Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'

Foto: www.c-and-a.com/pl/

 

Kto uważa, że najwięcej o tym co ważnego wydarzyło się w oświacie, a szczególnie w obszarze szkolnictwa zawodowego, dowie się z oficjalnej strony Ministerstwa Edukacji, zapewne już zapewne czytał te informacje, które w okresie minionego miesiąca zostały tam zamieszczone. A kto nie (lub nie wszystkie) – może to uczynić klikając linki do kolejnych tekstów:

 

 

21 listopada

 

Spotkanie wiceministra Henryka Kiepury z przedstawicielami branży gastronomicznej

 

Ministerstwo Edukacji Narodowej zorganizowało spotkanie branżowe poświęcone aktualnym wyzwaniom i potrzebom sektora gastronomii i kelnerstwa. W wydarzeniu uczestniczył Sekretarz Stanu Henryk Kiepura, który podkreślił znaczenie stałego dialogu z przedstawicielami branży dla unowocześniania systemu kształcenia zawodowego.

 

WIĘCEJ  –  TUTAJ

 

 

28 listopada

 

Spotkanie branżowe z przedstawicielami sektora metalurgii i odlewnictwa

 

W ramach projektu „Porozumienie branżowe na rzecz kształcenia i szkolenia zawodowego. Zwiększanie udziału przedstawicieli i przedstawicielek branż w rozwoju kształcenia zawodowego i uczenia się w miejscu pracy”, realizowanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego.”, współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego, Ministerstwo Edukacji Narodowej zorganizowało spotkanie poświęcone przyszłości kształcenia zawodowego w sektorze metalurgii i odlewnictwa. W wydarzeniu uczestniczyli przedstawiciele organizacji branżowych, pracodawców, resortu energii oraz instytucji edukacyjnych.

 

WIĘCEJ  –  TUTAJ

 

 

4 grudnia

 

Minister Edukacji zainaugurowała SkillsPoland 2025 w Gdańsku

 

Minister Edukacji Barbara Nowacka wzięła dziś udział w inauguracji krajowych finałów SkillsPoland 2025, które odbywają się w dniach 4-5 grudnia w Gdańsku. Najlepsi młodzi zawodowcy z całej Polski rywalizują w 20 konkurencjach – od robotyki i mechatroniki, przez fryzjerstwo i modę, aż po gotowanie i cukiernictwo – w ogólnopolskim konkursie umiejętności zawodowych, stanowiącym część międzynarodowego ruchu WorldSkills. […]

 

WIĘCEJ  –  TUTAJ

 

 

 

Wiceminister Henryk Kiepura wręczył powołania do Krajowego zespołu konsultantów branżowych ds. zawodów i kwalifikacji

 

Ministerstwo Edukacji Narodowej podsumowało pierwszy cykl spotkań branżowych realizowanych w ramach projektu „Porozumienie branżowe na rzecz kształcenia i szkolenia zawodowego”. To szeroko zakrojony proces współpracy z przedstawicielami wielu sektorów gospodarki, organizacji branżowych oraz ekspertami, którego celem jest modernizacja szkolnictwa zawodowego w Polsce. […]

 

WIĘCEJ  –  TUTAJ

 

 

9 grudnia

 

Udział wiceminister Izabeli Ziętki w otwarciu Branżowego Centrum Umiejętności w Zduńskiej Dąbrowie

 

Izabela Ziętka, podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej, wzięła udział w uroczystym otwarciu Branżowego Centrum Umiejętności w dziedzinie technika weterynaryjna w Zduńskiej Dąbrowie. […]

 

WIĘCEJ  –  TUTAJ

 

 

 

11 grudnia

 

Gala Olimpijczyków Zawodowych 2025. Minister Barbara Nowacka: Kształcenie techniczne i branżowe to przyszłość polskiej gospodarki

 

Laureaci ogólnopolskich olimpiad zawodowych otrzymali nagrody z rąk Minister Edukacji Barbary Nowackiej i wiceministra Henryka Kiepury podczas Gali Olimpijczyków Zawodowych, która odbyła się w Warszawie. Spotkanie stało się okazją do podkreślenia roli szkolnictwa branżowego i technicznego w rozwoju kraju.  […]

 

WIĘCEJ  –  TUTAJ

 

 

 x           x           x

 

Ale ja, w miejsce  tamtych materiałów, które mają jedną wspólną cechę: są ogólnikowe i przede wszystkim mają główną cechą – autopromocję MEN, zachęcam do lektury tego jednego, zawierającego syntezę wszystkich najważniejszych informacji tekstu, zamieszczonego na stronie „Gazety Wyborczej”. Oto jego obszerny fragment:

 

 

 

 MEN wzmacnia szkoły techniczne. 10 nowości, które poprawią współpracę z biznesem

 

[…]

 

MEN deklaruje dalsze wspieranie szkół technicznych i współpracę z branżą. W jaki sposób? Wiceminister Kiepura wyliczał dotychczasowe działania resortu w tej kwestii:

 

1.MEN wprowadza 15 nowych zawodów szkolnictwa branżowego, w których kształcenie już jest prowadzone lub będzie od nowego roku szkolnego. To m.in.: technik cyberbezpieczeństwa, technik kontroli bezpieczeństwa portu lotniczego, optoelektronik i technik optoelektroniki, technik optyki okularowej i technik mobilności drogowej. A także: agroogrodnik i technik agroogrodnictwa, ogrodnik terenów zielonych, technik architektury krajobrazu i arborystyki, technik aranżacji florystycznych oraz asystent ogrodniczy i asystent florystyczny.

 

2.Wzmocnienie doradztwa zawodowego w szkołach. – To priorytet, dziś tylko 5 proc. uczniów i uczennic korzysta z tego doradztwa. Będziemy je wzmacniać i rozwijać – deklarowała ministra Nowacka.

 

3.W ramach reformy edukacji „Kompas jutra” w szkołach podstawowych pojawi się przedmiot technika w nowej odsłonie. Będzie bardziej praktyczny, a resort zainwestuje w pracownie techniczne.

 

4.- Będziemy inwestować w kształcenie nauczycieli – zaznaczała ministra Nowacka. A wiceminister Kiepura przyznał, że brakuje nauczycieli przedmiotów zawodowych. – Firmy mówią, że brakuje im pracowników, a szkoły, że brakuje kadry. Stąd chcemy, by firmy mogły delegować pracowników do uczenia pod opieką nauczyciela – tłumaczyła Nowacka. MEN ma wydać również 50 mln zł na studia podyplomowe dla nowych kadr.

 

5..Zwiększenie finansowania kształcenia w zawodach deficytowych, chodzi m.in. o automatyków, mechatroników oraz techników elektro mobilności.

 

6.Nowe podstawy programowe w szkołach branżowych uzgadniane są z przedstawicielami z branży. MEN powołał Krajowy Zespół Konsultantów Branżowych – to 65 ekspertów z 32 branż, wyłonionych w drodze konkursu. W styczniu odbędzie się II etap na powołanie przedstawicieli kolejnych branż.

 

7.Resort wprowadza nowe zasady finansowania uczniów odbywających praktyki w firmach. Nie tylko zwiększa pulę środków, ale też zapewnia stałą waloryzację. I wprowadza zasadę, że pracodawca otrzyma 100 proc. zwrotu po przystąpieniu ucznia do egzaminu zawodowego, bez konieczności jego zdania.

 

8.Powstanie 120 Branżowych Centrów Umiejętności ze środków KPO. Chodzi o 1,5 mld zł. Będą to nowoczesne ośrodki, w których zaplanowano dokształcanie uczniowie i pracowników, którzy chcą się przekwalifikować. Program rozpoczął już rząd PiS, ale wiceminister Kiepura mówił, że w 2023 roku – po przejęciu władzy – program był „poważnie zagrożony”. – Dziś możemy ogłosić, że zrealizujemy ten projekt – zaznaczył.

 

9.Będzie zwiększenie praktycznego wymiaru nauki w technikach. – Pracujemy nad tym, aby w technikach podstawę programową zrealizować do zakończenia IV klasy, a w V klasie koncentrować naukę na kształceniu praktycznym i przygotowaniu do matury – zapowiedział Kiepura.

10.Trwają prace nad stworzeniem stopnia pośredniego między technikiem i inżynierem. Stanie się to dopiero po zakończeniu eksperymentów pedagogicznych.

 

 

Aby wzmocnić szkolnictwo techniczne Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji ogłasza I edycję konkursu na Profesjonalną Szkołę Roku z 16 kluczowych branż. Liczyć się będą nie tylko osiągnięcia uczniów, ale też innowacje, współpraca z biznesem, środowiskiem lokalnym i promocja kształcenia zawodowego.

 

 

 

 

Źródło: www.wyborcza.pl

 



Wczoraj na fb-profilu Roberta Sowińskiego wypatrzyłem informację, dzięki której mogę dzisiaj zaproponować nie tylko poniższy tekst, ale także warty wysłuchania podcast:

 

 

Szkoła wielu możliwości, czyli jubileusz STO na Bemowie i 300. odcinek EduKOSMOSu

 

 

Trzechsetny odcinek podcastu EduKOSMOS zabiera słuchaczy w wyjątkowe miejsce, do Zespołu Szkół STO na Bemowie w Warszawie, świętującego 35-lecie istnienia. Zamiast klasycznego jubileuszowego podsumowania własnej działalności, oddajemy głos szkole, która od lat pokazuje, że dobra edukacja nie potrzebuje ministerialnych reform, by realnie zmieniać życie uczniów.

 

Reportaż ze szkoły, w której „świat lubi ludzi, którzy lubią świat”

 

Odcinek ma formę reportażu. Razem z prowadzącymi podcast słuchacz wchodzi do szkoły przez dziedziniec parafialny, mija charakterystyczny napis „Świat lubi ludzi, którzy lubią świat” i krok po kroku odkrywa przestrzeń, która została zbudowana wokół relacji, odpowiedzialności i samodzielności uczniów.

 

Przewodnikami po szkole są piątoklasiści: Zosia i Jerzyk. To oni pokazują tablicę konsultacji, na której nauczyciele wpisują dyżury pomagające uczniom zrozumieć trudniejsze treści. Opowiadają o piątkowych projektach, półrocznych cyklach pracy i zabawie „Sokole Oko”, która uczy uważności, języka i systematyczności, pozostając w pamięci dzieci na wiele lat.

 

LInk do nagrania o którym mówi Jerzyk  –  TUTAJ

 

Biblioteka jako „centrum zarządzania wszechświatem

 

Szczególnym punktem na mapie szkoły jest biblioteka, którą z pasją prowadzi Krzysztof Goleń. To tu uczniowie wypożyczają nie tylko książki, ale też laptopy, tablety, materiały do projektów. System indywidualnych odznak, naklejek i certyfikatów za aktywność czytelniczą buduje kulturę czytania bez zewnętrznych nagród, a największym wyróżnieniem jest uścisk dłoni dyrektora na apelu i możliwość zaliczenia dużej pracy z języka polskiego.

 

Biblioteka przechowuje także niezwykłą kolekcję szkolnych reprodukcji dzieł sztuki, setki prac tworzonych przez uczniów we współpracy z nauczycielami plastyki, katalogowanych i wykorzystywanych jako ruchoma galeria. To przykład, jak łączyć edukację artystyczną, projektowość i budowanie dumy z własnej pracy.

 

Pokój nauczycielski, przestrzenie wspólne i codzienność relacji

 

Zaglądamy również do pokoju nauczycielskiego podzielonego na część do pracy i część do odpoczynku oraz do sali gimnastycznej, klubiku muzycznego i przestronnych korytarzy, które stają się miejscem koncertów, wystaw i szkolnych wydarzeń.

 

Nauczyciele mówią o szkole jako miejscu, w którym otwartość nie jest hasłem z plakatu, lecz codzienną praktyką: dzieci mają odwagę dyskutować, pytać, wyrażać zdanie. To przekłada się na atmosferę, którą goście opisują jako „szkołę, w której uśmiech wisi w powietrzu”.

 

Jarosław Pytlak o szkole wielu możliwości

 

Centralną część odcinka stanowi wystąpienie dyrektora Jarosława Pytlaka. Opowiada on o 35 latach ciągłości koncepcji programowej od „szkoły przyjaznej”, przez „szkołę poszukującą”, aż po dzisiejszą „szkołę wielu możliwości”.

 

Fundamentem tej wizji są wartości:

-odpowiedzialność,

-dzielność,

-uspołecznienie,

-wspierane przez otwartość, życzliwość i aktywność.

 

Szkoła jest rozumiana jako społeczność i „laboratorium doświadczeń społecznych”, w którym nie chodzi o idealne rozwiązania, lecz o funkcjonalność, o to, by dzieci mogły podejmować realne decyzje, planować swój rozwój, doświadczać współodpowiedzialności za grupę.

 

Dyrektor Pytlak podkreśla, że przez 35 lat szkoła przetrwała cztery duże reformy i wielu ministrów, nie dlatego, że dopasowywała się do kolejnych „modnych” koncepcji, ale dlatego, że konsekwentnie rozwijała swoją.

 

Głos uczniów i pytanie o „wady dyrektora”

 

W debacie jubileuszowej głos zabierają również uczniowie. Zapytany o „największą wadę” dyrektora, jeden z nich żartobliwie odpowiada, że jest… „zbyt pozytywny” – nawet w trudnych sytuacjach pozostaje spokojny, co niektórym utrudnia uświadomienie sobie konsekwencji własnych działań.

 

Sam Jarosław Pytlak przyznaje, że ma wady jak każdy, ale podkreśla, że szkoła i dyrektor nie muszą być idealni – mają być funkcjonalni: zdolni do refleksji, uczenia się, prowadzenia społeczności.

 

Ewa Pytlak – o kamieniach milowych rozwoju szkoły

 

W rozmowie z Anną Sowińską Ewa Pytlak wskazuje pięć kamieni milowych historii szkoły:

1.ogromne zaangażowanie rodziców w pierwszych latach,

2.zbudowanie stabilnego zespołu nauczycielskiego,

3.wolność rozwoju i autonomia nauczycieli w tworzeniu własnych inicjatyw,

4.decyzję o utworzeniu gimnazjum jako naturalnego przedłużenia drogi ucznia,

5.rozwój infrastruktury od dwóch sal do nowoczesnego kompleksu z halą, boiskami i specjalistycznymi pracowniami.

 

Podkreśla, że jej rolą jest „przekuwanie pomysłów Jarka w rzeczywistość”, umiejętność widzenia procesu z góry, dbania o szczegóły i relacje sprawia, że wizje dyrektora mogą realnie zadziałać.

 

Co z tego może zabrać dla siebie każda szkoła?

 

W zakończeniu odcinka Robert Sowiński zaznacza, że STO na Bemowie jest szkołą społeczną, z innymi możliwościami niż typowa szkoła publiczna. Jednocześnie wiele rozwiązań: kultura projektów, system odznak, poważne traktowanie samorządu, czas na rozmowę, biblioteka jako centrum życia szkoły, może być inspiracją dla każdej placówki w Polsce.

 

Trzechsetny odcinek EduKOSMOSU staje się więc nie tylko jubileuszową opowieścią, ale przede wszystkim zaproszeniem do refleksji: jak budować szkołę wielu możliwości w naszym własnym, lokalnym kontekście z ludźmi, których mamy, i zasobami, którymi dysponujemy.

 

 

 

A teraz proponuję wysłuchanie podcastu – trzechsetnego w serii „EduKosmos”:

 

 

„Szkoła, w której uśmiech wisi w powietrzu” [53’22”]  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.edukosmos.pl

 



MEN wprowadza nową procedurę oceniania uczniów – „ocenę funkcjonalną”. Na czym ona będzie polegała, czemu służyła, i co to oznacza dla uczniów i ch rodziców dowiecie się z tekstu, zamieszczonego na portalu < mamo to ja >. Oto ten tekst::

Nowa ocena w szkołach i wielka zmiana dla uczniów. MEN chce włączyć rodziców w ocenianie

 

Polskie szkoły czeka rewolucja. Ministerstwo Edukacji Narodowej planuje wprowadzenie nowego rodzaju oceny. Ocena funkcjonalna – bo o niej mowa – wejdzie do szkół już od kwietnia 2026 roku. Rodzice, nauczyciele i specjaliści będą wspólnie analizować potrzeby ucznia.

 

Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiedziało wprowadzenie nowego sposobu oceniania uczniów. Chodzi o tzw. ocenę funkcjonalną, która ma wspierać proces dydaktyczno-wychowawczy i realizację edukacji włączającej.

Nowa ocena funkcjonalna nie zastąpi dotychczasowych ocen szkolnych. Będzie pełnić funkcję uzupełniającą i nie wpłynie na klasyfikację ani średnią ocen ucznia. Zmiana obejmie wszystkie szkoły w Polsce.

 

Ocena funkcjonalna ma umożliwić nauczycielom i rodzicom lepsze zrozumienie potrzeb oraz możliwości ucznia. Jak podkreśla Ministerstwo Edukacji Narodowej, jej celem jest kompleksowa analiza funkcjonowania dziecka w różnych obszarach życia, nie tylko w zakresie wyników edukacyjnych.

Szczególną rolę ocena funkcjonalna odegra w przypadku uczniów z autyzmem, niepełnosprawnościami lub trudnościami emocjonalnymi i rozwojowymi. Nowy system oceniania ma być narzędziem wspierającym zarówno uczniów, jak i nauczycieli oraz specjalistów szkolnych.

 

Początkowo Ministerstwo Edukacji Narodowej planowało wdrożyć ocenę funkcjonalną już we wrześniu 2025 roku. Jednak ze względu na potrzebę przygotowania szkół i specjalistów, termin został przesunięty.

Zgodnie z najnowszymi informacjami ocena funkcjonalna zacznie być wprowadzana sukcesywnie od kwietnia 2026 roku. Proces wdrażania będzie stopniowy i zakłada ścisłą współpracę szkół z poradniami psychologiczno-pedagogicznymi.

 

Ocena funkcjonalna będzie opracowywana przez specjalny zespół powoływany w danej szkole. W jego skład mogą wchodzić:

 

-wychowawca klasy lub inny nauczyciel,

 

-pedagog szkolny,

 

-psycholog szkolny,

 

-w razie potrzeby także pracownicy poradni psychologiczno-pedagogicznej.

 

 

Zespół będzie współpracował z rodzicami ucznia, którzy będą dostarczać informacje na temat funkcjonowania dziecka poza szkołą – w domu czy środowisku pozaszkolnym. To właśnie opinia rodziców ma stanowić istotny element oceny funkcjonalnej.

