Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

W ramach naszych poszukiwań wartych upowszechnienia materiałów trafiliśmy na zamieszczony dzisiaj na portalu „Strefa Edukacji” tekst autorstwa Katarzyny Mazur, zatytułowany „Kto nie rokuje, musi odejść. Sekrety sukcesów elitarnych liceów”. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

Rankingi liceów co roku wywołują duże emocje. Szkoły z czołówki chwalą się sukcesami swoich uczniów i przyciągają tłumy kandydatów. Ale czy wysoka pozycja w zestawieniu i złota odznaka jakości  rzeczywiście świadczy o jakości nauczania? A może to raczej rezultat indywidualnej pracy uczniów i wsparcia korepetytorów? A może jeszcze innych po cichu rozgrywanych praktyk?

 

[…]

 

Elitarne licea przyciągają najlepszych absolwentów szkół podstawowych. Proces rekrutacji sam w sobie tworzy selekcję, dzięki której w szkole uczą się osoby już zmotywowane i zdolne. Nauczyciele mogą więc pracować z grupą uczniów o wysokim potencjale intelektualnym, co bez wątpienia ułatwia osiąganie dobrych wyników. Wysoka konkurencyjność rekrutacji to jedna strona medalu, drugą jest cicha selekcja w trakcie trwania roku szkolnego. Ci, którzy nie wytrzymają tempa i presji odchodzą sami lub są do tego skłaniani.

 

Znam przypadki, w których osobom nie spełniającym pewnego pułapu oferowano „ultimatum”. W jednym skrajnym przypadku było to powiedziane wprost: zaliczę ci semestr, jeśli zmienisz szkołęwspomina absolwentka jednego ze złotych liceów. – Nie umiem tego jednoznacznie ocenić, rozumiem, że w szkole jest się po to, aby się uczyć. Jeśli ktoś nie chce tego robić, to ma setki innych możliwości do wyboru i to jest na swój sposób uczciwe, bo spotykamy się pod szyldem tej szkoły, aby realizować wspólny cel. Z drugiej jednak strony czułam, że łatwiej nauczycielom pozbyć się problemu niż go rozwiązywać. W końcu ktoś tę osobę tam przyjął.

 

Nagłe obniżenie poziomu lub brak zainteresowania nauką może być wynikiem złożonych problemów lub objawem wypalenia uczniowskiego. To stan, w którym uczniowie tracą motywację do nauki, odczuwają chroniczny stres oraz obniżoną samoocenę. Badania przeprowadzone przez Instytut Edukacji Pozytywnej wśród 9 tysięcy dzieci w wieku 6-17 lat wykazały, że aż 73% uczniów doświadcza objawów wypalenia uczniowskiego.

 

Niezdrową rywalizację między uczniami napędza system oceniania i społeczne oczekiwania. Psychologowie od lat zwracają uwagę, że takie podejście może prowadzić do przemęczenia, stresu oraz problemów emocjonalnych u dzieci. Problem w tym, że w „wyścigu szczurów” starują także nauczyciele.

 

Z przykrością obserwowałam napięcia wśród nauczycieli, którzy prześcigali się w osiągnięciach swoich uczniówwspomina emerytowana nauczycielka jednego z liceów oznaczonych złotą tarczą perspektyw. – Sukcesy kolegów i koleżanek potrafią pogłębiać poczucie własnej porażki i wzmagać potrzebę osiągnięcia podobnych. Oczywiście do pewnego stopnia jest to zdrowe i motywujące. Robi się jednak problem, gdy sukcesów nie potrafi się uwspólnić. A tak się dzieje w wielu, wielu szkołach. Jak gdyby nauczyciel tego czy innego przedmiotu miał monopol na kształcenie ucznia w danej dziedzinie.

 

Mało się mówi o rywalizacji nauczycieli, ale jest to problem, który da się zaobserwować. Wstydliwy problem, do którego nie łatwo przyznać się wprost. Ale który widać w mimochodem rzucanych pytaniach o stopień realizacji materiału, o ilość przeprowadzonych sprawdzianów, o zajęcia dodatkowe. Rywalizacji sprzyja też często sama dyrekcja.[…]

 

Badania i rozmowy z uczniami pokazują, że duża część maturzystów uczęszczających do najlepszych szkół korzysta z korepetycji. Zewnętrzni nauczyciele pomagają w indywidualnym przygotowaniu do egzaminów, nadrabianiu zaległości czy rozwijaniu talentów. Pojawia się więc pytanie: czy to liceum podnosi poziom ucznia, czy też uczniowie sami pracują na swoje wyniki, przy wsparciu pozaszkolnym?

 

Szacunki wskazują, że rynek korepetycji w Polsce może osiągać wartość nawet 4 miliardów złotych rocznie. I od dawna już nie są to zajęcia zarezerwowane dla uczniów z trudnościami w nauce. […]

 

Zapytaliśmy o tę kwestię panią Agnieszkę Potocką, dyrektor XIV LO im. Stanisława Staszica w Warszawie, szkoły, która zajęła pierwsze miejsce w Rankingu Liceów i Techników Perspektywy 2024.

 

Pewnie wielu naszych uczniów korzysta z korepetycji – zakłada dyrektorka „Staszica”. – Nie wiem tego. Wiem jednak, że tworzymy w szkole takie warunki, by korzystać nie musieli. Prowadzimy koła i warsztaty przygotowujące do wszystkich olimpiad w jakich biorą udział uczniowie. Mamy w tym ogromne doświadczenie. Co roku mamy listę chętnych do udziału w tych zajęciach również z innych warszawskich szkół. Każdy uczeń, który chce się uczyć uzyska w naszej szkole wsparcie i wskazówki do pracy tak, by mógł osiągnąć sukces na miarę swoich możliwości. […]

Nie jest jednak tak, że „złote licea” są jedynie ośrodkami wywierania presji lub że z uwagi na przyciągnięcie najlepszych uczniów są to „samograje”, nie wymagające od nauczycieli specjalnie wytężonej pracy. Byłoby to bardzo uproszczone i krzywdzące podsumowanie.

 

To efekt bardzo ciężkiej pracy nie tylko uczniów ale również nauczycieli naszej szkołymówi Agnieszka Potocka. – Mamy uczniów wyjątkowo uzdolnionych, ale jednocześnie wymagają oni od nas nauczycieli wyjątkowo dużo. Nauczyciele są mentorami uczniów i ich przewodnikami w przygotowaniu do konkursów i olimpiad.

 

Praca z uczniem zdolnym też jest dla nauczyciela wymagającym wyzwaniem. I wydaje się krzywdzące umniejszanie ich roli w osiąganych przez uczniów wynikach.[…]

 

Rankingi pokazują tylko fragment układanki

 

Ranking nie uwzględnia takich czynników jak atmosfera w szkole, poziom wsparcia psychologicznego czy rozwoju osobistego uczniów. Tymczasem sukces maturalny to tylko fragment edukacyjnej układanki. Ważne są także kompetencje społeczne, umiejętność współpracy czy zdolność radzenia sobie z presją.

 

Bez wątpienia sukces maturalny jest możliwy w każdym liceum. Droga jaką się do niego dochodzi jest indywidualna dla każdego z uczniów, a szkoła powinna mu na niej towarzyszyć.

 

 

 

Cały tekst Kto nie rokuje, musi odejść. Sekrety sukcesów elitarnych liceów”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.strefaedukacji.pl

 

 

 

 

 



Wczoraj w „Akademickim Zaciszu” można było wysłuchać rozmowy prof. Romana Lepperta z dr Agnieszką Rościszewską z Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jest tam zatrudniona na Wydziale Studiów Edukacyjnych jako adiunkt w Zakładzie Badań nad Procesem Uczenia się. Z wykształcenia jest ona architektem i pedagogiem.

 

I to dwutorowe wykształcenie spowodowało, że Rozmówczyni zainteresowała się architekturą placówek oświatowych, a w dalszej konsekwencji – możliwościami zażywania tam ruchu przez uczniów w nich przebywających.

 

I właśnie związek ruchu z edukacją był wiodącym nurtem tematycznym tego spotkania,

 

Zainteresowani tą problematyką, jeśli wczoraj im to spotkanie umknęło, mogą o dogodnej porze obejrzeć i wysłuchać, klikając w załączony poniżej link:

 

 

Co łączy ruch z edukacją  –  TUTAJ

 

 

 

 

 



Prof. Śliwerski wczoraj obiecał – dzisiaj zamieści na swoim blogu  2. odcinek o A. Kamińskim:

 

 

 Podejście Aleksandra Kamińskiego do wulgarnych podchorążaków i … uwodzicielskich kobiet (odc. 2)

 

 

  

 

Publikuję kolejny odcinek maszynopisu Oskara Żawrockiego, nauczyciela Szkoły Rydzyńskiej. […]

 

„Jeszcze innym wpływem były kobiety. Pruszków, życie w nim w charakterze wychowawców ( a więc trzeba być jakimś zauważalnym i oddziałowującym wzorcem dla wychowanków) a jednocześnie uczniów najstarszych klas licealnych a następnie studentów dawało wiele możności spotykania się na różnych szczeblach z drugą płcią. Olek też nie był obojętny na wdzięki  wychowanek schroniska, na zalotny uśmiech hożej harcerki czy powłóczyste spojrzenie studentki. Temat „dziewczyna” bywał i na naszych „konferencjach  życia” a często i w rozmowach we dwójkę.

 

Niesłychanie charakterystycznym jest dla naszego stosunku przyjaźni i to w obrębie całego naszego długiego życia, nie tylko w Pruszkowie, był brak erotyki czy seksu między nami. Obaj byliśmy rzeczywiście mężczyznami i to takimi, którzy nie lubią plugawych dowcipów i rozmów dwuznacznych lub wręcz sprostytuowanych, chociaż niełatwo przeżywaliśmy napięcia zmysłowe i nadażające się okazje  czy nawet namowy, albo kpiny t.zw. kolegów.

 

To Aleksander Kamiński był tym podchorążym w Szkole Podchorążych Rezerwy w Ostrów Wielkopolski, który zdołał w ciągu kilku miesięcy wyplenić z żargonu podchorążaków ów czasownik („opier….ć”), który zastępował w rozmowach między podchorążymi wszystkie inne czasowniki. Przecież nie mówiło się” „pójdę po chleb” – tylko „podpier…ę trochę chleba!” Nie mówiło się „za co zostałeś ukarany?”, lecz „za co ciebie tak opier……?” itd., itd. w nieskończoność.

 

Olek stanął sam jeden przeciwko wszystkim. W pierwszym okresie to nawet kadra była przeciwko temu „harcerzykowi”, lecz w miarę czasu, perswazji i argumentacji podchorążego Kamińskiego  sytuacja uległa całkowitej zmianie: najpierw przeszedł  na stronę walczącego Olka dowódca kompanii (nie pamiętam jego nazwiska, chociaż Olek o nim nie mówił), następnie grono awanturników zmalało – gdy nie pozwolono im w w nocy dać t.zw. „koca” śpiącemu podchorążemu Kamińskiemu, by się opamiętał i nie walczył z „męskim” czasownikiem, w końcu moralna postawa Olka – jego istotna prawość i koleżeństwo oraz pełne zdyscyplinowanie i postępy w szkoleniu zrobiły swoje: podchorążowie zaprzestali wszystko pier….. i zaczęli używać normalnych czasowników.

 

Wydaje mi się, że to był jeden z największych sukcesów postawy Olka. O ile wiem, Olek nigdy nie dotknął prostytutki, choć uważał ją za takiego samego człowieka – jak każdą dziewczynę. Był estetą nie tylko w ubiorze, który nosił zawsze z pewną dozą elegancji i dobrego smaku. Inicjację przeżył na jednym z wieczorków tanecznych w schronisku (obecne Domy Dziecka), prawie zgwałcony przez nowo zaangażowaną wychowawczynię, która zwabiła go o sypialni i zamknęła drzwi na klucz.  Odczuł ten fizyczny stosunek jako coś obrzydliwego. Lecz rzetelnej miłości Aleksander szukał zawsze i nieraz był bliski poważnego zakochania się.

 

W okresie Pruszkowa mocno zachwycił się Ireną H., późniejszą pisarką i mocno przeżywał jej ekscentryczne zachowanie się połączone z bogatą inteligencją i interesującym sposobem bycia: trochę cygańskim, trochę anarchistycznym a zawsze ciepłym kobiecością i swoiście zalotną. Najpierw ja ją „zauważyłem”, lecz po jakimś czasie, gdy opowiedziała mi bez ogródek swój pierwszy pobyt w łóżku prawie nieznanego jej człowieka – odszedłem od niej.

 

Czy Olek o tym epizodzie wiedział – nie wiem i dlaczego od niej odszedł też nie wiem. Sprawy osobiste zostawały między nami nietykalne – chyba, że o radę zwracał się ktoś celowo, na przykład, gdy poważnie zastanawiał się przed swym ożenkiem, wówczas udzieliliśmy sobie wzajemnie rad, które po wieledziesięciu latach spełnienia wydają mi się słuszne, bo sprawdzone przez nasze niezrównane Żony.

 

W inny nieco sposób zwalczaliśmy z Olkiem (zdaje się, że ten sposób został wielokrotnie powtórzony przez innych) używanie brzydkich, ordynarnych wyrazów. Słownik ówczesnych instruktorów harcerskich nie szafował wyrazami chamskimi lecz do zwykłych należały tego rodzaju powiedzonka: „do jasnej cholery”, „psia krew”,  dureń jesteś, zamknij się, bałwanie itp. A jednak odzwyczailiśmy się, w ciągu chyba tygodnia czy dwóch od używania tych i podobnych przekleństw.

 

Oto w naszym pokoju była zawieszona kartka a na niej w trzech kolumnach imiona Oskar-Olek-Włodek. Jeśli któryś z nas w zapamiętaniu rzucił jakieś „niepotrzebne słowo” – pierwszy, kto je spostrzegł biegł do tej kartki i pod imieniem delikwenta wpisywał owo niefortunne słowo. Już w pierwszym dniu takiego współzawodnictwa jeden z nas wysunął się na pierwsze miejsce, ale w następnym dniu już był ostrożniejszy a w dalszych coraz to trudniej było złapać takie słówko do wpisania na listę brudnych wyrazów.   I tak odzwyczailiśmy się od ordynarnych słów.

 

Podobnie było z nauką „wygłaszania mów”. Podczas spaceru nagle jeden z nas wyznaczał: „teraz będzie przemawiał Olek, od tego słupa telegraficznego do tamtej latarni, na temat – który poda Włodek, i Włodek momentalnie musiał podać jakiś temat w formie rzeczownika, np. „słońce” lub Janek lub jeszcze inne: „tetraedydryt: – wezwany musiał natychmiast zacząć mówić o tym przedmiocie – który został mu zadany jako temat do krótkiego przemówienia.  Powinien był mówić w miarę możności sensownie, w miarę bez zająknięcia i tak prowadzić swój wykład, pogadankę, przemówienie – by zakończyć właśnie przed ową latarnią.

 

Czy to była dziecinada? Nie. To było samodoskonalenie się, zainspirowane własnym pomysłem. Trzeba przyznać, że po pewnym treningu dawało coraz lepsze rezultaty, co z kolei podnosiło wymagania stawiane „mówcy”. wiele było podobnych ćwiczeń, które towarzyszyły naszemu pruszkowskiemu życiu. Można przypuścić, że każdemu z nas te młodzieńcze zachwyty samodoskonalące przydały się w późniejszym realnym życiu” .

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com



Poniżej zamieszczamy wybrane fragmenty obszernego tekstu Piotra Brzózki, zamieszczonego dzisiaj na internetowej stronie < wyborcza.pl ŁÓDŹ >. Z całym tekstem można zapoznać się po kliknięciu linku do strony gazety:

 

 

„Niemożliwe, by nikt nie zauważył, że Wojtek chce uciekać od życia”. Po śmierci licealisty

 

Foto: shutterstock.com

 

– W „lepszych” szkołach przemoc jest bardziej wysublimowana. Może nie ma bicia, ale jest wykluczenie. Znam przykład dziewczynki zaszczutej przez grupę ze złotej warszawskiej dzielnicy tylko dlatego, że jej rodziców nie stać było na określone ubranie – mówi prof. Mariusz Jędrzejko. […]

 

15-letni Wojtek, uczeń drugiej klasy I liceum ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego w Piotrkowie Trybunalskim, popełnił samobójstwo. Badając okoliczności tragedii, prokuratura sprawdza, czy chłopiec był wcześniej nękany przez rówieśników.

Szkoła, do której uczęszczał nastolatek, od lat jest wysoko notowana w edukacyjnych rankingach. Mówi się, że to „fabryka przyszłych prawników i lekarzy”. Jednocześnie jednak pojawiają się kolejne niepokojące doniesienia odnośnie przemocowych relacji między uczniami. Tuż po nagłośnieniu sprawy Wojtka, „Onet” opublikował wstrząsającą relację Joanny, byłej uczennicy „Chrobrego”, która w 2023 roku również targnęła się na swoje życie – na szczęście nieudanie. Wyznała, że była prześladowana latami. W jej sprawie interweniowało kuratorium. […]

Piotr Brzózka: – Piotrków Trybunalski wciąż przeżywa samobójczą śmierć 15-letniego Wojtka. Wiele osób twierdzi, że wcześniej chłopiec mógł paść ofiarą przemocy ze strony rówieśników. Prokuratura bada ten wątek. Ale też mówi się o innych uwarunkowaniach tragedii, pozaszkolnych, bardziej osobistych. Pracuje pan w tym mieście, z pewnością więc odbiera różne sygnały. Co dziś można odpowiedzialnie powiedzieć o sprawie?

 

Prof. Mariusz Jędrzejko: – To, że jest ona przedmiotem licznych komentarzy i domniemywań. Moi koledzy i koleżanki, którzy są pedagogami, obawiają się, czy sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan. Bo pojawiają się w mieście informacje, że chłopiec był ofiarą hejtu ze strony dwóch rówieśników, dzieci osób w Piotrkowie znanych. I tego nie mówią ludzie, którzy nie znają się na rzeczy. To są zawodowcy.

 

Generalnie natomiast trzeba szukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego regularnie podejmujemy temat śmierci młodych ludzi, natomiast nie dociekamy istoty zjawiska? Czy to będą dziewczynki w Lublinie i Warszawie, czy chłopiec w Piotrkowie, mówimy zazwyczaj o skutkach. […]

 

P.B. – Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2024 roku życie odebrało sobie 127 osób poniżej 19. roku życia. W tej grupie wiekowej mieliśmy też ponad dwa tysiące prób samobójczych, szczęśliwie nieudanych.

 

M.J. – A to oznacza, że myśli samobójcze mogło mieć 20-40 tysięcy młodych ludzi. Aby oszacować tę wielkość, stosuje się przelicznik, mnożąc liczbę prób przynajmniej razy dziesięć. Jest to więc realny problem, niestety podejmowany dopiero wtedy, kiedy są ofiary śmiertelne. […]

 

P.B. – Liceum, do którego chodził Wojtek, uchodzi za elitarne. Choć mogłoby się wydawać, że w takich szkołach przemoc nie powinna występować, z tej konkretnej szkoły i z wielu innych podobnych w całej Polsce, docierają niepokojące sygnały. Dziwi to pana?

 

M.J. — Jaki jest miernik elitarności? Co to znaczy „elitarna szkoła? Jeśli to taka, po której więcej uczniów dostaje się na bardzo dobre uczelnie państwowe, to mówimy tylko o jednym wyznaczniku. Ale nie ma to nic wspólnego ze strukturą relacji społecznych.

 

W tak zwanych elitarnych szkołach kładzie się największy nacisk na edukację, bo to jest ambicją nauczycieli, uczniów, rodziców. Jest presja wewnętrzna i zewnętrzna na wyniki, ale często brakuje wsparcia społecznego dla dzieci.

 

Mam doświadczenie od 2007 roku w szkoleniach dla rad pedagogicznych. W ubiegłym roku byłem w 73 szkołach, więc mogę to stwierdzić w sposób odpowiedzialny.

 

Wiadomo, że dzieci z takich szkół potrzebują większego wsparcia w zakresie odreagowania po bardzo ciężkiej nauce. Żeby mówić o prawdziwej elitarności, musielibyśmy dokonać rzetelnej oceny: czy w tych placówkach są większe zespoły psycho-pedagogiczne, czy przeznacza się większe pieniądze na rozwiązywanie problemów i różnorodne wsparcie. Jeśli tego nie ma, można mówić jedynie o szkołach, które chcą mieć wysokie wyniki edukacyjne. […]

 

P.B. – Życie współczesnych nastolatków w dużej mierze toczy się poza szkołą, a nawet poza światem realnym. A ten wirtualny często okazuje się jeszcze bardziej niebezpieczny, choćby z tego względu, że trudniej jest dostrzec zjawiska takie, jak hejt.

 

M.J. – Nieprawda. My po prostu nie chcemy tego dostrzegać. Kluczowym elementem mojej pracy są cyber-zaburzenia. Zajmuję się ludźmi nadużywającymi oraz ofiarami technologii cyfrowych i wirtualnych sieci społecznych. Gdybyśmy tylko przyjęli zasadę, że wszystkie telefony dzieci i młodzieży do 18. roku życia mają wgrane i aktywne programy kontroli rodzicielskiej, nie mielibyśmy przynajmniej połowy występujących patologii.

 

Ale proszę spróbować wyjaśnić rodzicom, że 12-letnia córka nie może mieć Tik-toka. Matka mi mówi, że jestem ze średniowiecza, bo przecież wszyscy mają. Żyjemy w obłędzie.

 

System psychiatryczny, psychologiczny, logo-terapeutyczny nie wytrzymuje takiej liczby pacjentów. Nie dlatego, że jesteśmy mierni, tylko dlatego, że rodzice w ogóle nie chcą słuchać specjalistów. Kierują się filozofią materialną. Skoro możemy coś dać dziecku, to dajemy, bo jest XXI wiek. Ja zawsze wtedy odpowiadam: G… prawda, mózg dziecka rozwija się od tysięcy lat tak samo, nie można go przebodźcowywać. […]

 

P.B. – Jest też druga strona medalu. Dyrektor liceum, do którego chodził zmarły tragicznie Wojtek, jest zatrwożony skalą hejtu, który spadł teraz na szkołę i jej uczniów. Nie znamy jeszcze ustaleń prokuratury, nie ma niezbitych dowodów na to, że chłopiec był nękany, a jeśli tak – przez kogo konkretnie. Ale są spekulacje, po cichu padają nazwiska, a głośno dostaje się całej społeczności. Co dla większości dzieciaków jest sytuacja fatalną. Jest dobre rozwiązanie w tej chwili?

 

M.J. – Powinniśmy oczekiwać od prokuratury i policji, by sprawa została błyskawicznie rozwiązana. W pełni powinny zostać przejrzane zasoby social mediów chłopca, co pozwoli uzyskać odpowiedź na najważniejsze pytania. Czy prokuratura zaczęła to robić tego samego dnia, kiedy nastąpiła śmierć? Czy uwzględniono wszystkie możliwe czynniki? Czy po kilku tygodniach od tego zdarzenia na biurku prokuratora leży pełen przegląd zapisów z Messengera, Instagrama, Tik-toka i każdego innego miejsca, w którym był on zalogowany?

 

Nie chcę prorokować. Współczuję społeczności szkolnej, ale nie byłbym zwolennikiem formułowania dalekosiężnej myśli, że wszyscy uczniowie dramatycznie tę sytuację przeżywają. Życie po tylu dniach toczy normalnie.

 

Jestem za tym, by ze śmierci w szkole nie robić czarnego święta. Opieką trzeba otoczyć przede wszystkim najbliższych przyjaciół i rodzinę tego chłopca, to oni najbardziej cierpią. Nauczyciele powinni odpowiedzieć sobie na pytanie: czy był jakikolwiek sygnał? Uczniowie – czy ktoś słyszał coś niepokojącego? A jeśli słyszał, dlaczego nie zwrócił się do specjalistów: psychologa, pedagoga, wychowawcy. Moje doświadczenie wskazuje, że młodzi ludzie na ogół wiedzą o sygnałach zwiastujących tragedię i na ogół nie idą z tym do nauczyciela, który przecież powinien być edukacyjnym przyjacielem.

 

 

 

Cały tekst „”Niemożliwe, by nikt nie zauważył, że Wojtek chce uciekać od życia”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.lodz.wyborcza.pl/lodz/

 

 

 



Foto: www.spsmolice.edu.pl

 

Aleksander Kamiński

 

Dzisiaj znaleźliśmy na blogu „PEDAGOG” pierwszą część tekstu, który zamieścił prof. Bogusław Śliwerski, z którego możemy poznać nieznane dotąd szczegóły z początków drogi Aleksandra Kamińskiego do Jego „roli życia” – do wychowawstwa, a w ostateczności do pedagogiki społecznej i pracy na Uniwersytecie Łódzkim.

 

Poniżej zamieszczamy fragmenty tego tekstu, link do pełnej wersji, oraz zobowiązujemy się zamieszczać obiecany „ciąg dalszy”:

 

 

„Lekcje życia” Aleksandra Kamińskiego we wspomnieniu Oskara Żawrockiego (odc.1)

 

Publikuję treść nieznanych dotychczas wspomnień Oskara Żawrockiego, nauczyciela Szkoły Rydzyńskiej, w których najważniejsza postacią jest jego przyjaciel – Aleksander Kamiński. Tekst otrzymałem od mojej Doktorantki – dr Edyty Żebrowskiej z APS, która miała dostęp do teczki z dokumentami nauczyciela Rydzyny.

 

Pani Teresa Wrzołek – córka Oskara Żawrockiego udostępniła teczkę swojego ojca, w której znalazł się ów maszynopis oraz zdjęcie z Aleksandrem Kamińskim. Odkrycie tego wspomnienia pokazuje nie tylko młodzieńcze dojrzewanie Kamińskiego do pedagogiki, ale przede wszystkim fenomenalną rolę wspólnoty harcersko-instruktorskiej, która stała się kuźnią elit Armii Krajowej, a po II wojnie światowej – elitą polskiej nauki.

 

Jeśli ktoś będzie twierdził, że superwizja jest odkryciem psychologów, to muszę temu zaprzeczyć, bo praktykował ją Aleksander Kamiński jako instruktor harcerski pod nazwą „lekcje życia”. Warto przeczytać to wspomnienie, którego pierwszą część publikuję poniżej. Ze względu na różne wątki przyjaźni między obu harcerzami i pedagogami zarazem, będę je publikował w częściach (podkreśl. – moje):

 

OKRES PRUSZKOWSKI

 

Z Humania wyruszyłem pieszo do nieznanej mi Polski chyba w marcu 1919 roku, lub w końcu kwietnia. Dokładnej daty nie pamiętam, można ją odtworzyć na podstawie faktu, że dotarłem do Hajsyna i tam informowałem gen. Iwaszkiewicza o sytuacji w Humaniu a on tego dnia miał się spotkać z Petlurą w Hajsynie. Tam też po raz pierwszy widziałem doskonale prezentujący si konny oddział Petlurowców, stanowiący bodaj straż przyboczną Petlury.

 

Wyruszyłem z Humania skoro świt. Odprowadzały mnie dwie druhny i Olek – którego zostawiłem na stanowisku p.o. hufcowego i, zgodnie z decyzją Rady Gniazda Humańskiego, udawałem się do Polski, aby się przeszkolić na odpowiednich kursach harcerskich, powrócić i dalej prowadzić hufiec humański w myśl uzyskanych instrukcji, w szczególności chodziło nam o to, czy mamy szkolić się wojskowo czy ograniczyć do zdobywania zwykłych sprawności i stopni harcerskich. Dla szkolenia wojskowego nie mieliśmy żadnych podręczników i sprzętu a szkolenie harcerskie było dobrze prowadzone zarówno w znaczeniu technicznym, jak i co było najważniejsze – w znaczeniu ideowo-charakterowym.    […]

 

Losy wojny polsko-bolszewickiej potoczyły się inaczej i w lecie 1920 roku, zamiast wracać do Humania, powierzono mi sformowanie z wychowanków burs i schronisk Rady Głównej Opiekuńczej  działającej wówczas w Pruszkowie ochotniczego plutonu harcerskiego. Miejscowe społeczeństwo   wyekwipowało tych 30 chłopaków w jednolite szare mundurki typu harcerskiego i długie spodnie, dostarczyło trochę broni (myśliwskiej! lecz to była „prawdziwa broń”) a my ćwiczyliśmy atrapami, pełniąc służbę wartowniczą, ucząc się musztry, terenoznawstwa, trochę pionierki i stając się zdyscyplinowanym oddziałem.

 

Po wcieleniu do 221 pp. byliśmy tam wzorowym oddziałem a na froncie w obronie Warszawy zginął tam na moich oczach Józef Oleksiak będąc jeszcze w szeregach tego plutonu. Następnego dnia Pluton Pruszkowski był rozparcelowany po innych kompaniach, ja zostałem przydzielony do 33 pp., ukryłem mój tytuł sierżanta, kt. miałem w 221 pp. i byłem zwykłym ochotnikiem szeregowcem aż do zwolnienia z wojska po skończonej wojnie.

 

Wróciłem do Pruszkowa, do swojej bursy 3-go Maja i zostałem wychowawcą, jednocześnie ucząc się w popołudniowym gimnazjum wojskowych im. Poniatowskiego w Warszawie. Olek powrócił do Polski w roku 1922 i przyjechał do Pruszkowa, gdzie bez trudu wprowadziłem go jako wychowawcę. Zdaje się, że od razu został wychowawcą a może najpierw był pomocnikiem wychowawcy i dopiero po pewnym czasie dyr. Józef Czesław Babicki rozpoznał w nim prawdziwego pedagoga. Mieszkaliśmy dłuższy czas razem w tym samym pokoiku, wkrótce nazwanym Komhufem (bo w Humaniu nasze wspólne mieszkanie nazywało się „Hufdruż”, gdyż mieszkali w nim komendant hufca i drużynowy, Olek Kamiński.

[…]

 

Harcerstwo w czasach Pruszkowa było kręgosłupem do którego dołączaliśmy wszystkie osobiste i społeczne wydarzenia tamtych dni, nie wyłączając najbardziej, osobistych i intymnych. Harcerstwo nas tworzyło. Opieraliśmy się jeden o drugiego, bez zazdrości widząc sukcesy innych i szybko doganiając, przynajmniej  staraliśmy się „dogonić”, jeśli ktoś z nas wyprzedzał w jakiejś dziedzinie.  Zaznaczało się to zarówno w szkolnej nauce, jak w pracach wychowawców bursowych i w prowadzeniu drużyn.

 

Właściwie, jeśli w Pruszkowie  założyliśmy fundamenty   pod nasze charaktery – to przepisać należy własnej woli czyli samodoskonaleniu w myśl ideałów wyznaczonych w Prawie Harcerskim. Na nas wszystkich- na całą grupę „pruszkowiaków”  duży wpływ wywierał Czesław Babicki a później Władysław Łopiński, jako dyrektorzy zakładów wychowawczych w Pruszkowie. Nie bez wpływu był Janusz Korczak i osoba pani Jadwigi Falskiej (dziwił nas niepojęty smutek na jej twarzy i stąd gotowość/ chyba bez żadnej przesady stwierdzę) służenia swoim wychowankom w Domu Sierot swoją pomocą. Pewien wpływ, ale chyba nieznaczny – wywierał na Olka naczelny przez RGO w Pruszkowie pan Rutkowski, który później popełnił samobójstwo, lecz najmocniejszy wpływ wywierał przyjaciel przy którym nie było żadnych tajemnic i grono najbliższych instruktorów harcerskich idących wytrwale ustaloną droga samodoskonalenia.

 

Chyba najlepszym przykładem był tego wpływu były t.zw. „konferencje życia„, które odbywały się podczas nocnych spacerów, gdy wychodziliśmy poza miasto i omawialiśmy bez żadnych ograniczeń zachowanie się, postawę i sposób  bycia jednego z nas, wytypowanego w tym dniu do omówienia. Taki kandydat wysłuchiwał najrzetelniejsza krytykę swojej osoby – począwszy od stwierdzenia, że ma brudne paznokcie i śmierdzą mu nogi lub, że brudną miewa chustkę do nosa, a kończąc na stwierdzeniu, że niezbyt inteligentnie odzywa się w towarzystwie, zabiera głos w sprawach, w których się nie orientuje, albo, że łazi z wychowankami – chociaż sam jest wychowawcą i powinien służyć przykładem.

 

Zwykle chodziliśmy we trójkę: Olek, Włodek i ja, czasami we czwórkę (dołączał Romek Zmaczyński, Felek Grochowalski lub Stach Michalski). I tak obgadywaliśmy ze dwie godziny każdego który tego wieczoru, a ściślej tej nocy był poddany takiej spowiedzi czy krytyce bezpardonowej przez współkolegów. Mógł się bronić, wyjaśnić swoje postępowanie i swoje poglądy – i w ten sposób toczyła się dyskusja samorzutna bez udziału „nadzorców” a w skutkach najmocniejsza, bo dawała możność poznania siebie samego  oczyma innych – przyjaznych osób. Nie znam wypadku – by ktoś się obraził lecz niektórzy tak mocno brali do serca uwagi przyjaciół, iż wiele lat później wspominali ten moment, zaznaczając, że był dla nich momentem zawrócenia a zawsze momentem głębokiego zastanowienia się”.

 

cdn. 

 

 

 

Cały tekst „Lekcje życia” Aleksandra Kamińskiego we wspomnieniu Oskara Żawrockiego (odc.1)”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com

 

 



Portal „Strefa Edukacji” zamieścił dzisiaj tekst, w którym jego autorka – Magdalena Ignaciuk podjęła aktualny problem: „Co robią nauczyciele, kiedy ich uczniowie mają ferie zimowe”. Oto ten artykuł bez skrótów:

 

Wolne od szkoły, ale nie od pracy? Nauczyciele zdradzają, jak spędzają ferie

 

 

Dwa tygodnie wolnego w zimie to dla nauczycieli czas, który mogą przeznaczyć na odpoczynek, rozwój osobisty lub… dodatkową pracę. Choć wielu osobom wydaje się, że nauczyciele w tym okresie po prostu leniuchują, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Jak naprawdę spędzają ferie?

 

Czas na rozwój i odpoczynek. Jak nauczyciele odpoczywają w ferie?

 

Niektórzy nauczyciele wykorzystują ferie na nadrobienie zaległości kulturalnych i uporządkowanie materiałów. To czas, kiedy mogą odwiedzić muzea, teatry i galerie sztuki, na co w trakcie roku szkolnego często brakuje im czasu. Dzięki temu nie tylko rozwijają swoje zainteresowania, ale również mogą szukać inspiracji do zajęć z uczniami.

 

W ferie zbieram siły, odpoczywam, ale w sposób kulturalny – nadrabiam zaległości książkowe (głównie te skierowane do młodszego czytelnika), chodzę do muzeów i jeśli jest ciekawa sztuka to również na spektakle teatralne. Dlaczego? Bo w ferie mam czas na to, żeby zobaczyć wystawy w spokoju, bez pośpiechu. Ocenić, czy spodobają się uczniom i zaproponować dyrekcji wycieczki na kolejny semestr. Ponadto porządkuję materiały (po 1 semestrze w segregatorach panuje jeden wielki chaos) I ewentualnie przygotowuję nowe mówi Marta, nauczycielka polskiego.

 

Inni nauczyciele poświęcają ten czas na załatwienie spraw, które odkładali przez cały semestr. To także moment na uporządkowanie przestrzeni wokół siebie – zarówno w domu, jak i w dokumentacji zawodowej.

 

W końcu mam czas, aby zająć się sprawami, które przez długi czas odkładałem na później. Dziś, na przykład, kupiłem pompę wspomagania – przez ostatni rok jeździłem bez wspomagania, co nie było najwygodniejszym rozwiązaniem mówi Grzegorz, nauczyciel ze szkoły podstawowej pod Warszawą. Poza tym porządkuję dom i usuwam rzeczy, które nagromadziły się przez ostatnie miesiące. Poświęcam też czas na pisanie podręcznika do TUS-ów (Treningu Umiejętności Społecznych). W najbliższych dniach wyjeżdżam na kilka dni do Holandii. Chcę zmienić otoczenie, odetchnąć tamtejszym powietrzem i poświęcić czas na jazdę na rowerze. W Polsce nie jestem fanem rowerów, natomiast tam mógłbym jeździć bez przerwy. Po powrocie wracam do pracy. W tym roku mam korzystny plan lekcji, co sprawia, że nie odczuwam nadmiernego zmęczenia. Jedyną trudnością jest współpraca z toksyczną osobą – to właśnie od niej muszę odpocząć najbardziej dodaje.

 

Praca w ferie to często nie wybór, a konieczność

 

Dla wielu nauczycieli ferie nie oznaczają całkowitego odpoczynku. Część z nich angażuje się w prowadzenie półkolonii lub podejmuje inne formy dodatkowej pracy. W wielu miastach organizowane są zajęcia dla dzieci, które nie wyjeżdżają na zimowiska, a nauczyciele chętnie angażują się w ich prowadzenie.

 

Pierwszy tydzień ferii spędzam na odpoczynku i czytaniu książek, bo w roku szkolnym rzadko mam na to czasmówi nauczycielka historii. – W drugim tygodniu prowadzę półkolonie. To wymagające zajęcie, ale daje mi możliwość kontaktu z dziećmi innymi niż moi uczniowie.

 

Półkolonie to nie tylko okazja do podreperowania domowego budżetu, ale także możliwość zdobycia nowych doświadczeń. Wielu nauczycieli wybiera również kursy doszkalające, które pozwalają im rozwijać swoje kompetencje zawodowe. To czas na poznawanie nowych metod nauczania, aktualizowanie wiedzy i poszerzanie umiejętności pedagogicznych.

 

Problemem, który często się pojawiał, było to, że oprócz pracy w szkole, trzeba było znaleźć dodatkową pracę, żeby utrzymać się na odpowiednim poziomie. I to jest jeden z większych problemów w dzisiejszej edukacji – kto chce za niewielkie pieniądze wkładać tak dużo wysiłku? – mówiła w rozmowie ze Strefą Edukacji edukatorka i podróżniczka, Sabina Piłat.

 

Choć ferie to dla nauczycieli czas wolny od zajęć dydaktycznych, wielu z nich nie może sobie pozwolić na całkowity odpoczynek. Planowanie kolejnego semestru, przygotowywanie materiałów, a także rozwój osobisty – to wszystko sprawia, że ich wolne dni często są wypełnione obowiązkami.

 

Niektórzy nauczyciele świadomie poświęcają ferie na relaks i regenerację, by z nową energią wrócić do pracy. Wyjazdy w góry, długie spacery, sport czy po prostu leniwe poranki to sposoby na odzyskanie sił.

 

Niezależnie od tego, czy nauczyciele w ferie stawiają na odpoczynek, rozwój czy dodatkową pracę, jedno jest pewne – po przerwie zimowej wracają do uczniów z nową energią i pomysłami na kolejne miesiące nauki.

 

 

 

Źródło: hwww.strefaedukacji.pl



Wczoraj Łukasz Szeliga zamieścił na swoim na fbprofilu tekst, który jest kolejnym przyczynkiem do dyskusji o reformatorskich działaniach MEN

 

 

Od trzech dni toczy się polemika w edukacyjnych grupach i społecznościowych bańskich na temat artykułu Katarzyny Słowik pt.: „Barbara Nowacka, Joanna Mucha, Katarzyna Lubnauer. Miał być edukacyjny dream team, są wkurzeni nauczyciele”, w którym wypowiadają się nie tylko nauczyciele, ale również osoby współpracujące przy nadchodzącej reformie.

 

W wypowiedziach wybrzmiewa sporo zawiedzenia dotychczasowymi działaniami MEN-u, bezpośrednie zarzuty o brak dostatecznych kompetencji przez ministerialny zespół i rozczarowanie sposobem wprowadzania reformy.

 

Należę do osób, które z optymizmem patrzyły na nowy skład Ministerstwa Edukacji Narodowej, lecz przeszacowały jego możliwości. Z czego to wynikało? Na to pytanie pośrednio odpowiem, dzieląc się ważnymi dla mnie refleksjami i opiniami:

 

> MEN wbrew pozorom ma ograniczony wpływ wdrażania zmian w edukacji systemowej. O ile może wydać rozporządzenie i zaplanować reformę, to na tu i teraz o kształcie szkolnictwa publicznego decydują samorządy. To one zamykają szkoły, tną budżet i wyznaczają kierunek rozwoju edukacji na poziomie lokalnym. Wydaje się, że MEN nie ma póki co skutecznego@ sposobu działania, a widoczne jest to przede wszystkim w temacie liczebności klas. W miastach potrafią one liczyć przeszło 35 osób, a na wsiach zespół klasowy potrafi składać się z 5 osób. Przydałaby się odgórna decyzja w tym temacie, ale tej na razie brak.

 

> W Polsce mamy przeszło 720 tys. nauczycielek i nauczycieli (dane na czerwiec 2024 roku, Glos Nauczycielski), więc naiwnym jest oczekiwanie, że w tak zróżnicowanej światopoglądowo, kompetencyjnie i z uwagi na wiek osób będzie jedność opinii i poglądów na edukację. To w zarządzaniu zasobami ludzkimi ogromne wyzwanie i wbrew pozorom nie tyle trzeba w nim specjalisty od edukacji, co od zarządzania zmianą i komunikacji masowej.

 

> Wzrost pensji nauczycielskich był konieczny. Natomiast zakładanie, że przełoży się on na jakość wykonywanej pracy, gotowość do rewizji stosowanych metod i prezentowanego podejścia jest nie tyle naiwne, co nierozsądne. Mamy teorie sprawdzone w praktyce, które udowadniają, że wzrost płac nie musi przełożyć się na jakość wykonywanej pracy. I nie odwołuję tu to Daniela Pinka, którego w pandemii odkryli edukacyjni szkoleniowcy, a chociażby do Dwuczynnikowej Teorii Herzberga. Innymi słowy: wzrost pensji nie musi (powiem dosadniej: nie przełoży się) na jakość wykonywanej pracy przez nauczycieli. Czy nauczycielom należały się podwyżki? Oczywiście, że tak, ale nie stanowią one skutecznego narzędzia w budowaniu nowej jakości edukacji masowej.

 

> MEN tworzy zespół osób, których wykształcenie i doświadczenie zawodowe w zdecydowanej większości nie jest związane z edukacją na poziomie szkolnictwa od przedszkola do szkół ogólnokształcących. Fakt ten natomiast nie musi być ujmą dla ludzi decydujących dziś o edukacji w Polsce, ale zdecydowanie wiąże się z nim ryzyko, któremu warto przeciwdziałać, a mianowicie ryzyko wpadnięcie w pułapki populizmu i podejmowania decyzji pod wpływem różnych grup wpływu (czy to firm technologicznych czy influencerów). Wydaje się, że scedowanie reformy na IBE było rozsądną decyzją, a nawet taktycznie przemyślaną. W przypadku błędów przy projektowaniu i wdrażaniu reformy (tak, jak miało to miejsce z profilem absolwenta) odpowiedzialność spadnie na IBE, a nie na MEN.

 

> Pomysł z okrągłym stołem, przy którym zasiada młodzież ze szkół średnich przy udziale Pani Minister był bardzo dobry. Zabrakło w nim niestety, co wybrzmiewa z wypowiedzi niektórych dorosłych (wcale nie tych znanych z Internetu) nauczycieli i rodziców. Dialog z nauczycielami (może tylko medialnie?) ustąpił dialogowi z młodzieżą, którą przedstawiciele MEN uznają w swoich wypowiedziach za ekspertów od edukacji i osoby, które najlepiej wiedzą, jak powinna wyglądać. Mam co do tego duże wątpliwości, bo osoba, która tkwi w pewnej kulturze edukacyjnej i nie liznęła innego podejścia do edukacji może tkwić w okowach swego jednostkowego doświadczenia. Przykładem jest tu chociażby oczekiwanie przez niektóryh uczniów biorących udział w okrągłych stołach, że to nauczyciel będzie tym, który zaprojektuje ścieżkę edukacyjną ucznia. A gdzie współodpowiedzialność za proces uczenia SIĘ wyrażana chociażby w samoocenie uczniowskiej ? Gdzie odpowiedzialność domu za wychowanie dziecka? Zbyt wiele chce się zrzucić na barki szkoły, zapominając, że to dom wychowuje, a szkoła współwychowują; że upodmiotowiony uczeń musi brać odpowiedzialność za proces uczenia SIĘ i ponosić konsekwencje swoich decyzji.

 

> Rozpoczęcie rządów od wzięcia się za temat szafek w szkołach i wydanie rozporządzenia w sprawie zakazu zadań domowych na poziomie szkół podstawowych nie było moim zdaniem dobrym startem, bo pokazało, że MEN nie do końca rozumiał na czym polega autonomia nauczycieli i zaufanie do dyrektorów szkół, a przede wszystkim sięgnął po narzędzie jakim jest rozporządzenie aby nie tyle regulować coś prawem, bo to już istniało, a zdyscyplinować niereformowalnych nauczycieli. To kłóciło się z wizerunkiem kreaowanym przez MEN w pierwszych tygodniach, jako intytucji otwartej na dialog.

 

> Generowanie zasięgów na podstawie tego, co negatywne, a nie pozytywne. Odnoszę wrażenie, że cokolwiek zrobi MEN (ten czy inny), to na plan pierwszy medialnie wysuną się błędy i uchybienia, a nie dobre i mądre decyzje. Klikalność, wejścia na stronę i zatrzymanie odbiorcy w mediach społecznościowych (tradycyjnych dziś również) odbywa się poprzez sięganie po to, co negatywne, a nie pozytywne. I nie chodzi mi o pudrowanie MEN-owskiej rzeczywistości, ale o społeczną odpowiedzialność kreatorów opinii publicznej, aby umieć powiedzieć, co jest dobre. Zrobić to, czego nie umiała klasa rządząca i część głosujących na nią osób o kadencjach PiS-u. Bowiem nie wszystkie decyzje poprzedniej ekipy (nawet Ministra Czarnka) były złe.

 

Cieszę się, że obecne MEN wzięło się za CKE, podejmuje temat edukacji włączającej, a kuratoriami kierują osoby kompetentne.

 

> Myślenie o edukacji w sposób fragmentaryczny, a nie całościowy i projektowanie reformy bez reformy kształcenia przyszłych nauczycieli jest błędem. Pomijanie roli przedszkoli i edukacji wczesnoszkolnej w rozwoju dziecka i skupianie się na szkolnictwie średnim jest błędem. Deprecjonowanie wczesnych etapów edukacji jest brakiem wiedzy z zakresu psychologii rozwojowej dziecka i jest błędem. Przymykanie oczu na masowość studiów nauczycielskich i brak bariery wejścia do zawodu to odwracanie głowy od realnych problemów i jest to błąd. Uważam, że MEN na tej płaszczyźnie powiela błędy poprzednich rządów.

 

> Karta Nauczyciela, która wydaje się być kulą u nogi przy jakiejkolwiek sensownej reformie, a jednocześnie każdy, kto podniesie na nią rękę musi liczyć się z tym, że mu ją odetną. Czy wiecie, że dziś nie da się zwolnić nauczyciela, który stosuje przemoc psychiczną wobec uczniów, jeżeli tylko wywiązuje się ze swoich obowiązków tj. nie przyjdzie pod wpływem alkoholu do miejsca pracy, nie podniesie ręki na ucznia lub nie dopuści się innego czynu zabronionego prawem? Szkoła to autentycznie świetna przestrzeń do otrzymywania comiesięcznego wynagrodzenia, ubezpieczenia społecznego i realizowania potrzeby władzy dla tych, którzy nigdy nie powinni uczyć w placówkach edukacyjnych.

 

> Nauczycielski dobrostan. Jak chcemy dbać o profilaktykę zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży szkolnej, gdy nie dbamy o nią u nauczycieli? Roczny urlop na poratowanie zdrowia jest świetny, ale gdzie przyspieszony dostęp do lekarzy specjalistów, superwizje i zaspokojenie nauczycielskich czynników higieny (patrz: Dwuczynnikowa Teoria Herzberga)?

 

> Kontekst. Dziś w szkolnych ławkach siedzą przedstawiciele dwóch generacji: Z i Alfa, a ich rodzicami jest generacja Y, która przychodzi w większości na wywiadówki do generacji X. Elektroniczny dziennik stał się smyczą, Internet wychowuje, a pop edukacja kształci rodziców. Oczywiście niektórych, bo nie większość, prawda? […]

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/lukaszszeliga.priv/

 

 

 

 



Oto fragmenty obszernej informacji, zamieszczonej dzisiaj (3 lutego 2025 r.) przez „Portal dla Edukacji” o rysującej się szansie na poprawę jakości kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela:

 

MEN zaproponuje zmiany w standardzie kształcenia nauczycieli. Koniec z brakami w szkołach

 

 

[…]

 

>MEN, w porozumieniu z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego, zaproponuje zmiany rozporządzenia w sprawie standardu kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela.

 

>Zmiany ukierunkowane będą na opisanie wymagań dotyczących przygotowania pedagogicznego psychologów.

 

>Ich wprowadzenie umożliwi uznanie kwalifikacji do pracy w oświacie szerszej grupie absolwentów studiów psychologicznych przy zapewnieniu wysokiej jakości kształcenia – zapowiada MEN. 

[…]

 

Odpowiadając na pismo RPD wiceministra edukacji Piechna-Więckiewicz zapewniła, że MEN „zainicjowało i prowadzi działania, których celem jest poprawa jakości i dostępu do pomocy psychologiczno-pedagogicznej dla dzieci i uczniów”.

 

Piechna-Więckiewicz poinformowała, że MEN m.in. podjęło prace nad przygotowaniem zmiany przepisów w sprawie kwalifikacji wymaganych od nauczycieli w celu poszerzenia kręgu osób, które ukończą studia magisterskie na kierunku psychologia i posiadają przygotowanie do pracy z dziećmi i młodzieżą, a tym samym mogłyby zostać zatrudnione na stanowisku nauczyciela psychologa.

 

Ministra zapowiedziała, że w porozumieniu z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego, zaproponowane zostaną również zmiany rozporządzenia w sprawie standardu kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela.

 

Zmiany ukierunkowane będą na opisanie wymagań dotyczących przygotowania pedagogicznego psychologów. Ich wprowadzenie umożliwi uznanie kwalifikacji do pracy w oświacie szerszej grupie absolwentów studiów psychologicznych przy zapewnieniu wysokiej jakości kształcenia – czytamy w odpowiedzi resortu. […]

 

Piechna-Więckiewicz poinformowała także, że w roku szkolnym 2024/2025 liczba etatów psychologów w szkołach i placówkach objętych standardem zatrudnienia specjalistów wzrosła o blisko 2 tys. etatów w stosunku do roku szkolnego 2023/2024 i wynosi obecnie 12,5 tys.

 

Równolegle do procesu monitorowania poziomu kwalifikacji zatrudnionych specjalistów, inicjujemy prowadzenie projektów i działań szkoleniowych, których celem jest podnoszenie kompetencji nauczycieli specjalistów, w tym psychologów. Kierujemy się przy tym zasadą upowszechniania praktyk o potwierdzonej skuteczności i opartych na naukowych teoriach (evidence-based practice) – czytamy w odpowiedzi Piechny-Więckiewicz Jako przykład wiceministra podała projekt pod nazwą „Szkoła dostępna dla wszystkich”. W projekcie tym szkolenia oparte są na koncepcji „uczenia się w działaniu”. […]

 

Poinformowała, że dla absolwentów studiów psychologicznych, którzy nie posiadają przygotowania pedagogicznego, ministerstwo przygotowało ofertę bezpłatnych, finansowanych z budżetu ministerstwa, kwalifikacyjnych studiów podyplomowych na kierunku „Psychologia edukacyjna z przygotowaniem pedagogicznym”. Aktualnie przygotowywana jest III edycja tych studiów podyplomowych przewidziana do realizacji przez 10 uczelni.[…]

 

Wskazała, że istotnym wsparciem merytorycznym dla nauczycieli specjalistów, w tym psychologów, są wdrażane do praktyki edukacyjnej Specjalistyczne Centra Wspierające Edukację Włączającą (SCWEW).

 

Działania SCWEW dotyczą poprawy dostępności usług edukacyjnych w szkołach ogólnodostępnych dla uczniów ze zróżnicowanymi potrzebami edukacyjnymi. Obejmują także wsparciem kadrę przedszkoli i szkół ogólnodostępnych, bazując na specjalistycznych zasobach kadry przedszkoli i szkół specjalnych. Jak przekazała z pilotażu SCWEW w latach 2021-2023 wynika, że działania te są pozytywnie ocenione przez szkoły ogólnodostępne jako wspierające w rozwijaniu kompetencji nauczycieli, specjalistów i pracowników niepedagogicznych. „Obecnie wchodzimy w kolejny etap działania dotyczący utworzenia docelowo 285 SCWEW w całym kraju” – podała.

 

 

 

Cały tekst „MEN zaproponuje zmiany w standardzie kształcenia nauczycieli. Koniec z brakami w szkołach”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/

 

 



Niczym nieuzasadnionym naszym zaniedbaniem byłoby niezamieszczenie dzisiejszego ranka, choć fragmentów, najnowszego obszernego tekstu Jarosława Pytlaka, który w minioną sobotę pojawił się na Jego blogu „Wokół Szkoły”.  Zalecając lekturę  jego pełnej wersji bezpośrednio na blogu – dla rozbudzenia apetytu – zamieszczamy kilka jego, najbardziej  „treściwych” fragmentów:

 

 

Osiem filarów reformy edukacji (z komentarzem)

 

Podejrzewam, że większość nauczycieli ma mgliste pojęcie o reformie edukacji, którą na zlecenie MEN szykuje Instytut Badań Edukacyjnych. Koncepcja właśnie się wykuwa, a w środowisku oświatowym nie widać większego zainteresowania, mało dyskutuje się nad kolejnymi pomysłami ujawnianymi przez władze, nie słychać pytań. Brak entuzjazmu wypalonych kadr pedagogicznych nie dziwi, ale nieświadomość może okazać się szkodliwa. Oto bowiem na podstawie już dostępnych informacji należy spodziewać się gruntownej zmiany roli nauczyciela. Warto zatem wiedzieć, co się kroi, żeby za półtora roku nie obudzić się nagle ze zdziwieniem w nowej rzeczywistości.

 

x           x           x

 

Mitem założycielskim reformy przeprowadzonej osiem lat temu przez Annę Zalewską było uznanie gimnazjów za główne źródło negatywnych zjawisk obserwowanych wśród młodych ludzi. Postanowiono zatem zlikwidować te szkoły, bez żadnej naukowej analizy i diagnozy ich funkcjonowania, za to ku uciesze dwóch trzecich elektoratu, który łatwo dał sobie wmówić, że to najlepsza droga, by dzieci były wychowywane i kształcone jak za dawnych dobrych czasów. Okazało się to mrzonką, ale negatywne skutki przeorania systemu bardzo boleśnie odczuło kilka roczników uczniów oraz wiele tysięcy nauczycieli. Fatalne konsekwencje długofalowe, choćby przeładowanie programów nauczania w najstarszych klasach szkoły podstawowej, ponosimy do dzisiaj.

 

Mitem założycielskim reformy przygotowywanej obecnie jest przeświadczenie, że to nauczyciele odpowiadają za niemal wszystkie negatywne zjawiska, jakie dzieją się w polskiej oświacie; nie są gotowi na wyzwania współczesności i nie radzą sobie z nimi. Że potrzebują przewodnictwa, które wyznaczy nowoczesne kierunki działania i wdroży pedagogiczne szeregi do ich realizacji. Wszystko to dzieje się bez rzetelnej analizy i diagnozy sytuacji tej grupy zawodowej, za to ku uciesze części elektoratu, który nie sięga myślą, że nauczyciele mogą nie stosować najlepszych metod pracy nie dlatego, że ich nie znają, ale dlatego, że pracują w warunkach, które na to po prostu nie pozwalają. Społeczną nieufność podbudowują niektóre działania władz, np. urzędnicza ingerencja w metodykę prac domowych w szkole podstawowej. Pojawia się pełna nieufności retoryka, na przykład w słowach ministra sportu Sławomira Nitrasa, który, zapowiadając opracowanie nowej podstawy programowej wychowania fizycznego wskazał, że musi ona być zrozumiała dla uczniów i rodziców, żeby można było wyegzekwować (sic!) jej właściwą realizację. Obrazu dopełniają zaniechania rządzących, jak choćby odmowa wycofania powszechnie krytykowanych jako pozbawionych sensu tzw. „godzin dostępności”. Nic konkretnego nie dzieje się z postulatem powiązania płac nauczycieli ze średnią krajową, za to pani Nowacka zachwyca się, że są wśród nauczycieli tacy, którzy weszli w drugi próg podatkowy. Opinia publiczna łyka tę rewelację bez świadomości, że dotyczy ona tylko nielicznych nauczycieli dyplomowanych, pracujących na co najmniej półtora etatu, co może pozwala zarobić godziwe pieniądze, ale na pewno nie służy ani efektywności pracy, ani zachowaniu zdrowia.

 

Reasumując, w założeniach twórców obecnej reformy kadra pedagogiczna stanowi masę upadłościową, którą – wobec braku nowych, nieskażonych adeptów zawodu – trzeba poddać uzdatnieniu, przyuczając do zupełnie innego sposobu funkcjonowania, który zostanie zapisany w dokumentach przygotowanych przez oświeconych reformatorów. O poprawie warunków pracy – cisza.

 

x           x           x

 

W dalszej części tego tekstu przybliżę Czytelnikowi główne założenia (filary) reformy. Oprę się w tym celu na artykule Karoliny SłowikOsiem filarów reformy edukacji, które po zmianie władzy trudno będzie wyrzucić do kosza”, opublikowanym 16 stycznia br. na wyborcza.pl. Źródłem zawartych w nim informacji jest dr Tomasz Gajderowicz, wicedyrektor IBE, który często opowiada o reformie i firmuje komunikaty adresowane do opinii publicznej. Niewątpliwie osoba doskonale zorientowana.[…]

 

Przyjrzyjmy się teraz ośmiu filarom, zaprezentowanym czytelnikom wyborcza.pl przez Tomasza Gajderowicza, które opatruję tutaj komentarzem na kanwie cytatów z artykułu, fragmenty pominięte w danym wątku oznaczając znakiem (…).

 

1.Wiedza, kompetencje, sprawczość uczniów i uczennic. – Chodzi o to, żeby rzeczywiście kompetencje osobiste, społeczne i poznawcze oraz sprawczość – zapisane w profilu absolwenta – były realizowane w szkole: w tym, jak uczymy, i czego dzieci doświadczają. Nie tylko w podstawie programowej – komentuje dr Gajderowicz. […]

 

2.Wzmocnienie nauczycieli. – Często słyszymy, że sprawczego ucznia może wykształcić tylko sprawczy nauczyciel. A w momencie, w którym mamy najniższą satysfakcję zawodową na świecie według badań międzynarodowych TIMSS, niskie zarobki nauczycieli, trudne warunki pracy, głęboki kryzys demograficzny i emocjonalny, to wypracowanie systemu wsparcia tutaj jest kluczowe – mówi wiceszef IBE. Został już powołany zespół do zmierzenia się z tymi zagadnieniami. Wypracowuje rozwiązania, które będą konsultowane przez nauczycieli w każdym regionie Polski. Jak tłumaczy dr Gajderowicz, kluczowe będzie doskonalenie nauczycieli i powierzenie im narzędzi pracy opartych o efektywne metody kształcenia i najnowszą wiedzę. […]

 

3.Wspierające ocenianie. – Czyli pokazanie nauczycielom, że można też uczyć, oceniając, a nie tylko oceniać efekty. To oznacza wiadomość zwrotną dla uczniów, co wcale nie jest tożsame z tym, że nauczyciele mają siedzieć po nocach i komentować postępy uczniów na piśmie. Dzisiaj mamy szereg narzędzi, w tym cyfrowych, które pozwalają oceniać wspierająco, kształtująco, zamiast kończyć ocenę na cyfrach od 1 do 6. Jest szereg niewykorzystywanych na co dzień rozwiązań: feedback rówieśniczy, testy, quizy, mikropoświadczenia kwalifikacji i postępu przypominające harcerskie sprawności – wymienia dr Gajderowicz. I zaznacza, że nie chodzi o zmianę prawa, narzucanie czegoś odgórnie, tylko raczej o oddolną rewolucję i dostęp do tych narzędzi. (…)

 

4.Mądre egzaminy. Czyli dobre pomiarowo. (…)

 

5.Wspomaganie pracy szkół. Dotyczy to kwestii organizacyjnych, biurokracji, mechanizmów samodoskonalenia i monitorowania wyników edukacyjnych, ale i dobrostanu. – Chcemy każdego roku na każdym etapie pytać uczniów, jak się czują w szkole, jakie mają poczucie przynależności, czy czują, że szkoła im coś daje, a także obserwować postęp edukacyjny. I na podstawie tych wyników proponować szyte na miarę rozwiązania w konkretnych szkołach. Chcemy, żeby zmiany w edukacji opierały się o informację zwrotną, w jakim stopniu uczniowie zrobili postęp w odniesieniu od poprzedniego okresu i miejsca, z którego zaczynali. Mechanizm monitoringu i ewaluacji wyników może pełnić rolę formatywną dla szkoły – tak samo jak ocenianie i wiadomość zwrotna dla ucznia może też być elementem samodoskonalenia. Podkreślam, że w monitoringu nie chodzi o karanie, tylko o stworzenie dobrych warunków – mówi dr Gajderowicz. […]

 

6.Rola wychowawcza szkoły. – Mamy np. problem z oceną zachowania w tej formie. To woła o pomstę do nieba. Mój „ulubiony” przykład to punkty ujemne za samookaleczenie się. Dzisiaj gromadzimy diagnozy w tym obszarze. Tutaj konkretnych rozwiązań jeszcze nie ma, ale to obszar, któremu poświęcony jest jeden z największych projektów edukacyjnych w Polsce – przyznaje wiceszef IBE. […]

 

7.Dobre podręczniki. – Chcemy, żeby podręczniki realizowały pryncypia nauczania, które decydują o tym, czy nauczanie jest skuteczne. Dlatego przy zatwierdzaniu podręczników do użytku szkolnego będzie zaangażowany jeszcze jeden rzeczoznawca – metodyczny, który będzie tego pilnował i sprawdzał też, czy podręcznik realizuje wszystkie wymiary profilu absolwenta  – mów dr Gajderowicz. […]

 

8.Redefinicja autonomii – więcej elastyczności i odpowiedzialności. – Uważam, że dobry nauczyciel to nauczyciel autonomiczny, który ma dostęp do pełnego instrumentarium najlepszych na świecie sprawdzonych narzędzi. Chcemy zaproponować inne metody oceniania czy nauczania z potwierdzoną naukowo skutecznością. Jeśli do tego nauczyciel dzięki danym ewaluacyjnym będzie widział realny postęp uczniów, najlepiej będzie potrafił poprawiać swój warsztat – podkreśla dr Gajderowicz.

 

[…]

 

Nasz kraj musi być bardzo bogaty, jeśli stać go na zaplanowanie recyklingu zasobów intelektualnych pół miliona nauczycieli, aby wdrożyć nową koncepcję, o zupełnie nieznanej jakości i efektywności, wziętą z wyobrażeń kilku osób, opartą na badaniach statystycznych i porównawczych, bez rzetelnego fundamentu pedagogicznego. Brawo my!

 

x           x           x

 

W kolejnych artykułach zamierzam przybliżyć Czytelnikowi inne aspekty planowanej reformy, nie ukrywając nadziei, że publikacje te wpłyną na zmianę przyjętego obecnie kursu, szczególnie w kierunku zrozumienia przez reformatorów, na czym polega, czemu służy i jaką ma wartość dla systemu edukacji autonomia nauczycieli.

 

 

 

 

Cały tekst „Osiem filarów reformy edukacji (z komentarzem)”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



Dziś postanowiliśmy zainteresować Was wynikami badań sytuacji uczniów i uczennic z Ukrainy w polskich szkołach. A wszystko o tym możecie dowiedzieć się z bloga CEO:

 

 

 

Od trzech lat badamy sytuację uczniów i uczennic z Ukrainy w polskich szkołach. Od tego czasu zmieniło się wiele w oddolnych działaniach szkół i w obrębie rozwiązań systemowych. Wiemy już, które metody i rozwiązania warto wdrażać, a które nie sprawdza się. Dzięki raportowi „Różnorodność kulturowa polskich szkół – perspektywa nauczycieli i nauczycielek” wiemy także, jak różnorodność postrzegają nauczyciele i jakiego wsparcia potrzebują. 

 

Istotnym warunkiem powodzenia integracji edukacyjnej jest stosunek nauczycieli do obecności w szkole uczniów różnych narodowości oraz ich kompetencje w tym zakresie. Światło na te kwestie rzucają najnowsze badania ilościowe, które obejmowały 2869 nauczycieli z 325 szkół z całej Polski.

 

W projekcie przygotowaliśmy również opracowanie dotyczące kompetencji nauczycieli uczących dzieci z doświadczeniem migracji i uchodźstwa. Zwracamy w nim uwagę między innymi, że powszechna obecność uczniów z Ukrainy w polskiej szkole stwarza nowe wyzwania dla całego systemu edukacji. Skuteczna odpowiedź na te wyzwania wymaga rozwoju kompetencji nauczycieli i nauczycielek, w szczególności nabycia nowej wiedzy i nowych umiejętności. Aby rozwój kadry pedagogicznej był skuteczny, muszą być zapewnione odpowiednie warunki doskonalenia zawodowego.

 

x             x           x

 

Podsumowanie wyników i rekomendacje z badań: „Różnorodność kulturowa polskich szkół – perspektywa nauczycieli i nauczycielek”   –   TUTAJ

 

 

 

 

Różnorodność kulturowa polskich szkół – perspektywa nauczycieli i nauczycielek

Raport z badania ilościowego  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.ceo.org.pl/