
Gdyby nie portal „Edukacja, Internet, Dialog”, na którego stronę mamy zwyczaj zaglądać „od czasu do czasu” czy nie zamieszczono tam jakiegoś godnego – użyjemy tu ulubionego przez dyrektora Janusza Moosa słowa – multiplikacji, nigdy nie dowiedzielibyśmy się o najnowszym „osiągnięciu” pewnego, znanego nam już od dawna, wielodzietnego małżeństwa Elbanowskich. Bo nie monitorujemy ich aktywności na bieżąco.
A właśnie tam zauważyliśmy, zamieszczony 12 września tekst, zatytułowany „Raport Fundacji Rzecznik Praw Rodzica – ‚Obszary edukacji wymagające zmian'”. To bardzo pouczający materiał, z którym powinni zapoznać się wszyscy, którzy zamierzają zarobić duże pieniądze „odkrywając Amerykę”.
Informujemy, że na fanpage Fundacji Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców tekst ten został opublikowany 27 sierpnia 2018 roku – w formie identycznej, jak podał go portal EID, powołując się na – jak się okazuje – nieaktywne źródło: < Rzecznik Praw Rodziców>, która to informacja ma wszelkie cechy linku. Jednak po „kliknięciu” możemy odczytać tylko słowa: „Niestety, nie udało się odnaleźć tej strony”.
Postanowiliśmy poszukać owego „źródła” na własną rękę. Zaczniemy od przypomnienia, że fundacja ta została wpisana do rejestru stowarzyszeń 26 stycznia 2010 roku, że jej prezesem jest Karolina Elbanowska, a jednym z trojga członków zarządu jest jej mąż – Tomasz Elbanowski. [Źródło: www.krs-online.com.pl]
Nie musimy chyba przypominać roli, jaką odegrało to małżeństwo i ich fundacja w boju pod hasłem „Ratujmy maluchy„, ale może nie wszyscy pamiętają ścisłe związki tej pary z aktualną szefową MEN. W tym celu posłużymy się fragmentami publikacji z tygodnika „Newsweek”:
Dziś nie będzie kontynuacji tematu o „sadzeniu róż świadomości obywatelskiej” w umysłach naszych uczniów. Dzisiaj zaryzykuję i wejdę na grunt, może nie grząski, ale bezapelacyjnie „śliski” i podejmę próbę odpowiedzi na pytanie:
„Czy nauczyciele aktualnie pracujący w polskich szkołach – jako kategoria zawodowa, ale i jako określone tą profesją środowisko społeczne – są gotowi do przeprowadzenia „oddolnej” rewolucji systemu?”
A co do tego ma tytuł tego felietonu? Poczytajcie dalej, to się dowiecie!
Już na wstępie zastrzegam, że będzie to tylko próba, że mam świadomość iż temat przerasta skromne możliwości emeryta-felietonisty (co prawda z bogatą i różnorodną co do zdobytych doświadczeń przeszłością) i że tak naprawdę robię to nie po to, aby na tak sformułowany „problem badawczy” odpowiedzieć moją „jedynie słuszną” diagnozą (jak to lubią czynić różni utytułowani naukowcy), ale aby sprowokować (optymista ze mnie!) ewentualną dalszą dyskusję…
Skąd w ogóle takie pytanie? Bezpośrednim bodźcem stał się post z profilu dr Żylińskiej, który sprowokował mnie wczoraj do zamieszczenia materiału o dwu obliczach tej samej szkoły. Oto fragmenty tego tekstu, które „zasiały” ziarno dzisiejszego felietonu:
Nauczyciele mają w społeczeństwie złą opinię. To fakt, nad którym ubolewam, bo sama znam wielu świetnych i oddanych dzieciom /uczniom nauczycieli. Ale jak długo pracują w szkołach nauczyciele, którzy dzieci krzywdzą, i którzy dostarczają niemoralnych wzorców zachowania, tak długo wszyscy przedstawiciele tej grupy zawodowej będą mieli zły PR. Bo jeden nauczyciel, który wymusza podpisy pod takim dyktatem, psuje opinię stu świetnym pedagogom.[…]
Łódź to miasto, w którym chyba dzieje się najwięcej, jeśli chodzi o zmiany modelu szkoły. To miasto, w którym wielu nauczycieli stara się tworzyć uczniom przyjazne warunki, ale właśnie z Łodzi dostałam najgorsze regulaminy i „kontrakty.”
No właśnie! A już niedługo, bo 29 września, pod hasłem „Razem zmienimy edukację”, odbędzie się spotkanie założycielskie Łódzkiego Regionalnego Klubu Budzących się Szkół.
Sądząc po tak sformułowanym haśle, organizatorzy spotkania są przekonani, że taka zmiana jest możliwa. Kluczowy w nim jest jednak desygnat tego małego słowa „razem”. Bo można je interpretować wąsko: „Razem z tymi, którzy wstąpią do tego klubu”, ale można też szeroko: „Wszyscy nauczyciele w łódzkich (i ościennych) szkołach będą w stanie zmienić edukację„. A my, członkowie tego Klubu, będziemy taką „Pierwszą Kadrową” na tej drodze do niepodległości ucznia w szkole…
Jeśli miałbym wyznać tutaj która z tych wersji, według mnie, jest bliższa prawdy, to opowiadam się za tą drugą. A to dlatego, że taka wizja „eduzmieniaczy„, żyjących w przekonaniu o „sprawczej sile własnego przykładu” może prowadzić jedynie do przekształcenie owych „klubowiczów” w oświatową sektę, traktowaną przez pozostałe „masy nauczycielskie” co najwyżej tak, jak Amisze są traktowani w USA, albo ortodoksyjni Żydzi, paradujący w swych chałatach po uliczkach Jerozolimy, będący w tłumie pozostałych obywateli Izraela swoistą „atrakcją turystyczną”.
I taka wersja jest wersją optymistyczną. Bo możliwa jest także taka, w której członkowie Regionalnych Klubów Budzących się Szkół zaczną być postrzegani przez pozostałą brać nauczycielską jako zagrożenia dla ich „małej stabilizacji”. A to może wywołać działania „obronne”, przejawiające się w jeszcze mocniejszym „okopaniu się na zajmowanych pozycjach„, a być może także w formie swoistych działań „sanitarnych” – dążeniu do zniszczenia ognisk „zarazy”!
Dlatego ja opowiadam się za wersją „Pierwszej Kadrowej”. Byle by nie powtarzać błędów Piłsudskiego, który nie przewidział, że nikt w Kongresówce, a konkretnie w Kielcach, nie będzie ich witał entuzjastycznie. Jak wspominał po latach generał Felicjan Sławoj Składkowski „Ludność przyjęła nas dość obojętnie. Pojedynczy ludzie witali nieśmiało”.
Dr Marzena Żylińska zamieściła w piątek,14 września późnym wieczorem, na swoim profilu taki post ze zdjęciem, dokumentującym opresyjny charakter systemu, stosowanego w szkole, z której ten „kontrakt” pochodzi.
I to jest jedno oblicze pewnej łódzkiej szkoły. Oto ono:
[…] Gdy piszę o tym, że szkoła jest opresyjna, często pojawia się argument, że przesadzam, że dzieci nie są traktowane surowiej niż dorośli. A ja uważam, że są, że wobec dzieci stosujemy metody, których nigdy nie zastosowalibyśmy wobec osób dorosłych i z pewnością, nie życzylibyśmy sobie, żeby stosowano je wobec nas.
[Oto przykład]
Foto: www.facebook.com/marzena.zylinska/
Punkt 3.
Informacja o terminie kartkówki podana będzie przynajmniej dzień wcześniej, chyba, że złe zachowanie klasy sprowokuje mnie do zrobienia na danej lekcji kartkówki „karnej”.
Punkt 10.
Każdą Twoją aktywność na lekcji ocenię plusem lub minusem, pięć plusów to ocena bardzo dobra, … .
Skanów PZO / PSO lub tzw. kontraktów dostałam od początku roku ponad sto. Nie widziałam takiego, który uwzględniałby potrzeby obu stron.W większości regulaminów i „kontraktów” (dla mnie to są dyktaty), które dostałam, jest mowa o karnych kartkówkach i o tym, ze nauczyciel został do ich zrobienie sprowokowany.
Co na to psychologowie? Jak to oceniacie? – „Musiałam ich ukarać, bo zostałam do tego sprowokowana.” W większości przesłanych regulaminów jest też mowa o tym, że uczniowie będą cały czas oceniani. na każdej lekcji.
Na portalu „Juniorowo” wytropiliśmy obszerny artykuł autorstwa Wojciecha Musiała – współtwórcy i współwłaściciela „Juniorowa”, pt. „Helikopterowi rodzice – kiedy troska rodziców bardziej szkodzi niż pomaga”.
Foto: www.25lat.rmf.fm
Wojciech Musiał
Zdecydowaliśmy się zainteresować naszych czytelników poruszonym tam problemem nadopiekuńczości rodziców, gdyż zjawisko to ma swe bardzo odczuwalne przez nauczycieli konsekwencje – i to nie tylko na płaszczyźnie formalno-prawnej, ale przede wszystkim jako główna przeszkoda w wypracowywaniu nietoksycznych, partnerskich relacji nauczyciel – rodzic.
Oto kilka, wybranych z tego obszernego tekstu, fragmentów i – oczywiście – link do całości.
[…] Skąd się wzięli helikopterowi rodzice
Jeszcze w latach siedemdziesiątych zeszłego wieku amerykańscy rodzice nie mieli żadnego problemu z otwarciem drzwi wejściowych do domu i wypuszczeniem dzieci na zewnątrz. A one rozbiegały się po okolicy eksplorując ulice, parki, place zabaw a także miejsca, w których być ich nie powinno: budowy, opuszczone fabryki, niestrzeżone wody itp. Nie było telefonów komórkowych ani lokalizatorów GPS. Rodzice nie wiedzieli, co ich dzieci robią, dopóki nie wróciły do domu na kolację. Rodzice rzadko też angażowali się w pomoc przy zadaniach domowych, bo ówczesna szkoła nie obciążała nimi zanadto. Nie widzieli również nic złego w zapaleniu papierosa czy wypiciu drinka w obecności swoich pociech, czego akurat nie powinniśmy pochwalać, ale co jest doskonałą ilustracją ówczesnego swobodnego podejścia do wychowania.
Podobnie w Polsce. Pokolenie obecnych trzydziesto- czterdziestolatków wychowywało się jeszcze z kluczem na szyi. Po szkole wracaliśmy do pustych domów, bo oboje rodzice byli w pracy. Sami odgrzewaliśmy sobie jedzenie, sami odrabialiśmy lekcje (albo i nie), a potem biegliśmy na podwórko, żeby do wieczora grać w piłkę, bawić się w chowanego lub realizować inne pomysły, od których dorosłym ścierpłaby skóra, gdyby tylko wiedzieli. Sam pamiętam ganianie po piętrach nieukończonego bloku na pobliskiej budowie, której stróż nie był w stanie upilnować przed bandą ruchliwych chłopaków.[…]
Helikopterowi rodzice – kontrola totalna
Zaangażowanie rodziców w wychowanie dzieci szybko przestało ograniczać się do organizowania popołudniowych spotkań. W tej chwili nadopiekuńczy rodzice kontrolują każdy aspekt życia dziecka. Wożą je samochodami do szkoły, ze szkoły na zajęcia dodatkowe, z zajęć do domu. Wieczorami odrabiają z nimi lekcje, a bardzo często je w tym wyręczają, gdy przeciążone nauką dzieci nie dają już rady. Kontrolują ich postępy w nauce (dzienniki elektroniczne zapewniają stały dostęp do ocen), a jeśli dziecko zostanie ocenione za nisko, bez wahania wszczynają dyskusję z nauczycielem.
5 września, na stronie Najwyższej Izby Kontroli zamieszczono komunikat, zatytułowany „Nauka nie poszła w las„. Aby nie snuć domysłów czego on dotyczy zaraz poniżej dodano: „NIK o systemie awansowania nauczycieli”.
Oto jego fragmenty (pogrubienia teksu – redakcja OE) i linki do materiałów źródłowych:
„NIK o systemie awansowania nauczycieli”.
[…] Kontrola NIK miała wykazać jaki jest związek między awansem zawodowym a podniesieniem jakości pracy nauczycieli i wynikami pracy oraz potrzebami szkoły, motywacją do dalszego rozwoju po uzyskaniu tytułu nauczyciela dyplomowanego.
NIK skontrolowała Ministerstwa Edukacji Narodowej i Rolnictwa, centrum Edukacji Artystycznej, 5 Kuratoriów Oświaty, 10 jednostek samorządu terytorialnego i 24 szkoły publiczne. Okres objęty kontrolą to lata szkolne 2015/2016 – 2017/2018.
Najważniejsze ustalenia kontroli
W kontrolowanym okresie nauczyciele mianowani i dyplomowani stanowili ok. ¾ ogółu zatrudnionych. Liczba ta pokazuje, że zdecydowana większość nauczycieli wykazała się skutecznym podwyższaniem kompetencji zawodowych i jakości pracy własnej i szkoły. We skazanym okresie zaobserwowano też wzrost liczby nauczycieli kontraktowych i stażystów. Nastąpił niewielki spadek liczby nauczycieli mianowanych.[…]
Foto: www.nik.gov.pl
Kontrola wykazała, że w czasie stażu na stopień nauczyciela mianowanego kandydaci korzystali z różnych form dokształcania i doskonalenia zawodowego, uczestniczyli w otwartych zajęciach prowadzonych przez innych nauczycieli, prowadzili dodatkowe zajęcia dla uczniów, działali na rzecz środowiska lokalnego, realizowali działania podjęte w odpowiedzi na współczesne problemy społeczne i cywilizacyjne oraz stosowali technologie informacyjno – komunikacyjne (TIK) na 34% prowadzonych zajęć lekcyjnych. W drugim roku szkolnym po uzyskaniu stopnia nauczyciela mianowanego ich aktywność zmalała w pierwszych pięciu analizowanych rodzajach działań o 5,7%-40,6%, natomiast wzrósł udział zajęć realizowanych z zastosowaniem TIK o 2,6 punktu procentowego.
Podobnie rzecz się miała z aplikującymi do stopnia nauczyciela dyplomowanego.
Foto: www.pulsmedycyny.pl
Wczoraj Jarosław Pytlak zamieścił na swoim blogu dość przekorną reminiscencję po odbytej 11 września „naradzie” dla dyrektorów szkół niepublicznych, prowadzonej przez wizytatorów warszawskiego kuratorium (skąd my takie „narad” znamy! – WK). Tematem tego postu uczynił jeden z problemów, podejmowanych tam przez reprezentantów MEN w województwie mazowieckim: ogłoszenie 1 października Ogólnopolskim Dniem Tornistra. Tytuł tego tekstu zapowiada wahanie autora: „Czy odważymy się nie ważyć?”
Poniżej – jak zwykle – fragmenty tego postu (pogrubienia tekstu – redakcja OE) i link do źródła:
11 września – inauguracyjna w nowym roku szkolnym „narada” dyrektorów szkół niepublicznych z wizytatorami warszawskiego kuratorium. Użyłem cudzysłowu, bo trudno nazwać naradą zwykłą prezentację kolejnych aktów prawnych, ich projektów oraz zamierzeń nadzoru pedagogicznego. To raczej transmisja nowości prawnych do mas, okraszona możliwością zadania pytań, których zresztą nie było zbyt wiele.[…]
Ciekawostką, na której się zatrzymam, była informacja o ogłoszeniu 1 października Ogólnopolskim Dniem Tornistra. Słyszałem już wcześniej o tej inicjatywie naszej pani minister, ale dopiero w tym miejscu i z urzędowych ust uzyskałem potwierdzenie, że to nie żart primaoctobrisowy. Naprawdę pracownicy kuratoriów i inspektorzy SANEPID-u mają tego dnia odwiedzać szkoły i ważyć dziecięce tornistry. Nie mogąc wyjść z podziwu dla tak fantastycznej inicjatywy przeżyłem jednak istną galopadę pytań i wątpliwości, najróżniejszego zresztą sortu, którymi podzielę się tutaj z Czytelnikami.[…]
Na jakiej podstawie prawnej wprowadza się to święto/ten dzień pamięci? Czy pójdą za nim w przyszłości inne Dni, powiązane z równie ważnymi problemami, dotykającymi dzieci w szkole? Na przykład: Ogólnopolski Dzień „Dobrej Drugiej zmiany w edukacji”? Albo Dzień Pracy Domowej Odrabianej w Nocy?
Powyższy plakat powstał w konsekwencji decyzji, podjętej podczas posiedzenia Rady KSOiW NSZZ „S” 31 sierpnia w Centrum Okopowa w Warszawie. Oto informacja o tych obradach – TUTAJ.
A oto najnowsze wiadomości ze strony Krajowej Sekcji Oświata i Wychowanie NSZZ „Solidarność”:
– Nastroje wśród nauczycieli są bardzo złe, nie ukrywamy. I nie z powodów finansowych, tylko nowych zasad regulaminów szkolnych, które nie dość, że przykręcają nauczycielowi śrubę, to jeszcze musi się dokształcać za własne pieniądze. Ten pomysł minister spotkał się z fatalną wręcz reakcją środowiska, grożącą wybuchem protestów – to fragment wywiadu „Uwaga! Niebezpieczeństwo pożaru” z Ryszardem Proksą, przewodniczącym KSOiW NSZZ „Solidarność”. Wywiad, który przeprowadzony został jeszcze zanim Rada KSOiW podjęła decyzję o akcji protestacyjnej, ukazał się w najnowszym numerze „Tygodnika Solidarność” (nr 37 z 14 września 2018 r.).
Foto:www.solidarnosc.org.pl
W Centrum Nauki Kopernik w dniach 24 i 25 sierpnia 2018 r. odbyła się 12. konferencja Pokazać – Przekazać, podczas której wspólnie zastanawialiśmy się, jak sprawić, by nowe technologie w edukacji były narzędziem tworzenia i poznawania świata, a nie pozostały jedynie atrakcyjnym gadżetem. Rozmawiano o tym czy można tego dokonać, wprowadzając do edukacji ideę uczenia się przez tworzenie i konstruowanie. [Więcej o konferencji – TUTAJ]
Wczoraj na stronie portalu EDUNEWS.PL jego redaktor naczelny – Marcin Polak – zamieścił artykuł pt. „O radości odkrywania i konstruowania„, w którym przybliżył czytelnikom nie tylko postać Gary Stagera, ale przede wszystkim treść jego wystąpienia na niedawnej konferencji w CN Kopernik.
Foto: www.kopernik.org.pl
Gary Stager, pedagog i nauczyciel, dziennikarz, programista – podczas wykładu w CN Kopernik
Oto wybrane fragmenty tego artykułu – pogrubienia tekstu – redakcja OE:
[…] Gary Stager, pedagog i nauczyciel, dziennikarz, programista, konsultant i dyrektor letniej szkoły Constructing Modern Knowledge, współautor jednej z ważniejszych książek dotyczących konstruktywizmu pt. Invent to Learn – Making, Tinkering i Engineering. Stager jest postacią dobrze rozpoznawaną w środowisku edukacyjnym na całym świecie, pionierem we wprowadzaniu komputerów do edukacji i nauczaniu online. Mądre wykorzystanie technologii w przedszkolach, szkołach i na uczelniach propaguje już od ponad 35 lat. Podczas konferencji organizowanej przez Centrum Nauki Kopernik dzielił się z jej uczestnikami swoimi przemyśleniami dotyczącymi uczenia się poprzez konstruowanie i z wykorzystaniem dostępnych technologii.
„Szkoły mają obowiązek wprowadzać dzieciom rzeczy, których one jeszcze nie kochają” – zauważył Stager, komentując, że dla wielu dzieci podawcze metody nauczania są niewłaściwe i utrudniają uczenie się. Powinniśmy zwiększać w szkole aktywności dziecka, zwłaszcza takie, w których samo musi coś odkryć, zbudować, współpracować z innymi. „Robienie to pewna postawa. Musimy przygotować nasze dzieci do rozwiązywania przyszłych problemów – to najlepsze, co możemy dla nich zrobić.” – mówił. […]
W poniedziałek, 10 września, Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji (FRSE) zorganizowała na Stadionie Narodowym Kongres Rozwoju Systemu Edukacji. [Nie należy mylić tej nazwy z Kongresami Rozwoju Edukacji, której gospodarzem ostatniej IV edycji – w listopadzie 2017 roku – był Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu]
Jak napisali jego organizatorzy w komunikacie o informującym o jego przygotowaniach – ideą tego przedsięwzięcia było podkreślenie wpływu jakości kształcenia na poziom kompetencji Polaków i ich konkurencyjność na rynku pracy.
Merytoryczny nadzór nad Kongresem sprawował prof.dr hab. Stefan M. Kwiatkowski – rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej w Warszawie oraz dyrektor generalny FRSE dr Paweł Poszytek.
Oto informacja o programie Kongresu – wypowiedź prof. Stefana Kwiatkowskiego – TUTAJ
Szczegółowy program, jaki na wiele tygodni przed datą Kongresu dostępny był na stronie FRSE – TUTAJ
Czy zamierzenia organizatorów i oczekiwania, nie tylko prof. Kwiatkowskiego ale i licznych jego uczestników, udało się zrealizować – można przekonać się osobiście, oglądając zapis audio-wideo z jego przebiegu – dostępny na stronie Kongresu – TUTAJ
Wszyscy, którzy w Kongresie nie uczestniczyli są na tę relację skazani, gdyż poszukując informacji o tym wydarzeniu w mediach znaleźliśmy jedynie jedną – na stronie „Gazety Prawnej”, ale której tytuł wcale nie informuje, że to to o czym tam napisano działo się na Kongresie Rozwoju Polskiej Edukacji: „Zalewska: Do końca roku rekomendacje dot. doskonalenia zawodowego nauczycieli”. Niezorientowany czytelnik, czytając tam zdanie: „… powiedziała minister edukacji podczas odbywającego się w poniedziałek w Warszawie Kongresu Rozwoju Systemu Edukacji”, może pomyśleć, że było to wydarzenie, zorganizowane po to, aby minister Zalewska mogła po raz kolejny wygłosić swoje wizje…
Podobnie można sądzić czytając informację, jaką zamieszczono na stronie MEN jeszcze w poniedziałek, zatytułowaną „Kongres Rozwoju Systemu Edukacji z udziałem Minister Edukacji Narodowej„. Oto jej fragmenty – nie ukrywamy, że bardzo „przycięte” – o relację, dotyczącą treści wystąpienia minister Zalewskiej:
10 września na swym profilu dr Marzena Zylinska zamieściła post, który – ze względu na aktualność jego zawartości w toczącej się od pewnego czasu dyskusji o tym, czy szkoła ma „dawać” uczniom wiedzę, czy kompetencje, czyli umiejętności poszukiwania i stosowania wiedzy w przyszłym życiu – przytaczamy w całości. Pogrubienia fragmentów tekstu – redakcja OE: ·
Potrzebujemy zadań, które umożliwiają uczniom rozwój, zadań, które pozwalają na stosowanie poznanych informacji w życiowych kontekstach, twierdzi Daniel Hunziker autor książki „Kompetencje bez tajemnic„, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Dobra Literatura.
Foto:literaturainspiruje.pl
Nieskromnie dodam, że mam w tym swój udział, bo jako osobie zajmującej się metodyką, bardzo mi zależy na wyjaśnianiu, że nie wszystko, co nazywamy ćwiczeniami, rzeczywiście nimi jest i że nie wszystkie ćwiczenia cokolwiek ćwiczą. I to właśnie jest tematem książki „Kompetencje bez tajemnic”. Celem prawdziwych ćwiczeń nie jest bowiem sama wiedza, ale zdolność jej zastosowania. I to właśnie jest tematem książki „Kompetencje bez tajemnic”. Kompetencje rozwija się wprawdzie w oparciu o konkretne treści, ale celem nigdy nie jest ich reprodukcja, ale zastosowania w życiowych kontekstach. Dzięki temu uczniowie wiedzą, po co mają coś opanować i uczą się w sposób efektywny.
Stwierdzenie, że nie wszystkie tzw. ćwiczenia coś ćwiczą, zapewne wywoła u niektórych czytelników zdziwienie, no bo do czego niby służą wszystkie zadania, które robią w szkole i w domu nasze dzieci? Muszę Was zmartwić, większość tzw. ćwiczeń nie jest ćwiczeniami, ale narzędziami pomiaru, więc niczego nie ćwiczą, a służą jedynie do sprawdzenia, czy dziecko zapamiętało określone treści. Myślę tu o zadaniach receptywnych i reproduktywnych, które dominują w zeszytach ćwiczeń.
Daniel Hunziker to szwajcarski nauczyciel i metodyk, który zauważył, że problemem szwajcarskich uczniów jest brak zadań, które umożliwiają rozwój. Dlatego zajął się ich analizą i tworzeniem takich, dzięki którym uczniowie mogą uczyć się w najefektywniejszy sposób.
Źródło:www.facebook.com/marzena.zylinska











