
Foto: www.facebook.com
Anna Maria Wesołowska podczas konferencji „Przemoc rówieśnicza w zglobalizowanym świecie”
Ogólnopolska Konferencja Naukowo-Szkoleniowa „Przemoc rówieśnicza w zglobalizowanym świecie„ z udziałem Sędzi Anny Marii Wesołowskiej odbyła się dzisiaj (16 listopada 2021 r.) w Wyższej Szkole Biznesu i Nauk o Zdrowiu w Łodzi.
Program konferencji – TUTAJ
Informację o tym wydarzeniu podało Radio Łódź:
Anna Maria Wesołowska: sposobem na zapobieganie przemocy rówieśniczej jest edukacja
Globalizacja świata sprawiła, że przemoc rówieśnicza w dużej mierze zmieniła swoją formę i przeniosła się do Internetu – to część wniosków, do jakich doszli uczestniczy konferencji zorganizowanej w Wyższej Szkole Biznesu i Nauk o Zdrowiu w Łodzi.
Wyzwiska w Internecie i rzucone bez przemyślenia słowa odbijają się na psychice młodego człowieka i czasem dochodzi przez to do bardzo przykrych sytuacji. – Byłam na pogrzebie dziewczynki, która wskutek otaczających ją problemów, powiesiła się. Jej rodzice się rozwodzili, a chłopak powiedział coś przykrego. Napisała w Internecie, że świat jest głupi. Koledzy poradzili jej, że skoro życie jest takie złe, niech się powiesi. Widziałam na pogrzebie oczy dzieciaków, które pytały, dlaczego daliście nam do ręki taką broń, a nie nauczyliście nas z niej korzystać – opowiada Anna Maria Wesołowska, sędzia w stanie spoczynku, jeden z gości łódzkiej konferencji.
Zdaniem sędzi najlepszym sposobem na zapobieganie przemocy rówieśniczej jest edukacja. – Należy mówić o swoich problemach i marzeniach, ale i o tym, jaka grozi odpowiedzialność na przykład za izolowanie koleżanki w klasie. Co może nas spotkać za wyśmiewanie się z rodziców kolegi czy koleżanki, za nękanie, dręczenie, upokarzanie, naruszanie prywatności. Trzeba przede wszystkim uświadomić sobie, gdzie znajduje się granica między dobrem a złem, wygłupem a przestępstwem, żartem a wykroczeniem – zaznacza Wesołowska.
Uczestnicy konferencji omówili również prawne aspekty przemocy rówieśniczej, jej uwarunkowanie i zależność od płci, czy istnienia mediów elektronicznych.
Źródło: www.radiolodz.pl/
Marcin Stiburski zamieścił w niedzielę (14 listopada 2021 r.) na swoim fejsbukowym profilu własną „recenzję” sytuacji gotowości do podejmowania trudu zmieniania sposobu swojej pracy w środowisku polskich nauczycieli:
Mam wrażenie, że dziś na grupie jest więcej konserwatywnych nauczycieli niż wcześniej. W zeszłym roku typowy nauczyciel popatrzył, poczytał i szybko znikał z grupy. Zostawali eduzmieniacze. Dziś wygląda tak, jakby lobby typowych nauczycieli chciało przejąć grupę, chciałoby przemodelować narrację, bo przestraszyli się zasięgów wypowiedzi tu ogłaszanych.
To swoista walka o utrzymanie Status Quo.
Nie zmienia to faktu, że gdy czyta się kolejny wpis nawróconego nauczyciela, to rośnie serce. Refleksja typowego nauczyciela z pokoju nauczycielskiego, że dotychczas krzywdził uczniów, jest bardzo cenna, i że jest nadzieja w tej grupie zawodowej na zmiany.
Także jest wielki szacunek dla tych nauczycieli, którzy potrafią się publicznie przyznać, że dotychczasowe życie zawodowe było błędnie.
Jest takich głosów jeszcze mało, są tłumione przez głosy mówiące, że wszystko jest w najlepszym porządku, tylko minister jest zły.
Ale nie traćmy nadziei.
Warto czekać na każdego nauczyciela, który dojrzeje do przejścia na jasną stronę mocy. Na stronę ucznia, który jest jedynie człowiekiem, którego inny człowiek w szkole niszczy i formatuje.
Gdy zrozumiemy, czym jest wolność człowieka, zrozumiemy także wolność ucznia w szkole i wolność wyboru drogi edukacyjnej.
A bez tej podstawowej wolności nie ma swobodnego, naturalnego, pięknego wzrostu.
Nie ma pełni człowieczeństwa.
Źródło:www.facebook.com/groups/
Portal dla na rodziców i nauczycieli „Miasto pociech” zamieścił przed kilkoma dniami warty zauważenia i przeczytania materiał, którego fragmenty zamieszczamy poniżej:
Internauci oburzeni wpisem ministra edukacji na temat śmierci dyrektorki lubelskiej szkoły
Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało w mediach społecznościowych o śmierci dyrektorki Szkoły Podstawowa nr 57 w Lublinie. Przemysław Czarnek przekazał rodzinie i bliskim wyrazy współczucia. Reakcja internautów może zaskakiwać.
“Zmarła Katarzyna Korościk-Olas, dyrektor Szkoła Podstawowa nr 57 im. Jana Kochanowskiego w Lublinie. Przegrała walkę z chorobą. Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek przekazuje wyrazy współczucia Rodzinie, Bliskim i całej społeczności szkolnej.” […]
Pod postem, zarówno na FB jak i Twitterze, pojawiło się mnóstwo komentarzy. Część internautów przyłącza się do kondolencji, większość nie kryje jednak oburzenia. Komentujący zwracają uwagę, że w ostatnim czasie, głównie z powodu pandemii koronawirusa, odeszło wielu nauczycieli i dyrektorów szkół, ale żadnemu z nich resort edukacji nie poświęcił osobnego nekrologu.
“Nie chcę nic mówić, ale trochę nauczycieli umarło w ciągu roku i nie widziałem tu żadnych wpisów na ten temat. Może dlatego, że nie byli z Lublina, więc to pewno gorszy sort”– zastanawia się jeden z internautów.
Ktoś inny dodaje: “Kilku dyrektorów i wicedyrektorów zmarło w tym roku, ale jakoś informacji na stronie ministerstwa nie widzę. Współczuję rodzinie, jednak uważam, że strona ministerstwa, to nie miejsce na nekrologi”. […]
“Też mnie zastanawia, kim szczególnym była ta Pani, co nie oznacza, że nie współczuję rodzinie. Wiem jednak, że nie ma miesiąca, żeby nie odszedł w Polsce jakiś nauczyciel …” […]
“Szanuję i doceniam. Pytanie, czym ta Pani wyróżniła się szczególnym ponad kilkoma fantastycznymi dyrektorami których znam? I skąd jest znana „Ministerstwu” skoro inni fantastyczni dyrektorowie nie są wymieniani tu z nazwiska, ani za życia, ani po śmierci?” […]
Cały tekst „Internauci oburzeni wpisem ministra edukacji na temat śmierci dyrektorki lubelskiej szkoły” – TUTAJ
Źródło: www.miastopociech.pl
Foto:Bartosz Bobkowski/Agencja Gazeta[www.sosnowiec.wyborcza.pl]
Portal < Bankier.pl > zamieścił dziś po południu gorącą informację: „Rząd zajmie się projektem o odpowiedzialności karnej dyrektorów żłobków, przedszkoli i szkół”. Oto jej fragment:
Osoby kierujące jednostkami zapewniającymi nadzór i opiekę nad małoletnimi, takimi jak żłobki, przedszkola czy szkoły, będą odpowiadać karnie, jeśli przekroczą swoje uprawnienia lub nie dopełnią obowiązków – zakłada projekt nowelizacji, którym zajmie się we wtorek rząd.
Projekt przygotował minister, członek Rady Ministrów Michał Wójcik. Zakłada on zmiany w trzech ustawach: ustawie Prawo oświatowe, ustawie o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 i w ustawie o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej.
W projekcie zaproponowano uregulowanie odpowiedzialności karnej osób kierujących jednostkami objętymi systemem oświaty (chodzi o przedszkola, szkoły, placówki kształcenia ustawicznego, centra kształcenia zawodowego, ogniska artystyczne, młodzieżowe ośrodki wychowawcze, młodzieżowe ośrodki socjoterapii, specjalne ośrodki szkolno-wychowawcze, ośrodki rewalidacyjno-wychowawcze, bursy i szkolne schroniska młodzieżowe), a także odpowiedzialności karnej osób kierujących żłobkami, klubami dziecięcymi oraz jednostkami instytucjonalnej pieczy zastępczej i placówkami wsparcia dziennego, w przypadku przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków w zakresie opieki lub nadzoru nad małoletnim, powodujących szkodę małoletniego. […]
Źródło: www.bankier.pl
x x x
Był to także temat dnia na portalu Prawo.pl. Oto fragmenty tekstu, któremu nadano tytuł: „Trzy lata więzienia dla dyrektora szkoły lub przedszkola – rząd zajmie się projektem”:
Wrocławski Park Technologiczny zaprasza na webinar z cyklu „Mniej czyli więcej” – nt.: „Podstawa programowa, egzaminy i… mity„:
Tym razem porozmawiamy o podstawie programowej, egzaminach i związanymi z tym mitami. Udział w spotkaniu jest bezpłatny.
