Dzisiaj (30 czerwca 2022 r.) portal Prawo.pl opublikowal tekst Moniki Sewatianowicz, który poniżej zamieszczamy jedynie z niewielkimi skrótami:

 

Uczeń ma strzelać nie tylko na testach – kosztem edukacji zdrowotnej

 

Foto: iStock[www.prawo.pl/oswiata/]

[…]

 

Szkoła przyuczy do wojennego rzemiosła

 

Wojna w Ukrainie zachwiała poczuciem bezpieczeństwa Polaków, stąd daleko idące zmiany dotyczące liczebności i finansowania wojska oraz pomysł, by uczniowie przechodzili treningi strzeleckie i uczyli się technik przetrwania w warunkach wojennych. Zmiany są wprowadzane – jak deklarował minister Przemysław Czarnek – „po to, żeby rzeczywiście spowodować, by Polacy umieli się obronić w sytuacji, kiedy będzie takie realne zagrożenie„. – Myślę, że gdybyśmy to zakomunikowali jeszcze kilka lat temu, to bylibyśmy poddani jakiejś mocnej krytyce ze strony opozycji. Dziś myślę, że wszyscy się zgadzają z tym, że przysposobienie obronne, najważniejsze elementy przysposobienia obronnego, które znamy z przeszłości, muszą wrócić. I wrócą od 1 września w ramach edukacji dla bezpieczeństwa – mówił minister, zapowiadając powrót nowego przedmiotu.

 

W zmienionym projekcie podstawy programowej edukacji dla bezpieczeństwa zaproponowano nowe obszary treści nauczania, tj.:

 

1.reagowanie w sytuacji zagrożenia działaniami wojennymi (tzw. survival, w tym miejsca schronienia),

 

2.w.zasady pierwszej pomocy w sytuacji wystąpienia zagrożenia z użyciem broni konwencjonalnej,

 

3.edukacja obronna obejmująca:

 

-w przypadku szkoły podstawowej – wymagania z zakresu: terenoznawstwa, cyberbezpieczeństwa w wymiarze wojskowym, przygotowania do szkolenia strzeleckiego;

 

-w przypadku szkół ponadpodstawowych – wymagania z zakresu: reagowania w sytuacji zagrożenia działaniami wojennymi, cyberbezpieczeństwa w wymiarze wojskowym, szkolenia strzeleckiego. […]

 

Pomysł podoba się posłom Konfederacji, jednak postanowili oni dopytać o szczegóły, w tym o to, ile naboi przypadać będzie na jednego ucznia (Interpelacja nr 33806). Wiceminister Dariusz Piontkowski na to pytanie nie odpowiada, ale rzuca nieco światła na to, jak w praktyce będą realizowane zajęcia, zwłaszcza w szkołach, które nie mają warunków do organizacji treningów strzelniczych.

 

W przypadku szkolenia strzeleckiego na poziomie szkoły podstawowej w projekcie zaproponowano wyłącznie teorię bezpiecznego obchodzenia się z bronią. Z kolei w szkołach ponadpodstawowych będzie ono obejmowało podstawy strzelania z częścią praktyczną prowadzoną z wykorzystaniem bezpiecznych narządzi do ćwiczeń strzeleckich, takich jak np. broń kulowa, pneumatyczna, repliki broni strzeleckiej (ASG), strzelnice wirtualne albo laserowe – tłumaczy wiceminister. Dodaje, że choć podstawa będzie obowiązywać już od najbliższego roku szkolnego 2022/2023, to w przypadku szkół ponadpodstawowych (w powiatach), które nie mają dostępu do strzelnic, realizacja tego wymagania zostanie odroczona do 2024/2025. [,..]

 

Bez kadr, bez pieniędzy

 

Ministerstwo oceniło, że wprowadzenie nowych elementów do podstawy programowej nie spowoduje skutków finansowych dla budżetu państwamówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. – Tymczasem daleko nam raczej do strzelnicy w każdym powiecie, a szkoły nie mają ani sprzętu, ani warunków do realizacji treningów strzeleckich. Oczywiście są strzelnice komercyjne i należące do Polskiego Związku Łowieckiego, ale tam trzeba uczniów zawieźć, czy choćby zapłacić za wykorzystaną amunicję oraz za usługi instruktora. Na to organy prowadzące pieniędzy nie dostaną. Podobnie jak na zatrudnienie wykwalifikowanych nauczycieli, którzy treningi mogliby poprowadzić – mówi.

 

A nauczycieli brakuje i nie wygląda na to, by sytuacja w tej kwestii miała się szybko poprawić. – Na pewno nie przyczynią się do tego zmiany w Karcie Nauczyciela dotyczące awansu zawodowego mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. – Specjaliści nie będą garnąć się do prowadzenia tych lekcji, a nauczycieli posiadających odpowiednią wiedzę brakuje. Nie kwestionując potrzeby nauczania o zagrożeniach, moim zdaniem nie mogą być to zmiany wprowadzone „na hurra”, bo takie nie dadzą uczniom realnych umiejętności radzenia sobie w kryzysowej sytuacji – tłumaczy wiceprezes ZNP.

 

Wojna zamiast profilaktyki zdrowotnej

 

Wątpliwości budzi też fakt, że kształtowanie postaw obronnych zastąpi treści związane z profilaktyką zdrowotną. Obecnie uczniowie na lekcjach edukacji dla bezpieczeństwa uczą się o zagrożeniach związanych z uzależnieniami, o sposobach dbania o zdrowie fizyczne i psychiczne.

 

Jak wyjaśnia MEiN odbędzie się to bez szkody dla uczniów, bo treści te są szeroko uwzględnione w podstawie programowej innych przedmiotów takich jak: wychowanie fizyczne, biologia czy wychowanie do życia w rodzinie, a także są ujęte w programach wychowawczo-profilaktycznych szkół.

 

Uważam, że to oburzające, bo odbędzie się to kosztem zdrowia psychicznego dzieci i młodzieżymówi Marek Wójcik.Mamy niebywały kryzys w tej kwestii, zwłaszcza po pandemii, falę nerwic, depresji i samobójstw wśród młodzieży. Zupełnie nie przyjmuję argumentów, że profilaktyka zdrowotna jest elementem innych przedmiotów, równie dobrze trening strzelecki mógłby odbywać się w ramach WF, a kwestie związane z cyberbezpieczeństwem mogłyby być omawiane na informatyce. Pod tym kątem uważam to za złe i nieprzemyślane rozwiązanie – mówi.

 

Dodaje, że resort nie zastanowił się też za bardzo, jak realizacja nowego programu ma wyglądać w szkołach specjalnych i przyszpitalnych, gdzie lepiej sprawdzają się raczej treści związane z profilaktyką zdrowotną niż trening terenoznawstwa i strzelania z karabinka sportowego.

 

 

 

Źródło:  www.prawo.pl/oswiata/



 

 

26 maja 2022 roku zamieściliśmy kolejną część Poradnika Wiesławy Mitulskiej, zatytułowaną Poradnik Wiesławy Mitulskiej – pięć relacji, w tym dwie z myślą o mamach,.  Dzisiaj, kontynuując ten cykl, proponujemy lekturę kolejnych czterech relacji z Jej zająć z uczniami – niestety –  już po raz ostatni.

 

 

 Foto. Włodzisław Kuzitowicz

 

Wiesława Mitulska podczas spotkania promującego książkę „Zrozumieć plan daltoński”  w Akademickim Centrum Designu Akademii Sztuk Pięknych  w Łodzi

 

 

Jak dowiedzieliśmy się od Niej podczas sobotniego spotkania na promocji książki Roberta Sowińskiego „Zrozumieć plan daltoński”  – z końcem tego roku szkolnego zakończyła pracę nauczycielki w szkole w Słupi Wielkiej. Nie chciała zdradzić konkretów gdzie i co będzie dalej  robiła dla edukacji…

 

A teraz obiecane ostatnie cztery materiały metodyczne, opisujące zajęcia prowadzone przez Wiesławę Mitulską z jej uczennicami i uczniami:

 

 

 

29 maja

 

 

Czy w szkole potrzebne są sprawdziany?

 

 

W trakcie tegorocznych egzaminów pracowałam w komisji dla uczniów z Ukrainy. Było to dla mnie smutne doświadczenie. Widziałam, jak bardzo starają się napisać dobrze egzamin z języka polskiego.

 

Cały czas towarzyszyło mi poczucie beznadziejności, bo widziałam jak wertują słownik, jak przeliczają słowa w rozprawce, czy wymagany limit słów został osiągnięty. Moje doświadczenie podpowiadało mi, że to się nie może udać, ale w oczach tych dzieci była nadzieja, że może jednak nie będzie tak źle? Czy ktoś z decydentów zastanowił się z empatią, jaki ślad pozostawi w dzieciach to doświadczenie?

 

Koniec roku w szkołach, to czas ustalania ocen , a w związku z tym sprawdziany, klasówki, kartkówki są na porządku dziennym, do tego jeszcze egzaminy ósmoklasistów.

 

Jeśli zaprosimy dzieci do zabawy w skojarzenia ze słowem szkoła, to na jednym z pierwszych miejsc pojawią się sprawdziany, kartkówki, stres, nerwy, oceny – wiem, bo sprawdzałam to w czwartej, szóstej i ósmej klasie.

 

Ile energii kosztuje uczniów udział w jednym dniu egzaminów? Jaki ślad w nich pozostawi trzydniowy egzamin? Co czuje uczeń, gdy już po egzaminie, sprawdzając opublikowane arkusze odkrywa błędy, które popełnił z różnych przyczyn, choć wiedział i umiał?

 

A jeśli nie sprawdzian, to co?

 

Takie pytanie często słyszę, gdy poddaję w wątpliwość konieczność robienia uczniom testów i sprawdzianów, i gdy przyznaję, że od dawna sprawdzianów nie robię.

Czy w szkole muszą być sprawdziany?

 

Odpowiedź zależy od celu sprawdzania. Najczęściej celem jest chęć zweryfikowania tego, co uczniowie umieją i oczywiście wystawienie oceny w formie stopnia, punktów lub procentów.

 

Czy rzeczywiście sprawdzian lub test da nam informację o tym, co dziecko umie? Wiedza, to nie tylko wiadomości, informacje, fakty, ale również umiejętność użycia tych wiadomości w różnych kontekstach. Nie wszystko potrafimy zbadać i zmierzyć przy pomocy prostych narzędzi jakimi są sprawdziany i testy. One zmierzą jedynie umiejętność przypominania sobie informacji, które uczeń przyswoił lub powinien przyswoić w czasie lekcji. Sprawdzając test, nauczyciel widzi tylko końcowy rezultat. Najczęściej nie wie, jak uczeń dochodził do wyniku, w jaki sposób myślał, dlaczego popełnił błędy, dlaczego zostawił puste miejsce albo część pytań bez odpowiedzi.

 

Najcenniejsze informacje o przebiegu i wynikach procesu uczenia się to te, których nie da się zweryfikować sprawdzianem.

 

Jeśli chcę sprawdzić konkretną umiejętność uczniów, to projektuję zadanie, które pokaże mi jak dziecko sobie z nim poradzi. Czy wykona je samodzielnie, czy i w jakim zakresie będzie potrzebowało wsparcia, czy wykonanie zadania mieści się już w jego strefie najbliższego rozwoju, czy zadanie jest dla niego łatwe, a może bardzo trudne – to wszystko jestem w stanie zaobserwować podczas pracy nad zadaniem. Są to dla mnie bardzo istotne informacje, bo dzięki nim mogę od razu, bez przerywania procesu uczenia się, modyfikować przebieg zajęć. Mogę dłużej zatrzymać się z dziećmi nad rozwijaniem konkretnej umiejętności, mogę udzielić dziecku indywidualnego wsparcia w takim zakresie, w jakim potrzebuje, mogę połączyć dzieci w grupy, by umożliwić im uczenie się wzajemnie od siebie. W ten sposób zbieram również informacje, które mogę przekazać rodzicom w rozmaitych formach – w formie rozmowy, pisemnej informacji zwrotnej lub oceny opisowej.

 

Zależy mi na tym, by dzieci były świadome swojego procesu uczenia się, dlatego włączam je w planowanie pracy i ustalanie kryteriów sukcesu.

 

Projektuję okazje do samodzielnego sprawdzenia, na ile już osiągnęły konkretną umiejętność. Takie okazje do samokontroli i samooceny zdarzają się prawie każdego dnia.

 

W mojej klasie nie ma sprawdzianów, ale są wyzwania.

 

„Sprawdź czy potrafisz!” – takie wyzwanie podlega samoocenie zgodnie z kryteriami sukcesu. Czasem to wyzwanie brzmi: „Pokaż, czy potrafisz!”- wtedy dzieci dostają informację zwrotną ode mnie.

 

Mam jeszcze inne sposoby na określenie miejsca w procesie uczenia się, w którym są moi uczniowie. Żaden z tych sposobów nie powoduje konieczności przerwania tego procesu tylko po to, by zrobić test, czy kartkówkę. Za to każdy z nich daje dziecku świadomość, że już potrafi lub jeszcze nie potrafi.

 

Bycie uczniem wiąże się z popełnianiem błędów, a od nauczyciela zależy, czy uczeń będzie na tych błędach się uczył, czy raczej będzie się ich wstydził i ukrywał.

 

 

 

31 maja

 

 

Wieczyste archiwizowanie – trudne pojęcie

 

Czytaj dalej »



 

Zdecydowaliśmy się zamieścić dzisiaj informację, zamieszczoną na stronie MEiN na dzień przed zakończeniem roku szkolnego, gdyż w ferworze przygotowań do przedwakacyjnych pożegnań z uczniami mogła ona ujść Waszej uwadze:

 

 

Konkurs dla nauczycieli szkół podstawowych i ponadpodstawowych „Kierunek – Innowacja 2022”

 

Zachęcamy nauczycieli publicznych i niepublicznych szkół podstawowych oraz ponadpodstawowych do udziału w konkursie „Kierunek – innowacja 2022”. Przedsięwzięcie organizuje Ministerstwo Edukacji i Nauki. Zadanie konkursowe polega na przygotowaniu przez nauczyciela opisu działalności innowacyjnej zrealizowanej w roku szkolnym 2020/2021 lub realizowanej w obecnym roku szkolnym 2021/2022. Na zgłoszenia czekamy do 29 lipca 2022 r.

 

Informacje o konkursie

 

Konkurs „Kierunek – innowacja” jest skierowany do nauczycieli publicznych i niepublicznych szkół podstawowych oraz ponadpodstawowych. Jego celem jest promocja i wspieranie działalności innowacyjnej szkół.

 

Zadanie konkursowe

 

Zadanie konkursowe polega na przygotowaniu przez nauczyciela opisu działalności innowacyjnej zrealizowanej w roku szkolnym 2020/2021 lub realizowanej w obecnym roku szkolnym 2021/2022. Opis powinien być przygotowany przez jedną osobę. Może on jednak obejmować działalność realizowaną przez grupę nauczycieli. Zadanie konkursowe powinno zostać opracowane za pomocą edytora dostępnego na koncie nauczyciela na Zintegrowanej Platformie Edukacyjnej.

 

Termin nadsyłania zgłoszeń konkursowych mija 29 lipca 2022 r. Nauczyciel przesyła link do opisu na adres mailowy podany na stronie internetowej właściwego kuratorium oświaty.

 

Dodatkowych informacji w sprawie konkursu udziela Krzysztof Klefas: mail: Krzysztof.Klefas@mein.gov.pl, tel. 22 34 74 199.

                         Obowiązujące terminy

 

27.06.2022 – 29.07.2022 – Czas trwania konkursu,

 

do 29 lipca – zgłoszenie do Konkursu przez nauczyciela,

 

do 26 sierpnia – wyłonienie kandydatów do tytułu laureatów przez komisję powołaną przez Kuratora oświaty,

 

do 30 września – wyłonienie laureatów Konkursu przez komisję powołaną przez Organizatora Konkursu,

 

do 14 października – zamieszczenie wyników Konkursu na stronie internetowej Ministerstwa Edukacji i Nauki.

 

 

Źródło: www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/

 

 

x           x           x

 

 

Mamy  wątpliwości, czy wszyscy znają oficjalną definicję „innowacji pedagogicznej”, bo z informacji MEiN o konkursie nie wynika jasno jaką działalność nauczycieli będą oni nagradzać. Dlatego postanowiliśmy udostępnić fragmenty publikacji Katarzyny Olszewskiej pt. „Innowacje w oświacie”. [Zobacz  TUTAJ]

 

 



Jak za „dawnych, dobrych (przedpandemiczych) czasów”  prezentujemy pierwszą od  12 września 2020 roku relację z wydarzenia,  na którym „Obserwatorium Edukacji” – w osobie Włodzisława Kuzitowicza – uczestniczyło i która opracowana zostało na podstawie własnych obserwacji i materiałów. Oto ona:

 

 

Foto: Włodzisław Kuzitowicz

 

 

Spotkanie promocyjne książki Roberta Sowińskiego „Zrozumieć plan daltoński

 

W upalny pierwszy dzień wakacji – 25 czerwca 2022 roku, w Akademickim Centrum Designu Akademii Sztuk Pięknych  w Łodzi, które od roku działa w zrewitalizowanych budynkach przy ul. Księży Młyn w Łodzi, gdzie w latach siedemdziesiątych XIX wieku, według projektu architekta Hilarego  Majewskiego, za pieniądze jednego z największych łódzkich fabrykantów – Karola  Scheiblera, zbudowano z czerwonej cegły pierwszy budynek  dwuletniej szkoły elementarnej dla dzieci i młodocianych robotników zatrudnionych w jego fabryce.  W następnych latach  obiekt ten rozbudowywano. Już w PRL,  i później  – aż do 2012 roku – działały  tam szkoły pod nazwą Zespół Szkół Handlowych nr 2, a od 2002 roku jako Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych Nr 11. Dodam mało znaną, ale w pewnym stopniu symboliczną dla tego wydarzenia  informację, że obok technikum ekonomicznego i technikum handlowego w strukturze tego zespołu działało technikum księgarskie.

 

Foto: www. uml.lodz.pl

 

Budynki  dawnych szkół przy ul. Księży Młyn – przed renowacją

 

Więcej o całym kompleksie  „króla bawełny” – Karola Scheiblera – TUTAJ

 

 

Ale ad rem, czyli pora powrócić do relacji. Zapowiedziane  z kilkutygodniowym wyprzedzeniem wydarzenia, mimo niesprzyjających warunków atmosferycznych (30-o stopniowy upał) zgromadziło niezbyt liczną, ale „doborową” grupę sympatyków programu daltońskiego i Państwa Sowińskich, a w tym przypadku Roberta w szczególności. Jak zostało to napisane we wczorajszym felietonie – osobą, która była moderatorem całego wydarzenia był prof. dr hab. Roman Leppert, którego talent medialnego lidera, wiedza merytoryczna i kultura osobista były gwarancją wysokiego poziomu spotkania.

 

Foto:  www.facebook.com/sowinski.robert

 

Za stołem zasiadło dwu „bohaterów dnia”: od lewej –  autor książki – Robert Sowiński i „egzaminator” oraz  moderator dyskusji – prof. Roman Leppert.

 

 

Profesor Leppert rozpoczął spotkanie od poinformowania zebranych, że w pierwszym etapem tego wydarzenia będzie egzamin, któremu podda on Roberta, a który będzie polegał na sprawdzeniu znajomości treści napisanej przez niego książki. Dodał, wywołując tą informacją wybuch śmiechu u uczestników, że przygotowując cztery pytania tego egzaminu oparł się na powszechnie znanej taksonomii Blooma, z których zaproponowanych tam sześciu poziomów on wybrał tylko trzy: poziom zapamiętania wiadomości, zrozumienia wiadomości oraz zastosowania wiadomości – w sytuacja typowych i nietypowych.

 

Pierwszym było pytanie:

 

Czytaj dalej »



 

W okresie wakacyjnym, to znaczy od dzisiaj, czyli od 27 czerwca do 15 sierpnia 2022 roku, na stronie „Obserwatorium Edukacji”  będą zamieszczane jedynie materiały, które zostaną przez redakcję uznane za ważne, istotne dla zachowania obrazu ciągłości sytuacji w polskiej oświacie, aby ktoś ze społeczności nauczycielskiej, kto w dłuższym okresie – z powodu urlopowego wyjazdu – miał przerwę w bieżącej informacji, mógł być po powrocie poinformowany co wydarzyło się w czasie jego nieobecności.

 

Będą także zamieszczane teksty własne – w tym niedzielne felietony i kolejne rozdziały „Eseju wspomnieniowego”.

 

Włodzisław Kuzitowicz



Foto: www.radiovictoria.pl

 

Wiceminister Edukacji i Nauki  Tomasz Rzymkowski i Łódzki Kurator Oświaty Waldemar Flajsze (w ciemnych garniturach) podczas Mszy Św. W Łowickiej bazylice katedralnej 24 czerwca 2022 roku.

 

 

Pierwsza niedziela wakacji. Żar leje się z bezchmurnego nieba. Nie będę „ściemniał” – mój mózg pracuje na bardzo zwolnionych obrotach. Nie jest to klimat sprzyjający lotnym myślom, błyskotliwym skojarzeniom i zaskakującym puentom. Już wczoraj wieczorem próbowałem dokonać remanentu problemów minionego  tygodnia, aby wyłowić z tego temat na felieton – godny czasu „przełomu”: przełomu miesięcy w których setki tysięcy nauczycielek i nauczycieli, miliony uczennic i uczniów, nie licząc ich rodziców, na co dzień zmagali się nie tylko ze zdalnym nauczaniem, z realizacją podstaw programowych oraz produkowaniu ocen szkolnych, ale przede wszystkim ze skutkami sposobu kierowania polską oświatą przez ministra – „krzyżowca” z KUL, na tygodnie „laby”, odpoczynku, relaksu, oddawania się „nicnierobieniu”, albo temu, na co przez poprzednie miesiące nie było czasu…

 

Mówią – noc przynosi radę. Ale w moim przypadku ta miniona – także parna, męcząca, jak poprzedzający ją dzień, niewiele w tych poszukiwaniach pomogła. Cóż mi przeto pozostało, bo wszak felieton wypada jednak napisać i zamieścić?

 

Nie mam innego rozwiązania, jak podzielić się swoimi myślami, wywoływanymi informacjami o aktywności kierownictwa MEiN w związku z zakończeniem roku szkolnego.

 

Wypada zacząć ten temat od listu do dyrektorów, nauczycieli i uczniów, jaki z tej okazji wystosował sam szef tego urzędu [TUTAJ]. Już w jego drugim zdaniu pan Czarnek napisał:

 

 „Realizowaliśmy przedsięwzięcia ukierunkowane na wspieranie wszechstronnego rozwoju młodych ludzi, budowanie kompetencji przyszłości oraz uatrakcyjnienie procesu dydaktycznego, który powinien odpowiadać na wyzwania XXI wieku.”

 

A dalej można tam znaleźć jeszcze takie „kwiatki”:

 

„Zainicjowaliśmy program „Laboratoria Przyszłości”.[…] Wszystko po to, aby młodzi ludzie w każdej szkole mogli prowadzić ciekawe eksperymenty, uczyć się pracy w grupie, rozwijać własne talenty, a także zdobywać nowe kompetencje i umiejętności ważne na kolejnych etapach edukacji oraz pomocne w wyborze przyszłej ścieżki rozwoju zawodowego.”

 

„Chcemy, aby młodzi ludzie zdobywali wiedzę w ciekawy i atrakcyjny sposób, poprzez samodzielne poszukiwanie i eksperymentowanie.”

 

Jeśli przeczytał to ktoś, kto nie zna codzienności polskich szkół, to nawet będąc nauczycielem fińskiej szkoły już zaczął nam zazdrościć!

 

Tyle słowa pisanego. Ale – jak to lubią przywoływać nasi rodzimi badacze Pisma  Świętego – „Po ich owocach poznacie ich[Mateusz 7:15-20]. W tym przypadku tymi owocami są czyny pani i panów z kierownictwa ministerstwa.

 

Otóż sprawdziłem gdzie w tym roku zaszczycili oni swoją obecnością szkolne uroczystości zakończenia kolejnego roku nauki. Zacznę od „starej gwardii”, czyli tych w kierownictwie, którzy byli tam jeszcze przed epoką Czarnka:

 

Poprzedni minister, teraz już tylko wice  – Dariusz Piontkowski – uczestniczył w tym wydarzeniu w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Goniądzu. [Więcej – TUTAJ]

 

Najstarsza stażem (od 2017 roku w MEN) – wiceminister Marzena Machałek – wzięła udział w zakończeniu roku szkolnego w Zespole Szkół Technicznych „Mechanik” w Jeleniej Górze.[Więcej – TUTAJ]

 

 

 Jednak „nowy desant” zamanifestował swoje preferencje bardzo jednoznacznie:

 

Pan minister Przemysław Czarnek, aby nikt nie miał już cienia wątpliwości co do jego sympatii, wziął udział w uroczystym zakończeniu roku szkolnego w Katolickim Liceum Ogólnokształcącym im. Świętej Rodziny w Siedlcach. [Więcej – TUTAJ]

 

Ale – aby nie być gorszym od swojego szefa – najmłodszy (stażem) wiceminister – Tomasz Rzymkowski, w towarzystwie Łódzkiego Kuratora Oświaty Waldemara Flajszera, zaczął  uroczyste zwieńczenie roku szkolnego od Mszy Świętej w bazylice katedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Mikołaja w Łowiczu,, której to liturgii przewodniczył biskup łowicki Andrzej Dziuba, gdzie – oczywiście – zebrali się uczniowie, nauczyciele i pracownicy szkół. Dopiero po tym wyznaniowym akcencie uroczystości przeniosły się do Zespołu Szkół Ponadpodstawowych numer 2 w Łowiczu. [Więcej – TUTAJ]

 

Cóż tu można jeszcze dodać…  Jak pisał klasyk – „koń jaki jest każdy widzi.” Jednak nie mogę powstrzymać się przed zacytowaniem fragmentu Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, obowiązującej od kwietnia 1997 roku:

 

Art.25. 1. Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione.

