Archiwum kategorii 'Artykuły i multimedia'
Już po zamieszczeniu poprzedniego materiału ze strony „SOS dla Edukacji” zobaczyliśmy najnowszy post na fb profilu Tomasza Tokarza. Uznaliśmy, ze MUSIMY udostępnić go także na naszej stronie dzisiaj, bo w poniedziałek będą już inne klimaty….
Ostatnio mocno ograniczyłem swoją aktywność dyskusyjną w necie i poza nim bo czuję, że doszliśmy trochę do ściany. Dyskusja o edukacji stała się mało naukowa i w dużej mierze ideologiczno-życzeniowa. Przyznaję, że sam takie działania uprawiałem, ale już nawet mnie samego zaczęło to męczyć.
Mam wrażenie, że obecnie dyskusja o edukacji to głównie przerzucanie się sloganami, typu „x powoduje y” albo „brak x powoduje z” opartymi na swoistym „botakmisięwydaje”. Brakuje odwołania do rzetelnych dowodów naukowych. Nawet jeśli wywody opatrzone są wstępem „badania dowodzą”. Z drugiej strony wykazując się odpowiednią determinacją można w sieci znaleźć badania potwierdzające dowolną tezę i jak ktoś chce coś uzasadnić coś tam zawsze wynajdzie. Confirmation bias i cherry picking to zabójcze kombo.
Jako przykład – znalazłem ostatnio w sieci obrazek opisujący, co daje szkoła bez ocen. Odnosząc się do zawartych w nim tez, napiszę, co mam na myśli. Nie chodzi mi o krytykę autorów, tylko pokazanie pewnego trendu.
„1.Co daje szkoła bez ocen. 1. Brak ocen może zmniejszyć presję i stres związany z nauką”
Komentarz: Może tak a może nie. Ostatecznie, jasno podane kryteria wraz z podaniem odpowiednika ocenowego u części uczniów mogą redukować stres bardziej niż brak kryteriów i brak ocen. Mogę sobie także wyobrazić bardzo stresującą szkołę, w której nie ma ocen, a klasyfikacja zależy np. od humoru nauczyciela.
Ale nawet nie o to chodzi. Trawestując powyższe zdanie mógłbym też napisać, że brak szkoły może zmniejszyć presję i stres związany z nauką. Albo nawet brak nauki może zmniejszyć stres… Tak, brak bodzców zmniejsza stres. Tylko, czy ostatecznie chodzi, by zlikwidować wszelkie bodźce powodujące stres?
Ale ogólnie do tego argumentu mogę się najmniej przyczepić
„2. Uczniowie są bardziej skłonni do nauki z własnej woli a nie z przymusu”
Niektórzy tak, niektórzy nie. Jeśli mówimy o nauce szkolnej to ilu procentowo uczniów realnie tak ma? Ilu uczyłoby się z własnej woli historii jeśli od razu dostałoby zaliczenie? Ja mam kilku takich uczniów… no to przyjmuję, że 10%. Mniejszość.
Ale do sedna… to nie jest argument dotyczący roli ocen. Może być przymus bez ocen i mogą być oceny bez przymusu. To nie jest zestawienie łączne. Mam nawet uczniów, którzy po prostu lubią być oceniani (robimy to na zajęciach dla chętnych!) i chęć poprawy wyniku jest dla nich motywatorem. Zresztą tak jak na zawodach sportowych.
Oczywiście to tylko część, ale wystarczająca by uniknąć generalizacji.
„3. Nauczyciele bez ocen mogą lepiej dostosować swoje metody nauczania do potrzeb i możliwości każdego ucznia”
Nie spina mi się ta argumentacja. Non sequitur. Mogą lepiej dostosować z ocenami. A mogą w ogóle nie dostosowywać wówczas, gdy nie ma ocen. Czemu akurat to oceny miałyby przeszkadzać w dopasowaniu nauczania do potrzeb i możliwości ucznia? Mogą być bardzo różne ścieżki uzyskiwania ocen.
Czy np. punkty w grze z zasady utrudniają podążanie w niej własną ścieżką? Punkty można zdobywać na różne sposoby i rozwijać unikalne specjalizacje.
„4. Szkoła bez ocen często kłądzie nacisk na rozwijanie umiejętności miękkich…”
Znowu mi coś nie wynika. Może kładzie, ale może nie kładzie. Oceny nie wykluczają przecież położenia nacisku na rozwijanie umiejętności miękkich.
„5. Brak ocen poprawia relacje między uczniami a nauczycielami”.
Ale jaka tu jest zależność? Nie ma tu przecież automatycznego przełożenia brak ocen = lepsze relacje. Można być tyranem bez ocen. Można zachowywać sie jak robot też bez ocen. A można mieć świetne relacje stosując równocześnie oceny. Nie zauważyłem takiego prostego wynikania.
„6. Bez ocen uczniowie uczą się, że ważniejszy jest proces nauki i zdobywanie wiedzy, a nie tylko końcowy wynik”
Ale czy to się wyklucza? Oceny i świadomość? Czy chęć uzyskania wysokiego wyniku np. na maturze czy egzaminie na aplikację sędziowską redukuje świadomoścć procesu nauki i zdobywania wiedzy? To przecież zależy od konkretnego człowieka.
Nie jestem fanem ocen. Nie upieram się przy ich stosowaniu. Chodzi mi jednak o to, by dyskutować w oparciu o fakty, o realną obserwację postaw młodzieży… I nie zakładać, że wszyscy uczniowie mają dokładnie tak samo i że zastosowanie jednego prostego rozwiązania (likwidacja ocen) przy zachowaniu rozwiązań systemowych – rozwiąże problemy szkolne.
x x x
Postanowiliśmy także przytoczyć 3 komentarze, z 42, które pojawiły się pod powyższym tekstem:
Mirka Dziemianowicz
Problem ocen jest dobrze ugruntowany naukowo Na przykład w teorii motywacji. Jeśli spojrzymy z perspektywy tej teorii to zobaczymy co dzieje sie wtedy, kiedy jesteśmy do działania ( np uczenia się) motywowani wewnętrznie (J. Bruner wymienia tu motyw doskonałości, ciekawości, przyjemności, „ skutecznego zdziwienia”), a co wtedy, jesli do uczenia się skłania nas motywacja zewnętrzna ( np system kar i nagrod czyli tez ocen)
Z perspektywy teorii dyskursu natomiast można spojrzeć na problem ocen poprzez pytanie o władzę Komu i czemu służy ocena i ocenianie, jakie sa jej funkcje rzeczywiste a jakie deklarowane, gdzie tu jest konflikt i napięcie i do jakich konsekwencji prowadzi
Mogłabym podać wiele różnych teorii, z perspektywy których można analizować w sposób naukowy a nie potoczny ten problem Niestety nauczyciele w Polsce są fatalnie kształceni i zwyczajnie: 1- nie znają zbyt wielu teorii, 2- uważają, że teorie są jakimś balastem, są po nic i przeciwstawiają je praktyce To jest chyba największy problem i uproszczenie w polskiej edukacji i szkole.
x x x
Jacek Suliga
Teorie naukowe teoriami. A ile osób pracowało realnie w szkołach z i bez ocen. I nie małych, albo ED. Tylko takich zwykłych. Gdzie dzieciaki i rodzice są bardzo zróżnicowani. Ja pracowałem w takich i takich. Problemem nie jest ocena wyrażona cyfrą tylko podejście rodzica do niej. Tam gdzie nie ma ocen – dzieciaki ich chcą bo ciężko im się odnaleźć w opisowych. A wprowadzenie opisowych we wszystkich masowych jest utopią. Czy ktoś ma świadomość, że np fizyk musiałby wystawić takich ocen 400-500? Przecież to będzie kopiuj – wklej. A ta motywacja zewnętrzna – wewnętrzna. Przyjdźcie i popracujcie z nastolatkami w SP.
