Wczoraj na swym blogu PEDAGOG prof. Bogusław Śliwerski zamieścił post, którego tytuł wzbudził moje zainteresowanie: Ministerstwu Edukacji nie jest potrzebna naukowa wiedza o (zdalnej) edukacji”. W trakcie lektury zwróciłem szczególną uwagę na trzy akapity, które dla wygody czytelników przytoczę:

 

[…] Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zamówiło badań naukowych na temat sytuacji dzieci, młodzieży, nauczycieli i rodziców w okresie zamknięcia szkół. Po co, prawda? Przecież ministrowi D. Piontkowskiemu oraz jego zastępcom nie jest potrzebna wiedza naukowa na temat tego, co dzieje się ze zdalną edukacją. On ma „swoich” kuratorów, którzy pozamykani w gabinetach wiedzą tyle, ile wymuszą od dyrektorów szkół. […]

 

W uczelniach prowadzi się mnóstwo lokalnych diagnoz w ramach przygotowywanych przez studentów prac dyplomowych (licencjackich, magisterskich). Powstają rozprawy doktorskie i habilitacyjne, w których autorzy dokonują analizy stanu najnowszej wiedzy o edukacji oraz przedstawiają wyniki swoich badań.


W MEN nikogo to nie obchodzi, nikt się tym nie interesuje, z jednym może wyjątkiem. Kiedy trzeba znaleźć poplecznika deformy oświatowej, to szuka się go wśród młodszych lub starszych naukowców. […]

 

Bardzo mnie to zaintrygowało, gdyż od dawna interesują mnie wzajemne relacje trzech światów edukacji: polityki edukacyjnej, nauki o edukacji i praktyki edukacyjnej. Wszystko zaczęło się jeszcze na przełomie lat 2009/2010, kiedy to pisywałem do tygodnika „Gazeta Szkolna”, w którym opublikowano mój tryptyk edukacyjny „Trzy światy edukacji”. Był to cykl trzech obszernych artykułów, noszących takie oto tytuły (zainteresowani mogą się z nim zapoznać w wersji pliku PDF) :

 

Trzy światy edukacji. Świat polityki edukacyjnej” – TUTAJ

 

„Trzy światy edukacji. Nauka o edukacji” –  TUTAJ

 

Trzy światy edukacji. Praktyka edukacyjna” – TUTAJ

 

 

Oto fragment swoistej introdukcji do tego „tryptyku”:

 

Będzie to więc panorama polskiej edukacji mijającego roku, widziana moimi oczyma, lecz ukazana w trzech różnych perspektywach, a może raczej będą to „trzy światy edukacji”, istniejące równolegle, często się przenikające, ale jakże często, niestety, funkcjonujące nieomal w całkowitej od siebie izolacji. Te trzy światy, to: świat polityki edukacyjnej – czyli sejmowe, rządowe i ministerialne „owoce” tych organów, czyli akty prawa oświatowego z politycznym kontekstem ich tworzenia, świat nauki o edukacji – czyli czym zajmują się nasi polscy uczeni-pedagodzy i czy to ma jakiś związek z rzeczywistością oświatową i pomysłami polityków oraz świat trzeci czyli świat praktyki edukacyjnej – a więc o tym czym naprawdę żyją na co dzień polskie szkoły. [Źródło:Trzy światy edukacji. Świat polityki edukacyjnej]

 

Wracałem do tych tematów także później, już w latach, kiedy redagowałem „Obserwatorium Edukacji” – w kilku zamieszczonych tu felietonach:

 

Felietonie nr 62. O tym, że nihil novi w naszych edukacyjnych światach

 

Felietonie nr 122. Czy neurodydaktyka to szamaństwo i czy tylko szkoła szkodzi na mózg

 

Temat ten (związku świata uczonych ze światem nauczycieli) podjąłąm także w Felietonie nr 272. Czy reformatorzy mogą liczyć na wskazówki od uczonych pedagogów? Po próbie rekonstrukcji programu konferencji naukowej „Szkoła i nauczyciel. Osiągnięcia – Dylematy – Perspektywy”, która odbyła się w zamku Joannitów w Łagowie Lubuskim w dniach 27-28 maja 2019 roku (na podstawie postów z bloga „Pedagog”), tak spuentowałem ten felieton:

 

Było tam według od lat przyjętych dla takich konferencji standardów: spotkało się utytułowane (lub aspirujące do tytułów) towarzystwo mniej lub bardziej dobrych znajomych, powiązane licznymi więziami zależności (kto komu co recenzował, lub chciał(a)by aby to zrobił(a) w przyszłości), każdy wygłosił to co na tę okazje spłodził, co słuchający nagrodzili oklaskami i zawiłymi kryptopanegirykami w ewentualnej paradyskusji. […]

 

A jaki to wszystko ma związek ze skrzeczącą oświatową rzeczywistością? Czy choćby w najmniejszym stopniu „dorobek” tej konferencji stanie się drogowskazem dla wymagającej natychmiastowej, w ratowniczym wręcz trybie podejmowanej, aktywności tych wszystkich, którzy mają jeszcze wolę i siły, aby dla dobra przyszłych pokoleń ratować w edukacji co jeszcze się da? To już patronów, organizatorów i uczestników owego eventu wyraźnie nie obchodziło.” [Źródło: www.obserwatoriumedukscji.pl]

 

Nie ukrywam, że jest to dla mnie problem bardzo osobisty. To właśnie z tego powodu – rozczarowania, jakie spotkalo mnie podczas ośmiu lat pracy w roli nauczyciela akademickiego, tzw. „młodego pracownika nauki” na UŁ – w 1982 roku podjąłem decyzję o rezygnacji z „kariery naukowca” w Katedrze Pedagogiki Społecznej, gdyż jako człowiek, który trafił do tej „firmy” ze świata praktyki (w 31. roku życia, odchodząc z funkcji wicedyrektora ds. domu dziecka w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym nr 2 w Łodzi) poznałem naocznie oderwanie tego środowiska od realiów życia w szkołach i innych placówkach oświatowo-wychowawczych.

 

Wracając do tekstu prof. Śliwerskiego, który uruchomił te moje reminiscencje, przywołam jeszcze raz jego twierdzenie, że „w uczelniach prowadzi się mnóstwo lokalnych diagnoz w ramach przygotowywanych przez studentów prac dyplomowych (licencjackich, magisterskich). Powstają rozprawy doktorskie i habilitacyjne, w których autorzy dokonują analizy stanu najnowszej wiedzy o edukacji oraz przedstawiają wyniki swoich badań”. Otóż mam w tej sprawie odmienny pogląd.

 

Po pierwsze: badania prowadzone przez studentów w ramach prac licencjackich i magisterskich, przy całym szacunku do promotorów, prawdopodobnie dbających o ich poziom metodologiczny, uważam, że mają one charakter przyczynkarski i w żadnym stopniu nie mogą stać się źródłem wiedzy przy podejmowaniu strategicznych decyzji w sprawach edukacji.

 

Po drugie: Z tymi rozprawami doktorskim (o habilitacjach nie będę się wypowiadał) to też jest nie tak. Już przed dziesięcioma laty wykazałem jak bardzo „wydumane” i odległe od edukacyjnej rzeczywistości były ówczesne tematy doktoratów. Dziś, tak „z marszu”, zajrzałem na stronę macierzystej uczelni prof. Śliwerskiego – Uniwerytetu Łódzkiego. Jest on tam od 2015 roku (po kilkuletniej przerwie),ponownie kierownikiem Katedry Teorii Wychowania na Wydziale Nauk o Wychowaniu. I oto co zobaczyłem – poniżej przykład jedynie ostatnich pozycji z zamieszczonego tam wykazu 103 tematów prac doktorskich:

 

 

[Screen ostatnich prac, obronionych w okresie od 17.11.2016 do 16.01.2020 roku]

 

 

Cały wykaz prac doktorskich obronionych na Wydziale Nauk o Wychowaniu od roku 1995 – TUTAJ

 

 

Analizując tematy prac z ostatnich 10-u lat znalazłem tylko jedną, której przedmiotem była współczesna szkoła: „Ocenianie wspierające w budowaniu jakości praktyki edukacyjnej szkoły”. Napisał ją pan mgr Michał Kowalewski pod kierunkiem prof. Jacka Piekarskiego w 2016 roku. Aktualnie jest on adiunktem w Zakładzie Teoretycznych Podstaw Wczesnej Edukacji w Katedrze Pedagogiki Wieku Dziecięcego WNoW UŁ. O jego pracy w charakterze nauczyciela w szkole nic mi nie wiadomo…

 

Osoby, które chciałyby sprawdzić jak to wygląda w wiodących (w obszarze nauk pedagogicznych) polskich uniwersytetach odsyłam do stron z podobnymi wykazami (aczkolwiek nie tak łatwo dostarczających interesujące nas informacje) – do Uniwersytetu Warszawskiego – TUTAJ, oraz Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – TUTAJ.

 

Zmierzając ku końcowi tego felietonu – nie potrafię spuentować go optymistycznie. Nadal nic się w „rozdziale nauki od szkolnictwa” nie zmieniło. Każdy sobie rzepkę skrobie: naukowcy (bo czy są tam jeszcze uczeni?) – żyją w swojej bańce teoretycznych wyobrażeń o szkołach, oraz praktycy-eduzmieniacze – dyrektorzy szkół i nauczyciele, ktorzy na własną rękę szukają inspiracji w nielicznych, wartościowych publikacjach naukowych, działając często intuicyjnie – nierzadko metodą prób i błędów – podejmują ryzyko zmieniania pruskiej szkoły w szkołę „trenującą” uczniów do startu w konkurencjach, w których przyjdzie im startować w nieprzewidywalnej przyszłości.

 

Nie wiem jak Wy, Czytelniczki i Czytelnicy, ale ja w pewnym momencie miałem wrażenie, że Profesora najbardziej smuci fakt, że MEN nie zamówiło badań naukowych na temat sytuacji dzieci, młodzieży, nauczycieli i rodziców w okresie zamknięcia szkół…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

P.s. Ciekawe, ale do niedzielnego popołudnia nie pojawił się żaden komentarz pod sobotnim postem Profesora …



Jedna odpowiedź to “Felieton nr 324. Votum separatum wobec tez o przydatności diagnoz uniwersyteckich”

  1. Felieton nr 388. Moje refleksje po środowym spotkaniu w "akademickim zaciszu" | Obserwatorium Edukacji napisał:



    […] Do tego problemu wracałem później jeszcze kilkakrotnie – ostatni raz w Felietonie nr 324. Votum separatum wobec tez o przydatności diagnoz uniwersyteckich. […]

Zostaw odpowiedź