Nie wiem który to już raz dochodzę do wniosku, że nasze życie jest jednym, niekończącym się łańcuszkiem skutków przypadkowych zdarzeń. Skąd ten, wszak banalny, wniosek?

 

Bo temat dzisiejszego felietonu jest tego kolejnym dowodem. A wszystko zaczęło się od tego, że w piątek wróciłem z wieczornego spaceru z moją dziesięcioletnią goldenką Sendi prędzej niż zazwyczaj i dlatego włączyłem telewizor na kilkanaście minut przed godziną dwudziestą. Oglądam o tej porze TVN24, więc „załapałem się” jeszcze na końcówkę programu Fakty po Faktach. I mogłem jeszcze zobaczyć ostatnie fragmenty rozmowy o (nie) przygotowaniu MEN do rozpoczęcia nowego roku szkolnego, na który to temat wypowiadało się dwoje dyrektorów szkół podstawowych: Danuta Kozakiewicz ze Szkoły Podstawowej nr 103 im. Bohaterów Warszawy 1939 – 1945 w Warszawie oraz dr hab. Tomasz Huk ze Szkoły Podstawowej nr 11 z Oddziałami Integracyjnymi im. T. Kościuszki w Katowicach.

 

Wtedy zainteresowała mnie wypowiedź pani dyrektor Kozakiewicz, która – jak się wkrótce dowiedziałem – posłużyła redaktorom, zamieszczającym materiał z tej audycji na portalu TVN24, do jego zatytułowania: „Odpowiedzialność za zdrowie to nie jest odpowiedzialność historyka z przygotowaniem do zarządzania oświatą”.

 

A odpowiadała ona na pytanie o to na czym powinna polegać współpraca dyrektora szkoły ze służbami sanitarnymi. Powiedziała, że przepisy powinny być bardzo konkretnie sprecyzowane. Oto zapis dalszej części jej wypowiedzi:

 

Czy to znaczy, że ja podaję informacje do inspektora sanitarnego, że mam tyle osób chorych, a on podejmuje decyzje, czy też będzie to wyglądać inaczej? – pytała. – Chciałabym, żeby ta decyzja była podejmowana w sposób, który zabezpiecza moje dzieci, czyli że jeżeli w otoczeniu szkoły już są zachorowania, stwierdzone jest zagrożenie, wtedy zamykam szkołę, aby w szkole nie doszło do tragedii. Odpowiedzialność za zdrowie to nie jest odpowiedzialność historyka z przygotowaniem do zarządzania oświatą.”

 

Musiałem na chwilę odejść od telewizora i nie słyszałem dalszej części tej wypowiedzi. Idąc do kuchni po herbatę i kolacyjne kanapki pomyślałem, że to pewnie była aluzja do naszego ministra….

 

O tym, że się myliłem dowiedziałem się dopiero później, gdy pragnąc poznać przebieg całego programu odnalazłem jego zapis na stronie TVN24. Przeczytałem wtedy, że pani dyrektor mówiła o sobie:

 

Ja jestem z wykształcenia historykiem. Mogę decydować o sprawach dotyczących nauczania tego przedmiotu, o sprawach dotyczących zarządzania szkołą w normalnej sytuacji. Mogę też decydować o sprawach psychologiczno-pedagogicznych. Sprawy medyczne, związane z wirusologią, to naprawdę nie ja.”

 

Wszystkich, którzy piątkowych Faktów po Faktach nie oglądali odsyłam do ich zapisu na stronę TVN24.

 

A ja powracam do uzasadnienia roli przypadku w naszym życiu. Otóż poszukując wyjaśnienia kontekstu wypowiedzi pani dyrektor Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie zwróciłem uwagę na, przeoczone w trakcie fragmentarycznego oglądania tego programu, dwa skróty przed personaliami drugiego rozmówcy – dyrektora katowickiej podstawówki Tomasza Huka: dr hab

 

Natychmiast rozpocząłem pogłębione poszukiwania w internetowej skarbnicy informacji wszelakich. I tak dowiedziałem się, że widziałem i słuchałem człowieka, który ucieleśnia mój z dawna oczekiwany, żeby nie powiedzieć wymarzony, ideał: pedagoga, który łączy w sobie praktyczne doświadczenie roli nauczyciela i dyrektora szkoły z pracą naukową i rolą nauczyciela akademickiego! Szukając dalej dowiedziałem się jeszcze, że te dwa pola aktywności nie przeszkadzają mu w działalności społecznej i pełnieniu ważnych funkcji w Związku Harcerstwa Polskiego.

 

Nie mogę się powstrzymać przed zaprezentowaniem tego, czego o harcmistrzu, doktorze habilitowanym, dyrektorze Tomaszu Huku dowiedziałem się:

 

Nie znalazłem nigdzie daty urodzenia, ale wnioskując z faktu, że studia pedagogiczne na Uniwersytecie Śląskim ukończył w roku 2003 mogę założyć, iż w piątek słuchałem czterdziestolatka. Nie udało mi się także ustalić jego nauczycielskiej drogi zawodowej, która zwieńczona została w roku 2018 roku objęciem stanowiska dyrektora szkoły.

 

Za to o wiele więcej mogłem dowiedzieć się o ścieżce rozwoju naukowego – na starcie magistra pedagogiki – Tomasza Huka:

 

Zaledwie po 5-u latach od ukończenia studiów – w roku 2008 – obronił on pracę doktorską i uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych. Nie znalałazem nigdzie informacji o tytule tej rozprawy, ale zakładam, że opublikowany po trzech latach, w pracy zbiorowej „Pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna w sytuacji zmiany społecznej, kulturowej i oświatowej” (na stronach 198 – 2014), artykuł „Charakterystyka sytuacji dydaktycznej podczas zajęć komputerowych w edukacji wczesnoszkolnej” jest oparty na tamtej pracy.

 

Dyrektor doktor Tomasz Huk po – także niewielu, bo po 12 latach – 17 kwietnia 2020 roku, decyzją Rady Naukowej Instytutu Pedagogiki Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach stał się posiadaczem stopnia doktora habilitowanego w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie pedagogika.

 

Rada podjęła tę decyzję na podstawie pozytywnej oceny całego dorobku i aktywności naukowej habilitanta, a także z uwzględnieniem pozytywnie ocenionej monografii „Uczniowskie korzyści z funkcjonowania w rzeczywistości szkolnej pogranicza między światami mediów online i offline”. [Więcej o przewodzie habilitacyjnym, w tym recenzje – TUTAJ]

 

Nie mogę w tych wypiskach z biogramu bohatera mojego dzisiejszego felietonu pominąć jego drugiej, równoległej, działalności zawodowej. Otóż będąc nauczycielem w szkole podstawowej pracował na stanowisku adiunkta w Katedrze Pedagogiki Wczesnoszkolnej i Pedagogiki Mediów Instytutu Pedagogiki na Wydziale Pedagogiki        i Psychologii UŚ. Nie przeszkodził mu w tym nawet awans na stanowisko dyrektora szkoły.

 

Ale pan dyrektor dr habilitowany nie ogranicza się do tych dwu pól aktywności. Już w roku 2008 został rzeczoznawcą ds. podręczników w MEN, a w 2018r. – członkiem Zespołu Metodologii Badań Pedagogicznych przy Komitecie Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk.

 

Jednak nie był bym sobą, gdybym pominął jeszcze jeden wątek biograficzny dyrektora doktora Tomasza Huka.  I tak, dzięki Googl’owi, dowiedziałem się przeszukując zasoby Internetu, że jest on także instruktorem Związku Harcerstwa Polskiego – aktualnie w (najwyższym w tej organizacji) stopniu harcmistrza. Jego macierzystą jednostką jest Hufiec Katowicki, ale aktualnie funkcjonuje w strukturach Komendy Chorągwi Śląskiej ZHP, gdzie jest członkiem Rady Chorągwi, członkiem Komisji Stopni Instruktorskich oraz Dyrektorem Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli i Instruktorów przy tej Chorągwi ZHP.

 

Jest także zastępcą kierowniczki Harcerskiego Instytutu Badawczego Głównej Kwatery ZHP [Źródło:www.hip.zhp.pl]

 

Większość przytaczanych faktów z biografii dr. Tomasza Huka – źródło TUTAJ

 

Tyle informacji chyba wystarczy, abym mógł sformułować tezę, że (przypadkowo) odkryłem, być może tylko jednostkowy, dowód, iż zaczął się proces integracji trzech światów edukacji: polityki edukacyjnj, nauki o edukacji i praktyki edukacyjnej, o których to na przełomie 2009 i 2010 roku tak krytycznie pisałem w „Gazecie Szkolnej”.*

 

Powróciłem do tego tematu już na stronie „Obserwatorium Edukacji” w felietonie nr 62. „O tym, że nihil novi w naszych edukacyjnych światach”.

 

Oto fragmenty tego tekstu:

 

Gdy tak siedzę w to niedzielne popołudnie nad klawiaturą mojego laptopa i rozmyślam nad naszym edukacyjnym podwórkiem, to, nie po raz pierwszy, mam odczucie, że istnieje ono – to podwórko, żeby nie powiedzieć „świat edukacji” – w prawie nie mających ze sobą kontaktu trzech obszarach: tym kreowanym przez polityków, tym, który jawi się z wypowiedzi – rzadziej badań – naukowców i tym funkcjonującym na co dzień w szkolnym realu. Nie po raz pierwszy, gdyż na przełomie 2009 i 2010 roku dałem temu wyraz w opublikowanej w „Gazecie Szkolnej” trylogii „Trzy światy edukacji”. Były to trzy obszerne artykuły, z których pierwszy, zatytułowany „Świat polityki edukacyjnej” ukazał się w „GSz” Nr 50/2009. Oto fragment swoistej introdukcji tego „tryptyku”:

 

Czy świat, jaki jest – da się opisać? Czy warto opisywać świat, który, zda się, wszyscy na co dzień oglądają? […] Jednak zdecydowałem się podjąć to ryzyko, choć już na starcie zdaję sobie sprawę, że wielu czytelników będzie miało na ten temat inne niż ja zdanie. […] Będzie to więc panorama polskiej edukacji mijającego roku, widziana moimi oczyma, lecz ukazana w trzech różnych perspektywach, a może raczej będą to „trzy światy edukacji”, istniejące równolegle, często się przenikające, ale jakże często, niestety, funkcjonujące nieomal w całkowitej od siebie izolacji. Te trzy światy, to: świat polityki edukacyjnej – czyli sejmowe, rządowe i ministerialne owoce pracy tych organów, czyli akty prawa oświatowego z politycznym kontekstem ich tworzenia, świat nauki o edukacji – czyli czym zajmują się nasi polscy uczeni-pedagodzy i czy to ma jakiś związek z rzeczywistością oświatowa i pomysłami polityków oraz świat trzeci czyli świat praktyki edukacyjnej – a więc o tym czym naprawdę żyją na co dzień polskie szkoły.   [Źródło:www.obserwatoriumedukacji.pl]

 

 

Ponownie moja niezniszczalna nadzieja na doczekanie czasów, w których uczeni pedagodzy będą jednocześnie praktykującymi ten zawód, albo nauczyciele i wychowawcy-praktycy staną się jednocześnie naukowcami-badaczami procesów edukacyjnych dała o sobie znać w felietonie nr 246. Kogo jestem gotów uznać za naukowy autorytet w pedagogice. Był to tekst, który powstał w reakcji na post prof. Bogusława Śliwerskiego (zamieszczony na jego blogu „PEDAGOG”), w którym informował on o wydanej właśnie rozprawie „Paradygmaty dydaktyki. Myśleć teorią o praktyce”, autorstwa prof. dr hab. Doroty Klaus-Stańskiej. Już wiele lat wcześniej wiedziałem, że ta uczona, przez wiele lat związana z Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim, pracująca aktualnie w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego, gdzie kieruje Zakładem Badań nad Dzieciństwem i Szkołą – w latach w 1994 – 2002 była dyrektorką Autorskiej Szkoły Podstawowej „Żak” w Olsztynie.

 

Tak w tym felietonie ową informację o wydaniu pracy prof. Klaus-Stańskiej skomentowałem:

 

Nie ukrywam, że bardzo ucieszyła mnie wiadomość o tej publikacji – wydanej przez PWN nie przypadkowo, bo wszak jest to praca naukowa, której autorką jest nie tylko wysokiej klasy naukowcem (teoretykiem), ale przede wszystkim osobą, która to co dziś bada i o czym pisze, wcześniej praktykowała, doświadczała dzień po dniu wszystkich realiów szkoły, rzekłbym „organoleptycznie” poznawała warsztat pracy nauczyciela.

 

Felieton zakończyłem słowami:

 

To dobrze, że coraz częściej naukę pedagogiki tworzą byli (a zdarza się, że jednocześnie) nauczyciele i wychowawcy praktycy. „Za moich czasów” były to naprawdę wyjątki – np. zmarła niedawno prof. Maria Dudzikowa. Ciągle jednak na szczytach tej sformalizowanej piramidy pedagogicznych autorytetów stoją ludzie, którzy rzeczywistość szkolną znają ze swych praktyk studenckich, albo… albo, podobnie jak min. Handke, który przyznał, że o szkole wiedział od swojej siostry nauczycielki, bazują na tym, co dowiedzieli się od żony!. Albo swoich dzieci.

 

Po co to wszystko przypomniałem? Aby wzmocnić moją (ale także i Waszą – Drogie Czytelniczki i Drodzy Czytelnicy) wiarę, że jednak coś „w temacie” drgnęło, że coraz częściej można obserwować dowody na proces osmozy, zachodzący między światem nauki o edukacji a światem praktyki edukacyjnej.

 

I że tak bardzo cieszę się ze zdobycia informacji o doktorze habilitowanym, adiunkcie na UŚ, dyrektorze SP nr 11 w Katowicach, harcmistrzu Tomaszu Huku!

 

A nic bym o nim nie wiedział, gdybym jak zwykle wrócił ze spaceru kilka minut później…

 

Kłania się niezapomniany film Kieślowskiego „Przypadek”…

 

 

*Treści wszystkich trzech artykułów drukowanych w tygodniku „Gazeta Szkolna” stanowią – jako pliki pdf – załączniki w Felietonie nr 62. „O tym, że nihil novi w naszych edukacyjnych swiatach” – TUTAJ

 

 

 

Wodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź