Archiwum kategorii 'Felietony'
Po przeglądzie wydarzeń w obszarze edukacji z minionego tygodnia uznałem, że najbardziej ważkim jest ogłoszenie w czwartek, 13 czerwca „Podstawowych kierunków realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym 2024/2025”. Nie zamieściłem dotąd o tym informacji na stronie OE, gdyż dałem priorytet bardziej lokalnym, lub konkretnym tematom, a ten jest z kategorii strategicznych.
Zaintrygował mnie ten komunikat na stronie MEN, gdy uświadomiłem sobie, że ekipa ministry Nowackiej zarządza od połowy grudnia ub. roku polską oświatą, dla której podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej na kończący się właśnie rok szkolny ogłosił minister Czarnek. I dopiero teraz, 13 czerwca, „Koalicja 15 października” mogła określić swoje priorytety dla polskich szkół, ale na przyszły rok szkolny. Warto zapoznać się, co według ministerialnych decydentów tej ekipy będzie tym priorytetem:
1.Edukacja prozdrowotna w szkole – kształtowanie zachowań służących zdrowiu, rozwijanie sprawności fizycznej i nawyku aktywności ruchowej, nauka udzielania pierwszej pomocy.
2.Szkoła miejscem edukacji obywatelskiej, kształtowania postaw społecznych i patriotycznych, odpowiedzialności za region i ojczyznę. Edukacja dla bezpieczeństwa i proobronna.
3.Wspieranie dobrostanu dzieci i młodzieży, ich zdrowia psychicznego. Rozwijanie u uczniów i wychowanków empatii i wrażliwości na potrzeby innych. Podnoszenie jakości edukacji włączającej i umiejętności pracy z zespołem zróżnicowanym.
4.Wspieranie rozwoju umiejętności cyfrowych uczniów i nauczycieli, ze szczególnym uwzględnieniem bezpiecznego poruszania się w sieci oraz krytycznej analizy informacji dostępnych w Internecie. Poprawne metodycznie wykorzystywanie przez nauczycieli narzędzi i materiałów dostępnych w sieci, w szczególności opartych na sztucznej inteligencji, korzystanie z zasobów Zintegrowanej Platformy Edukacyjnej.
5.Kształtowanie myślenia analitycznego poprzez interdyscyplinarne podejście do nauczania przedmiotów przyrodniczych i ścisłych oraz poprzez pogłębianie umiejętności matematycznych w kształceniu ogólnym.
6.Wspieranie rozwoju umiejętności zawodowych oraz umiejętności uczenia się przez całe życie poprzez wzmocnienie współpracy szkół i placówek z pracodawcami oraz z instytucjami regionalnymi.
7.Praca z uczniem z doświadczeniem migracyjnym, w tym w zakresie nauczania języka polskiego jako języka obcego.
Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/
Ale zanim cokolwiek skomentuję, postanowiłem zrobić swoiste ćwiczenie typu „pokaż różnice między tymi rysunkami”. W tym celu zaprezentuję „Podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym 2023/2024, ogłoszone 16 czerwca 2023 roku:
1.Kontynuacja działań na rzecz szerszego udostępnienia kanonu i założeń edukacji klasycznej oraz sięgania do dziedzictwa cywilizacyjnego Europy, w tym wsparcie powrotu do szkół języka łacińskiego jako drugiego języka obcego.
2.Wspomaganie wychowawczej roli rodziny poprzez pomoc w kształtowaniu u wychowanków i uczniów stałych sprawności w czynieniu dobra, rzetelną diagnozę potrzeb rozwojowych dzieci i młodzieży, realizację adekwatnego programu wychowawczo-profilaktycznego oraz zajęć wychowania do życia w rodzinie.
3.Doskonalenie kompetencji dyrektorów szkół i nauczycieli w zakresie warunków i sposobu oceniania wewnątrzszkolnego.
4.Doskonalenie kompetencji nauczycieli w pracy z uczniem z doświadczeniem migracyjnym, w tym w zakresie nauczania języka polskiego jako języka obcego.
5.Rozwój kształcenia zawodowego i uczenia się w miejscu pracy w partnerstwie z przedstawicielami branż.
6.Podnoszenie jakości wsparcia dla dzieci, uczniów i rodzin udzielanego w systemie oświaty poprzez rozwijanie współpracy wewnątrz- i międzyszkolnej, a także z podmiotami działającymi w innych sektorach, w tym w zakresie wczesnego wspomagania rozwoju dzieci i wsparcia rodziny.
7.Wspieranie nauczycieli w podejmowaniu inicjatyw/działań w zakresie zachęcania i wspierania uczniów do rozwijania ich aktywności fizycznej.
8.Wspieranie rozwoju umiejętności cyfrowych uczniów i nauczycieli, ze szczególnym uwzględnieniem bezpiecznego poruszania się w sieci oraz krytycznej analizy informacji dostępnych w Internecie. Poprawne metodycznie wykorzystywanie przez nauczycieli narzędzi i materiałów dostępnych w sieci, w szczególności opartych na sztucznej inteligencji.
9.Rozwijanie umiejętności uczniów i nauczycieli z wykorzystaniem sprzętu zakupionego w ramach programu „Laboratoria przyszłości”.
10.Wspieranie rozwoju nauki języka polskiego i oświaty polskiej za granicą oraz tworzenie stabilnych warunków do nauczania języka polskiego za granicą przez Instytut Rozwoju Języka Polskiego im. świętego Maksymiliana Marii Kolbego, Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą oraz beneficjentów przedsięwzięć i programów ustanowionych przez ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania.
Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/
Oto podstawowe różnice, które ja zauważyłem:
>Poprzednie kierownictwo MEiN uznało że priorytetowych będzie aż 10 kierunków polityki oświatowej, zaś ekipa ministry Nowackiej uznała, że 7 wystarczy.
>Czarnkowy dokument na pierwszym miejscu zamieścił działania na rzecz szerszego udostępnienia kanonu i założeń edukacji klasycznej oraz sięganie do dziedzictwa cywilizacyjnego Europy, zaś dla aktualnego kierownictwa MEN tym superpriorytetem jest edukacja prozdrowotna, kształtowanie zachowań służących zdrowiu, rozwijanie sprawności fizycznej i nawyku aktywności ruchowej oraz nauka udzielania pierwszej pomocy.
>Za rządów wychowanka stryja-biskupa, na drugim miejscu wpisano wspomaganie wychowawczej roli rodziny poprzez pomoc w kształtowaniu u wychowanków i uczniów stałych sprawności w czynieniu dobra, zaś ministra o lewicowych korzeniach uznała, że na drugiej pozycji powinna być edukacji obywatelskiej, kształtowania postaw społecznych i patriotycznych, odpowiedzialności za region i ojczyznę, edukacja dla bezpieczeństwa i proobronna.
>Owa tak przywiązana do tradycji świata klasycznego władza, wpisała na 8. pozycji wspieranie rozwoju umiejętności cyfrowych uczniów i nauczycieli, ze szczególnym uwzględnieniem bezpiecznego poruszania się w sieci oraz krytycznej analizy informacji dostępnych w Internecie, oraz na kolejnej – rozwijanie umiejętności uczniów i nauczycieli z wykorzystaniem sprzętu zakupionego w ramach programu „Laboratoria przyszłości”. Przypomnę, że celem tego programu było wsparcie wszystkich szkół podstawowych w budowaniu wśród uczniów kompetencji przyszłości z tzw. kierunków STEAM (nauka, technologia, inżynieria, sztuka oraz matematyka). I tym razem mamy przykład, że mimo nieustannego podkreślania jak bardzo obecne kierownictwo MEN ma inną wizję polskiej oświaty, to nie zawsze jest to „nie, bo oni tak napisali”. To co dobre jest ponawiane: na 4. miejscu w nowym dokumencie znalazł się zapis, który jest kontynuacją tamtego sprzed roku: „Wspieranie rozwoju umiejętności cyfrowych uczniów i nauczycieli, ze szczególnym uwzględnieniem bezpiecznego poruszania się w sieci oraz krytycznej analizy informacji dostępnych w Internecie. Poprawne metodycznie wykorzystywanie przez nauczycieli narzędzi i materiałów dostępnych w sieci, w szczególności opartych na sztucznej inteligencji, korzystanie z zasobów Zintegrowanej Platformy Edukacyjnej.”
