
Wczoraj wieczorem Paweł Łecki – do południa nauczyciel języka polskiego w II LO im. Bolesława Chrobrego w Sopocie, po pracy – fejsbukowy, popularny i często kontrowersyjny komentator naszej społeczno-politycznej codzienności, zamieścił na swoim profilu tekst, który zwrócił naszą uwagę połączeniem aktualnych, ale i mało nagłośnionych wydarzeń ze świata polityki i edukacji z refleksją o szkole i postkowidowej rzeczywistości. Oto ten tekst – bez skrótów:
Jarosław Gowin odmraża Polskę, a Lewica zdradziła demokrację lub zbudowała 75 tysięcy mieszkań, w zależności, kto i jak patrzy. Mniej więcej w tym samym czasie, w cieniu wielkich , sporów medialnych i gorących komentarzy, odbywało się posiedzenie Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży.
Debatowano nad trudną sytuacją związaną z egzaminami. Ponieważ to i tak do niczego sensownego nie doprowadzi, gdyż zajmują się tym ludzie średnio kompetentni, moją uwagę przyciągnął pan poseł Zbigniew Dolata. Stanął w obronie nauczycieli, co zawsze jest miłe i wyjątkowo szczere, gdy płynie z ust polityków Prawa i Sprawiedliwości.
Jednocześnie bohatersko stanął w obronie rozbudowanych podstaw programowych, a w szczególności tej z języka polskiego, gdyż uważa, że jeśli ktoś ma aspiracje, to musi zapoznać się z dużą liczbą lektur, nawet jeśli później zostanie murarzem lub fizykiem jądrowym. W zasadzie można się zgodzić z panem posłem Dolatą, że czytanie poszerza horyzonty, choć pytanie pozostaje otwarte, co konkretnie należy czytać i co poszerza na przykład Odprawa posłów greckich.
Można długo dyskutować, czy znajomość Wesela, którego w zasadzie nikt nie kuma, sprawi, że ktoś będzie lepszym murarzem lub chirurgiem naczyniowym. Warto byłoby zadumać się nad tym, czy umiejętność rozpoznawania środków stylistycznych przydaje się piekarzom lub farmaceutom. Generalnie można długo dyskutować nad tym, co i do czego jest komuś potrzebne, ale najciekawsze w wypowiedzi pana posła Zbigniewa Dolaty były jego akty strzeliste odnośnie potu. Otóż, żeby być człowiekiem wykształconym i umiejętnie wykonywać swój zawód, to trzeba się napocić. W kontekście szkoły na przykład wykonywać dużo prac domowych.
Gdy tak patrzę na polityków, to odnoszę wrażenie, że chyba coś się nie napocili zbytnio, gdyż trudno tam znaleźć ludzi jakoś szczególnie uzdolnionych. Biorąc pod uwagę, że politycy decydują o tym, jak wygląda edukacja, wydawałoby się, że na tym polu będą sami eksperci. Nigdy nie było z tym dobrze, ale ostatnio czołowe miejsca zajmowali Anna Zalewska, Dariusz Piontkowski, Tomasz Rzymkowski i Przemysław Czarnek, czyli ludzie, o których można powiedzieć w zasadzie wszystko, poza tym, żeby mieli jakiekolwiek kompetencje.
Foto: www.pl.freepik.com
Oto obszerne fragmenty tekstu Moniki Sewastianowicz zatytułowanego „Nie wyrabiasz się, weź nadgodziny – pomysł na łatanie dziur po zdalnym nauczaniu”, jaki dzisiaj zamieścił portal Prawo.pl. Pogrubienie czcionek i podkreślenia w przytoczonym tekście – redakcja OE:
[…] – W związku z COVID-19, rząd chce umożliwić uczniom – po powrocie do szkół – udział w dodatkowych i dobrowolnych zajęciach, które uzupełnią ich wiedzę oraz utrwalą i umiejętności z wybranych przedmiotów. Wsparcie będzie kierowane do uczniów klas IV–VIII szkół podstawowych oraz uczniów szkół ponadpodstawowych. Na ten cel samorządy dostaną dodatkowe pieniądze na wypłatę wynagrodzeń dla nauczycieli, którzy będą prowadzić zajęcia. Rząd przeznaczy na to 187 mln zł – podał resort edukacji, a Sejm już uchwalił ustawę o uzupełnieniu o taką kwotę rezerwy subwencji oświatowej.
Do pomysłu sceptycznie podchodzą dyrektorzy szkół, którzy podkreślają, że uczniowie po roku pandemii są przemęczeni, a powrót do szkoły po tak długim czasie będzie dla nich bardzo trudnym doświadczeniem, w którym nie pomoże nadmierne skupianie się na brakach w wiedzy.
