
Foto: www.warsztatyedukacyjne.com
Wczoraj na portalu EDUNEWS.PL, pod zakładką <Szkoły i uczelnie> znaleźliśmy tekst Danuty Sterny, zatytułowany „Spotkanie z rodzicami – dobre doświadczenie”. Mając na uwadze ożywienie debaty publicznej (nie tylko „okrągłostołowej”) wokół tematyki doskonalenia pracy szkoły, a nauczycieli w szczególności, uznaliśmy, że zwrócenie uwagi naszych Czytelników na ten swoisty „poradnik” autorstwa znanej ekspertki prowadzonego przez CEO i PAFW programu „Szkoła Ucząca Się” (SUS) będzie jak najbardziej na czasie.
Poniżej zamieszczamy fragmenty tego teksu i link do pełnej jego wersji. Pogrubienia w cytowanym tekście – redakcja OE:
- Wiadomo, że gdy rodzice angażują się w naukę dziecka, osiąga ono lepsze wyniki. Obecnie rodzice starają się aktywniej uczestniczyć w sprawach szkolnych. Dla nauczycieli jest to często wyzwaniem, bo oznacza to więcej trudnych rozmów z rodzicami. Nawet wtedy, gdy wszystkie strony chcą dobrze, i tak w relacji mogą pojawiać się emocje i nieporozumienia.
Przedstawię 10 wskazówek, jak organizować takie spotkanie z rodzicami ucznia, aby było ono efektywniejsze i łatwiejsze dla obu stron.
14 maja 2019 roku odbyło się kolejne zdalne spotkanie Refleksyjnych Nauczycieli (RN), podczas którego dyskutowaliśmy nad tymi wskazówkami i wymienialiśmy doświadczenia. Na bieżąco spisałam kilka naszych przemyśleń – kursywą.
Szybki i stały kontakt
Najczęściej problemy, którymi nauczyciel chce się podzielić z rodzicami, dotyczą zachowania dziecka w szkole. Zamiast czekać na zbliżające się spotkanie z rodzicami, można napisać do nich e-mail lub zadzwonić. Gdy rodzice przyzwyczają się do takich kontaktów, nie będą one dla nich zaskoczeniem i będą mieli poczucie czuwania nad rozwojem dziecka. Wtedy też sprawy szkolne nie będą „urastać” do wielkich rozmiarów, zanim rodzice i nauczyciel spotkają się w szkole.
Ten punkt zdaniem Refleksyjnych Nauczycieli (RN) był jednym z najważniejszych. Jak zorganizować takie kontakty? RN podali co najmniej trzy sposoby: stała korespondencja poprzez dziennik elektroniczny, kontakty telefoniczne oraz stałe dyżury nauczyciela. RN zauważyli, że warto taki szybki kontakt określić w czasie, aby jedna osoba nie zajęła za dużo czasu.
Ustalić czas spotkania i jego cel
Obie strony, to znaczy rodzice i nauczyciel, muszą wiedzieć, ile czasu potrwa spotkanie i co będzie jego przedmiotem. Warto zapytać wcześniej, czy rodzice chcą poruszyć w czasie rozmowy jakieś dodatkowe sprawy. Można o to zapytać poprzez dzienniczek ucznia, albo poprosić o maila, czy telefon w tej sprawie. Tak ustalone zasady spotkania są dla obu stron potrzebne i dają rodzicom poczucie bycia „zaopiekowanymi” przez nauczyciela ich dziecka.
W tej sprawie RN zauważyli, że warto na początku współpracy z rodzicami określić zasady tej współpracy, czyli kiedy i w jakich sprawach będą rodzice i nauczyciel się ze sobą kontaktować. Szczególnie ważne jest ustalenie czasu przeznaczonego na rozmowę, aby nie tracić go na zbędne tematy. Zaproponowano, aby ustalać wcześniej przed spotkaniem tematykę (cel) spotkania i informować o tym rodziców przed spotkaniem.
