale z tego spotkania wynikło jednak coś bardzo pozytywnego, co zaprocentowało po paru latach… A było to tak:

 

Jak to w moim życiu często się zdarzało, i tym razem zadziałał przypadek (?). Bo po wejściu do sali, w której odbywało się zebranie wyborcze (nie mogę sobie przypomnieć gdzie  to było – mam takie „mętne” wspomnienie, jakby była to jakaś sala wykładowa na Politechnice Łódzkiej), dostrzegłem wolne miejsce przy jednym ze stolików, obok nieznanego mi wcześniej młodego człowieka – w wieku studenckim. Podczas zebrania wielokrotnie dzieliliśmy się opiniami o wypowiedziach zabierających głos osób – okazało się, że mamy bardzo podobne poglądy. Pomimo tak znaczącej różnicy wieku.

 

Przed zakończeniu zebrania, jeszcze przed pożegnaniem, nie tylko poznałem jego personalia, ale wymieniliśmy się telefonami. Tym studentem, wtedy jeszcze członkiem partii demokraci.pl był Leszek Jażdżewski.

 

Od tamtego dnia minęło ponad dwa lata, podczas których, od czasu do czasu, kontaktowaliśmy się ze sobą. Dzięki temu dowidziałem się nie tylko, że Leszek rozstał się z „demokraci.pl”, ale przede wszystkim, że razem z Tomaszem Lenkowskim stworzyli  internetowy miesięcznik „Liberté!”, z podtytułem  „Głos wolny, wolność ubezpieczający”.      

 

Leszek został jego redaktorem naczelnym, a Tomasz był prezesem Fundacji „Liberté” – wydawcy tego  tytułu. Wkrótce usłyszałem propozycję współpracy z redakcją, to znaczy  abym pisał dla nich teksty.

 

„Liberté!” od 2008 r. ukazywało się w formie internetowego miesięcznika, a od 2009 także w formie drukowanego kwartalnika. Oto okładka  pierwszego drukowanego numeru, fragment spisu treści oraz skład redakcji i zespołu „Liberté!” – jako udokumentowanie inauguracji mojej współpracy z tym pismem.

 

 

 

 

 

Oto zestawienie wszystkich moich tekstów opublikowanych na łamach „Liberté”:

 

 

1.Refleksje pedagoga o raporcie „Kapitał intelektualny Polski” – 2 sierpnia 2008  –  TUTAJ

 

2.Wychowanie obywatelskie w szkole. Ale jakie?   –  1 listopada 2008  –  TUTAJ

 

3.Rodzice i szkoła w społeczeństwie obywatelskim  –  18 grudnia 2008  –  TUTAJ

 

4.Polska edukacja na półmetku rządów Tuska  –  28 grudnia 2009  –  TUTAJ

 

5.Dylematy kształcenia zawodowego  –  12 marca 2010  –  TUTAJ

 

6.Wizja edukacji złotego środka  –  7 grudnia 2019  –  TUTAJ

 

 

 

W okresie od 5 listopada 2014 do 17 listopada 2017 zamieszczałem, także pod firmą „Liberté!”, moje teksty, ale w formule bloga:

 

1. O niedookreślonej płci Kubusia Puchatka i pewnej dociekliwej dyrektorce liceum – TUTAJ

 

2. MEN liberalnie, czyli o możliwości wybierania lektur szkolnych dla uczniów podstawówek – TUTAJ

 

3. refleksje pod wpływem zewnętrznych bodźców, czyli – za Wyspiańskim: „Żeby oni chcieli chcieć”

TUTAJ

4. O niedokończonej transformacji w oświacie – przypis do artykułu Leszka Jażdżewskiego w „Gazecie Wyborczej” – TUTAJ

 

5. Moje dziennikarstwo obywatelskie, czyli o szansie na niepisowską szkołę – TUTAJ

 

6. reformy edukacji potrzebujemy w Polsce najbardziej  –  TUTAJ

 