–Oczywiście to dobrze, że rząd wyłoży te pieniądze, ale choćby to było kilka razy tyle, to nie jesteśmy w stanie bez szczegółowej analizy doprowadzić do tego, żeby uczniowie zaczęli przychodzić do szkoły i jeszcze zostawać 2-3 dodatkowe godziny na jakichś lekcjach wyrównujących poziom – mówi Małgorzata Zaradzka-Cisek, dyrektorka XXI Liceum w Łodzi. – Uważam, że trzeba się pogodzić z tym, że te kilka miesięcy zostało straconych i że w krótkim czasie nie da się tego naprawić. Myślę, że powinniśmy jakoś resztkami sił dociągnąć do końca roku szkolnego, postarać się o jak najlepszy wynik egzaminów, a nowy rok zacząć od porządnego zdiagnozowania potrzeb uczniów – mówi dyrektora.
Wtóruje jej Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. – W tym tygodniu podjęliśmy uchwałę programową, wskazujemy w niej m.in. konieczność informowania społeczeństwa i władz państwa o przeciążeniu uczniów pracą niezwiązaną z ich najważniejszymi potrzebami wychowawczymi i rozwojowymi. Widzimy też potrzeby zmian formuły egzaminu ósmoklasisty oraz ograniczenia podstawy programowej – mówi. – Nie wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem jest teraz nadganianie programu na siłę.
Foto: www.mmsyslo.pl
4 marca 2018 roku – prof. dr hab. Maciej M. Sysło podczas wykładu pt. „Maszyny, roboty i zabawki matematyczno-informatyczne”.
Wczoraj (26 kwietnia 2021r) portal EDUNEWS zamieścił tekst Macieja M. Sysło, zatytułowany „ O tzw. powrocie do normalności w szkole”. Udostępniamy go bez skrótów:
Co to znaczy „powrót do normalności” rozważany w wielu wypowiedziach, nie tylko związanych ze szkołą? Czy świat cyfrowy nie stał się „normalnością” ludzkości? Czy ktoś jest sobie w stanie wyobrazić czas zarazy bez komunikacji cyfrowej? Tak – niewielka społeczność Wrocławia poradziła sobie z epidemią w 1963, ale może dlatego, że komunikacja i przemieszczanie się były znacznie ograniczone. Dzisiaj powrót do szkoły siłą rzeczy nie będzie powrotem do szkoły zamkniętej w murach. Wcześniej, wcale nie tak dawno temu, szkoła i świat cyfrowy uczniów to były jakby niezależne światy. Szkoła nie miała ani wpływu, ani narzędzi, aby zaproponować wspólne działania. Badania tylko odnotowywały stan, a nieśmiałe sugestie miały niewielki wpływ na rozwój i zmianę sytuacji.
Czas zarazy pokazał, że są już odpowiednie narzędzia, by szkoła nadal realizowała swoje cele nauczania, przynajmniej w jakimś stopniu. Podobnie może być z wychowaniem i pojawiającymi się problemami. To nie jest źle, że klasa stała się zbiorem jednostek, bo przecież tak jest i powinno być, może teraz większą uwagę będzie można poświęcać pojedynczym uczniom poznawszy ich indywidualne problemy. Tworzenie się społeczności nauczających i uczących się nie powinno zabijać indywidualności.
Pewien przykład. Słysząc o uczniach, którzy „zaginęli” w zdalnej edukacji w ostatnim roku, zaciekawiło mnie, w jakim stopniu byli oni „obecni” w klasie, gdy zajęcia były w szkole. Podzieliłem się tym ze znajomą dyrektorką szkoły podstawowej. Potwierdziła niemal w 100% – to uczniowie, których na lekcjach w szkole prawie nie było, w niczym się nie udzielali, nic ich nie interesowało. Znajoma znalazła znakomite wyjście w tej sytuacji obecnie – ci uczniowie są zapraszani na zajęcie hybrydowe prowadzone w szkole pod nadzorem nauczyciela. Myślę, że takich „plusów” obecnej sytuacji można znaleźć wiele.
W żadnej dziedzinie życia nie można oczekiwać powrotu do normalności. Tym bardziej, szkoła nie powinna na powrót zamknąć się w murach, mając na uwadze teraźniejszość i przyszłość swoich uczniów w thttps://www.edunews.pl/badania-i-debaty/opinie/5419-o-tzw-powrocie-do-normalnosci-w-szkoleym coraz bardziej nie-normalnym świecie.
Źródło: www.edunews.pl
W miniony czwartek, 22 kwietnia 2021r.Prezydent Andrzej Duda podpisał Ustawę z dnia 17 marca 2021 r. o zmianie ustawy – Prawo oświatowe:
Nowelizacja znosi obowiązek przypisania ucznia w edukacji domowej do szkoły w tym województwie, w którym mieszka, a także wymóg uzyskiwania opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej dla rozpoczęcia edukacji domowej.
Projekt noweli przygotowała grupa posłów PiS. Autorzy projektu podnosili, że jest on spełnieniem postulatów rodziców. [www.samorzad.pap.pl]
Więcej o tym: <Prawo.pl> „Ustawa podpisana – edukacja domowa nie tylko tam, gdzie dziecko mieszka”
– TUTAJ
Wczoraj wieczorem (25 kwietnia 2021r.) Marcin Stiburski udostępnił na swoim profilu tekst z fanpage „Szkoła Minimalna”, który postanowiliśmy zaprezentować także czytelnikom OE, którzy nie maja zwyczaju systematycznego zaglądania na tamten profil. Podkreślenia i pogrubienia czcionek fragmentów przytoczonego tekstu – redakcja OE:
Archetypy
„Archetyp to formuła symboliczna, która zaczyna funkcjonować wszędzie tam, gdzie albo nie występują żadne pojęcia świadome, albo w ogóle nie mogą one zaistnieć ze względu na powody natury wewnętrznej lub zewnętrznej. Treści nieświadomości zbiorowej reprezentowane są w świadomości przez wyraziste skłonności czy ujęcia. Indywiduum z reguły traktuje je jako uwarunkowane przez przedmiot – jest to mylne ujęcie, ponieważ pochodzą one z nieświadomej struktury psyché, tyle że zostają wyzwolone przez oddziaływanie przedmiotu. Te subiektywne skłonności i ujęcia są jednak silniejsze od wpływu przedmiotu, a ich wartość psychiczna jest wyższa, tak że narzucają się one wszystkim wrażeniom.” – C. G. Jung.
Szkoła jako instytucja to także archetyp.
Wrył się w naszą świadomość, zadomowił i gdy pada słowo „szkoła”, to w głowie pojawia się OBRAZ. Ten obraz to właśnie archetyp.
Bardzo trudno zauważyć archetyp i stanąć obok niego, nabrać dystansu. Zauważyć, że bez archetypu można też żyć i świat się wtedy nie zawala.
Tak samo jak można żyć pracując od projektu do projektu, nie uczestnicząc w pracy na etat, który to etat także jest archetypem złudzenia stabilności w życiu.
Wspominam tu o archetypie szkoły bo przeczytałem dziś na stronie Wolnej Szkoły Harmonia FAQ, czyli krótkie odpowiedzi na częste pytania. [Zobacz – TUTAJ]]
„Nasza szkoła nie chce mieć statusu szkoły formalnej”, „Dzieci przez większość czasu się bawią.”, „Szkoła to przede wszystkim czas spędzany z innymi ludźmi.”, „Dzieci nie muszą pytać, czy mogą wyjść do ogrodu”, „Ucząc się według własnych reguł i pomysłu, dziecko ma szansę odkryć prawdziwą wytrwałość, płynącą z chęci zrobienia czegoś, a nie z przymusu.”, „absolwenci wolnych szkół nie różnią się istotnie od absolwentów szkół systemowych.”
Takimi zdaniami trzeba tłumaczyć rodzicom, którzy chcą oddać dziecko to tego typu szkoły.
Ale pamiętajmy, że są to już rodzice poszukujący, którzy uciekają od SYSTEMU i wiedzą jakie ma on wady. Mimo to, tłumaczy się takim rodzicom, że szkołą WOLNA to nie choroba trądu, że dziecko po takiej szkole także będzie szczęśliwie i w życiu odniesie sukces.
Pomyślcie jednak o tym, jak na taką ofertę szkoły zareagowałby rodzic SYSTEMOWY, który nie szuka alternatywy i jest święcie przekonany, że szkoła SYSTEMOWA to najlepsze co mogło się przydarzyć i mu i jego dzieciom.
Taki rodzic, całkowicie nie zrozumie istoty działania takiej szkoły. Jest on zanurzony w ARCHETYPIE SZKOŁY.
Szkoła to stres, znój, ból łamanych charakterów. To kuźnia w której wykuwa się LEPSZE ŻYCIE. Dlatego, gdy patrzy na szkoły alternatywne dla systemowych, nie widzi nawet kosmitów.
On widzi GRZECH, widzi sprzeniewierzenie się zasadom. Przecież i kosmici mają ławki, mają nauczycieli, mają tablice, mają zadania domowe, mają klasówki. Przecież we wszystkich wizjach futurologicznych, szkoła dla nich wygląda cały czas tak samo.
Ale w tych wizjach widać wyłącznie ARCHETYP SZKOŁY.
Aby go dostrzec, należy stanąć obok, i spojrzeć na niego z dystansu.
W zanurzeniu nie dostrzega się faktu, że jest się jego więźniem.
Źródło: www.facebook.com/groups/
To będzie nietypowy i krótki felieton. W zasadzie będzie to mój rozbudowany komentarz do serii informacji o wyczynie dyrektora XXXIV LO w Łodzi, pana Dariusza Jakóbka i medalowi, jakim nagrodził go za to minister Czarnek.