 

Wszystkie dane zbierane w procesie oceny funkcjonalnej będą analizowane pod kątem indywidualnych potrzeb ucznia. Na tej podstawie szkoła ma proponować rozwiązania wspierające jego rozwój i edukację.

 

Nowa ocena funkcjonalna nie wpłynie na końcowe oceny ani na promocję ucznia do następnej klasy. Jej celem nie jest ocena wiedzy, lecz wsparcie w dostosowaniu metod nauczania i wychowania do rzeczywistych możliwości ucznia.

 

Dzięki włączeniu rodziców w cały proces szkoła ma uzyskać pełniejszy obraz sytuacji dziecka. W efekcie możliwe będzie skuteczniejsze wdrażanie edukacji włączającej i lepsze reagowanie na potrzeby uczniów.

Ocena funkcjonalna może być szczególnie przydatna w sytuacjach, gdy uczeń ma trudności adaptacyjne lub potrzebuje specjalistycznego wsparcia. Jej wprowadzenie stanowi część szerszych zmian planowanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

 

Nowy system oceniania uczniów w postaci oceny funkcjonalnej jest wyraźnym krokiem w stronę personalizacji nauczania i lepszego zrozumienia uczniów przez szkoły.

 

Źródło: Radio Zet

 

 

 

Źródło: www.naczasie.mamotoja.pl

 

 

Na ten sam temat zamieszczono tekst na stronie  Grupy INFOR < dziennik.pl >  –  TUTAJ

 

 



Wczoraj na „Portalu dla Edukacji” pojawił się tekst Bogdana Bugdalskiego, z którego dowiadujemy się jak to naprawdę jest z zarobkami nauczycieli. Oto jego obszerne fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

Wielu nauczycieli zarabia już ponad 120 tys. zł. Dużo zależy od relacji z dyrektorem

 

 

W 2024 r. 36,17 proc. nauczycieli przekroczyło drugi próg podatkowy. Świadczy to o dużym awansie materialnym zawodu  – poinformował wiceminister edukacji Henryk Kiepura. Ta wypowiedź wzburzyła środowisko nauczycielskie, które stwierdziło, że to nieprawda. Natomiast rodzice i obserwatorzy uważają, że im ciągle mało. […]

 

Prostą aczkolwiek dużo wnoszącą informacją o zarobkach nauczycieli wiceminister Henryk Kiepura podgrzał i tak już gorącą z powodu zmian w podstawach programowych atmosferę w środowisku oświatowym. Odpowiadając na zapytanie posłanki Doroty Łobody, wskazał on, że po podwyżkach ze stycznia 2024 r. sytuacja materialna nauczycieli się na tyle poprawiła, że wielu z nich przekroczyło drugi próg podatkowy w wysokości 120 tys. zł. Przedstawił nawet stosowną tabelę, którą tu publikujemy.

 

Procent nauczycieli z dochodami powyżej

   120 000 zł; w roku podatkowym 2024

 

 

[…]

 

Wiem, że tym tekstem narobię sobie w środowisku wrogów, ale fakty są jednoznaczne – 120 tys. zł rocznie to oczywiście nie są kokosy, zwłaszcza jeśli słyszymy, że niektórzy pracownicy sfery publicznej zarabiają 50 czy 80 tys. zł miesięcznie, no ale mało to nie jest i duża liczba Polaków zarabia zdecydowanie mniej:

 

„Według wyliczeń Głównego Urzędu Statystycznego przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej osiągnęło w czerwcu 2025 r. poziom 8766,10 zł brutto, a mediana wynagrodzeń wyniosła 7138,25 zł brutto, co daje 85 659 zł brutto w skali roku. A więc dużo poniżej faktycznych zarobków nauczycieli, zwłaszcza dyplomowanych, których jest większość.”

 

Środowisko nauczycielskie zdaje się jednak tak nie uważać i robi wszystko, żeby przekonać to społeczeństwo do swoich racji, czym naraża się na ostrą krytykę. Zwłaszcza, że po tegorocznej podwyżce wynagrodzeń o 5 proc. do tego progu będzie im znacznie bliżej.

 

Bo tu rachunek jest prosty. Zgodnie z rozporządzeniem płacowym z marca 2025 r. każdy nauczyciel z wykształceniem pedagogicznym i tytułem magistra (stawki nauczycieli bez tego tytułu lub bez wykształcenia pedagogicznego są nieco niższe, ale stanowią oni niewielką grupę) zatrudniony w polskiej szkole czy przedszkolu zarabia co najmniej:

 

– 5153  zł brutto, gdy jest nauczycielem początkującym,

 

– 5310  zł brutto, gdy jest nauczycielem mianowanym oraz

 

– 6211 zł brutto, gdy jest nauczycielem dyplomowanym.

 

Nie wygląda to najlepiej, ale jeśli nauczycielowi dyplomowanemu, bo o nich tu głównie mowa, dołożymy 20 proc. wysługi lat, to jego wynagrodzenie wzrośnie o 1242 zł, a więc do 7453,2 zł brutto. Po pomnożeniu tej kwoty przez 13, bo nauczyciele, tak jak wszyscy pracownicy sfery budżetowej otrzymują trzynastkę, to już mamy 96 891,6 zł brutto rocznie.

 

Dodając do tego nauczycielskie świadczenie urlopowe, które wszyscy nauczyciele otrzymują w niebagatelnej kwocie blisko 3 tys. zł brutto oraz inne składniki wynagrodzenia, które nauczyciele dostają, to dojdziemy do zarobków rzędu 110-120 tys. zł rocznie i to bez ogromnej liczby godzin ponadwymiarowych.

 

Bo to głównie nauczyciele dyplomowani:

 

-otrzymują dodatek za wysługę lat zazwyczaj w pełnej wysokości, czyli 20 proc. zasadniczego wynagrodzenia;

 

-otrzymują dodatek za wychowawstwo, w kwocie co najmniej i zazwyczaj 300 zł;

 

-mogą liczyć na dodatek motywacyjny w maksymalnej kwocie. Zazwyczaj nie jest on wysoki, bo ustanawiają go gminy, ale np. w Warszawie jest to średnio 600 zł miesięcznie;

 

-częściej też niż nauczyciele początkujący mogą liczyć na dodatkowe zajęcia w ramach godzin ponadwymiarowych, które – o czym warto pamiętać, są lepiej płatne od tych przydzielanych nauczycielom mianowanym czy początkującym;

 

O dodatku za trudne warunki pracy (w wysokości do 20 proc. wynagrodzenia zasadniczego) czy o dodatku wiejskim w wysokości 10 proc. wynagrodzenia zasadniczego, który przysługuje nauczycielom pracującym w szkołach i przedszkolach na terenie gmin liczących do 5 tys. mieszkańców nie warto wspominać, bo nie dotyczy to wszystkich nauczycieli. […]

 

Oczywiście faktem jest, że nauczyciele dyplomowani zarabiają dużo więcej od tych początkujących i mianowanych, że te możliwości są dużo mniejsze w przedszkolach, gdzie pensum jest wysokie. Ale i w ich przypadkach jest to możliwe.

 

[…]

 

W tej sytuacji trudno jest negować słowa wiceministra Henryka Kiepury, że po podwyżce ze stycznia 2024 r. nauczyciele zarabiają dobrze, a wielu z nich przekracza lub właśnie przekroczyło próg 120 tys. zł, po przekroczeniu którego podatek od dochodów rośnie z 12 proc. do 32 proc. liczonych od nadwyżki.

 

I nie jest też prawdą, że tak zarabiają wyłącznie ci nauczyciele, którzy robią po półtora etatu czy nawet dwa miesięcznie. Bo oni przekraczają ten próg zdecydowanie. […]

 

Skąd zatem to niemal powszechne oburzenie nauczycieli na słowa wiceministra Kiepury? Przede wszystkim stąd, że – jak to zwykle w życiu bywa – godziny ponadwymiarowe i doraźnych zastępstw nie rozkładają się równo po wszystkich nauczycielach. I nie zależy to wyłącznie od zdrowia innych nauczycieli, braków kadrowych czy prowadzonego przedmiotu, ale często też od relacji z dyrektorem szkoły. […]

 

 

Cały tekst „Wielu nauczycieli zarabia już ponad 120 tys. zł. Dużo zależy od relacji z dyrektorem”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/

 

 

 

 

 

 



Wczoraj na portalu „Edunews” zamieszczono tekst Aleksandra Wandtkenauczyciela języka polskiego wMiędzynarodowej Szkole Podstawowej Paderewski w Lublinie. Oto fragmenty tej ważnej publikacji i link do jej pełnej wersji:

 

 

 

Metody głębokiego uczenia się

 

Odejście od zasady 3Z, czyli zakuj, zdaj, zapomnij, jest dziś zadaniem wszystkich osób zajmujących się edukacją: nauczycieli, edukatorów, rodziców. Żeby to się jednak stało, musimy znaleźć skuteczny sposób, który uporządkuje bezwładną wiedzę dzieci, pozwoli na trwałe zrozumienie istotnych procesów, a także samodzielne tworzenie znaczeń. Tu z pomocą przychodzi głębokie uczenie się.

 

Od zakuwania do zrozumienia, czy siedem zdolności myślenia

 

W roku 2020 została wydana publikacja Jaya McTighe’a i Harvey’a F. Silvera pt. Teaching for Deeper Learning: Tools to Engage Students in Meaning Making. W Polsce pojawiła się za sprawą wydawnictwa Centrum Edukacji Obywatelskiej w roku 2021 – Uczyć (się) głębiej. Jak to zrobić na lekcji. Jej autorzy proponują, by w codziennej praktyce edukacyjnej stosować siedem tzw. zdolności myślenia, które są uniwersalne (ponadprzedmiotowe). Wśród najważniejszych sposobów głębokiego uczenia się autorzy wyszczególnili:

 

-tworzenie pojęć i uogólnianie,

 

-robienie notatek oraz podsumowywanie poznawanych treści,

 

-porównywanie idei, zjawisk, procesów,

 

-krytyczne, aktywne i efektywne czytanie,

 

-przewidywanie, stawianie pytań, hipotez, problemów,

 

-tworzenie graficznych przedstawień treści,

 

-przyjmowanie różnorodnych perspektyw.

 

Systematyczne i celowe stosowanie powyżej wspomnianych zdolności myślenia sprzyja głębokiemu uczeniu się. Jest ono procesem przyswajania wiedzy i umiejętności:

 

-charakteryzującym się zaangażowaniem – uczeń/uczennica jest w nich aktywnym podmiotem, który działa, myśli, tworzy,

 

-projektującym różne doświadczenia i sytuacje edukacyjne – wszystko po to, by móc odtworzyć pozyskane wiedzę i umiejętności w nowych kontekstach, przy innych problemach itd.,

 

-nadającym znaczenia (sensotwórczym) – uczeń/uczennica nie tylko odtwarza fakty, ale sam/a na bieżąco je tworzy, korzysta ze struktur poznawczych, poszukuje związków z tym, co już potrafi, szuka zależności, ocenia wagę zjawisk itp.,

 

-trwałym – dzięki temu uczniowie i uczennice rozumieją ważne idee i procesy, stają się one dla nich bliższe,

 

-pozwalającym na rzetelną, mądrą edukację bez przeładowania treściami przedmiotowymi.

 

 

Strategie „głębokie na kilometr, szerokie na milimetr”

 

Publikacja amerykańskich metodyków zawiera omówienie wspomnianych umiejętności głębokiego uczenia się. Badacze podają w niej praktyczne przykłady, jak można zastosować proste strategie, narzędzia i rutyny, które wesprą nasze myślenie, czego skutkiem będzie efektywniejsze nauczanie i uczenie się. Przyjrzyjmy się kilku takim technikom.

 

[…]

 

W dalszej części publikacji można przeczytać jeszcze:

 

> Tworzenie pojęć i uogólnianie […]

 

> Robienie notatek i podsumowań   […]

 

> Porównywanie zjawisk, pojęć, procesów i wydarzeń   […]

 

> Krytyczne czytanie  […]

 

> Przewidywanie, stawianie pytań, hipotez i problemów […]

 

 

A oto ostatni fragment tekstu:

 

 

Jak głębokie uczenie się zmienia szkołę na lepsze?

 

Dlaczego warto stosować?

 

Korzyści dla ucznia/uczennicy:

 

-głębsze rozumienie i trwałe zapamiętanie – nauka nie jest już tylko „na sprawdzian”, ale prowadzi do autentycznego zrozumienia i umiejętności transferu wiedzy (ang. transfer learning),

 

-rozwój myślenia krytycznego i podejmowania refleksji – rozwijanie umiejętności analizowania, argumentowania i zadawania pytań, a nie tylko powtarzanie informacji,

 

-wzrost motywacji wewnętrznej – nauka staje się ciekawsza i – co ważne – znacząca, bo dotyczy realnych problemów i własnych doświadczeń.

 

Korzyści dla rodzica:

 

-zaangażowanie w proces uczenia – dzięki projektom, refleksji i podejmowanym aktywnościom rodzice częściej uczestniczą w rozmowach o postępach dziecka,

 

-budowanie zaufania do szkoły – rodzice widzą spójność działań nauczycieli i sensowność podejmowanych metod, wiedzą, po co dziecko uczy się danego zagadnienia,

 

-większe zrozumienie efektów kształcenia – dostrzegalne są nabyte przez dzieci kompetencje, a nie tylko oceny.

 

Korzyści dla nauczyciela:

 

-jaśniejsza struktura planowania – dzięki zaproponowanym narzędziom nauczyciel/ka świadomie dobiera cele, metody i strategie pracy; projektuje zadania w oparciu o cele transferowe; jeśli dobrze zaprojektujemy zadania – oszczędzamy czas i energię,

 

-poczucie sensu własnej pracy i wspólna kultura uczenia się – nauczyciele i uczniowie uczą się razem, stosując spójne strategie projektowania lekcji; pracujemy we współpracy, zamiast rywalizacji i izolacji.

 

 

 

Polecana bibliografia:

 

-Harmin M., Jak motywować uczniów do nauki, Warszawa 2022.

 

-McTighe J., Silver H., Uczyć się głębiej. Jak to zrobić na lekcji, Warszawa 2021.

 

-Pobojewska A., Edukacja do samodzielności. Warsztaty z dociekań filozoficznych, Łódź 2019.

 

-Szmidt K. J., Płóciennik E., Myślenie pytajne. Teoria i kształcenie, Łódź 2020.

 

 

 

Cały tekst „Metody głębokiego uczenia się”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.edunews.pl

 



Warto raz na jakiś czas odłożyć na bok wszystkie „tematy dnia”, „palące problemy oświaty”, i oddać się głębszej refleksji o otaczającym nas świecie i naszej w nim roli. Doskonałym bodźcem ku temu będzie tekst biologa – prof. Stanisława Czachorowskiego, zaczerpnięty z jego bloga „Profesorskie Gadanie”: 

 

Foto: www.facebook.com/photo/

 

                                                                        Prof. Stanisław Czachorowski

 

 

A ten rozum to gdzie teraz jest?

 

Felieton ma to do siebie, że musi być krótki. Określona liczba znaków i ani jednego więcej. Bo wraca do poprawki i trzeba skracać. A ja nie lubię niczego wyrzucać, nawet słów z tekstu. Wyjściem jest zbudowanie dłuższego tekstu i opublikowanie na blogu. I tak umieszczam poszerzoną wersję felietonu dla VariArtu. Tematem była ewolucja nośnika. A o jakim nośniku może pomyśleć biolog? O informacji biologicznej i rozumie!

 

A ten rozum to gdzie jest? W sercu, mózgu czy w krzemowych obwodach? Kiedyś myślano, że rozum mieści się w sercu. Potem, że w mózgu. A niebawem pewnie odpowiemy, że rozum mieści się w AI (sztucznej inteligencji) czyli w krzemowych obwodach, gdzieś na dyskach i serwerach. Niczym z Lemowskiej opowieści z Cyberiady.

 

Pytanie o siedzibę rozumu to taka stara, dobra zagadka, która z każdą epoką staje się coraz bardziej złośliwa. Kiedyś sprawa była prosta: rozum, dusza, uczucia – wszystko to zgrabnie mieściło się w sercu. Było to i poetyckie, i wygodne. I nawet jeśli medycyna (naukowcy-biolodzy) dawno temu tę wersję z hukiem obalili, to w kulturze nadal uparcie trzymamy się tej sercowej lokalizacji. Mówimy, że serce nam pęka (i nie o zawał chodzi), że słuchamy głosu serca, a nie rozumu. Ach, to serce – ten niewinny, pompujący krew organ, który bezczelnie uzurpował sobie miano centrum myśli. W kulturze ten sercowy pogląd jeszcze rudymentarnie funkcjonuje. Potem dostrzeżono mózg z komórkami nerwowymi jako nośnik i siedlisko rozumu. Mózg łatwo zobaczyć, gorzej z rozumem. Jedynie zobaczyć możemy efekty jego działania.

 

A teraz, gdy rozwijają się programy sztucznej inteligencji, to gdzie się mieści rozum? Coraz częściej można przeczytać, że AI mądrzeje a Homo sapiens głupieje. Najwyraźniej znowu rozum się przeprowadza. Tak jak w typowej symbiozie następuje integracja obu partnerów i upraszczanie struktury. Bo wszystkie funkcje wypełnia zintegrowana, symbiotyczna, całość. Elementy tej całości, w miarę usprawniania swojej funkcji i struktury, rezygnują z niektórych działań. Nawet ulegają pomniejszeniu. U człowieka od kilku tysięcy lat obserwujemy zmniejszanie się mózgu… I zaczęło się na długo przed pojawieniem się AI!

 

Ale wróćmy do zasadniczego wątku, poszukującego rozumu. Przyszło oświecenie i skalpel. Lokalizacja rozumu została przesunięta wyżej, z serca do mózgu. No i słusznie, bo mózg jest duży, pofałdowany i wygląda na zajętego. Komórki nerwowe, synapsy, impulsy – wszystko się zgadza. Mózg to nasza osobista „czarna skrzynka” rozumu. Łatwo go zobaczyć (na szczęście nie codziennie, bo lepien pracuje, gdy jest opakowany, w czaszce), trudniej zrozumieć, co w nim huczy. Widzimy jedynie efekty jego działania: dowcip, felieton, albo próby zapamiętania listy zakupów.

 

W tle niniejszych rozważań jest pytanie o informację biologiczną, z której wyewoluowała informacja kulturowa. Sens przystosowania ten sam – dostosowanie się do środowiska. Tylko nośnik inny, już nie białkowy lecz papirusowy, papierowy, kamienny, zapisany na taśmach magnetycznych itp.

 

Ewolucja biologiczna zaczęła się najprawdopodobniej na powierzchni ilastych osadów krzemionkowych, w podmorskich fumarolach. Był to świat RNA i jeszcze bezkomórkowy. Ale biologiczny, z białkami, enzymami, cukrami i lipidami. W uproszczeniu można by napisać, że życie zaczęło się od krzemu. Szybko jednak przeskoczyło na związki węgla. Życie jako procesy. Gdy powstały pierwsze komórki, zbudowane z białek, lipidów i zawierające RNA a potem i DNA, rozpoczęła się węglowa ewolucja życia a nośnikiem rozumu były związku węgla, oparte na białku. Powstały komórki nerwowe i moglibyśmy powiedzieć, że rozum rozwijał się na węglowym nośniku. Wiele setek milionów lat ewolucji układu nerwowego i powstanie ludzkiego mózgu. A potem Homo sapiens z dużym i myślącym mózgiem stał się nośnikiem rozumu. W trakcie rozwoju kultury nośnikiem rozumu stał się także zapisany i zadrukowany papier. Celuloza to także związki węgla. Jeszcze później nośnikiem dźwięków stały się płyty winylowe, nieco później taśmy magnetyczne. A potem płyty CD i twarde dyski. Tu już nośnikiem znowu stały się krzemowe obwody procesorów i twardych dysków. Siedliskiem i nośnikiem rozumu jest już nie tylko białkowy ludzki mózg lecz także papierowe książki, zgromadzone w bibliotece oraz sztuczna inteligencja, opowiadająca nam historie i udzielająca różnych, praktycznych odpowiedzi. Po ponad trzech miliardach lat informacja (którą w przenośni możemy nazwać rozumem) powróciła do krzemowego nośnika. Ale już mocno odmieniona.

 

W wieku XXI już nie powiemy, że rozum mieści się w sercu. Ale chyba i z mniejszą pewnością odpowiemy, że w mózgu. Bo przecież także i w telefonach komórkowych i serwerach, przetwarzających zadania sztucznej inteligencji. A my zwolnieni zostaniemy z codziennego obowiązku myślenia. Czy narząd nieużywany będzie zanikał? Na to wygląda. Bo po co organizm miałby utrzymywać tak kosztowny energetycznie organ, gdy życie społeczne znakomicie rekompensuje jego braki i mniejszą wielkość z mniejszą wydolnością przetwarzania i zapamiętywania danych?

 

Ale w wieku XXI, gdy serwery szumią głośniej niż ludzki żołądek, a w naszych kieszeniach nosimy potęgę obliczeniową, o jakiej Galileusz mógłby tylko pomarzyć i nawet pierwsze statki kosmiczne lądujące na Księżycu jej nie miały – pytanie o siedlisko rozumu znowu staje się palące i intrygująco aktualne. A ten rozum, to teraz gdzie on jest? Czy wciąż tylko w naszych szacownych, białkowych głowach? Ewolucja lubi żarty z odwróceniem akcji. Nasz nośnik rozumu przeszedł bowiem fascynującą, trzy-miliardowo-letnią pętlę.

 

Zacznijmy od początku, by lepiej zapamiętać i zrozumieć. Życie, to pierwotne, przedkomórkowe, prawdopodobnie wzięło swój start na krzemionkowych osadach. To była geologiczna kołyska, która umożliwiła powstanie pierwszych, bezkomórkowych struktur. Krzem! Nośnik informacji był na początku mineralny, a potem – pstryk! – ewolucja postawiła na węgiel.

 

I zaczęła się epopeja związków węgla: białka, lipidy, RNA, DNA. Węglowe klatki, które stały się komórkami nerwowymi. Przez setki milionów lat ten węglowy nośnik rozwijał się, aż w końcu, w naszym dużym, dumnym i samorefleksyjnym mózgu Homo sapiens, osiągnął (naszym zdaniem) swój szczyt. Ale ludzki rozum nie poprzestał na jednym nośniku. Stworzyliśmy kulturę, a wraz z nią – zewnętrzne dyski pamięci. Zapisane tabliczki, a potem zadrukowany papier. Celuloza to, oczywiście, też związki węgla. Nasz rozum wylał się z czaszki i osiadł na stronach książek. Biblioteki stały się nie tyle zbiorami papieru, co zewnętrznymi mózgami ludzkości.

 

I tu dochodzimy do paradoksu naszych czasów. Wszechobecny digitalizm sprawił, że informacja (którą w przenośni i coraz mniej przenośni, nazywamy rozumem) znowu powróciła do swojego pierwotnego, mineralnego brata. Winylowe rowki, taśmy magnetyczne, a potem CD i twarde dyski. Krzemowe obwody procesorów, krzemionkowa chmura serwerów. Po ponad trzech miliardach lat, od ilastych osadów po układy scalone, krzem znowu stał się głównym nośnikiem rozumowania.

 

W XXI wieku rozum jest zjawiskiem zbiorowym i rozproszonym. Mieści się nie tylko w naszym indywidualnym mózgu, czy nawet w konektywnie połączonym mózgu społecznym (współpracujących i kontaktujących się ze sobą ludzi), ale też w telefonie komórkowym, w serwerze, który oblicza trajektorie lotu, i w programach sztucznej inteligencji, która opowiada nam historie i udziela porad, gdy my sami przestajemy być pewni. To jest punkt, w którym zaczynam się niepokoić, a „kij w mrowisko” wbija się z pełną siłą, tym razem w samo nasze kulturowe serce.

 

Jeśli nasz rozum ma teraz siedzibę w chmurze, to co stanie się z naszym wewnętrznym, węglowym nośnikiem? Jesteśmy coraz chętniej zwalniani z obowiązku myślenia. Dlaczego mam pamiętać, skoro mogę sprawdzić? Dlaczego mam analizować, skoro AI przedstawi mi streszczenie? Biologia ma prostą zasadę: narząd nieużywany zanika. Czy czeka nas ewolucyjna równia pochyła ludzkiej rozumowej deprecjacji? Czy za kilkadziesiąt pokoleń, z dumnych myślicieli staniemy się biologicznymi interfejsami, podłączone do krzemowej nad-inteligencji? Nasze mózgi będą jedynie terminalami wyświetlającymi wyniki, a nie centrami ich generowania. Bo w symbiozie (tej biologicznej) tak już bywa, że nie wiadomo kto ważniejszy, czy to nasze, eukariotyczne komórki mają mitochondria czy też mitochondria mają swoje eukariotyczne farmy i domy do wygodnego życia?

 

Wizja powyższa jest i zabawna, i przerażająca. Oto Homo sapiens, który położył u stóp świata największe zdobycze myśli, dobrowolnie oddaje swój najcenniejszy organ w leasing cyfrowym kooperantom.

 

Kiedyś biblioteka publiczna była bezpiecznym, węglowym nośnikiem rozumu. Dziś jest ostatnią redutą linearnego, dogłębnego i weryfikowalnego myślenia. Pytanie brzmi: czy zdoła obronić nasz wewnętrzny rozum przed pokusą wiecznej cyfrowej amnezji i błogosławionego braku myślenia? Bo jeśli tak, to w przyszłości jedynym sposobem, by udowodnić, że wciąż jesteśmy inteligentni, będzie schowanie się przed siecią i cichutkie… czytanie książki. Albo niniejszego boga (jeśli zostanie wydrukowana jego książkowa, papierowa wersja)

 

Nasze mózgi stają się jedynie interfejsami do potężniejszego nośnika, jakim jest sieć. Prawdziwy „rozum” rezyduje dziś w centrach danych, a my tracimy zdolność do przechowywania i przetwarzania głębokiej wiedzy wewnętrznie.

 

Immanuel Kant mówił, że dwie rzeczy napełniają duszę podziwem: „niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”. Dziś moglibyśmy dodać: wszechogarniająca cyfrowa chmura nade mną i to, co resztkami sił walczy o przetrwanie, czyli zanikający rozum we mnie. To jest ta walka o wewnętrzny nośnik, w której biblioteka publiczna pozostaje ostatnim, dumnym serwerem węgla. Albo nasza domowa biblioteczka lub publiczna półka bookrossingowa, ustawiona gdzieś na wiejskim, zapomnianym przystanku autobusowym.

 

 

 

Źródło: www.profesorskiegadanie.blogspot.com

 

 



Oto fragmenty „jeszcze ciepłego” tekstu, zamieszczonego już z dzisiejszą datą przez prof. Bogusława Śliwerskiego na jego blogu, z którego dowiecie się, jak ten uczony-teoretyk pedagogiki widzi architekturę szkoły w epoce komunikacji sieciowej i przemian cywilizacyjnych:

 

 

ARCHITEKTURA ZAUFANIA

 

Organizatorzy debaty panelowej na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego na temat hejtu, fake, deepfake i socjalizacji nastolatków prosili, żebym wypowiedział się na temat szkoły jako środowiska edukacji przyszłości. Odstąpiłem zatem od deformy projektowanej przez ekonomistów z IBE pod pozorem partycypowania w niej przez ekspertów, skoro zdaniem Katarzyny Lubnauer wszyscy znają się na szkole, więc mogą ją krytykować. Władza i tak zrobi to, co chce, bez względu na to, czy ma to sens, czy ma to racjonalne naukowo podstawy, a nie akceptację jakiegoś gremium. W końcu pieniądze publiczne trzeba na coś wydać i ogłosić sukces.

 

Dzisiejszy wpis będzie zatem upomnieniem się o nowym kształcie szkoły w epoce komunikacji sieciowej i przemian cywilizacyjnych w trójprzestrzeni (Pachura, 2021 – ?).

 

Szkoła między światem przemysłowym a światem sieci

 

Polska szkoła wciąż przypomina dziecko epoki industrialnej. Zrodzona z logiki więzienia (M. Foucault), z jej rytmem dzwonka, porządkiem klas (cel) i korytarzy (spacerniaków), wciąż organizuje życie ucznia wokół zasad posłuszeństwa, pomiaru i przewidywalności. Tymczasem świat, w którym dorastają młodzi ludzie, nie przypomina już fabryki, skoro jest trójprzestrzenią relacji międzyludzkich i międzyprzedmiotowych. To świat otwartej komunikacji lub zagłuszania, współpracy lub rywalizacji, projektowania lub inspirowania, szybkiej wymiany wiedzy i nieustannej reinterpretacji znaczeń.

 

Politycy oświatowi nie dostrzegają tej przemiany, mimo iż szkoła nie jest już miejscem przygotowania do życia, lecz przestrzenią reprodukcji przeszłości i zapewnienia trwania urzędnikom „nadzoru pedagogicznego”. Jeżeli chcemy, by edukacja była przyszłością, a nie anachronizmem, musi zmienić się także architektura, bo to właśnie ona pośrednio kształtuje kulturę uczenia się.[…]

 

 

Oto podtytuły następnych akapitów tego tekstu:

 

 

Architektura nie jest neutralna […]

 

Od architektury kontroli do architektury zaufania  […]

 

Architektura komunikacji  […]

 

Architektura wiedzy rozproszonej  […]

 

Architektura, która uczy przez bycie  […]

 

 

I na zakończenie dwa ostatnie akapity tego tekstu:

 

 

Szkoła jako agora

 

Hanah Arendt pisała, że edukacja to wprowadzanie młodych w świat wspólny. Jeśli więc szkoła ma przygotowywać do życia w demokracji, musi sama być jej miniaturą: otwartą, dialogiczną, różnorodną. To oznacza odejście od modelu „szkoły-twierdzy” ku modelowi „szkoły-forum”, miejsca, które łączy pokolenia i role.

 

Architektura ma tworzyć przestrzenie współistnienia, nie dominacji: miejsca spotkań, debat, koncertów, wspólnie spożywanych posiłków. W erze polaryzacji, chaosu informacyjnego i napięć kulturowych, szkoła może być ostatnim realnym miejscem, w którym uczy się wspólnego świata.

 

Przestrzeń jako pedagogika

 

Nie wystarczy nauczyć dzieci programowania, jeśli uczymy je w przestrzeni, która promuje milczenie i posłuszeństwo. Nie wystarczy mówić o innowacji, jeśli ściany nie pozwalają się przemieszczać. Nie wystarczy cyfryzować lekcji, jeśli fizyczne otoczenie nie uczy otwartości, współpracy i zaufania.

 

Architektura jest milczącym nauczycielem, toteż to, co sobą wyraża i co determinuje, jest często silniejsze niż słowa nauczyciela. Dlatego przyszłość polskiej szkoły zależy od odwagi, by zaprojektować nie tylko nowy budynek, ale nową kulturę przestrzeni, w której uczenie się nie jest przygotowywaniem do pracy w korporacjach, do ustawicznego testowania.

 

Nie chodzi o modę, lecz o zmianę cywilizacyjną. Świat, który łączy globalną komunikację z lokalną odpowiedzialnością, potrzebuje szkół, które będą miejscem spotkania, a nie sortowania. Architektura zaufania nie jest utopią, gdyż od lat 70.XX wieku zmieniła się architektura, dzięki której przestrzeń i człowiek wzajemnie się dopełniają. Dlatego szkoła XXI wieku powinna być przestrzenią odmiejscowienia procesu uczenia się, gdzie technologia spotyka człowieka, a architektura wspiera indywidualny rozwój każdej osoby – uczniów, nauczycieli i rodziców korzystających z partycypacji lub doradztwa.

 

 

 

Cały tekst „Architektura zaufania” –  TUTAJ

 

 

Źródło:  www.sliwerski-pedagog.blogspot.com

 



Najczęściej  odwiedzany przez redakcję OE portal „Strefa Edukacji” zamieścił dzisiaj tekst Katarzyny Mazur, w którym autorka podjęła trochę pomijany problem z obszaru kontaktów rodziców z nauczycielami, jakim są wywiadówki. Oto jego fragmenty i link do pełnej wersji:

 

 

Zebranioza w polskich szkołach. Rodzice mają dość przestarzałego zwyczaju

 

Trwa sezon „zebraniozy” – ciągu spotkań, konsultacji i wywiadówek, które coraz częściej traktowane są jako uciążliwy obowiązek oraz relikt dawnych praktyk. Wiele osób ocenia, że uczestnictwo w tych spotkaniach wiąże się ze stratą czasu i rozmowami o kwestiach nieistotnych lub dotyczących wyłącznie pojedynczych uczniów, podczas gdy wszystkie najważniejsze informacje dostępne są w e-dzienniku. […]

 

W listopadzie szkoły intensyfikują działania, próbując zamknąć bieżące sprawy przed świąteczną przerwą, co skutkuje spiętrzeniem zebrań i wywiadówek. Ich częstotliwość i charakter coraz częściej wzbudzają irytację, a także poczucie, że szkoła próbuje przerzucić na rodziców odpowiedzialność za realizację własnych obowiązków.

 

Rodzice posiadający kilkoro dzieci często muszą podejmować niemożliwe decyzje organizacyjne. Pani Agata, mama trójki, opisuje sytuację, w której zebrania wszystkich dzieci wypadają jednego dnia:[…]

 

Cyfryzacja i stały dostęp do informacji sprawiają, że rodzice postrzegają tradycyjne wywiadówki jako formę nieadekwatną do współczesnych możliwości komunikacyjnych. Wskazują, że większość spraw można załatwić online – za pośrednictwem e-dziennika, poczty elektronicznej czy klasowych grup społecznościowych.

 

Krytyka pojawia się również w środowisku nauczycielskim. Na profilu ZNP pedagodzy otwarcie podważają konieczność wywiadówek w dotychczasowej formule. Pan Andrzej ocenia, że w realiach e-dziennika i RODO ogólne wywiadówki przestają mieć sens. Pan Grzegorz proponuje, aby zastąpić je spotkaniami indywidualnymi rodzica z dzieckiem, organizowanymi w miarę potrzeby. […]

 

Pani Bogusława nazywa wywiadówki „komunistycznym tworem” i postuluje dwa indywidualne spotkania rocznie, umawiane na konkretną godzinę. Z kolei nauczycielka z liceum podkreśla: „Mam 3 wywiadówki w roku, o 3 za dużo,” wskazując, że traci czas swój i rodziców.

 

Pedagodzy zauważają także, że problem narasta latami:Od lat tak jest, że na wywiadówki nie przychodzą ci rodzice, którzy powinni przyjść!”. […]

 

Obecna koncepcja zebrań i wywiadówek w szkołach wydaje się nie przystawać do współczesnych realiów informacyjnych. Skoro niemal wszystkie dane są dostępne w czasie rzeczywistym, to tradycyjny model spotkań traci swoją pierwotną funkcję.

 

Jeśli szkoła chce odbudować zaufanie i przywrócić sens tych wydarzeń, powinna przejść z formuły sprawozdawczej na partnerską – nastawioną na relację, współpracę i realne wsparcie dziecka. […]

 

 

Cały tekst „Zebranioza w polskich szkołach. Rodzice mają dość przestarzałego zwyczaju”  –  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www,strefaedukacji.pl

 

 

 

 

 



Do zamieszczonej już informacji o tym, że prof. Zbigniew Marciniak zrezygnował z funkcji przewodniczącego Rady ds. monitorowania wdrażania reformy oświaty, dołączam swoisty komentarz prof. Romana Lepperta, zaczerpnięty z Jego fejsbukowego profilu:

 

 

Podana dziś do publicznej wiadomości (m.in. przez gazetaprawna.pl i Strefa Edukacji) informacja o rezygnacji Profesora Zbigniewa Marciniaka z funkcji przewodniczącego Rady ds. monitorowania wdrażania reformy oświaty im. Komisji Edukacji Narodowej, powołanej przez Dyrektora IBE PIB – Instytut Badań Edukacyjnych oraz ujawniony powód tej rezygnacji skłoniły mnie do sięgnięcia po „Profil absolwenta i absolwentki. Droga do zmian. Etap II: szkoły ponadpodstawowe” (brak konsultacji tego dokumentu z wspomnianą Radą wskazał jako powód rezygnacji Profesor Z. Marciniak). Dla porządku przypomnę, że wcześniejszego profilu absolwenta przedszkoli i szkół podstawowych też z nikim nie konsultowano, Rady – z przewodniczenia której Profesor Z. Marciniak zrezygnował – wówczas nie było.

 

 Przegląd spisu treści wspomnianego „Profilu…” mnie ucieszył.

 

Część I zatytułowana jest „Założenia teoretyczne…”, a w niej punkt 1 to „Profil absolwenta i absolwentki szkoły ponadpodstawowej na tle obecnych paradygmatów dydaktycznych„. Pomyślałem sobie: mamy progres w stosunku do wcześniejszego profilu. Pamiętam, jak sam przed rokiem zwracałem uwagę na brak odwołania się do wiedzy, jaką w zakresie współczesnych koncepcji dydaktycznych dysponujemy. Wskazywałem wówczas m.in. na książkę Doroty Klus-Stańskiej „Paradygmaty dydaktyki. Myśleć teorią o praktyce” (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2018).

 

Radość moja była jednak przedwczesna. Wystarczyła lektura kilku stron tego opracowania, żeby przekonać się, że autorzy „Profilu…” z lektury, do której się odwołują zrozumieli niewiele (żeby nie napisać nic).

 

Zacytuję trzy krótkie fragmenty z rozdziału, o którym wspominam wyżej: – na s. 12 można przeczytać:Z punktu widzenia paradygmatu obiektywistycznego Profil absolwenta i absolwentki można interpretować jako ramę, która określa, jakie umiejętności, wiedzę czy postawy powinien posiadać każdy uczeń i uczennica kończący dany etap edukacji. W tym ujęciu będzie to swoista mapa kompetencji, pozwalająca dostosować określony program nauczania do jasno wytyczonych celów i ocenić skuteczność systemu edukacyjnego„;

 

dwie strony dalej (s. 14) napisano: „Z punktu widzenia paradygmatu konstruktywistyczno-interpretatywnego Profil absolwenta i absolwentki szkoły ponadpodstawowej pełni rolę drogowskazu, który wskazuje kierunki rozwoju oraz pozostawia przestrzeń na indywidualizację procesu edukacyjnego. Dzięki wpisanym w paradygmat konstruktywistyczny ideom autonomii nauczyciela i ucznia kompetencje określone w Profilu mogą być wdrażane elastycznie, uwzględniając różnorodne ścieżki uczenia się i osobiste zainteresowania ucznia w szeregu interakcji pomiędzy nim a nauczycielem, a także pomiędzy samymi uczniami. W tym ujęciu ostateczny obszar wykształconych kompetencji jest za każdym razem jednostkowym i indywidualnym rezultatem sprawczych działań dydaktycznych”; – wreszcie na tej samej stronie czytamy:Z punktu widzenia paradygmatu transformatywnego Profil absolwenta i absolwentki szkoły ponadpodstawowej można postrzegać jako wizję, która nie tylko określa kompetencje, ale także inspiruje do szeregu proaktywnych działań kognitywnych czy też na rzecz społeczeństwa i rozwijania poczucia sprawczości. W tym kontekście Profil można odczytać jako dokument, który pomaga przygotować ucznia zarówno do wyzwań stawianych przez rynek pracy, jak i do aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym, w tym publicznym oraz do kształtowania własnej przyszłości, a zarazem przyszłości wspólnot, których jest częścią„.

 

Mógłby ktoś pomyśleć: „Profil absolwenta…” stworzyli geniusze. Pasuje on do każdego paradygmatu dydaktycznego (raz jako rama, innym razem jako drogowskaz, wreszcie jako wizja). Problem w tym, że wspomniane paradygmaty nie dają się ze sobą pogodzić, choćby dlatego, że przyjmują odmienne założenia dotyczące koncepcji człowieka i świata oraz istoty tego, czym jest uczenie się, o czym wprost pisze Autorka opracowania „Paradygmaty dydaktyki”. Nie trzeba nawet elementarnego wykształcenia pedagogicznego żeby dostrzec, że np. dydaktyka instrukcyjna nie ma nic wspólnego z dydaktyką libertariańską.

 

Po lekturze tej części „Profilu absolwenta…” przypominają mi się słowa wybitnego polskiego socjologa Stanisława Ossowskiego, który – za Alexandrem Leightonem – stwierdził, że niektórzy używają nauki tak, jak pijany używa latarni: nie po to, żeby się oświecić, lecz żeby się podeprzeć. Myślę, że lepszym rozwiązaniem było to, które wybrano w przypadku profilu absolwenta i absolwentki przedszkola i szkoły podstawowej, tam tego typu akrobatyki intelektualnej nie uprawiano.

 

Profesor Dorota Klus-Stańska, gdy dowiedziała się o sposobie wykorzystania Jej publikacji zareagowała następująco:

 

Najbardziej podoba mi się takie zdanie: ‚Omówienie poszczególnych paradygmatów uwidacznia funkcję Profilu absolwenta i absolwentki szkoły ponadpodstawowej’„. Zaiste uwidacznia…

 

Nie dziwię się zatem rezygnacji Profesora Z. Marciniaka z funkcji przewodniczącego Rady, którą opatrzono zaszczytnym imieniem Komisji Edukacji Narodowej. Trudno czytać takie „wygibasy”, cóż dopiero je firmować swoim nazwiskiem.

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/roman.leppert/



Kontynuuję wątek „Opinie z niezależnych źródeł o Kompasie Edukacji”, także dzisiaj zamieszczam fragmenty (i link do pełnej wersji) tekstu redaktora naczelnego portalu „EDUNEWS” Marcina Polaka, zamieszczonego wczoraj na tym portalu:

 

 

Kompas będzie nam potrzebny

 

Kompas Jutra to nie jest pierwsza reforma edukacji, którą śledzimy w portalu Edunews.pl. Było już ich całkiem sporo, mniejszych i większych, mniej lub bardziej przemyślanych. Z edukacyjnej ciekawości wybrałem się zatem na konferencję IBE-PIB „Wiem, Umiem, Działam” (19.11), aby posłuchać „na żywo”, co dzieje się aktualnie w tym tzw. „najbardziej oderwanym od polityki” reformowaniu polskiej edukacji. Podzielę się zatem kilkoma refleksjami i komentarzami.

 

W edukacji już nic nie znaczy! Polska reforma, to dopiero będzie majstersztyk. Tak mniej więcej zrozumiałem początek wypowiedzi dyr. Tomasza Gajderowicza z IBE-PIB. Mówił, że Finowie przyjęli złe założenia dla systemu edukacji i w ostatnim czasie odnotowali spektakularny spadek w badaniach PISA. Szkoła fińska to „szkoła frywolna”, nie uczy konkretu (sic!). Nie szukajmy więc rozwiązań dla polskiej edukacji w mitycznej Finlandii! – trochę mnie to zdziwiło. Ale nie tylko mnie – z tą wypowiedzią mocno kontrastowała wypowiedź prof. Witolda Bobińskiego ze Szkoły Edukacji PAFW i UW: Finowie zrobili mądre posunięcie – uznali, że czasy się zmieniły, że uczniowie w szkole powinni mniej zapychać głowę faktami i informacjami, a mieć więcej czasu, aby uczyć się po prostu żyć. Jak widać mamy różne podejścia do rozumienia jakości systemu edukacji – co jest ważniejsze: miejsce w zestawieniu słupków badań międzynarodowych czy dobrostan własnego społeczeństwa. Zadowolenie polityka/urzędnika ze słupków vs. zadowolenie i szczęście uczestników systemu edukacji.

 

Szanuję podejście Finów do edukacji. Szacunek mój budzi przede wszystkim to, że w tym kraju największe siły polityczne jeszcze w ubiegłym stuleciu (sic!) umówiły się, że wyłączą edukację narodową ze sporów politycznych i będą ze sobą współpracować. I że trwa to do dziś. Co u nas w Polsce jest nie do pomyślenia (od dwóch dekad trwa polityczna naparzanka – i nie widać końca!)… I druga kwestia – reformy edukacji w Finlandii zaczęły się w latach 70. XX wieku, w zasadzie od podstaw i sukcesywnie zmieniano elementy systemu aż do drugiej dekady XXI wieku. I ciągle coś jeszcze poprawiają (zob. opracowanie Banku Światowego o fińskich reformach). Warto też podkreślić, że u nich zachowana jest dość wysoka ciągłość zmian, a nie co 4 lata w kompletnie inną stronę. Jest też kilka innych fińskich benczmarków, o których warto pamiętać (np. przygotowanie do zawodu i autonomia nauczycieli). Tak więc – może trochę pokory – mamy czego się uczyć od Finów. I nie musimy się wcale wstydzić tego, że uczymy się od innych. Fiński edukacyjny pragmatyzm vs polskie edukacyjne pospolite ruszenie.

 

Mit (edukacyjny) mitem pogania?

 

Maciej Jakubowski i Tomasz Gajderowicz – kierownictwo IBE-PIB – za jeden z celów postawili sobie walkę z mitami edukacyjnymi. To dobrze, gdyż trafiają się one w praktyce edukacyjnej i warto przywoływać badania naukowe, które ujawniają niską skuteczność lub wręcz nieskuteczność różnych koncepcji i działań. Ale… Podczas ich wypowiedzi na konferencji „Wiem, Umiem, Działam” odniosłem wrażenie, że jest to jakaś forma insynuacji, że polska szkoła przesiąkła takimi mitami edukacyjnymi, i jednocześnie zarzut do nauczycieli, że poddali się fałszywym teoriom pedagogicznym. Szkoła polska opiera się na mitach? – gruba przesada. Nie sądzę, aby IBE robił badania na ten temat –przytoczone przez duet dyrektorski przykłady „mitycznego” myślenia w edukacji to chyba niemający większego znaczenia wycinek szkolnej edukacji (przytaczany także w wielu książkach i opracowaniach o uczeniu się autorów zagranicznych). Jeśli jest inaczej – chętnie zapoznam się z badaniami IBE na ten temat. Osobiście w publicznym wystąpieniu nie zaryzykowałbym tezy, że nauczanie w polskiej szkole opiera się na mitach, choć działając ponad 20 lat w edukacji i współpracując z tysiącami szkół i nauczycieli – wiele widziałem dziwnych rzeczy. […]

 

 

Wiedza jako konkret w edukacji

 

Spadek Polski w rankingu PISA daje impuls do poszukiwania przyczyn tego spadku, a także wprowadzania zmian w edukacji. Jak przekonuje dyr. Gajderowicz, współczesna szkoła zbyt łatwo ulega iluzji, iż „aktywność” sama w sobie rozwija krytyczne myślenie. Jak podkreśla, bez solidnej wiedzy i kontekstu uczniowie nie są w stanie ani analizować informacji, ani nadawać im sensu. Nie zmienią tego nawet projekty, doświadczenia edukacyjne i eksperymenty. My potrzebujemy wiedzy do tego, żeby myśleć krytycznie i budować na tym fundamencie sposoby myślenia. (…) W edukacji liczy się konkret. (…) Ale nie uważa, że tylko wiedza ma znaczenie. Powinniśmy unikać skrajności: „szkoły pruskiej”, nastawionej wyłącznie na wiedzę oraz szkoły „frywolnej”, pozbawionej konkretów – uważa dyr. Gajderowicz. Ta frywolność tu użyta zaskakuje. Ciekawe, co dyrektor IBE miał na myśli…

 

Frywolny – mający swobodny i żartobliwy stosunek do spraw erotycznych; też: świadczący o takim stosunku – SJP PWN

 

Dobrze byłoby jednak ustalić, co dziś rozumiemy pod pojęciem „wiedza”. W panelu WIEM, dylemat ten dobrze ujął prof. Witold Bobiński, który mówił, że wiedza dzieli się na kilka odmian, co stawia pytanie, która jest najistotniejsza? Uczenie się na pamięć wielu faktów nie bardzo ma sens. Trzeba się zastanowić, czego mamy wymagać. Co więcej w wielu dziedzinach nauki wiedza jest niestabilna. Relatywizuje się. Dochodzą nowe badania – i nagle część wiedzy okazuje się błędna. No i znak czasów – dzisiejsza młodzież już nie googluje. Pyta czat, generatywną sztuczną inteligencję, a ta odpowiada. Jesteśmy w fazie pewnego wstrząsu edukacyjnego. I dalej – jeśli wiedza w szkole jest ważna, to po co nam ta wiedza. Żeby myśleć, rozwiązywać problemy? A może w istocie wiedza powinna służyć nam tworzyć wewnętrzny obraz świata, żebyśmy wiedzieli, jak z innymi ludzi żyć – mówił prof. Bobiński.

 

Nie możemy zatem uciekać od zdefiniowania pojęcia wiedzy w szkole. Ostatnia podstawa programowa to fetyszyzacja informacji – treści jest tyle, że nie ma czasu na refleksję i dyskusję – uważa Bobiński.

 

Ogólnie jest to poważny mankament reformy Kompas Jutra, że zaczęliśmy myślenie o zmianach gdzieś od końca (profil absolwenta), także fragmentarycznie, od środka (na poziomie propozycji nowych przedmiotów) czy interwencji (brak obowiązkowych prac domowych), nie ustalając najpierw po co mamy robić reformę, jak wyglądać mają cele systemu edukacji (np. po co nam jest szkoła? Co chcemy osiągnąć w dłuższej perspektywie?).

 

Warto też przypominać, że MEN zignorował gotową Mapę Drogową dla reformy edukacji opracowanej przez kilkadziesiąt organizacji pozarządowych w ruchu SOS dla Edukacji, w której główne założenia reformy edukacji był dobrze opisane (nic z tego nie zostało zrealizowane do dziś). Głos prof. Bobińskiego dotyczący rozumienia wiedzy, może być (kolejnym) sygnałem, że brakuje nam w Polsce szerokiej debaty na temat kierunków reformowania polskiej szkoły w perspektywie najbliższych dekad. Nieudanych reform już mieliśmy kilka w ostatnich latach. „Sztuka dla sztuki” reformowania przez polityków vs realna zmiana, która jest potrzebna polskiej szkole i społeczeństwu. […]

 

 

Można oczywiście szkołom proponować w reformach kolejne „przewodniki metodyczne” czy „narzędziowniki”, ale pytanie, czy nauczyciele już realnie nie wiedzą więcej o tym co robią niż twórcy przewodników i narzędziowników w IBE i MEN. W polskich szkołach pracują tysiące zmotywowanych nauczycieli, najważniejszych w Polsce ekspertów od nauczania, którzy rozumieją dość dobrze swoją misję, mają do siebie zaufanie i są świadomi wyzwań, z którymi się mierzą na co dzień. Wykonują swoją pracę najlepiej jak mogą, pomimo takiego ministerstwa edukacji, jakie od dekad mamy. To czego mi brakuje w Kompasie Jutra to głębszego oparcia się na ich eksperckości i zaufania, że oni naprawdę potrafią uczyć, jeśli tylko mają zapewnione warunki i wsparcie dyrekcji. Potwierdzają to choćby wyniki PISA, jeśli chcemy się jakimiś badaniami podeprzeć. Nauczyciele być może potrzebują wsparcia – ale chyba zupełnie innego niż wymyśliło sobie kierownictwo IBE

 

Kompetencje, czyli ciągłe zamieszanie pojęciowe

 

W dyskusjach o reformie słowo „kompetencje” odmieniamy przez wszystkie przypadki. Mając na względzie, że organizatorem wydarzenia jest państwowy instytut badawczy, jednostka naukowa, byłoby dobrze, aby zachować pewien elementarny rygor pojęciowy.

 

Jeśli mówimy o kompetencjach – to rozumiemy przez nie triadę, trzy atrybuty: wiedzę, umiejętności i postawy. Już w podtytule konferencji występują obok siebie „Wiedza” i „Kompetencje”. Wielokrotnie też na konferencji słyszałem zbitki typu „rozwiniemy kompetencje i umiejętności”, dość często też takie buble pojawiają się w oficjalnych treściach reformy Kompas Jutra (np. „Opis efektów uczenia się odnoszących się do wiedzy, umiejętności oraz kompetencji zdobywanych przez ucznia jest zgodny z odpowiednimi poziomami Polskiej Ramy Kwalifikacji”).[1]

 

Warto to uporządkować, aby nie kompromitować się elementarną niewiedzą o dziedzinie, którą chce się reformować. Ewentualnie mogę przygotować dla IBE odpowiedni Toolkit, jeśli tylko zostanę sowicie opłacony.

 

Po co nam (zwykły) kompas?

 

Uważam, że reforma polskiego szkolnictwa jest bardzo potrzebna. Zmiana powinna być dokonana formą umowy społecznej. Do takiej formuły trzeba zaprosić jak najszersze kręgi społeczne, edukacyjne (więcej głosów nauczycieli!) polityczne (także opozycję!), a także gospodarcze. W taki sposób postępowano m.in. w „mitycznej” Finlandii dyrektora Gajderowicza i przyniosło to wyłącznie korzyści. Robienie reform według własnego widzi-mi-się, przy dużych wątpliwościach zgłaszanych przez najróżniejsze środowiska (w tym naukowe – pedagogiczne!) – jest zwyczajnym marnotrawieniem sił i środków. Można sobie ogłaszać patronaty KEN nad różnymi inicjatywami, ale bez zrozumienia, że Komisja Edukacji Narodowej działała wówczas w warunkach szerokiej zgody politycznej na zmiany – będzie to tylko kiepski emblemat nijak nadający rangę przedsięwzięciu.

 

Reforma Kompas Jutra – w stanie na dziś – jawi mi się jako mgła, która (po raz kolejny) zaczyna wkradać się do szkół. To raczej nie będzie ciemność! Widzę ciemność! Ale zwyczajnie zmylić może. Kompas być może się przyda, żeby każdy jednak wiedział, gdzie jest azymut.

 

 

[1] Ten przypis powstał już po opublikowaniu artykułu (dziękuję Witold Kołodziejczyk). Ale jest potrzebny. Niedbałe posługiwanie się językiem i terminologią prowadzi do nieporozumień. Jednym z częstych nieporozumień wiąże się z pojęciem „kompetencji”. W ujęciu teoretycznym i podstawowym definicja kompetencji brzmi jak napisałem w artykule (ang. competence, l.mn. competences). Natomiast w Europejskiej Ramie Kwalifikacji posługujemy się terminem „kompetencji społecznych” – w węższym znaczeniu i nieco odmiennym – jako efektu kształcenia się (Polska Rama Kwalifikacji, s. 8). W tym kontekście również Słownik ERK definiuje kompetencję (liczba pojedyncza) jako udowodnioną (w pracy, nauce oraz w rozwoju osobistym), bazując na kategoriach odpowiedzialności i autonomii, zdolność stosowania posiadanej wiedzy i umiejętności z uwzględnieniem zinterioryzowanego systemu wartości. Najbliższe znaczeniowo byłoby tu słowo ang. competency (l.mn. competencies), ale w dokumentach UE też dość niedbale używa się terminów. Na konferencji nie wiadomo było, co dokładnie autorzy mają na myśli.

 

 

 

Cały tekst „Kompas będzie nam potrzebny”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.edunews.pl

 

am-potrzeb