>Choć w obu dokumentach znajdują się zapisy określające to co dla władzy jest ważne w obszarze kształcenia zawodowego, to jednak każda z nich na co innego kładzie nacisk. I tak przed rokiem, na 5 pozycji znalazł się zapis „Rozwój kształcenia zawodowego i uczenia się w miejscu pracy w partnerstwie z przedstawicielami branż”, zaś w tegorocznym dokumencie na 6. miejscu zapisano: „Wspieranie rozwoju umiejętności zawodowych oraz umiejętności uczenia się przez całe życie poprzez wzmocnienie współpracy szkół i placówek z pracodawcami oraz z instytucjami regionalnymi”.
W jakim celu postanowiłem w ramach mojego niedzielnego felietonu tak faktograficznie zaprezentować te różnice w treściach owego syntetycznego dokumentu, będącego swoistą wizytówką ekipy kierującej resortem edukacji? Bo chciałem na mocnej podstawie faktograficznej stwierdzić, że – na cale szczęście – nowe kierownictwo MEN nie działa wyłącznie z pobudek ideo-politycznych, ale przejawia także zachowania racjonalne.
A tak w ogóle, to mam takie przekonanie, ze owe priorytety ogłaszane corocznie, niezależnie kto jest ich autorem i jakie chce za ich sprawstwem osiągnąć cele, to w codziennym funkcjonowaniu znakomitej większości szkół nie mają one na ich pracę realnego wpływu, to przez szeregowych nauczycieli najczęściej w ogóle nie są znane. I tak każda szkoła działa tak, jak ma to w utartym zwyczaju, jak zadba o to jej dyrektorka/dyrektor. Co innego funkcjonariusze z nadzoru zewnętrznego. Ale to już nie mój temat…
Włodzisław Kuzitowicz
P.s.
Jeśli chcielibyście porównać czy i w jakim stopniu podobnie odbiła się na treści priorytetów zmiana władzy w 2015 roku, kiedy do władzy doszedł PiS, a z nim pani Ana Zalewska, to sami sobie porównajcie owe dokumenty z 2015 i z 2016 roku:
Kierunki realizacji polityki oświatowej 2015/2016 – TUTAJ
Podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym 2016/2017 – TUTAJ
W dzisiejszym felietonie podzielę się moimi refleksjami o trzech tematach/problemach, o których w minionym tygodniu informowałem na OE. Bez zbędnego „przygotowania artyleryjskiego” zaczynam od informacji o ogłoszeniu konkursu na stanowisko dyrektora Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego. Przypominam, że placówka ta od 1 września ub. roku kierowana jest przez p.o. dyrektora w osobie pani Karoliny Południkiewicz. Informowałem o tym 2 września 2023 r. w materiale zatytułowanym „Zaskakująca decyzja władz w sprawie kierownictwa ŁCDNiKP”.
Dlaczego to ogłoszenie o konkursie tak mnie zainteresowało? Bo wokół tej sprawy zdarza się wiele przedziwnych sytuacji. O tym, że od początku intrygował mnie fakt wprowadzenia na we wrześniu to stanowisku osoby, co do której kwalifikacji nie byłem przekonany – już pisałem. A teraz doszła do tego jeszcze jedna okoliczność: Otóż dowiedziałem się, że pani Karolina Południkiewicz nie ma wymaganej formy kształcenia w zakresie kierowania placówkami oświatowymi, że w dniu ostatecznego terminu składania ofert do tego konkursu – w poniedziałek 11 czerwca – ma ona uzyskać wymagany dokument o nabyciu tej kwalifikacji. Zaiste – mam coraz mocniejsze podejrzenia, że nie tylko jej, ale jeszcze KOMUŚ WAŻNEMU bardzo na tym zależy, aby tą słynną do nie dawna na całą Polskę placówką akurat ona kierowała….
x x x
Kolejnym materiałem, jaki zamieściłem 3 czerwca był tekst „Pełnoletni uczniowie: Kieszonkowe – TAK, ale dostęp do Librusa – NIE!”. To tam informowałem o piśmie, jakie do MEN wysłał RPO w sprawie licznych skarg pełnoletnich uczniów szkół dla młodzieży na przypadki udostępniania ich rodzicom informacji o tym jakie otrzymują oceny szkolne.
Piszę tu dzisiaj o tym, jako wielo, wieloletni zwolennik przestrzegania przez szkoły praw do podmiotowości swoich pełnoletnich uczniów. Jednak po zapoznaniu się z tą informacją RPO i przemyśleniu „na zimno” tego żądania młodych obywateli zacząłem mieć wątpliwości…
To prawda, że owi osiemnastolatkowie stali się pełnoprawnym obywatelami, mającymi nie tylko prawa wyborcze, ale także prawo o decydowaniu o sobie. Ale… Ale mieszkając z rodzicami są częścią swoistej wspólnoty majątkowej i korzystają z warunków, jakie zapewniają im rodzice. A w każdej strukturze gospodarczej współuczestniczące w niej podmioty maja prawo do wzajemnego wglądu w ich funkcjonowanie. I dlatego nie popieram wprowadzenia prawnego zakazu informowania rodziców pełnoletnich uczniów o ocenach i frekwencji ich córek i synów.
Dla świętego spokoju i zadośćuczynienia prawniczym purystom najlepiej by było, aby każda uczennica i każdy uczeń, w dniu świętowania „osiemnastki” przekazywał dyrekcji szkoły pisemne upoważnienie swoich rodziców do pozyskiwania informacji o ich szkolnym funkcjonowaniu.
x x x
I trzeci temat, który znalazł się w materiale, jaki zamieściłem 6 czerwca, zatytułowanym „Czy cenny prezent od rodziców na zakończenie roku szkolnego to łapówka?”. Mój pogląd w tej sprawie opieram na doświadczeniach, wyniesionych z lat, w których kierowałem łódzką „Budowlanką”. Otóż uważam, że nawet bardzo drogi prezent wręczony przez rodziców uczniów kończących już naukę w szkole będzie zawsze jedynie formą podziękowania za trud poniesiony przez nauczycieli w edukację ich córek i synów. Natomiast jeśli byłby to prezent wręczony nauczycielom, z którymi ich dzieci spotkają się po wakacjach – zawsze można by doszukać się zawoalowanej formy przekupstwa. Dlatego, w tym przypadku, jestem zwolennikiem wyrażania swej podzięki w formie bukietu kwiatów, czy drobnego upominku, typu bombonierka ze słodyczami…
I na dzisiaj wyczerpałem już zaplanowaną tematykę. Do następnej niedzieli!