Zakładam, że wszyscy którzy to czytają znają sprawę – nie będę opowiadał jak to ów dyrektor stawił bohaterski opór ideologizacji uczniów i upolitycznianiu szkoły i jakie spotkały go za to szykany ze strony „lewackiego” organu prowadzącego. Ale za to, wybaczcie, podzielę się z Wami kilkoma refleksjami i przemyśleniami, jakie zrodziła w mojej głowie ta sytuacja.
Zacznę „od końca”, czyli od nagrody, jaką pan dyrektor dostał od ministra za swój heroiczny czyn, czyli od Medalu Komisji Edukacji Narodowej. Jak wiemy, minister Czarnek skorzystał z uprawnień, jakie daje mu Rozporządzenie MEN z dnia 20 września 2000 r. w sprawie szczegółowych zasad nadawania „Medalu Komisji Edukacji Narodowej”, trybu przedstawiania wniosków, wzoru, a konkretnie jego trzeci paragraf: „Medal nadaje minister właściwy dla spraw oświaty i wychowania z własnej inicjatywy, albo na wniosek...” Mógł, chciał, to dał. I wara komukolwiek do tego!
Tyle tylko, że w tym samym akcie prawnym zapisano, że medal ten jest „nadawany za szczególne zasługi dla oświaty i wychowania, w szczególności w zakresie działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej, twórczości dla dzieci i młodzieży oraz kształcenia i doskonalenia nauczycieli:[…] nauczycielom legitymującym się co najmniej siedmioletnią wyróżniającą się działalnością dydaktyczną, wychowawczą i opiekuńczą, inicjującym i podejmującym nowatorskie formy i metody pracy edukacyjnej, […]
Chwilę popatrzyłem na powyższe zdanie i nagle zrozumiałem: Pan Jakóbek dostał medal za podjęcie „nowatorskiej formy i metody pracy…” I o co tutaj mieć pretensje? Wszak ocena co jest nowatorstwem zależy od oceniającego. A kulturalni ludzie wiedzą, że de gustibus non est disputandum.
Teraz będę obserwował dalszy rozwój wypadków. Skoro magistrat zawiesił dyrektora Jakóbka w jego obowiązkach, a organ nadzoru nie dopatrzył się złamania prawa (o czym w wywiadzie dla portalu <DoRzeczy.pl> zakomunikował pan minister: „Dyrektor tego LO wydał regulamin zgodnie z prawem oraz w uzgodnieniu z radą pedagogiczną i radą rodziców bez zastrzeżeń że strony tych gremiów” [www.dorzeczy.pl]), to dyrektor wróci na swe dotychczasowe stanowisko. To tak, jakby urząd miasta zobaczył od kuratorium gest Kozakiewicza…
Teraz puszczam wodze mojej wyobraźni:
A wyobrażam sobie, że organ prowadzący będzie chciał odzyskać – nie tylko „twarz”, ale i utracony teren. Jako były dyrektor szkoły wiem, jak łatwo jest uderzyć… nie tylko psa, ale i dyrektora szkoły, jeśli się tego chce. A kij zawsze się znajdzie. I nie trzeba czekać na potknięcia prawne czy obyczajowe. Wystarczy jedna dobra kontrola finansów…
Jeśli to moje proroctwo się ziści – należy się spodziewać odwołania pana Jakóbka ze stanowiska – tym razem w oparciu o niepodważalne dowody…
I wtedy minister Czarnek będzie mógł kontynuować swoje działania „rekompensacyjne”. Są wszak jeszcze inne medale, i niekoniecznie od razu „Virtuti Militari”... Proponuję „Order Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej” – klasa do uzgodnienia z nadającym ordery.
A że na co dzień orderami nie doładuje się konta w banku, należy przewidzieć awans pana Dariusza Jakóbka do pracy w Stolicy, w historycznym gmachu przy Aleji Jana Chrystiana Szucha 25. Za takie prześladowania i bohaterską walkę o „prawo i sprawiedliwość” w oblężonej placówce przy ul. Wapiennej w Łodzi należy mu się co najmniej stanowisko/etat dyrektora departamentu.
Ostatnia moja dla ministra dobra rada: Nie trzeba tego czynić kosztem krzywdy któregokolwiek z pracujacych tam, też zasłużonych i bezgranicznie oddanych „sprawie” dyrektorów departamentów. Proponuję specjalnie dla dyrektora Jakóbka powołać nowy – „Departament Walki z Ideologizacją i Upolitycznianiem Szkół”.