Ja to tłumaczę tak – ciekawe czy dorosłym chciałoby się pracować jakby nie dostawali wypłaty tylko informację zwrotną. Oczywiście są jednostki, które uczą się różnych rzeczy same dla siebie. Ale to jest zdecydowana mniejszość. To znowu jest tak, że większość ma się dostosowywać do mniejszości. Jeżeli oceny cyfrowe powodują stres , to opisowe tu mi wisizm ( szczególnie w klasach 7-8). Chyba, że zmieniamy generalnie funkcję szkoły. Nikt nic nie wymaga. Dzieci i rodzice biorą odpowiedzialność za naukę na siebie. A nauczyciel jest trochę jak tutor/wykładowca akademicki czyli jest do dyspozycji. Kto chce zgłębia wiedzę, a kto nie to może nawet nie umieć czytać i pisać.
x x x
Katarzyna Opoczka
Bardzo celne uwagi. A jeżeli chodzi o obserwacje, to trzy sprawy, które u mnie umacniają przekonanie, że w szkole podstawowej nie powinno być ocen cyfrowych.
1.Nauczyciele używają ocen jako bata i straszaka i mówią o tym otwarcie (to są lenie, bez bata się nie wezmą do roboty). Tacy nauczyciele musieliby jednak coś zmienić w swoim warsztacie pracy i myślę, że to wyszłoby szkole na korzyść.
2.Rodzice płacą dzieciom za „6”, a zabierają komputer za „1”. Praktyka powszechna. W dodatku, gdy jedynek jest kilka (najczęściej z matematyki) sięgają po korepetycje (już w piątej klasie). Brak ocen by to zastopował.
3.Dzieci nie są zainteresowane informacją zwrotną. Wyrzucają z pamięci nawet nazwy słowne ocen. Nie wiedzą, że „3” to dostateczny, a „4” dobry. Gdy im się wytłumaczy – szybko zapominają. Wiedzą, że „4” jest lepsze od „3” i że rodzic nie da za to kasy, ale też nie zrobi afery. Uff…
Z tym wszystkim próbowałam walczyć, ale bez skutku. Niestety.
Źródło: www.facebook.com/tomasztokarzIE/
W czwartek 19 grudnia, na fanpage „SOS dla Edukacji” znaleźliśmy taką notatkę, odsyłającą czytelników pod inny adres:
SOS dla Edukacji przygotowało rekomendacje do międzyprzedmiotowych podstaw programowych. Jedną z nich jest edukacja globalna. Jakie treści mogłyby być nauczane w ramach jej realizowania?
Przeczytaj wywiad z ekspertką SOS dla Edukacji Elżbietą Olczak z Grupa Zagranica
Oto fragmenty tego tekstu i link do pełne wersji:
Edukacja globalna to lekcja, na której powinno być głośno [wywiad]
„Edukacja globalna zachęca do czegoś, co nazwałabym globalnym patriotyzmem – do myślenia o świecie jako o jednym organizmie, za który odpowiadamy”. O edukacji globalnej w Polsce oraz rekomendacjach SOS dla Edukacji w zakresie edukacji globalnej opowiada Elżbieta Olczak z Grupy Zagranica.
Małgorzata Łojkowska: – Zarówno Grupa Zagranica – w której pracujesz, jak i SOS dla Edukacji – który współtworzysz, od bardzo dawna walczą o to, żeby edukacja globalna miała swoje miejsce w polskiej szkole. Dlaczego to jest takie ważne?
Elżbieta Olczak, Grupa Zagranica: – Dlatego, że bez edukacji globalnej bardzo trudno jest zrozumieć świat. Celem edukacji globalnej jest pokazywanie, uświadamianie uczniom, uczennicom, że świat jest współzależny. Że jest pewną całością i poszczególne elementy tej całości wpływają na siebie nawzajem.
To bardzo ważne szczególnie teraz, kiedy wszystko jest w zasięgu ręki. Te czasy, kiedy nie docierały do nas informacje z innych części globu dawno się skończyły. Kiedyś mieliśmy je tylko w Wiadomościach o 19.30, teraz mamy je w telefonie, który jest w kieszeni. Kontakt z problemami i wyzwaniami z różnych miejsc na ziemi mamy w zasadzie co krok – nawet wtedy, kiedy kupujemy produkty w hipermarkecie.
„Edukacja globalna tworzy przestrzeń do krytycznej refleksji nad tym, jak ten świat wygląda, nad naszym funkcjonowaniem w tym świecie, nad naszymi wyborami – zwykłymi, codziennymi, które na ten świat wpływają. Zachęca do czegoś, co nazwałabym globalnym patriotyzmem – do myślenia o świecie jako o jednym organizmie, za który odpowiadamy.”
-Jakie są najważniejsze tematy, którymi edukacja globalna się zajmuje?
– To są tematy, z którymi mierzymy się jako ludzkość: zmiany klimatu, brak pokoju, migracje, zanik bioróżnorodności, nierówności społeczno-ekonomiczne, w tym nierówności płci – to są tematy obecnie niezwykle ważne w edukacji globalnej.
One też – co jest ważne, się przenikają. Na przykład temat nierówności związanych z płcią może być powiązany z tematem dotyczącym nierówności społecznoekonomicznych i tematem dotyczącym zmian klimatu. Ponieważ osobami, których najbardziej dotyka kryzys klimatyczny, są kobiety. Edukacja globalna uwzględnia te różne perspektywy.
„W edukacji globalnej bardzo ważna jest praca na wartościach i postawach – takich, jak solidarność, odpowiedzialność, widzenie innych, rozumienie różnych perspektyw, otwartość, szacunek, krytyczna analizy tego, co się wokół mnie dzieje.
W edukacji globalnej uczymy też społecznego zaangażowania – w sprawy społeczne, obywatelskie. Pokazujemy, że można się sprzeciwić, o coś wnioskować, czegoś się domagać.[…]
-Czy edukacja globalna zmieniła się w ciągu tych ostatnich kilkunastu lat? Czy treści edukacji globalnej zmieniają się równolegle z tym, jak zmienia się świat?
– Tak, zdecydowanie. Na przykład, kiedy zaczynałam zajmować się tym tematem, jeszcze tak wiele nie mówiliśmy o klimacie. Teraz ta perspektywa edukacji klimatycznej wychodzi nawet na niezależność, bo to jest temat, który naprawdę nas wszystkich dotyczy i przygotowanie do działania jest bardzo potrzebne.
W 2015 roku bardzo ważnym tematem w edukacji globalnej stał się temat migracji. Miało to związek z wojną w Syrii. Zauważaliśmy także pewien kryzys postaw związanych z otwartością i dzieleniem się. Dlatego w 2015 i 2016 roku realizowanych było wiele projektów w tym obszarze. W 2022 roku zaczęliśmy dużo mówić o kwestiach związanych z pokojem na świecie – a raczej brakiem pokoju.[…]
-Zwracacie także uwagę na metody pracy, jakimi mogą się posługiwać nauczyciele w trakcie lekcji.
– Tak, przydają się tutaj metody znane z metodologii edukacji pozaformalnej. Podczas lekcji edukacji globalnej uczymy się przez doświadczenie, każdy bierze odpowiedzialność za swój proces uczenia się, cała grupa uczy się od siebie nawzajem. Nauczyciel nie jest osobą przedstawiającą prawdę objawioną, tylko proponuje, falicytuje, zaprasza do doświadczania i też uczy się od uczniów. Edukacja globalna to ma być ta lekcja, na której jest głośno.