Egzamin, matura, podstawa programowa – to główne argumenty podnoszone przeciwko zmianom w sposobie prowadzenia lekcji. Owszem istnieją, ale czy muszą być ograniczeniem?
W trakcie czwartego webinaru z cyklu „Mniej znaczy więcej”, wraz z prowadzącymi Oktawią Gorzeńską i Janem Wróblem, przyjrzymy się temu co ważne w edukacji i temu, na co mamy wpływ. Poznamy sposoby praktyków na to, jak dobrze i ciekawie prowadzić lekcje w szkole podstawowej i ponadpodstawowej, niezależnie od tego, czy przygotowujemy uczniów do matury, czy uczymy ich przedmiotu nieobjętego egzaminem.
Aby wziąć aktywny udział w webinarze, należy bezpłatnie zarejestrować się – TUTAJ
Źródło: www.technologpark.pl
Z kilkudniowym opóźnieniem udostępniamy tekst Jarosława Blocha z jego bloga „Co z tą edukacją”, opatrzony tytułem: „Edukacja – temat zastępczy”. Jako że tekst nie jest długi – zamieszczamy go w całości; pogrubienia czcionek we fragmentach tekstu – redakcja OE:
Pisałem niedawno, że Czarnka trzeba przeczekać, że nikt nie będzie umierał za fatalne zmiany w edukacji jakie duet Czarnek-Piontkowski proponują. Rzeczywistość po raz kolejny mnie zaskoczyła – o edukacji głośno jak nigdy. I nie chodzi o to, że edukacja stała się nagle bardzo ważna. Czarnek i Piontkowski spełniają właśnie rolę dyżurnych krzykaczy, którzy mają stworzyć zasłonę dymną dla prawdziwych problemów, z którymi rząd nie daje sobie rady. Taki temat zastępczy. A że na lata coś spieprzą? No cóż… Edukację można poświęcić na ołtarzu politycznej kalkulacji…
Tematy zastępcze to standardowe narzędzie polityków. Mają odwrócić uwagę od ważniejszych, acz niepopularnych decyzji, które mogą spowodować utratę głosów wyborczych i spadek popularności. Ma zatuszować nieudolność rządzenia. A problemów piętrzy się coraz więcej. Polska przegrywa kolejne rundy w TSUE, bo reforma wymiaru sprawiedliwości okazała się bublem. Przez niekompetencję rządowych urzędników bije nam licznik kary za kopalnię Turów. Inflacja osiąga kolejne rekordy, ceny rosną i pogarsza się sytuacja spłacających kredyty. Kosztowne programy mające podnieść rozrodczość, kończą się katastrofą demograficzną. Przez zmiany w prawie, kobiety boją się zachodzić w ciążę. Rynek pracy woła o pracowników, a jego zapaści przeciwdziała jedynie napływ imigrantów, któremu rząd chce zapobiec. Na szczycie klimatycznym świat śmieje się ze słów polskiego premiera, bo pustosłowie działające może na elektorat Pisu, niekoniecznie przemawia do reszty świata. Zapowiedzi technologicznego skoku kończą się kompromitacją. Młodzi i zdolni nadal uciekają z kraju. Rząd nie radzi sobie z pandemią, bo jest zakładnikiem swojego antyszczepionkowego elektoratu. A służba zdrowia działająca w trybie covidowym, nie radzi sobie z leczeniem ciężkich chorób, co przekłada się na rekordowe liczby zgonów. Można by tak jeszcze długo.
Dlatego rozdmuchano temat kolejnej „wspaniałej” reformy edukacji, „podwyżek” dla nauczycieli, dlatego nagłaśnia się powstanie nowego przedmiotu, mającego przywrócić godność i po raz kolejny wstać z kolan… Tematów zastępczych miało być więcej. Tematem zastępczym miała być też „dzielna walka” z imigrantami na granicy z Białorusią, ale sytuacja wymknęła się rządzącym spod kontroli, następuje eskalacja kryzysu granicznego, do którego walnie przyczyniła się polityka rządzącej ekipy. I tak walka z imigrantami z tematu zastępczego stała się kolejnym problemem, który trzeba przykryć. Dlatego im większa będzie nieudolność rządzących, tym głośniej będzie o edukacji. Rząd potrzebuje sukcesu zastępczego, by ukryć swoją niekompetencję.
