Dzisiaj: w Łodzi (współrzędne geograficzne: 51.75 N 19.47 E) słońce wzeszło o 7:46, a zaszło o 15:33. Jeśli zwyciężą zwolennicy wprowadzenia po roku 2021, na stałe, tzw. „czasu letniego”, to za trzy lata 22 grudnia słońce wzejdzie w Łodzi, gdy na zegarach będzie godzina 8:46 (!), a zajdzie o 16:33 – ewentualnie obowiązującego wówczas czasu.
Już raz w moim felietonie (Nr 293 z 27 października) podjąłem ten problem, pisząc wówczas te słowa:
Kochani! Apeluje do Was – jeśli zastanowicie się nad konsekwencjami decyzji pozostawienia na zimę czasu letniego, że spowoduje to, iż w okolicach 20 grudnia słońce będzie wschodziło ok. godziny 8:45, (praktycznie dwie pierwsze lekcje w szkole przy sztucznym świetle!) – umocnijcie się w przekonaniu, że należy pozostawić czas zgodny z czasem astronomicznym, t.zn. że godzina 12-a będzie mniej więcej wtedy, gdy słońce jest najwyżej nad horyzontem, a wschód i zachód – symetrycznie, przed i po dwunastej. I starajcie się przekonać innych do pozostawienia czasu naturalnego, astronomicznego, czyli dziś określanego nazwą „zimowego” – już na zawsze….
Zaczynam także dzisiejszy felieton od tego tematu, gdyż piszę go w najkrótszym dniu roku i każdy może przetestować „organoleptycznie” jak by to było, gdyby przyszło nam żyć według czasu narzuconego przez urzędników, pozbawionych wyobraźni i wiedzy astronomicznej. Pomijam taki drobiazg, jak kilkuminutowe różnice, wynikające z położenia konkretnej miejscowości na globie (długość geograficzna). W przypadku Łodzi tak naprawdę astronomiczne południe, czyli moment, gdy słońce jest najwyżej nad horyzontem było dziś ok. godziny 11:40.
Dość o wschodach i zachodach słońca – nie mogę być posądzonym o to, że pod tym pretekstem robię uniki przed podjęciem tradycyjnego tematu z „oświatowej łączki”. A – szczerze pisząc – nie byłoby to bez powodu. Bo tak naprawdę to, obserwując prze ostatnie dwa tygodnie to nasze edukacyjne podwórko, nic tak mocno mnie nie poruszyło, żebym nie miał wątpliwości o czym mam napisać.
Nie znalazłem w sobie dość motywacji, aby komentować V kongres ŁTP (zamieszczone zdjęcie sali posiedzeń RMŁ mówi samo za siebie), także komentowanie zapowiedzi rejestracji kolejnego nauczycielskiego związku zawodowego „Ja, Nauczyciel’ka” byłoby nie na miejscu – po tym, co już na ten temat napisał Jarosław Pytlak w swym tekście „Kij w mrowisku”.
Z obszaru „wielkiej polityki” był wywiad z wywiad Artura Radwana z przewodniczącą sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, zatytułowany: „Stachowiak-Różecka: 8 tys. zł za wyższe pensum to bardzo dobra propozycja dla nauczycieli, do której warto powrócić”, ale uznałem, że to byłoby poniżej poziomu, do którego zobowiązałem się przed tygodniem.
Po takiej selekcji pozostał mi jeden temat, który pojawił się w tym czasie dwukrotnie, a który – w odniesieniu do jeszcze innych faktów, „chodzi” za mną już od 6 listopada, kiedy to przypadła druga rocznica rejestracji Fundacji „OSNOWA”. Tym tematem są inicjatywy młodych ludzi, którzy mają ambicje (aspiracje?) zaistnienia w szerszej niż szkolna, lokalna, skali.