-W jakim stopniu te wszystkie założenia, o których do tej pory wspomniałaś, realizuje przygotowany niedawno przez rząd projekt podstawy programowej nowego przedmiotu „edukacja obywatelska”?
– Uważam, że to, co jest przełomem, to to, że w tej podstawie znalazł się wątek globalnego obywatelstwa. Materiał w tym przedmiocie został podzielony na działy tematyczne, które odzwierciedlają różne wspólnoty, w których funkcjonuje uczeń i jedną z nich jest wspólnota światowa.
Natomiast diabeł tkwi w szczegółach. Czyli na przykład w tym, że sama nazwa perspektywy edukacyjnej edukacji globalnej nie pojawia się w tej podstawie. A szkoda.
Bardzo ważne jest też wprowadzenie edukacji globalnej do systemu do edukacji i doskonalenia nauczycieli i nauczycielek. Bo nauczycielki i nauczyciele nie będą umieli prowadzić lekcji z ujęciem spraw globalnych, jeżeli nie zostaną do tego przygotowani na studiach, albo w trakcie swojego obowiązkowego doskonalenia. To jest jeden najważniejszych filarów naszego – jako Grupy Zagranica, działania rzeczniczego.
Elżbieta Olczak – trenerka, edukatorka w obszarze edukacji antydyskryminacyjnej i globalnej. Ekspertka Grupy Zagranica i SOS dla Edukacji.
Cały tekst „Edukacja globalna to lekcja, na której powinno być głośno [wywiad]” – TUTAJ
Źródło: www.publicystyka.ngo.pl
Poniżej zamieszczamy tekst Danuty Sterny z jej bloga „OK. NAUCZANIE”:
Konsultacje w sprawie doskonalenie nauczycieli, cześć pierwsza
Temat bardzo ważny, bo jak wiemy nauczycielem uczymy się być przez cale życie. Uczestniczyłam 13 grudnia 2024 roku w świetnym spotkaniu konsultacyjnym w Ośrodku Rozwoju Edukacji właśnie na temat doskonalenia. Jak uczynić je bardziej efektywnym?
Wzięli w nim udział kuratorzy, dyrektorzy szkół i przedszkoli, przedstawiciele ośrodków doskonalenia i stowarzyszenia OSKKO. W pierwszej części spotkania zastanawialiśmy się, co to znaczy dobre szkolenia, jak poznać, że ono było dobre.
Pewien czas temu na stronie www.oknaucznanie.pl zamieściłam wpis na ten temat, inspirowany artykułem z mojego ulubionego portalu edukacyjnego Edutopia: https://oknauczanie.pl/efektywne-doskonalenie-nauczycieli . Zawarłam w nim moje przemyślenia, ale rozmowa w ORE dała mi znacznie szersza perspektywę i to z różnych stron.
Przedstawię wskazówki uczestników spotkania dotyczące efektywnego dobrego szkolenia nauczycieli. Może one pomogą przy wyborze szkoleń dla Waszej szkoły.
Szkolenie ma ciąg dalszy – „zostaje w szkole”
-Szkolenie przenosi się na poziom ucznia, czyli zmienia się praca nauczyciela.
-„Przemeblowuje się” głowa nauczyciela, zmienia się jego sposób myślenia o nauczaniu i uczniu. Praca nauczyciela poprawia się. Szkolenie „zostaje w szkole”, nauczyciele wykorzystują zdobytą wiedzę w pracy z uczniami.
-Szkolenie wywołuje u nauczycieli refleksje. Toczą się po szkoleniu na jego temat rozmowy w gronie nauczycielskim.
-Nauczyciel pamięta o czym było.
-Wywołuje potrzebę dzielenia się z innymi tym, co było.
-Wzbudza emocje i zaangażowanie podczas szkolenia.
-Szkolenia upewnia nauczycieli, że dobrze postępują, że to co robią jest właściwe.
-Daje wsparcie i nie zniechęca nauczycieli.
W czasie szkolenia i praca z trenerem
-Po szkoleniu nauczyciele dostają zadanie do wykonania z uczniami w postaci zastosowania zdobytej wiedzy i umiejętności.
-Szkolenie zawiera konkretną wiedzę, którą nauczyciel może wykorzystać. Prezentuje konkretne narzędzia do wykorzystania, jest praktyczne.
-„Odwrócona lekcja” – nauczyciele dostają przed szkoleniem zadanie do wykonania
-Szkolenie ma dobre materiały, które można wykorzystać w szkole.
-Umożliwia wzajemne korzystanie nauczycieli od siebie i dzielenie się doświadczeniami.
-Kontakt z trenerem przed szkoleniem i po nim, szczególnie gdy szkolenie jest w cyklu.
-Prowadzone metodami warsztatowymi, które można potem zastosować w pracy z uczniami.
-Umożliwia w trakcie szkolenia przećwiczenia prezentowanych na szkoleniu propozycji – symulacja
Inne
-Korzystna jest dobrowolność uczestnictwa w szkoleniu.
-Szkolenia w cyklu, na ten sam temat, krótkie z terminami rozciągniętymi w czasie.
-Trener praktyk nauczania.
-Szkolenie interesujące, nienudne, inspirujące. Dobra opinia innych szkól o szkoleniu.
-Uruchomienia myślenia o wartościach stojących za byciem nauczycielem.
-Umożliwia tworzenie sieci współpracy w szkole lub na zewnątrz.
-Dostosowane do poziomu szkoły.
-Bez przesady z częstością szkoleń.
-Uczestnictwo w szkoleniu dyrektora szkoły.
Pomyślałam, że z tych wskazówek można byłoby zrobić listę warunków do sprawdzenia przez dyrektora, czy dane szkolenie warto zamówić. Jeśli mielibyście własne wskazówki, to prześlijcie.
Wskazówki opracowane przez uczestników konsultacji dotyczących doskonalenia nauczycieli, które odbyły się 13 grudnia 2024 roku w ORE: Katarzyna Mitka (Małopolskie Kuratorium Oświaty), Katarzyny Głowik-Jamróz (Przedszkola nr 56 „Niezapominajka” we Wrocławiu), Agnieszka Mitka (Szkoła Podstawowa w Nawojowej Górze), Marta Jasionek (Szkoła Podstawowa nr 2, Małkinia Górna), Ewelina Jankowska (Zespołu Szkół nr 79 w Warszawie), Mariusz Biniewski (Lubuskie Kuratorium Oświaty), Marta Hołub (Szkoła Podstawowa nr 113 we Wrocławiu), Agnieszka Babańca (Publiczna Szkoła Podstawowa w Garbatce-Letnisko), Justyna Orszulak (Szkoła Podstawowa nr 1 w Wodzisławiu Śląskim), Michał Wilniewczyc (Zespół Szkół nr 2 w Aleksandrowie Kujawskim), Anna Abramczyk (Zespół Szkół nr 1 we Wrocławiu), Izabela Leśniewska (OSKKO), Jacek Strzemieczny (Adore) i Danuta Sterna (ADORE).
W następnym wpisie sugestie (pochodzące z tego samego źródła) dotyczące dobrych form doskonalenia wewnętrznego i zewnętrznego dla Rad Pedagogicznych i dla indywidualnych. {…]
Źródło: www.oknauczanie.pl
Oto najnowsza informacja ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej:
Projekt „Wsparcie rówieśnicze w zakresie zdrowia psychicznego młodzieży (peer support)”
Wiceminister Paulina Piechna-Więckiewicz podpisała dzisiaj, w siedzibie FRSE, umowę na realizację projektu, który ma na celu wspieranie nastolatków w kryzysach psychicznych. W wydarzeniu wzięli udział przedstawiciele Ministerstwa Edukacji Narodowej, Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej, Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji oraz Fundacji „Instytut Edukacji Pozytywnej”.