2.Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym.

3.Stosunki między państwem a kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego. […]

 

I byłoby mi, na progu wakacji, bardzo, bardzo smutno, gdyby nie…

 

Gdyby nie wczorajsza moja obecność w Akademickim Centrum Designu Akademii Sztuk Pięknych  w Łodzi, gdzie uczestniczyłem w spotkaniu, promującym książkę Roberta Sowińskiego „Zrozumieć plan daltoński”. W spotkaniu, którego poziom zagwarantował prowadzący go profesor Roman Leppert,  uczestniczyli także tacy moi ulubieńcy, jak Wiesława Mitulska, Jarosław Pytlak czy człowiek, który jest dla mnie symbolem nowego pokolenia nauczycieli – Dawid Łasiński, znany jako „pan Beffer”. O Ani Sowińskiej nie wspominając, bo wszak jaj tam obecność była oczywistą oczywistością…

 

Bo to wydarzenie dało mi wiarę, że nie wszystko stracone, że są takie w naszym oświatowym środowisku zasoby ludzkie i intelektualne, które pozwalają mi wierzyć, że i ja  dożyje jeszcze czasu, w którym szkoła stanie się miejscem wszechstronnego rozwoju uczniów. Bo w czasy bez szkoły nie wierzę…

 

Ale o tym już wkrótce (może już jutro) opowiem w oddzielnym, wyłącznie temu poświęconym, ilustrowanym materiale…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 



Realizując deklarację, jaką złożyłem w zakończeniu poprzedniej częci moich wspomnień: Rozdział VIII cz. 5. Ostatnie lata, polityczne tło, świadoma decyzja i pożegnanie”, prezentuję kolejny, IX rozdział moich wspomnień, który zatytułowałem „Powrót do pracy w szkolnictwie wyższym”. Będzie on tekstem jednolitym, to znaczy opublikowanym jako całość, jednak wewnętrznie podzielonym na części – z przyczyn wyłącznie merytorycznych.

 

 

Okoliczności, które sprawiły, że mogłem ponownie stać się wykładowcą w szkole wyższej

 

Zacznę od przypomnienia, że raz już byłem nauczycielem akademickim – w latach 1975 – 1983, kiedy to pracowałem jako starszy asystent w Zakładzie Pedagogiki Społecznej, (przekształconym w 1981 roku w Katedrę)  na Uniwersytecie Łódzkim. Jak to opisałem w 5. części rozdziału IV  „Pierwsze kroki w mojej pracy naukowej. I o jej końcu” – decyzję o rezygnacji z robienia doktoratu, i co za tym idzie – z kontynuowania po wrześniu 1983 roku pracy na UŁ, podjąłem już w 1982 roku, kiedy to ostatecznie utwierdziłem się w przekonaniu, że robienie karieru naukowej w tej dyscyplinie nie jest moim powołaniem. Jednak odchodziłem z tej pracy z poczuciem, że będzie mi brakowało jej ulubionego przeze mnie nurtu – dydaktycznego…

 

I ta potrzeba dzielenia się swoją wiedzą i doświadczeniem z młodymi adeptami studiów pedagogicznych tkwiła we mnie przez lata.  Aż tu nagle… Może nie tak nagle, ale w wyniku kilku zupełnie nieprzewidywalnych zdarzeń taka możliwość nie tylko się pojawiła, ale nawet zrealizowała. A było to tak:

 

Najpierw musiała pojawić się pani Aniela Bednarek z propozycją ulokowania w budynku szkolnych warsztatów przy ul. Pomorskiej Wyższej Szkoły Informatycznej (WSInf).  Ale o tym już opowiedziałem. Teraz o tej nieprzewidywalnej w chwili powstania tej uczelni sytuacji. Jak już wspomniałem – WSInf z roku na rok się rozrastała i przez kolejne trzy lata rozwijała swoją działalność. Po tym czasie uczelnia na tyle okrzepła  – także finansowo – że mogła sobie pozwolić na zakup własnej siedziby. Były to budynki po nieczynnych od kilku lat zakładach ARELAN przy ul. Rzgowskiej 17a. I był jeszcze inny efekt tej prosperity – prawo do otwarcia oddziału zamiejscowego w Opatówku pod Kaliszem. I właśnie tam, od października 1999 roku, po otrzymaniu zgody na otwarcie drugiego po informatyce  wydziału – pedagogicznego, w październiku 1999 roku, uruchomiono studia zaoczne na tym kierunku. Pierwszym dziekanem tego wydziału został dr hab. Tadeusz Szewczyk.

 

I to był drugi, sprzyjający dla realizacji moich cichych pragnień, element tej sytuacji. Muszę  przypomnieć, że w latach 1975-76 Tadeusz Szewczyk, pracujący wówczas w Wojskowej Akademii Medycznej, w Katedrze Nauk Społecznych, prowadził także gościnnie zajęcia dydaktyczne w Zakładzie Pedagogiki Społecznej na UŁ, w której wówczas pracowałem. To wtedy poznaliśmy się, jako że uczestniczył on także w seminariach pedagogiki społecznej, prowadzonych przez panią doc. dr hab. Irenę Lepalczyk –  ówczesną kierownik Zakładu Pedagogiki Społecznej..

 

I oto, po 20-u latach, spotkaliśmy się: ja, jako dyrektor szkoły-gospodarza, udzielającego przestrzeni dla zajęć dydaktycznych owej szkoły wyższej, i on – nowo powołany dziekan Wydziału Pedagogiki WSInf… I to od niego wyszła inicjatywa, abym poprowadził w Opatówku, od II semestru, zajęcia dla studentów I roku pedagogiki – na początku – oczywiście – z pedagogiki społecznej: wykłady  i ćwiczenia.