Edukacja stała się tematem zastępczym. To źle dla edukacji. Forsowanie na siłę rozwiązań przygotowanych na kolanie, na szybko, będzie przez lata wpływać na prawdziwych ludzi. Niestrawną potrawę, którą warzą nam ministrowie, będą musiały zjeść kolejne roczniki dzieci i resztka nauczycieli, którzy zgodzą się pracować w stworzonych naprędce nowych realiach. Te działania też skończą się katastrofą. Odchodzić będą dobrzy nauczyciele, młodzi z powołaniem nie przyjdą do zawodu. Szkoła stanie się smutnym miejscem, z przepracowanymi i kiepsko opłacanymi pracownikami, którzy nie będą autorytetem dla młodego pokolenia. Tyle że skutki edukacyjnej katastrofy widoczne będą nie od razu, dlatego dziś może być tematem zastępczym.
Źródło: www.jaroslawbloch.ovh
Nie mogę nie zacząć tego felietonu od przeproszenia wiernych czytelników „Obserwatorium Edukacji”, którzy w miniony piątek – 12 listopada – wchodzili na tą stronę, często kilkakrotnie, i nie znajdowali tam żadnego nowego materiału.
P R Z E P R A S Z A M
Ostatni taki dzień bez żadnego tekstu, z tego co pamiętam, zdarzył się parę lat temu, w czasie wakacji. Bo nie w ostatnie… Z tym, że wtedy była to planowana wcześniej „wakacyjna strategia”, a przedwczoraj – niestety – nie tylko że nie była to sytuacja zamierzona, ale wręcz niespodziana – nawet dla mnie..
A było to tak:
W piątek rano, w porze kiedy zwykle serfuję po tradycyjnie odwiedzanych stronach w poszukiwaniu – zwykle tekstu jakiejś/jakiegoś eduzmieniaczki/eduzmieniacza – pomyślałem sobie, że piątek jest zapewne dla większości osób funkcjonujących w naszej „bańce” edukacyjnej dniem wolnym, ogłoszonym w ramach puli „do dyspozycji dyrektora szkoły”. I że mogę sobie odpuścić ten „kanał” czasowo-tematyczny. Zobaczę po południu – jeśli coś wartego upowszechnienia się wydarzy – zamieszczę o tym materiał wieczorem.
Minęło południe, po spacerze z Sendi i obiedzie, zaliczyliśmy naszą rutynową drzemkę. W tym czasie, w okresach nieuśpionej świadomości, coraz intensywniej wracała do mnie myśl, aby zaawansowany nieomal w połowie VI rozdział eseju wspomnieniowego o mojej pracy w WPW-Z, doszlifować w jego obecnej „połówkowej” wersji i zamieścić na stronie OE jeszcze w sobotę
.
Efektem tych rozmyślań było odpalenie laptopa i intensywna praca nad dokończeniem trzeciej części tego rozdziału moich wspomnień, a następnie żmudna ich autokorekta – nie tylko literówkowa ale i stylistyczna.
Czas płynął… Gdy uznałem, że jestem gotów do udostępnienia tego dziełka na stronie OE – minęła już godzina 23.
I przez ten cały czas, ani przez chwilę, nie pomyślałem o tym, że przecież miałem poszukać jakiegoś newsa dnia.
Moja krótka pamięć okazała się tak krótka, że o tym zadaniu ani przez chwilę nie pomyślałem nawet w sobotę rano, gdy klikałem na panelu administracyjnym „Opublikuj” tekst owego eseju.
I dopiero wczoraj wieczorem, kiedy otworzyłem stronę „Obserwatorium Edukacji”, dotarło do mnie, że nie ma nic pod datą 12 listopada….
x x x
Z własnej ciekawości, w kilku najbardziej prawdopodobnych adresach, sprawdziłem jakie to atrakcyjne problemowo informacje ominęły czytelników OE w piątek.
Oto ich wykaz:
1.Wprowadzenie, czyli o tym jak do tego doszło i jak się zaczęło
Poprzedni rozdział wspomnień zakończyłem informacją o tym, że w ostatnich dniach sierpnia 1988 roku otrzymałem zaproszenie do wicekuratora Rocha Kopackiego i że „w tym momencie przypomniałem sobie, że przecież od niedawna w kuratorium rządzi Iwona Bartosik. Wyobraźnia zaczęła mi podsuwać czarny scenariusz: pewnie postanowiła – już jako szefowa łódzkiej oświaty – wywalić mnie z ODN-u…Wyznaczonego dnia jechałem na Piotrkowską 104 z duszą na ramieniu…”
Pan wicekurator przyjął mnie w tym samym gabinecie, w którym toczyła się moja pierwsza z nim „kadrowa” rozmowa latem 1983 roku. Przypomnę, że już od tamtego roku byliśmy z wicekuratorem Kopackim „na ty”. Powtórzyła się nawet scena „kawa czy herbata”. Ale dalej sytuacja rozwijała się już według odmiennego scenariusza.
Usłyszałem informację, że Kuratorium stanęło przed nieprzewidzianym problemem, jaki powstał z powodu niezapowiedzianej rezygnacji Możdżenia z funkcji dyrektora Wojewódzkiej Poradni Wychowawczo-Zawodowej (WPW-Z). W kolejnej części wypowiedzi wicekuratora usłyszałem zaskakującą ofertę: „Jest taka propozycja, abyś został dyrektorem tej poradni. Co ty na to?”
Przyznam, że zachowałem się jak przysłowiowy idiota, bo zapytałem: „A czy Bartosikowa o tym wie?” Na co Kopacki ze śmiechem odrzekł: „A czy ja bym z tobą o tym rozmawiał, gdyby ona o tym nie wiedziała? Mało tego – to jest jej pomysł.” Zamurowało mnie. Tak niedawno, bo pięć lat temu, ta sama Iwona Bartrosik, wtedy z Komitetu Łódzkiego, zabroniła mi pracy w tej samej poradni na szeregowym stanowisku pedagoga, a teraz proponuje mi tam fotel dyrektorski?
Usłyszałem, że na odpowiedź mam 24 godziny. Po zaledwie chwili, podczas której dokonałem błyskawicznej oceny sytuacji, która skończyła się myślą „bierz co ci los i Bartosikowa daje, bo gdy nie przyjmiesz – będziesz żałował” – odpowiedziałem: „Szkoda czasu – już teraz mówię tak”.
I już po kilku dniach, w jednym z ostatnich dni wakacji – pewnie był to wtorek 30 sierpnia – podczas posiedzenia rady pedagogicznej WPW-Z zostałem zaprezentowany jej pracownikom jako nowy dyrektor poradni – osobiście przez wicekuratora Rocha Kopackiego.
Jak stali czytelnicy moich wspomnień wiedzą – nie po raz pierwszy podjąłem się zadania na zupełnie nowym dla mnie polu działalności. Tak było gdy podjąłem się organizowaniem pracy zespołu pieśni i tańca w ŁDK, gdy zostałem dyrektorem domu dziecka, kiedy zatrudniałem się w placówce resocjalizacyjnej czy jako metodyk w ODN…
Ale to było wyzwanie z o wiele wyższej ligi – wszak była to instytucja rangi wojewódzkiej, zatrudniająca specjalistów nie tylko od wsparcia wychowawczego, ale przede wszystkim diagnozująca kandydatów do szkolnictwa zawodowego i prowadząca kompleksową diagnostykę i wsparcie uczniów z niepełnosprawnościami. Poza tym pełniła ona rolę zwierzchnika w stosunku do 6 -u poradni w Łodzi: (4 dzielnicowych i dwu rejonowych na Bałutach, zwanych rejonowymi) i po jednej poradni w Pabianicach, Zgierzu, Konstantynowie, Aleksandrowie, Ozorkowie i Głownie.
Dla mnie ta nowa rola miała dodatkowy „smaczek”. To właśnie w tej poradni, gdy jeszcze mieściła się ona w gmachu przedwojennej IMCA, w której po wojnie działał Młodzieżowy Dom Kultury, przemianowany później na Pałac Młodzieży, przy ul. Moniuszki, kiedy nazywała się jeszcze Okręgową Poradnią Wychowawczo-Zawodową, w latach 1964 – 1965 bywałem u pani dr Aleksandry Majewskiej, u boku której jako nieformalny i poufny jej asystent, amatorsko praktykowałem wychowawcze poradnictwo rodzinne. Poznałem nawet wtedy ówczesną dyrektorkę tej poradni – legendarną w tym środowisku panią Marię Woyczyńską. I oto teraz, po 24 latach, ja zostałem dyrektorem tej placówki.
Budynek który w opisywanym okresie był siedzibą Wojewódzkiej Poradni Wychowawczo-Zawodowej w Łodzi. Narożnik ulic Wólczańskiej i Zielonej. Obecnie jest on siedzibą klasztoru Ojców Dominikanów. (Zdjęcie współczesne)
Pierwsze tygodnie pracy w nowym miejscu poświęciłem na zapoznaniu się z prawnymi podstawami poradni, zatrudnionymi w niej ludźmi i infrastrukturą tej placówki. Szybkie wejście w rolę i elementarną wiedzę o strukturze organizacyjnej tej instytucji zawdzięczam dwu paniom: Annie Sławińskiej, która pełniła tam, jeszcze od czasu, gdy poradnią kierowała pani Maria Woyczyńska, obowiązki wicedyrektorki, oraz pani Jadwidze Motyl – kierowniczce administracyjnej z pięcioletnim już stażem na tym stanowisku.
Dzięki temu „przywarsztatowemu” szkoleniu szybko zorientowałem się, że tak jak na to wskazuje jej nazwa – poradnia realizuje swe zadanie, generalnie, w dwu nurtach. Pierwszym jest diagnostyka, orzecznictwo i wspieraniu uczniów z niepełnosprawnościami oraz – na drugim biegunie szkolnego systemu – diagnostyce i orzecznictwie uczniów wybitnie uzdolnionych. Drugim nurtem było wspieranie nauczycieli realizujących w szkołach zadania orientacji zawodowej oraz diagnostykę psycho-pedagogiczną i lekarską, poprzedzającą orzecznictwo w sprawach przydatności do kształcenia zawodowego.
Znając swoje możliwości kompetencyjne i poznawszy dotychczasowy zakres obowiązków koleżanki wicedyrektor nie miałem wątpliwości, że ja zajmę się pionem orientacji i poradnictwa zawodowego, pozostawiając Annie Sławińskiej jej dotychczasowy zakres przewodzenia zadaniom pierwszego nurtu. Muszę w tym miejscu stwierdzić, że bez życzliwości i wparcia koleżanki wicedyrektor nie byłoby możliwe tak szybkie i sprawne moje wejście w nową rolę dyrektora nieznanej przedtem instytucji.
Druga ze wspomnianych pań – Jadwiga, zwana przez wszystkich Motylową, była, nie tylko w początkowym okresie, ale przez cały czas mojej pracy w poradni, osobą niezastąpioną we wszystkich sprawach administracyjnych. Mogłem zawsze na niej polegać, nigdy mnie nie zawiodła. Nawet gdy akurat podczas mojej kadencji doszło do dwu włamań do budynku: raz przez piwnice – magazyn koksu i kotłownię, a drugi raz – z dachu sąsiedniej kamienicy, po wybiciu dziury w murze do naszych pomieszczeń na IV piętrze! I teraz, po tylu latach, mamy ze sobą kontakt na Facebooku, z którego korzystałem, konsultując z nią fakty, o których chciałem w tym wspomnieniu napisać, a co do których zawiodła mnie pamięć szczegółów.
Bo cóż zrobiłby, każdy, dyrektor bez lojalnych współpracowników !
x x x
Na koniec tej wprowadzającej części dodam jeszcze informację, że twórcy modelu poradni wojewódzkich zadbali o to, aby ich pracownicy nie byli odrerwani od codziennych problemów z którymi muszą sobie radzić psycholodzy i pedagodzy poradni dzielnicowych i miejskich. Pod bezpośrednią opieką WPW-Z były dwie szkoły: Szkoła Podstawowa nr 159 przy ul. 1 maja 89 w Łodzi oraz wiejska Szkoła Podstawowa w podłódzkich Mileszkach.
Foto: www.m.facebook.com
SP nr 159 w Łodzi przy ul. 1 Maja 89. Od utworzenia w jej budynku gimnazjum szkoła ta już nie istnieje.
Foto: Google Street View [www.dzienniklodzki.pl]
Szkoła Podstawowa w Mileszkach
2. Pierwsze miesiące w nowej roli i od razu zagraniczna delegacja
Aby dziś, z perspektywy minionych trzydziestu kilku lat, wspominać wydarzenia z jesieni 1988 roku, muszę choć w kilku zdaniach przywołać klimat polityczny tamtego czasu:
Pewnie niewielu czytających ten tekst pamięta, że nieomal dokładnie w tym samym czasie kiedy obejmowałem obowiązki dyrektora poradni – 31 sierpnia 1988 r. w Warszawie doszło do pierwszego od wprowadzenia stanu wojennego spotkania pomiędzy szefem MSW gen. Czesławem Kiszczakiem i Lechem Wałęsą. Panowie (z osobami towarzyszącymi) ponownie spotkali się 15 września. Już wtedy narodził się projekt zwołania spotkania „Okrągłego Stołu”. Ostatecznie jesienią do tego nie doszło, ale proces szukania przez władze PRL kompromisu ze środowiskiem zdelegalizowanego z chwilą ogłoszenia Stanu Wojennego związku zawodowego „Solidarność” już trwał…
Nikt z nas szczegółów tych spotkań wtedy nie znał, ale ówczesne radia nadające na falach krótkich („Wolna Europa”, „Głos Ameryki” i BBC „Tu mówi Londyn”) co nieco o tym informowały. I w tym czasie – jak pamiętam już w październiku – zostałem poinformowany, że w listopadzie z Kuratorium ma wyjechać „z braterską wizytą” delegacja do NRD, do władz oświatowych miasta partnerskiego Łodzi, którym było Karl-Marx-Stadt – stolica okręgu na południowy zachód od Drezna, graniczącego od południa z Czechosłowacją. I że ja, jako dyrektor WPW-Z, zostałem dokooptowany do tej delegacji, której szefem będzie wicekurator ds. kształcenia zawodowego Henryk Sobierajski, a towarzyszyć mu będzie Janusz Moos – kierownik Zakładu Przedmiotów Zawodowych łódzkiego IKN ODN. Tego drugiego znałem z widzenia, z zebrań pracowników ODN-u, w czasie gdy tam pracowałem. Ale nie miałem wtedy pojęcia o wieloletniej znajomości obu panów… Ale przede wszystkim nie wiedziałem o roli jaką ów wicekurator odegrał w stworzeniu ahistorycznego systemu nazw zespołów szkół zawodowych – budowlanych. Szkołom które przy ulicy Siemiradzkiego powstały kilkadziesiąt lat po szkołach z ulicy Kopcińskiego, ale których był dyrektorem, zanim awansowano go na wicekuratora od szkolnictwa zawodowego, nadał nazwę Zespół Szkół Budowlanych nr 1, a tamte z Kopcińskiego nazwano ZSB nr 2….
Przepraszam za ten wtręt, ale te fakty będą jeszcze przywołane w kolejnych wspomnieniach. Teraz wracam do opowieści o mojej podróży zagranicznej. Dokładnej daty nie pamiętam, ale na pewno było to w drugiej połowie listopada 1988 roku. Jechaliśmy służbowym samochodem Kuratorium (samochód prowadził jego etatowy kierowca) przez Wrocław, przejście graniczne Zgorzelec/Görlitz, a dalej przez Drezno – do Karl-Marx-Stadt. Po zjednoczeniu Niemiec miasto to ponownie nazywa się Chemnitz.
Ale wtedy – jeszcze – obowiązywała nie tylko ta nadana w 1950 roku nazwa, ale także cały „demoludowy” obrządek takich wizyt – nawet na tak niskim szczeblu. Na miejsce dojechaliśmy wieczorem – wprost na nocleg. Zostaliśmy zakwaterowani w specjalnie dla takich wizyt prowadzonym przez władze tego miasta hoteliku – na podobieństwo tego, który Łódź prowadziła przy al. Róż na Julianowie. Pokoje były dwuosobowe – oczywiście ja zamieszkałem z panem kierowcą, a panowie Sobierajski i Moos w drugiej „dwójce”. W każdym pokoju, obok miejsc do spania, był kolorowy telewizor i . . . bogato zaopatrzona w napoje (także wysokoprocentowe) lodówka.
I tu nie mogę nie pochwalić się, że dzięki tej okoliczności mogę od tego wieczoru datować uproszczenie relacji z obu panami. Bo po kilkudziesięciu minutach zagospodarowywania się w zajętych lokalach zostałem przez Janusza Moosa zaproszony do pokoju, w którym zamieszkał z wicekuratorem Sobierajskim. Gdy tam wszedłem, zobaczyłem obu panów w stroju już mało reprezentacyjnym, a na stole przygotowane „szkło” na trzy osoby i butelkę jakiegoś mocnego trunku z miejscowych delikatesów.
Krótko mówiąc – po kilku pierwszych „kolejkach”, padła ze strony wicekuratora propozycja: „Panie dyrektorze, przestańmy sobie „panować” – wypijmy brudzia – Henryk jestem!” Oczywiście to samo powtórzyło się z Moosem. I od tego wieczoru nie tylko byłem po imieniu z wicekuratorem Rochem (Kopackim), lecz i z Henrykiem, ale także i z Januszem. Ta ostatnia fraternizacja już za 5 lat odegra bardzo pozytywną rolę na kolejnym wirażu mojej zawodowej biografii…
Dziś przed południem, na swoim fejsbukowym profilu, zamieściła ten własny utwór, napisany przed paroma laty mową wiązaną, nasza koleżanka, emerytowana nauczycielka – Ewa Ćwikła. Zamieszczamy go bez skrótów:
U kolan babci, jako smyk,
uczyłam się jak Polką być.