Przed kilkoma dniami do redakcji „Obserwatorium Edukacji” dotarła wiadomość o kolejnym etapie realizacji nietypowego programu, realizowanego wspólnie przez dwie łódzkie szkoły i jedną z Białegostoku. Tymi szkołami są: Szkoła Podstawowa z Oddziałami Integracyjnymi nr 111 oraz Szkoła Podstawowa nr 26, działająca w ramach Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 4, a także Szkoła Podstawowa nr 26 im. St. Staszica w Białymstoku.
Programem tym jest projekt „Erasmus po polsku”, który, poza imieniem holenderskiego filozofa, nie ma nic wspólnego z popularnym unijnym programem o takiej nazwie. Oto cele tego projektu:
•motywowanie uczniów do poznawania Łodzi jako miasta wielokulturowego,
•umożliwienie uczniom poznania kultur, obyczajów i tradycji mniejszości narodowych w Polsce,
•budowanie postawy otwartości, szacunku i tolerancji dla odmienności kulturowej,
•wzmacnianie własnej tożsamości kulturowej,
•inspirowanie do podejmowania twórczego wysiłku.
Więcej o projekcie „Erazmus po polsku” – TUTAJ
Zanim przejdziemy do zrelacjonowania wczorajszych wydarzeń poinformujemy, że w ramach realizacji tego projektu odbywały się już różne spotkania i warsztaty. Między innymi dla uczniów SP nr 111 pan Piotr Malesa – nauczyciel SP nr 26 w Łodzi prowadził warsztat poświęcony historii ulicy Piotrkowskiej, a pani Małgorzata Matecka – nauczycielka SP nr 111 prowadziła dla uczniów SP 26 warsztat na temat języka nienawiści
Warsztat na temat historii ulicy Piotrkowskiej dla uczniów SP nr 111 prowadzi pan Piotr Malesa
Warsztat na temat języka nienawiści dla uczniów SP nr 26 w Łodzi prowadzi pani Małgorzata Matecka
Natomiast wczoraj (15 maja), do uczniów dwu łódzkich szkół dołączyli goście z Podlasia: ze Szkoły Podstawowej z Gródka i ze Szkoły Podstawowej w Michałowie. Uczniowie tamtejszych szkół, wspólnie z łódzkimi gospodarzami tej wizyty, rozpoczęli trzydniową przygodę z wielokulturową Łodzią.
Foto:www.facebook.com/wojmusial/
Wojciech Musiał
9 maja na portalu „Juniorowo” zamieszczony został tekst Wojciecha Musiała – współtwórcy i współredaktora tego portalu, którego tytuł-pytanie: „Po co właściwie jest matura?” zapowiada co czytelnik znajdzie podczas lektury. Zaczyna się to tak:
Po co właściwie jest matura? Takie pytanie zadałem sobie w miniony poniedziałek, gdy – poproszony o nagłe zastępstwo – zostałem członkiem komisji maturalnej w czasie pisemnego egzaminu z języka polskiego. Obserwując maturzystów miałem mnóstwo czasu na przemyślenia dotyczące egzaminu dojrzałości.
Pominęliśmy kilka akapitów, aby zaprezentować główny wątek rozważań autora:
[…] Salę wypełniała cisza dzielona na sekundowe interwały głośno tykającego zegara. Egzamin dojrzałości – myślałem – co ta nazwa właściwie oznacza? Czy młodzi ludzie, którzy ją zdają, automatycznie stają się dojrzali? Przecież jeszcze do niedawna były to po prostu dzieci. W jaki sposób matura może zmienić ich w osoby dojrzałe? Czy matura rzeczywiście jest cezurą oddzielającą dzieciństwo od dorosłości? Tak jak ukończenie osiemnastego roku życia potwierdzone otrzymaniem dowodu osobistego? Czy fakt, że od tej pory możemy głosować, kupować alkohol, starać się o prawo jazdy oraz o wstęp na uczelnię wyższą sprawia, że stajemy się dojrzali? […]
Po co w takim razie jest matura? Rozsądek podpowiada, że jest to forma sprawdzenia, jak szkoła przygotowała ucznia do… no właśnie, do czego? Do życia? Bzdura! Umiejętność napisania wypracowania, obliczenia całek oraz znajomość daty bitwy pod Płowcami czy ewolucji roślin okrytozalążkowych nie przygotowuje do życia. Szkoła średnia przygotowuje więc ucznia do zdania matury. A więc matura jest celem samym w sobie.
Prawdziwa wartość człowieka, śmiem twierdzić, leży poza nią. Określają ją nasze relacje z innymi ludźmi, a nie bagaż zapamiętanych faktów z polskiego, matematyki, historii czy biologii. Nie neguję sensu nauki. Neguję jedynie wartość matury jako miernika naszej dojrzałości.
Zdaję sobie sprawę, że matura jest konieczna, jeśli chcemy studiować, żeby zostać lekarzem, inżynierem, nauczycielem… Jest wymogiem formalnym, koniecznym do kontynuowani edukacji. Ale jednocześnie zupełnie nie określa jakości naszej egzystencji. Innymi słowy poczucie szczęścia czy spełnienia w życiu nie zależy od jej zdania. Możemy być głęboko nieszczęśliwym lekarzem i promieniującym szczęściem budowlańcem. Lub odwrotnie. Szczęście leży poza maturą, poza całym systemem edukacji.
To trochę tak jak ze ślubem, który określa się najpiękniejszym dniem w życiu. Ślub jest ceremonią konieczną do zawarcia małżeństwa, ale przecież jakość związku nie zależy od ceremonii, ale od tego, w jaki sposób pielęgnujemy tę relację dzień po dniu.
Czy wobec tego matura jest warta stresu, jaki jej towarzyszy? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Wiem jedno. Jeśli moje dzieci będą zdawać maturę, będę ich w tym wspierał ze wszystkich sił. Ale jeśli zdecydują, że nie jest im potrzebna, lub jeśli na maturze powinie im się noga, również będą mogły liczyć na moje pełne wsparcie.
Bo nie w maturze leży istota życia, ale w relacjach z innymi ludźmi.
Cały tekst Wojciecha Musiała „Po co właściwie jest matura?” – TUTAJ
Źródło: www.juniorowo.pl
UWAGA: Pogrubienia fragmentów cytowanego tekstu – redakcja OE.
„Gazeta Prawna” opublikowała dziś artykuł Artura Radwana, zatytułowany „Nauczyciele w służbie cywilnej: Urzędnik będzie uczył, a nie strajkował”. Jest on oparty na zdobytych przez autora szczegółowych informacjach o wystąpieniach podczas okrągłego stołu oświatowego, gdzie pojawił się pomysł, aby włączyć nauczycieli do korpusu służby cywilnej. Oto wybrane fragmenty tej publikacji:
Z naszych informacji wynika, że takie rozwiązanie forsuje Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości i technologii (to w jej resorcie od kilku miesięcy trwają prace nad kodeksem urzędniczym). Natomiast przeciwna mu jest szefowa MEN Anna Zalewska. Ostateczna decyzja należeć będzie do premiera Mateusza Morawieckiego, który podczas okrągłego stołu nazwał propozycję „ciekawą i wartą rozważenia”.
Sęk w tym, że medal, jakim miałby być wspomniany prestiż nauczycieli – urzędników, ma również drugą, ciemniejszą stronę. Członkowie korpusu służby cywilnej nie mogą strajkować i zakaz ten obowiązywałby również pedagogów. – Takie rozwiązanie ma sens pod warunkiem, że zarabialiby znacznie więcej niż obecnie – przekonują eksperci. […]
Dalej Artur Radwan wymienił konsekwencje takiego rozwiązania dla nauczycieli, ale także organów prowadzących, ale także – pośrednio – dla uczniów i ich rodziców:
Nauczyciele
▪Byliby bardziej dyspozycyjni.
▪Po zdaniu egzaminu państwowego i zostaniu urzędnikiem mianowanym mogliby liczyć na dodatek wynoszący nawet do 4 tys. zł miesięcznie.
▪Zachowaliby trzynastki, dodatek stażowy, nagrody i zyskaliby jeszcze dodatek zadaniowy.
▪Po ich przejściu do służby cywilnej można by zlikwidować dużą część zapisów w Karcie nauczyciela.
Samorządy
▪Nie wypłacałyby pensji pedagogom, bo robiłby to bezpośrednio rząd. Jednocześnie maksymalnie okrojona zostałaby subwencja oświatowa.
▪Wysokość funduszu wynagrodzeń określana byłaby centralnie, przy udziale wojewodów.
Rodzice i uczniowie
▪O przyjęciu nauczyciela do szkoły decydowałby otwarty i konkurencyjny nabór, co podniosłoby jakość nauczania. Do pracy w szkołach trafiałyby tylko osoby z odpowiednimi kwalifikacjami i wiedzą. […]
W minioną sobotę (11 maja) Jarosław Pytlak zamieścił na swym blogu tekst, zatytułowany „Najważniejszy temat przy oświatowym stole”. Poniżej przytaczamy jego fragmenty (i link do źródła), ale nie w ramach kontynuowania „recenzenckiego” wątku „okrągłostołowego”, lecz jako jeszcze jeden cenny głos praktyka o – szerszych niż tylko kryminalne – kontekstach zabójstwa w wawerskiej szkole. Pogrubienia cytowanego tekstu – redakcja OE:
Foto: www.wokolszkoly.edu.pl
Jarosław Pytlak
Wystąpiłem do Ministerstwa Edukacji Narodowej o zobowiązanie organów prowadzących do przeprowadzenia we wszystkich szkołach w trybie pilnym kontroli bezpieczeństwa – poinformował rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak. Każda szkoła powinna być dokładnie sprawdzona, czy bezpieczeństwo uczniów, naszych dzieci, jest zapewnione, czy nauczyciele wypełniają swoje obowiązki w tym zakresie, czy szkoła – budynek wewnątrz i na zewnątrz – jest odpowiednio monitorowana. A także, czy osoby pilnujące bezpieczeństwa w placówkach oświatowych mają odpowiednie przygotowanie i uprawnienia – powiedział Pawlak. To cytaty z portalu rmf24.pl, z dnia 10 maja 2019 roku.
Trudno dziwić się Rzecznikowi, że reaguje w obliczu tragedii, jaką jest zabójstwo ucznia przez ucznia w warszawskiej szkole. Reaguje, jak umie, czyli żąda przeprowadzenia kontroli.[…]
Pomijamy fragment tekstu, w którym jego autor rozwinął wątek nieznajomości przez RPD realiów pracy szkoły, wyśmiał sensowność pytania „dlaczego uczeń miał w szkole nóż” i fetyszyzowania profilaktycznej funkcji kamer w szkołach.
Naszym zdaniem o wiele ważniejsze są te fragmenty, w których Jarosław Pytlak podejmuje o wiele ważniejszy problem, jakim jest stan zdrowia psychicznego uczniów, ale także ich rodziców i… nauczycieli:
Tragedia w warszawskiej szkole jest, póki co, zjawiskiem incydentalnym, choć nagłośnionym medialnie. Ale wzrastający poziom znerwicowania i potęgujące się zaburzenia psychiczne młodego pokolenia (starszego zresztą też) są niczym strzelba wisząca na ścianie w pierwszym akcie dramatu, która w ostatnim niechybnie wystrzeli. Już wystrzeliła. Nie ma w tej chwili pilniejszego problemu w polskiej oświacie, niż zajęcie się psychiką uczniów oraz narzędziami (a raczej ich brakiem), jakimi szkoła ma sobie radzić z tym problemem.
Foto: www.znp.edu.pl
Rozpoczynamy obywatelskie narady w szkołach poświęcone przyszłości edukacji. Interesuje nas rozmowa autentyczna a nie stadionowa – mówił 14 maja na konferencji prasowej prezes ZNP Sławomir Broniarz.
–Chcemy rozmawiać w gronie nauczycieli, specjalistów, rodziców, organizacji pozarządowych i samorządów o tym, jak ma wyglądać edukacja – mówił szef ZNP. – Chcemy razem zastanowić się, jakiej szkoły oczekują różne środowiska. Chcemy mówić nie tylko o kwestiach płacowych. Chcemy wspólnie zbudować szerokie porozumienie na rzecz przyszłości edukacji. Zakładamy, że szkolne debaty potrwają do 20 czerwca br. Tuż po zakończeniu roku szkolnego podsumujemy je podczas dużej debaty o edukacji w ramach Rady Dialogu Społecznego w Warszawie.
Wczoraj prof. Bogusław Śliwerski zamieścił na blogu PEDAGOG swoją opinię o inicjatywie ZNP, jaką jest ankieta ZNP dotycząca badania poziomu biurokracji w szkole. Już tytuł tego tekstu nie pozostawia wątpliwości, że jest to opinia krytyczna: „ZNP niekompetentnie sonduje poziom biurokracji w szkołach”. Oto fragmenty postu i link do źródła:
W sieci dostępna jest ankieta ZNP dotycząca badania poziomu biurokracji w szkole. […] Autorzy tego sondażu mają nadzieję, że jego wyniki zostaną uwzględnione w tworzeniu prawa oświatowego usprawniającego pracę szkoły. […]
Co zawiera kwestionariusz ankiety? Poza zmiennymi pośredniczącym (dane biograficzno-społeczne) są tu następujące kwestie:
Polecenie nr 7:
Respondenci mają zaznaczyć w wykazie dokumentów, w jakim stopniu ich sporządzanie/wypełnianie nie pomaga im w wykonywaniu obowiązków (skala: w ogóle nie pomaga, rzadko pomaga, od czasu do czasu pomaga, często pomaga, bardzo pomaga):
– dziennik lekcyjny/dziennik innych zajęć
– oceny opisowe
– program nauczania
– program wychowawczo-profilaktyczny szkoły
– zakres wymagań edukacyjnych
– plan wynikowy
– plan pracy wychowawczej/opiekuńczej
– IPET
– ankiety skierowane do innych nauczycieli/uczniów/rodziców
– sprawozdania z wykonywanych zadań
– okresowe sprawozdania z realizacji planu rozwoju zawodowego.
Wykaz jest nieadekwatny do obowiązujących wszystkich nauczycieli dokumentów. Tak np. oceny opisowe dotyczą tylko i wyłącznie nauczycieli kształcenia zintegrowanego (elementarnego) klas 1-3 szkoły podstawowej.
Treść polecenia jest niewłaściwa, bowiem nie odróżnia się w wykazie tych dokumentów, które nauczyciele muszą wypełniać bez względu na to, czy im się to podoba czy też nie, czy im to pomaga czy przeszkadza w ich obowiązkach. Ocena opisowa jest wieńczącym rok szkolny obowiązkowym dokumentem, tak jak wypełnianie świadectw szkolnych przez nauczycieli klas 4-8 czy w innych szkołach ponadpodstawowych. Nie jest to biurokratyczne zadanie, z którego mogliby zrezygnować. Dlaczego zatem nie wprowadzono tu kategorii „-wypełnianie świadectw szkolnych”?
Planowanie wynikowe ściśle wiąże się z programami kształcenia, wychowawczymi, profilaktycznymi czy planem pracy wychowawczej, więc nie można tego zadania traktować oddzielnie. Podobnie jest z IPET-em, czyli indywidualnym programem edukacyjno-terapeutycznym dla dzieci z orzeczeniem specjalistycznym odpowiedniej poradni.
Kategoria „sprawozdania z wykonywanych zadań” obejmuje także niektóre z wcześniej wymienionych. Nauczyciel dyplomowany nie pisze okresowych sprawozdań z realizacji planu własnego rozwoju zawodowego, bo już jest „rozwinięty”. Nie jest jasna kategoria „planu wynikowego”, bo nie wiadomo, czego on dotyczy?