Bezpośrednim bodźcem, który pobudził mnie do tych refleksji była informacja o zarejestrowaniu Fundacji na Rzecz Praw Ucznia, której założycielem i prezesem jest Mikołaj Wolanin. Przypomnę, że to jeden z trojga marszałków XXIII sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży (1 czerwca 2017 roku), którym został w wieku 15-u lat, kiedy był uczniem gimnazjum w Nowym Tomyślu. Zakładając fundację jest nadal osobą niepełnoletnią – przeto do czasu osiągnięcia przez niego pełnoletniości reprezentują go we wszystkich sprawach urzędowych jego „przedstawiciele ustawowi”.
Przywołałem ten fakt nie bez powodu. Otóż niechaj nam towarzyszy świadomość wieku tego „ojca założyciela” fundacji, która już w nazwie ma określony główny cel działalności, rozwinięty i skonkretyzowany co do form ich realizacji w jej statucie. [Zobacz wyciąg – TUTAJ ]
Nie wchodząc w szczegóły – cała ta inicjatywa bardzo mnie intryguje – nie tylko dlatego, że jest to sytuacja niecodzienna, i że – jako kibic wszelkich dobrych pomysłów – bardzo chciałbym relacjonować za rok, dwa i trzy o kolejnych owocach owej fundacji, ale także z powodu pewnej rezerwy wobec takich przedsięwzięć bardzo młodych osób, których wcześniejsze działania świadczyły o ich potrzebie „zaistnienia”, „bycia na świeczniku”, być może nawet na próby zwrócenia na siebie uwagi „partii władzy”…
Mam tu na myśli konkretnie Fundację „OSNOWA”, jej inicjatora i prezesa – Jakuba Żebrowskiego, i dotychczasowe przejawy działalności owej z takim zadęciem zainaugurowanej przed dwoma laty. (Forum Uczniów Województwa Łódzkiego – 16 listopada). Jak dotąd jedynym konkretnym sukcesem OSNOWY jest wejście jej prezesa do Rady Dialogu z Młodym Pokoleniem przy wicepremierze Piotrze Glińskim (pośle z Łodzi). Więcej o tym napisałem w felietonie nr 292 z 20 października.
A sztandarowy projekt OSNOWY – Młodzieżowa Rada Województwa Łódzkiego, – o której powołanie fundacja wystąpiła do Marszałka Województwa jeszcze 12 października 2018 roku, i w sprawie utworzenia której 26 lutego 2019 roku, podczas IV Sesji Sejmiku Województwa Łódzkiego radni jednogłośnie przyjęli uchwałę „W sprawie rozpatrzenia petycji Fundacji Osnowa w sprawie powołania Młodzieżowej Rady Województwa Łódzkiego”. Ale do dziś takowa rada nie powstała….
No, bo gdyby powstała, to byłoby coś o tym na istniejącym od października 2018 roku fanpage z takąż nazwą: „Młodzieżowa Rada Województwa Łódzkiego”.
Nie dziwcie się Szanowni Czytelnicy, ze z taką rezerwą odnoszą się do inicjatyw, typu OSNOWA czy Fundacja na Rzecz Praw Ucznia. Tym bardziej, że w obu przypadkach zachodzą daleko idące podobieństwa w profilach ich twórców…
I jeszcze jedno wyjaśnienie dlaczego we wprowadzeniu do tej części felietonu napisałem że temat ten „pojawił się w tym czasie dwukrotnie”. Otóż podczas mojego pobytu w SP nr 137 w Łodzi na konferencji „Rok Godności – Rok Relacji Człowieka”, słuchając wystąpienia Ziemowita Gwóździa – ucznia klasy VIII c tej szkoły naszła mnie taka myśl: „czy to aby nie rośnie kolejny działacz Młodzieżowych Rad i Sejmów Dzieci i Młodzieży?”…
I już sam nie wiem: jesteśmy świadkami jak młodzież próbuje brać w swoje ręce przyszłość swojego miasta, województwa, kraju, planety, czy… czy – niestety – to jedynie przykłady trampolin do osobistych karier ich twórców.
Włodzisław Kuzitowicz