
29 grudnia, na portalu „Jubiorowo” zamieszczono artykuł Wojciecha Musiała, zatytułowany „W mojej klasie nikt przez skrzypce płakać nie będzie” – jak uczy muzyki Monika Wrzos”. Postanowiliśmy dziś zapromować ten tekst – mając w pamięci doświadczenia, wyniesione z fragmentarycznych „wejść” na transmisje z trzech sylwestrowych koncertów: na Równi Krupowej (TVP), w „Kotle czarownic” (POLSAT) i pod oknami warszawskiego magistratu (TVN). Bo wygląda na to, ze najwyższy czas na porządne wychowania muzyczne Polaków.
Oto fragmenty tego artykułu i link do jego pełnej wersji:
Foto: www.juniorowo.pl
Muzyka to nie tylko radość słuchania. Dzięki muzykowaniu dziecko rozwija szereg umiejętności: uczy się nazywać emocje, pamięć, koncentrację, zdolności motoryczne, językowe, intelekt czy działanie w grupie. Nauka muzyki będzie skuteczna tylko wtedy, gdy będzie się odbywała poprzez zabawę – opowiada Monika Wrzos, skrzypaczka i nauczycielka muzyki.
Przyszło nam żyć w czasach, w których muzyka jest wszechobecna: towarzyszy nam w samochodzie, w sklepie, w windzie, w poczekalni do lekarza i w urzędzie. Słuchamy jej nawet wtedy, gdy nam się nie podoba. W jaki sposób wpływa ona na kształtowanie gustów dzieci?
Nieustanny muzyczny hałas sprawia, że dziecko traci naturalną wrażliwość muzyczną. Przyzwyczaja się do niego jednocześnie tracąc zainteresowanie muzyką klasyczną, o wiele bardziej złożoną, a jednocześnie delikatną. Tymczasem jeśli chcemy nauczyć dziecka czerpania przyjemności z odbioru muzyki klasycznej, musimy go do tego przygotować, nauczyć pewnych struktur, według których jest zbudowana. Muzyka jest językiem, który ma swoje struktury, swoją gramatykę.
Czy to znaczy, że powinniśmy dzieci uczyć teorii muzyki klasycznej?
28 grudnia, na portalu Wirtualna Polska pojawił się materiał, sygnowany przez Hannę Szczesiak, zatytułowany „6-dniowy tydzień nauki w szkołach oburzył rodziców. MEN rozwiewa wątpliwości”. Jest on oparty na poscie, zamieszczonym na fejsbukowym profilu „Dom nie jest filią szkoły”, w którym oburzeni rodzice sprzeciwiają się zmianom i tłumaczą, co tak naprawdę będzie oznaczać nowelizacja ustawy. Oto fragmenty, przytoczone przez Wirtualną Polskę:
Ministerstwo na swoich stronach publikuje 11 zmian w zapisach ustawy (?!) oświatowej. Jedna z nich, w na pozór niewinny sposób, może postawić na głowie życie rodzinne! Wydaje się, że jest to również pomysł Pani Minister na przeładowaną podstawę programową” – czytamy we wpisie. Po wprowadzeniu zmian art. 111 pkt 14 brzmi:
„Organizację tygodnia pracy szkoły, z uwzględnieniem kształcenia w formie dziennej, stacjonarnej lub zaocznej, w tym przypadki, w których kształcenie w formie dziennej może odbywać się przez 6 dni w tygodniu”.
„Warto zwrócić uwagę, że ministerstwo używa magicznych zwrotów: ‚może odbywać się’ lub ‚mogą być realizowane’. Niby nic, ale gdyby rodzice protestowali przeciwko 6-dniowemu tygodniowi nauki, ministerstwo oświadczy, że to decyzja szkoły” – czytamy w dalszej części wpisu. Jego autorzy apelują o udostępnianie postu, by „nie okazało się, że pewne rozwiązania wprowadza się po cichu i stawia się rodziców przed faktem”. […]
Nie będziemy w dalszej części naszej informacji przytaczać odpowiedzi, jaką na te niepokoje rodziców udzieliło MEN ze strony WP, lecz sięgniemy do źródła.
Pierwszego „roboczego” dnia nowego 2019 roku proponujemy lekturę tekstu dr Marzeny Żylińskiej, zamieszczonego wczoraj na jej fejsbukowym profilu. Uznaliśmy, że będzie to dobra „rozbiegówka” intelektualno-refleksyjno-motywacyjna, która może stać się dla wielu naszych czytelników drogowskazem ich tegorocznych działań, a dla tych, którzy już tego nie potrzebują – wzmocnieniem ich przekonania o słuszności już dawniej podjetej decyzji o aktywnym włączeniu się w nurt zmieniania polskiej szkoły z modelu dszkoły nauczających nauczycieli na model szkoły uczących się uczniów.
Oto ten tekst – bez żadnych skrótów. Pogrubienia jego fragmentów – redakcja OE:
Foto: www.facebook.com/marzena.zylinska/
Zmieniać szkołę, to znaczy zmieniać świat!
Dlatego tak trudno zmienić system edukacji. Ten obecny wielu ludziom odpowiada, ale … nam już nie! Dla naszych dzieci chcemy szkół, które będą uczyć współpracy, a nie rywalizacji, szacunku dla drugiego człowieka i odpowiedzialności, a nie jak dotychczas posłuszeństwa i uległości. Chcemy szkół, w których dzieci będą mogły rozwijać swój potencjał i swoją kreatywność, a nie będą przez 12 lat tresowane do udzielania najbardziej typowych odpowiedzi. Chcemy szkół, w których dzieci i młodzi ludzie będą mogli czerpać radość z rozwoju i do których będą lubiły chodzić.
Szkół, o których marzymy, nie stworzą nam ludzie, którym odpowiada obecny system formatowania wszystkich jedną foremką, te szkoły musimy stworzyć sobie sami! Więc przejdźmy do działania, zacznijmy się organizować i szukać nowych rozwiązań. Musimy głośno mówić, jakie są nasze cele i filozofia działania. Niech do naszych szkół przyjdą ludzie, którzy właśnie tego dla swoich dzieci szukają.
Nie liczmy na to, że wszystkim będzie odpowiadać szkoła, której celem jest stworzenie przestrzeni dla indywidualnego rozwoju wszystkich dzieci, która zastąpi tresurę do testów. Niech powstaną różne szkoły! Twórzcie fundacje i stowarzyszenia i zakładajcie szkoły, które będą realizować nasze marzenia. W przeciwnym razie będziemy narażeni na niekończące się wojny, bo ci, którzy chcą więcej testów i ocen, więcej presji, więcej zadań domowych, rankingów i rywalizacji, zazwyczaj nie należą do osób rozwiązujących problemy na drodze spokojnego dialogu. Oni często żądają, a nauczyciel ma się podporządkować ich woli. Możemy kopać się z koniem, ale możemy skierować naszą energię na tworzenie nowych rozwiązań. Ludzi, którym odpowiada obecny, autorytarny model szkoły, nie przekonamy do naszych pomysłów, bo im to, co jest właśnie odpowiada! Dlatego nie pomogą żadne argumenty, żadne książki czy autorytety. Musimy pogodzić się z faktem, że wielu ludziom model szkoły, oparty na ciągłej presji i rywalizacji odpowiada.
Oczywistą drogą wydają się szkoły fundacyjne, szkoły niepubliczne na prawach publicznych, ale … Zastanawiam się, co ze szkołami publicznymi. Może i tu powinny powstawać klasy, które będą prowadzone inaczej. I do tych klas powinny iść dzieci, których rodzice szukają alternatywy dla tradycyjnych rozwiązań.
