
Na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich zamieszczono dziś (15 września 2021 r.) informację, zatytułowaną: „Brakuje nauczycieli – prawo do nauki zagrożone. Marcin Wiącek pisze do MEiN”. Oto jej fragmenty, link do pełnej wersji tego tekstu oraz link do pliku pdf z tekstem pisma RPO do MEiN:
Rzecznik Praw Obywatelskich pyta min. Przemysława Czarnka, jak zamierza odwrócić negatywne tendencje co do zatrudnienia nauczycieli.
–Potwierdzają się obawy, że w roku szkolnym 2021/2022 utrzymają się trudności z zapewnieniem kadry pedagogicznej, nauczycieli o odpowiednich kwalifikacjach – wskazuje Marcin Wiącek.
A jest to szczególnie ważne wobec powrotu uczniów i uczennic do szkół po ponad roku zdalnego nauczania spowodowanego epidemią COVID-19. To zaś wiąże się z koniecznością dodatkowego ich wsparcia. Dlatego należy pilnie zająć się sytuacją nauczycieli, gdyż dalszy spadek zainteresowania pracą w szkołach może wpłynąć na realizację prawa do nauki.
Według kuratoriów oświaty w pierwszych tygodniach nauki nadal poszukiwane są tysiące nauczycieli różnych przedmiotów (np. 1338 ofert pracy w woj. mazowieckim, 540 – w woj. dolnośląskim, 114 – w woj. podlaskim). Zgodnie z raportem NIK o organizacji pracy nauczycieli w szkołach publicznych, w latach szkolnych 2018/2019–2020/2021 blisko połowa dyrektorów (46%) zgłaszała trudności z zatrudnieniem nauczycieli o odpowiednich kwalifikacjach. Najczęściej chodziło o nauczycieli fizyki (33%), matematyki (32%), chemii (24%), jęz. angielskiego (20%) i informatyki (18%).
Ponad jedna trzecia dyrektorów zatrudniała nauczycieli emerytowanych i przydzielała zajęcia nauczycielom bez wymaganych kwalifikacji, za zgodą nadzoru pedagogicznego (35%). W 12% przypadków nie udało się zatrudnić nauczyciela do rozpoczęcia roku szkolnego. Średnia wieku nauczyciela to 47 lat; najliczniejsi są ci z przedziału 46–55 lat (38%). W więcej niż jednej szkole pracowało ok. 11% nauczycieli, natomiast 73% z nich realizowało godziny ponadwymiarowe.
Nie sposób zatem zgodzić się z opinią ministra, że „zawsze taki znikomy procent wolnych etatów w szkołach występuje w wakacje, występuje również w tym roku. Zostanie uzupełniony, nie ma z tym żadnego problemu”. Według MEiN wolne miejsca pracy odnotowywane są przede wszystkim w dużych miastach.
W ocenie RPO dalsze umniejszanie skali problemu może doprowadzić do nieodwracalnych szkód w poziomie wykształcenia dzieci i młodzieży. Zdarza się, że mijają miesiące, gdy dyrektor szuka nowego nauczyciela. Oznacza to utratę ciągłości nauki i braki w realizacji podstawy programowej. Z doniesień mediów wynika, że problem ten występuje także w mniejszych miejscowościach i w szkołach niepublicznych, które mają możliwość lepszego wynagradzania nauczycieli i często oferują bardziej komfortowe warunki pracy. […]
A z badań OECD wynika, że atrakcyjność pracy nauczyciela w dużym stopniu zależy od odpowiedniego poziomu wynagrodzenia, dobrej organizacji pracy szkół oraz pozycji zawodu w społeczeństwie. Niebagatelne znaczenie ma również odpowiedzialnie prowadzona polityka oświatowa państwa.
Rzecznik pyta zatem min. Przemysława Czarnka, jak zamierza odwrócić negatywne tendencje w zatrudnieniu nauczycieli. Ponadto prosi o kompleksowe zestawienie działań dla ułatwienia uczniom i nauczycielom powrotu do szkół. – Szanse na powodzenie programów oraz przyszła jakość edukacji w Rzeczypospolitej Polskiej zależą w dużym stopniu od kompetencji i zadowolenia nauczycieli z ich sytuacji zawodowej – podkreśla Marcin Wiącek.
Cały tekst „Brakuje nauczycieli – prawo do nauki zagrożone. Marcin Wiącek pisze do MEiN” – TUTAJ
Źródło: www.bip.brpo.gov.pl
Pismo Rzecznika Praw Obywatelskich Marcina Wiącka do Ministra Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka z dn. 14.09.2021 r. – TUTAJ
Przeglądając najnowszą ofertę materiałów na portalu EDUNEWS, dostrzegliśmy zamieszczony wczoraj (14 września 2021 r.) pod zakładką „Szkoły – Nauczyciele”, tekst pt. „Mają do odbudowania relacje z uczniami”. Jego autorka jest Anna Kiedrzyńska-Tui – kulturoznawca i filmoznawca z Uniwersytetu SWPS, współwłaścicielka pierwszej w Polsce agencji PR dla NGO. Oto jego treść – bez skrótów:
Ponad 500 tys. nauczycieli z całej Polski od września wraca do nauki stacjonarnej. Zmagają się z wieloma problemami większymi niż tylko luki w wiedzy uczniów. Obecnie największym problemem polskiej szkoły są relacje nauczycieli z uczniami, osłabione przez zdalne nauczanie – twierdzi prezes Fundacji Zwolnieni z Teorii. Wychodząc naprzeciw temu problemowi, organizują specjalną grupę, której jednym z celów jest odbudowanie relacji międzyludzkich i publikują film w mediach społecznościowych, ukazujący esencję problemu
Prawie rok nauki zdalnej w czasie pandemii koronawirusa zaowocował nie tylko pogorszeniem stanu wiedzy uczniów i gorszymi wynikami na maturach, ale również dobrostanu młodzieży oraz zwiększeniem poczucia wyobcowania, niezadowolenia, stresu i lęku, co pokazują liczne badania (m.in. CBOS, Magistratu w Szczecinie czy Centrum Edukacji Obywatelskiej 2021). Według badań większość nauczycieli uważa, że odbudowa relacji z uczniami i między uczniami to najważniejszy priorytet ustalony przez szkołę. Pozostaje pytanie, jak to zrobić?
Jednym ze sposobów jest wspólne działanie społeczne w zespole uczniów, ze wsparciem nauczycieli, które nie tylko rozwija indywidualne kompetencje, ale i uczy współpracy. Paula Bruszewska, prezes Fundacji Zwolnieni z Teorii, która od kilku lat organizuje dla młodzieży olimpiadę z działania społecznego i wspiera nauczycieli w rozwoju kompetencji mentorskich uważa, że w tym roku szczególnie warto zwrócić uwagę na odbudowanie relacji międzyludzkich. Tę opinię potwierdza nauczycielka z Dębicy. To, czego nam najbardziej brakowało w czasie pandemii i zamknięcia w domu to nie szybki internet czy sprawny komputer, ale kontakt z drugą osobą. Teraz kiedy wracamy do budynku szkoły, mamy szansę na spotkanie uczniów i nauczycieli, których nie widzieliśmy długi czas. W swojej pracy będę głównie skupiać się na kontakcie z drugim człowiekiem, budowaniu kompetencji współpracy młodych ludzi, bo to relacje są teraz dla nas najważniejsze – mówi Urszula Deszcz, ekspertka ds. nauczycielskich grupy Nauczyciele Zwolnieni z Teorii.
Jak dodaje Urszula Deszcz, nastroje wśród nauczycieli są różne: jedni się obawiają zakażenia, inni cieszą z powrotu do budynku szkoły, a inni nie widzą widma kolejnego lockdownu. Jedno jest pewne, nauczyciele mogą sięgnąć po swoją moc sprawczą do poprowadzenia tego roku szkolnego i wyznaczenia sobie celu, który będzie koncentrował się na budowaniu relacji i rozwoju kompetencji miękkich – mówi Paula Bruszewska ze Zwolnionych z Teorii. Z badań, które zleciliśmy wynika, że zachęcona do działania społecznego młodzież działa nie tylko dla otoczenia, ale też dla siebie, gdyż rozwija swoje kompetencje i dba o swój dobrostan psychiczny. To pewnego rodzaju kaftan ochronny na pandemiczne czasy, w których żyjemy. Nauczyciele mogą wesprzeć uczniów w takim działaniu, zachęcając do zorganizowania własnej akcji społecznej, biegu charytatywnego czy webinarów w sieci. Możliwości jest wiele, każdy znajdzie coś dla siebie – dodaje Bruszewska. Takie działanie wspiera nie tylko rozwój kompetencji przyszłości, ale przede wszystkim buduje i podtrzymuje dobre relacje z rówieśnikami i dorosłymi – nadrabia to, co zaniedbane było podczas zdalnego nauczania. Atmosferę szkoły w czasie nauki zdalnej – wyobcowanie i osamotnienie – pokazuje wideo opublikowane w mediach społecznościowych na profilu Zwolnieni z Teorii pt. „Mamy do nadrobienia coś więcej niż materiał“ – TUTAJ.
Jest ono głównym elementem kampanii dotyczącej edukacji zdalnej i powrotu do szkół stworzonej przez Fundację Zwolnieni z Teorii.
Jak zmobilizować młodzież do działania społecznego i grupowej pracy? Wystarczy zachęcać i wspierać uczniów, ale nie nakazywać. Sposoby na motywowanie uczniów za pomocą metody projektów społecznych można poznać w grupie Nauczyciele Zwolnieni z Teorii, której tegoroczna edycja rusza już 4 października br. Do tej pory z tego innowacyjnego wsparcia w całej Polsce skorzystało 550 nauczycieli ze szkół średnich. Podczas szkoleń nauczyciele dowiedzą się m.in. jak działają procesy w grupie oraz jak uważnie słuchać w taki sposób, aby odbudować relacje z uczniami, które osłabiły się podczas lockdownu. Potem tworzymy specjalną grupę wsparcia dla jej uczestników, aby na bieżąco wspierać się i wymieniać informacjami. Dla wielu to początek zachęcania młodzieży do projektów społecznych, a dla niektórych to inspirująca podróż, która trwa już kilka lat – dodaje Urszula Deszcz.
Jak mówią sami nauczyciele, dzięki Zwolnionym z Teorii czują, że mogą być częścią wielkiego projektu uczniów i ich zaangażowania społecznego, które nie kończą się wraz z finałem olimpiady, ale jego efekty widać w dłuższej perspektywie. Podkreślają, że projekt realizowany przez ich uczniów zmienia lokalne otoczenia, ale przede wszystkim ich samych w taki sposób, że czują w sobie moc sprawczą. To w dużej mierze od nauczyciela zależy, w jaki sposób chce się zaangażować w olimpiadę Zwolnieni z Teorii. Może inspirować uczniów do działania, motywować w trakcie realizacji projektu, ale może również pełnić rolę eksperta wśród innych nauczycieli ze swojej szkoły. Każdy nauczyciel należący do grupy Nauczyciele Zwolnieni z Teorii ma bezpłatny dostęp do platformy z materiałami edukacyjnymi oraz szkoleń. Grupa Nauczyciele Zwolnieni z Teorii działa przez cały rok szkolny, by wspierać w realizacji projektów społecznych przez młodzież szkół ponadpodstawowych z całej Polski. Aby dołączyć do grupy, wystarczy do 4 października wejść na stronę Zwolnieni z Teorii [ TUTAJ] i zostawić do siebie kontakt.
Źródło: www.edunews.pl
Foto: ShutterStock[www.serwisy.gazetaprawna.pl]
Dzisiaj na stronie „Gazety Prawnej” zamieszczono artykuł Artura Radwana pt. „Szczepionkowy falstart w szkołach”. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:
Od wczoraj do najbliższej niedzieli uczniowie, którzy ukończyli 12 lat, mogą zaszczepić się za pośrednictwem szkoły, do której uczęszczają. Jeśli chętnych będzie wystarczająco wielu, a warunki lokalowe na to pozwolą, szczepienia odbędą się na miejscu. Szczepienia mogą się odbywać także w punktach mobilnych i w przychodniach (po porozumieniu z jej kierownikiem).
Kuratorzy oświaty na polecenie resortu edukacji zbierają informacje o tym, ilu rodziców wyraziło zgodę na szczepienie swoich dzieci. Wstępne dane wskazują, że akcja ta nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem.
–W województwie łódzkim chęć szczepienia w szkole zadeklarowało 2232 uczniów, 409 członków ich rodzin i 144 pracowników placówek oświatowych. W całym regionie do szczepień mogłoby przystąpić 1341 szkół. Deklaracje zgłosiło 1070. W 53 szczepienia odbędą się w placówce, pozostałe w poradniach medycznych – potwierdza Anna Skopińska, rzecznik prasowy Kuratorium Oświaty w Łodzi. […]
Dane dotyczące deklaracji w sprawie szczepień z ponad tysiąca szkół ma też Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty. OSKKO informuje, że w poszczególnych placówkach maksymalnie jest kilkunastu chętnych do szczepienia, a wszyscy przepytani dyrektorzy prowadzą szkoły liczące po kilkaset uczniów. – Zero, jeden, kilku – najczęściej takie odpowiedzi słyszę od szefów placówek, gdy pytam o liczbę chętnych do szczepień. To porażka państwa i nas wszystkich – mówi Marek Pleśniar, dyrektor OSKKO.
Kontynuując obrazkowy przekaz treści – prezentujemy najnowszy rysunek Tomasza Leśniaka i Rafała Skarżyńskiego z cyklu „Polacy mistrzem Polski”, zaczerpniety z wczorajszego „Dużego Formatu” – cotygodniowego dodatku „Gazety Wyborczej”:
Źródło: www.wyborcza.pl/duzyformat/
Dzisiaj zamiast porannych lektur tekstów o edukacji, pisanych przez autorów „z różnych szuflad”, proponujemy kilka materiałów, nie wymagających długiego czytania:
4 września
7 września
Portal Prawo.pl zamieścił dziś artykuł Beaty Igielskiej pt. „W szkołach więcej kontroli, niekoniecznie mniej biurokracji”. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:
Zmiany w rozporządzeniu o nadzorze pedagogicznym motywowane są chęcią zmniejszenia biurokracji w szkołach. Niektórzy nauczyciele chcą w to wierzyć. Może się jednak okazać, że stanie się odwrotnie – rozporządzenie wzmocni instytucję kontroli. Dyrektorzy, z powodu strachu przed nimi, mogą zażądać jeszcze większej ilości papierów, więc biurokracji może nawet przybyć… na wypadek kontroli. […]
–Minister Czarnek czyni kolejny krok w kierunku uczynienia z systemu edukacji narzędzia kształtowania młodego pokolenia w duchu określonym przez partię rządzącą. Podąża w ten sposób szlakiem wytyczonym wcześniej na Węgrzech. Kolejnym krokiem według tego wzorca będzie zatrudnianie dyrektorów szkół i nauczycieli przez kuratoria lub inną instytucję państwową, specjalnie powołaną do tego celu – pisze na swoim blogu „Wokół szkoły” Jarosław Pytlak,działacz edukacyjny, dyrektor Zespołu Szkół STO na warszawskim Bemowie. Jego zdaniem nauczyciel w konsekwencji może stać się, w zamian za wyższą pensję, urzędnikiem państwowym pozbawionym kompletnie samodzielności. […]
Obfita dokumentacja – na wszelki wypadek
[…] Włodzimierz Zielicz, nauczyciel fizyki z Warszawy kpi z pomysłów ewaluacyjnych poprzedniej ekipy: „wypranych z realnej treści biurokratycznych procedur TQM z zakazem brania pod uwagę efektów pracy placówki i formalnej papierorodnej „ewaluacji” szkół przez dyletantów”. Zielicz przypomina przypadek Liceum im. Księcia Poniatowskiego, do którego dostają się tylko najlepsi. Poniatówka, która w 2018 roku obchodziła stulecie istnienia, jest na pierwszych miejscach rankingu najlepszych liceów w Warszawie i w Polsce, po ewaluacji przeprowadzonej przez Mazowieckie Kuratorium Oświaty – otrzymała najgorsze w Polsce oceny w dwóch obszarach działalności: kształcenia i wychowania. Dyrektor, nauczyciele i rodzice zarzucili niekompetencję ewaluatorce, która wcześniej została zwolniona dyscyplinarnie z funkcji dyrektora szkoły podstawowej w Jeleniej Górze. Opowiadali o stronniczym przeprowadzeniu ankiet i manipulowaniu odpowiedziami. Najprawdopodobniej za takimi działaniami kryła się zemsta jednego z rodziców, którego dziecko nie dostało promocji do następnej klasy. – Takie systemy ewaluacji naprawdę nie zasługują na obronę. Tyle że minister Czarnek próbuje leczyć biurokratyczną kuratoryjną dżumę – biurokratyczną kuratoryjną cholerą, albo na odwrót – mówi z goryczą Zielicz.