7. O dywanowych nalotach ekipy Zalewskiej na polskie szkoły i o tym, że musimy budować Ruch Oporu

TUTAJ

8. O tym, że szkoła to nie monolit, a nauczyciel nie jest jej jedynym fundamentem – TUTAJ

 

Źródło:  www.liberte.pl/author/wkuzitowicz/blog/

 

Lata mijały, redakcja „Liberté!” i jej naczelny coraz bardziej wchodzili w tematy świata  polityki, a ja coraz mniej miałem z tym światem wspólnego. Jak zauważyliście – ostatnim był mój tekst, zatytułowany „Wizja edukacji złotego środka, który został opublikowany 7 grudnia 2019.

 

x          x          x

 

I o jeszcze jednej mojej aktywności – o charakterze działalności społecznej, nie politycznej – muszę wspomnieć na zakończenie tej opowieści. A była to – także publicystyczna – aktywność, tym razem w ramach Komitetu Obrony Demokracji (KOD). Ale nie byłoby tego bez wcześniejszego – jak zwykle u mnie – przypadkowego spotkania z pewnym nieznanym mi – jak się okazał – łodzianinem, podczas ,3 Kongresu Polskiej Edukacji , który w dniach 29 – 30 sierpnia 2015 roku  odbył się w Międzynarodowym Centrum Konferencyjnym  w Katowicach.

 

Już pierwszego dnia rano, w największej sali tego Centrum, (gdzie miało odbyć się uroczyste otwarcie Kongresu),  kiedy szukałem optymalnego miejsca (niezbyt daleko od estrady i tuż przy środkowym przejściu, abym mógł nie przeszkadzając nikomu, w dowolnej chwili, wstać i robić zdjęcia), zauważyłem takie właśnie, optymalne  miejsce.  Obok siedział mężczyzna w średnim wieku, którego zapytałem „Czy to miejsce jest wolne?”. Odpowiedział – „Tak.”

 

Do tego spotkania doszło w miejscu wskazanym strzałką.

 

Po jakimś czasie, zakładając, że na tym wydarzeniu widzami są nauczyciele, zapytałem go: „A pan skąd przyjechał? Z jakiej szkoły?”  Na co usłyszałem: ”Jestem z Łodzi, a pracuje na Uniwersytecie łódzkim.”.  Tak poznałem profesora dr hab. Jarosława Płuciennika, wtedy – jeszcze – prorektora ds. programów i jakości kształcenia na UŁ…

 

Drugiego dnia już go nie spotkałem. O nowej znajomości prawdopodobnie bym zapomniał, gdyby nie…

 

Gdyby nie wyniki wyborów do Sejmu i Senatu z 25 października 2015, w których wygrało Prawo i Sprawiedliwość, gdyby nie efekty ich rządów, w tym – wtedy – najbardziej bulwersujące decyzje dotyczące  zmian w strukturze Trybunału Konstytucyjnego i w ogóle w obszarze sądownictwa, co stało się przyczyną powołania 2 grudnia 2015 roku nowego ruchu sprzeciwu o nazwie Komitet Obrony Demokracji.

 

W Łodzi komórka KOD powstała bardzo krotko po tej dacie – już 7 grudnia. Nie pamiętam źródła inspiracji, ale na pewno z Internetu dotarła do mnie informacja, że organizują grupy działania, w tym grupę zajmująca się edukacją. Postanowiłem zgłosić się  i w tym celu przybyłem na założycielskie spotkanie, które wieczorem 19 stycznia 2016 roku odbyło się w niewielkiej salce w hostelu o nazwie „Cynamon”, przy ul. Sienkiewicza 40.

 

Byłem tam sporo przed wyznaczoną godziną 18-ą.W pierwszych minutach nikogo znajomego w jeszcze nielicznym gronie obecnych nie dostrzegłem. Ale jakież było moje zdumienie, kiedy nagle do pomieszczenia wszedł… prof. Jarosław Płuciennik. On mnie także rozpoznał, uśmiechnął się na mój widok i z wyciągniętą ręką podszedł mówiąc: „Witam cię w naszym gronie. Bardzo się  cieszę, że będziemy razem działali!

 

To była bardzo miła niespodzianka, owo przejście „z marszu” na „ty”.

 

Wkrótce okazało się, że uczestniczyły w tym zebraniu jeszcze dwie znane mi wcześniej osoby: Elżbieta Sardecka-Sokół  – która była moją studentką na pedagogice w czasach gdy pracowałem na UL, a później spotykaliśmy się, kiedy przez wiele lat była pedagogiem szkolnym w jednej z łódzkich szkół podstawowych, oraz Elżbieta Leśniowska – którą już przedstawiałem w moich wspomnieniach jako osobę zatrudnioną przeze mnie w „Budowlance” na stanowisku pedagoga szkolnego.

 

W trakcie spotkania wyjaśniło się, że źle odczytałem informację o powołaniu grupy edukacyjnej. Bo organizatorzy mieli na myśli, że jej zadaniem będzie edukowanie mieszkańców Łodzi, polegające na informowaniu ich o rządach PiS i tego skutkach, a nie zajmowanie się problemami edukacji.

 

I wtedy Jarek – bo tak już do siebie zwracaliśmy się – widząc moje rozczarowanie, zaproponował mi „zastępczą” formę mojej aktywności w ramach KOD- u: Abym  na portalu < KOD region łódzki > zamieszczał teksty, informujące o najbardziej aktualnych problemach, jakie są skutkiem decyzji rządu PiS w obszarze edukacji. Tak powstała moja zakładka „Donosy o reformie”.

 

Pierwszy tekst pt. „O pseudodemokratycznych procedurach debat nt. pisowskiej reformy edukacji – Donos pierwszy” [TUTAJ] ukazał się już 15 lutego 2016 roku. Po nim zamieszczałem tam kolejne:

 

O pseudodemokratycznych procedurach debaty nt. pisowkiej reformy edukacji – Donos drugi

 

Dlaczego warto bronić gimnazjów i dlaczego – chyba – mają one szansę na przetrwanie Cz. I

 

Dlaczego warto bronić gimnazjów i dlaczego – chyba – mają one szansę na przetrwanie Cz. II

 

Donos o kuratorach, czyli komu i do czego są oni potrzebni

 

Donosu drugiego c.d.: Jak to naprawdę jest z tymi wojewódzkimi debatami oświatowymi?

 

Łódzka debata oświatowa się odbyła. I najważniejsze w tym jest to, że się odbyła!

 

Jest jak miało być…

 

Dziewiąty donos: W MEN trwają intensywne prace nad ustawą o reformie

 

 

I to był ostatni tekst z owego cyklu „Donosy o reformie”, który został tam zamieszczony 1 sierpnia 2016 roku. Po kilku miesiącach, pod tą samą zakładką,  zamieszczono relację z przygotowanej przez sekcję edukacji KOD debaty pod hasłem ”Quo vadis oświato. Odbyła się ona w klubie „6. Dzielnica”, miejscu takiego i podobnych wydarzeń, które  powstało z inicjatywy i którego gospodarzem była – nomen omen – Fundacja „Liberté”!  

 

 

Uczestnicy debaty – od lewej: prowadząca – Elżbieta Leśniowska, Jolanta Trawczyńska-Markiewicz z ŁCDNiKP, Włodzisław Kuzitowicz, prof. Jarosław Płuciennik i dr Andrzej Kompa – adiunkt w Instytucie Historii UŁ.

 

 

Później osłabły moje kontakty z łódzkim KOD-em, głównie z przyczyny braku zapotrzebowania na moje kolejne teksty, bo i temat reformy pani Zalewskiej już się opatrzył, a nowych tematów – tak samo „atrakcyjnych” – póki co nie było. A włączać się w działalność „uliczną” KOD-u nie pozwalało mi coraz słabsze zdrowie…

 

Muszę jeszcze wyjaśnić, dlaczego w rozdziale „ Moja aktywność polityczna i społeczna w III R P” znalazły się wykazy moich publikacji, dlaczego nie stały się one częścią poprzedniego – temu właśnie poświęconego – rozdziału. Otóż tamte teksty pisałem „za pieniądze” – redakcje wszystkich tych czasopism przesyłały mi pewne – co prawda niewielkie, ale jednak – tantiemy. Natomiast zarówno w „Liberté”, jak tym bardziej w „KODzie”, była to właśnie działalność społeczna….

 

x            x           x

 

Postanowiłem przy tej okazji wspomnieć o jeszcze jednej mojej aktywności, której początek także ma związek z z upadkiem PRL i powstaniem III RP. Nie jest to działalność polityczna, a czy można nazwać ją „społeczną” – to zależy od przyjętych kryteriów. Otóż w roku 1991 zostałem ławnikiem Sądu Wojewódzkiego w Łodzi i funkcjonowałem w zespołach sędziowskich w II Wydziale Karnym. Rozprawy odbywały się  najczęściej w największej sali na I piętrze, z oknami na Plac Dąbrowskiego, gdzie ubrany w togę sędziowską (wypożyczaną w sądowej szatni) zasiadałem składach sędziowskich..

 

 

Ale aby okoliczności zaistnienia tej, tak dla mnie nietypowej, działalności były jasne, muszę cofnąć się do lat siedemdziesiątych i późniejszych, w których bardzo aktywnie działałem w Towarzystwie Wiedzy Powszechnej. Opisałem ten okres w Eseju wspomnieniowy IV.4. O tym, że nie tylko dydaktyką i pracą naukową żyłem”. O kolejnym etapie tej aktywności można przeczytać w rozdziale – „Esej wspomnieniowy cz. V.2. Kolejne lata w TWP. O narkomanii i problemach dojrzewania”. Oto fragment tego tekstu, w którym zawarłem istotne dla dalszej opowieści fakty:

 

[…] Ale przedtem jeszcze o tym, że do Kazimierza pojechaliśmy służbowym Fiatem 125p, którym dysponował Oddział Łódzki TWP –  przede wszystkim w celu dowożenia prelegentów do szkół, bibliotek i świetlic wiejskich w terenach podłódzkich. To podczas takich zbiorowych wyjazdów, kiedy jednym kursem jechały trzy osoby do trzech różnych miejscowości, ale leżących „po trasie”, wysadzane kolejno i „zbierane” w drodze powrotnej, poznałem młodego prawnika […] – Grzegorza Szkudlarka, który, podobnie jak ja wiedzę pedagogiczną, upowszechniał wiedzę prawniczą także w środowiskach podmiejskich. Wspominam o nim teraz z dwu powodów. Po pierwsze – bo on także był w tej łódzkiej ekipie na seminarium w Ośrodku „Arkadia”, a po drugie – bo już za kilka lat dzięki niemu będę mógł prowadzić swoją społeczną aktywność pozazawodową na jeszcze jednym, niespodzianym polu.[…]

[Źródło: www.obserwatoriumedukacji.pl]

 

Od opisanych wydarzeń mijały lata, każdy z nas szedł swoją ścieżką kariery zawodowej. Grzegorz Szkudlarek był sędzią Sądu Rejonowego w Łodzi, od 1987 sędzią Sądu Wojewódzkiego w Łodzi. W III RP został powołany na prezesa tego sądu.  Zmieniała się także sytuacja w TWP. Po zmianie ustroju w Polsce zmieniła się także rola TWP. Dotychczasowi  zleceniodawcy akcji odczytowej przestali dysponować środkami na ten cel (np. szkoły, biblioteki, wiejskie domy kultury), działalność  TWP została bardzo ograniczona, dotychczasowe władze zostały wymienione na nowe osoby. Zmiana nastąpiła także w oddziale łódzkim – prezesem został Grzegorz Szkudlarek, a zastępcą – ja. I działaliśmy w tych rolach aż do likwidacji Oddziału Łódzkiego TWP…

 

I takie były okoliczności tego, że Grzegorz – jako Prezes Sądu Wojewódzkiego, zaproponował mi, abym – w ramach „odnowy  kadr”, został ławnikiem Sądu Wojewódzkiego.” Jak informuje Wikipedia Ławnik – niezawodowy członek składu orzekającego sądu, stanowiący czynnik społeczny w wymiarze sprawiedliwości.”  Abym mógł zrealizować jego pomysł musiałem przejść odpowiednią procedurę – w moim przypadku była to konieczność zebrania pod wnioskiem o powołanie mnie na ławnika SW 50-u podpisów osób popierających moją kandydaturę. Trochę mnie to kosztowało czasu i starań, ale będąc osobą znaną  na osiedlu w którym mieszkałem od 1977 roku, gdzie wcześniej byłem członkiem Rady Osiedla, nie miałem z tym większego problemu.

 

Nie będę tu opisywał szczegółów z tego – jak się okazało – 5-o letniego okresu „ławnikowania” –  bo z końcem 2004 roku naszą czteroletnią  kadencję przedłużono o rok. Powiem tylko, że wiele się przez ten czas nauczyłem o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości,i że byłem nietypowym ławnikiem. Powszechnie przez sędziów ławnicy nazywani byli „śpiochami”. Ja nie byłem jedynie statystą w składach orzekających, a zadawałem podczas posiedzenia pytania świadkom i oskarżonym. Także kiedy „sąd udawał się na naradę” aby ustalić wyrok w głosowaniu – większością głosów, gdzie  nasze – ławników – głosy miały taką samą wartość jak głosy sędziów zawodowych. Ławników w trzyosobowym składzie sędziowskim było dwu/dwoje, a w składzie trzyosobowym – trzech/troje. Tam także miałem własne zdanie – nie byłem jedynie „maszynką do głosowania – według zaleceń sędziego przewodniczącego. Tam także wyrażałem moje „zdanie odrębne”,  jeżeli argumentacja sędzi/sędziów zawodowych mnie nie przekonała. Pamiętam, że w jednej z rozpraw zapadł, z mojej inicjatywy podjęty  – trzema głosami ławników – wyrok uniewinniający, choć zawodowi sędziowie  wnioskowali o wyrok skazujący.

 

To wszystko spowodowało, że nie znalazłem się na liście ławników, którym z dotychczasowej ekipy zaproponowano kontynuowanie ich funkcji w kolejnej kadencji –  na co dozwalały przepisy. Nie żałowałem tego, ja także miałem już wtedy inne priorytety na dalszy etap życia – już w roli aktywnego emeryta – wykładowcy  w prywatnych szkołach wyższych.

 

Z  tych sądowych doświadczeń wyniosłem nie tylko wiedzę o realiach funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości – na poziomie II instancji, ale nauczyłem się czytać Kodeks Karny, poznałem specyficzny język prawniczy, co bardzo pomogło mi później w rozumieniu i interpretowani prawa oświatowego, i w ogóle ustaw sejmowych. Dzięki temu mogłem podjąć  się roli wykładowcy takich przedmiotów, jak „Prawne podstawy pracy opiekuńczej” i „Prawne podstawy pracy socjalnej”.

 

Zaś Grzegorz Szkudlarek po kilku latach kierowania Sądem Wojewódzkim został Prezesem Ośrodka Zamiejscowego Naczelnego Sądu Administracyjnego w Łodzi. Po dalszych latach pracy – już jako zwykły sędzia – przeszedł w stan spoczynku. Zmarł w październiku 2019 roku.

 

 

x          x          x

 

 

Zgodnie z moim zamierzeniem, jest to koniec OSTATNIEGO – XI rozdziału moich wspomnień. Jednak postanowiłem, że napiszę jeszcze ANEKS do tej opowieści, z  którego będziecie mogli dowiedzieć się, że te wszystkie opisane wcześniej wydarzenia, pełnione funkcje i stanowiska, były dziełem „człowieka nieidealnego”.

 

 

A więc – cierpliwości. Jeszcze w sierpniu zamieszczę ten tekst.

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

 

 



Zostaw odpowiedź