Wodzisław Kuzitowicz
Praca w Łódzkim Domu Kultury, czyli tanecznie, ale to nie było to…
Cz. 2: Od października 1971 do sierpnia 1972 roku
Poprzedni odcinek mojego serialu wspomnień zakończyłem taką informacją:
„Z dniem 1 października tego roku podjąłem pierwszą – w pewnym stopniu zgodną z kierunkiem moich studiów – prawdziwą pracę zawodową w…. Łódzkim Domu Kultury.
Ale dlaczego właśnie tam, co należało do zakresu moich obowiązków, a przede wszystkim kto w tym zwrotnym momencie mojego życia podał mi rękę – o tym, ale także co dalej robiłem do czasu ukończenia studiów, dowiecie się w kolejnej części moich wspomnień.”
I od spełnienia tej obietnicy zaczynam ten kolejny podrozdział historii mojej, urozmaiconej i bogatej w nieprzewidziane „zakręty” życia, biografii.
Gdy nie przyjąłem od komendantki Adamczewskiej propozycji znalezienia mi „odpowiedniej” pracy, nie byłem jeszcze pewien gdzie będę pracował. Ale proces poszukiwania już trwał i nie było to poszukiwanie „na chybił trafił”. Dwa wydarzenia z przeszłości odegrały wtedy istotną rolę. Pierwsze z nich, to wspólne z Haliną Kwiatkówną zimowisko w Krakowie (1968/1969). Przypominam, że jej miejscem pracy był Łódzki Dom Kultury, w którym prowadziła Miejski Ośrodek Metodyczny – placówkę doradczą dla różnorodnych form działalności kulturalno-oświatowej na terenie Łodzi.
Drugim faktem były moje częste wizyty w ŁDK – w roli słuchacza Policealnego Studium Oświaty i Kultury Dorosłych. I ten fakt był okolicznością sprzyjającą moim systematycznym kontaktom z Kwiatkówną. Uwzględniając jeszcze dodatkową okoliczność, jaką było podjęcie przeze mnie od 1 października 1970 r. na UŁ studiów, których pełna nazwa (ale i oferta przedmiotów) to „Pedagogika – kierunek wiedzy o kulturze”, nie powinno nikogo dziwić, że jedną z pierwszych osób, której zwierzyłem się że szukam pracy, możliwie zgodnej z moimi studiami, była właśnie owa Halina Kwiatkówna.
I to ona, i tylko ona, mogła wiedzieć, że właśnie zwolnił się etat w Dziale Artystycznym ŁDK. Był to dział, w którym skupiały się wszystkie formy amatorskiej działalności artystycznej, jakie prowadzone były na terenie ŁDK – od plastycznej, przez muzyczną, teatralną aż do tanecznej. Jego kierowniczką była pani Teresa Skoczylas – żona Włodzimierza Skoczylasa, znanego nie tylko z filmów aktora, pracującego w Teatrze im. St. Jaracza. Tym wolnym etatem było stanowisko, na którym pracująca tam osoba stawała się menedżerem Zespołu Pieśni i Tańca im. J. Strzelczyka, oraz pełniła funkcję organizacyjną dla prowadzonych w ŁDK kursów tańca towarzyskiego.
Foto: www.fotopolska.eu/Lodz/
Łódzki Dom Kultury – tak budynek ten wyglądał w latach siedemdziesiątych XX wieku – przed rozbudową i modernizacją
Do pracy stawiłem się 1 października i choć był to piątek, to dla mnie nie był to „zły początek”. Moje nowe miejsce pracy mieściło się na I piętrze, tuż obok klatki schodowej, w pokoju nr 101. Pokoik był nieduży, przechodni – z niego było wejście do gabinetu kierowniczki działu. Stały w nim trzy biureczka – za dwoma z nich siedziały moje nowe „koleżanki z pracy”. I tu pierwsze zaskoczenie: jedną z nich okazała się… moja koleżanka z I roku polonistyki, z którą zdawałem ów sławny egzamin na niebieskiej ławce w Parku im. Matejki u profesora Dürr-Durskiego – tu, w ŁDK – już jako Marysia Orlewicz. Wtedy nazywała się Nowierska. Jej mąż – Leszek Orlewicz – był znanym w Łodzi muzykiem i kompozytorem.
Drugie biureczko było warsztatem pracy Anny Smorgul – także absolwentki łódzkiej polonistyki, ale z rocznika dwa lata po naszym. Jak widać – wszyscy byliśmy sporo przed trzydziestką, i praca ta, choć w niezbyt dogodnych (zawsze popołudniowo-wieczornych) godzinach, stanowiła dla nas inspirujące wyzwanie…
Wspominając miesiące przepracowane w ŁDK poprzestanę na kilku jedynie epizodach, które na tyle utrwaliły się w mojej pamięci, że potrafię je przywołać jeszcze teraz, po nieomal 50-u latach.
Moim głównym zadaniem było trzymanie w jednej ręce wszystkich organizacyjnych nitek, dotyczących funkcjonowania, liczącego ponad pół setki członków Zespołu Pieśni i Tańca. im. Józefa Strzelczyka. Na co dzień oznaczało to stały kontakt z osobami, które merytorycznie kierowały dwoma członami tego zespołu: grupą tancerek i tancerzy, z którymi pracował choreograf – Jan Nachrzter i chóru – który prowadził znany łódzki muzyk i kompozytor, specjalizujący się w folklorze – Edward Pągowski. Do moich obowiązków należało także koordynowanie terminów prób – tak oddzielnych dla tancerzy i dla chórzystów, jak i wspólnych – dla całego zespołu. Moim zadaniem było także rezerwowanie na te terminy odpowiednich sal. Oczywistą sprawą były także wszelkie czynności organizacyjne, związane z występami zespołu na różnych imprezach zewnętrznych.
Największą „atrakcją”, która jako menedżerowi przeszła mi „koło nosa” był wyjazd Zespołu do Machaczkały w Dagestanie – ówczesnej autonomicznej republice ZSRR. Nie pamiętam już dziś dokładnie terminu tego wyjazdu, a Googl też nie może mnie wesprzeć, bo go wtedy nie było. Ale dam sobie… baczki uciąć, że zostali tam zaproszeni z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej (7 listopada). Zespół pojechał tam z panią Teresą Skoczylas, gdyż paszporty i wizy załatwiano w czasie, gdy nie była jeszcze znana osoba „opiekuna” zespołu. Trudno – pozostało mi tylko wysłuchiwanie relacji „jak było” – po ich powrocie…
Ale organizowanie dwu następnych występów zespołu to było już moje zadanie. Pierwszym takim wyjazdowym koncertem było uświetnienie zakończenia V Rajdu Turystyczno-Krajoznawczego ZMS „Szlakiem Zdobywców Wału Pomorskiego” w Szczecinku – w czerwcu 1972 roku. Pojechaliśmy tam z Łodzi autokarem, występ był w muszli koncertowej miejscowego parku. Ja „urzędowałem” na tzw. „zapleczu”, czyli przy wejściu artystów na estradę – w roli inspicjenta. W pewnej chwili, gdy na chwilę wyszedłem po coś na zewnątrz, wracając zauważyłem w miejscu gdzie był „osobom obcym wstęp wzbroniony”stojącego, mizernego chłopaczka. Podszedłem do niego i tonem nieznoszącym sprzeciwu zwróciłem się do niego: „A pan to kto, co pan tu robi? Proszę natychmiast wyjść!” I co usłyszałem? – „Kazali mi tu czekać, po koncercie mam wystąpić na scenie. Nazywam się Wojciech Fortuna.”
Foto:DPA/PAP[www. wyborcza.pl]
Sapporo – 11 lutego 1972 r. Od lewej: Walter Steiner – medal srebrny, Wojciech Fortuna – medal złoty oraz Rainer Schmidt – medal brązowy.
I tak oto prawie wyrzuciłem za drzwi pierwszego w historii polskiego złotego medalistę olimpijskiego w sportach zimowych. To tyle co zapamiętałem z tamtego wyjazdu, bo wszystko odbyło się jak zostało zaplanowane – bez żadnych „afer” i innych godnych zapamiętania wydarzeń.
Na stronie „Plan daltoński” znaleźliśmy informację o wartym upowszechnienia webinarium:
Powoli zmierzamy do odmrażania gospodarki, a tym samym w kolejnych województwach wracać będzie nauczanie stacjonarne. I co teraz? Czy zamkniemy komputery? Odinstalujemy Zooma, MS Teams czy inne systemy, których się nauczyliśmy bądź nadal uczymy?
Raczej nie … prawdopodobnie model edukacji hybrydowej w różnej postaci pozostanie z nami. Umiejętność posługiwania się ww platformami będzie nadal oczekiwaną kompetencją. Planowanie pracy, może prace domowe a na pewno samodzielna nauka, a może też zebrania, to wszystko może pozostać w przestrzeni cyfrowej.
Przypomnimy Wam ciekawe narzędzia, które będziemy mogli wykorzystać po zakończeniu pandemii. Zapraszamy na webinar z autorem kursu online „Jak ogarnąć MS Teams i Zoom – edukacja online od podstaw” . A jest nim nasz serdeczny kolega Bernard Fruga.
Bernard Fruga – trener i doradca. Jako 15-latek chciał zostać informatykiem, potem w wieku 19 lat zdecydował się na psychologię, by jako 26-latek zająć się uczeniem innych jak używać programów komputerowych. Teraz, gdy na karku 51. rok, to w rubryce zawód wykonywany wpisuje: trener i doradca. W życiu kropki łączą się i takim połączeniem jest działanie na rzecz edukacji.
PS. Zadawajcie w komentarzach pytania, to przygotujemy się lepiej do webinaru. Możecie tez zadawać je na żywo, choć pewnie będzie trudniej.
Źródło: www.facebook.com/PlanDaltonski/
Foto: Twitter Ministerstwa Edukacji i Nauki
Maciej Kałach jest autorem artykułu, opublikowanego dziś w „Dzienniku Łódzkim”, pt. „Dyrektor od zakazu błyskawic w szkole z Łodzi jak Jan Machulski i Kiejstut Bacewicz. Kto jeszcze otrzymał Medal Komisji Edukacji Narodowej?”. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:
Dyrektor szkoły od „zakazu błyskawic” w Łodzi, czyli Dariusz Jakóbek, może już dumnie nosić na piersi swój Medal Komisji Edukacji Narodowej, który otrzymał w czwartek (22 kwietnia) od Przemysława Czarnka. Minister edukacji – jak stwierdził – przyznał łódzkiemu dyrektorowi medal „za wybitne osiągnięcia w zakresie edukacji w Polsce, wychowania dzieci i młodzieży, za wielką odwagę”. Za sprawą decyzji ministra, łódzki dyrektor dołączył do elitarnego grona. Np. Jan Machulski otrzymał taki medal na 40-lecie pracy twórczej… To odznaczenie trzymają w swoich szufladach znani profesorowie łódzkich uczelni. Być może dyrektor Dariusz Jakóbek pójdzie w ślady kilku z nich i też zostanie rektorem?Zobacz w kolejnych ilustracjach naszej galerii, kto jeszcze – w różnych okresach – otrzymał od władz oświatowych Medal KEN. […]
Za co dyrektor od „zakazu błyskawic” dostał medal?
„Za wybitne osiągnięcia w zakresie edukacji w Polsce, wychowania dzieci i młodzieży, za wielką odwagę” – uzasadniał Przemysław Czarnek. […]
W piątek (23 kwietnia) sprawdziliśmy, kto jeszcze otrzymał ten medal. Patronuje mu Komisja Edukacji Narodowej – pierwszy w Polsce centralny organ władzy oświatowej, powołany przez Sejm w 1773 r. na wniosek króla Stanisława Poniatowskiego.
Dyrektor z Łodzi odebrał swój medal z rąk ministra osobiście. Ale najczęściej okazją do wręczania odznaczenia są uczelniane gale organizowane w związku z Dniem Nauczyciela, albo podobne uroczystości dla pracowników oświaty organizowane przez władze wojewódzkie. […]
Nazwiska laureatów Medalu KEN zamieszczone w galerii do tego artykułu to tylko szybki przegląd przykładów związanych z Łodzią – bo medal jest przyznawany już od 1956 r… […]
Źródło: www.dzienniklodzki.pl
W kolejnych odsłonach galerii redakcja DŁ informuje o odznaczeniu Medalem KEN wymienionych poniżej osób:
Jan Machulski – aktor, był dziekanem wydziału aktorskiego Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi.
Kiejstut Bacewicz – pianista, kompozytor, był rektorem Akademii Muzycznej w Łodzi,
Stanisław Jędryka – reżyser i scenarzysta [W biogramie Wikipedii nie ma wzmianki o tym medalu]
Antoni Różalski – rektor Uniwersytetu Łódzkiego w latach 2016-2020,
Jan Krysiński – rektor Politechniki Łódzkiej z lat 1990-1996,
Jarosław Płuciennik – kulturoznawca i literaturoznawca, prorektor UŁ ds. programów i jakości kształcenia,
Bogusław Śliwerski – pedagog, były rektor WSP, były przewodniczący Komietu Nauk Pedagogicznych PAN, kierownik Katedry Teorii Wychowania na UŁ. Medal przyznano mu w 1992 r., gdy był jeszcze tylko doktorem, adiunktem na UŁ…
Wielisława Warzywoda-Kruszyńska – socjolożka, była prodziekan Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego i dyrektor Instytutu Socjologii na UŁ. Medal wręczono jej w 2001 roku.
Komentarz redakcji:
Nie do końca rozumiemy czemu miały służyć wymienione przykłady osób odznaczonych Medalem KEN. Wszyscy (prawie…) otrzymali to odznaczenie jako zasłużeni nauczyciele akademiccy – zgodnie z jego przeznaczeniem. Nie trafia do nas ironia komentarza „Być może dyrektor Dariusz Jakóbek pójdzie w ślady kilku z nich i też zostanie rektorem?” [WK]
Foto: Twitter/@MEIN_GOV_PL
Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek odznacza Medalem Komisji Edukacji Narodowej dyrektora XXXIV LO w Łodzi Dariusza Jakóbka
Na Twitterze Ministerstwa Edukacji i Nauki poinformowano, że szef tego resortu Przemysław Czarnek odznaczył dyrektora XXXIV LO w Łodzi Dariusza Jakóbka medalem Komisji Edukacji Narodowej. Pedagoga uhonorowano – jak napisano na TT MEiN – za szczególne zasługi dla oświaty i wychowania.
Więcej – „Dyrektor łódzkiego liceum z medalem Komisji Edukacji Narodowej. Za walkę z ideologizacją dzieci” – TUTAJ
x x x
Poniżej – zaczerpnięte ze strony UMŁ – zamieszczamy reakcje radnych Rady Miejskiej Łodzi na informacje o odznaczeniu Dariusza Jakóbka:
[…] Radni Rady Miejskiej sprzeciwiają się nagradzaniu za ograniczanie wolności słowa uczniów tego liceum oraz pytają o uzasadnienie przyznania dyrektorowi Jakóbkowi jednego z najbardziej prestiżowych odznaczeń w Rzeczypospolitej Polskiej.
Marcin Gołaszewski, przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi: – Dzisiaj zbezczeszczony zostanie medal Komisji Edukacji Narodowej. Resort indoktrynacji przyznał go człowiekowi, który na to odznaczenie nie zasługuje, a jest to jedno z najważniejszych odznaczeń państwowych w naszym kraju. Odznaczenie, które otrzymują profesorowie, osoby zasłużone dla polskiej edukacji. Były asystent wiceministra Rzymkowskiego, związany z Kukiz’15, teraz z PiS, otrzymuje od swojego byłego przełożonego nagrodę za to, że indoktrynuje on uczniów i walczy z polską szkołą. Jako nauczyciel i wykładowca akademicki, nie chcę i nie będę milczał w momencie, kiedy jest niszczona polska szkoła. Niszczony jest dorobek wielu pokoleń nauczycieli, także mój, bo ja także pracowałem w liceum. […] Ja uzasadnienia tego medalu nie znam. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to kilka zdjęć Pana Dyrektora w towarzystwie wiceministra Rzymkowskiego, którzy stoją na tle banneru Kukiz’15. To inne jeszcze zdjęcie – Pana Dyrektora zasiadającego w ławach z działaczami PiS-u w powiecie pabianickim, no i Pana Dyrektora zasiadającego w ławach z senatorem PiS-u.
Antonina Majchrzak, radna Rady Miejskiej w Łodzi: – Cieszę się, że ja nie miałam takich przygód, mimo tego że już w liceum działałam politycznie. Nie wiem, czy w takiej sytuacji przyznawałabym się do tego teraz. Tak naprawdę, bardzo szczerze współczuję wszystkim uczniom, którzy znajdują się w takiej sytuacji, gdy sam Minister Edukacji pokazuje, że piętnowanie uczniów ze względu na ich różnorodność, ze względu na ich odmienne poglądy polityczne, za to że mają własne zdanie, jest czymś godnym nagrody. Cieszę się, że ja nie miałam takich przygód, mimo tego że już w liceum działałam politycznie. Nie wiem, czy w takiej sytuacji przyznawałabym się do tego teraz. Tak naprawdę, bardzo szczerze współczuję wszystkim uczniom, którzy znajdują się w takiej sytuacji, gdy sam Minister Edukacji pokazuje, że piętnowanie uczniów ze względu na ich różnorodność, ze względu na ich odmienne poglądy polityczne, za to że mają własne zdanie, jest czymś godnym nagrody.
Wieteska, radna Rady Miejskiej w Łodzi: – Minister Czarnek prowadzi krucjatę w polskich szkołach, ewangelizuje polską szkołę i przyznaje nagrody ludziom, którzy go w tych ideach wspierają. Polska szkoła powinna uczyć i wychowywać polską młodzież. Powinna uczyć postaw patriotycznych, powinna uczyć postaw bronienia swoich poglądów politycznych i wyrażania tych poglądów politycznych, ale również powinna uczyć tolerancji i tego, że, nawet jeśli nie zgadzamy się z czyimiś poglądami, to dajemy tej osobie prawo ich wyrażania i prowadzimy kulturalną dyskusję. Pan Minister ma jasno określone poglądy i nie dopuszcza tego, że ktoś może mieć te poglądy inne. Chciałam zauważyć, że temat błyskawic w tej konkretnej szkole, w XXXIV Liceum, pojawił się w momencie, kiedy wybuchł Strajk Kobiet. Wcześniej awatary, prezentujące różne partie polityczne, Panu Dyrektorowi Jakóbkowi nie przeszkadzały. Czyli, dopóki były one w miarę zgodne z jego przekonaniami politycznymi, wtedy mu nie przeszkadzały. Kiedy pojawił się ten znak Strajku Kobiet, błyskawica, nagle się okazało, że te awatary panu Dyrektorowi przeszkadzają. Z naruszeniem statutu szkoły, postanowił taki regulamin wprowadzać i karać uczniów za to, że mają swoje poglądy i za to, że je wyrażają.
Źródło: www.uml.lodz.pl










