



Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'
Na dzień przed rozpoczęciem egzaminu ósmoklasisty proponujemy – za poradą Łukasza Szeligi – film na YoyTube „Ósmoklasiści nie płaczą”. Nie jest on „w temacie” egzaminów, ale pozwala spojrzeć na egzamin z innej perspektywy – że są inne, gorsze od niego sytuacje w życiu młodego człowieka. Jednak pod znakiem zapytania pozostaje to: dlaczego kolega Łukasz zamieścił tę informację na trzy dni przed początkiem egzaminów? Oto owa rekomendacja z minionej soboty:
[…] W zeszłym tygodniu podopieczny z siódmej klasy polecił mi film, który właśnie obejrzałem i chcę polecić go również Wam.
„Ósmoklasiści nie płaczą” to mądry film. Oswaja z tematami, które wywołują w nas, dorosłych, paraliż, niemoc lub złość. To bardzo dobry film do wspólnego obejrzenia na koniec roku z uczniami ósmych klas, poprzedzając go lekcją na temat tego, co w życiu jest prawdziwie ważne (relacje, zdrowie, duchowość, szacunek i troska o innych). To film, który warto obejrzeć w domowym zaciszu z siódmoklasistą lub uczniem pierwszej klasy szkoły średniej.
Natomiast odradzam go jako film tuż przed egzaminem ósmoklasisty. Zdecydowanie nie ten czas i pora.[…]
Źródło: www.facebook.com/lukaszszeliga.priv/
„Ósmoklasiści nie płaczą” – plik na YouTube [1:39:50] – TUTAJ
Dzisiaj postanowiliśmy zaproponować Wam lekturę tekstu, który przeczytaliśmy wczoraj na fejsbukowym profilu Ewy Ćwikły – dzisiaj już emerytki, ale dawniej nauczycielki historii, byłej dyrektorka Publicznego Gimnazjum nr 40 w Łodzi – jedynej takiej szkoły z klasami dla trudnej młodzieży, autorki podręczników do historii i wiedzy o społeczeństwie, wyróżnionej w 2006 roku odznaką „Za Zasługi dla Miasta Łodzi”.
Koleżanka Ćwikła pojęła tam temat nie tylko aktualny, ale – naszym zdaniem wręcz strategiczny – z punktu widzenia toczącej się dyskusji o kierunkach reformy polskiego szkolnictwa:
Już wkrótce po raz kolejny przyjdzie nam się zmierzyć z koniecznością dokonania wyboru, który zdecyduje o jakości naszego życia przez następne kilka lat. Media zalewają nas potokiem informacji, przytłaczają lawiną błota, wciągają w krąg brudnej gry i manipulacji.
Dlaczego to jest możliwe? Dlaczego tak łatwo ulegamy? Dlaczego tak łatwo ” kupujemy” to, co nam się mniej czy bardziej umiejętnie wciska? Nie chcę się tu zajmować polityką, oceniać niczyich racji czy słuszności . Chcę się skupić na samym zjawisku. DLACZEGO JEST TO MOŻLIWE?
Winna jest SZKOŁA. A dokładniej winien jest system edukacji. Już widzę zdumienie, niedowierzanie, być może i oburzenie. No to zastanówmy się:
1.Dlaczego nie rodzina?
Bo rodziców, dziadków też ktoś uczył, przygotowywał do roli obywatela i członka społeczeństwa. I tak oto są przygotowani. I tak niosą dalej swoje ” przygotowanie” następnym pokoleniom.
2.Dlaczego winny jest system edukacji?
Bo od początku kładziemy na obie łopatki przygotowanie do życia w państwie i społeczeństwie.
Zaraz mi ktoś powie: ” a za komuny…” Ja nie rozbierać na czynniki pierwsze tego, co było, nie oceniam. To, co było, jest już przeszłością, nie zmienimy jej. Możemy tylko wyciągnąć wnioski na dziś i jutro.
Odkąd zaczął się czas transformacji ustrojowej haniebnie zaniedbaliśmy edukację w tym względzie. Niby wszyscy wiemy, że ” takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży…” ale nic z tego nie wynika. My, ludzie, jesteśmy „zwierzętami stadnymi”. Nie żyjemy w pojedynkę, na środku pustyni.
Człowiek jest przede wszystkim członkiem rodziny, żyje w społeczności, społeczeństwie, narodzie. I do tej roli powinien być przygotowany w pierwszym rzędzie. Bezwzględnie i bezapelacyjnie. A my tymczasem debatujemy o tym, że szkoła „powinna przygotować dziś do życia jutro„… Piękne to i słuszne. Tyle, że skupia się ba zupełnie czym innym: treściach programowych, formach i metodach przekazu etc. Polski, matematyka, fizyka, biologia, chemia, historia… WF… Który przedmiot ważniejsze, któremu ile godzin, jakie treści, bo postęp, bo rozwój, bo przyszłość…
A odłogiem w naszej Ojczyźnie leży ten przedmiot, który winien być pierwszy i najważniejszy: edukacja obywatelska i społeczna. Zadbano o edukację religijną dzieci i młodzieży . Zapewniono odpowiednią ilość godzin, programy nauczania, kadrę… Można wciąż jeszcze dyskutować nad poziomem tej edukacji, ale idzie ku lepszemu, choć nie zawsze te lekcje służą tylko i li pogłębianiu wiedzy religijnej. Ale zostawmy to.
Każdy uczeń jest członkiem jakiejś społeczności: rodziny, klasy, szkoły, grupki przyjaciół. Ale także jest członkiem społeczności lokalnej a w końcu obywatelem swojego kraju.
I tu jest przyczyną wszystkiego: edukacji obywatelskiej i społecznej właściwie nie ma!!!! Żałosne szczątki w postaci lekcji WOS niczego nie załatwiają.
Polacy mają problem z zasadami komunikacji interpersonalnej. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Nie umiemy dyskutować mądrze, merytorycznie, na argumenty. Potrafimy za to posługiwać się mową nienawiści, szkalowaniem, pomawianiem…
Nie znamy mechanizmów działania państwa, gospodarki. Nie znamy struktur państwowych. Nie znamy Konstytucji. Nie znamy ordynacji wyborczych. Nie znamy kanonu praw i obowiązków obywatela. NIE ZNAMY. Dlatego tak łatwo nami manipulować.
A edukacja społeczna i obywatelska powinna być najważniejszym przedmiotem w szkole, przez cały okres nauki. Powinna przygotowywać do życia w rodzinie, społeczeństwie, państwie w sposób świadomy. Powinna być przedmiotem towarzyszącym uczniowi od początku do końca drogi edukacyjnej.
Jak ma dokonywać świadomych i mądrych wyborów człowiek, który nie zna zasad i podstaw? Szczątkowy WOS tego nie załatwi. Jak ma się czuć obywatelem ? Jak ma być patriotą, dumnym że swojej Ojczyzny? Tej dużej i tej małej, lokalnej?
Może warto rozważyć wprowadzenie takiej edukacji, aby dać Polakom szanse dokonywania mądrych, świadomych wyborów? Nie musimy być tylko pionkami na szachownicy w grze, którą rozgrywają inni. To nasz kraj, nasze życie. Nasz dom.
Ludźmi „niedouczonymi” łatwo można manipulować. Dużo trudniej mącić w głowach tym, którzy potrafią odróżnić ziarno od plew.
Żyjemy w czasie transformacji, która jeszcze nie do końca się dokonała. Uczymy się na błędach. Ale wyciągajmy z nich wnioski.
Jeśli jest czas od pierwszej klasy na tyle godzin WF i religii, to najwyższa pora, by znalazł się czas na edukację obywatelską i społeczną. Bo inaczej coraz łatwiej będzie nas prowadzić ” jak owce na manowce”.
Źródło: www.facebook.com/ecwikla/posts/
Wczoraj zarejestrowaliśmy najnowszy tekst na blogu „Pedagog”, który zainteresował nas nie tylko swoją obszernością, ale także ciekawym postulatem, zawartym już w tytule. Ze względu na rozmiary tego posta zamieszczamy wybrane – subiektywnie – fragmenty, ale chętnych odsyłamy do jego pełnej wersji załączonym linkiem:
O pedagogice religii zamiast katechezy w ramach lekcji religii
W Watykanie rozpoczęło się wczoraj konklawe. Katolicy na całym świecie czekają na powołanie następcy św. Piotra. Sięgam po najnowszą monografię ks. profesora Cypriana Rogowskiego, której tytuł zdobi okładkę z ilustracją pustej sali lekcyjnej. Może został uchwycony przez fotografa moment przed rozpoczęciem lekcji, kiedy klasy są zamykane na czas przerwy, by uczniowie spędzili ją aktywnie ze sobą, a być może fotografia oddaje pustkę sali lekcyjnej, w której katecheta oczekuje na zainteresowanych religią uczniów?
Nie prowadzę badań na temat edukacji religijnej, bo te wymagają przede wszystkim wykształcenia teologicznego. Ta dziedzina nauk ma w odniesieniu do edukacji własną dydaktykę, toteż trzeba sięgnąć do jej fundamentalnych założeń i zróżnicowanych w jej ramach modeli kształcenia. Jak każdy przedmiot szkolny, także religia, która nim być nie powinna, gdyż ma do spełnienia znacząco odmienne cele, funkcje i zadania, musi usytuować się w obcych dla nich ramach ustrojowych, organizacyjnych i w dużej mierze także kulturowych.
Monografia ks. profesora (obecnie na Uniwersytecie w Vechcie w Niemczech), międzynarodowego eksperta w zakresie pedagogiki religii, została wydana w języku polskim, niemieckim i angielskim, by mogła służyć do badań komparatystycznych na całym świecie. Jest zatem adresowana do teologów, pedagogów, socjologów i psychologów religii oraz do polityków oświatowych. W Polsce rozwija się ten nurt badań bardzo intensywnie od przełomu ustrojowego w 1989 roku, a prowadzonych przez wielu, polskich uczonych. Jego umiędzynarodowienie było możliwe także dzięki powołaniu przez ks. prof. C. Rogowskiego polsko-niemieckiego czasopisma „Keryks”, powstaniu w 2001 roku – po Ogólnopolskim Zjeździe Polskiego Towarzystwa Naukowego w Olsztynie a przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN – Zespołu/Sekcji Pedagogiki Chrześcijańskiej, którym kieruje ks. prof. Marian Nowak z KUL w Lublinie.[…]
Katecheza została przeniesiona z dniem 1 września 1990 roku z przyparafialnych sal do szkół powszechnego obowiązku jako nieobowiązkowa lekcja religii. Po 35 latach nadszedł czas na analizę stanu realizacji zajęć z tego przedmiotu, skoro po Soborze Watykańskim II i Synodzie Wűrzburskim (1971-1975) miała nastąpić zmiana w formacji religijnej na świecie. Jak pisze ks. C. Rogowski:
„W tym kontekście wydano deklarację, że lekcja religii w szkołach nie powinna być już rozumiana jako rodzaj katechezy: każdy, kto stara się – nadal wykorzystywać lekcję religii w szkołach jako ramy dla nauczania katechetycznego, będzie musiał dostrzec i znieść fakt, że społeczeństwo coraz częściej nie tylko nie będzie w stanie zaakceptować takiego rozumienia, ale także odmówi tolerowania (i finansowania) lekcji religii jako przedmiotu w dłuższej perspektywie, który jest niczym innym jak „Kościołem w szkole” i – nie tylko, ale centralnie – służy specjalnym (rekrutacyjnym) interesom określonej grupy społecznej” (s. 9-10).