I snuły baśnie się jak przędza:
o Wandzie, co nie chciała Niemca,
o Lechu i o Orle Białym
i „Kto ty jesteś? – Polak mały!”
Gdy czas dzieciństwa pachniał latem
mówiła o Emilii Plater,
o Naczelniku co w Krakowie
ślubował wierność Narodowi.
W niewyszukanych, prostych rymach
co zapadają w łatwo pamięć,
uczyła mnie, jak kraj ojczysty
kochać miłością, co nie kłamie.
A gdy odrosłam ciut od ziemi
to zamiast legend i wierszyków
opowiadała o przeszłości,
o czasach ofiar i zaszczytów:
jak prapradziadek pod Kościuszką
dostał w powstaniu skartabellat,
o poruczniku-adiutancie,
co w czasach Księstwa krew swą przelał…
Im starsza byłam, to tym bliższe
losy przede mną odkrywała:
ponure czasy okupacji,
obozy pracy, wojna cała…
W każdym zdarzeniu z wieków przeszłych,
czy dobra to, czy zła godzina
uczestniczyła czynnie, mocno,
dalsza i bliższa ma rodzina.
Pradziad nie wrócił spod Kijowa,
dziadek uciekał z łap niemieckich,
nikt pod pierzyną się nie chował,
choćby był niedorosłym dzieckiem…
Patriotyzm (łac. patria – ojczyzna, gr. patriotes) – postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęci ponoszenia za nią ofiar i gotowości do jej obrony. Charakteryzuje się przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste, gotowością do pracy dla jej dobra i w razie potrzeby, poświęcenia dla niej własnego zdrowia lub nawet życia. Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka. Oparty jest na poczuciu więzi społecznej, wspólnoty kulturowej oraz solidarności z własnym narodem i społecznością.
Źródło: www.pl.wikipedia.org/wiki/Patriotyzm
Proponujemy lekturę fragmentów tekstu Edyty Wąsik – nauczycielka historii w Szkole Podstawowej Paderewski w Lublinie, ekspertki CEO – zatytułowanego „Czym jest patriotyzm w XXI wieku?”:
Foto: www.paderewski.lublin.pl
Co to dziś znaczy być patriotą? Czy w naszych czasach również żyją bohaterowie? Czy jest gotowa recepta na to, jak uczyć patriotyzmu w czasie obchodów stulecia niepodległości?
Setna rocznica odzyskania niepodległości napełnia dumą i optymizmem, ale także skłania do refleksji: co to znaczy być patriotą w XXI wieku? Czy w naszych czasach również żyją bohaterowie? Jak szkoła może kształtować postawy patriotyzmu wolnego od fanatyzmu?
Warto, nie tylko w tym szczególnym roku poszukać odpowiedzi na te i podobne pytania. Próba odpowiedzi na nie to kluczowa kwestia w procesie edukacji. Ważne jest budowanie wśród młodych ludzi postaw świadomych obywateli, „zakochanych” w swoim kraju, lecz pragnących dobra nie tylko dla siebie, lecz także dla ludzi żyjących wokół. […]
Jak historia uczy patriotyzmu?
W budowaniu postawy współczesnego patrioty istotna jest ciekawość historii swojego narodu i wynikającej z niej kultury, świadomość cech, a nawet kompleksów ogólnonarodowych. […]
Spojrzenie na historię własnymi oczami pozwala kształtować umiejętność krytycznego myślenia i argumentowania. Pokazuje też, że przeszłość prawie nigdy nie jest czarno-biała, ma raczej wiele odcieni. […]
Codzienna, konsekwentna aktywność a patriotyzm
Innym, ważnym elementem dla budowania postawy patriotycznej jest aktywność społeczna. Z naszej polskiej historii możemy wyciągnąć wniosek, że mrówcza praca bohaterskich społeczników była niezbędnym elementem w drodze do odzyskania niepodległości.
Walka o wolność nie ograniczała się przecież wyłącznie do ryzykowania życia na polu walki. Zaliczała się do niej również sekretna edukacja młodych pokoleń, mozolne tworzenie lokalnych organizacji, budowanie solidarności wśród narodu i realizacja inicjatyw zmierzających do wspólnego celu. […]
Kim są patriota i patriotka XXI wieku?