Celem projektu jest opracowanie i przetestowanie w szkołach ponadpodstawowych metody wsparcia dla uczniów w kryzysach psychicznych, opartej na wsparciu rówieśniczym, tzw. metodzie peer suport, która zakłada udział: koordynatorów (psychologów i pedagogów szkolnych) oraz schoolworkerów (uczniów).
Podstawową rolą tych ostatnich jest identyfikacja rówieśników potrzebujących pomocy, przeprowadzanie z nimi rozmów, a przede wszystkim – zgłaszanie zaobserwowanego problemu osobie koordynującej. Taka aktywność odpowiednio przeszkolonych nastolatków ma prowadzić do stworzenia dobrej atmosfery w szkole – sprzyjającej rozmowom o bolączkach i emocjach, a także zapobiegającej stygmatyzacji i izolacji. Klimat otwartości i empatii budowany przez rówieśników lepiej motywuje do sięgania po pomoc.
Metoda peer suport* będzie testowana w ok. 200 szkołach ponadpodstawowych i pozwoli na ocenę możliwości poszerzenia i uzupełnienia oferty działań na rzecz rozwoju środowiskowej opieki psychologicznej i psychoterapeutycznej dla dzieci i młodzieży, które doświadczają kryzysu psychicznego, oraz ich rodzin.
Projekt dofinansowany jest ze środków UE i budżetu państwa na łączną kwotę ponad 41 mln zł będzie realizowany przez Fundacje Rozwoju Systemu Edukacji w partnerstwie z Ministerstwem Edukacji Narodowej i Fundacją „Instytut Edukacji Pozytywnej”.
Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/
*Szerzej o tej metodzie – „Dlaczego Peer Support?” – TUTAJ
Oto krótki, ale wartościowy tekst, z fb profilu dr Marzeny Żylińskiej:
Największym wrogiem efektywnej nauki jest stres, lęk i strach.
Szczególnie szkodzą na lekcjach matematyki, gdzie trzeba rozumieć to, czego człowiek się uczy. Wysoki poziom stresu hamuje, a czasami zupełnie blokuje wyższe funkcje poznawcze, w tym również proces uczenia się. Dlatego nauczyciele, którzy mają wiedzę o procesach uczenia, szukają rozwiązań, które pozwolą uczniom pracować w spokojnej i bezpiecznej atmosferze.
Gdy klasy są liczne, często się zdarza, że wiele osób czegoś nie rozumie, a nauczyciel nie jest w stanie pomóc każdemu. Nie ma też takiej potrzeby! Wystarczy odejść od starych metod podawczych i pozwolić uczniom na aktywną naukę i współpracę. Wtedy praca jest dużo efektywniejsza.
Jakie metody są dla uczniów najtrudniejsze i najmniej efektywne?
Gdy nauczyciel w swoim tempie rozwiązuje zadania na tablicy, a uczniowie – niezależnie od tego, czy to rozumieją, czy nie – przepisują wszystko do swoich zeszytów. Jeśli mają w domu regularną pomoc i rodzice tłumaczą im to, co przepisali do zeszytów, nie ma dramatu, ale jeśli jakieś dziecko nie ma w domu kogos, kto tłumaczyłby mu regularnie to, co nauczyciel zrobił na lekcji, to … takie dziecko skazane jest na porażkę.
Dlatego trzeba wciąż głośno powtarzać, że efektywna lekcja matematyki pozwala dzieciom rozumieć, omawiane zagadnienia, a trudno to osiągnąć, gdy aktywność uczniów ogranicza się do przepisywania zadań z tablicy.
Źródło: www.facebook.com/marzena.zylinska/
Prezentujemy tekst autorstwa Macieja Wojdyny*, zamieszczony dzisiaj (18 grudnia 2024 r.) na portalu „edunews.pl”
Czas na szkołę doceniania
Zajmując się i propagując już niemal 20 lat ocenianie kształtujące w Polsce, Centrum Edukacji Obywatelskiej podjęło próbę uporządkowania myślenia o ocenianiu szkolnym, czego efektem jest nowa publikacja “Czas na szkołę doceniania. Praktycznie o ocenianiu jako uczeniu się uczniów i nauczycieli”. Jej autorzy zachęcają do tego, by lekturę tej publikacji zacząć od pytania: Jakie jest dziś nasze (indywidualne i systemowe) podejście do oceniania: czy oceniamy, by sprawdzić (ang. assessment of learning), czy oceniamy, by wspierać uczenie (assessment for learning) czy może oceniamy, by uczyć uczenia się (ang. assessment as learning).
Książka rozpoczyna się od refleksji dotyczącej wyzwań związanych ze zdefiniowaniem procesu oceniania w polskiej szkole. Autorka rozdziału, Sylwia Żmijewska-Kwiręg, przedstawia definicje uczenia się oraz różne spojrzenia na proces oceniania. Ten teoretyczny wstęp stanowi fundament pod treści zaprezentowane w kolejnych rozdziałach, które są związane z praktycznym zastosowaniem kształtującej funkcji oceniania w polskiej szkole. Autorzy jednogłośnie stwierdzają, że proces oceniania jest ważnym elementem uczenia się, który powinien stanowić przede wszystkim źródło wiedzy na temat osiągnięć ucznia.
Na szczególną uwagę, w moim odczuciu, zasługuje rozdział piąty „Dziecko w centrum, czyli jak włączać uczniów w uczenie się i ocenianie”. Autorki, tej części publikacji, Sylwia Żmijewska-Kwiręg oraz Edyta Wąsik, przedstawiają szereg aktywności edukacyjnych, które pokazują, jak pracować z samooceną uczniów np. poprzez stosowanie kryteriów sukcesu, wykorzystywanie rutyn krytycznego myślenia, czy tworzenie zadań sumujących zawierających refleksje uczniowską. Według autorek powyższe praktyki silnie budują wewnętrzną motywację uczniów.
W siódmym rozdziale znajdziemy wskazówki na temat tego, jak pozyskiwać informację zwrotną do pracy nauczyciela. Autor tego rozdziału, Michał Szczepanik, przedstawia konkretne propozycje technik uruchamiających refleksje dotyczące lekcji, możemy tu znaleźć gotowe rozwiązania stosowane na co dzień przez autora, m.in.: ankiety, model ewaluacji zajęć, propozycje analizy praktyk uczenia się, czy ankietę w postaci ikonografiki.
Publikacja nie pomija ważnego tematu, jakim są wyzwania związane z wystawieniem oceny z zachowania. Autorka tej części, Edyta Wąsik przedstawia sposoby na włączanie uczniów w proces oceny zachowania między innymi poprzez zachęcanie ich do uważnego przyglądania się swojemu postępowaniu i funkcjonowaniu. Autorka przedstawia pytania pomocnicze uruchamiające refleksje w zakresie zachowania. Kolejną prezentowaną praktyką jest spotkanie trójstronne nauczyciela z uczniem i rodzicem/opiekunem. Edyta Wąsik podkreśla, że ocena z zachowania jest wspólną sprawą, do której należy podjeść z zaciekawieniem i zaangażowaniem.
W całej książce znajdziemy dobre praktyki związane z procesem oceniania, które w ujęciu zaprezentowanym w publikacji nabierają nowego, świeżego znaczenia. W publikacji zostały poruszone także takie tematy jak praca z błędem, rola współpracy z rodzicami uczniów w kontekście oceniania, czy możliwe alternatywy, które zastępowałyby oceny wyrażone stopniem.
Niewątpliwie, najmocniejszą stroną publikacji jest fakt, że została napisana przez ekspertów, edukatorów i nauczycieli, którzy na co dzień wykorzystują w swojej pracy opisane przez siebie praktyki. Książka stanowi więc vademecum, które można wykorzystywać każdego dnia z uczniami. Według mnie, treść publikacji powinna być także analizowana z przyszłymi nauczycielami podczas zajęć na studiach. Podsumowując, stosując opisane przez autorów praktyki możemy sprawić, że wszystkim w szkole będzie żyło się lepiej. Czas na szkołę doceniania!
Notka o publikacji:
Czas na szkołę doceniania. Praktycznie o ocenianiu jako uczeniu się
Praca zbiorowa pod red. Sylwii Żmijewskiej-Kwiręg.
Autorzy i autorki:
dr Kinga Białek, Agnieszka Ciesielska, dr hab. Grażyna Czetwertyńska,
Ewelina Gorczyca, Małgorzata Ostrowska, Magdalena Swat-Pawlicka,
Michał Szczepanik, dr Łukasz Tupacz, Edyta Wąsik, Agnieszka Wenda,
Sylwia Żmijewska-Kwiręg.
Wydawnictwo CEO, Warszawa 2024.
Więcej informacji – TUTAJ
*Maciej Wojdyna jest nauczycielem dyplomowany, trenerem, doradcą metodycznym, wykładowcą akademickim. Absolwent pedagogiki, polonistki i dwuletniego studium psychoterapii. W Centrum Edukacji Obywatelskiej jest ekspertem merytorycznym i kierownikiem w kursach internetowych. Propagator edukacji głębi.
Źródło: /www.edunews.pl
Wyjątkowo we wtorek, a nie jak zazwyczaj w środę, odbyło się wczoraj ostatni w tym roku spotkanie w „Akademickim Zaciszu”. Prof. Roman Leppert zaprosił wczoraj Michalinę Ignaciuk – pedagożkę w szkole w Gdańsku, która prowadzi terapię pedagogiczną dla dzieci i młodzieży ze zróżnicowanymi potrzebami w uczeniu się, w tym z dysleksją czy ADHD, a także warsztaty psychoedukacyjne dla rodziców i nauczycieli. Popularyzuje ona na kanale YouTube wiedzę pedagogiczną jako „Pedagog Michalina”.
Podczas rozmowy zastanawiano się nad społecznym postrzeganiem dysleksji z perspektywy systemu szkolnego, a także nad tym, czy rzeczywiście jest „coraz więcej tych osób”? Skąd to wynika? Kim są uczniowie neuroatypowi, skąd wzięło się to określenie „parasolowe”, kogo dotyczy, w jaki sposób pragnie zmienić myślenie o osobach z dysleksją.
Wszystkich, których te tematy interesują, a którzy wczoraj przeoczyli tą zmianę terminów, zapraszamy do obejrzenia i wysłucha nia tej rozmowy w dogodnym dla siebie terminie:
Społeczne konstruowanie dysleksji (i nie tylko) – TUTAJ
Dzisiaj po północy prof. Bogusław Ślwierski zamieścił na swoim blogu tekst, który postanowiliśmy przybliżyć także naszym Czytlniczkom i Czytelnikom – bez skrótów:
Czyżby opinia na temat polityki oświatowej MEN była już wyeksploatowanym tematem?
W dniu 26 listopada br. autoryzowałem rozmowę nagraną przez dziennikarza „Gazety Wyborczej”. Kiedy po ponad dwóch tygodniach nie dał oznak życia na temat publikacji mojej wypowiedzi, zapytałem o przyczynę, bo mogła umknąć mojej uwadze.
Redaktor odpowiedział z wielką kulturą, za co jestem mu wdzięczny, bo redaktorka innej gazety ogólnopolskiej (DGP) nagrała wywiad, autoryzowała jego treść 8 listopada, po czym opublikowała tylko trzy zdania, które pasowały do własnej narracji. Czyżby była zmowa mediów, by nie publikować opinii na temat działań polityków obecnej władzy?
„Bardzo dziękuję za wartościową rozmowę i poświęcony czas. Niestety, podjęto decyzję, że w ostatnim czasie – zarówno na łamach „Gazety Wyborczej”, jak i w innych mediach – temat został szeroko omówiony i uznany za wyeksploatowany„.
Skoro tak, to publikuję treść tego wywiadu, żeby czytelnicy sami osądzili, czy rzeczywiście jest już wyeksploatowany.
„Prof. Bogusław Śliwerski, kierownik Katedry Teorii Wychowania na Uniwersytecie Łódzkim miał okazję uczestniczyć w spotkaniu interdyscyplinarnym, podczas którego omawiano wprowadzenie nowego przedmiotu – edukacji zdrowotnej. Jak zaznacza, proces ten został przygotowany przez zespół naukowców pod przewodnictwem prof. Zbigniewa Izdebskiego, co z naukowego punktu widzenia zapowiadało solidne podstawy merytoryczne. Jednak zdaniem prof. Śliwerskiego, obecne działania Ministerstwa Edukacji Narodowej odbiegają od założeń, na których powinno opierać się konstruowanie i wdrażanie każdego przedmiotu kształcenia.
– Minister Barbara Nowacka, mimo dobrych intencji, popełniła błąd, wprowadzając zmiany motywowane przede wszystkim deklaracjami politycznymi – zauważa profesor. W jego opinii, takie decyzje niosą ryzyko instrumentalnego traktowania edukacji, podporządkowując ją bieżącym interesom politycznym zamiast naukowym. Jak podkreśla, edukacja zdrowotna, która ma obejmować zarówno kwestie zdrowia fizycznego, jak i psychicznego czy społecznego, wymaga dobrze przemyślanego programu oraz odpowiednio przygotowanej kadry.
Brak przygotowania i kadry
Prof. Śliwerski zwraca uwagę na kluczowe braki, które mogą wpłynąć na skuteczność realizowania nowego przedmiotu. – Nie można wprowadzać tak kompleksowych zmian bez odpowiednio wykwalifikowanych nauczycieli. W Polsce od lat brakuje biologów, matematyków, a teraz dodatkowo będziemy potrzebować specjalistów, którzy zintegrowaliby wiedzę z różnych dziedzin – mówi. Dodaje, że szybkie kursy czy szkolenia mogą jedynie doraźnie wypełnić luki, ale nie zastąpią solidnego przygotowania merytorycznego i metodycznego.
Jego zdaniem, edukacja zdrowotna powinna obejmować zarówno aspekty biologiczne, jak i społeczne, ale bez popadania w skrajności. – Nie można ani nadmiernie biologizować tego przedmiotu, ani ograniczać go do kwestii kulturowo-społecznych. Taki zbalansowany program wymaga jednak czasu na stworzenie i wdrożenie, a tego niestety brakuje – ocenia.
Polityka zamiast nauki
W opinii profesora, polska edukacja od lat cierpi na podporządkowanie jej bieżącej polityce. – Brakuje nam narodowej strategii edukacyjnej, która byłaby wolna od wpływów partyjnych. To, co obserwujemy teraz, to kolejny przykład, jak ideologia przesłania merytoryczne podejście do reform – zaznacza. Zdaniem Śliwerskiego, taki sposób działania prowadzi do konfliktów społecznych oraz nieufności wobec systemu oświaty.