Jak poradzi sobie z wskazaniami wybranej lub wybranych kategorii badacz, żeby zanalizować ilościowo i jakościowe uzyskane dane? […]
Foto: www.www.google.com
Stolarz meblowy przy pracy. Tego zawodu nie ma na liście zawodów deficytowych MEN
Dziś, na internetowej stronie „Gazety Prawnej” znaleźliśmy artykuł Klary Klinger i Patrycji Otto, zatytułowany „Najbardziej poszukiwane zawody na rynku pracy. Kontrowersyjna lista MEN”. Poniżej przytaczamy jego najbardziej charakterystyczne fragmenty i link do jego pełnej wersji. Zaczynamy od lead’u tej publikacji (zrzut z ekranu):
Dalej czytelnik może dowiedzieć się, że zbudowanie takiej listy spotkało się z różną oceną. Dla jednych ekspertów, jak to napisano w artykule „pomysł przygotowania prognozy wskazującej, kogo najbardziej potrzebujemy na rynku pracy jest bardzo dobry, gdyż – zdaniem Jakuba Gontarka, eksperta Konfederacji Lewiatan – „Dzięki temu można zracjonalizować kształcenie zawodowe, żeby na rynek nie trafiali przyszli bezrobotni.”
Ale autorki artykułu przytoczyły także opinie odmienne:
-Lista uwzględnia zawody potrzebne w gospodarce 4.0, na którą się teraz stawia. Może nie wyczerpuje zapotrzebowania, na szczęście ma być co pięć lat weryfikowana. Dlatego w perspektywie krótkookresowej jakoś się broni – uważa Andrzej Stępnikowski, zastępca dyrektora zespołu oświaty zawodowej i problematyki społecznej w Związku Rzemiosła Polskiego, wskazując, że na liście znalazły się bezpieczne zawody, czyli takie, na które zawsze będzie wzięcie.
Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Jeden z zarzutów dotyczy tego, że lista odzwierciedla obecne zapotrzebowanie, mniej skupia się na przyszłości. Zdaniem Jakuba Gontarka zabrakło zawodów, które są kluczowe dla przyszłości przemysłu, na przykład związanych z robotyzacją i automatyzacją procesów czy drukiem 3D. Ekspert żałuje, że nie odbyły się szerokie konsultacje metodologii prognozowania z przedstawicielami biznesu, firm rekrutacyjnych czy zewnętrznych firm konsultingowych.
Dalej można przeczytać, że ten sam ekspert uważa iż na tej liście nie ma też zawodów unikatowych: „Myślę na przykład o zegarmistrzu – polscy fachowcy naprawiają zegary we Francji, czy zdunie. Do wymiany jest mnóstwo pieców w związku z walką ze smogiem, wraca moda na piece kaflowe i kominki. A w skali roku w Polsce przeprowadza się 30 egzaminów na zdunów. To stanowczo za mało. Pracownicy w tym fachu są bardzo poszukiwani.” I wymienia jeszcze takie zawody jak: grawer, bursztyniarz, lakiernik samochodowy, wulkanizator, betoniarz, sztukator, zdobnik ceramiki, witrażownik, rzeźbiarz w drewnie, pozłotnik, stolarz meblowy, stolarz budowlany, tartacznik, hafciarka, koronkarka, obuwnik miarowy.
Foto: www.www.google.com
Szwaczki przy pracy. Tego zawodu nie ma na liście zawodów deficytowych MEN
Oto pogląd jeszcze innego eksperta:
Magdalena Śniegulska
Magdalena Śniegulska jest autorką zamieszczonego10 maja na portalu EDUNEWS.PL artykułu, zatytułowanego „Wypalenie zawodowe nauczyciela. Postaw na dwa konie”. Mając na uwadze niedawne stresy, jakie towarzyszyły nauczycielom uczestniczącym w strajku i odbierane przez nich z otoczenia bardzo różne informacje o ich formie protestu, uznaliśmy, że tekst ten jest bardzo „na czasie”. Poniżej zamieszczamy jego fragmenty i link do pełnej jego wersji:
Czy to już wypalenie zawodowe? – to pytanie zadaje sobie wielu przemęczonych i zdemotywowanych nauczycieli. Czym właściwie jest wypalenie zawodowe? Jakie symptomy powinny zaniepokoić i jak sobie z nimi poradzić? […]
Co mnie chroni, a co niszczy?