Do Koleżanek i Kolegów Dyrektorów i Nauczycieli polskich szkół
a także ich sojuszników i wszystkich, którym los edukacji jest bliski:
Powitajcie ten Rok Nowy
Jak tradycja każe.
A ja wiązanymi słowy
Życzenia przekaże:
Niechaj Nowy Rok przyniesie
Na Szucha odmianę!
Niechaj Nasza będzie jesień,
Da balsam na ranę!
Niechaj „NOWE” się postara,
Zmiecie wszystkie bzdury!
Wierzcie w to, bo silna wiara
Wszak przenosi góry!
P.s.
Sprawdźcie też „dzisiejszym” okiem
Jak życzyłem Wam przed rokiem:
Tradycyjne życzenia noworoczne dla Czytelników na 2018 rok
O przedpołudniowej porze zamieszczaliśmy zwykle wyłowione z „sieci” teksty „z innych źródeł”, które redakcja OE uznała za warte upowszechnienia wśród naszych czytelników. Stałym bywalcem tych cytatów był Jarosław Pytlak i teksty z jego bloga, będącego ważnym elementem redagowanej przez niego strony „Wokół Szkoły”. Uznaliśmy, że na sylwestrowe przedpołudnie naklepiej nadaje się tekst tego autora, zamieszczony co prawda jeszcze przed Wigilią, ale spełniający wszelkie wymogi podsumowania problemów edukacji, z którymi borykali się dyrektorzy i nauczyciele polskich szkół – nie tylko w kończącym się 2018 roku.
Poniżej zamieszczamy wybrane fragmenty tego bardzo obszernego tekstu i link do jego pełnej wersji:
Zamieszczony poniżej raport, pod mówiącym wszystko tytułem niniejszego wpisu, nie jest opracowaniem naukowym, ani nawet próbą wyczerpania tematu. Jest natomiast publicystyczną odpowiedzią na samozadowolenie pani minister Anny Zalewskiej, zaprezentowane podczas podsumowania trzylecia jej rządów w ministerstwie. Z tego powodu nie proszę o wpisywanie w komentarzach kolejnych fatalnych skutków obecnej reformy – sam wiem, jak wiele z braku miejsca pominąłem spośród tych, które już mi podpowiedziano. Tego co napisałem jest aż nadto, by protestować przeciwko obecnemu stanowi rzeczy. Nie proszę również o recepty na przyszłość, bo to zupełnie odrębny temat, z którym prędzej czy później ktoś się zmierzy. Po prostu czytajcie, upowszechniajcie jeśli akceptujecie zawartość, a w warstwie konstruktywnej – nie spierajcie się – rodzice i nauczyciele, kto jest lepszy, kto biedniejszy, kto ma trudniej, a kto ma bardziej rację. Wszyscy, wraz z dziećmi, jedziemy na tym samym wózku i także od naszej woli zależy, jak daleko się on dotoczy. A w nadchodzącym Nowym Roku wszystkim życzę… chyba domyślacie się Państwo czego!
Trzy lata w MEN (2015-2018)
destrukcja systemu edukacji w Polsce
Trzy lata pracy MEN pod kierownictwem Anny Zalewskiej (2015-2018), to wieloaspektowa destrukcja polskiego systemu edukacji. Działalność kierownictwa resortu doprowadziła do zrujnowania znaczącej części dorobku szkolnictwa z poprzednich dwudziestu lat, a równocześnie do potężnego wstrząsu, który bezpośrednio lub pośrednio dotknął miliony ludzi: uczniów, ich rodziców i nauczycieli. Ten unikalny proces zyska miejsce w podręcznikach historii myśli pedagogicznej, jako przykład woluntarystycznej zmiany, opartej na złych założeniach i fatalnie wprowadzonej w życie.
Założenia reformy nie zostały oparte na żadnej podstawie naukowej. Jako najważniejsze uzasadnienie wskazano jedynie społeczne oczekiwanie likwidacji gimnazjów oraz bardzo enigmatycznej „zmiany polskiej szkoły”. […]
W takich okolicznościach wytężona praca Ministerstwa Edukacji Narodowej, bez żadnej refleksji wspierana przez posłów rządzącego ugrupowania politycznego oraz Prezydenta RP, doprowadziła do wielu negatywnych zjawisk, dotykających uczniów, ich rodziców i nauczycieli, a w dalszej perspektywie najszerszych kręgów społeczeństwa. Często do zmian nieodwracalnych i nie do powetowania.
* * *
Los tak zrządził, że – dla mnie znaczący, bo 250. – felieton piszę w przedostatnim dniu roku 2018. Dodatkowym zadaniem przed jakim dziś stanąłem jest fakt, że piszę ten tekst na zupełnie nieznanym mi (wypożyczonym od przyjaciół na okres „do zakupu nowego”) sprzęcie, pracującym w obcym mi programie Linux i „rozpoznawanym w boju” edytorze. Jak ten cały splot okoliczności wpłynie na jakość tego „jubileuszowego dzieła” – przekonam się wkrótce. Jeśli uznam, że mieści się to w podstawowych standardach – przekonacie się także i Wy – Czytelnicy.
A teraz – do roboty.
Takie „okrągłe jubileusze” stają się zazwyczaj okazją do podsumowań dotychczasowego „dorobku” – w tym przypadku owych 250. felietonów mojego autorstwa. Przygotowując się do tego zadania szybko uznałem, że pójdę na „łatwiznę” i nie będę powracał do rasumpcji pietrwszych dwustu felietonów, gdyż uczyniłem to już przy okazji fetowania Felietonu nr 200, którego publikacja wypadła także w grudniu, ale ub. roku. Zatytułowałem go „Jubileusz, czyli coś się kończy, coś się zaczyna”. Kto nie czytał, lub już apomniał jego treść – zachęcam do lektury.
Uczciwość nakazuje mi przypomnieć jakie złożyłem tam zobowiązanie: „W nadchodzącym nowym 2018 roku będę w niedzielę zamieszczał prawdziwie felietonowe felietony, nieprzekraczające 5 tys. znaków!”. Sami wiecie, że nie zawsze dotrzymałem tej obietnicy. Jedynym usprawiedliwieniem jest, wygląda na to że wrodzona, moja skłonność do opowiedzenia wszystkiego, co mnie akurat poruszylo, która w połączeniu z trudnością przeprowadzania „twardej” selekcji i oddzielenia tego co naprawdę ważne od tego co mnie się wydaje, że też jest ważne – skutkuje takimi „tasiemcami”.
Zakładając, że przekroczenie obiecanego limitu znaków w felietonie nie deprecjonuje go w ocenie merytorycznej, pozwolę sobie na przypomnienie kilku z tych, które powstały po 17 grudnia 2017 roku, a z których napisania do dziś jestem szczególnie dumny. Będzie to jednocześnie moje podsumowanie tego, co z niezliczonych news’ów mijającego roku uznałem za godne skomentowania, a dzisiaj – przypomnienia:
gru
27
Z powodu awarii sprzętu redagowanie „Obserwatorium Edukacji” zostaje zawieszone – do czasu zakupu nowego, co nastąpi w pierwszych dniach stycznia. PRZEPRASZAMY!
Jak trudno składać dziś życzenia.
Gdy język swą precyzję traci,
Gdy słów znaczenie wciąż się zmienia,
A władza za „poprawność” płaci.
Zaryzykuję, drodzy moi,
Życzenia takie dziś skieruję:
Niech nikt – choć w Święta – się nie boi,
Bezpiecznym się wśród bliskich czuje.
Niech polityka nie przeszkodzi
W składaniu życzeń przy Wieczerzy.
Ci „z lewa”, „z prawa”, starzy, młodzi
Niech w swych życzeniach będą szczerzy!
Niech wszyscy wspólnie zaśpiewają
Że „Bóg się rodzi, moc truchleje...”
Nawet gdy przy tym poudają…
Że tak się stanie – mam nadzieję!
Włodzisław Kuzitowicz
Już w połowie tygodnia miałem świadomość, że najbliższy felieton będzie upubliczniony na dzień przed Wigilią. Postanowiłem więc, że tematem najlepiej współgrającym z atmosferą opłatkowo-„christmasową” będzie kilka moich przemyśleń wokół wiodącego pytania, zadawanego dzieciom przez, chyba wszystkich, Św. Mikołajów, odwiedzających w tym czasie dzieci: „A powiedz no mi ….. (tu imię delikwentki” lub „delikwenta”), czy byłaś(eś) grzeczna(y)?” Bo – oczywiście – prezenty dostają tylko grzeczne dzieci!
Jak bardzo ten bezdyskusyjny atrybut mikołajowych usług wrósł w model Świąt Bożego Narodzenia w chrześcijańskiej i post- chrześcijańskiej kulturze (i popkulturze) uświadomiłem sobie wysłuchując wielokrotnie pewną reklamę, w której dziecko pytało: „Mamo, a ty byłaś grzeczna?” Na co mama, trochę zakłopotana: „No,chyba… taaak.. Ale dlaczego pytasz?” Dziecko na to: „Bo piszę list do Św. Mikołaja i poproszę o prezent także dla ciebie.”
Ta krótka rozmowa dobitnie ilustruje hipokryzję dorosłych w ich działaniach wobec dzieci. Bo to one – dzieci – mają być grzeczna. Nas – dorosłych – tak ortodoksyjnie rozumiana „grzeczność” nie obowiązuje!
No właśnie. Co właściwie oznacza zwrot „grzeczne dziecko„? Słownik języka polskiego tak definiuje pojęcie „grzeczny”: „dobrze wychowany; o dzieciach też: posłuszny i spokojny„. Dwa ostatnie określenia w zasadzie nie wymagają uściśleń ich znaczenia, natomiast – w moim odczuciu – nieostre jest określenie „dobrze wychowany„.
Z kilkunastu kategorii, wymienianych jako synonimy „dobrego wychowania” wybrałem dla moich dalszych rozważań takie:
>jako cecha osoby pokornej
>jako określenie dżentelmena
>w odniesieniu do człowieka obytego towarzysko
>odnośnie człowieka o wysokiej kulturze osobistej
> jako określenie człowieka „dobrze wychowanego”, czyli takiego, który jest: cichy, grzeczny, karny, kulturalny, pokorny, posłuszny, potulny, spokojny, uległy, zdyscyplinowany.
Nie trzeba chyba szerzej uzasadniać, że do dzieci (a więc i młodszych uczniów) odnosi się przede wszystkim pierwsza i ostatnia z wymienionych tu kategorii synonimów określenia „dobrze wychowany”. Wniosek nasuwa się sam: jakby nie patrzeć – dziecko grzeczne, to dziecko spokojne, posłuszne, potulne, uległe, karne, zdyscyplinowane.
Tak pojęte „dobre wychowanie” dziecka zaczyna się już w domu rodzinnym, często kontynuowane jest w przedszkolu, później w szkole. Pozwolę sobie stwierdzić, że – w moim pojęciu – to nie jest wychowywanie, lecz tresura dziecka. Zgodnie z klasyczną zasadą kształtowania odruchów warunkowych (wg Pawłowa): za oczekiwane zachowanie – nagroda (cukierek, zabawka, dla starszych – „premia finansowa”, za zachowanie penalizowane przez dorosłych – kara: zakaz wyjścia do rówieśników, grania w gry komputerowe, pełna blokada komputera i smartfona, pozbawienie dotąd otrzymywanych apanaży, a w wielu jeszcze domach – kara cielesna.
W szkole takim narzędziem kształtowania uległej, łatwo podporządkowującej się każdej władzy osobowości, jest regulamin ucznia, statut szkoły z zapisanym tam indeksem kar i nagród, a ich zwieńczeniem – szkolny system oceniania zachowania ucznia.
W tym miejscu, uprzedzając krytyczne głosy moich czytelników, oświadczam, że nie jestem zwolennikiem zasady „róbta co chceta„. Jak najbardziej popieram wszelkie szkolne regulaminy, nawet (z pewnym wahaniem) kryteria ustalania oceny zachowania ucznie, ale takie, które wynikają z ogólnie przyjętych zasad współżycia społecznego, konieczności zapewnienia bezpieczeństwa i które prowadzą do ukształtowania postaw, określanych w dorosłym życiu jako „grzeczność na co dzień”, „kultura osobista”, lub z francuska – savoir-vivre.
Jest takie przysłowie, że „lepiej późno niż wcale”. Dlatego „Obserwatorium Edukacji”, choć z ośmiodniowym „poślizgiem” czasowym, publikuje ostatni list Marka Michalaka, zamieszczony na oficjalnej stronie Rzecznika Praw Dziecka 14 grudnia – w dniu, w którym jego następca – Mikołaj Paweł Pawlak złożył w Sejmie ślubowanie i tym samym objął urząd Rzecznika Praw Dziecka.
Foto:www.brpd.gov.pl
Marek Michalak z dziećmi. Takiego Rzecznika będziemy pamiętali…
Wielce Szanowni Państwo,
W dniu dzisiejszym Sejm Rzeczypospolitej Polskiej przyjmuje ślubowanie od mojego następcy i tym samym dobiegła końca moja ponad dziesięcioletnia misja Rzecznika Praw Dziecka IV i V kadencji.
Z dumą i satysfakcją mogę powiedzieć, że ostatnia dekada to czas, w którym sytuacja polskich dzieci uległa znaczącej pozytywnej zmianie. Ich prawa są przez dorosłych coraz powszechniej znane i przestrzegane, coraz rzadziej kwestionowane, zaś sami najmłodsi dysponują znacznie większą wiedzą i świadomością w tym obszarze. Za szczególny sukces uważam stale malejący poziom akceptacji zjawiska przemocy w wychowaniu, jednak przypominam, że nic nie jest dane raz na zawsze. Walka z przemocą wobec dzieci wymaga stale naszej uważności, determinacji i działania.
Jestem dumny, że miałem w tym swój udział, a podejmowane inicjatywy były wspierane przez szerokie grono osób – naukowców, specjalistów w swoich dziedzinach, społeczników, działających w organizacjach pozarządowych, pracowników i współpracowników Biura Rzecznika Praw Dziecka – zaangażowanych całym sercem w pracę na rzecz młodych ludzi.[…]
Rzecznikowi Praw Dziecka VI kadencji Panu Mikołajowi Pawlakowi życzę wielu dobrych inicjatyw i determinacji w obronie praw najmłodszych obywateli, gdyż oni bardzo potrzebują obrońcy swoich praw człowieka.
Trwa jeszcze Rok Ireny Sendlerowej, która mówiła i swoim życiem udowadniała, że każdemu tonącemu należy zawsze podać rękę. Niech trwa wiecznie, a Jej mądrość determinuje nas wszystkich w działaniu na rzecz praw dziecka, szerzej praw człowieka.
Z wyrazami szacunku
Marek Michalak
Pełna wersja listu – plik PDF – TUTAJ
Komentarz redakcji „Obserwatorium Edukacji”:
Panie Marku! Od teraz jest Pan dla nas, jak ten wzorzec metra w Sèvres, wzorcem Rzecznika Praw Dziecka. Wszystkich, którzy chcieliby mieć z Panem, Markiem Michalakiem bliższy kontakt odsyłamy na Jego fejsbukowy profil – TUTAJ