Co muszą produkować nauczyciele?
Z kilkudniowym opóźnieniem, bo tekst ten ukazał się na blogu Roberta Raczyńskiego „Eduopticun” 9 września, zamieszczamy dziś fragmenty tego posta, zatytułowanego „Wirus stopniowany”. Oczywiście sugerujemy lekturę całości, zamieszczając link do „źródła”:
Nie, nie będzie o SARS-Cov-2. Postanowiłem dziś wreszcie zmierzyć się z wyzwaniem, które dość długo czekało tu na swoją kolej – z wirusem o zdecydowanie większym zasięgu i zaraźliwości. Przyznaję, że jednocześnie toczę walkę z wewnętrznym hipokrytą, próbującym dowodzić, że nie dopuszczam wyjątków od liberalnej tolerancji. Mam z tym kłopot, bo niestety postawa tolerancyjna, której chciałbym hołdować, wymaga do pewnego stopnia akceptacji zjawisk, które uważam za z gruntu złe. I mam je akceptować tylko i wyłącznie dlatego, że są tak mocno związane z tożsamością większości ludzi, że niemal od nich nieodróżnialne? Jeśli nie, musiałbym w tym miejscu przyznać, że nie toleruję, zależnie od definicji, od 80 do 90% populacji tego świata. Przyznacie Państwo, że jest to powód, by się wahać.
Oczywiście, mogę poprawnie politycznie twierdzić, że szanuję wolność wyznawania i kultywowania dowolnych religii, ale tak między nami, wątpię, żebym mówił to szczerze. Musiałbym wtedy z automatu przyznać, że akceptuję (wymieniam zupełnie losowo) np. klitoridektomię, znęcanie się psychiczne, obskurantyzm, mizoginię, czary, dżihad, niewolnictwo, etc., a to z pewnością nie jest prawdą. O, już słyszę oburzone głosy wszystkich prawych wierzących, że chcę przypiąć im łatkę przynależną jakimś religijnym ultrasom, wyznawcom prymitywnych kultów i sekciarzom. Czyżby?
Tak, wiem, słyszałem, podobno większość uczciwych chrześcijan, wyznawców judaizmu, czy islamu (że wymienię tylko trzy, najpopularniejsze wirusy atakujące świadomość) odcina się od wymienionych skrajności. Jednocześnie jednak, owi hipokryci nie mają nic przeciwko masowemu okaleczaniu chłopców, straszą swoje (i nie tylko) dzieci piekłem, gdy te ich nie słuchają (bez powodu, również), zaprzeczają ustaleniom nauki, traktują kobiety jak istoty słabsze intelektualnie, oczekują cudów jako dowodów „świętości”, nie widzą nic zdrożnego w wywyższaniu własnych przesądów ponad inne, ani problemu w mentalnym ubezwłasnowolnieniu wobec dowolnego cielca lub jego cwanych sługusów. Jak widać, ich moralność (której posiadania zwykle odmawiają innym) opiera się na stopniowaniu bzdury, przemocy i świństwa. Na dodatek jest to stopniowanie wymuszone racjonalnością, od której stronią i którą gardzą. Niemal wszyscy „wierzący” nie dostrzegają również jak bardzo są niekonsekwentni i wybredni wobec własnych dogmatów. Wszyscy oni powybierali sobie wygodne cytaty ze swoich świętych ksiąg (objawionych niepiśmiennym) i licytują się między sobą, który ich fragment jest świętszy (i wygodniejszy w użyciu). Gdyby nie ta konformistyczna maniera, wszyscy żyliby dziś jak Amisze. Ci przynajmniej są w swoim zabobonie uczciwi i konsekwentni. I nie narzucają się innym. Szanuję ich za to.[…]
Niestety, tu, gdzie zaczyna się indoktrynacja i ubezwłasnowolnienie ich dzieci, mój szacunek dla Amiszów się kończy. O tym, jak silna jest ta indoktrynacja i jak skuteczne są celowe wyobcowanie i grożący ostracyzm świadczy fakt, że mimo teoretycznej możliwości wyboru drogi życia, ponad 90% młodych Amiszów nigdy nie opuszcza swojej wspólnoty. No cóż, starszyzna doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to jedyna szansa na przetrwanie ich wersji percepcji świata.[ […]
Od czasu, gdy nauka znalazła narzędzia, pozbawiające krążące w mózgach wiriony teologii monopolu na objaśnianie świata, trwa walka o dalsze ograniczenie ich zjadliwości. Z bolesnego doświadczenia wiemy, że walka z jakimkolwiek wirusem, to zmagania z hydrą o nieskończonym potencjale regeneracyjnym. Nawet po zaleczeniu, nie można być pewnym, że nie będzie nowej mutacji, nawrotu choroby, a w rezultacie kolejnej pandemii. Wiemy również, że najbardziej podatne na atak wirusowy są na ogół organizmy osłabione, starsze, lub wprost przeciwnie, bardzo młode. Jednym z oczywistych pomysłów na ograniczenie religijnej pandemii jest swoista kwarantanna – próba oddzielenia od siebie beznadziejnie chorych, od tych, którzy wciąż mają jeszcze szansę na życie, bez toksyny zatruwającej mózg.
Podzielmy ten świat na dwie różne domeny i nie wchodźmy sobie w paradę – tak zdawał się rozumować S.J. Gould, formułując swoją zasadę NOMA (ang. Non-Overlapping Magisteria), proponując niejako zawieszenie broni, a może nawet pełen szacunku dialog między np. kreacjonistami, a ewolucjonistami. Niestety, podobnie jak w walce z wirusami biologicznymi (jeśli traktować wirusy jako część materii ożywionej, do czego się skłaniam), kwarantanna taka ma swoje ograniczenia. Nauka zakłada eksplorację nieznanego i eliminację białych plam na mapie, którą nasz gatunek rysuje od początku swego istnienia. Z kolei religia (jakakolwiek) taką potrzebę ma w pogardzie (dysponując jedną „odpowiedzią” na wszystkie pytania) i nie jest w stanie zrezygnować ze swojej podstawowej strategii przetrwania – bezwzględnej misyjności, nawracania niewiernych na siłę, agresywnego prozelityzmu, wykorzystującego wszelkie dostępne narzędzia ideologiczne, polityczne, ekonomiczne, a nawet militarne, jeśli tylko uzna je za możliwe i użyteczne. Oczekując od nauki (rozumu w ogóle) odstąpienia od analizy kłopotliwych i wstydliwych (bo ujawnionych i obnażonych) niespójności, idiotyzmów i moralnych mielizn swoich założeń, nie waha się udowadniać ich zasadności z użyciem narzędzi, które teoretycznie odrzuca, bo przynależą do magisterium przeciwnika. Na dodatek, narzędzi tych używa częściowo, wybiórczo, łamiąc zasady metodologii i logiki, wykorzystując przy tym naiwność i ignorancję tłumu, nad którym panuje od zarania cywilizacji. Mówiąc krótko, nawet obmierzły, znienawidzony Darwin może się przydać, jeśli tylko uda się wmówić ubogim duchem maluczkim, że Bozia zaprzęgła ewolucjonizm do swojej bryczki. Cel uświęca środki i uświęcać musi, jeśli chce się wchodzić z butami w każdą dziedzinę ludzkiego życia. Konfrontacja z rozumem staje się wtedy nieunikniona i, z przykrością przyznaję, że na większości frontów jest to dla niego walka przegrana. Przestrzeń neutralna praktycznie już nie istnieje, magisteriów nie daje się rozdzielić, zachodzą na siebie, i, jeśli tylko da się temu religijnemu ku temu okazję, natychmiast żarłocznie pochłania drugie, siejąc nietolerancję, ignorancję, zacofanie i totalitaryzm. […]
Taką zachłanność, zaborczość i absolutny autorytaryzm religii przyjmuje się na ogół z pełnym zrozumieniem, jako oczywistość, nie podlegającą dyskusji. W konfrontacji z nią, ludzie dobrowolnie wyzbywają się praw, których zaciekle bronią w innych okolicznościach. Raptem nie liczy się wolność wypowiedzi, równość wobec prawa, nietykalność osobista, zawieszeniu ulegają zasady logiki i demokracji. W obliczu domniemanej transcendencji (a raczej pełnej buty bezczelności i/lub przemocy jej funkcjonariuszy) ludzie stają bezwolni, z otwartymi ustami, jako żywe egzemplifikacje stereotypu wioskowego głupka. No, bo jak tu się sprzeciwić? Tradycji, rodzinie, księdzu, rabinowi, imamowi, narodowi? […]
Zastanawiając się nad tym co uczynić tematem dzisiejszego felietonu – nie znalazłem w wydarzeniach oświatowych minionego tygodnia takiego, które zainspirowałoby mnie do pogłębionych refleksji. I dopiero czasowa koincydencja dwu informacji: tej o 20. rocznicy samobójczego ataku islamskich fundamentalistów na nowojorskie wieże World Trade Center oraz na Pentagon, z artykułem o kolejnym „wynalazku” edukacyjnym ministra Czarnka, polegającym na wprowadzeniu do podręcznika do wos dla szkół podstawowych – uzupełnienia od lat powszechnie znanego rysunku „piramidy”, obrazującej pięć kategorii potrzeb człowieka: fizjologicznej, bezpieczeństwa, przynależności, uznania i samorealizacji, dołożoną na jej czubku szóstą potrzebą – duchowości, jako tej najwyższej i zapewne – najważniejszej.
Co prawda jeszcze tego samego dnia kiedy zamieściłem ów artykuł na OE, na fejsbuku został on przez koleżankę dyrektor Zofię Wrześniewską skomentowany korygującą mylnie podaną przez autorkę owej publikacji w „Gazecie Wyborczej” informację, jakoby była to inicjatywa ministra Czarnka, udokumentowaną zdjęciem uwagą: „Dla uczciwości zdjęcie z podręcznika do WOS dla szkoły ponadpodstawowej (wyd. Nowa era) z 2019 r., czyli przed min. Czarnkiem”
Jak widać – już na tym rysunku widnieje na czubku szósta kategoria potrzeb – co biorąc pod uwagę rok wydania tego podręcznika – musiał on być konsultowany przez kierownictwo wydawnictwa „Nowa Era” jeszcze z panią minister Zalewską.
Ale, w moim przekonaniu, ta korekta nie zmienia mojego postanowienia, aby ten fakt skomentować.. Świadczy ona jedynie o jeszcze groźniejszym zjawisku, że te dążenia do narodowo-katolickiej indoktrynacji uczniów polskich szkół, to nie autorska inicjatywa ministra Czarnka, a długofalowa polityka partii rządzącej.
Pominę tu powierzchowność podejścia do analizy istoty tej typologii, a zwłaszcza niedoczytania pełnego indeksu potrzeb, określonych w piątym stopniu mianem „samorealizacji”, pod którym to skrótem myślowym kryją się potrzeby takie jak: potrzeba rozwoju swojej osobowości, talentów i zdolności, ale także duchowości (!). Mnie w tej kolejnej inicjatywie scentralizowanego ataku na kształtowanie u uczniów polskich szkół pożądanych przez „talibów” partii rządzącej postaw i wartości, zaniepokoiło, żeby nie powiedzieć – przeraziło – co innego:
Źródło:www.sites.google.com
Piramida potrzeb wg A. Maslowa – z korektą na szczycie – wg P. Czarnka.
Dziś (11 września 2021 r.) rekomendujemy do lektury artykuł Natalii Waloch „Nowy czubek w edukacji. Czarnek zmienia piramidę Maslowa”, zamieszczony wczoraj na stronie „Gazety Wyborczej”. Dla zachęty proponujemy kilka jego fragmentów:
[…]
Minister Czarnek – o czym niestety wiemy – ma różne potrzeby, które realizuje za pomocą polityki, najczęściej z niekorzyścią dla dzieci oraz całych szkół. Na szczycie tych potrzeb jest ta dotycząca kontroli oraz propagandy. Według ministra dyrektorzy są tak niezborni oraz zepsuci lewackimi treściami, że postanowił przydzielić im żandarmów z kuratoriów, którzy będą pilnowali, czy aby w szkole nie dochodzi do bezeceństw takich jak np. wizyty aktywistów z pozarządówki, którzy mogliby skalać umysły i serca dzieci takimi rzeczami jak tolerancja, empatia czy szacunek dla odmienności.
Dniami i nocami ludzie resortu edukacji harują jak woły, żeby gdzie się da, przemycić do edukacji jedyną słuszną narrację, w której dziewczęta są cnotliwe, rozwody nie istnieją, a popołudnia spędza się na rodzinnym graniu w planszówkę, w której Jan Paweł II odmienia oblicze Ziemi.
Rok szkolny ledwie się rozpoczął, a w internecie już pojawiają się kwiatki z podręczników, jak opublikowany kilka dni temu wierszyk o cnotach niewieścich, w którym dziewczynka wyznaje, że jej życiowym marzeniem było być przez wszystkich lubianą, co osiągnęła dzięki byciu zawsze miłą i uśmiechniętą.
Potem w mediach społecznościowych pojawił się arkusz z konkursu polonistycznego, w którym uczniom polecano napisać SMS z pytaniem do JPII, a następnie odpowiedź od papieża „Uwzględniającą przesłanie prawdy i nadziei„. […]
Teraz mamy kolejną rewelację. W Czarnkowej szkole pojawiła się nowa, tuningowana wersja piramidy Maslowa. Oto w podręczniku do wiedzy o społeczeństwie dla podstawówek mamy znaną wszystkim piramidę potrzeb. […]
STO zbadało nastroje dyrektorów szkół niepublicznych
Zadbanie o stabilną sytuację kadrową i zapewnienie uczniom odpowiedniego wsparcia psychologiczno-pedagogicznego – to główne wyzwania z jakimi mierzą się obecnie dyrektorzy szkół niepublicznych. Z badania „Barometr Edukacji Niepublicznej”, przeprowadzonego przez Społeczne Towarzystwo Oświatowe, wynika również, że dyrektorzy są raczej zadowoleni z kondycji własnych szkół, ale nie z sytuacji w polskim szkolnictwie.
W gronie dyrektorów szkół niepublicznych dominuje negatywna ocena obecnej sytuacji w oświacie. Zdecydowanie źle lub raczej źle ocenia ją dwóch na trzech respondentów (65,5%), a przeciwnego zdania jest jedynie 8,5% ankietowanych. Jako przyczyny problemów badani wymieniają m.in.: brak stabilizacji wynikający ze zbyt częstych reform, próbę upolitycznienia oświaty, niedofinansowanie szkolnictwa oraz przeładowaną i niedostosowaną do aktualnych potrzeb podstawę programową.
Większość osób badanych nie spodziewa się w najbliższym czasie poprawy. Indeks Optymizmu Dyrektorów Szkół Niepublicznych osiągnął wartość 6,1 pkt – taki odsetek ankietowanych, w odpowiedzi na pytanie o sytuację polskiej oświaty w kolejnych miesiącach, wybrał opcję „zdecydowanie poprawi się” lub „raczej poprawi się”. Z kolei ponad połowa badanych dyrektorów (54,6%) przewiduje, że sytuacja ulegnie pogorszeniu. Pytani o uzasadnienie odpowiedzi, ankietowani przywołują m.in. zmiany planowane przez MEiN, prowadzące do ograniczenia autonomii szkół oraz perspektywę nauki zdalnej, w związku z zapowiadaną, czwartą falą koronawirusa.
-Wyniki badania potwierdzają, że większość dyrektorów szkół niepublicznych krytycznie ocenia to, co dzieje się w oświacie. Szkoły są zmęczone pandemią i brakiem odpowiedniego wsparcia ze strony władz oświatowych, które unikają rozwiązywania realnych problemów. Resort edukacji stawia przed dyrektorami coraz większe wymagania, m.in. oczekując podejmowania trudnych decyzji w sprawach związanych z epidemią. W tym samym czasie MEiN stara się znacząco wzmocnić pozycję kuratorów, od których ma zależeć los szkół i samych dyrektorów. W takich okolicznościach krytyczna ocena oświatowych realiów nie może dziwić – ocenia Zygmunt Puchalski, Prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego.
Dyrektorzy o swoich szkołach