Tym, co chroni nas przed wypaleniem, są bez wątpienia zasoby, nie tylko te personalne: temperament, osobowość czy umiejętności. Badania dowodzą, że najważniejszymi są wsparcie społeczne oraz przekonanie o skuteczności własnej pracy.
Nauczyciel musi mieć świadomość posiadanych kompetencji oraz poczucie, że umie sprawić, że jego uczniowie – nawet ci nisko zmotywowani lub borykający się z problemami edukacyjnymi – osiągają wysokie standardy. Owo przekonanie o skuteczności z jednej strony bierze się z własnego doświadczenia: nauczyciel ma dowody na konkretne osiągnięcia zawodowe. Z drugiej strony, obserwuje też innych pedagogów i widzi, że w tym zawodzie ludziom udaje się odnosić sukcesy i czerpać satysfakcję z pracy. Gdy tego brakuje, rodzi się frustracja. […]
Nie, nie będę dzisiaj (i w ogóle) komentował trzeciej tury rozmów przy tzw. „okrągłym stole edukacyjnym”, która odbyła się w piątek 10 maja na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Nie jestem do tego odpowiednim człowiekiem, gdyż nie uprawiam zawodu recenzenta teatralnego. Uważam, że najlepsze co mogę zrobić wobec tej tej, jak to określiła moja znajoma „obudzona polonistka” – tragifarsy, to spuścić nad nią zasłonę milczenia….
Tak naprawdę w minionym tygodniu byliśmy świadkami (większość nas głównie za pośrednictwem mediów) dwu godnych potępienia wydarzeń: serii informacji o rzekomych alarmach bombowych, wysyłanych za pośrednictwem poczty elektronicznej do setek szkół, w których przeprowadzane były egzaminy maturalne i bezprecedensowego, tragicznego aktu zabójstwa ucznia przez jego kolegę podczas przerwy międzylekcyjnej w szkole w Wawrze – najbardziej wysuniętej na południe prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy.
O tym pierwszym nie widzę powodu, aby to komentować już dzisiaj – wolę zaczekać do wyników pracy operacyjnej właściwych służb. Jedyne co muszę teraz odnotować, to bezprecedensowe wypowiedzi pani Barbary Nowak – Małopolskiej Kurator Oświaty i Jarosława Selina – wiceministra w MKiDN:
Najpierw cytat wypowiedzi pani kurator:
„Alarmy bombowe w szkołach, gdzie dziś uczniowie przystępują do egzaminu maturalnego. Metody które stosują tylko terroryści. To kolejne potwierdzenie, że trwające od 8 kwietnia akcje strajkowe w szkołach były elementem (nie pierwszym) konsekwentnie realizowanego planu destabilizacji Państwa Polskiego. Atak na bezpieczeństwo dzieci i młodzieży. Czy jest jeszcze jakaś granica w walce o władzę?” [Źródło: www.wpolityce.pl]
A teraz fragment tego co mówił w Radiu Zet Jarosław Sellin – wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, komentując alarmy bombowe w szkołach:
„Jakaś część strajkujących nauczycieli czy liderów związkowych sygnalizowała, że jest zainteresowana tym, by nie doszło do egzaminów ósmoklasistów, gimnazjalistów, żeby nie udały się matury. […] To oczekiwanie, nawet to straszenie było, że może tak być, przecież Broniarz tak mówił, potem się wycofywał, potem przepraszał, potem znowu to samo mówił. Więc ten element niestety był w tej grze, w tym sporze, kompletnie niepotrzebnym sporze między nauczycielami a rządem.” [Źródło: www.wiadomosci.wp.pl]
Jak bardzo trzeba nienawidzić ludzi o innych niż własne poglądach, aby bez jakikolwiek podstaw głosić takie, w jego przekonaniu zawoalowane, wredne insynuacje! Ale zostawmy tego pana, wróćmy do Krakowa:
Nic dziwnego, że nauczyciele podlegli władzy nadzorczej pani kurator napisali adresowany do niej list otwarty, zaczynający się od słów:












