Dziś znowu mam problem typu „i to pachnie i to nęci”… Trudno mi tak „z marszu” zdecydować, czy bardziej zależy mi na podzieleniu się moimi refleksjami, jakie wywołała informacja o ogoszeniu konkursu na stanowisko Łódzkiego Kuratora Oświaty, czy może jednak na skomentowaniu informacji o aktualnej, po dwu tygodniach od rozpoczęcia nowego roku szkolnego, statystyce skali zamykania szkół z powodu zdiagnozowania zakażenia wirusem SARS-CoV-2 u ich uczniów lub pracowników – w tym nauczycieli.
W tej sytuacji najbardziej słuszną wydaje się decyzja o niepodejmowaniu decyzji, czyli napisanie i o tym i o tym.
Zacznę od datowanej na 14 września, ale tak naprawdę dostępnej na internetowej stronie Urzędu Wojewódzkiego dopiero dzień później (we wtorek) informacji o ogłoszeniu konkursu na stanowisko Kuratora Oświaty w Łodzi. O tym jak bardzo ogłoszenie tego konkursu jest jedynie swoistym teatrzykiem pseudodemokratycznej procedury wyłonienia kandydata i obsadzenia tego urzędu świadczy nie tylko ten pseudojawny sposób podania tej informacji do publicznej wiadomości, ale także śladowe zainteresowanie mediów, nawet lokalnych, tym faktem.
Oto co wyszukiwarka Googl, po wpisaniu „Wojewoda Łódzki ogłosił konkurs na stanowisko kuratora oświaty”, znalazła wczoraj wieczorem:
Nawiasem mówiąc to ciekawy wskaźnik wagi tego oświatowego urzędu w opinii publicznej. Bo skoro media działają na zapotrzebowanie ich „targetu”, to nie podejmują tematu, o którego słabym zainteresowaniu ich odbiorców mają informacje. A w tym samym czasie, te same lokalne redakcje, informowały o kolejnych fazach procedury wyłonienia dyrektora łódzkiego Teatru im. S. Jaracza…
To o tyle ciekawe, że potencjalnych widzów tego teatru może być, tak szacuję, co najwyżej kilkanaście tysięcy łodzian i kilka tysięcy „przyjezdnych”, zaś mieszkańców naszego miasta i całego województwa, odczuwających efekty polityki kuratora – setki tysięcy…
Żeby nie przedłużać tego tematu dodam jeszcze, że – jak dotąd – nie ma żadnych „przecieków” o tym kto jest zainteresowany tym stanowiskiem, a przede wszystkim kogo aktualna władza sobie upatrzyła. A tak przy okazji: nie przez przypadek napisałem o konkursie na stanowisko kuratora jako o „teatrzyku pseudodemokratycznej procedury wyłonienia kandydata”, gdyż jak się dokładniej przyjrzeć efektom takich konkursów – i to nie tylko podczas rządów PiS – to zawsze wygrywał ten, kogo aktualnie sprawujący władzę chcieli mieć na tym stanowisku, a nie osoba najbardziej do tej roli kompetentna. Pisałem o tym już przed pięcioma laty, w dwu felietonach: felietonie nr 104. „Skoro rządzi PiS, to nic w tym dziwnego, że powoła swoich kuratorów” i felietonie nr 115. „Konkurs na Łódzkiego Kuratora Oświaty – co z niego wynika”.
Mam nadzieję, że nikt poważny, z odpowiednim doświadczeniem i kompetencjami, kto nie jest w kręgu faworytów władzy, nie będzie tak naiwny, aby z wiarą w możliwość wygranej przystąpił do tego konkursu. No, chyba że zgłosi się do konkursu po to, aby wykazać jego obłudny charakter, jak stało się to z kandydatką na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich panią mecenas Zuzanną Rudzińską-Bluszcz, dotychczasową Główną Koordynatorką ds. Strategicznych Postępowań Sądowych w Biurze RPO, której kandydowanie poparło ponad 700 polskich NGO-sów.
Ja, na swój własny użytek, mam jedynie taki dylemat: czy tym nowym szefem organu nadzoru zostanie ktoś z dotych- czasowych jego urzędników, dyrektorów jego wydziałów (np. pani Dorota Derecka), czy też będzie to jakiś kolejny „wynalazek”, o cechach BMW, z t.zw. „terenu”. Ale jeśliby miał nim być ktoś, kto właśnie niedawno rozpoczął swą pięcioletnią kadencję dyrektora szkoły, to czy zechce to zostawić i zasiąść na tym „gorącym” fotelu nie wiadomo na jak długo – w optymistycznej wersji co najwyżej na trzy lata?
x x x
A teraz o aktualnej, po dwu tygodniach od rozpoczęcia nowego roku szkolnego, statystyce skali zamykania szkół z powodu zdiagnozowania zakażenia wirusem SARS-CoV-2 uczniów i/lub ich pracowników – w tym nauczycieli. Nie ukrywam, że mam pewną satysfakcję z zajmowanego na progu nowego roku szkolnego stanowiska, w którym prezentowałem się jako zwolennik powrotu do edukacji „naocznej”, w szkołach.
30 sierpnia felieton nr 336. Może jednak powrót uczniów do szkół jest słuszną decyzją? zakończyłem takim stwierdzeniem:
„Ale tak czy siak, czy w szkołach będzie nauka stacjonarna, czy też będą one zamknięte a ich uczniowie będą zmuszeni do edukacji zdalnej, nie mam wątpliwości, że epidemia jesienią i zimą będzie się miała dobrze, dobowe przyrosty zdiagnozowanych zachorowań będą biły kolejne rekordy, będą ogłaszane kolejne strefy czerwone z ostrzejszymi nakazami przeciwdziałania przenoszeniu wirusa. I będą tam zapewne zamykane kina, lokale gastronomiczne, szkoły także.
Bo dopokąd nie ma sprawdzonej i dopuszczonej do użytku szczepionki, dotąd nie ma na to innej rady. A życie musi toczyć się, mimo wszystko, dalej. Więc może jednak powrót uczniów do szkół jest słuszną decyzją ?…”
I moją hipotezę potwierdza aktualna sytuacja. Choć wczoraj wczoraj padł kolejny dobowy rekord – ale nie zachorowań, a pozytywnych wyników przeprowadzonych testów na SARS-CoV-2 – u 102 osób, z liczby ponad 20 tys. osób u których tej doby wykonano testy, potwierdzono koronawirusa, to ten fakt w minimalnym stopniu rzutuje na pracę szkół.
Twierdzę tak w oparciu o upublicznioną informacji MEN dotyczącą funkcjonowania szkół, z której wiadomo, że – według najnowszych danych z 17 września – 99,45% szkół w całym kraju pracowało w trybie stacjonarny, a jedynie 0,45% w trybie hybrydowy, zaś na naukę zdalną musiało przejść tylko 0,13% wszystkich szkół.
Informacja pochodząca z następnego dnia, dotycząca danych z terenu woj. łódzkiego, w zasadzie potwierdza tę – w sumie optymistyczną – sytuację: z ogólnej liczby 2 173 placówek działających w Łódzkiem – tylko 11 szkół musiało przejść na nauczanie zdalne, a 16 – na hybrydowe. To także zaledwie 1,24 % ogółu placówek…
Powtórzę jeszcze raz: „A życie musi toczyć się, mimo wszystko, dalej.”.
Już to słyszę: „Dobrze ci, stary emerycie siedzący bezpiecznie w domu, głosić takie hasła. To nie ty musisz stawać „na pierwszej linii frontu” i każdego dnia ryzykować zakażenie”! Tak, to prawda, ale gdyby wszystkie szkoły ponownie zamknąć, przez kolejne miesiące prowadzić nauczanie zdalne, to już żaden nauczyciel nie był narażony na infekcję? Też siedziałby WYŁĄCZNIE w domu? Nigdzie i z nikim nie spotykał się w okolicznościach sprzyjających przekazywaniu wirusa?
A czy dzięki temu owe miliony uczniów, w tak zróżnicowanym wieku, nie spotykałoby się ze swoimi rówieśnikami, tyle tylko, że w niekontrolowanych okolicznościach: od osiedlowego placu zabaw po „osiemnastki”, kluby i „pijalki”?
Choć to o czym chcę przypomnieć nie mieści się w głównym nurcie światowej i europejskiej narracji, to jednak jest faktem:
Globalny „lockdown” zamknął miliony osób w Europie w domach, ale w Szwecji szkoły, siłownie i sklepy (w pełni zaopatrzone) pozostają otwarte, podobnie jak granice. Bary i restauracje nadal obsługują mieszkańców, a pociągi i autobusy wciąż przewożą ludzi po całym kraju. Do kina też można pójść (albo na film). […] Obowiązujące w Szwecji ograniczenia są znacznie bardziej liberalne w porównaniu z tymi, jakie zostały wprowadzone w krajach sąsiednich.
Pomimo wzrostu liczby przypadków zachorowań na koronawirusa ─ blisko 5000 pacjentów „Covid plus” i 239 osób zmarło ─ Szwedzi są w dużej mierze zgodni ze strategią swojego rządu. Według danych zebranych przez Kantar Sifo zaufanie do taktyki władz stosowanej w walce z koronawirusem w 10-milionowym kraju wzrosło z 65 do 74 procent.” [www.medexpress.pl]
Dlaczego nikomu nie przychodzi do głowy, aby wprowadzić całkowity zakaz wchodzenia do wody, bo wszak w 2019 roku na terenie Polski odnotowano 471 wypadków utonięcia, w 2018 r. utonęło 545 osób, a w 2017 – 457?
Ryzyko istnieje zawsze i wszędzie, a żyć trzeba!
Nie będę się powtarzał, bo już raz to napisałem: o personelu szpitali, ratownikach medycznych, sprzedawcach w sklepach, aptekarzach…
A pozbawienie młodych ludzi prawa do NORMALNEJ, bo prowadzonej „twarzą w twarz” edukacji, przedłużany, na czas nieokreślony, „lockdown” szkół, skutkujący pozbawiania ich możliwości funkcjonowania w celowej grupie rówieśniczej jaką jest klasa (czytaj – oddział) szkolny – to dopiero jest nieszczęście. Na masową skalę!!!
Włodzisław Kuzitowicz