



Dzisiaj proponujemy obszerny tekst, zamieszczony w niedzielę 22 czerwca na portalu „Strefa Edukacji”, który jest zapisem wywiadu, jaki przeprowadziła Magdalena Konczal z dr Waldemarem Jakubowskim – od XXXI Walnego Zebrania Delegatów Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” , w maju 2023 roku – przewodniczącym KSOiW. Przed tym wyborem był on wiceprzewodniczącym Regionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania Regionu Środkowo-Wschodniego. Uczyniliśmy to z jednego powodu: to pierwsza od bardzo długiego czasu okazja do poznania stanowiska w sprawie aktualnej sytuacji w oświacie tego, drugiego pod względem liczby członów, związku zawodowego, zrzeszającego nauczycieli.
Zachęcamy do przeczytania, bo nie wiadomo kiedy będziemy mieli drugą taką okazję:
Ministerstwo edukacji bardziej słucha samorządów niż nauczycieli
Foto: Adam Jankowski
Dr Waldemar Jakubowski
[…]
Magdalena Konczal : – Jak Pan ocenia mijający rok szkolny – z perspektywy nauczycieli? Czy udało się osiągnąć coś istotnego, czy raczej był to czas stagnacji?
Waldemar Jakubowski: – Ten rok można określić jako czas ciągłych zmian i braku stabilizacji. Nie sądzę, by nauczyciele wspominali go szczególnie dobrze. Choć były podwyżki, to już mało kto o nich pamięta – w rzeczywistości tylko rekompensowały one skumulowaną inflację, więc trudno mówić o realnym wzroście wynagrodzeń. MEN proponuje reformy, ale nie takie, na jakie czekało środowisko pracowników oświaty. Niektóre z nich spotykają się z jednoznacznym negatywnym odbiorem, jak choćby rzeczywisty zakaz zadawania prac domowych, co jest typowym przykładem niepotrzebnego przeregulowania systemu.
Pojawiło się też wiele zapowiedzi zmian, które wywołały poczucie niepewności – dotyczącej choćby katechetów, ale nie tylko. Zmiany związane z nauczaniem języka mniejszości narodowych mają wpływ także na nauczycieli drugiego języka obcego. To kolejne wyzwania, przed którymi stają nauczyciele.
Niestety, nic nie wskazuje na to, by warunki pracy uległy znaczącej poprawie. Wręcz przeciwnie – atmosfera w szkołach staje się coraz trudniejsza. Rosnąca roszczeniowość rodziców, problemy wychowawcze z uczniami – te kwestie nadal pozostają nierozwiązane. Do tego dochodzą komisje dyscyplinarne – w tym przypadku związki zawodowe są zgodne co do konieczności odrzucenia obowiązującego modelu odpowiedzialności dyscyplinarnej nauczycieli. Jest co prawda program wyjścia z regresu, próba zrobienia choćby kroku naprzód, ale na razie nic się w tym zakresie realnie nie dzieje.
M.K. – Spróbujmy spojrzeć na te pozytywne aspekty. W tym roku grupa nauczycieli uprawniona do otrzymania bonu na zakup laptopa została rozszerzona. Poza tym jest perspektywa likwidacji tzw. godzin czarnkowych. Dodałby pan coś jeszcze do tej listy spraw, które udało się załatwić?
W.J. – Wychodzimy z założenia, że nauczyciel to pracownik jak każdy inny i to na pracodawcy spoczywa obowiązek wyposażenia go w niezbędne narzędzia pracy – to w kontekście bonu na laptopa, program ten krytykowaliśmy od początku. Jeśli chodzi o godziny czarnkowe, rzeczywiście pojawiła się zapowiedź ich zniesienia w ramach szerszego procesu deregulacji. Ale wciąż czekamy na konkretne decyzje.
Są też inne pozytywne sygnały – choć nie wynikają one bezpośrednio z działań Ministerstwa Edukacji Narodowej. Od lat apelowaliśmy o uregulowanie niektórych spraw i dziś można mówić o pewnym przełomie, który jest wynikiem uchwały Sądu Najwyższego z lutego 2025 r. Od lat apelowaliśmy o uregulowanie kwestii wycieczek szkolnych i można mieć nadzieję, że to się będzie stopniowo stabilizowało. Chcemy w tym zakresie szczegółowo informować nauczycieli o obowiązujących zasadach prawa, które regulują to zagadnienie, jak choćby o obowiązku zapewnienia minimum 11 godzinnego dobowego wypoczynku.
Prowadzimy również akcję informacyjną dotyczącą roszczeń finansowych – nauczyciele mają prawo ubiegać się o należności nawet do trzech lat wstecz. Rozsyłaliśmy do swoich struktur szczegółowe instrukcje, jak domagać się wypłaty za należne godziny nadliczbowe. To ważne, by byli świadomi swoich praw i potrafili o nie zabiegać. Pod tym względem widać poprawę.
Na ile te pozytywy są zasługą MEN, a na ile efektami działań związków zawodowych czy innych czynników – to kwestia otwarta. Z mojej perspektywy, rola resortu w tych zmianach była raczej marginalna.
Załatwiane są drobne problemy, ale te zmiany mają raczej symboliczny charakter. Jest szumna zapowiedź, że będzie procedowany projekt obywatelski, ale tych zapowiedzi było już kilka, a do tej pory nic się nie zmieniło
M.K. – Lista spraw wymagających pilnego załatwienia jest znacznie dłuższa niż lista pozytywnych zmian, które udało się wdrożyć. Nadal nie rozwiązano kwestii powiązania nauczycielskich wynagrodzeń z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce, wypłat za nadgodziny po wyroku Sądu Najwyższego czy powrotu urlopów dla poratowania zdrowia dla tych, którzy utracili to prawo wskutek tzw. wcześniejszych emerytur. Oczywiście jest jeszcze szereg innych zagadnie. Które powinno być najpilniej rozwiązane?
W.J. – Przede wszystkim: ochrona przedemerytalna. To temat, na który jako „Solidarność” od dawna zwracamy uwagę. Niestety, propozycje w tym zakresie albo w ogóle nie zostały uwzględnione, albo mają wręcz karykaturalny charakter. Choć w przepisach pojawił się zapis o ochronie, to katalog wyjątków jest bardzo szeroki, wręcz otwarty. Użyte sformułowania są na tyle ogólne, że dyrektorzy szkół mogą łatwo wykorzystywać te luki. W praktyce oznacza to, że nauczyciele wciąż nie mają realnej ochrony przedemerytalnej – i to jest, moim zdaniem, jedna z najpoważniejszych kwestii do naprawy. Jest to też przykład braku równości wobec prawa, gdy jakiejś grupie zawodowej, w tym wypadku nauczycielom, odmawia się uprawnień przysługujących inny grupom zawodowym.
Drugą sprawą są nagrody jubileuszowe. Doceniamy zrównanie uprawnień nauczycieli z pracownikami samorządowymi – to krok w dobrą stronę. Ale co z tymi kilkuset nauczycielami, którzy pracują już 45, a nawet 47 lat, a nadal nie będą mogli skorzystać z nowych zasad naliczania nagrody? Ministerstwo tłumaczy się kosztami budżetowymi. Ale jakie to mogą być koszty, skoro mówimy o tak niewielkiej grupie nauczycieli?
I oczywiście – urlopy dla poratowania zdrowia. Ich faktyczna likwidacja w stosunku do osób najbardziej potrzebujących takiego uprawnienia, czyli nauczycieli objętych uprawnieniem do wcześniejszej emerytury, nie jest wprawdzie efektem działań obecnego rządu, ale ta ekipa również nie podjęła żadnych kroków, by tę sytuację naprawdę poprawić. Wręcz przeciwnie – obecne stanowisko jest bardzo twarde i nieprzychylne nauczycielom w tej kwestii.
Załatwiane są drobne problemy – jak choćby godzin czarnkowe – ale te zmiany mają raczej symboliczny charakter. Jest szumna zapowiedź, że będzie procedowany projekt obywatelski [ZNP zakładający powiązanie pensji nauczycieli z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce – przyp. red.], ale tych szumnych zapowiedzi było już kilka, a do tej pory nic się nie zmieniło.
M.K. – Myślę też, że cały czas otwarta pozostaje kwestia uregulowania godzin ponadwymiarowych – tak, by obowiązywały jednolite zasady w całym kraju. Zdarza się przecież, że nauczyciele tracą te godziny na przykład podczas wyjazdów na wycieczki szkolne. Miała to uregulować nowelizacja Karty nauczyciela, ale sprawa wciąż stoi pod znakiem zapytania.
W.J. – Właśnie nie stoi pod znakiem zapytania, bo ministerstwo mówi jasno, w komentarzu do naszych postulatów, że nie chce tego uregulować. Tam MEN wskazało, że ten postulat nie zostanie zrealizowany, bo jest to bardzo trudne i sytuacje dotyczą różnych przypadków. A nasze rozwiązania były konkretne i proste. Wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe nie powinno przysługiwać tylko wtedy, gdy ich nieodbycie nastąpiło z przyczyn leżących po stronie nauczyciela lub w związku z przypadaniem w tygodniu pracy dnia ustawowo wolnego od pracy.
M.K. – To ciekawe, bo ta zmiana została zapisana w projekcie zmian w ustawie na stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. I czytałam, że ta kwestia ma być uregulowana…
W.J. – Miała być, ale nie jest, przynajmniej nie w sposób, którego się domagaliśmy. Podejrzewam, że chodzi o nacisk lobby samorządowego. Podobnie jak przesunięcie koniecznych zmian w czasie. Słyszymy ciągle, że może w 2026, a może w 2027 roku, a „może później” – i tak w nieskończoność. To klasyczne przerzucanie się odpowiedzialnością i unikanie rozwiązania konkretnych problemów.
Tymczasem nauczyciele są coraz bardziej sfrustrowani. Nie oszukujmy się – zapowiedzi ministerstwa, a także wyroki sądów i uchwała Sądu Najwyższego, tylko rozbudziły ich oczekiwania. Padają deklaracje: „zaraz się tym zajmiemy”, „spotkajmy się, żeby to rozwiązać”. Do tych spotkań rzeczywiście dochodzi, ale nie przynoszą one żadnych konkretnych efektów.
M.K. – Ma Pan na myśli teraz godziny nadliczbowe czy ponadwymiarowe?
W.J. – Mowię o obu kwestiach, bo każda z nich wymaga uregulowania. Godziny ponadwymiarowe to odrębna sprawa. Od dawna postulujemy, że jeśli zajęcia nie odbędą się z winy nauczyciela – to rzeczywiście nie powinny być opłacane. Ale jeśli nie doszło do nich z przyczyn niezależnych od pracownika lub z winy pracodawcy – to takie godziny powinny być wypłacane.
Weźmy na przykład godziny zajęć indywidualnych. Nauczyciel przychodzi, jest przygotowany, ma gotowy materiał, siedzi w klasie – a uczeń się nie pojawia. Czy to wina nauczyciela? Oczywiście, że nie.
Ten nauczyciel poświęcił czas na przygotowanie, często tworzy materiały od podstaw – bo praca indywidualna to zupełnie inny wymiar niż typowa lekcja. Tu nie ma „gotowców” czy schematów, każda jednostka musi być dostosowana do konkretnego ucznia. Czas przygotowania w domu, czas oczekiwania w szkole – to wszystko są realne obowiązki. A mimo to mówi się: „uczeń nie przyszedł, więc nie płacimy”.
To niesprawiedliwe i demotywujące. Takie sytuacje jasno pokazują, że obecne przepisy są nieadekwatne do realiów pracy nauczyciela i wymagają pilnej zmiany.
