Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Dzisiaj zamieszczamy dwa teksty, zaczerpnięte z fejsbukowego profilu Mikołaja Marceli. Oba są autopromocją jego publikacji: artykułu w „Polityce” i książki.

 

 

 

19 marca 2024

 

W szkole, w której dzieci nieruchomo siedzą codziennie po kilka godzin w ławce, nie mogąc nawet zabrać głosu bez pozwolenia nauczyciela lub nauczycielki.

 

W szkole, w której nierzadko łamane są prawa człowieka przez wprowadzanie zakazu wyjścia do toalet w trakcie lekcji (czego nie zmienia nawet sytuacja, w której uczennica dostaje okresu w trakcie zajęć).

 

W szkole, w której, jeśli już można z kimś porozmawiać, robi się to na pięciominutowej przerwie między błyskawicznym wyjściem do toalety (bo na lekcji nie można), zjedzeniem i napiciem się czegoś (bo na lekcji nie można), a także przypomnieniem sobie materiału na kolejną kartkówkę lub sprawdzian.

 

W szkolnej klasie, w której siedzimy przymusowo z osobami, z którymi bardzo często w ogóle się nie dogadujemy (co w konsekwencji może prowadzić do przemocy rówieśniczej, co podkreśla m.in. Peter Gray) i mamy zajęcia z pedagogami, którzy nierzadko (z jakiegoś powodu) za nami nie przepadają.

 

W szkole, w której jeśli czegoś nie rozumiemy lub nie jesteśmy w stanie się tego nauczyć, możemy usłyszeć, że do niczego się nie nadajemy lub naszą przyszłością jest „kopanie rowów”.

 

Podobno tylko w takiej szkole się socjalizujemy. Oczywiście w przeciwieństwie do edukacji domowej – wliczając w to różne szkoły i formy edukacji działające w jej ramach. Tak przynajmniej chcieliby to widzieć obrońcy tradycyjnego modelu szkoły, którzy drżą na myśl o jakichkolwiek zmianach.

 

A ja w moim najnowszym felietonie w Polityka piszę o tym, o czym piszę też w „Nie jesteś skazany na szkołę” – dopiero inne modele szkoły i formy, w jakich funkcjonuje edukacja domowa, mogą nam uświadomić jak może i powinna wyglądać socjalizacja w ramach systemu edukacji.

 

I dlatego może zamiast bronić dla zasady tradycyjnego modelu szkoły, lepiej zobaczyć na własne oczy, jak w ramach rozmaitych form edukacji alternatywnej młodzi ludzie nareszcie doświadczają sprawczości, autonomii i mogą brać odpowiedzialność za swoją życie i naukę?

 

 

 

 

21 marca 2024

 

 

10 KWIETNIA ukaże się mój pierwszy REPORTAŻ: „ZRÓBMY SOBIE SZKOŁĘ! O tych, którzy rozkręcają edukację po swojemu” O napisaniu tej książki myślałem od dawna i niezwykle się cieszę, że ukaże się ona w kwietniu nakładem Wydawnictwo W.A.B., natomiast już teraz trafiła do przedsprzedaży: https://bit.ly/zrobmy-sobie-szkole 

 

Czytaj dalej »



Jak zwykle w środę, także i wczoraj – 20 marca 2024r. – w „Akademickim Zaciszu” odbyło się kolejne  spotkanie, podczas którego jego Gospodarz – prof. Roman Leppert  w serii pytań zadawanych doktorowi Radosławowi Nawrockiemu – adiunktowi na Wydziale Pedagogiczno-Artystycznym w Kaliszu – Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, dążył do zgłębienia problemu demokracji w edukacji

 

Radosław Nawrocki – jest autorem książki „Kultura demokracji w szkole, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Wolters Kluwer.

 

Tradycyjnie, poniżej zamieszczamy link do nagrania owej ciekawej rozmowy:

 

 

Pytanie o demokrację w edukacji  –  TUTAJ

 

x          x          x

 

Przy okazji postanowiliśmy zaprezentować zdjęcie studia „Akademickiego Zacisza” – po remoncie, gdzie powstaje Wirtualny Uniwersytet Pedagogiczny, skąd płyną do nas rozmowy i dyskusje panelowe o edukacji.

 

 

Zdjęcie to zamieścił prof. Roman Leppert na swoim fejsbukowym profilu..

 



Oto najnowszy tekst Jarosława Pytlaka, zamieszczony we wtorek 19 marca 2024 roku na jego blogu „Wokół Szkoły”:

 

 

Polska szkoła – cytat i zagadka

 

„Powiedzmy sobie wprost, bo ma to wielkie znaczenie dla zrozumienia obecnej sytuacji, że w ciągu  dziesięcioleci zbudowaliśmy w Polsce system edukacji oparty na trzech zgniłych fundamentach: strachu, hipokryzji i ignorancji pedagogicznej.

 

W oświacie króluje strach. Boją się wszyscy. Dyrektorzy – odpowiedzialności za niedopełnienie obowiązków, co z racji mrowia przepisów jest raczej standardem niż zjawiskiem nadzwyczajnym. Oskarżenia o niekompetencję. Skarg, które mogą trafiać do kuratorium, organu prowadzącego, związków zawodowych, a nawet lokalnego SANEPID-u. Kontroli, które zawsze mogą coś wykryć (znajomy strażak z północno-wschodniej Polski powiedział mi kiedyś, że w zasadzie powinien zamknąć 90% budynków szkolnych w swoim powiecie). Boją się również rodziców, a nawet problemów z uczniami, które coraz częściej wymykają się kontroli. Zbyt niskiego miejsca w rankingu. Obstawienia niewłaściwego w danym sezonie politycznym zestawu konkursów i uroczystości.

   

Strach dyrektorów promieniuje na podwładnych. Nauczyciele boją się o swoje miejsca pracy, które wciąż jeszcze w wielu miejscach stanowią przedmiot pożądania. Boją się stracić godziny ponadwymiarowe, które czynią mizerne wynagrodzenie znośniejszym. Boją się podpaść szefowi, dostarczając spóźnioną lub niepełną dokumentację, albo wchodząc w konflikt z rodzicami, co zakłóca i tak przecież niespokojny byt dyrektora. Boją się rodziców, którzy za nic mają ich autorytet, a nawet niektórych swoich podopiecznych – z tego samego powodu.

 

Strach nauczycieli przenosi się na dół. Choć uczniowie zdają się dzisiaj hardzi i bezkarni, to jednak często boją się nauczycieli, a już szczególnie ich zabójczego oręża, jakim jest możliwość postawienia złej oceny.

   

Można powiedzieć, że polska szkoła ufundowana jest na strachu i strachem się w niej zarządza. A jego wszechobecność rodzi hipokryzję, czyli powszechne udawanie, że stan rzeczy przedstawia się inaczej, lepiej, niż w rzeczywistości. Główną rolę w tym teatrze odgrywa sprawozdawczość. Pracownicy systemu oświaty tworzą sprawozdania na okrągło. W sprawozdaniach wszystko wygląda pięknie. Czystą hipokryzją jest coroczne oświadczanie, że podstawa programowa jest zrealizowana. Może i tak, ale jaka jest jakość tej realizacji?!

   

Pisząc o ignorancji pedagogicznej nie mam bynajmniej na myśli indywidualnych braków nauczycieli, choć każdy, kto ma do czynienia ze szkołą skwapliwie poda smakowite przykłady. Chodzi mi o niezgodność przyjętych rozwiązań systemowych z tym, co dyktuje wiedza pedagogiczna. Poszatkowanie nauki na kilkanaście przedmiotów nauczania. Ścisły reżim 45-minutowych lekcji, przedzielonych zbyt krótkimi zazwyczaj przerwami. Jednorodne wiekowo grupy, niezależnie od specyfiki zajęć. Prowadzenie dziewięciu i więcej godzin zajęć obowiązkowych dziennie, gdy wiadomo, że już na siódmej lekcji dziecko się nie uczy, a i nauczyciel odpływa. Milcząca zgoda na psychozę przedegzaminacyjną. Szkoła jest skansenem wielu złych rozwiązań, na które wszyscy godzą się bez wiary, że można coś zmienić.”

 

*       *      *

 

Pora zdradzić, że jest to fragment artykułu opublikowanego przeze mnie w marcu 2020 roku, dwa tygodnie po zamknięciu szkół z powodu pandemii. Natrafiłem na niego porządkując zasoby na swoim podręcznym pendrivie. W sumie – doskonale pasuje do tego, co dzieje się obecnie. W dalszej części owego artykułu opisałem wtedy sytuację nauczycieli, którzy w pierwszych tygodniach pandemii spotkali się z ogromną krytyką społeczną za swoje i nieswoje grzechy. I choć tamta przyczyna minęła, krytyka nadal ma się dobrze, a nawet mocno zyskała na intensywności. Jak ktoś ma ochotę przypomnieć sobie ówczesne klimaty, tutaj jest LINK do oryginalnego artykułu. Ale jeśli nawet nie, pozostawiam Czytelnika z zagadką: jak daleko zajedziemy na ciągłych pretensjach i połajankach pod adresem nauczycieli, bez zrozumienia całego kontekstu ich sytuacji społecznej? Dodam jeszcze pytanie pomocnicze: czy ten wózek, zwany polską oświatą, zmierza w tej chwili do jakiegoś celu, innego niż po prostu przetrwanie?!

 

 

 

Źródło:www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

x          x          x

 

Dzień po tym jak na „Wokół Szkoły” pojawił się ten tekst, „Portal Samorządowy – Portal dla Edukacji” zamieścił  informację o wypowiedzi Wiceministry Edukacji Katarzyny Lubnauer podczas jej wizyty w Świętokrzyskim Urzędzie Wojewódzkim w Kielcach. Oto co tam powiedziała, co koresponduje z problemem, na który zwrócił uwagę Jarosław Pytlak:

 

Koniec z hejtem wobec nauczycieli. Stanowcza deklaracja kierownictwa MEN

 

[…]

 

Podczas spotkania w urzędzie wiceminister Katarzyna Lubnauer mówiła o podwyżkach dla nauczycieli, wzroście subwencji oświatowej oraz zmianach w podstawie programowej i likwidacji prac domowych. Katarzyna Lubnauer zapowiedziała też zmianę w relacjach z nauczycielami.

 

Często nauczyciele spotykają się z sytuacją, że rodzice traktują ich gorzej niż kiedyś, ze względu na to co pojawiało się w przestrzeni publicznej. W związku z tym chcę jasno powiedzieć, nie będzie już nigdy więcej – ze strony władzy – hejtu w stosunku do nauczycieli – zapewniła Katarzyna Lubnauer.

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/

 

 

 

 



Dzisiaj (20 marca 2021 r.) proponujemy lekturę – najpierw zamieszczonych poniżej fragmentów, ale później całego – tekstu prof. Stanisława Czachorowskiego z jego bloga „Profesorskie Gadanie”:

 

 

 

Jak się współcześnie uczymy i czy jest kryzys edukacji?

 

W czasie pandemii pani Wioletta przypadkiem trafiła na kanał, na którym ktoś uczył rysunku i malowania. Zaczęła z nudów i z ołówkiem stolarskim, znalezionym w szufladzie. A więc bez przygotowania i w pełni nieprofesjonalnie. Zaczynała niemalże od zera. Przy dobrym motywowaniu prowadzącego wciągnęła się i zaczęła próbować, w tym także techniki akwareli. Dołączyła do grupy w social mediach, w której członkowie pokazywali swoje prace. Był więc nauczyciel i była społeczność ucząca się (z dobrymi i wspierającymi się relacjami). Szybko nauczyła się malować akwarele a jej prace są coraz lepsze i zachwycają doskonałością techniki. Do żadnych szkół nie chodziła i wykształcenia formalnego w zakresie sztuki nie ma. O jej umiejętnościach mówią jej prace (zobacz relację z wernisażu). To przykład pokazujący jak teraz uczymy się w internecie i na kursach, a nie tylko w szkole i na studiach. Tradycyjne szkoły i tradycyjne uniwersytety systematycznie tracą monopol i dominującą pozycję.

 

Kiedyś uczyliśmy się w szkole lub pod bezpośrednim okiem mistrza. Teraz możemy uczysz się online. Krajobraz edukacyjny mocno nam się zmienia. Tylko nieliczni szybko się adoptują. Wiele uniwersytetów jeszcze nie zauważyło zmiany, nie mówiąc o próbach adaptacji i dostosowania się do nowych potrzeb i nowych możliwości.

W przytoczonym przykładzie z umiejętnościami malowania, widać efekty a nie program i stopnie. Nie widać nawet rankingów uczelni i szkół. Dyplomy i certyfikaty przydają się, ale bardziej przemawiają efekty. Pracodawcy coraz częściej pytają o umiejętności a nie dyplomy ukończonych szkół czy kursów. Mniej ważne jest gdzie i czego się uczyłeś, ważniejsze staje się co tu i teraz umiesz.

 

A jak ja się uczę? Oznaczania chruścików uczyłem się głównie sam, z książek i to w różnych językach (np. czeski, bo taki akurat miałem klucz do chruścików). Ciężko było. Jeździłem także do specjalisty w Krakowie by zweryfikował moje oznaczenia Co najmniej dwa dni w podróży, czasem wiele godzin w pociągu by spotkać się i porozmawiać przez 2-3 godziny. Specjalista trichopterolog podpowiadał i podsuwał kolejne publikacje. Nie miałem na studiach żadnego przedmiotu z oznaczania i biologii chruścików. Nawet entomologii nie miałem. Uczyłem się najpierw w kole naukowym a potem samodzielnie przez działanie. A teraz kontakt ze specjalistami i weryfikacja oznaczeń jest bardziej globalna i dostępna online. Wystarczy zrobić odpowiednie zdjęcie okazu i umieścić w dedykowanej chruścikom grupie. Szybko i sprawnie bez wielogodzinnej i kosztownej podróży. I z dostępem do specjalistów z całego świata. Zawsze któryś znajdzie czas i ochotę by pomóc. […]

 

Kiedyś byliśmy skazani tylko na edukację formalną. Moje próby uczenia się rysowania w młodości były nieporadne. W szkole była plastyka ale nie było nauczycieli specjalistów. Rysunki czy plastyka była tak zwanym michałkiem. W ograniczonym stopniu zapoznawaliśmy się z podstawowymi technikami malowania farbami plakatowymi, techniką kolażu itp. Ani dobrych książek, ani szkolenia ani solidnej edukacji. Sam się uczyłem i to nieudolnie. Lubiłem rysować, to poświęcałem wiele godzin na tę aktywność. Rysowałem i kolorowałem dla przyjemności. Raz tylko udało mi się trafić na kilka lekcji do domu kultury pod oko specjalisty. Teraz miałbym znacznie łatwiejszy dostęp do specjalistów online, w formie tutoriali, informacji zwrotnych, pokazywania techniki, podpowiedzi. I udział w rozproszonych przestrzennie grupach osób o podobnych zainteresowaniach. […]

 

Jak się uczą nauczyciele? Ubyło kierunków nauczycielskich, pozostają krótkie kursy pedagogiczne. A potem systematyczna praca własna i dokształcanie się nie tylko w kontakcie lecz więcej online. Samokształcenie, uczenie się małymi porcjami i w różnych miejscach. W życzliwym środowisku społeczności uczącej się. Jak weryfikować kompetencje i doskonalenie zawodowe nauczycieli? Stare sposoby stają się chyba nieskuteczne. I mało wiarygodne.

 

Bez wątpienia edukacja bardzo się zmienia na skutek przede wszystkim rozwoju technologii. […] Żyjemy w czasach wielkiej rewolucji cywilizacyjnej i społecznej. Ktoś na tym skorzysta, ktoś inny straci. Ciągle żyje we mnie nadzieja na aktualność formuły uniwersyteckiej. Ale przetrwanie uniwersytetów zależy od zgromadzonego kapitału ludzkiego i zdolności to innowacyjnej transformacji. Nadchodzi chwila prawdy…. niczym spojrzenie w lustro. I co tam zobaczymy? Wyidealizowany obraz czy realny wygląd, na jaki nie jesteśmy psychicznie przygotowani?

 

Czy jest kryzys edukacji? Tak. Dla jednych kryzys oznacza zagrożenie dla innych szanse i nowe możliwości. Kryzys to zmiana. I do zmiany trzeba się przygotować. W historii ludzkości przechodziliśmy już wiele takich kryzysów, w tym związanych z edukacją. Niby nic nowego, a jednak dla nas tu i teraz oznacza spory wysiłek. Dla jednych to stresujący i męczący znój, dla innych wysiłek związany ze zdobywaniem nowych obszarów, nowej pozycji społecznej i nowych możliwości.

 

 

 

Cały tekst „Jak się współcześnie uczymy i czy jest kryzys edukacji?”   –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.profesorskiegadanie.blogspot.com

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



Foto  www.zambrowiacy.pl

 

Na portalu OKO.press znaleźliśmy zamieszczony wczoraj (18 marca 2024 r.) tekst Aliny Czyżewskiej współpracowniczki Fundacji Wolność od Religii, a także członkini Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, którego treść dotyczy aktualnego tematu, jakim są rekolekcje dla uczniów. Oto obszerne jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

Rekolekcje nie „po bożemu”. Szkoła nadal wynajęta do obsługi religijnego kultu

 

Czas rekolekcji to faktycznie wyjątkowe dni, kiedy masowo naruszane jest w Polsce prawo, a Kościół katolicki wdziera się na teren świeckiego rzekomo państwa. Nowa władza na to przyzwala. Czy rodzice, których to irytuje, są bezradni? Zobacz, co można zrobić. […]

 

To wszystko nie są zjawiska nowe – w stanie permanentnego i powszechnego ignorowania rozdzielności państwa od Kościoła katolickiego trwamy od wielu lat. Tak wielu, że stan łamania prawa stał się „ustawieniem domyślnym” wielu szkół i samorządów, tj. organów prowadzących szkoły. Stanem, który traktujemy jako normę. I na który milcząco przyzwala nowa władza.

 

Czasami jest to wręcz samowola prawna – do której niestety przywykliśmy. Przykładowe praktyki szkół, naruszające prawo w religijnym „sezonie rekolekcyjnym”, to:

 

-odwoływanie niektórych zajęć edukacyjnych w ciągu dnia,

 

-zobowiązywanie kadr nauczycielskich do odprowadzania dzieci do kościoła i do pilnowania dzieci podczas rekolekcji odbywających się w szkole,

 

-organizowanie rekolekcji w szkole z pominięciem przepisów,

 

-skracanie lekcji z powodu rekolekcji,

 

-finansowanie przez gminy dowozu dzieci autokarem do kościołów na rekolekcje,

 

-oczekiwanie od wszystkich rodziców wypełnienia oświadczeń o wyrażeniu bądź niewyrażeniu zgody na udział dziecka w rekolekcjach.

 

 

Jako że Polska nie jest krajem wyznaniowym oraz zapewnia w Konstytucji poszanowanie każdej religii (nie tylko katolickiej), to powstała ustawa o gwarancjach wolności sumienia i wyznania. […]

 

Jak podaje Dorota Wójcik, prezeska Fundacji Wolność od religii, Fundacja odbiera obecnie – w czasie trwających rekolekcji wielkopostnych przed Wielkanocą – po kilkadziesiat sygnałów dziennie o nieprawidłowościach w szkołach. Zgłaszają je rodzice, osoby uczące się, a także nauczycielki i nauczyciele. Grupy rodzicielskie na Facebooku puchną od zapytań i przykładów naruszeń, lokalne media opisują absurdalne przykłady, jak np. zamknięcie basenu „z powodu rekolekcji”, a i do piszącej te słowa trafia kilka tygodniowo próśb o pomoc.[…]

 

Na razie nie widać, aby ministra edukacji Barbara Nowacka próbowała uporządkować bałagan związany z rekolekcjami i religią w szkołach. W rozmowie z Rzeczpospolitą 14 marca 2024 zapowiedziała nawet, że „na przyszły rok przygotuje przepisy, które pozwolą nauczycielom na podejmowanie autonomicznych decyzji, czy chcą uczestniczyć w rekolekcjach czy nie. Nikt nie może być do tego zmuszany. Praktyki religijne są dla wielu osób ważne, ale nie może się to odbywać kosztem edukacji”.

 

Nauczyciel jako obywatel czy obywatelka już obecnie może podejmować „autonomiczne decyzje”, czy w swoim czasie prywatnym ma sama lub sam uczestniczyć w praktykach religijnych, a także, czy odprowadzać do kościoła swoje dzieci, czy nie. Nie potrzebuje na to nowych przepisów.

 

Natomiast w czasie pracy – finansowanej ze środków publicznych, w ramach której ma realizować zadania publiczne, a nie zadania wybranego kościoła – nauczycielowi kategorycznie nie wolno, nawet gdyby bardzo chciał, ani też gdyby dyrekcja bardzo „prosiła” – odprowadzać dzieci na rekolekcje.

 

Podobnie jak nie można oczekiwać „autonomicznej decyzji” nauczycielki, że odprowadzi uczennicę do lekarza czy na aikido, ponieważ nauczycielka nie jest nianią, ani guwernantką.[…]

 

Zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz z Konkordatem, do obowiązków i zadań szkoły nie należy (i nie może należeć) organizowanie życia religijnego ani Kościołowi katolickiemu i jego wiernym, ani żadnemu innemu z ponad 180 zarejestrowanych kościołów i związków wyznaniowych w Polsce. Organizowanie życia religijnego wiernych to wyłączna rola kościołów i związków wyznaniowych.

 

Natomiast rola państwa określona została w artykule 25 Konstytucji: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”.

 

To oznacza, że państwo polskie zapewnia prawne ramy, aby każdy z kościołów i związków wyznaniowych mógł bez przeszkód praktykować swoją religię, oraz zapewnia każdemu obywatelowi wolność sumienia i wyznania. Natomiast nie organizuje życia religijnego, ponieważ… Polska nie jest państwem wyznaniowym.[…]

 

Rola państwa powinna się kończyć na umożliwieniu kościołom i związkom wyznaniowym nauczania swojej religii w ramach państwowego systemu oświaty, przy czym pamiętać należy, że jest to nauczanie “gościnnie”. Każdy Kościół, nauczający swojej religii w szkole, jest swoistym “gościem” w systemie oświaty.

 

Dlatego oczekiwanie od szkół, dyrektorek czy nauczycieli wzięcia współodpowiedzialności za rekolekcje, jest absurdalnym roszczeniem. […]

 

Mamy już rok 2024, nowy rząd i nowe MEN, i nic nie stoi na przeszkodzie, by ministra Barbara Nowacka jednym podpisem usunęła z rozporządzenia bezprawny i dyskryminujący inne wyznania paragraf, ale niestety, nie zamierza tego zrobić. Dlatego ten tekst nie kończy się w tym momencie (a mógłby).

 

I musimy dalej jakoś mierzyć się z tym wadliwym zapisem i całą masą wynikających z niego patologii, dyskryminacji i naruszeń, mających codziennie miejsce w polskich szkołach.

 

Wychodząc więc od obowiązujących przepisów sformułuję trzy zasady, organizujące rekolekcyjny bałagan, a wynikające z prawa:

 

-Organizowanie rekolekcji nie jest zadaniem państwa.

 

-Szkoła nie jest organizatorem rekolekcji. Jest nim Kościół (parafia, proboszcz).

 

-Życie religijne to sprawa związku wyznaniowego, rodziców i dziecka. Nie szkoły.

 

Z nich wynika, że szkoła, w związku z rekolekcjami, jedynie:

 

-przyjmuje powiadomienie od związku wyznaniowego organizującego rekolekcje na co najmniej miesiąc przed terminem rozpoczęcia rekolekcji;

 

-w dniach rekolekcji zwalnia z obecności w szkole na trzy dni te dzieci, które chodzą na religię i uczestniczą w rekolekcjach.To znaczy, że w rubryce obecności wpisuje: “zwolniony/a”. Nie znaczy to, że szkoła prowadzi dzieci do kościoła albo wynajmuje busa, aby je zawieźć do sąsiedniej wsi do kościoła;

 

-jeżeli szkoła przewiduje, że zwolnionych dzieci będzie dużo, może – zgodnie z procedurami – zarządzić o odwołaniu zajęć dydaktycznych w te dni.

 

Każde inne działanie szkoły będzie naruszaniem prawa.[…]

 

Czytaj dalej »



Skoro kolega Jarosław Pytlak od 9 marca nie zamieścił na swoim blogu nowego tekstu, postanowiliśmy zobaczyć czy nie napisał  na swoim prywatnym fejsbukowym profilu o czymś, co warto upowszechnić. I znaleźliśmy taki tekst z minionej niedzieli – 17 marca 2024 r.:

 

 

 

Dotyczy to i rodziców, i nauczycieli, a nawet szefa CKE, pana Marcina Smolika. Gdy piszę o nadmiernym chronieniu dzieci przed codziennymi doświadczeniami życiowymi, dążeniu do zaspokojenia ich wszystkich potrzeb, czy szkodliwości nieograniczonego dostępu rodziców do dziennika elektronicznego – nie wszystkim się to podoba.

 

Ja z kolei nie uważam wspomnianych zjawisk za jakąś winę ogółu dorosłych (z wyjątkiem pana Smolika) – po prostu tak teraz wygląda życie społeczne. Ponieważ edukacja jest zwierciadłem społeczeństwa, to kiepsko rokuje wypracowaniu jej lepszego modelu. A odwrócenie sytuacji, czyli wyjście z innej edukacji by zmienić społeczeństwo, choć brzmi bardzo atrakcyjnie, byłoby przewrotem iście kopernikańskim. W tym miejscu pozwolę sobie przypomnieć ideę nowej Komisji Edukacji Narodowej. Apolitycznej, jak obiecywano. Jej powołanie mogłoby być szansą na ten przewrót. Taką w granicach 10%, co i tak byłoby lepsze niż nic.

 

Pragnę podkreślić, że bezsensowne albo niemądre wyzwania przed młodymi ludźmi także stawiamy. I również tutaj jesteśmy jako dorośli bardzo solidarni. Ale to łatwiej wychwycić, a nawet napiętnować. Szkodliwość nadmiaru łatwiej wymyka się uwadze, niż widoczna krzywda.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com

 

 

 



Dariusz Chętkowski, od lat prowadzący w „Polityce” „Belferbloga”, 16 marca zamieści tam tekst, który jest głosem praktyka w sprawie najwięcej w ostatnim czasie komentowanego zamiaru dokonania  zmian w podstawach programowych:

 

 

                                       Jaka podstawa programowa będzie motywować uczniów?

 

Trwają prace nad nową podstawą programową właściwie z każdego przedmiotu. Poprzednia – jak bez owijania w bawełnę powiedział dyrektor CKE Marcin Smolik – demotywowała. Ręce opadały nauczycielom, gdy musieli ją realizować. Natomiast uczniowie mieli poczucie, że uczą się rzeczy zbędnych. Czy nowa podstawa będzie inna?

 

Podczas prekonsultacji wpłynęło ponad 50 tys. uwag. Najwięcej do języka polskiego, przede wszystkim do listy lektur szkolnych. To musi ulec zmianie największej. Kanon należałoby zbudować od nowa, pudrowanie trupa – usuwanie tej czy innej pozycji, przerzucanie z podstawy do rozszerzenia, np. „Chłopów” Reymonta albo poezji J.A. Morsztyna – to nie jest sposób na motywowanie do czytania. Nie tędy droga, wielce szanowni twórcy podstaw programowych!

 

Motywować uczniów będą przede wszystkim nauczyciele na lekcjach. Jednak z g… bata nie ukręcisz. Podstawy programowe muszą być dobre, wręcz bardzo dobre. Potrzebne jest nowe spojrzenie, świeża krew, inny punkt widzenia. Czy ekipa, która stworzyła demotywujące podstawy programowe (opinia dyrektora CKE – zob. tutaj), teraz wymyśli coś znacznie lepszego? Czy można jej powierzyć to samo zadanie, skoro wcześniej zawaliła? Czy teraz uwzględni potrzeby uczniów, jeśli wcześniej pisała pod dyktando władzy?

 

Moim zdaniem, nikt z poprzednich twórców nie powinien znaleźć się w zespole odpowiedzialnym za nową podstawę. Dosłownie ani jedna osoba. Dziękujemy i nie prosimy o więcej. Koniec współpracy, skoro zawalili. Inaczej niewiele się zmieni. Te czy inne treści będą nowe, ale filozofia demotywowania pozostanie.

 

Zespół twórców może nie być świadomy, że pracuje źle, powtarza stare błędy, a jest przekonany, że tworzy nowe dzieło. Bzdura! Zresztą złą robotę widać od początku. Robić coś dla uczniów i nie mieć w zespole żadnego przedstawiciela młodzieży? To już mocno śmierdzi porażką.

 

 

 

Źródło: www.chetkowski.blog.polityka.pl

 



Oto wybrane (subiektywnie) fragmenty z najnowszego (z 12 marca) tekstu Roberta Raczyńskiego, zamieszczonego na jego blogu „Eduopticum”. I link do pełnej wersji:

 

 

                                                               Źle się dzieje w edukacji?

 

Na Edunews.pl ukazał się cykl interesujących artykułów redaktora naczelnego „Co z tą edukacją?”, dotyczących globalnego postrzegania szkoły, edukacji, a szerzej systemów oświatowych w kilku krajach (USA, Francja, Szwecja)– zapewne nastąpi ciąg dalszy. Generalnie zgadzam się z red. Polakiem, że wrażenie, że coś złego dzieje się ze szkolnictwem jest dość powszechne i narasta. To wrażenie (odczucie) jest niewątpliwie faktem. Przypuszczam jednak, że, będąc prawdziwym, dotyczy pewnego złudzenia. Złudzenia, doświadczanego na nieco inne sposoby przez różne podmioty, mające z edukacją coś wspólnego. Innych złudzeń doświadcza podmiot oświaty i jego opiekunowie, innych tejże oświaty pracownicy, a jeszcze innych ci, którym się wydaje, że tą oświatą kierują, ku powszechnemu szczęściu obywateli.

 

Spróbuję dziś przyjrzeć się temu domniemanemu kryzysowi edukacji szkolnej z innej perspektywy niż w podlinkowanych wyżej artykułach, właśnie od strony podmiotu wymienionego jako pierwszy. Taka próba wydaje mi się równie usprawiedliwiona i uniwersalna, chociażby z tego względu, że ugruntowany, mało pozytywny sąd o szkole jest niemal z pewnością jednym z głównych źródeł problemów we wspomnianych tekstach opisywanych i to nie tylko w naszym kraju. Jestem zdania, że obydwa podejścia dobrze się uzupełniają. […]

 

Zdaję sobie sprawę, że Czytelnicy od dobrych paru chwil mają ochotę zapytać, dlaczego, skoro jest tak dobrze, to w ich odczuciu jest tak źle. Wynika to moim zdaniem z trzech, powiązanych ze sobą i raczej nieusuwalnych przyczyn. Po pierwsze, obywatelki i obywatele przyzwyczaili się do pojawiających się w ich własnym życiu relatywnie dużych zmian, zachodzących w relatywnie dużym tempie i krótkim czasie, często na zawołanie (kliknięcie). W efekcie, wydaje im się, że w każdej dziedzinie i z dnia na dzień mogą teraz oczekiwać (oczywiście „właściwej”) reakcji na swoje widzimisię. Niestety, edukacja i oświata publiczna nie należą do dziedzin tak elastycznych jak np. biznes, handel, etc. To nie hipermarket i asortyment oferowanych towarów jest nieporównywalnie mniejszy. Zaryzykuję nawet prognozę, że nigdy dużo większy i bardziej zróżnicowany nie będzie, bo choć popyt rośnie, to wewnętrznie spójny jest jedynie po wierzchu. To rezultat nie tylko powszechnie znanych wad szkoły jako instytucji, ale w ogromnej mierze, zupełnie nieprzystającej do obecnych realiów niechęci społeczeństwa do uznania wiedzy i edukacji za towar, a oświaty za przywilej. […]

 

Na dodatek taki model szkoły, czyli permanentnej, wygodnej świetlicy środowiskowej, centralnie zorganizowanej wychowalni, czynnej 24/7, jest (musi być) mało efektywny i bardzo drogi, wymaga bowiem coraz więcej środków i pochłania mnóstwo czasu. Jego użytkownicy zupełnie nie pojmują, że tego ogromu nie zawsze, a raczej sporadycznie sensownych zadań i obowiązków nikt nie może wykonywać za darmo, a jednak zestawienie multitaskingu, wymaganego od pedagogów z oferowanym im wynagrodzeniem nie powoduje u adresatów kaganka dysonansu poznawczego. Najprawdopodobniej sami, często podświadomie, takiej świetlicy nie szanują, bo zdają sobie sprawę, jak odległą się staje od oświeceniowych ideałów. Za rozszerzone babysitterstwo płacić nie chcą. Nie jest dla nich prestiżowe, więc chętnie, dla zasady, kręcą na nie nosem (albo usiłują je przemianować na coś, czym nie jest). Owszem, mieć guwernerów i guwernantki jest w dobrym tonie, ale płacić im, to już nie.

 

Czas na trzeci, najmniej oczywisty, wręcz paradoksalny czynnik negatywnej (a nie zawsze usprawiedliwionej) percepcji szkoły. Jest nim sam obowiązujący… paradygmat pedagogiczny. Dla przykładu, odbiciem wspomnianej wyżej, nowej percepcji rzeczywistości szkolnej jest praktycznie całkowite przeorientowanie kształcenia samych nauczycieli. Osobiście nie pamiętam już szkolenia zawodowego, którego przedmiotem byłoby nie jak obsłużyć emocje uczniów, ale jak uczyć ich poszczególnych, konkretnych treści, zawartych w podstawie programowej – organizatorzy takich dokształtów doskonale wiedzą, że za to ostatnie pedagodzy oceniani są od maturalnego święta, a oni sami, na co dzień, mogą dobrze zarobić na wpajaniu nauczycielom strachu przed nieumiejętnością dotarcia do uczniów, zanurzonych podobno w diametralnie innej rzeczywistości.

 

Dyżurny przekaz, kierowany obecnie do nauczycieli polega właśnie na akcentowaniu różnic między nimi samymi, a rzekomo żyjącymi w odmiennym stanie świadomości uczniami. Podkreślana i wyolbrzymiana jest „przepaść” technologiczna, dzieląca ich od dzieci w klasie. Fetyszem stało się straszenie przemianami i „wyzwaniami jutra”, za którymi nie będą w stanie nadążyć, jeśli np. natychmiast nie przejdą przyspieszonego kursu neurodydaktyki. Wszystko to oparte na ogromnej generalizacji i uproszczeniu, urągającym niekiedy ludzkiej inteligencji. Ten panikarski trend dobrze się sprzedaje i przyjął się w środowisku jako obowiązująca wykładnia, mimo że zupełnie ignoruje fakt, że nauczyciele funkcjonują jednak w podobnych okolicznościach, sami dzieci mają i je wychowują, doświadczają tych samych, nieprawdopodobnie nowych problemów z różnicami pokoleniowymi i… jakoś dają sobie radę. Problem w tym, że teraz wymaga się od nich, by radzili sobie dużo, dużo lepiej od innych rodziców (i to wcale niekoniecznie z tematem lekcji), a najlepiej, żeby ich zastąpili. Jaką ocenę za te usiłowania mogą uzyskać, łatwo sobie wyobrazić. […]

 

W świetle powyższego, w ogóle nie jestem zdziwiony powszechnym utyskiwaniem, że w tym „państwie”, niekoniecznie duńskim, źle się dzieje. Jest to jednak, w sporej mierze, narzekanie na własne życzenie. Bez urealnienia oczekiwań, redukcji wymagań i weryfikacji szkolnej ideologii, narzekania i ich przyczyny nigdy nie ustaną. Całość żywo przypomina sytuację, w której nauczyciel zadał uczniowi jedną pracę, a ocenia go, oczywiście negatywnie, za tę, którą sobie jedynie wyobraził. Jaką ocenę opinia publiczna wystawiłaby takiemu pedagogowi w mediach? No, właśnie. Tyle że, tym razem wystawia ją sobie samej …

 

 

 

 

Cały tekst „Źle się dzieje w edukacji?”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.eduopticum.wordpress.com

 



Na dzisiejszą poranną lekturę proponujemy dwa teksty z profilu Jędrka Witkowskiego:

 

 

Z 13 marca 202 r.

 

KOMPETENCJE, WSPÓŁPRACA

 

Jest wiele powodów, które sprawiają, że o kompetencjach w szkole głównie się mówi zamiast je faktycznie rozwijać. Jedną z nich jest brak jasnych, zrozumiałych i użytecznych dla nauczycieli definicji tych kompetencji.

 

W Centrum Edukacji Obywatelskiej (CEO) w programie Szkoła dla innowatora (we współpracy z Szkoła Edukacji, Zwolnieni z Teorii i Deloitte Polska) pracowaliśmy nad definicjami kompetencji przyszłości.

 

Współpraca to zdolność jednostki do podejmowania działań wspólnie z innymi i zespołowego dążenia do osiągnięcia określonego celu (autorkami tej definicji są: Agnieszka Arkusińska i Magdalena Bogusławska).

 

Na kompetencję współpracy składają się:

 

-umiejętność komunikacji;

 

-umiejętność podejmowania działań nastawionych na osiągnięcie synergii;

 

-umiejętność regulowania współpracy;

 

-postawa indywidualnej odpowiedzialności. […]

 

 

 

Cały tekst  –  TUTAJ

 

X          X          X

 

 

Z 14 marca 2024 r.

 

 

CZY RELACJE W SZKOLE SĄ WAŻNE?

 

Od kilku lat coraz powszechniejsze jest, także w Polsce, przekonanie o kapitalnym znaczeniu relacji w procesie edukacji. Jak nam w praktyce idzie stawianie na relacje? Odpowiedź na pytanie znajdziemy m.in. w badaniach ICCS przeprowadzonych przez IBE Instytut Badań Edukacyjnych na ósmoklasistach wiosną 2022 roku.

 

Prawie 150 000 ósmoklasistów (prawie co trzeci) nie czuje się traktowanych sprawiedliwie przez nauczycieli a prawie 230 000 uważa, że uczniowie w ich szkole nie traktują się z szacunkiem (prawie co drugi!)

 

Młodzi ludzie krytycznie oceniają relacje z nauczycielami:

 

-21% uczniów nie dostrzega dodatkowej pomocy nauczycieli, gdy jej potrzebuje;

 

-30% uczniów nie czuje się traktowana sprawiedliwie przez swoich nauczycieli.

 

-30% uczniów nie czuje, by nauczyciele słuchali tego, co uczniowie mają do powiedzenia

 

… oraz relacje pomiędzy samymi uczniami:

 

-32% uważa, że uczniowie w ich szkole nie dogadują się ze sobą;

 

-45% nie uważa, by większość uczniów w ich szkole traktowała się z szacunkiem.  […]

 

 

Cały tekst  –  TUTAJ

 



Wczorajsza rozmowa w „Akademickim Zaciszu” była nietypowa – wielokrotne przerwy w połączeniu z rozmówcą prof. Romana Lepperta, którym był prof. Tomasz Szkudlarek z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego powodowały, że trudno było zrealizować zaplanowany tok tego spotkania.  Uprzedzamy o tym, aby dzisiejsi słuchacze zapisu tej niezwykle interesującej prezentacji opinii znakomitego uczonego z Gdańskie uczelni nie zniechęcili się tymi trudnościami, bo dużo stracą.

 

Zapowiedzianym tematem owej rozmowy było poszukiwanie odpowiedzi na pytanie „Czy w imię progresywnej polityki trzeba odświeżyć konserwatywne idee szkoły?”, a z powodu owych niezamierzonych przerw były to trzy   o mediach społecznościowych, o świecie w którym przyszło nam żyć i o tym czym jest dziś, a czym może stać się w przyszłości edukacja.

 

Ale zanim klikniecie w link do zapisu wczorajszej rozmowy przeczytajcie  na portalu „Kontakt” gdzie jest tekst wywiadu, jakiego w lipcu ub. roku prof. Tomasz Szkudlarek udzielił Marii Rościszewskiej, który został tam zatytułowany „Jak zmieniający się świat ostatnich lat wpłynął na szkołę i system edukacji?”  –  TUTAJ

 

 

O deficycie publicznego rozumu i jego edukacyjnych konsekwencjach  –  TUTAJ