Włodzisław Kuzitowicz
O tym felietonie zacząłem myśleć już wczoraj, czyli 1 czerwca, czyli w Dniu Dziecka. I podczas tych moich rozważań jaki powinien być jego wiodący temat, uświadomiłem sobie, że od 1994 roku tego dnia w Warszawie obradował Sejm Dzieci i Młodzieży. A dziś nie obraduje. Zacząłem gorączkowo poszukiwać wiadomości na ten temat i tak trafiłem na stronie Sejmu na informację, zatytułowaną „XXX sesja Sejmu Dzieci i Młodzieży w nowej formule”. Oto jej pierwszy fragment:
„W 2024 r. przypada XXX sesja Sejmu Dzieci i Młodzieży. Aby uczcić ten wyjątkowy jubileusz, organizatorzy zdecydowali o wprowadzeniu nowej, wyjątkowej formuły.” [Więcej TUTAJ]
W skrócie: dowiedziałem się, że w tym roku organizatorzy adresują zaproszenia na SDiM do uczniów szkół podstawowych, że placówki, z których będą pochodzić uczestnicy SDiM, zostaną wylosowane w połowie czerwca ze wszystkich szkół podstawowych w Polsce, oraz że organizatorzy chcą, aby uczestnicy tegorocznej sesji zadali sobie pytanie: „Co jest dla nas najważniejsze?”. Wypracowany i przegłosowany w Sali Posiedzeń Sejmu temat będzie procedowany na Kongresie Młodych organizowanym w listopadzie przez Biuro Rzecznika Praw Dziecka.
Ale nigdzie nie znalazłem wyjaśnienia, dlaczego nie zajęto się tym tematem wcześniej, aby owa jubileuszowa sesja, już na takich właśnie, nowych zasadach, mogła odbyć się – zgodnie z utrwaloną tradycją – w Dniu Dziecka.
Bo, że nie będzie to kontynuacja tragifarsy z ostatnich minionych lat, to bez wątpienia dobra informacja. Warto przypomnieć przebieg zeszłorocznej, XXIX sesji SDiM. Oto fragment relacji, zaczerpnięty z „Gazety Wyborczej” sprzed roku:
„Młodzi podczas Sejmu Dzieci i Młodzieży nie kryli rozczarowania. Kolejny raz z rzędu rządzący narzucili im historyczny temat. – Gdzie w tych tematach jest miejsce dla nas? – pytali. W przyszłym roku woleliby rozmawiać o kryzysie psychicznym, który dotyka ich pokolenie.
– Szkoda, że nie ma tu ministra Czarnka – podkreślał z mównicy Bartosz Mizgalski, uczeń i poseł tegorocznego Sejmu Dzieci i Młodzieży. – Wiele osób chciałoby mu zadać pytania o bieżącą sytuację w szkole. Minister chce dofinansować szkoły. Wszystko super, ale dlaczego uczymy się tyle teorii? Ten system źle wygląda – dodał. I podkreślił, że „historia jest ważna, ale skupmy się na współczesnych problemach”. [Cały tekst TUTAJ]
Poszukiwałem także informacji o początkach projektu SDiM – zobaczyłem jedynie informację „Strona nie istnieje”. [ Zobacz – www.sdim.edu.pl/o-sdim/historia ]
Rozumiem, ze nowe Prezydium Sejmu, nowe kierownictwo MEN – jako partner tego wydarzenia, postanowili odciąć się od niechlubnej tradycji minionych ośmiu lat. ale, żeby wyciąć cała historię tych spotkań młodych Polek i Polaków na Sali Sejmu RP przy Wiejskiej?
Przeto przypomnę jedynie jak przygotowywano to wydarzenia i jak przebiegały obrady SDiM przed rokiem:
Rozpoczęła się rekrutacja do XXIX sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży (SDiM). Do udziału w konkursie zapraszamy dwuosobowe zespoły złożone z uczniów tej samej szkoły lub zespołu szkół.
28 lutego 2023 r. został opublikowany temat tegorocznej edycji:
Zginąć, ale z honorem (Krystyna Budnicka). Bohaterska walka zbrojna żydowskich organizacji bojowych z Niemcami z perspektywy 80 lat – o ludzki, społeczny i narodowy honor oraz godność, na przykładzie powstania w getcie warszawskim.
[Źródło: www.ipn.gov.pl]
x x x
1 czerwca 2023 r. – XXIX Sesja Sejmu Dzieci i Młodzieży
(fragmenty relacji)
W Międzynarodowym Dniu Dziecka po raz 29. obradował Sejm Dzieci i Młodzieży. Młodzi parlamentarzyści spotkali się w Sali Posiedzeń Sejmu, by zadać pytania ministrowi edukacji oraz podjąć uchwałę. Temat przewodni tegorocznej sesji SDiM brzmiał: „Zginąć, ale z honorem (Krystyna Budnicka). Bohaterska walka zbrojna żydowskich organizacji bojowych z Niemcami z perspektywy 80 lat — o ludzki, społeczny i narodowy honor oraz godność, na przykładzie powstania w getcie warszawskim”.[…]
Komisja zwróciła się do ministra edukacji z pytaniem czy dzień 19 kwietnia mógłby być dniem wolnym od zajęć dydaktycznych, poświęconym na zajęcia tematyczne o powstaniu w getcie warszawskim. […] W porządku obrad XXIX sesji znalazły się pytania do Ministra Edukacji i Nauki opracowane podczas wcześniejszych obrad komisji SDiM oraz dyskusja i głosowanie nad przedstawionym przez komisję projektem uchwały. W głosowaniu Sejm Dzieci i Młodzieży podjął uchwałę w sprawie popularyzacji bohaterstwa obywateli polskich pochodzenia żydowskiego w walce z Niemcami. Treść uchwały zaproponowała komisja SDiM, a w trakcie sesji plenarnej jej uczestnicy rozpatrywali poprawki zgłoszone do projektu.
[Źródło:www.sejm.gov.pl/sejm9.nsf/]
Skoro nie ma dostępu do archiwalnych materiałów n.t prac Sejmu Dzieci i Młodzieży, pozostało mi odszukanie tekstów, które ja zamieszczałem na OE. Pierwszym możliwym terminem był 1. czerwca 2014 roku, bo OE powstało we wrześniu 2013 roku. Oto fragment tamtego felietonu:
Mój wkład w obchody Dnia Dziecka
Co prawda nie zamierzam relacjonować przebiegi XX Sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży, a wyrazić przy tej okazji mój prywatny stosunek nie tylko do tych obchodów, ale w ogóle do takiego okazjonalnego zajmowania opinii publicznej ważnymi problemami, dla których pretekstem są owe „Dni”: Dziecka, Matki, Ojca, Kobiet, ale także Dzień Książki, Dzień Astmy, Dzień Życia i wiele, wiele innych… […]
Szkoda, że pani Marszałek Sejmu, lekarz z zawodu*, uznała, że tematem wiodącym dzisiejszego posiedzenia „małoletniego” Sejmu będą wybory parlamentarne. A może warto było te dzieci, właśnie owych 460 młodzieżowych posłów, zaangażować w budowanie systemu „wczesnego ostrzegania” o tym, że moja koleżanka, kolega z klasy jest ofiarą przemocy? Może warto było uwrażliwić ich na przemoc rówieśniczą, także występującą w zakamarkach wielu szkół i podwórek? A może należało popracować nie nad mechanizmami demokracji przedstawicielskiej, a nad umocnieniem poselskich (i ich rówieśników) postaw sprzeciwu wobec stosowania przemocy jako sposobu załatwiania swoich spraw, zaspokajania potrzeb i aspiracji? Dzisiejsi nastoletni posłowie już za niewiele lat zostaną rodzicami… Oby nie kontynuowali sztafety pokoleń, zgodnie ze starą maksymą: „Mnie bito, to teraz ja bił będę.”
*W tym czasie pełniła tę funkcję Ewa Kopacz
Jednak kilka dni później – 8 czerwca 2014 roku – uznałem, ze muszę zabrać głos w sprawie Sejmu Dzieci i Młodzieży. I tak na OE pojawił się tekst, zatytułowany „O tym, dlaczego poczułem się zmuszony wziąć w obronę Sejm Dzieci i Młodzieży”.
Oto fragment końcowej części tego tekstu:
Choć przed tygodniem miałem na ten temat inny pogląd, to po przesłuchaniu całości obrad (a można to uczynić pod adresem http://www.sejm.gov.pl/ ) zmieniłem zdanie. Polecam choć to jedno wystąpienie, które „popełnił”, niejako przy okazji zabierania głosu jako członek komisji sejmowej, zadający pytanie przedstawicielce MEN poseł Mateusz Pogorzelski, uczeń kl. IIa Zespołu Szkół Handlowo-Ekonomicznych im. Mikołaja Kopernika w Białymstoku. Powiedział wtedy, między innymi:: „Większość was, posłów, potraktowało to spotkanie jako początek swojej kariery politycznej.[…] Projekt w którym uczestniczymy jest projektem edukacyjnym, a nie jest dodatkowym organem władzy.” Pogratulować dojrzałości młodemu człowiekowi!
Dość tych wspomnień. Wracam do teraźniejszości. A ta, tak naprawdę, rysuje się dość tajemniczo – jak cała przyszłość polskiej oświaty pod nowym kierownictwem MEN. Obiecuję, że będę śledził proces przygotowawczy, a później przebieg, owego jubileuszowego XXX Sejmu Dzieci i Młodzieży.
Włodzisław Kuzitowicz
Z wydarzeń ubiegłego tygodnia, a właściwie tekstów na ich temat, dwa były takie, że muszę podzielić się refleksjami, które wzbudziły w mojej głowie.
Pierwszym była informacja z czwartku, że „W Łodzi ogłoszono wyniki nietypowego konkursu dla uczniów podstawówek”. Streszczając – dowiedzieliśmy się z informacji zamieszczonej na oficjalnej stronie ŁKO, że już ósmy raz Szkoła Podstawowa nr 7 w Łodzi, zorganizowała konkurs na najlepszy film, wykonany przez uczniów szkół podstawowych – w tym roku nawiązujący do słów „Szczęście niejedno ma imię”. Co w tym tekście stało się źródłem moich refleksji?
Otóż fakt, że o tym konkursie dowiedziałem się po raz pierwszy, gdyż po raz pierwszy napisano o tym na stronie Kuratorium Oświaty, i po raz pierwszy na jego uroczystym podsumowaniu i ogłoszeniu zwycięzców obecny był wicekurator. A tym wicekuratorem – jak już wcześniej informowałem – jest Jarosław Krajewski. Co w tym dziwnego? Właściwie to może nic, ale pewnie nie wszyscy czytający kojarzą fakt, iż organizatorem tego konkursu jest szkoła, której dyrektorem – od września 2002 roku, aż do powołania go w dniu 14 maja b.r. na stanowisko łódzkiego Wicekuratora Oświaty – był Jarosław Krajewski!
Natomiast w piątek zamieściłem materiał, zatytułowany „Informacje o X edycji Olimpiady Zwolnieni z Teorii”. Ciekawi jesteście co w tej informacji, z pozoru nie zawierającej sensacji, dało mi asumpt do komentowania jej w tym felietonie?
A no fakt, że jeśli ktoś nie zagląda na stronę polsatnews.pl, nie mówiąc już o fanpage „Zwolnieni z teorii”, a mieszka na terenie województwa łódzkiego i słucha Radia Łódź, to mógł dowiedzieć się z tego źródła, że „aż dziesięć projektów społecznych z województwa łódzkiego zdobyło Srebrne Wilki, nagrody w olimpiadzie „Zwolnieni z Teorii”. A na dodatek autor tej informacji poprzestał na podaniu jedynie dwu nazw tych szkół: Zespołu Szkół Ponadpodstawowych nr 5 w Łodzi i II LO w Bełchatowie.
I do piątku nie miał pojęcia, że to sukcesy, ale odniesione niejako w „drugiej lidze”, bo w owym konkursie przyznawano nie tylko „Srebrne Wilki”, ale przede wszystkim „Złote Wilki, i że na liście tych ostatnich wyróżnień nie było żadnej szkoły z terenu województwa łódzkiego…
To ciekawy przykład „inteligentnego” sposobu sprzedawania informacji o braku sukcesu, jako o wielkim osiągnięciu. Brawo redakcja „Radia Łódź”!
x x x
Ale jest jeszcze jedna sprawa, o której muszę napisać w tym felietonie.
Otóż w środę zamieściłem na OE informację o rozmowie, jaka odbyła się – wyjątkowo we wtorek wieczorem – w „Akademickim Zaciszu”. I materiał ten zatytułowałem „O tym, że proces kształtowania wartości odbywa się nie tylko na lekcjach w szkole”.
A że link do moich materiałów zawsze zamieszczam na moim fejsbukowym profilu, to po jakimś czasie pojawił się tam taki komentarz prof. Romana Lepperta:
Uznałem, że wiele osób czytało te słowa prof. Lepperta, więc odpowiem Koledze Romanowi właśnie tutaj:
Romku,
wiem, wiem – wiodącym wątkiem Waszej rozmowy była wojna w Ukrainie. Ale nie była to rozmowa wojskowych, nie była to także rozmowa polityków o tym co dzieje się, nie tylko u naszego napadniętego sąsiada, ale – w konsekwencji tej napaści – także w naszym kraju. Była to rozmowa pedagogów, podczas której „przepytywanym” był doktor habilitowany, który – jak to podają źródła – interesuje się pedagogiką krytyczną oraz edukacyjnymi wymiarami działań organizacji pozarządowych i grup nieformalnych. I który jest autorem niedawno wydanej książki o tytule „’Kto, jak nie my?’ Wspólnota i działanie na Dworcu Głównym we Wrocławiu”. Zresztą, zapowiadając to wydarzenie na Facebooku, informowałeś, że będziecie rozmawiać o tej książce. Czyli nie o wojnie, a o tym, co w jej wyniku stało się bodźcem dla wielu Polek i Polaków do podejmowania działalności charytatywnej na rzecz jej ofiar – uciekinierek i uciekinierów z terenów objętych działaniami wojennymi, którzy tak licznie szukali schronienia w Polsce.
I , jak ja to zinterpretowałem – jako wychowawca z wykształceniem wyniesionym z obszaru pedagogiki społecznej, w ostatecznym rozrachunku było informacją o powstaniu swoistego środowiska wychowawczego, w naturalnych warunkach kształtującego postawy altruistyczne i pomocowe, albo inaczej – utrwalającego w uczestniczkach i uczestnikach tej działalności wartości z kręgu „humanizmu stosowanego”.
A poza tym miałem świadomość, ze zamieszczam ten materiał na „Obserwatorium Edukacji”, miejscu, które ma określoną kategorię czytających…
Włodzisław Kuzitowicz
Miniony tydzień był kolejnym, w którym – jeśli gdzieś pisano lub mówiono o edukacji, to najczęściej dotyczyło to działania kierownictwa MEN w obszarze podstaw programowych. Taką „wisienką na torcie”, symbolicznie wieńczącą ten temat, było owo wczorajsze obywatelskie wysłuchanie publiczne, na które nie przyszedł nikt z ministerstwa przy Szucha, na którym, choć zwołanym przez podmioty „pozarządowe”, tłumów nie było…
Dla mnie jest to dowód na znużenie środowiska owym tasiemcem proceduralnym, którego początkiem było ogłoszenie, jeszcze w lutym, prekonsultacji w tej sprawie. Za kilka tygodni dowiemy się czy „góra urodzi mysz”, czy nowa ekipa kierownictwa MEN zda egzamin z racjonalnego posługiwania się elementami dialogu ze środowiskiem oświatowym.
Równoległym tematem były przymiarki do zmian prawa w zakresie pragmatyki zawodowej nauczycieli, w tym zwiększenia pensum godzin dydaktycznych – z likwidacją Karty Nauczyciela włącznie. Także i w tym temacie, jako już 19-y rok emeryt, nie powinienem się wypowiadać.
I w takich okolicznościach postanowiłem uczynić tematem tego felietonu news z minionego piątku, którym była – zamieszczana przez wiele mediów – informacja o trzynastolatce, która urodziła dziecko, będąc na szkolnej wycieczce.
Nie będę tu streszczał tych materiałów – przeczytajcie je w oryginale:
13-latka urodziła syna w toalecie. Dotarliśmy do nowych informacji
13-latka urodziła dziecko na wycieczce szkolnej w Zatorze. Sprawę bada policja
13-latka urodziła dziecko na wycieczce szkolnej. „Zostało wszczęte postępowanie”.
Ja podzielę się z Wami jedyną możliwą – w moim wy konaniu – refleksją:
T o nie ów trzynastoletni tatuś owego wcześniaka powinien stać się obiektem prokuratorskiego postępowania. Ta cala sytuacja jest skutkiem ogromnego zaniedbania systemu edukacji, który od wielu już lat nie realizuje wychowania seksualnego. Bo jak inaczej można wytłumaczyć sytuacje, w której chłopiec, u którego obudziły się hormony, który – prawdopodobnie – z Internetu dowiedział się „jak to się robi”, spróbował tego z koleżanką, która nie miała pojęcia nie tylko o okresach płodnych i niepłodnych, ale w ogóle o tym co to „okres”. A później nie miała świadomości, że brak miesiączki oznacza w zasadzie tylko jedno: ciążę!
Piszę o tym w stanie wzburzenia, a właściwie oburzenia na winnych tej edukacyjnej zapaści w zakresie wychowania seksualnego polskich nastolatków. To ministrowie decydujący o programach nauczania w okresie rządów PiS powinni stanąć przed sądem, jako winni owego nieszczęścia! A aktualnie rządzący edukacją powinni niezwłocznie podjąć decyzję o powrocie do programów szkolnych – zwłaszcza w starszych klasach szkoły podstawowej – edukacji seksualnej.
Piszę to jako ten, który ma w swym dorobku ponad dziesięć lat prowadzenia owej edukacji w roli prelegenta TWP, a także doświadczenie w roli nauczyciela-metodyka łódzkiego IKN – ODN ds. przysposobienia do życia w rodzinie (pdż).
Mam nadzieję, że ów noworodek przeżyje, że polskie prawo rodzinne stanie na wysokości zadania i znajdzie optymalne rozwiązanie dla niego, ale także dla jego rodziców….
Włodzisław Kuzitowicz
Przeglądając materiały, które zamieściłem w minionym tygodniu na OE, w dwu przypadkach poczułem potrzebę wyrażenia swoich poglądów na tematy, będące ich treścią. I nie był to post z bloga „PEDAGOG” – zawarte tam tezy są z kategorii „oczywistych oczywistości” – przynajmniej środowisku edukacyjnym „bańki” z którą i ja się identyfikuję. Bo co mogę mieć do recenzowania z takiego akapitu jak ten – moim zdaniem najbardziej reprezentatywny dla tego tekstu:
„Czas wejść w tę chmurę, by maksymalizować dzieciom i młodzieży dostęp do osiągnięć ponowoczesnej cywilizacji, ale zarazem trzeba umieć „zejść z tej chmury“, by radykalnie zmienić funkcję przestrzeni szkolnej na rzecz przede wszystkim animowania aktywności uczniów w zakresie także odkrywania i wzmacniania ich człowieczeństwa, a więc na pełnienie funkcji inkulturacyjnej, uspołeczniania młodych pokoleń i włączania ich w świat ziemskiej, a więc bezpośrednio doświadczalnej kultury i stosunków międzyludzkich.”
Ale tego samego dnia wieczorem zamieściłem informację o inicjatywie Fundacji „Stocznia” i Centrum Nauki Kopernik zorganizowania publicznego wysłuchania obywatelskiego w sprawie przygotowywanych w MEN zmian w podstawie programowej języka polskiego. Chęć podzielenia się z Wami moimi refleksjami nie wynika z krytycznej opinii o motywach, które kierowały organizatorami tego wydarzenia, bo w pełni je podzielam:
Zaproponowane przez nas działanie, mimo że wyrasta w pewnej mierze z krytycznego osądu aktualnej praktyki Ministerstwo Edukacji Narodowej, nie jest jednak skierowane przeciwko MEN. Ma za zadanie wzbogacić proces (liczymy, że wnioski z tego procesu będą wykorzystane przez Ministerstwo)…[…]
Podstawy programowe to trzon, na którym osadza się polska edukacja. […] Dyskusja o podstawach programowych to również rozmowa o wartościach, celach, zadaniach i przyszłości polskiej edukacji, przed którą stoją nowe wyzwania, w tym kryzys klimatyczny, migracja, wyzwania demografii, rozwój sztucznej inteligencji, bezpieczeństwo w sieci. […] Powinniśmy wspólnie szukać możliwe trwałej, wykraczającej poza partyjny spór i poza horyzont pojedynczych kadencji, szerokiej umowy społecznej w sprawie edukacji.
Organizatorzy w opublikowanym materiale informacyjnym wyrazili swą ufność, że wnioski z tego publicznego wysłuchania będą wykorzystane przez Ministerstwo.
I w tym miejscu pojawiły się moje refleksje… Pierwsza zrodziła się w czasie obserwacji tzw. prekonsultacji, które trwały do 19 lutego i zaowocowały 50 262 nadesłanymi opiniami. To wtedy miałem spostrzeżenia, które potwierdził w swoim najnowszym tekście kolega Pytlak:
„Władza popełniła błąd (…) organizując prekonsultacje, czyli stawiając głosy przypadkowych ludzi ponad zdaniem powołanych przez siebie ekspertów. Trudno znaleźć dobre usprawiedliwienie dla tego działania. Najgorsze jest to, że w efekcie ucierpiała sama idea powierzania misji ludziom znającym się na rzeczy. W tej chwili, jaki by nie przyjąć klucz doboru specjalistów, będą oni z założenia obarczeni brakiem zaufania.”
Nie przypadkowo ten zamieszczony 4 maja br. na OE materiał zatytułowałem „MEN popełniło błąd, stawiając głosy przypadkowych ludzi ponad zdaniem ekspertów”
A ów bardzo ogólnikowy materiał informacyjny, zamieszczony 23 kwietnia na stronie MEN, z którego można dowiedzieć się jedynie, że „Konsultacje rozporządzenia potrwają do 13 maja br. Uwagi i opinie można przesyłać na adres sekretariat.dkotc@men.gov.pl”, nastawił mnie bardzo sceptycznie do jakości uzyskanych tą drogą informacji i opinii w owej „gorącej” sprawie.
I teraz jeszcze owa inicjatywa społeczna publicznego wysłuchania obywatelskiego, organizowana w dniu 18 maja – 5 dni po terminie wyznaczonym przez MEN!
Dla kogoś, tak jak ja obserwującego z zewnątrz to co wokół owej idei odchudzenia podstaw programowych się dzieje, sytuacja ta jest efektem braku apolitycznych kanałów komunikowania się władzy ze społeczeństwem. I nie jest moją rolą wyjaśnianie, czy ów termin wysłuchania obywatelskiego to wina jego inicjatorów, którzy za późno obudzili się z projektem, czy może trudności w dostaniu się do ucha którejś z pań wiceministerek, aby z odpowiednim wyprzedzeniem ów termin uzgodnić.
Jakkolwiek by było – wiem jedno: Cokolwiek podczas owego wysłuchania zostanie odnotowane, czy będzie to głęboko uzasadnione i kompatybilne z perspektywiczną wizją reformy całego systemu szkolnego w kierunku jego dostosowania do wyzwań przyszłości, czy wyrastające z tęsknoty do „starych dobrych czasów” – władza będzie mogła – według swojego uznania – nie uwzględnić tych głosów w ostatecznym kształcie rozporządzenia, bo zaistniały one po terminie!
x x x
I jeszcze kilka zdań refleksji po zapoznaniu się z felietonem Belferbloga, zatytułowanym „Czyja to zasługa, że matura z angielskiego wypada najlepiej?”. Dariusz Chętkowski wymienił tam aż 5 powodów tego stanu rzeczy. Jednak ja, po dłuższym zastanowieniu, doszedłem do wniosku, że najważniejsze są dwa z nich – pierwszy i piąty: Uczniowie chcą się uczyć angielskiego, bo wiedzą, że nie jest to nauka typu „3 Z” (Zakuć – Zdać – Zapomnieć). Ta ich motywacja wewnętrzna wynika właśnie z owej świadomości, że tak naprawdę to jest to zdobywanie niezbędnej i potrzebnej w życiu kompetencji, a nie zapamiętywanie faktów, wzorów i formułek w celu pochwalenia się tą wiedzą na sprawdzianie, a później na egzaminie.
Pora, aby ten oczywisty fakt stał się wzorcem dla reformatorów systemu edukacji w naszych szkołach.
Właśnie sobie przypomniałem koncepcję zreformowanego liceum, którą zaprezentował 3 maja na swoim Fb profili dr Tomasz Tokarz. Tak jak ja to odczytałem, to pomysł ten idzie właśnie w tym kierunku:
Więcej – TUTAJ
Tylko czy w aktualnym realiach zasad polityki kadrowej oraz partyjno-przedwyborczych uwarunkowań podejmowanych decyzji jest na to szansa?
Wodzisław Kuzitowicz
Gdy się zamieszcza felieton w niedzielę, będącą zwieńczeniem tegorocznej, bardzo długiej majówki, nie można o tym nie wspomnieć. Tym bardziej, gdy się 1. Maja złożyło oświadczenia tej treści:
„Przyjęliśmy wersję „majówki” – nie będziemy zakłócać w te dni Waszego spokoju kolejnymi tekstami. Ale jeden, za to na całe trzy dni, przedstawiamy, gdyż jest on doskonałym tłem socjologicznym do zbliżających się egzaminów maturalnych.”
I co? I nic! Już następnego dnia mogliście zobaczyć obszerny materiał, który zamieściłem prosto z portalu OKO.press.: „Edukacja obywatelska, czyli jaka? „Cała szkoła powinna być edukacją obywatelską”, którego autorem jest Aleksander Pawlicki – nauczyciel historii, wiedzy o społeczeństwie, filozofii i retoryki w 2 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Międzynarodowymi im. Pawła Jasienicy STO w Warszawie.
Muszę się wytłumaczyć – mając nadzieję, że zostanie mi to wybaczone…
Bez „owijania w bawełnę”, bez zasłaniania się „wyższymi wartościami” powiem jak było naprawdę. Otóż wszystko przez moje uzależnienie… Nie, nie. Żadne używki, prochy czy skręty. Ja przez te minione lata po prostu tak się wdrożyłem do pracy redakcyjnej przy tworzeniu materiałów do „Obserwatorium Edukacji”, że nie wiem co mam ze sobą robić, jeśli nie muszę tego dnia podejmować aktywności redaktorskiej.
I tak było owego czwartku. Z nawyku włączyłem laptopa i zacząłem przeszukiwać co nowego zamieszczono na moich ulubionych portalach. I tak wszedłem na stronę OKO.press. Nie mogłem nie zauważyć i nie zareagować na ten tekst, tym bardziej, że towarzyszyło mu wpadające w oko zdjęcie broszurek z treścią Konstytucji RP. Gdy go przeczytałem, nie miałem wątpliwości, że jego autor napisał tam wszystko tak, jak ja na ten temat myślę od lat.
Dodatkowym bodźcem podjęcia decyzji o udostępnieniu tej publikacji na OE była Osoba Autora. Bo do tego dnia nie wiedziałem o funkcjonowaniu w naszym edukacyjnym, medialnym świecie kolegi Aleksandra Pawlickiego. Mój szacunek do jego działalność wzrastał z każdą kolejną informacją. Najpierw, że jest nauczycielem historii, wiedzy o społeczeństwie, filozofii i retoryki, który pracuje w 2 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym z Oddziałami Międzynarodowymi Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Warszawie. Po chwili, że jest autorem programów szkolnych i podręczników, że współtworzył podstawę programową w 2008 roku. A jeszcze na koniec przeczytałem, że pracuje w Szkole Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie przygotowuje do pracy i wspiera w rozwoju młodych nauczycieli, by odmienili szkoły na lepsze, a ich doświadczenia pomogły wypracować nowoczesny model kształcenia przyszłych nauczycieli. Dąży do tego, żeby każdy z nauczycieli był w szkole nie tylko znawcą swojej dziedziny, wychowawcą, lecz także ekspertem od tego, jak skutecznie się uczyć. Warto także wejść na fanpage tej placówki – TUTAJ
Gdy już zdecydowałem, że muszę podzielić się moim „odkryciem” z Czytelniczkami i Czytelnikami OE, usprawiedliwiłem się sam przed sobą faktem, że wszak to dzień roboczy, że sklepy są otwarte, że nic się takiego złego nie stanie, jeśli i OE „się otworzy”.
Jak wiecie – uszanowałem dzień 3 maja jako Święto 233 rocznicy uchwalenia Konstytucji 3. Maja, i dopiero wczoraj uznałem, że najwyższa pora, abym odnotował najnowszy tekst Jarosława Pytlaka.
Kończę ten felieton, wybiegając myślą do nadchodzących egzaminów maturalnych. Jak wiecie – zanosi się na serię wydarzeń, które mogą obfitować w wiele niespodzianek – począwszy od tradycyjnych „przecieków”, na wystąpieniach „niezatapialnego” szefa CKE kończąc – doktora Marcina Smolika..
A swoją drogą to naprawdę warto byłoby móc kiedyś znaleźć wyjaśnienie na czym polega ta jego nieusuwalność. Wszak wkrótce (22 lipca) minie 10 lat, gdy otrzymał nominację na to stanowisko (ale już wcześniej, w grudniu 2013 roku, jako p.o.) z rąk ministry Krystyny Szumilas (PO). Można o nim powiedzieć, że „on był stały, chociaż one (władze w MEN) się zmieniały”. Bo akceptowali go na tym urzędzie kolejni szefowie resortu, bez względu na to która partia obsadzała to stanowisko: przetrzymał zmianę Joanny Kluzik-Rostkowskiej (PO) na Anną Zalewską (PiS), a po niej także dwu panów z tejże samej partii: Dariusza Piątkowskiego i nawet radykała Przemysława Czarnka. I jest na tym fotelu nadal – także po 13 grudnia 2023 roku!
Ale nie wybiegajmy w przyszłość – czas pokaże…
Włodzisław Kuzitowicz
Jak to mówią – „chodziło to za mną” już od dawna. Ale szczególnie pilnym wydal mi się ten temat w minionym tygodniu, gdy branżowe i nie tylko branżowe strony – w tym media społecznściowe, obfitowały w materiały, krytycznie oceniające propozycje odchudzenia podstaw programowych, jakie zapowiadało MEN. Szczególnie wiele tych krytycznych ocen dotyczyło programu nauczania j. polskiego – w tym kanonu lektur.