M.K. – Albo jak nauczyciel pojedzie na wycieczkę i de facto pracuje jeszcze dłużej, a traci wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe, które mógłby w tym czasie przeprowadzić…
W.J. – No właśnie, podobna sytuacja jest w przypadku wuefistów i zawodów sportowych. Jest na zawodach często od rana do wieczora i traci godziny ponadwymiarowe, bo nie przeprowadził zajęć. Przecież to jest nonsens. To są sprawy, które da się załatwić, ale niestety chyba ministerstwo bardziej zaczęło słuchać samorządowców niż nas.
M.K. – Czy pana zdaniem istnieją realne szanse na jakiekolwiek podwyżki dla nauczycieli od 1 września 2025 roku?
W.J. – Pojawiły się zapowiedzi, strefa publiczna ma dostać waloryzację inflacyjną, to też podwyżki nie będzie, tylko wyrównanie skutków inflacji, a nawet znacznie poniżej inflacji, bo mowa jest o 3%, co jest złamaniem unijnej dyrektywy o adekwatnych płacach. Były zapowiedzi jakichś większych podwyżek, ale na razie jest cisza na ten temat. Nie mamy jeszcze projektu nowej ustawy budżetowej, więc trudno dziś o tym mówić. A czy coś od września się pojawi? Śmiem wątpić.
Oczywiście, teoretycznie można by wygospodarować środki z jakichś rezerw, ale to bardzo mało prawdopodobne. Takie działanie wymagałoby gruntownej przebudowy całego budżetu, zatem musimy czekać na budżet na rok 2026, a propozycje pojawią się wkrótce.
M.K. – A z perspektywy oświatowej „Solidarności” – jakich podwyżek oczekujecie?
W.J. – Naszym głównym postulatem jest powiązanie wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej. Domagamy się wprowadzenia tego rozwiązania na stałe – nie w formie kwotowej, lecz procentowej.
Jeśli chodzi o dodatek za wychowawstwo – pojawiały się różne pomysły, w tym uzależnienie wysokości dodatku od liczby uczniów, ale to były bardzo skomplikowane algorytmy. My od początku mówiliśmy jasno: dodatek powinien wynosić minimum 10%, a najlepiej 15% wynagrodzenia zasadniczego nauczyciela mianowanego. Realnie, w obecnych warunkach, oznaczałoby to kwotę rzędu tysiąca złotych – i byłaby to rzeczywista, odczuwalna zmiana.
Równocześnie zwracamy uwagę na inne ważne kwestie – chociażby na dodatek za trudne warunki pracy. Wciąż nieuregulowana pozostaje sytuacja nauczycieli pracujących z uczniami z orzeczeniami w szkołach ogólnodostępnych. W tym zakresie panuje cisza, a temat jest bardzo istotny.
Warto podkreślić, że dodatki to nie są „bonusy znikąd” – one wynikają z realnego wysiłku i specyfiki pracy nauczyciela. Jeśli te obciążenia nie są odpowiednio wynagradzane – jak choćby w przypadku godzin ponadwymiarowych – to mamy do czynienia z formą dyskryminacji zawodowej. I tak właśnie należałoby to określić.
M.K. – Wspomniał Pan o uczniach ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi – a przecież ich liczba w szkołach stale rośnie. A więc warunki pracy nauczycieli w tym kontekście stają się coraz trudniejsze…
W.J. – Zdecydowanie tak, są coraz trudniejsze. Jednocześnie widzimy, że w ramach projektu deregulacyjnego Ministerstwo Edukacji planuje umożliwić zatrudnianie nauczycieli przedszkoli bez pełnych kwalifikacji. Rozumiem, że próbujemy ratować system, ale robimy to w bardzo ryzykowny sposób. Jeśli do szkół i przedszkoli trafią osoby przypadkowe, bez odpowiedniego przygotowania, to rodzi pytania o jakość ich pracy i skuteczność w realizowaniu obowiązków.
A przecież kwalifikacje są dziś potrzebne bardziej niż kiedykolwiek. Liczba uczniów z orzeczeniami rośnie – nie mówiąc już o tych z opiniami. To ogromne wyzwanie dla nauczycieli. W niektórych klasach uczniowie wymagający indywidualnego podejścia stanowią już połowę, a nawet ponad połowę grupy.
Problem polega na tym, że system tego nie uwzględnia – nie daje narzędzi, by nauczyciel rzeczywiście mógł skutecznie pracować z każdym uczniem. To potężne obciążenie, zarówno emocjonalne, jak i organizacyjne.
M.K. – Chciałam zapytać o nadchodzący rok szkolny, bo znów zapowiadanych jest sporo zmian. W szkołach pojawi się jeden z nowych przedmiotów: edukacja obywatelska. Jak oświatowa „Solidarność” ocenia ten przedmiot?
W.J. – W naszej ocenie – mimo pewnych prób i zabiegów – tego przedmiotu w obecnym kształcie po prostu nie da się skutecznie wdrożyć. Pomijając już kontrowersyjne kwestie światopoglądowe, choćby związane z tzw. klimatyzmem, wobec którego jako „Solidarność” mamy zdecydowanie krytyczne stanowisko.
M.K. – Dlaczego ta podstawa programowa jest nie do zrealizowania we współczesnej szkole?
W.J. – To jest podstawa programowa przeniesiona z dawnego WOS-u, gimnazjalnego. Wtedy były zupełnie inne warunki, inna młodzież, inaczej funkcjonująca i teraz to się wtłacza do obecnej szkoły podstawowej. Takie podejście wychodzi z IBE, oni są bardzo przywiązani do formuły gimnazjalnej, czyli żeby tworzyć gimnazjum w 8-klasowej szkole podstawowej. To trochę taka kwadratura koła.
M.K. – Od 1 września 2025 r. będziemy mieć też kolejny nowy przedmiot, choć nieobowiązkowy. Mam na myśli edukację zdrowotną.
W.J. – Jeśli chodzi o edukację zdrowotną, to oczywiście pojawiają się w niej treści, które budzą kontrowersje – i które, jeśli przedmiot pozostanie nieobowiązkowy, będzie można omijać. Ale pytanie brzmi: jak długo taka sytuacja się utrzyma? Czy w pewnym momencie nauczyciele, uczniowie i rodzice nie zostaną postawieni przed koniecznością uczestnictwa w tych zajęciach?
Druga kwestia to zasadność samego przedmiotu. Naszym zdaniem edukacja zdrowotna jest po prostu zbędna, bo wiele jej treści – tych pozytywnych, jak choćby zagadnienia dotyczące zdrowego żywienia – już teraz realizowanych jest w ramach innych przedmiotów. Można je tam z powodzeniem kontynuować. Dlatego zadajemy sobie pytanie: po co wprowadzać nowy przedmiot, skoro jego zawartość można integrować z dotychczasowym programem nauczania?
Problemem jest też zamieszanie wokół WDŻ-tu, który ma zostać wycofany ze szkół, mimo że od dwudziestu lat funkcjonuje bardzo dobrze. Znacznie łatwiej byłoby unowocześnić podstawę programową w ramach istniejących rozwiązań, niż tworzyć nowy, nie do końca przemyślany przedmiot.
Niepokoi nas również brak jasności co do tego, kto będzie prowadził te zajęcia. Edukacja zdrowotna to przedmiot interdyscyplinarny, który – teoretycznie – mógłby prowadzić prawie każdy nauczyciel. Ale naszym zdaniem to bardzo wymagające zagadnienia, zwłaszcza w aspekcie psychologicznym. Nie powinien ich uczyć „ktokolwiek” – tylko osoba z odpowiednimi kwalifikacjami. Tymczasem nauczyciele mają je dopiero nabywać.
W efekcie mamy sytuację, w której najpierw wprowadza się nowy przedmiot, potem może powstaną do niego podręczniki, a jeszcze później zaczniemy szkolić kadrę. To odwrotna kolejność, niż być powinna – i to budzi nasze poważne wątpliwości.
M.K. – W nowym roku szkolnym planowane jest ograniczenie lekcji religii lub etyki do jednej godziny tygodniowo. Jak patrzycie państwo na te zmiany?
W.J. – Jeśli chodzi o nauczanie religii, to sprawa jest bardzo poważna. Według wielu prawników, w tym również Trybunału Konstytucyjnego, zmiany wprowadzane przez Ministerstwo w zakresie lekcji religii są po prostu niezgodne z prawem. To nie tylko kwestia społeczna – to także problem prawny.
Można to uznać za jedną z bardziej dotkliwych form kapitulacji państwa wobec presji ideologicznej. Zamiast otwartej debaty i współpracy z kościołami oraz związkami wyznaniowymi, ogranicza się nauczanie do jednej godziny tygodniowo – bez realnych konsultacji. Apelowaliśmy o wprowadzenie okresu przejściowego, który pozwoliłby przygotować się na te zmiany.
Trzeba też pamiętać o nauczycielach religii. Część z nich ma dodatkowe kwalifikacje i być może odnajdzie się w innych przedmiotach, ale wielu specjalizowało się wyłącznie w tym zakresie. Dla nich ograniczenie godzin to nie tylko kwestia zmiany w grafiku, ale realne zagrożenie dla zatrudnienia. W takim przypadku należałoby przynajmniej zaproponować program przekwalifikowania.
Co więcej, istnieje obywatelski projekt ustawy przygotowany przez Stowarzyszenie Katechetów Świeckich, który dotyczy właśnie nauczania religii i etyki. Postuluje on utrzymanie nauki tych przedmiotów w wymiarze dwóch godzin tygodniowo. Projekt ma już zebraną wymaganą liczbę podpisów i zostanie złożony w Sejmie. W naszej ocenie to rozwiązanie bardziej wyważone i respektujące różnorodność światopoglądową. Odpowiada też na rzeczywistą potrzebę kształtowania moralnego uczniów w szkołach podstawowych ponadpodstawowych, bez względu na wyznawany światopogląd, z uwzględnieniem jednak istotnej społecznej potrzeby, jaką bez wątpienia jest wiedza o tym co dobre a co złe.
M.K. – Patrząc z perspektywy kolejnego roku szkolnego – jakie są nadzieje oświatowej „Solidarności”? Co chcielibyście, aby udało się załatwić? Jakie sprawy powinny zostać wreszcie rozwiązane?
W.J. – Powinien nastąpić istotny przełom w funkcjonowaniu komisji dyscyplinarnych, to rzeczywiście można załatwić. My postulujemy wyrzucenie art. 10. i zbudowanie systemu odpowiedzialności dyscyplinarnej nauczycieli na zupełnie innych zasadach, bo rozumiemy, że zawód zaufania publicznego, jakim jest nauczyciel, wymaga szczególnego podejścia. Natomiast nie może być tak, że o winie nauczyciela orzekają osoby, które nie ma ku temu kompetencji i są dość przypadkowe. To jest bardzo ważny przyczynek do tego, jaka jest atmosfera w szkołach. Przy odrobinie dobrej woli można by tę kwestię załatwić.
Są jeszcze te drobniejsze rzeczy, o których mówiłem: nagrody jubileuszowe, dodatki za trudne i uciążliwe warunki pracy. Wydaje mi się, że udałoby się to uregulować bez większego problemu, wymagałoby to jedynie pewnej elastyczności ministerstwa edukacji, ale też ministerstwa finansów i samorządów.
Kwestia godzin ponadwymiarowych i nadliczbowych też jest do załatwienia, choć oczywiście to temat trudniejszy. No i najtrudniejszy temat to stałe powiązanie płac z jakimś wskaźnikiem w gospodarce, najlepiej płac zasadniczych z przeciętną w sektorze przedsiębiorstw, jak postuluje to „Solidarność”.
Źródło: www.strefaedukacji.pl
Zostaw odpowiedź