Miało nastąpić zatem odejście od katechezy parafialnej na rzecz usytuowania jej jako lekcji religii w szkołach. Nie przypominam jednak sobie, by pierwszy postsocjalistyczny minister edukacji w Polsce w 1989 roku prof. Henryk Samsonowicz wprowadzając swoim zarządzeniem religię do ramowego programu kształcenia ogólnego i zawodowego powoływał się na powyższą uchwałę Synodu.
Ks. C. Rogowski wprowadza czytelnika w konieczne rozróżnienie między katechezą a lekcją religii, do którego jednak nie doszło w naszym kraju. Tymczasem było ono zasadnicze dla znaczenia ewangelizacji młodych pokoleń, która miała zmienić tak wąski sposób rozumienia religii na rzecz poszerzenia jej treści i celów, by zarazem przyczynić się do włączania osób obojętnych religijnie do wspólnoty wiary. Nadanie w Polsce tym lekcjom statusu przedmiotu szkolnego w sytuacji, gdy jest on fakultatywny (z czasem uzyskano nawet prawo do wystawiania na rocznym świadectwie szkolnym ocen z tego przedmiotu, co sprzyjało częściowo interesownemu udziałowi w zajęciach z religii celem uzyskania przez uczniów wyższej średniej ocen), musiało prowadzić do narastającego kryzysu. Przejawia się on w ostatnich latach w rezygnowaniu części nastolatków z uczęszczania na lekcje religii, a tym samym zmusza dyrektorów szkół do realizowania zajęć w grupach homo-czy heterogenicznych wiekowo.
Po ponad trzech dekadach doszło do stanu, który ks. C. Rogowski określa mianem uśmiercenia religii przez konserwatywne utrzymywanie jej w katechetycznej formule, która jest nieadekwatna do posoborowych zmian na świecie. Skutkuje ona najpierw ograniczaniem liczby godzin na lekcje religii, a w ostateczności na jej usunięcie z podstaw programowych kształcenia ogólnego. Właśnie doświadczamy tego procesu i podejmowanych decyzji o redukcji zajęć religii w szkolnictwie publicznym przez reprezentującą lewicową formację polityczną ministrę Barbarę Nowacką.[…]
Przyszłość wychowania katolickiego młodzieży w Polsce staje pod znakiem zapytania, gdyż nie da się go utrzymać jedynie mocą zobowiązań administracyjno-prawnych państwa i Kościołów. Nasilająca się ze strony politycznych sił lewicy krytyka Kościoła katolickiego w Polsce i na świecie, wykorzystywanie przez jej liderów każdego patologicznego wydarzenia, niegodnych tej formacji postaw nielicznych, ale jednak także księży katolickich, nadużywanie symboliki, rytuałów religijnych przez sprawujących władzę wykonawczą czy ustawodawczą, cynicznych polityków do realizacji własnych celów, a których życie osobiste i postawy publiczne są sprzeczne z nauką Kościoła katolickiego sprawia, że pogłębia się w naszym kraju proces sekularyzacji. Rzutuje to na postawy części rodziców, od których aprobaty zależy uczęszczanie przez ich dzieci na lekcje religii. […]
Polska przestaje być państwem mononarodowym, monokulturowym, a przecież nie była i nie jest państwem monowyznaniowym, gdyż mamy społeczności różnych wyznań religijnych, które są mniejszościowe w stosunku do religii rzymskokatolickiej i ateistów. Kościelność, religijność, wyznaniowość, duchowość, transcendentność, podobnie jak sekularyzacja, sekularyzm, ateizm, świeckość, agnostycyzm nie mają równoważnego znaczenia, toteż zamiast lekcji religii powinny być w przestrzeni szkolnej edukacji zajęcia z pedagogiki religii, której założenia łączą w sobie wiedzę teologiczną z pedagogiczną, „(…) wpisując się zarówno w tradycję racjonalności, jak i humanistyczne projekty antropologiczne, z personalizmem chrześcijańskim włącznie, opartym na antropologii zakorzenionej w Biblii, ponieważ człowieczeństwo ma swoje najgłębsze źródło w Boskiej naturze” (s. 51).
O różnych rozwiązaniach teologiczno-pedagogicznych pedagogiki religii w krajach Europy Zachodniej, które wzbogacają duchowy rozwój dzieci, młodzieży i dorosłych pisze w niniejszej monografii jej autor. Znakomicie poszerzają i metodologicznie pogłębiają ten nurt nauk i pedagogii m.in. ks. prof. Marian Nowak, ks. prof. Stanisław Dziekoński, prof. ChAT Bogusław Milerski czy ks. prof. Andrzej Wierciński, otwierający tę pedagogikę na współczesną humanistykę.
Warto dociekać, kogo kształcimy i wychowujemy w ramach edukacji szkolnej, jeśli wyłączamy z tego procesu aspekty duchowości, transcendencji, wiary? „Pluralizm stał się niewątpliwie zjawiskiem powszechnym, wiąże się z możliwościami rozwoju osobistego, ale i z wieloma zagrożeniami, które wynikają między innymi z hedonistycznej wizji życia. W rezultacie współczesny człowiek często rezygnuje z troski o własną godność. Czasami w imię fałszywie rozumianej demokracji pomija się zasady etyczne w życiu publicznym. (…) W procesie edukacji religijnej – uczniowie bez wątpienia mogą się przygotować do życia i funkcjonowania w społeczeństwie pluralistycznym, ale wychowując ich w duchu tolerancji i dialogu z wyznawcami innych religii i współpracy z niewierzącymi, uszanowania ich prawa do niewiary – jednocześnie nie można zaniedbywać troski o ich tożsamość religijną” (s. 225). […]
Nie wiemy, w jakim kierunku rozwinie się polityka Watykanu? Jednak o nowej roli religii w toku edukacji szkolnej i parafialnej polskie Kościoły – zdaniem ks. C. Rogowskiego – mogą stanowić autonomicznie, co nie znaczy bez odnoszenia się do Boga. „Na przyszłość religii i Kościoła wpływ mogą mieć nie tylko siły sekularyzacyjne, ale także jakość adekwatnych form ewangelizacji – nie w konfrontacji z kulturą postmodernistyczną, lecz w dialogu z nią, przy zachowaniu chrześcijańskiej tożsamości” (s. 426).
Gorąco polecam to studium przede wszystkim hierarchom Kościoła katolickiego w Polsce, odpowiedzialnym za realizację religii w szkołach oraz przedstawicielom mediów, jeśli zależy nam na integralnym rozwoju każdej osoby. Podmiotowe pojmowanie Kościoła w państwie potrzebuje nie tylko Kościoła nauczającego, ale także słuchającego ludzi, prowadzenia przez duchownych otwartego dialogu i otwartej pedagogii.
Cały tekst „O pedagogice religii zamiast katechezy w ramach lekcji religii” – TUTAJ
Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com/
Pierwsze majowe spotkanie w „Akademickim Zaciszu” poświęcone było Klubom Młodych Odkrywców. Pierwszy taki klub powstał pod koniec lat 90. ubiegłego wieku, dziś takich klubów jest około tysiąca w całej Polsce i za granicą – w Gruzji, Armenii, Ukrainie, Rumunii i Etiopii. Ich prace koordynuje i wspiera Centrum Nauki Kopernik.
Gospodarz „Zacisza” – prof. Roman Leppert – zaprosił do rozmowy na ten temat twórcę pierwszego Klubu Młodych Odkrywców – Janusza Laskę z Kłodzka, który w szkole uczył ponad 40 lat. Był nauczycielem wielu przedmiotów: przyrody, biologii, chemii, fizyki, matematyki, a nawet historii, oraz dr Zuzannę Michalską z Centrum Nauki Kopernik, która KMO uczyniła przedmiotem swoich badań przeprowadzonych w ramach rozprawy doktorski
Zainteresowani rozmową na ten temat, którzy przeoczyli wczoraj porę spotkania mogą to uczynić w dogodnym czasie klikając załączony link do jej filmowego zapisu:
Kluby Młodych Odkrywców, czyli uczenie (się) przez doświadczanie – TUTAJ
Dzisiaj proponujemy lekturę tekstu, zamieszczonego wczoraj na fanpage nauczycielskiego ruchu, który funkcjonuje pod nazwą „Protest z Wykrzyknikiem”. Są tam fragmenty rozmowy Joanny Ćwiek-Śwideckiej z Pawłem Lęckim, w której pojawił się wątek egzaminów:
Z ciekawej rozmowy Joanny Ćwiek-Śwideckiej z Pawłem Lęckim w podkaście Rzeczypospolitej „Szkoła na nowo” wybraliśmy kilka szczególnie aktualnych wątków egzaminacyjnych.
Paweł Lęcki wrócił do zapomnianej ostatnio w dyskusjach o edukacji kwestii źle skonstruowanych kryteriów oceniania wypracowań maturalnych i przytoczył opinię Łukasza Tupacza:
Kryterium kompetencje literackie i kulturowe jest dosyć dyskusyjne, ponieważ co właściwie oznacza sformułowanie „funkcjonalność wykorzystania utworów literackich” w poleceniu? Każdy polonista może rozumieć tę funkcjonalność nieco inaczej. Dla jednego dany utwór będzie wykorzystany częściowo funkcjonalnie, dla innego – niefunkcjonalnie. A ta decyzja ma doniosły wpływ na punktację.
— Oczywiście że egzaminatorzy są szkoleni — mówił Paweł Lęcki. — Oczywiście że daje się im pewne wskazówki. Że po iluś pracach następuje – nazwijmy to – ustabilizowanie pewnych oczekiwań. Ale też nie oszukujmy się: wielu z nas ma bardzo różne oczekiwania. To, co najbardziej przeszkadza mi w tym egzaminie, to że tak naprawdę w dużej mierze ten wynik jest losowy. I gdybyśmy tę samą pulę prac sprawdzili jeszcze raz w innych okolicznościach z innymi egzaminatorami, to mielibyśmy szansę na zupełnie inne wyniki.
– Czy prace maturalne powinny być sprawdzane przez dwóch egzaminatorów?
— Marcin Smolik – jeszcze zanim odszedł – powiedział, że potrzebowałby 120 mln na to, żeby sprawić coś, co dla wszystkich jest oczywiste. Że przynajmniej w niektórych przedmiotach każda praca powinna być sprawdzana przez dwóch egzaminatorów. Jest to bardzo proste do zrobienia. Takie praktyki stosuje się w niektórych krajach. Egzaminatorzy niezależnie od siebie oceniają prace i później te wyniki się porównuje. Jeśli jest duży rozstrzał, to zaczyna się nad tym debatować. Wiadomo, że ten rozstrzał zawsze w pracach humanistycznych będzie i nigdy nie uzyskamy efektu takiego matematycznego, bo to jest po prostu niemożliwe. Ale często mówimy o takich bardzo dużych rozstrzałach.
— W tej chwili- co jest troch nawet komiczne z pewnego punktu widzenia – ustawowo wprowadzono funkcję egzaminatora-weryfikatora. Dlaczego mówię, że to jest komiczne? Bo ta funkcja istniała tak naprawdę zawsze, ja też przez wiele lat byłem weryfikatorem. I to, że to jest wprowadzone ustawowo i w jakiś sposób uregulowane, to szczerze mówiąc zmienia tylko tyle, że ładnie to brzmi. Natomiast nie jest tak, że czyta się wszystkie prace. Na komisję sprawdza się ok. 10 % prac, które przychodzą, co powoduje, że te 10% prac jest rzeczywiście przeczytanych dwa razy. Każda praca wyzerowana jest czytana przez egzaminatora, weryfikatora, przewodniczącego, a jeśli są wątpliwości, to jest przesyłana do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Ale bardzo wiele prac jest ocenianych rzeczywiście przez jedną osobę. I nawet możemy sobie wyobrazić, że to jest bardzo rzetelny egzaminator, ale w którymś momencie on na przykład po prostu jest zmęczony. I nikt już nie sprawdza tych jego prac po raz drugi, bo wcześniej wyszło przy sprawdzaniu, że on naprawdę robi to dobrze. Ale może za dwudziestym razem coś mu nie pójdzie, może za trzydziestym jeszcze bardziej coś mu nie pójdzie. Nie dlatego, że jest słabym nauczycielem, że jest złym nauczycielem, ale po prostu będzie nauczycielem zmęczonym lub takim, który przeczyta 10 prawie niekomunikatywnych prac i już nie będzie tak naprawdę rozumiał, co ma przed sobą i co czyta.
— Skoro uznajemy, że matura jest świętem narodowym, jakąś inicjacją, jakimś przejściem do innego świata, bramą we wszechświecie, która otwiera jakieś możliwości – no to wtedy rzeczywiście powinniśmy wydać na to potężne pieniądze i przynajmniej zapewnić względną uczciwość wyników przy sprawdzaniu.
Trzeba zaznaczyć, że Paweł Lęcki zdecydowanie opowiada się za utrzymaniem egzaminów zewnętrznych. Proponuje koncepcję „bilansu edukacyjnego”, niekoniecznie rozpisanego na dwa wielkie egzaminy (kończący ósmą klasę i maturalny):
— Tak, abyśmy mogli rzeczywiście widzieć postępy ucznia, jego trudności, z czym on się zmaga, w czym potrzebuje pomocy.
— A my w tym momencie widzimy tylko egzamin ósmoklasisty, którego nie można poprawić i nikt nie wie, dlaczego, skoro maturę można poprawiać pięć razy. Uczeń o wiele młodszy od maturzysty pisze ten egzamin i nic z tym zrobić już nie może. To jest jedyna jego przepustka do szkoły średniej i jak słucham tych historii, że egzaminy są nieważne, nie mają znaczenia… Ja się zgadzam, że młodzi ludzie nie są słupkami wyników egzaminacyjnych, ale nie możemy udawać, że te egzaminy nic w ich życiu nie znaczą, że nie dają im przepustek – paradoksalnie najbardziej właśnie do szkoły średniej. Taki młody człowiek po szkole podstawowej może napisać raz – i z tym już idzie.
— Gdyby to był bilans i to by sobie przechodziło na spokojnie, uczeń wiedziałby, do czego się przygotowuje, sukcesywnie to by było rozłożone w czasie, to wtedy byśmy wiedzieli o wiele więcej. I może byśmy nie musieli o tym słuchać w mediach nieustannie, bo to tylko wprowadza element stresujący.
— Zwróćmy uwagę, że egzamin ósmoklasisty to jest tylko polski, matematyka i język obcy. Nauczyciele przedmiotów przyrodniczych cały czas podnoszą sprawę, że w żaden sposób nie sprawdza się wiedzy z przedmiotów przyrodniczych, podczas gdy jednym z najczęściej wybieranych profili są te profile, w których jest biologia albo chemia. Po czym dzieją się dramaty, ponieważ przez ostanie lata – co najmniej dwa – uczniowie przygotowują się przede wszystkim do egzaminów, a reszta przedmiotów jest traktowana w trochę inny sposób. I uczeń ma poczucie, że biologia, chemia sa takie bardzo fajne, w ogóle nikt ich nie ciśnie, bo przecież nie ma tego egzaminu. Jak obserwowałem najczęstsze odejścia z klas, zmiany profilu i problemy, które były generowane nie z powodów pozaszkolnych, tylko szkolnych, to były własnie biol-chemy. Bardzo trudny profil z biologią i chemią. Dwa potężne przedmioty, z chemią łaczącą w sobie wiele dziedzin, bardzo interdyscyplinarny przedmiot, a tych dzieciaków nikt wcześniej nie przetestował.
Zdaniem Pawła Lęckiego dobrze byłoby prowadzić systematyczne badanie, rozłożenie testów w czasie, bez zbędnej kumulacji w postaci dwóch wielkich egzaminów.
— Nie da się prowadzić publicznej edukacji bez jakiegokolwiek diagnozowania młodych ludzi. To jest utopia, którą niektórzy z bardzo szlachetnych pobudek usiłują wmówić społeczeństwu.
Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy – TUTAJ
Źródło: www.facebook.com/protestzwykrzyknikiem/
Dzisiaj proponujemy zapoznanie się z tekstem, zamieszczonym wczoraj na fb-profilu Zosi Grudzińskiej, będącym jej komentarzem do wiadomości o inicjatywie Rzeczniczki Praw Dziecka – Moniki Horna-Cieślak, o której informowaliśmy 30 kwietnia: „Rzeczniczka Praw Dziecka proponuje projekt ustawy o wspieraniu uczniów i nauczycieli”. Ciekawa jest nie tylko opinia koleżanki Grudzińskiej, ale także liczne do niej komentarze, które także zamieściliśmy:
Rzeczniczka Praw Dziecka chce dzieciom (uczniom i uczennicom, konkretniej) ulżyć. Nauczycielom zresztą przy okazji też, za co chwała. Superwizja dla nauczycieli od dawna była postulowana przez liczne środowiska edukacyjne.
Gorzej z kierunkiem zmian, jakie mają ulżyć uczniom i uczennicom. Otóż – należy wpisać do kalendarza szkolnego dodatkowe dni wolne. Dotychczas bez problemu ordynował je dyrektor szkoły, ale mają być centralnie zarządzone. Hm. Logika myślenia RPD jest taka: szkoła jest zła, trzeba dzieci od niej chronić…????? To może pójść w realną ulgę, wskazać JEDEN DZIEŃ W TYGODNIU jako obowiązkowy dla nauki szkolnej?
Może jednak byłoby bardziej logicznie: działać na rzecz POPRAWY JAKOŚCI szkoły jako miejsca, do którego uczniowie i uczennice będą z radością się wyrywać również w dni wolne od lekcji… ?????
x x x
A teraz obiecane komentarze:
Okropne. Dla mnie obecna RPD to porażka na wielu polach
Jest takie stare powiedzenie: na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą. Coś mi się wydaje, że logika postępowania różnych podmiotów (w tym przypadku RPD) jest właśnie taka.
Pamiętam, jak moja Córka już w sobotę tęskniła za szkołą. Oraz była na siebie zła, że wszystkie lekcje odrobiła w piątek i teraz nie ma co robić. Czasem- przepisywała zeszyt do polskiego.
To jest clue, Zosiu! Zasadniczy błąd reformatorów to jest myślenie o szkole jako o miejscu przykrym, wywołującym nieprzyjemność, widzeniu nauczycieli jako przemocowców, a wymagań jako przemocy, uczenia się jako wycieńczajacego trudu i znoju. Zakaz zadań domowych, nawoływanie o niezadawanie w czasie „wolnym”, dodatkowe dni „wolne”, akcentowanie wagi czasu „wolnego” po szkole, jako tego lepszego, korzystniejszego dla dzieci – to wszystko utrwala negatywny obraz szkoły. I to absolutnie źle pojęte myślenie o dobru i korzyści dziecka.
Ja jestem bardzo za jednym dniem obowiązkowym dla uczniów. W pozostałe dni ciało pedagogiczne będzie wypełniało tebelki, w których zapisze, jak rośnie poziom edukacji i dobrostan narodu.
Niestety takie opinie w internetach krążą,
Przepraszam, czy ktoś z tu zaglądających widział może projekt tej ustawy. Mam wrażenie, że funkcjonuje tylko w omówieniach, ale może się mylę.
W swojej karierze odwiedziłam wiele szkół. Widziałam takie, które potrzebują wolnych dni w czasie świąt prawosławnych i takie, w których nauczycielki musiały sezonowo godzić pracę w szkole z pracami w gospodarstwie rolnym, mogę sobie wyobrazić jeszcze wiele innych powodów do ogłoszenia dni wolnych. Obok postulatu zobaczenia wreszcie rad pedagogicznych jako zespołów decydujących o jakości edukacji w szkole, stawiam postulat dostrzeżenia i docenienia roli lokalnych samorządów.
W swojej karierze odwiedziłam wiele szkół. Widziałam takie, które potrzebują wolnych dni w czasie świąt prawosławnych i takie, w których nauczycielki musiały sezonowo godzić pracę w szkole z pracami w gospodarstwie rolnym, mogę sobie wyobrazić jeszcze wiele innych powodów do ogłoszenia dni wolnych. Obok postulatu zobaczenia wreszcie rad pedagogicznych jako zespołów decydujących o jakości edukacji w szkole, stawiam postulat dostrzeżenia i docenienia roli lokalnych samorządów.
Kasia Czeczott to jakby podsumować, jednak coraz wyraźniej się rysuje moja propozycja: jeden dzień w tygodniu na zajęcia szkolne. reszta do zagospodarowania z poszanowaniem praw dzieci i nauczycieli do odpoczynku.
Zosia Grudzińska jestem za!!!
Zosia Grudzińska To znaczy? Nauczyciele i dzieci odpoczywają przez cztery dni robocze?! Czy czegoś w tym pomyśle nie czaję?
Jarosław Pytlak gdybyś uważnie przeczytał uzasadnienia do projektu pani RPD, to byś się dowiedział, że „odpoczynek też jest nauką”. Fe, dyrektorze ignorancie! (widocznie za mało odpoczywasz)
Zosia Grudzińska Przeczytam, wszystko przeczytam. I stosownie się ustosunkuję.
[…]
Źródło: www.facebook.com/zosia.grudzinska.7/
Zanim dowiemy się czegoś o dzisiejszej maturze z matematyki proponujemy zapoznać się z niedługim, ale wartym zapoznania się, tekstem z fb-profilu prof. Romana Lepperta, który został tam zamieszczony wczoraj:
Spotykam ostatnio wiele głosów zachwytu nad edukacją konstruktywistyczną. Zwracam jednak uwagę na fakt, że Autorka książki „Paradygmaty dydaktyki. Myśleć teorią o praktyce” (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2018) wskazuje na mocne i słabe strony tego rozwiązania.
Mocne strony to:
„- wniesienie nowych sposobów rozumienia tego, co się dzieje w klasie szkolnej i w umyśle uczniów,
– nacisk na aktywizację myślenia uczniów i ich poznawcze kompetencje twórcze,
– nacisk na produktywne poznawczo relacje grupowe,
– otwarcie się procesów kształcenia na treści wcześniej nieprzewidywane i aktualne,
– upodobnienie szkolnych sytuacji nauczania do naturalnych warunków uczenia się,
– dostosowanie modelu uczenia się i jego efektów do wymagań współczesnego świata” (tamże, s. 161).
Edukacja konstruktywistyczna ma jednak również słabe strony:
„- uniemożliwianie zdobycia systematycznego wykształcenia,
– złożoność przygotowania i prowadzenia zajęć,
– kosztochłonność edukacji konstruktywistycznej,
– uzależnienie jakości nauczania od zdolności nauczycieli do formułowania problemów,
– niekorzystne warunki uczenia się dla uczniów wymagających jasnych sytuacji zadaniowych” (tamże, s. 163).
Mamy w Polsce całkiem bogatą literaturę poświęconą takiej edukacji. Jako punkt wyjścia można potraktować wspomnianą książkę Profesor Doroty Klus-Stańskiej, której lekturę niezmiennie polecam (reformatorom edukacji szczególnie).
Księgarnia Internetowa PWN z ofertą książki: – TUTAJ
Źródło: www.facebook.com/roman.leppert/
Ostatnie kwietniowe spotkanie w „Akademickim Zaciszu” odbyło się – wyjątkowo = wczoraj. Było ono poświęcone publikacji „Pedagogia pozytywna w edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej”, która w marcu br. została udostępniona przez Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Z gospodarzem „zacisza” – prof. Romanem Leppertem – rozmawiała jedna z dwu redaktorek tego zbioru inspirujących opowieści nauczycieli, pedagogów i dyrektorów, którzy na co dzień praktykują pedagogię pozytywną i odkrywali tam swe historie pełne pasji, zaangażowania i autentycznych relacji – pani dr Marta Kondracka-Szala – kierowniczka Zakładu Pedagogiki Wczesnoszkolnej i Przedszkolnej, w Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego. Drugą redaktorką tej publikacji jest Weronika Mazurek
Wszystkich, których ten temat zainteresował, a którzy wczoraj nie wiedzieli o tym spotkaniu, zapraszamy w dogodnej dla nich porze do zapisu filmowego tej rozmowy:
Pedagogia pozytywna w edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej – TUTAJ
Oto tekst, który zaczerpnęliśmy z portalu < EDINEWS >, zamieszczony tam 29 kwietnia 202 roku :
Edukacja dla Ziemi: Jak wychować świadome pokolenia?
W obliczu kryzysu klimatycznego edukacja ekologiczna nabiera jeszcze większego znaczenia. O jej roli w budowaniu świadomości i odpowiedzialności społecznej mówi Michał Purol, Dyrektor ds. Rozwoju UNEP/GRID-Warszawa – organizacji wspierającej program edukacyjny „Kubusiowi Przyjaciele Natury” jako partner merytoryczny.
Świadomość ekologiczna Polaków
Choć świadomość ekologiczna w Polsce wciąż odbiega od poziomu obserwowanego w krajach Europy Zachodniej, można dostrzec, że tematy związane z klimatem coraz częściej pojawiają się w przestrzeni publicznej.
– Mimo to brakuje przeciwdziałania dezinformacji, która wpływa na sceptycyzm społeczny. Warto podkreślić, że szacuje się, że ponad połowa informacji krążących w przestrzeni publicznej na temat środowiska jest nieprawdziwa. To nie tylko liczby – to sygnał, że potrzeba spójnej i rzetelnej edukacji, która zmotywuje społeczeństwo do działania. Tym bardziej że w raporcie „Ziemianie Atakują”[1] mowa już o 46% Polaków, którzy obawiają się skutków zmiany klimatu, ale aż 20% nie jest gotowe na większe poświęcenia w kontekście wprowadzania zmian w swoich działaniach – mówi Michał Purol Dyrektor ds. rozwoju UNEP/GRID-Warszawa.
Edukacja klimatyczna, która angażuje
Nasza planeta zmaga się z licznymi zagrożeniami. Zmiany klimatyczne, utrata bioróżnorodności, zanieczyszczenia, deficyt wody i nadmierna eksploatacja zasobów naturalnych – to tylko niektóre z wyzwań, przed którymi stoimy. Rodzice powinni szczególną uwagę zwrócić na skutki zmiany klimatu, które bezpośrednio wpływają na zdrowie dzieci – poprzez zwiększoną liczbę upalnych dni, pogorszenie jakości powietrza czy zagrożenie powodziowe. Dodatkowo warto rozmawiać z dziećmi o roli przyrody w codziennym życiu oraz o tym, jak ważna jest ochrona ekosystemów, w których żyją zwierzęta i rośliny – podkreśla ekspert UNEP/GRID-Warszawa.
Taką edukację warto wprowadzać od najmłodszych lat – by dzieci rozumiały, z jakimi wyzwaniami mierzy się nasza planeta i jak mogą na nie reagować w codziennym życiu. Edukacja klimatyczna, choć nie funkcjonuje jako oddzielny przedmiot w szkołach, może być skutecznie realizowana w ramach innych zajęć. Program „Kubusiowi Przyjaciele Natury” dostarcza nauczycielom i uczniom aktualnych, wartościowych i angażujących materiałów, przygotowanych we współpracy z organizacjami eksperckimi, co zapewnia ich wysoką jakość i zgodność z najnowszą wiedzą o środowisku.
Ekologia w praktyce
Nawet najprostsze codzienne działania mogą mieć realny wpływ na stan naszej planety – szczególnie jeśli podejmowane są wspólnie. Dzieci i ich opiekunowie mogą zacząć od podstaw: regularnej segregacji odpadów, ograniczenia ich wytwarzania poprzez unikanie jednorazowych produktów, a także świadomych zakupów, takich jak wybór sezonowych produktów. Takie nawyki nie tylko chronią środowisko, ale też uczą odpowiedzialności i uważności na otaczający nas świat. Kluczowe jest zrozumienie przyczyn i skutków zmian klimatycznych.
Co ciekawe, to właśnie dzieci coraz częściej inspirują dorosłych do zmiany nawyków. Ich świeże spojrzenie na ekologię, bezkompromisowe podejście i naturalna ciekawość sprawiają, że potrafią dostrzec problem tam, gdzie dorośli już się przyzwyczaili. U najmłodszych nie ma jeszcze miejsca na półśrodki – dla nich „ekologicznie” znaczy „w pełni i szczerze”. Dorośli mogą się od nich uczyć determinacji, odwagi i tego, jak wielką wartość ma codzienna konsekwencja – dodaje Michał Purol.
W ramach codziennej edukacji ekologicznej warto zaproponować dzieciom wyzwania, które będą jednocześnie zabawne i angażujące. Przykłady? Tydzień bez marnowania jedzenia, w którym cała rodzina planuje posiłki tak, aby nic się nie zmarnowało, a resztki wykorzystywane są kreatywnie w kuchni. Można też zorganizować rodzinne sprzątanie okolicy lub wyzwanie typu „znajdź i nazwij 5 gatunków drzew i owadów w pobliskim parku”. Dobrym pomysłem będzie również założenie mini ogródka na balkonie lub parapecie – zioła i warzywa wyhodowane samodzielnie uczą cierpliwości i pokazują, skąd naprawdę bierze się jedzenie.
17 lat edukacji o ekologii i życiu w zgodzie z naturą
Edukacja ekologiczna, szczególnie ta skierowana do dzieci, może być potężnym narzędziem zmiany. Program „Kubusiowi Przyjaciele Natury” od 17 lat wspiera szkoły i przedszkola w budowaniu postaw proekologicznych, pokazując, że nawet najmniejsze kroki mają znaczenie. Wśród tematów omawianych w scenariuszach znajdują się m.in. zmiany klimatu, recykling, budowanie ekonawyków, aktywność fizyczna czy mądre zakupy. W ciągu 17 lat trwania programu wzięło w nim udział ponad 10 milionów dzieci, program co roku dociera do co 2 przedszkola i co 3 szkoły w Polsce. Bezpłatne materiały edukacyjne dostępne są – TUTAJ https://przyjacielenatury.pl
O programie
„Kubusiowi Przyjaciele Natury” to największy ogólnopolski program edukacyjny o ekologii skierowany do dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Organizowany jest przez markę Kubuś we współpracy z ekspertami. Materiały do lekcji dla najmłodszych powstały we współpracy z UNEP/GRID-Warszawa. W programie wzięło udział już ponad 10 milionów dzieci w całej Polsce. Do tej pory, w bieżącej – 17. edycji bierze udział blisko 1,2 miliona dzieci z 7 tysięcy szkół podstawowych i 6 tysięcy przedszkoli. Uczniowie i przedszkolaki uczestniczą w zajęciach tematycznych, które pomagają im zrozumieć, jak dbać o środowisko, wprowadzają w podstawy ekologii, zachęcają do jedzenia owoców i warzyw oraz pokazują, jakie znaczenie dla zdrowia ma aktywność fizyczna.
Zapisy – TUTAJ .
Źródło: www.edunews.pl
Barbara Wesoła jest autorką tekstu o wszystkomówiącynm tytule: „Polska szkoła nie dodaje skrzydeł. Hoduje potulnych, nie odważnych”. Został on dzisiaj zamieszczony na portalu < Strefa Edukacji>. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:
Polska szkoła nie dodaje skrzydeł. Hoduje potulnych, nie odważnych
Polska szkoła i uczelnie wciąż zbyt często uczą według schematów niedostosowanych do współczesnego świata: promują powtarzanie wiedzy zamiast kreatywności, indywidualnej pracy zamiast działania zespołowego, podporządkowanie zamiast ciekawości. Konsekwencje to także tracenie talentów. Jeśli nie zmienimy modelu edukacji, będziemy dalej tracić uczniów i młodych dorosłych, którzy sami – lub ich rodzice – zdecydują szukać lepszych możliwości rozwoju za granicą. […]
Edukacja, która tłumi rozwój
Zamiast rozwijać talenty i mocne strony dzieci, system próbuje wszystkich „podciągać” do jednej, sztywnej poprzeczki, często kosztem ich naturalnych predyspozycji. Jednych ogranicza, innym narzuca cele nieadekwatne do ich możliwości i zainteresowań. Jak zauważył Piotr Voelkel: – Mamy takie rozwiązania z socjalizmu, ale też z pruskiego systemu. Rozwiązania, które w dużym stopniu wykluczają rozwój. Efekt jest taki, że większość ludzi ma poczucie bycia ofiarą. Opowiadają przy okazji spotkań o tym, co ich spotkało złego.
Zdaniem Voelkela polska szkoła wciąż bardziej koncentruje się na utrzymywaniu dyscypliny i kontroli niż na rozbudzaniu ciekawości i odwagi.– Nie umiemy pokonać kluczowego – lęku, który jest przedmiotem wielkiej troski nauczycieli. Jak utrzymać chłopczyka w lęku? Ciągle go opieprzać i poniżać, to będzie grzeczne dziecko? A kończy się tym, że ten człowiek nie umie pójść za głosem ciekawości, nie umie wybrać ciekawych studiów – mówił ekspert podczas dyskusji.
Dla jednych naturalnym wyborem powinny być szkoły branżowe i techniczne, które pozwolą im realizować się w konkretnych zawodach i dawać im Tymczasem prawdziwy rozwój, jak podkreślał Voelkel, wymaga indywidualnego podejścia i świadomego różnicowania ścieżek kształcenia. satysfakcję z pracy. Inni, bardziej akademiccy, powinni trafiać na ambitne uniwersytety i wybitne uczelnie, gdzie mogą rozwijać swoje intelektualne pasje.
Fundamentem nowoczesnej edukacji musi być również umiejętność pracy zespołowej, a nie tylko indywidualne osiągnięcia. „Nie interesuje mnie, co student zrobi sam. Interesuje mnie, co potrafi osiągnąć razem z zespołem” – podkreślał Voelkel. Jak dodawał, siła i sukces w nowoczesnym świecie tkwią właśnie we współpracy, a nie w samotnej rywalizacji. […]
Karolina Sikorska, dyrektor ds. marketingu UNIMOT i absolwentka Imperial College oraz King’s College w Londynie, która obok Katarzyny Cyran-Solarz z Shell Polska, Alicji Kryczało-Lary z Polpharma Biologics i cytowanego Piotra Voelkela brała udział w dyskusji, zwróciła uwagę na to, jak wielką rolę odgrywa także atmosfera i mentalność w miejscu, w którym żyjemy. „W Polsce wciąż żywa jest trauma pokoleniowa” – mówiła, sugerując, że aby zatrzymać młodych, musimy budować bardziej wspierające i optymistyczne środowisko.
Nowoczesna edukacja powinna być drogowskazem, który pomaga młodym ludziom rozwijać własne talenty, marzenia i umiejętność współpracy. Drenaż mózgów można zatrzymać, jeśli Polska zaoferuje młodym ludziom elastyczny, inspirujący i wspierający system kształcenia i perspektywy na dalszy rozwój.
Cały tekst „Polska szkoła nie dodaje skrzydeł. Hoduje potulnych, nie odważnych”,
a także filmowy zapis debaty [23:16], pochodzą przytaczane wypowiedzi – TUTAJ