 

 

Moje praca wykładowcy w Wyższej Szkole Informatyki

 

I dzięki takim okolicznościom od lutego 2000 roku datuje się mój powrót do roli dydaktyka w szkole wyższej. Zaczęło się od tego, że raz na kilka tygodni, jeździłem do Opatówka w soboty i w niedziele. W kolejnych latach zajęć przybywało – już nie tylko pedagogika społeczna była moim przedmiotem, ale także – na powołanym kierunkach „Pedagogika  opiekuńcza” oraz „Praca socjalna” – takie przedmioty jak: „Metodyka pracy opiekuńczo-wychowawczej”, „Prawne podstawy pracy opiekuńczo-wychowawczej”, „Prawne podstawy pracy socjalnej”. Były jeszcze i inne, ale po latach ich nazwy zatarły się w mojej pamięci. Tym bardziej, że po roku od uruchomienia tych studiów w Opatówku otwarto także kierunki pedagogiczne w głównej siedzibie WSInf w Łodzi. A po kolejnym roku w łódzkiej siedzibie WSInf otwarto także studia stacjonarne na wydziale pedagogicznym.

 

Doszło do takiej sytuacji, że nie miałem żadnego wolnego weekendu, gdyż co dwa tygodnie jechałem na sobotę i niedzielę do Opatówka, a w „przemienne” soboty i/lub niedziele miałem zajęcia w Łodzi. Do tego przynajmniej jednego popołudnia w dni robocze miałem wykłady i ćwiczenia na studiach stacjonarnych w Łodzi.

 

Podczas weekendowych pobytów w Opatówku, gdzie zajęcia odbywały się w miejscowym Zespole Szkół Ogrodniczych, który miał obok budynku dydaktycznego także budynek internatu, wykładowcy, którzy mieli zaplanowane zajęcia na sobotę i niedzielę, nocowali  w pokojach tegoż internatu. Po sobotnich zajęciach stało się zwyczajem, że na kolację chodziliśmy do pobliskiego motelu „Czarnuszka”, gdzie zespół przyjezdnych dydaktyków – z bardzo odległych dyscyplin – integrował się.

 

I  o jeszcze jednej, tym razem nie dydaktycznej, a w pewnym sensie opiekuńczo-wychowawczej funkcji, jaką mi właścicielka szkoły – Aniela Bednarek – powierzyła muszę opowiedzieć. Dokładnie nie pamiętam, ale zapewne było to w trzecim roku mojej tam pracy, kiedy zostałem mianowany Pełnomocnikiem Kanclerza WSInf do spraw studenckich. W dniach mojego pobytu w Opatówku oraz w określonym dniu tygodnia w siedzibie Szkoły w Łodzi miałem dyżur, podczas którego przyjmowałem studentów w sprawach próśb o odroczenie opłat czesnego – zazwyczaj z ważnych powodów rodzinnych lub losowych.  Także w tym czasie rozpatrywałem skargi i odwołania, które przekazywały mi dziekanaty – w Opatówku i w siedzibie Szkoły przy Rzgowskiej.

 

Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, jeśli powiem, że w przytłaczającej większości rozpatrywanych przeze mnie podań przychylałem się do prośby i podejmowałem decyzję o odroczeniu wpłaty, a nierzadko także o umorzeniu części miesięcznych rat.

 

Jako że moja decyzja, jako pełnomocnika Kanclerza WSIinf, była ostateczna – oficjalnie nikt nie mógł jej podważyć. Jednak informacje o finansowych skutkach moich decyzji docierały do pani Bednarek, przeto nie byłem zaskoczony, kiedy po roku funkcja pełnomocnika ds. studenckich została zlikwidowana i od tej pory decyzje te podejmowała osobiście pani kanclerz…

 

Lata mijały, z każdym kolejnym rokiem spadała liczba studentów na kierunkach pedagogicznych, malała liczba godzin dydaktycznych, co skutkowało ograniczeniem oferty dydaktycznej dla osób, które nie były zatrudnione w uczelni na etatach. Tracili na tym tacy „wolni strzelcy” jak ja. Skutkiem tego procesu była coraz mniejsza oferta kierowana pod moim adresem, a w konsekwencji jej brak.

 

Ostatnie zajęcia dla studentów pedagogiki na Rzgowskiej w Łodzi poprowadziłem 4 czerwca 2009 roku. Trochę dłużej wygaszanie tego kierunku trwało w oddziale zamiejscowym w Opatówku –  ostatni raz byłem tam w roli wykładowcy  5 lutego 2011 toku – aby wpisać studentom do indeksu oceny z ostatnich dwu prowadzonych tam przeze mnie przedmiotów: „Prawne podstawy pracy opiekuńczej” i „Prawne podstawy pracy socjalnej”.

 

 

Moje praca wykładowcy w Wyższej Szkole Pedagogicznej

 

Ale – jak już wiecie – od roku akademickiego 2002/2003 powstała Wyższa Szkoła Pedagogiczna, której właścicielką była Małgorzata Cyperling (poprzednio właścicielka działającego w ZSB nr 2 przy ul. Kopcińskiego Centrum Szkoleniowo-Promocyjnego „EDUKACJA”), a jej pierwszą siedzibą był budynek  po zlikwidowanych warsztatach szkolnych przy ul. Pomorskiej. Nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że i ta uczelnia zaproponowała mi poprowadzenie wykładów i ćwiczeń – tradycyjnie – najpierw z pedagogiki społecznej – bo ten przedmiot na kierunkach pedagogicznych zawsze jest na drugim semestrze pierwszego roku studiów.

 

Jednak sytuacja zaczęła się radykalnie zmieniać, kiedy po roku WSP przeniosła swoją siedzibę do budynków po dawnych warsztatach szkolnych Technikum Włókienniczego przy ul. Żeromskiego i kiedy rektorem szkoły został… profesor Bogusław Śliwerski. Z roku na rok wzrastała liczba powierzanych mi do prowadzenia przedmiotów – wykładów i/lub ćwiczeń na studiach tak zaocznych jak i stacjonarnych. Zostałem także wykładowcą, a jednego roku także kierownikiem, podyplomowych studiów organizacji i zarządzania oświatą.

 

Gdy w roku akademickim 2008/2009 uczelnia pobiła swój rekord w rekrutacji na I rok studiów – zapisało się  ok. 1000 studentów, z tego ponad 800 na studia zaoczne – naprawdę miałem dużo roboty. Wykłady dla studentów niestacjonarnych nie mogły już odbywać się w żadnej z auli przy Żeromskiego – w tym celu wynajęto aulę Sołtana na Politechnice Łódzkiej. Poza wykładami i ćwiczeniami, prowadzonymi z kilku przedmiotów – w obu trybach studiów – zostałem jeszcze kierownikiem specjalności „pedagogika opiekuńcza”.

 

Jednak i ta uczelnia zaczęła odczuwać  ujawniające się z każdym kolejnym rokiem powszechne zjawisko drastycznego spadku kandydatów na studia w szkolnictwie niepaństwowym, które było oczywistym skutkiem coraz mniej licznych roczników kończących szkoły  średnie, a także wyczerpaniem się „zasobów” osób aspirujących do wyższego wykształcenia, którzy w minionych latach nie mieli szansy ich realizacji w systemie uczelni państwowych.

 

Konsekwencją tego procesu była coraz mniejsza liczba studentów na kolejnych latach, a co za tym idzie –  mniejsze zapotrzebowanie na zajęcia dydaktyczne. Pierwszymi, którzy tracili na tym były osoby na umowach o dzieło – godziny musiały być dla etatowych doktorów i profesorów.

 

Ostatnie zajęcia na WSP,  a był to test wiadomości – także  z pedagogiki społecznej –  dla studentów I roku, odbyłem 2 lutego 2011 roku. I tak – tym razem definitywnie – zakończyłem mój drugi – tym razem jedenastoletni – okres aktywności w roli nauczyciela szkoły wyższej.

 

 

Co jeszcze należy do obowiązków prowadzącego zajęcia dydaktyczne, oprócz ich prowadzenia

 

Czytaj dalej »



Marcin Stiburski zamieścił dzisiaj (24 czerwca 2022 r.) na fanpage Szkoła Minimalna  plakacik i taki tekst:

 

 

 

Wady oceny w szkołach i jej późniejszego wpływu na rekrutację:

 

1) różna waga procentowa oceny arbitralnie przyjęta dzięki zapisom w różnych statutach. (Art. 44b u.10 ustawa o systemie oświaty)

 

2) ocenę wystawiają różni nauczyciele dzięki indywidualnemu, subiektywnemu rozpoznawaniu ucznia (Art. 44b u.3 ustawa o systemie oświaty)

 

3) nauczyciele wystawiają oceny dzięki indywidualnym sposobom sprawdzania osiągnięć ucznia (Art. 44b u.8 p.2 ustawa o systemie oświaty).

 

4) ocenia bieżąca wyrażona w jednowymiarowej liczbie, nie ma cech opisanych w ustawie. (Art. 44b u.5)

 

5) powszechnie stosowana średnia ocen z definicji neguje wartość postępu, o którym mamy informować. (Art. 44b u.5)

 

6) ustawa definiuje jeden rodzaj oceny bieżącej i nie różnicuje jej. Jednak mimo to, powszechne w szkołach są różne wagi dla różnych ocen bieżących. (Art. 44e u.1 p.1)

 

 

Ocena bieżąca ustalona różnymi sposobami, przez różnych nauczycieli, dzięki różnemu rozpoznawaniu, w sposób arbitralny, na postawie postanowień różnych statutów szkół, wpływa na ustalenie oceny końcowej.

 

 

I na koniec ósmej klasy te „sprawiedliwe” oceny decydują o rekrutacji do szkoły średniej w wymiarze 79 punktów na 200.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com

 



Tak  się zadziało,  że – w zupełnie niezamierzony sposób –  ostatnią w tym roku szkolnym  poranną lekturą  jaką proponujemy dzisiaj naszym czytelniczkom i czytelnikom jest – jak zwykle obszerny – tekst Roberta Raczyńskiego, wypatrzony przez nas już w środę 22 czerwca 2022 roku na jego blogu „Eduopicon”.

 

Foto: www.pl.freepik.com

 

 

Pozornie jest to o tym dlaczego dziewczynki nie chcą ćwiczyć na WF-ie. Ale nie dajcie się zwieść pozorom – autorowi chodzi tam o o wiele bardziej generalne problemy szkolnej edukacji. Przeczytajcie  sami – najpierw zamieszczone poniżej fragmenty, ale w wolniejszej chwili cały tekst:

 

 

Co ma piernik do patriarchatu?” 

 

W szeroko rozumianej publicystyce zajmującej się problematyką oświaty wciąż pokutuje wyobrażenie szkoły jako podmiotu niejako zewnętrznego w stosunku do reszty społeczeństwa, posiadającego gotowe recepty i narzędzia, których jednak, z niewiadomych względów, nie chce używać. Tak więc, mimo szeregu trafnych spostrzeżeń, znów otrzymujemy tekst sugerujący, że gdyby tylko ludzkie społeczeństwo było inne niż jest, nauczyciele bardziej świadomi i empatyczni, a szkoła i sport mniej patriarchalne, życie byłoby piękniejsze, a sale gimnastyczne pękałyby w szwach od przepełnionych miłością do kultury fizycznej dziewcząt. Co więcej, Autorka zapowiada kolejne dwa teksty, z których będziemy mogli dowiedzieć się, że dopiero co zarysowany problem w sumie problemem nie jest i że nauczyciel’ka (tym razem WF-u) potrafi i jeszcze może. Z pewnością wszyscy, którzy je przeczytają, zostaną pokrzepieni faktem, że garstka niewypalonych jeszcze entuzjastów uprawia swój zawód w kontrze do otaczających ją realiów, ustaleń swojego własnego ministerstwa, a czasami także zdrowego rozsądku, ocenia nie oceniając, przeprowadza zawody bez konkurencji, ma zawsze przy sobie paczkę podpasek i dobrze się zastanowi, zanim zaproponuje jakąś aktywność, bo nigdy nie wiadomo, czy ona nie jest przez przypadek zbyt patriarchalna.

 

Takie myślenie to właśnie wynik dominującej dziś chęci przemianowania i „zreformowania” szybkim, politycznie poprawnym dekretem zjawisk i procesów ewoluujących w kulturze od setek tysięcy lat. To po prostu nie zadziała systemowo, ale piewcy w ten sposób „wprowadzanych” zmian zdają się tego mankamentu nie zauważać, a co gorsze, są przekonani, że jeśli zdarza im się w tej czy innej sprawie mieć rację, to owa „racja” jest już wystarczającym powodem, by pożądana zmiana się dokonała.

 

Niestety, rewolucje udane i niepożerające swych dzieci są raczej absolutnym wyjątkiem w dziejach ludzkości, co współcześnie, w czasach sprzyjających nie akumulacji jakiejkolwiek wiedzy, a dominacji stwierdzeń zastępujących fakty jest jeszcze trudniej uświadamiane niż w wiekach uznawanych za prymitywne. Dużo łatwiej za niefajną rzeczywistość obwiniać męski szowinizm, zbędną konkurencję, niedostatek miękkich kompetencji i przeciętność nauczycieli niż zmierzyć się z faktem, że niestety istnieją w szkole kwestie tak czy inaczej nierozwiązywalne. Wbrew potocznym wyobrażeniom, owa nierozwiązywalność nie wynika jednak z braku woli, pomysłów czy narzędzi, ale ze sprzeczności dążeń i założeń. Nie daje się ciastka zjeść i nadal je mieć, a do tego najczęściej sprowadzają się stare, szkolne dylematy pożenione z nowym paradygmatem. Taki realizm jest jednak w szkole nie do pomyślenia od wielu już lat. […]

 

Od świadomości i empatii nauczycieli nie zależy również infrastruktura szkoły. Tu nie pomoże biadolenie o patriarchacie i braku wrażliwości na traumę noszenia takiego czy innego kostiumu. Tutaj potrzebne są ogromne środki, których brakuje na dużo bardziej naglące potrzeby niż neutralizacja zapachu snującego się z męskiej (damskiej też) szatni. Potrzeba na przykład pieniędzy na kolejne podręczniki do nowych przedmiotów, mających wyprostować ideologiczny i moralny kręgosłup młodych pokoleń – ich własne kręgosłupy są przy tym ceną, której żaden minister nie waha się zapłacić. Zapewnienie odpowiednio długiej przerwy pozwalającej na higienę i wypoczynek wydaje się przy tym błahostką – w końcu jest jedynie kwestią organizacyjną, leżącą całkowicie(?) w gestii szkoły. Jeśli jednak zdrowa większość narodu upiera się przy urnach wyborczych, że potrzebne jej są dwie godziny religii w tygodniu, kilka przedmiotów-michałków, by mieć dowód, że szkoła „przygotowuje do życia”, a rodzicom nigdy nie dość zajęć dodatkowych, warsztatów, kółek i zajęć wyrównawczych, wkrótce trzeba będzie w szkołach, oprócz łazienek, wyposażyć także sypialnie. I jeszcze ci bezczelni wuefiści i inni baby-sitterzy domagają się podwyżek. Skąd na to wszystko brać? A przecież trzeba jeszcze wyasygnować jakieś kwoty na propagowanie cnót niewieścich, które z jakimkolwiek WF-em stoją w jawnym konflikcie. Problem wydaje się więc pozorny – dziewczynki można z zajęć wychowania fizycznego zwolnić albo WF w ogóle ze szkół wyrzucić. Ewentualnie zostawić dla chętnych, którym własny zapach nie przeszkadza. A najlepiej ograniczyć do klas mundurowych, bo to przecież nie wypada, by przyszli obrońcy ojczyzny przewrotu w przód nie umieli zrobić. I jak się którejś do równouprawnienia spieszy, to ani koedukacyjna szatnia ani smród przepoconych gaci nie powinien jej przeszkadzać, niech się przyzwyczaja. […]

 

To oczywiście nie jedyna patologia płynąca z zastąpienia dobrowolności nauki jej prawnie usankcjonowanym obowiązkiem, który oczywiście wymaga narzędzi egzekucji. Nakłanianie do rywalizacji ludzi jej niechętnych byłoby zjawiskiem marginalnym, gdyby nie obowiązek oceniania, nałożony na nauczycieli ustawą. Gdyby nie to, upokarzające porównywanie klasowego niezdary, który już w przedszkolu miał kłopot z rzucaniem woreczkiem z grochem i którego mamusia całe jego życie pilnowała, żeby się przypadkiem nie spocił, z wyrośniętym kapitanem szkolnej drużyny lekkoatletycznej nie byłoby tak powszechne. Podobnie, bohaterki tekstu Marii Hawranek, które nie są w stanie złapać podawanej im piłki, nie musiałyby udowadniać, że są zdolne przebić ją na drugą stronę siatki tak, jak te ich koleżanki, które czerpią z tego satysfakcję. Ocenianie szkolne ma szereg wad, ale zmuszanie nauczycieli WF-u do stosowania tej samej skali do oceniania zupełnie niekompatybilnych możliwości uczniów o bardzo zróżnicowanych uwarunkowaniach psychofizycznych jest już idiotyzmem porównywalnym jedynie z klasyfikacją ich religijności, słuchu muzycznego i zmysłu plastycznego. Mająca ten idiotyzm rekompensować tzw. dywersyfikacja poziomu nauczania jest równie upokarzającą ściemą – które dziecko choć przez chwilę weźmie na poważnie sugestię, że piątka za dobiegnięcie do mety o własnych siłach jest równa piątce za mistrzostwo w międzyszkolnych rozgrywkach?

 

Czytaj dalej »



Źródło: www. tvn24.pl

 

 

Na portalu  na:Temat  zamieszczono wczoraj (22 czerwca 2022 r.) materiał zatytułowanyZachwalany przez Czarnka podręcznik do HiT-u odebrał negatywną opinię. Chodzi o język ‘dzieła’”. Oto jego – zawierający najistotniejsze informacje – fragment:

 

 

[…]  – Będzie to znakomity podręcznik —  zapewniał jeszcze kilka dni temu minister edukacji Przemysław Czarnek, mówiąc o książce do historii i teraźniejszości, nowego szkolnego przedmiotu. Podręcznik uzyskał jednak negatywną opinię językową i jego dopuszczenie do użytku w szkołach stoi pod znakiem zapytania.

 

Dlaczego „opinia językowa” jest tak kluczowa? Ponieważ, żeby dopuścić podręcznik w formie papierowej do użytku w szkołach, musi on uzyskać trzy pozytywne opinie rzeczoznawców – dwie merytoryczno-dydaktyczne i jedną językową. Rzeczywiście podręcznik do HiT-u na początku czerwca dostał jedną pozytywną opinię merytoryczno-dydaktyczną. Druga była warunkowa, po wprowadzeniu poprawek zamieniona ją również na pozytywną.

 

Na stronie Ministerstwa Edukacji i Nauki możemy się jednak dowiedzieć, że podręcznik dostał negatywną ocenę w zakresie językowym. Opinia ta wpłynęła 17 czerwca. Książka do HiT-u czeka więc teraz na opinię dodatkową. Minister edukacji zawnioskował o nią 21 czerwca, rzeczoznawca ma 30 dni na jej wydanie.

To bardzo mało, biorąc pod uwagę fakt, że przedmiot miał obowiązywać w szkole od 1 września. A do MEiN, jak zapewniał Czarnek, wpłynął tylko jeden wniosek od wydawnictwa z propozycją podręcznika i tylko ta jedna książka przechodzi procedury dopuszczenia jej do używania w szkołach. […]

 

 

 

Cały tekst „Zachwalany przez Czarnka podręcznik do HiT-u odebrał negatywną opinię. Chodzi o język ‘dzieła’”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.natemat.pl

 

 

 

Inne materiały na ten sam temat   –  TUTAJ