Nie, nie, nie spodziewajcie się, że ja tu zaraz dołożę swoje trzy grosze i odsądzę od czci i wiary autorów owych propozycji. Byłoby to nieuczciwe, gdyż nie tylko że nie jestem i nigdy nie byłem polonistą, ale przede wszystkim nie mam nic do czynienia ze szkołą już od 19-u lat!
Ten temat, który już od dawana zamierzałem podjąć w którymś z kolejnych felietonów, to obsada kadrowa resortu edukacji. I tylko jedną mam obawę: to co mam do napisania, to nie będzie w stylu felietonu. Ale trudno – nie pierwszy to raz pod szyldem „felieton” zamieszczam teksty, „faktograficzne”…
Zacznę od przypomnienia, że ekipa ministerialna tego resortu liczy, chyba rekordowe w skali minionego trzydziestolecia, aż 6 osób, w tym – obok stanowiska ministra – troje w randze sekretarza stanu i dwie panie w randze podsekretarza”
Pozwolę sobie przypomnieć jakie wykształcenie i jaki dorobek zawodowy „wniosły” te osoby do owego urzędu – informacje pochodzą ze strony MEN. Zakresy czynności podawałem czerpiąc informacje z Zarządzenia MEN z dnia 5 stycznia 2024 r. w sprawie zakresów czynności członków Kierownictwa Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Barbara Nowacka – Z wykształcenia jest informatyczką, ale ukończyła również studia z zakresu zarządzania na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego oraz MBA we Francuskim Instytucie Zarządzania. W latach 2004-2009 pełniła funkcję dyrektorki marketingu, a od 2009 do 2019 roku była kanclerką Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych, której rektorem jest jej ojciec – Jerzy Nowacki. NIGDY NIE PRACOWAŁA W SZKOLE.
Katarzyna Lubnauer – Absolwentka matematyki na Uniwersytecie Łódzkim. W 2001 roku uzyskała stopień doktora nauk matematycznych w specjalności teoria prawdopodobieństwa na podstawie rozprawy pt. „Twierdzenia graniczne w teorii prawdopodobieństwa kwantowego”. Następnie objęła stanowisko adiunkta w Katedrze Teorii Prawdopodobieństwa i Statystyki. Pracowała też jako nauczycielka matematyki w VIII Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Asnyka w Łodzi – ale bardzo krótko, zanim uzyskała stopień doktora. Nie udało mi się znaleźć źródła, które podawało czy ową nauczycielką była rok czy dwa, bo na pewno nie dłużej. I było to ponad 20 lat temu!!!
Ale, na tym tle, zobaczcie jaki jest jej zakres czynności – 49 pozycji ! – TUTAJ
Joanna Mucha – Z wykształcenia ekonomistka. Absolwentka studiów w zakresie zarządzania, a także studiów podyplomowych z ekonomiki zdrowia na Uniwersytecie Warszawskim. W 2007 roku obroniła doktorat z ekonomii zdrowia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II. W latach 2002-2010 asystentka w Instytucie Ekonomii KUL
Zobaczcie jaki jej został przydzielony zakres czynności – tylko 26 pozycji – TUTAJ
Henryk Kiepura – Absolwent prawa na Wydziale Prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, studiów podyplomowych z zakresu Funduszy Unii Europejskiej na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego, a także studiów podyplomowych Executive MBA Collegium Humanum w Warszawie na kierunku administracja. Studiował także Obronność i Bezpieczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej oraz Zarządzanie Bezpieczeństwem Narodowym na Akademii Sztuki Wojennej. Prezes Zarządu Oddziału Wojewódzkiego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP Województwa Śląskiego. W latach 2001-2006 kierował redakcją TVP w Częstochowie.
I z takim wykształceniem i doświadczeniem zawodowym realizuje zakres czynności, zapisany także w 26 punktach – TUTAJ
Izabela Ziętka – Absolwentka pedagogiki, licencjatka polonistyki i pedagogiki specjalnej. Ukończyła również studia podyplomowe w zakresie: oligofrenopedagogiki, logopedii, neurologopedii klinicznej i wczesnej logopedii klinicznej, zarządzania oświatą, pracy z osobami z autyzmem i Zespołem Aspergera, neuropsychologii. Obecnie studentka 5 roku psychologii. Nauczycielka, pedagożka, neurologopedka. Dyrektorka placówek oświatowych: specjalnego ośrodka szkolno-wychowawczego oraz Kita Musikspielhaus w Niemczech, a także pełniąca obowiązki dyrektora poradni psychologiczno-pedagogicznej.
I to nie ona została pierwszym zastępcą ministra (patrz Katarzyna Lubnauer), ale dostała przydział czynności, zapisany jedynie w 11 punktach – TUTAJ
Paulina Piechna-Więckiewicz – W latach 2001-2017 należała do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którego była również wiceprzewodniczącą. Ma za sobą trzy kadencje w Radzie Miasta Stołecznego Warszawy. W Radzie Warszawy pełniła funkcję wiceprzewodniczącej Komisji Edukacji i Rodziny Rady m.st. Warszawy.
I z takim „partyjnym” przygotowaniem (nie podano na stronie MEN jakie ma wykształcenie) została podsekretarzem stanu z przydzielonym jej zakresem 13 czynności – TUTAJ
x x x
Po co o tym wszystkim napisałem? Bo może te fakty pozwolą lepiej zrozumieć sytuację, w jakiej znalazła się polska edukacja po 13. grudnia 2023 roku. Wszyscy czekaliśmy na zmianę, jak na oczywistą oczywistość – na lepsze. Wszak po rządach pana Czarnka, a przed nim Piontkowskiego, nie wspominając o wyczynach niejakiej Zalewskiej – mieliśmy prawo liczyć, że tym razem za problemy szkół, spędzających tam ważną część swego życia nauczycieli, ale także uczniów, wezmą się kompetentni i nie obciążeni partyjnymi mitami fachowcy.
I co? Miesiąc temu minęło 100 dni rządów Tuska, a jak na razie to ta nowa władza nie radzi sobie nie tylko z rządzeniem, ale nawet z diagnozowaniem sytuacji, rozróżnianiem poważnych argumentów, popartych obiektywną wiedzą, od populistycznych hasełek…
Gdzie te czasy, kiedy, choć ministrem edukacji był profesor Mirosław Handke – chemik, rektor AGH, to jego prawą ręką i twarzą ówczesnej reformy była Irena Dzierzgowska – wieloletnia nauczycielka i była wicekuratorka ówczesnego województwa warszawskiego.
Czy jest jeszcze jakaś nadzieja, że ci nominaci partyjni. powołani na te a nie inne stanowiska, akurat w resorcie edukacji, potrafią stanąć na wysokości zadania i NAPRAWDĘ przeprowadzić polski system szkolny od pisowskiej zapaści do modelu szkoły, przygotowującej młode Polki i młodych Polaków do funkcjonowania w świecie połowy XXI wieku?
Nie odważę się na prognozę…..
Włodzisław Kuzitowicz
Przeglądając edukacyjne wydarzenia minionego tygodnia nie mogłem nie zarejestrować (pominiętego na stronie OE) spotkania, które odbyło się w MEN 18 kwietnia. To wtedy po raz pierwszy z kierownictwem resortu spotkali się wszyscy nowi kuratorzy oświaty. I czytając tę informację uświadomiłem sobie, że ostatni raz prezentowałem nowych kuratorów 15 marca, kiedy informowałem że 2 marca Minister Barbara Nowacka wręczyła akt powołania na Mazowieckiego Kuratora Oświaty Wioletcie Krzyżanowskiej, a 15 tego miesiąca Katarzyna Lubnauer wręczyła Jolancie Skrzypczyńskiej akt powołania na Warmińsko-Mazurskiego Kuratora Oświaty. Materiał ten zakończyłem informacją, że czekamy jeszcze na powołanie szefów tych urzędów w województwach: lubuskim, świętokrzyskim oraz zachodniopomorskim. I już d tego tematu na OE nie powróciłem,
Aby choć w tej formule ten błąd naprawić, śpieszę dziś donieść, że kolejne nominacje nastąpiły:
18 marca – w Województwie Lubuskim stanowisko kuratora objął Mariusz Biniewski
19 marca – w Województwie Świętokrzyskim stanowisko kuratora objął Piotr Łoje
25 marca – w województwie Zachodniopomorskim stanowisk kuratora objął Paweł Palczyński
I już mogę, z poczuciem naprawienia „grzechu zaniedbania”, podjąć główny wątek dzisiejszego felietonu. A będzie nim moja bardzo osobista refleksja o treściach nauczania języka polskiego w piątej klasie pewnej łódzkiej szkoły podstawowej. Refleksja ta towarzyszy mi od połowy stycznia, kiedy to – na prośbę mamy ucznia V klasy owej szkoły – zgodziłem się, dwa razy w tygodniu, pomagać mu – wtedy jeszcze w odrabianiu prac domowych, jakie jej syn miał zadawane z kilku przedmiotów: z j. polskiego, historii, geografii i biologii. Na matematykę chodzi do studentki politechniki. Spotykam się z nim nadal, mimo wejścia w życie rozporządzenia, zmieniającego zasady owych prac domowych.
Muszę jeszcze wyjaśnić, że tym moim podopiecznym (bo w tych spotkaniach nie występuję w roli nauczyciela-korepetytora, a raczej w takiej, jaką trenowałem przed laty pracując w domach dziecka – jako konsultant w „odrabiankach”) jest młodzieniec, który wraz ze swoją mamą oraz starszą siostrą, która jest teraz w VIII klasie tej samej szkoły, przyjechał do Polski przed dziewięcioma laty z Ukrainy. W tej rodzinie, jest jeszcze pierwszoklasista – urodzony już w Polsce, zaś mama jest ich jedyną opiekunka, gdyż jej mąż i ojciec tych dzieci zarabia na ich utrzymanie w USA.
Nie będę tu opowiadał o licznych problemach z jakimi musimy się z owym piątoklasistą mierzyć, w tym przede wszystkim z jego słabą znajomością języka polskiego (w rodzinie tej rozmawiają ze sobą w ich języku ojczystym), jego praktycznie zerowej orientacji w geografii i historii Polski – takiej jaką polscy uczniowie wynoszą z domów rodzinnych podczas wspólnych wyjazdów wakacyjnych, do „rodziny na wsi”, słuchaniu wspomnień wujków, cioć, dziadków i babć na rodzinnych spotkaniach. Powiem tylko o moich doświadczeniach, wyniesionych „tu i teraz” podczas powtarzania wiadomości z ostatnich lekcji oraz przygotowań do sprawdzianów z języka polskiego.
A od kilku już tygodni barujemy się z tematem „mity greckie”… I do tego na zmianę z gramatyką: części mowy, odmiana przez przypadki, części zdania – zdania proste i złożone, związki – główne i poboczne, rządu, zgody…. I to wszystko na przykładzie zdań z . . . mitologii greckiej. A jedynym źródłem tej wiedzy, którą muszą posiąść uczniowie klas piątych tej szkoły, są dwa podręczniki. „Literatura i kultura. Ewa Horwath, Anita Żegleń” i „Nauka o języku i ortografia. Ewa Horwath, Anita Żegleń”.
Aby nie być gołosłownym – ilustruję to kilkoma wybranymi przykładami – najpierw z podręcznika nauki o języku i ortografii::
A poniżej jeszcze fotki z tej ksiązki o literaturze i kulturze:
Zaiste – czy naprawdę dwunastolatkowie, którzy w dorosłe życie wejdę w latach trzydziestych XXI wieku muszą już teraz uczyć się swojego ojczystego języka, wkuwając jednocześnie imiona bohaterów mitologii starożytnych Greków? I czy te wszystkie gramatyczne subtelności o przyimkach, przydawkach i okolicznikach są niezbędne dla przyszłych użytkowników cyfrowych form przekazu, gdzie nad poprawnością wstukanego tekstu czuwać będzie AI ?
Może lepiej dla wszystkich (uczniów i nauczycieli z podstawówek) byłoby przeniesienie tej pogłębionej wiedzy o języku polskim do programów dla klas licealnych z rozszerzeniem humanistycznym?
Włodzisław Kuzitowicz
Przygotowując się do napisania kolejnego felietonu – jak mam to w zwyczaju – chciałem zobaczyć który numer miał ten z poprzedniej niedzieli. I dopiero wtedy dowiedziałem się, ze na stronie OE on nie istnieje… Sprawdziłem, czy zniknął także z mojego Fb profilu. Tam zobaczyłem taki obraz:
Klikając na link, który zazwyczaj otwierał stronę na OE, zobaczyłem taki komunikat:
I wtedy dotarło do mnie, że to nie jakiś mój błąd spowodował znikniecie tego felietonu, a wykasowała go jakaś nieznana mi siła, która uznała, ze nie powinien on dłużej funkcjonować w sferze publicznej dostępności.
Ale jako człowiek, który urodził się pod zodiakalnym znakiem Barana, MUSZĘ postawić na swoim – dlatego odnalazłem zapis tego tekstu na moim roboczym pliku i – w wersji PDF – udostępniam ów Felieton nr 514 – TUTAJ
I teraz mogę już przystąpić do pisania felietonu o kolejnym numerze 515.
I od razu muzę złożyć oświadczenie, że tym razem nie będę prezentował moich przemyśleń o dotyczących edukacji wydarzeniach lub prezentowanych przez innych autorów tekstach, które zaistniały w minionym tygodniu, bo nie one były – w mojej subiektywnej ocenie – najważniejsze. Nie muszę chyba uzasadniać, że dla mnie ten tydzień to przede wszystkim dzień moich osiemdziesiątych urodzin, które zgodnie z metryką urodzenia przypada corocznie 11 kwietnia, a w tym roku, z racji tej zaliczonej, „okrągłej” liczby lat przeżytych świętowałem wczoraj, w gronie rodziny, na okolicznościowym spotkaniu (uczestniczyło 25 osób), zorganizowanym na terenie… Zespołu Szkół Gastronomicznych przez uczniów tej szkoły – w ramach isług, świadczonych przez warsztaty jej szkoły..
Było sympatycznie, smacznie i wspomnieniowo. Wspomnieniowo, bo dwóch wnuków mojej siostry – Radek i Marek – przygotowało, opartą na moich 33 esejach wspomnieniowych, prezentację zdjęć i informacji o tym, co owych osiemdziesięciu latach mojego życia uznali za warte przywołania.
Po tej prezentacji odczytałem, napisany na tę okoliczność, wiersz Osiemdziesięciolatka releksje o życiu.
Nie obyło się bez tradycyjnego tortu, na którym zdmuchiwałem świecę, myśląc, że najbardziej chciałbym jeszcze zdmuchiwać kolejne świece na kolejnych tortach – z napisami 85, 90, a może i więcej…
Wybaczcie, że dzisiejszy felieton jest taki autopromocyjny, ale niechaj uzasadnieniem tej decyzji będzie jedna z kart z życzeniami, którą otrzymałem:
WYBACZCIE !
Włodzisław Kuzitowicz