
Minister Przemysław Czarnek podczas prezentacji raportu „Biznes i Zarządzania” w Szkole Głównej Handlowej
Biznes i zarządzanie – nowy przedmiot w szkołach ponadpodstawowych od 1 września 2023 r.
W Szkole Głównej Handlowej odbyła się prezentacja raportu „Biznes i Zarządzanie – reforma podstaw przedsiębiorczości”, przygotowana przez GovTech. W spotkaniu uczestniczył Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek, Pełnomocnik Ministra Edukacji i Nauki do spraw Transformacji Cyfrowej, szef Centrum GovTech Justyna Orłowska oraz Pełnomocnik Rządu ds. Polityki Młodzieżowej Piotr Mazurek.
Biznes i Zarządzanie (BiZ) zamiast przedmiotu podstawy przedsiębiorczości
Nowy, praktyczny wymiar nauczania przedsiębiorczości w szkołach ma pomóc uczniom w nabyciu kluczowych kompetencji, rozwijaniu zdolności liderskich. BiZ oparty będzie na wiedzy specjalistów, doświadczeniu przedsiębiorców i rozwiązaniach z rynków międzynarodowych.
Nowy przedmiot zostanie wprowadzony do szkół ponadpodstawowych i zastąpi przedmiot podstawy przedsiębiorczości od 1 września 2023 r.
– Reforma przedmiotu podstawy przedsiębiorczości to krok do nowoczesnego i praktycznego nauczania. Wprowadzenie nowego przedmiotu, ma na celu rozwijanie kompetencji efektywnego zarządzania własnymi finansami – podkreślił minister Przemysła Czarnek. Dodał, że przedmiot ten będzie w perspektywie czasu możliwy do wyboru na egzaminie maturalnym. – Na maturze można będzie go zdawać od 2027 r. – mówił minister.
Pełnomocnik Ministra Edukacji i Nauki do spraw Transformacji Cyfrowej Justyna Orłowska w swoim wystąpieniu podkreśliła potrzebę praktycznego nauczania przedsiębiorczości. – Gdybyśmy przeliczyli, ile czasu w ciągu 12 lat edukacji poświęca się zagadnieniom przedsiębiorczości to wychodzą jedynie 2 dni. Jest to zdecydowanie za mało – mówiła Justyna Orłowska. Dodała również, że Raport jest wynikiem współpracy oraz wielokrotnych spotkań z przedstawicielami m.in. przedsiębiorców i stowarzyszeń.
Raport Biznes i Zarządzanie – rekomendacje
W ostatnich miesiącach zostały przeprowadzone konsultacje, w których udział wzięło ponad 2 tys. nauczycieli i ponad 1,2 tys. uczniów, a także rektorzy, wykładowcy uczelni, przedstawiciele NGO oraz przedsiębiorcy. Raport to końcowy efekt tej szerokiej współpracy. Omówione w nim zagadnienia dotyczą kluczowych obszarów przedmiotu BiZ w szkołach ponadpodstawowych.
Najważniejsze wnioski:
-efekty kształcenia BiZ powinny zawierać kompetencje – 4K (kooperacja, komunikacja, kreatywność, krytyczne myślenie);
-matura projektowa – wprowadzenie projektu zespołowego jako składowej części matury (30 proc.) z BiZ;
-redukcja treści makroekonomicznych na rzecz tematyki finansów osobistych;
-szkolenia i scenariusze dla nauczycieli – luka kompetencyjna jest znaczącym czynnikiem wprowadzenia BiZ;
-praktycy w szkole – zaangażowanie przedsiębiorców i praktyków biznesu w nauczaniu;
-metodyka case study – elementy podstawy programowej oparte na aktualnych, lokalnych analizach przypadków biznesowych;
-utworzenie platformy edukacyjnej dedykowanej BiZ-owi – e-learning oparty na symulacjach biznesowych i materiałach wideo.
Źródło: www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/
KOMENTARZ REDAKCJI:
Szkoda, że – jak dotąd – ów raport jest niedostępny.
I tylko nie powiedziano według jakich stawek będą prowadzili w szkołach te zajęcia owi przedsiębiorcy i praktycy biznesu.
Może będzie to działalność charytatywna osobników, którzy owymi „praktykami biznesu” zostali dzięki znajomościom z „odpowiednimi ludźmi” z kręgów władzy PiS? [WK]
Dzisiaj proponujemy lekturę krótkiego tekstu dr Tomasza Tokarza, zamieszczonego na jego fejsbukowym profilu w poniedziałek 12 września 2022 r., który – naszym zdaniem – zasługuje na upowszechnienie:
Obowiązek szkolny w Polsce to przede wszystkim obowiązek bycia zapisanym do szkoły. Niekoniecznie regularnego w niej przebywania. Tu już można się dogadać z konkretną placówką.
Jak wspominałem wielokrotnie nie ma konieczności 50% frekwencji do klasyfikowania ucznia.
Aby uczeń był klasyfikowany musi mieć podstawę do klasyfikacji – zazwyczaj chodzi tu o oceny bieżące. Ale można przecież zapowiedzieć, że te oceny uczeń może zdobyć na specjalnych lekcjach klasyfikacyjnych. Np. nauczyciel wyznacza 6-10 lekcji klasyfikacyjnych w półroczu (zależnie od ogólnej liczby godzin) i podaje konkretne daty (w tych terminach mogą odbywać się sprawdziany czy prezentacje projektów)
Jeśli uczeń na nie przyjdzie – to jest klasyfikowany. I to właściwie niezależnie od wyniku – bo przecież można być klasyfikowanym na ocenę niedostateczną. To ostatnie nie jest oczywiście satysfakcjonującym rozwiązaniem, zatem można się umówić na jakiś podstawowy, minimalny próg oznaczający dopuszczenie do kolejnej klasy.
Jeśli uczeń wypadnie dobrze na lekcjach klasyfikacyjnych – to mają one wpływ na odpowiednio wysoki stopień końcowy.
Jeśli uczniowie pójdzie słabiej – a zależy mu na lepszym stopniu – będzie mógł się wykazać na lekcjach nieklasyfikacyjnych. Ale to już jego decyzja.
Lekcje nieklasyfikacyjne mogą są fakultatywne. Np. (jak wspomniałem) pomagają zdobyć wyższy stopień (jeśli uczniowi na tym zależy), uzyskać przydatne informacje, pobyć z innymi itd. Ale obecność na nich nie ma wpływu na klasyfikację.
Mamy jeden z bardziej liberalnych systemów edukacyjnych na świecie. Tylko szkoły z tych możliwości rzadko korzystają.
Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE/
Z przytoczonej przez dziennik „”Rzeczpospolita” wypowiedzi Justynly Sadlak z wydziału prasowego MEiN dowiedzieliśmy się, że w sprawie zwolnień z lekcji WF „Rozwiązania przewidziane w rozporządzeniu są wystarczające i nie wymagają wprowadzenia zmian wyłączających opinię lekarza POZ”.
Screen z zapisu filmowego wywiadu z ministrem Przemyslawem Czarnkiem w „Radiu ZET”
Ale widocznie owa pani nie była dobrze poinformowana, bo już dzisiaj (13 września 2022 r.) minister Przemysław Czarnek w rozmowie, którą powadził z nim w „Radu ZET” redaktor Bogdan Rymanowski, pytany o tę kwestie powiedział:
– Postulat ministra sportu jest sensowny. Trwają prace w MEiN nad zmianą przepisów. […] Minister dodaje, że w wielu przypadkach zwolnienia wystawiane są „na wyrost”. – Kondycja fizyczna młodzieży i dzieci jest gorsza, niż przed covidem. Zwolnienia z WF-u na wyrost powinny być likwidowane. Pomysł, by długoterminowe zwolnienia wystawiali specjaliści, jest pomysłem godnym rozważenia.”
Zapis tego wywiadu, w którym minister Czarnek wypowiada się na wiele innych „gorących” tematów polskiej oświaty – TUTAJ
Źródło:www.wiadomosci.radiozet.pl
Wczoraj wieczorem (12 września 2022 r.) „Portal Samorządowy” zamieścił informację o konferencji prasowej Krzysztofa Baszczyńskiego – wiceprezesa ZNP. Oto jej obszerny fragment:
Protest nauczycieli wszystkich zaskoczy
[….]
Nabiera ostrości spór między nauczycielskimi związkami zawodowymi a rządem. Obradujące dziś prezydium Zarządu Głównego Związku Nauczycielstwa Polskiego podjęło decyzję w sprawie możliwych form protestu, których wspólnym mianownikiem jest eskalacja działań.
– Zgodnie z decyzją Prezydium ZG czekaliśmy do soboty, a właściwie do niedzieli, na jakąkolwiek reakcję premiera Mateusza Morawieckiego w sprawie przystąpienia do rozmów dotyczących wzrostu wynagrodzeń nauczycielskich jeszcze w tym roku. Ale się nie doczekaliśmy – mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP.
– W związku z tym 15 września podpiszemy porozumienie z innymi centralami związkowymi, czyli Forum Związków Zawodowych, a mamy nadzieję, że również z Solidarnością, o utworzeniu wspólnego komitetu protestacyjnego, który pozwoliłby na koordynację działań. Natomiast 19 września zbierze się Zarząd Główny i postawi kropkę nad „i” – wylicza.
Wiceprezes ZNP nie chciał jednak ujawnić, co będzie oznaczała ta kropka. – To dopiero ustali zarząd – ucina.
Podkreśla, że w sytuacji braku reakcji premiera Morawieckiego to tak naprawdę on pisze scenariusz dalszych działań. Wyjaśnia jednak, że nie będzie to wejście w spór zbiorowy, którego finał – w razie braku realizacji żądań związkowców mógłby być tylko jeden – strajk.
Do tego jednak – jak podkreśla Baszczyński – jeszcze daleko. – W tej chwili nie mówimy o sporze zbiorowym. Natomiast działania, które podejmiemy zapewne zaskoczą wszystkich. Ale ta decyzja będzie jeszcze przedmiotem posiedzenia ZG ZNP – stwierdza.
Wiceprezes nie ujawnił, czy owo zaskoczenie ma się wiązać z formami protestów, czy ich rozmiarem. Na pewno jednak działania związku będą mieściły się w formule akcji protestacyjno-informacyjnej.
Na pytanie zadane wprost – czy istnieje niebezpieczeństwo, że nauczyciele powstrzymają się od uczenia – odpowiada:
– Największe niebezpieczeństwo wyraża się w tym, że jest coraz mniej nauczycieli i coraz mniej chętnych do tego zawodu. To oznacza, że szkoły już przestają uczyć, a sytuacja będzie się tylko pogarszała. To jest podstawowa sprawa, która musi dotrzeć do rodziców i szeroko rozumianego społeczeństwa, że jeżeli tak dalej pójdzie, to nie będzie kto miał uczyć. Niestety, dla rządzących nie jest to oczywiste – stwierdza.[…]
Cały tekst „Protest nauczycieli wszystkich zaskoczy” – TUTAJ
Źródło: www.portalsamorzadowy.pl
Nawiązując do zamieszczonej wczoraj informacji o Konferencji Naukowej „Szczęśliwy rodzic, nauczyciel, uczeń – czyli moc relacji w edukacji”, proponujemy dzisiaj (13 września 2022 r.) obszerne fragmenty tekstu z bloga „Ekonomia szczęścia”, prowadzonego przez doktora Piotra Michonia:
Foto: www.ekonomiaszczescia.pl/o-autorze/
Dr hab. Piotr Michoń, prof. Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu – w Katedrze Pracy i Polityki Socjalnej
Szczęście w szkole. Do egzaminu się nie przyda
Ustalmy na początku; stoję na stanowisku, że szkoły nie są po to by czynić uczniów szczęśliwymi. Tylko że, nawet jeżeli coś nie jest tworzone z myślą o jakimś celu, nie oznacza, że do niego nie prowadzi. Celem fastfoodziarni jest zarobienie pieniędzy na sprzedawaniu żarcia a nie przesunięcie nas od rozmiaru S do XXXL. Celem ludzi oddanych swojej pasji zwykle nie jest popularność a jednak zdarza się, że ją zdobywają. Coś dzieje się przy okazji i choć nie dążymy do tego wprost, nasze działanie przynosi wymierne konsekwencje. W ekonomii nazywamy to efektami zewnętrznymi; pozytywnymi gdy przy okazji powstaje coś dobrego i negatywnymi, gdy niezamierzone konsekwencje pozostają opłakane. Naprostujcie mnie jeżeli się mylę ale szkoła, choć nie ma tego zapisanego w rozporządzeniu ministra, wpływa na szczęście uczniów i studentów.
To była ta bezpieczniejsza część.
Dalej generator niezgody i sprzeciwu ma prawo się uruchomić. Jakbyście zareagowali gdybym powiedział, że w szkole powinno się uczyć o szczęściu? Uczymy o rozwielitkach, przydawkach, systemie wyborczym i Bolesławie, który miał krzywe usta. Wszystko po to by każdy odnalazł się w społeczeństwie, mógł zdawać na medycynę (jeśli zechce) i nie mówił „jezdem”. Zakładamy, że są rzeczy, które powinniśmy wiedzieć; a niektóre są nawet przydatne. A gdyby tak uczyć o szczęściu? O tym jak być szczęśliwym, i co zrobić by poprawić swoje życie? O szczęściu w filozofii, psychologii, socjologii czy ekonomii? W oparciu o dzieła klasyków i nowoczesną naukę. Bez definicji, dat i faktów? Bez kucia na test? Z wiedzą praktyczną do zastosowania od zaraz. Już dzisiaj w wielu szkołach na całym świecie prowadzone są zajęcia z inteligencji emocjonalnej, budowania odporności czy dbania o dobrostan. Nie wiem, jak jest teraz, ale swego czasu najpopularniejszym kursem na Uniwersytecie Harvarda była psychologia pozytywna: nauka o tym, jak być szczęśliwym. W ciągu zaledwie kilku lat liczebność osób uczestniczących w zajęciach wzrosła z 6 do 1600 osób!
Bzdura! – powiedzą oponenci uśmiechając się z pogardą – dzieciaki potrzebują wiedzy: twardej, testowalnej, co się na egzaminie przyda i pomoże zdobyć świadectwo z paskiem. Celem szkoły jest edukowanie przyszłych pracowników, członków społeczeństwa, a nie snucie bajań o szczęściu– zakrzykną. W tym miejscu dochodzimy do trzeciej, w mojej ocenie niezwykle istotnej uwagi: nie ma sprzeczności między wspieraniem uczniów w byciu szczęśliwym a zdobywaniem wiedzy. Jest dokładnie odwrotnie; szczęście i edukacja wzajemnie się wzmacniają. Wyniki licznych badań mówią wprost: edukacja i szczęście wzajemnie na siebie oddziałują. Szczęśliwy człowiek szybciej i lepiej się uczy, uczący się człowiek jest szczęśliwszy; fenomenalne w swej prostocie perpetuum mobile. […]
Foto: www.google.com
Dziennik „Rzeczpospolita” zamieścił wczoraj (11 września 2022 r.) na swojej internetowej stronie tekst, ktorego obszerne fragmenty udostępniamy poniżej:
Szkoły żądają zwolnień z WF od kardiologa lub ortopedy
Ministerstwo Edukacji uspokaja rodziców: lekarz POZ nadal może zwolnić ucznia z ćwiczeń.
Choć zmian w przepisach nie było, w wielu szkołach wymaga się od początku września zwolnień z WF od lekarzy specjalistów innych niż medycyny rodzinnej – alarmuje Stowarzyszenie na rzecz Praworządności w Szkołach „Stowarzyszenie Umarłych Statutów”. Lekarze rodzinni potwierdzają – uczniowie zgłaszają się po skierowania do lekarzy innych specjalizacji, by otrzymać od nich stosowną opinię. To efekt lipcowej wypowiedzi ministra sportu i turystyki Kamila Bortniczuka w sprawie ograniczenia możliwości wydawania długoterminowych zwolnień lekarskich z WF przez lekarzy specjalistów medycyny rodzinnej. Minister zapowiadał, że od września będą zmiany. […]
– Przypadki wymagania przez szkoły zwolnień od lekarzy innych specjalizacji niż lekarzy rodzinnych nie są wcale jednostkowe. Zgłasza się do nas coraz więcej osób z tym problemem – mówi Daniel Sjargi, wiceprezes stowarzyszenia.
Zasady zwalniania uczniów z zajęć wychowania fizycznego reguluje rozporządzenie ministra edukacji narodowej, a nie ministra sportu. Z rozporządzenia w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych jasno wynika, że z wykonywania określonych ćwiczeń na zajęciach WF lub w ogóle z uczestniczenia w tych zajęciach ucznia zwalnia dyrektor szkoły na podstawie opinii lekarza. Przepis nie wyłącza lekarza rodzinnego.
– Dyrektor szkoły nie ma prawa wymagać od ucznia lub rodziców ucznia przedstawienia opinii lekarzy specjalistów innych niż medycyny rodzinnej – mówi Justyna Sadlak z wydziału prasowego MEiN. […]
– Rozwiązania przewidziane w rozporządzeniu są wystarczające i nie wymagają wprowadzenia zmian wyłączających opinię lekarza POZ – mówi Justyna Sadlak. Podkreśla, że przepisy uwzględniają również możliwość zwolnienia ucznia przez dyrektora szkoły na podstawie opinii lekarza – z części zajęć, np. z wykonywania określonych ćwiczeń fizycznych. To lekarz podstawowej opieki zdrowotnej sprawuje bieżącą opiekę nad pacjentem, zarówno profilaktyczną (badania przesiewowe, bilanse zdrowia), jak i leczniczą. Dysponuje jego dokumentacją medyczną oraz posiada bardzo szeroką i wszechstronną wiedzę o pacjencie, jego stanie zdrowia, chorobach przewlekłych, doznanych urazach itp. W ramach bilansu zdrowia ucznia szkoły podstawowej i ponadpodstawowej lekarz POZ określa m.in. kwalifikację do grupy na zajęciach wychowania fizycznego i sportu szkolnego, w tym zdolność do zajęć sportowych bez ograniczeń lub wskazuje konieczne modyfikacje, kierując się stanem zdrowia konkretnego ucznia.
Prac legislacyjnych dotyczących zmian zasad wystawiania zwolnień z WF nie prowadzi także Ministerstwo Sportu i Turystyki. Tylko uczniowie zostali z kłopotem. […]
Cały tekst „Szkoły żądają zwolnień z WF od kardiologa lub ortopedy” – TUTAJ
Źródło: www.rp.pl
wolnien-z-wf-od-kardiologa-lub-ortopedy
Trwa konferencja „Szczęśliwy rodzic, nauczyciel, uczeń – czyli moc relacji w edukacji”
W dniach 10 i 11 września 2022 roku odbyła się w Gdańsku, w ATENEUM – siedzibie Akademii Nauk Stosowanych, konferencja naukowa „Szczęśliwy rodzic, nauczyciel, uczeń – czyli moc relacji w edukacji”. Jej organizatorem była Fundacja FASCYNACJE, której działalność koncentruje się na wielorakich płaszczyznach problematyki FAS (fetal alcohol syndrome) – Alkoholowego Zespołu Płodowego i FASD (Fetal Alcohol Spectrum Disorder) – Spektrum Alkoholowych Uszkodzeń Płodu
Pierwszy dzień konferencji odbywał się w dwu formułach: stacjonarnej i online, zaś drugi w całości przeznaczony na zajęcia warsztatowe – stacjonarnie.
Pierwszym referentem był Gość Honorowy tej konferencji – prof., dr hab. Roman Leppert
Program obu dni konferencji – TUTAJ
Osoby zainteresowane tematyką tego spotkania, które nie mogły w niej uczestniczyć – także online – informujemy, ze jest dostępny plik z nagraniem filmowym (8 godzin) – TUTAJ
Wczoraj (11 września 2022 r.) dr Marzena Żylińska zamieściła na swoim fejsbukowym profilu tekst, który – naszym zdaniem – każdy nauczyciel powinien przeczytać. Ze zrozumieniem…
Jedno dziecko uczy się chodzić w wielu 10 miesięcy, inne, gdy ma 12 czy 13. Ale są i takie, które mają 15 miesięcy i wciąż raczkują, a lekarze twierdzą, że są w normie i rodzice nie powinni się martwić, bo każde rozwija się w swoim własnym tempie.
Dzięki medycynie i psychologii wiemy, że każdy mały człowiek ma indywidualne tempo rozwoju, którego nie da się przyspieszyć.
Czy to się zmienia, gdy dzieci idą do szkoły? Nie! A nasze szkoły funkcjonują tak, jakby wiedza o indywidualnym tempie rozwoju każdego człowieka przestała obowiązywać, w wieku 7 lat.
Szkoła jest odporna na wiedzę
Nasz system edukacji tę ogólnie dostępną wiedzę ignoruje. Gdy powstawał – mniej więcej 200 lat temu w Prusach – o rozwoju człowieka nic nie wiedziano. Nie możemy winić Prusaków o to, że stworzyli system ignorujący wiedzę psychologiczną, której wtedy nie było, ale my od dawna wiemy, że każdy człowiek, a więc i każde dziecko rozwija się w swoim własnym tempie.
Problem w tym, że wiele osób nie umie wyobrazić sobie szkoły innej niż ta, do której sami chodzili i jaką znają z opowieści swoich rodziców, dziadków i pradziadków. Dla wielu osób szkoła to wciąż ławki, podręczniki, nauczyciel stojący przed tablicą i wyjaśniający nowy materiał, klasówki, podkreślone na czerwono błędy i oceny cyfrowe.
Ale szkoła może być inna! Może uwzględniać wiedzę o tym, jak rozwijają się dzieci i może wszystkim stworzyć warunki do rozwinięcia ich indywidualnego potencjału i uczenia się na miarę ich możliwości, bez poczucia przegranej. Taką szkołę opisałam w mojej najnowszej książce „Szkoła na miarę szyta”. Znajdziecie w niej również zadania, które pozwalają na odejście od metod podawczych. Ich wykorzystanie pozwala uczniom uczyć się poprzez własną aktywność. To spersonalizowane zadania ( każdy robi je na takim poziomie, na jakim jest, nie są za trudne dla drugoklasistów, ani za łatwe dla uczniów ostatnich klas szkoły podstawowej czy szkół ponadpodstawowych, to zadania do języka polskiego, matematyki, przyrody, biologii, geografii, chemii, religii czy na godziny wychowawcze.). Celem tych zadań nie jest bezbłędna odpowiedź, ale rozwój. Dobierając zadania do pracy na lekcjach nauczyciele powinni kierować się ich efektywnością, czyli tym, ile dzięki nim uczniowie się nauczą.
I nie powinni oczekiwać, że wszyscy nauczą się tyle samo, bo to oczekiwanie jest nie tylko zupełnie nierealistyczne, ale jest również przyczyną porażek tych uczniów, którzy rozwijają się w innym tempie i nie potrafią dostosować się do środowiska, jakim jest szkoła.
Źródlo: www.facebook.com/marzena.zylinska/
Za nami pierwszy „pełny” tydzień nowego roku szkolnego. Opierając się na wielu dostępnych w mediach informacjach można założyć, iż w znaczącym procencie szkół był to tydzień z tymczasowym planem lekcji. Ta tymczasowość jest skutkiem nadal nieuzupełnionych braków kadrowych i po prostu – lekcje z niektórych przedmiotów nie ma kto prowadzić.
Ale najtrudniejsze do zapełnienia i najbardziej dotkliwe braki występują w zespołach szkół zawodowych – w kategorii nauczycieli zajęć praktycznych, ale także teoretycznych przedmiotów zawodowych. Bo jaki inżynier-fachowiec zgodzi się przyjść z fabryki czy innego zakładu pracy i pracować w szkole za takie pieniądze? A byli nauczyciele tych szkół, dziś już emeryci, mają doświadczenie, ale czy wszyscy z nich są na bieżąco z nowymi technologiami?…
I czy to nie dziwne, że niemiłościwe nam panujące ministerstwo o nawie równie mylącej, jak nazwa partii która je powołała i która nominowała jego kierownictwo – Ministerstwo Edukacji i Nauki (MEiN) które powinno – adekwatnie do jego działalności – nazywać się Ministerstwem Indoktrynacji Katolicko-Narodowej (MIKN), zamiast zadbać o wysoko wykwalifikowaną kadrę nauczycieli, którzy w szkołach branżowych i w technikach mają nauczać zawodów przyszłości, całą parę skierowało w gwizdek wizji – rzekomego – udoskonalania bazy tego kształcenia?
Bo oto miniony tydzień przyniósł taką oto informację na oficjalnej stronie MEiN: „Innowacje w szkolnictwie branżowym”:
Wiceminister Marzena Machałek uczestniczyła w konferencji regionalnej „Innowacje w szkolnictwie branżowym”. Wydarzenie, które zorganizowała Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji, było okazją do dyskusji na temat perspektyw rozwoju szkolnictwa branżowego i technicznego. Konferencja odbyła się w Muzeum Tkactwa w Kamiennej Górze. […]
Wiceminister Marzena Machałek zapowiadała także uruchomienie branżowych centrów umiejętności. Łącznie na terenie całego kraju powstanie 120 takich placówek. – W tych branżowych centrach umiejętności swoje działania będą łączyć szkoły, uczelnie i pracodawcy – mówiła.
[Źródło: www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/]
Zanim przejdę dalej i ukażę ów mityczny projekt w kontekście źródła jego finansowania, zwrócę Waszą uwagę na to kto w MEiN jest osobą odpowiedzialną za szkolnictwo zawodowe.
Otóż owa pani wiceminister Machałek, zanim ją partia awansowała na to stanowisko, była wicekuratorką na Dolnym Śląsku. Ale wcześniej pracowała w szkole podstawowej w Kamiennej Górze jako… pani od polskiego. Bo jej podstawowym wykształceniem jest magisterium na polonistyce w Uniwersytecie Wrocławskim. Z ową Kamienną Górą wiążą ją także 4 lata pełnienia tam obowiązków burmistrza.
[Źródło: www.pl.wikipedia.org/]
Teraz już nie będziecie dziwili się dlaczego owa konferencja „Innowacje w szkolnictwie branżowym” odbyła się w Muzeum Tkactwa w Kamiennej Górze.
Ale wracam do głównego wątku tego felietonu.
O owych branżowych centrach umiejętności po raz pierwszy można było przeczytać już 21 maja 2021 roku, kiedy to na posiedzeniu Podkomisji stałej do spraw kształcenia zawodowego Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży odbyła się dyskusja na temat wsparcia kształcenia zawodowego ze środków Unii Europejskiej w perspektywie finansowej 2021-2027 na poziomie krajowym i regionalnym oraz środków lokowanych w Krajowym Planie Odbudowy. To wtedy poinformowano, że z tych środków zostanie utworzona sieć branżowych centrów umiejętności, które będą one działały przy szkołach zawodowych lub centrach kształcenia zawodowego. Ich rolą ma być upowszechnianie uczenia się w rzeczywistych warunkach pracy, analiza zapotrzebowania na zawody i umiejętności w danej branży, podnoszenie kwalifikacji i przekwalifikowanie osób dorosłych, prowadzenie form uczenia się przez całe życie, pośrednictwo w nawiązywaniu współpracy biznesu ze szkołami i placówkami systemu oświaty, transfer wiedzy i technologii do edukacji.
[Źródło: www.wartowiedziec.pl]
Po paru miesiącach – 3 sierpnia 2021 r. – na stronie MEiN zamieszczono prezentację, zatytułowaną „Branżowe centra umiejętności”. Dziwne, ale zniknęła ona z Internetu i wpisując w wyszukiwarkę ten tekst można przeczytać jedynie informacje „Fatal error”.
Także już w tym roku o owych mitycznych branżowych centrach umiejętności opowiadała 23 maja – któż by inny jak nie minister Marzena Machałek – podczas konferencji prasowej – gdzieżby jak nie w Zespole Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących w Kamiennej Górze,
I tylko jakoś cicho na temat finansowania owego cudownego leku na bolączki szkolnictwa zawodowego…
Ja uzupełnię tę lukę informacyjną przypominając, że już w fazie ich projektowania podano, iż źródłem ich finansowania miał być Krajowy Plan Odbudowy. Ale pieniądze KPO mają pochodzić z Europejskiego Funduszu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (Recovery and Resilience Facility – RRF). Aby je otrzymać, Polska musi nie tylko podpisać umowę z Komisją Europejska, ale przedtem wypełnić wymogi, określane jako „kamienie milowe”…
I tak oto, obiecując nam przysłowiowe gruszki na wierzbie, uprawiając propagandę sukcesu, pani Machałek i jej mocodawcy zaklinają bolesną rzeczywistość szkolnictwa zawodowego.
Włodzisław Kuzitowicz
Foto: [www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/]
Czy model pruskiej szkoły naprawdę jest niezniszczalny?
W opublikowanym już wczoraj (9 września 2022 r.) stałym dodatku „Gazety Wyborczej” WOLNA SOBOTA zamieszczono obszerny tekst Karoliny Słowik, zatytułowany – w wersji drukowanej „Pruska szkoła – zapraszamy na rekonstrukcje”, a w wersji internetowej – „Mniej niemieckiego, więcej strzelania, wędrujący nauczyciele i możliwa matura z religii. Zaczyna się szkoła Czarnka”.
Poniżej zamieszczamy jedynie kilka wybranych fragmentów tego bardzo obszernego (w formie gazety drukowanej – 2,5 strony) tekstu, podając link do jego pełnej wersji:
[…]
„Od kilku lat obserwujemy narastający kryzys polskiej szkoły, do którego w ogromnej mierze doprowadziła nieodpowiedzialna i szkodliwa polityka obecnego rządu. System oświaty został zdemontowany poprzez wprowadzanie nieprzemyślanych, przypadkowych i koniunkturalnych zmian. Poziom kształcenia jest coraz niższy, rośnie agresja wśród uczniów, zmniejsza się prestiż zawodu nauczyciela„.
Mały konkurs: kto to powiedział? Żaden z działaczy oświatowych, nikt ze związków. Elżbieta Witek, posłanka PiS, przyszła marszałkini Sejmu, udzieliła wywiadu Barbarze Nowak, przyszłej małopolskiej kuratorce oświaty. Wywiad ukazał się na łamach „Zeszytów Politycznych Prawa i Sprawiedliwości” w 2012 r. Na cztery lata przed likwidacją gimnazjów. […]
W tym wywiadzie jest wszystko. Witek i Nowak krok po kroku opisały to, co po 2015 roku stało się ze szkołami: od „reformy organizacyjnej” ministry Anny Zalewskiej po „reformę programową”, którą właśnie domyka minister Przemysław Czarnek.
O tym, że reforma edukacji ma dwa etapy: organizacyjny i programowy, poinformował wicemarszałek Ryszard Terlecki jeszcze przed zaprzysiężeniem Czarnka. Pytany we wrześniu 2020, co sądzi o jego kandydaturze, odpowiedział: – To jest profesor, były wojewoda, świetny organizator, znakomity człowiek o bardzo wyrazistych poglądach. Tak że wydaje mi się, że to jest bardzo dobra kandydatura. Po znakomitej reformie organizacyjnej, którą udało nam się przeprowadzić w szkolnictwie, teraz czas na reformę programową. […]
W środowisku czuć zniecierpliwienie, a wręcz rezygnację. O kolejnym strajku związkowcy zaczynają mówić w mediach, ale częściej mówią też o braku szacunku, pogardzie i kpinach ze strony ministerstwa. Ostatnio wiceminister edukacji, dawny nauczyciel historii Dariusz Piontkowski stwierdził w Polskim Radiu: – Jeżeli jest to stopień nauczyciela dyplomowanego, czyli najwyższy stopień awansu zawodowego, jego wynagrodzenie średnie z wszystkimi dodatkami to jest przeciętnie około 6800 czy 900 zł. Dopytywany, czy na rękę, czy brutto, powiedział: – To jest oczywiście na rękę, ale to jest łącznie z dodatkami, jeżeli ma wychowawstwo, za staż pracy, jeżeli ma nadgodziny, to jego wynagrodzenie może być zdecydowanie wyższe.
Dzień później przepraszał na Twitterze i tłumaczył, że chodziło mu o kwotę brutto. Czy to sprostowanie dotrze do wszystkich rodziców, którzy usłyszeli, że nauczyciele zarabiają krocie, a jeszcze chcą więcej? Wiceminister nie wytłumaczył jeszcze jednej nieścisłości: wynagrodzenie średnie to konstrukt prawny. Zlicza się do niego wszystkie kilkanaście dodatków, które nauczycielom przysługują. Nie ma jednak nauczyciela, który dostałby je wszystkie.