Profesor podkreśla, że brak odpowiednich badań nad skutecznością dotychczasowego przedmiotu WDŻWR dodatkowo utrudnia ocenę zasadności wprowadzenia edukacji zdrowotnej w obecnej formie. – Nie wiemy, jakie były faktyczne efekty nauczania WDŻWR, bo nikt tego nie zbadał. Wprowadzanie zmian w oparciu o przypuszczenia i populistyczne argumenty jest niewłaściwe – zaznacza.
Konflikty wśród nauczycieli
Według prof. Śliwerskiego, nowy przedmiot może spotkać się z oporem części nauczycieli. – Wielu z nich nie będzie gotowych do realizacji programu zgodnie z założeniami. Niektórzy z przekonania będą pomijać pewne treści, inni po prostu nie będą wiedzieć, jak je przekazać. To zapowiedź chaosu, a nie merytorycznego wdrażania zmian – podsumowuje.
Profesor podkreśla, że edukacja zdrowotna jest potrzebna, ale wymaga odpowiedniego przygotowania, dialogu i czasu na wdrożenie. Bez tych elementów grozi nam powielanie błędów przeszłości i dalsza instrumentalizacja systemu edukacji”.
Źródło: www.sliwerski-pedagog.blogspot.com
Dzisiaj prezentujemy tekst autorstwa Jarosława Kordzińskiego, który został zamieszczony na portalu „HOLISTIC” 16 grudnia 2024 roku:
„Dobrze wiedziałem, że tak będzie”. Trudny rodzic z wizytą w szkole
Foto: Fot. Mikhail Nilov / Pexels
Szkoła to miejsce, od którego oczekuje się działań sprzyjających rozwojowi kolejnych pokoleń. Nie bez znaczenia jest także rola dorosłych. Pytanie brzmi, jaki udział w całym procesie powinni mieć rodzice uczniów. Czy wystarczy, że będą wymagać właściwej pracy od nauczycieli, czy powinni sami się zaangażować? Bywa, że jedna i druga postawa odbierana jest jako „trudna”. Bez względu na to, czy chodzi o lekceważenie czy o nadmierne zaangażowanie – zawsze jest nie tak, jak należy. Dlatego czas zadbać o nowe relacje na linii dom – szkoła.
Trudny rodzic i nauczyciele
Społeczność szkolną budują uczniowie oraz ich rodzice i nauczyciele. Pozornie kluczowe znaczenie mają ci najmłodsi. Praktycznie o całości decydują w zasadzie tylko dorośli. Ci zaś reprezentują na ogół bardzo różne interesy. Szczególną rolę odgrywają rodzice. Co więcej, ich pozycja jest na wiele sposobów potwierdzona prawnie. Problem zaczyna się, gdy nabierają przekonania, że mają szczególne prawo do dokonywania niepodważalnych ocen i narzucania jedynie słusznych rozwiązań. Tym bardziej że przekonania te w skuteczny sposób wykorzystują ich dzieci, wpływając na zakres wymagań, jakie próbuje stawiać wobec nich system szkolny.
Rodzice postrzegają na ogół sytuację szkolną swoich pociech poprzez obraz, jaki one odmalowują podczas rozmów w domowych pieleszach. Szkoła jest dobra lub zła, nauczyciele mądrzy bądź nadmiernie wymagający, nauka to coś ciekawego albo zupełnie bez sensu. Co więcej, ogląd rodziców na temat szkolnej kariery dzieci naznaczony jest na ogół własnymi resentymentami albo chęcią ucieczki od szkolnych problemów swoich latorośli. Rzadko kiedy towarzyszy mu głębsza refleksja oraz weryfikacja uzyskanych informacji.
Nawiasem mówiąc, nauczyciele też mało kiedy pomagają we wspólnym rozwiązywaniu dylematów. Wyrażają poglądy o charakterze zero-jedynkowym. Zdarzenia i fakty interpretują na niekorzyść uczniów czy ich środowiska. Delegują całą odpowiedzialność za dostrzeżone braki na ucznia oraz jego rodziców. Dokładają do tego komentarze nasycone pedagogiczną nowomową, która ani nic nie wyjaśnia, ani niczemu nie służy. Ich zdaniem „trudny” rodzic ma się przyznać do poniesionych win, przeprosić i wziąć się po prostu do roboty. Pytanie, czy to jest rzeczywiście rozwiązanie najlepsze? Czy nie lepiej spróbować się jakoś dogadać?
Od manipulacji do dobrej komunikacji
Formy dialogu dorosłych są związane z różnymi postawami. Bywa, że wynikają z potrzeby narzucenia własnych poglądów i chęci dominacji nad innymi. Odmiennym postawom towarzyszą najczęściej różne formy manipulacji. Z jednej strony mogą opierać się na wywieraniu presji, z drugiej – na uległości. W pierwszym przypadku jeden rozmówca stara się narzucić swoją pozycję drugiemu poprzez:
-traktowanie tego drugiego jak przeciwnika;
-upieranie się za wszelką cenę przy swoim;
-wywoływanie poczucia zagrożenia, lęku, podporządkowania;
-zastraszanie, lekceważenie, wyśmiewanie i obrażanie.
W drugim przypadku w grę wchodzi:
-wycofywanie, podporządkowanie, obrażanie się i stosowanie szantażu emocjonalnego;
-ograniczanie własnych praw, ale i własnej odpowiedzialności;
-pozwalanie, aby na własne terytorium wkraczali inni, nie bez próby późniejszego uzależnienia ich od siebie.
Koniec końców w obu przypadkach chodzi o wywołanie u strony przeciwnej poczucia, że nie jest w stanie w żaden sposób racjonalnie zareagować. Osoba poddana takiej presji musi się podporządkować. Wszystko wskazuje bowiem na to, że druga strona albo zacznie po prostu krzyczeć i tupać nogami, albo rzuci się na podłogę i będzie płakać.
Rozwiązaniem w obu przypadkach jest szczere mówienie o swoich emocjach. Otwarte wyrażanie się na temat swoich odczuć oraz dostrzeżonych faktów. Uczciwe oraz stanowcze prezentowanie swojego stanowiska, swoich oczekiwań oraz podglądów. Skuteczne ograniczanie nieuzasadnionej aneksji swojego terytorium i jednoczesnego szacunku dla terytorium drugiej strony.
W co gra trudny rodzic. Trzy postawy
Kiedy rodzic przyprowadza dziecko do szkoły, liczy na rzetelną opiekę, współpracę i szanowanie jego zdania. Problemem są role opisane w kultowej książce pt. W co grają ludzie amerykańskiego psychiatry Erica Berne’a. Stworzona przez niego koncepcja analizy transakcyjnej zakłada, że każdy z nas reprezentuje mentalnie trzy różne postawy przekładające się na trzy role: Rodzica, Dziecka bądź Dorosłego. Rodzic – to nasz wewnętrzny zbiór zasad, nakazów i zakazów. Podstawa akceptowanego przez nas postępowania. Dziecko – to emanacja naszej wewnętrznej potrzeby doświadczenia rzeczy nowych, a nade wszystko zabawy. Dorosły – to ta część nas, która odpowiada za równowagę pomiędzy potrzebami Dziecka i nakazami Rodzica.
Rodzic pojawia się najczęściej, kiedy chcemy podkreślić, że to inni są odpowiedzialni za określony stan rzeczy. Mówimy wówczas: „Nie trzeba było…”, „Szkoda, że mnie państwo nie posłuchaliście”. Lubimy z tej perspektywy pouczać oraz oceniać: „Dobrze wiedziałem, że tak będzie”, „Nauczyciele tej szkoły są niestety kompletnie do niczego”. Dziecko pojawia się, kiedy próbujemy całą winę za zaistniałą sytuację przerzucić na innych: „W tej szkole uczniowie nigdy do niczego nie dojdą”. Bywa, że kokietujemy bądź pozwalamy sobie na wyrażenie emocji: „Ja się chyba do niczego nie nadaję”, „Ja chyba oszaleję”.
W przypadku trudnych rozmów o dzieciach, a zarazem uczniach, optymalna byłaby postawa Dorosłego. Odpowiedzialna, skupiona na faktach, koncyliacyjna, sprzyjająca wypracowaniu porozumienia. Każdy element manipulacji podejmowany z poziomu Dziecka („Musi mi pan pomóc, ja już naprawdę nie daję rady”) albo Rodzica („Musi mi pan pomóc albo zwrócę się do pańskich przełożonych”) powinien trafić na odpowiedź typu: „Rozumiem, spróbujmy razem temu zaradzić”, albo: „Wszystko, co robię, wynika ze stosownych przepisów prawa. Gdybyśmy oparli na nich nasze wspólne wysiłki, na pewno osiągnęlibyśmy więcej”.
Model komunikacji według Petera Colemana
Sposób poszukiwania i uzgadniania wspólnych rozwiązań opisał w opracowanym przez siebie modelu komunikacji Peter T. Coleman, profesor psychologii i edukacji na Uniwersytecie Columbia. Proponowana przez niego struktura opisuje pięć poziomów.
Pierwszy to atakowanie. Obejmuje zachowania postrzegane przez drugą stronę jako wrogie. Ich celem jest pokazanie przewagi oraz siły. Tu pojawiają się: groźby, obelgi, ośmieszanie, protekcjonalne traktowanie i korzystanie ze stereotypów.
Poziom drugi to ignorowanie. Występuje w dwóch wersjach. Ignorowaniu wrogiemu towarzyszy lekceważenie pytań, nieudzielanie odpowiedzi czy wręcz opuszczanie miejsca rozmowy. Drugi wariant – pozornie neutralny – stosuje odkładanie tematu na później, podejmowanie tematów łatwiejszych, proszenie o czas do namysłu lub zebranie informacji.
Trzeci poziom to informowanie. Zakłada objaśnianie reprezentowanej perspektywy oraz sposobu rozumowania. Towarzyszy mu dzielenie się informacjami, które dotyczyć mogą zarówno potrzeb, emocji i wartości, jak i konkretnych stanowisk czy uzasadnień.
Czwarty poziom to otwieranie. Obejmuje takie zachowania jak zadawanie pytań dotyczących stanowiska drugiej strony oraz jej potrzeb czy wartości. Uważne słuchanie. Sprawdzanie wartości zrozumienia drugiej strony poprzez wykorzystanie metod aktywnego słuchania (na przykład parafrazy, klaryfikacji czy podsumowywania).
Wreszcie poziom kluczowy – jednoczenie. To odkreślanie relacji między stronami. Pomost prowadzący do współpracy. Tworzenie relacji i współdziałanie. Odnalezienie tego, co łączy. Znajdowanie nowych ram dla kwestii spornych. Wypracowanie nowych, akceptowanych przez obie strony rozwiązań.
Trudny rodzic może być dobrym sojusznikiem
Kłopoty z „trudnymi” rodzicami (ale chyba też nauczycielami) wynikają na ogół z faktu, że obie strony żywią się przekonaniem, że wiedzą lepiej, jakie są potrzeby ich podopiecznych. I to właśnie oni (a nie „tamci”) wiedzą, jak je najlepiej zaspokoić. Podstawą rozwiązania wynikających z tego powodu problemów jest rezygnacja z potrzeby narzucania swoich pomysłów i skupienie się na wspólnych celach. Obie strony powinny zachowywać się po prostu jak dorośli. Chcieć wspólnie zrobić coś, co uważają za ważne, potrzebne i korzystne dla swoich wychowanków.
Cały tekst „’Dobrze wiedziałem, że tak będzie’. Trudny rodzic z wizytą w szkole” – TUTAJ
Źródło: www .holistic.news
Dziś prezentujemy fragmenty obszernego wywiadu z Agnieszką Ciesielską – ekspertką koalicji stowarzyszeń „SOS dla Edukacji”, zamieszczonego na stronie „Gazety Wyborczej”. Jeśli po przeczytaniu tych fragmentów ta rozmowa Was zainteresowała – odsyłamy linkiem do jej pełnego zapisu:
Foto: www.szkolenia.wolterskluwer.pl
Agnieszka Ciesielska*
Szybkie wrzutki, szybka reforma. Nauczycielka: Zmiany w szkole wciąż dyktuje polityka
[…]
Karolina Słowik: – Premier Donald Tusk przeprosił nauczycieli. Mówił o tym, że należy im się godna zapłata, a rząd chce pracować nad odbudową prestiżu nauczyciela. Jednak podwyżki od stycznia mają być na poziomie 5 proc. – niższym niż oczekiwali nauczyciele. Czy uda się odbudować prestiż w inny sposób?
Agnieszka Ciesielska – Przy myśleniu, które zauważam na górze, uważam, że to nie zadziała. Szykujemy się do wielkiej reformy, która ma być za chwilę. A już tempo wprowadzanych zmian sugeruje, że wiele rzeczy może nie wyjść. Dodatkowo, frustracje nauczycielskie podkręcane są przez małe i częste zmiany.
Aby prestiż naszego zawodu wzrósł, to my sami – nauczycielki i nauczyciele – musimy uwierzyć, że to się stanie. A my w to nie wierzymy, bo nie ma siły, energii, by pracować więcej, wydajniej. Jeśli mam robić wielkie rzeczy, to muszę być do nich przekonana. Tu wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że ta reforma albo nie wyjdzie, albo wyjdzie w taki sposób, że będziemy mieć poczucie, że to nie jest szkoła, o którą nam chodziło.
K.S. – Powiedzmy konkretnie, co to za małe zmiany. Najpierw było ograniczanie zadań domowych – pomysł z wiecu wyborczego.
A.C. – Żałuję, że na te wiece nie jeździłam i nie zabrałam głosu. Zwróciłabym uwagę na coś ważniejszego: żeby szkoła bardziej dopasowała się do życia. Aby były mniejsze klasy, więcej praktyki, więcej projektów. Aby zniesiono rankingi, które podkręcają międzyszkolną rywalizację i w sporym stopniu wpływają na dobrostan młodych ludzi.
K.S. – To akurat trudno osiągnąć jednym rozporządzeniem.
A.C. – Oczywiście, dlatego te prace domowe to dla mnie rodzaj populistycznej zagrywki. Naprawdę tego nie rozumiem.
K.S. – Dalej: edukacja zdrowotna zamiast wychowania do życia w rodzinie, edukacja obywatelska zamiast przedmiotu historia i teraźniejszość. Oprócz tego ma zmienić się podstawa programowa do WF. Usłyszałam, że zmiany dotyczące religii w szkole mają być jedyną zmianą światopoglądową, którą uda się wprowadzić rządowi do wyborów prezydenckich.