– Taki tworzą nasz wizerunek: rozkapryszone środowisko, czego oni jeszcze chcą, skoro tyle zarabiają. Uparci, roszczeniowi nauczyciele, którzy nie chcą współpracować – komentuje rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego Magdalena Kaszulanis.
W takim klimacie Czarnek przystępuje do domknięcia reformy programowej. I konsekwentnie realizuje to, co kierownictwo partii ze swoimi doradcami wymyśliło już ponad dekadę temu. […]
To, że godzin lekcji historii przybędzie, zapowiedział sam Jarosław Kaczyński w połowie maja zeszłego roku, kiedy PiS ogłaszał założenia „Nowego ładu”. – Chcemy umacniać polską tożsamość. W szkołach średnich wprowadzimy naukę historii dwoma nurtami, tzn. historię powszechną i historię Polski. Dla każdego z tych nurtów będzie przeznaczone dwie, trzy, może więcej godzin w ciągu tygodnia zajęć. […]
Nie chodzi jednak tylko o to, ile razy uczniowie będą mieli historię w planie lekcji, ale też o to, jak ona będzie nauczana. Stąd ten pośpiech w pisaniu i zatwierdzaniu podręcznika do HiT niszowego katolickiego wydawnictwa Biały Kruk (publikowali w nim także Krystyna Pawłowicz, Antoni Macierewicz czy ksiądz Dariusz Oko), na którego promocję – jeszcze przed ostateczną decyzją o dopuszczeniu do użytku szkolnego – resort edukacji miał wydać ok. 75 tys. zł, jak wyliczyły posłanki opozycji. Autor, prof. Wojciech Roszkowski, pisał w nim nie tylko o „hodowli” niechcianych dzieci, ale też o „lewakach”, „wojujących ateistach”, „Murzynach”. Pojęcie feminizmu znajdziemy obok nazizmu i gender w jednym rozdziale „Ideologie i nazizm”. Jest również o tym, że Unia Europejska lansuje ateizm, oraz o „zboczeniach europejskich”. […]
O tym nawet Elżbiecie Witek w 2012 roku się nie śniło. „Kościół – szkoła – strzelnica” to nie jest hasło PiS-u. Z tym trzypunktowym programem szedł do wyborów Grzegorz Braun, lider narodowców. Wyjaśniał, że zamierza dbać o „zdrowie duchowe narodu”, „tworzyć nowe i wspierać istniejące szkoły katolickie” i „działać na rzecz wzmocnienia kondycji psychicznej i fizycznej, a jednocześnie zwiększenia zdolności samoobronnych naszych rodaków i potencjału obronnego całej Ojczyzny – m.in. poprzez popularyzowanie i ćwiczenie kunsztu strzeleckiego”.[…]
Wszystko to zamiast nauczania o zdrowiu. „Kształtowanie postaw indywidualnych i społecznych sprzyjających zdrowiu – są również szeroko uwzględnione w podstawie programowej innych przedmiotów, takich jak: wychowanie fizyczne, biologia czy wychowanie do życia w rodzinie” – czytamy w uzasadnieniu projektu o zmianie programu dla podstawówek.
Równocześnie zmniejszono liczbę godzin nauki języka niemieckiego dla uczniów mniejszości niemieckiej (z trzech do jednej godziny w tygodniu). A z oszczędności (ok. 40 tys. zł) minister Czarnek powoła instytut, który wesprze naukę polskiego w Niemczech i innych krajach. – Przywracamy polsko-niemiecką symetrię – argumentował pomysłodawca projektu Janusz Kowalski z Solidarnej Polski. […]
PiS nie tylko nie wyprowadzi religii ze szkół, ale również odbierze wybór tym, którzy chcieliby chodzić na etykę. Nie wprost. W następnym roku szkolnym minister Czarnek wprowadzi obowiązkową naukę religii lub etyki w czwartych klasach szkoły podstawowej i pierwszych klasach wszystkich szkół ponadpodstawowych. Wkrótce nie będzie można już „chodzić na nic”. Zapowiedział to rok temu na łamach „Gazety Polskiej”: „Będziemy chcieli zlikwidować to, co wiele lat temu zostało wprowadzone, czyli możliwość wyboru jednego z trzech wariantów: albo religia, albo etyka, albo nic. To »nic« stało się dość powszechne na przykład w dużych miastach. I właśnie to »nic« służy temu, by odbywały się podobne zbiegowiska, które kompletnie bezrefleksyjnie podchodzą do życia. Nauka albo religii, albo etyki będzie obligatoryjna, by do młodzieży docierał jakikolwiek przekaz o systemie wartości”. […]