A.C. – Dla szkoły to zmiany punktowe. Szkoda, że nie patrzy się szerzej na system edukacyjny. Być może te działania są nastawione na rodziców, którzy jako wyborcy bardziej się liczą. Jest ich więcej. Kiedy było jasne, że mamy nową ministrę Barbarę Nowacką, to spodziewałam się całościowej zmiany, która będzie wynikała z wizji, polityki edukacyjnej rozpisanej na kilka lat, znacznie dłużej niż kadencja polityczna. Gdy usłyszałam, że ta wielka zmiana nastąpi już od września 2026 r., to mnie przeraziło. Edukacja jest procesem. A gdy na szybko coś dodajemy, na szybko coś wyrzucamy, to obojętnie, czy chodzi o usuwanie gimnazjów czy prac domowych – w szkole to nie zadziała. Nie przełoży się na jakość. I my, którzy pracujemy w szkole, to wiemy.
Mamy doświadczenia europejskie: reformy oświaty w Irlandii, we Włoszech, w Walii. Tam reformy trwały po sześć, osiem lat. Ponadto w Polsce w oczekiwaniu na wielką reformę są wrzucane mniejsze zmiany, które mają zmienić szkołę jeszcze przed wrześniem 2026 roku. Różne głosy praktyków, badaczy, ekspertów edukacyjnych powinny wybrzmieć i powinien być na to czas. Szkoła to naprawdę nasza wspólna sprawa. Tą zmianą zarządza za duży pośpiech.
Myślałam, że do 2026 roku będzie cisza, że w spokoju w szkołach będziemy przygotowywać się do zmian podstaw programowych, do zmiany filozofii uczenia. Tymczasem mamy sporo wrzutek już od września. Ludzie szkoły się w tym gubią, a społeczeństwo to już w ogóle. Jak rozmawiam ze znajomymi rodzicami, to oni pytają, czy reforma już się rozpoczęła. Chętnie spytałabym szefową MEN, o jaką całościową zmianę tu chodzi. Bo się pogubiłam.
Dobrze, że premier przyszedł do nauczycieli. Ale z drugiej strony widzę to, co za czasów Przemysława Czarnka: polityka i kalendarz wyborczy dyktują nam, co ma się w szkole zmienić. I nad tym ubolewam. Naprawdę staram się włączać optymizm, bronię się przed marudzeniem na wszystko, co obecnie dotyczy szkoły. Dostrzegam zmiany na lepsze po październiku 2023 roku. Ze szkół zniknęły strach, ideologizacja i to wszystko, czego metaforą były działania kurator Nowak. Te zmiany na lepsze są! Jednak wskutek ich wielości i tempa, jakby przestają znaczyć. Trudno się z nich cieszyć. […]
W dalszej części rozmowy podejmowano tematy kolejnych pomysłów MEN.
Poniżej zamieścimy jedynie kilka wybranych pytań i odpowiedzi:
K.S. – Zaczęło się od odchudzania podstaw programowych. Była pani w zespole odpowiedzialnym w tym procesie za język polski. Jest pani zadowolona z efektów?
A.C. – Tak. Spełniłam swoje marzenie: mam mniej lektur do analizy. Mogę ją pogłębić. Mnie to odciążyło. Ale widzę też, że mimo odchudzenia podstawy z języka polskiego na niektórych lekcjach niewiele się zmieniło. […]
K.S. -Przez ostatnie lata sporo przeszliście jako grupa zawodowa.
A.C. – Po likwidacji gimnazjów był strajk. Był dla nas wielką nadzieją na zmianę. Myśleliśmy, że społeczeństwo zacznie inaczej, przychylniej patrzeć na nasz zawód.
K.S. – A stało się odwrotnie?
A.C. – Strajk bardzo nas zmienił, podzielił, sfrustrował. W publicznym liceum, w którym pracowałam ponad dwadzieścia lat, zawsze były fajne relacje. Rodzice stali za nami murem. Ale kiedy doszło do strajku, to ja, jako wicedyrektorka, wpadałam w stany schizofreniczne. Przychodzili rodzice z tortem, kwiatami, mówili: „Jesteśmy z wami”. A za chwilę przychodzili rodzice maturzystów i wręcz grozili, że jeśli nie odbędą się matury, to pożałujemy. Widziałam, że wiele osób nas rozumie, ale zwycięża troska o dziecko. I ja to rozumiałam, bo też jestem matką. Ale było to trudne do uporządkowania w głowie. Przez cały okres strajku pisałam pamiętnik. Niekiedy wracam do tych zapisków, z perspektywy czasu widzę, jakie to było totalne wyniszczenie ogromnej energii szkoły.
Potem przyszła pandemia. Proszę sobie wyobrazić, że w jakiejś wielkiej firmie, która całkiem nieźle funkcjonuje, nagle – z dnia na dzień – trzeba się przestawić na zupełnie inny system pracy. W mojej szkole było wtedy ok. 500 osób. A były przecież szkoły dużo większe. Ja i tak pandemię wspominam dobrze, bo licealiści i licealistki to często dojrzali ludzie. To, co musiało dziać się w szkołach podstawowych, nie mieści mi się w głowie. Wszystkich nas, ludzi związanych ze szkołą, to psychicznie osłabiło. Wtedy zaczęłam myśleć, by dać sobie spokój z zarządzaniem szkołą. Bo nie jest to warte ani zdrowia, ani tych pieniędzy. […]
K.S. – Nauczyciele są gotowi na reformę? To oni będą ją wdrażać.
A.C. – Na kilku konferencjach z udziałem MEN pytałam o tempo zmian i o to, kto ma to robić. Zwracałam uwagę na potrzebę kształcenia i przygotowania nauczycielek i nauczycieli. To nieco pomijana kwestia, dziś jeszcze słabo wybrzmiewa. Każda kolejna reforma pomija ten wątek. Góra mówi nam: „My wam powiemy, jaka jest zmiana, a wy to jakoś zrobicie”. I właśnie na to „jakoś” się nie zgadzam. W szkole stawiajmy na jakość, nie jakoś!
Ja mogę zrozumieć, że coś się zmienia w mojej pracy. Mogę znaleźć na to przestrzeń. Ale skoro pracuję trzy razy tyle, dopasowuję te zmiany do struktury organizacji szkoły, wprowadzam zmiany na lekcji, dokształcam się, by podążać za zmianą, i nic za to nie dostaję, to myślę o tym z niechęcią. Rozumiem tych, którzy zaczynają się przed tym buntować i krytykować każde działanie IBE lub MEN.
Ta reforma bez kadry pedagogicznej, bez jej odpowiedniego przygotowania i sensownego wynagrodzenia po prostu się nie wydarzy. Moje doświadczenie, wynikające z ponad 20 lat pracy w dwóch szkołach – publicznej i niepublicznej, daje mi tę pewność. Ponadto mój edukacyjny aktywizm, to, że traktuję szkołę jako ważną społecznie przestrzeń każą mi patrzeć na edukację z szerszej perspektywy, raczej ptaka niż żaby. Chciałabym, by moje mówienie o tym, nie było odbierane tylko i wyłącznie jako marudzenie, krytyka. Strategiczne myślenie o szkole w długiej perspektywie po prostu nam wszystkim się opłaci.
Cały tekst „Szybkie wrzutki, szybka reforma. Nauczycielka: Zmiany w szkole wciąż dyktuje polityka” – TUTAJ
Źródło: www.wyborcza.pl
*Agnieszka Ciesielska przez ćwierć wieku polonistka w liceum im. Witkiewicza w Warszawie, od 2022 roku pracuje w Społecznym Liceum Ogólnokształcącym nr 99 w Zespole Szkół STO na warszawskim Bemowie. Postutorka w Szkole Edukacji Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego, ekspertka „SOS dla Edukacji” – koalicji ponad 66 organizacji, które działają na rzecz mądrzejszej i lepszej szkoły. Współpracuje także z Edukacyjną Fundacją im. R. Czerneckiego, jest członkinią Zespołu Dydaktycznego Rady Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk.