Felieton na dwa dni przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, roku w którym – jak na razie – jedyną pewną rzeczą jest decyzja o jego rozpoczęciu „w trybie stacjonarnym”, powinien – jak od dłuższego czasu jest to we wszystkich mediach – dotyczyć tego jak pogodzić wodę z ogniem, aby powstała z tego para, napędzająca lokomobile indywidualnych rozwojów polskich uczniów.

 

Ogniem jest urzędowy optymizm rządu – jako całości, a szczególne ministerstwa edukacji, zdrowia i GIS. Że wszystko będzie dobrze, że uczniowie nie muszą nosić w szkole maseczek, że nauczyciele nie zachorują i dadzą radę za te same pieniądze realizować o wiele większe niż dotychczas zadania… A wodą jest sceptycyzm organów prowadzących szkoły, dyrektorów i nauczycieli tychże, kierownictwa Związku Nauczycielstwa Polskiego, dziennikarzy z niezależnych mediów i licznych organizacji pozarządowych.

 

Czy to, czyli edukacja stacjonarna w warunkach narastającej liczby zakażeń, jest słuszne i czy może się udać? Czy zastosowane powszechnie, dalsze zamykanie szkół, pozostawanie uczniów w domach i skazywanie ich na e-edukację, nie byłoby „zbrodnią na żywych organizmach” tychże?

 

Nie podejmę się odpowiedzi na tak postawione pytania. Jednak – wybaczcie – spróbuję poprowadzić Waszą wyobraźnię dwoma, skrajnymi co do wizji, ścieżkami antycypowanych, możliwych w najbliższej przyszłości trybów realizowania konstytucyjnego prawa uczniów do edukacji. Będą to oczywiście jedynie fragmentaryczne zarysy możliwych do zaistnienia sytuacji.

 

Jednak, zanim do tego przejdę, zaprezentuję graficzne podsumowanie sytuacji epidemicznej w Polsce „na dzień dzisiejszy”:

 

Wykres przedstawia liczbę nowych potwierdzonych zakażeń SARS-CoV-2, wyzdrowień i zgonów z powodu COVID-19 w Polsce od połowy marca do 29.08.2020 r.

 

 

 

Liczba mieszkańców województwa na jednego zakażonego w tym województwie

 

Źródło wszystkich grafik: https://koronawirusunas.pl/

 

 

Po co to wszystko? Wiem, że nie jest to „w formacie” felietonowej formuły wypowiedzi. Ale nie chcę, aby osoby czytające moje dalsze projekcje oceniały je bez oparcia o „nagie fakty ”.

 

 

x          x          x

 

 

Projekcja pierwsza: Rząd nie ugina się pod naporem krytyki i doprowadza do otwarcia szkół – z wyjątkiem lokalnych decyzji o ich zamykaniu w „strefach czerwonych”.

 

Uczniowie, począwszy od pierwszoklasistów w podstawówkach, a skończywszy na tych w klasach maturalnych szkół średnich, codziennie przychodzą do swych szkół, zachowując nakazane środki prewencyjne, uczestniczą w serwowanych im zajęciach lekcyjnych, spędzają przerwy na szkolnych holach i korytarzach, załatwiają swoje potrzeby (także te „nałogowo-szpanerskie) w toaletach, a po kilku godzinach, już bez maseczek i zachowania dystansu społecznego – wracają środkami komunikacji publicznej do swoich domów, gdzie na placach zabaw, a starsi – w weekendy, ale i wieczorami w inne dni tygodnia – także w klubach, pabach, siłowniach, basenach i na stadionach, co bardziej ukulturalnieni – na koncertach, w kinach lub innych ewentach rozrywkowo-rekreacyjnych.

..

Wszędzie tam, już poza szkołami, nikt im nie będzie mierzył przed wejściem temperatury, nie będzie ich obserwował czy kaszlą, nie będzie przepytywał czy ktoś z ich rodziny i sąsiadów nie jest nosicielem koronawirusa.

 

Zastanawiam się tylko jaki sens ma nakaz dystansu społecznego podczas lekcji i noszenie maseczek na terenie szkoły, poza salą lekcyjną, skoro ci sami uczniowie przed i po pobycie w szkolnym budynku będą już bez maseczek bawić się na tym samym placu zabaw, tymi samym zabawkami, grać w piłę, czasem bić się, albo… całować.

 

I mam jeszcze jeden problem – dotyczący uczniów szkół branżowych, w mniejszym zakresie techników. Co z praktyczną nauką zawodu – nieważne czy w szkolnych warsztatach, laboratoriach, czy w zakładach pracy. Czy tam także uczniowie będą musieli być w maseczkach i zachowywać dystans społeczny? Najtrudniej przychodzi mi wyobrażenie sobie zajęć praktycznych z zachowaniem tych restrykcji w takich zawodach jak kucharz, cukiernik, piekarz, ale także, choć z innych powodów, podczas zajęć praktycznych w ramach nauki zawodu murarza czy montera konstrukcji budowlanych. Nie mówiąc już o takich zawodach jak: górnik, kelner, pielęgniarka/pielęgniarz, sanitariusz czy opiekun medyczny…

 

Ale niezależnie od tego wszystkiego, dzięki takiej decyzji ministra, tradycyjna szkolna dydaktyka będzie realizowana face to face, godziny pracy nauczycieli będą jednoznacznie odnotowane w dziennikach szkolnych, sprawdziany przeprowadzane „pod czujnym belferskim okiem”, oceny wystawione „bez przymrużenia oka”, zgodnie z „przedmiotowym systemem oceniania uczniów”. Ale najwięcej korzyści będą miały pierwszaki. Bo to one najbardziej wyczekiwały na te dni, kiedy zasiądą w szkolnych ławkach, poznają nowe koleżanki i nowych kolegów, będą mogły rodzicom – na wygłaszane przez nich „kazania” – odpowiadać: „Ala nasza pani powiedziała...”

 

 

x         x         x

 

 

Projekcja druga: Rząd „pęka” – w ostatniej chwili zmienia decyzję i godzi się na kontynuowanie zdalnego nauczania w skali całego kraju – na czas „do wygaśnięcia pandemii”, czyli nie wiadomo na jak długo…

 

Miliony uczniów ponownie siedzą godzinami przed laptopami i tabletami, rodzice młodszych – ale powyżej 8 roku życia – dzieci nie chcąc pozostawiać ich bez opieki, biorą zwolnienia lekarskie, w skrajnych przypadkach – urlopy bezpłatne. Pogłębia się obszar wykluczenia edukacyjnego – nadal dziesiątki tysięcy uczniów z rodzin ubogich, rodzin wielodzietnych,  pozbawionych sprzętu komputerowego, mieszkających na terenach „bez zasięgu”, będą poza systemem tej zdalnej edukacji.

 

Ale największym nieszczęściem będzie ta zdalna edukacja dla siedmiolatków. Bo pierwsza klasa to nie tylko pierwszy etap edukacji szkolnej, to także, a może przede wszystkim – dla znacznej części tych dzieciaków –  pierwsza szansa na socjalizację w grupie rówieśniczej.

 

Warto jeszcze wspomnieć o nauce przedmiotów, których istotnym elementem są pracownie (fizyka, chemia, biologia) i możliwość wykonywania tam badań i ćwiczeń. Tej możliwości uczniowie byli pozbawieni już przez trzy miesiące. I teraz nadal, nie wiadomo na jak długo….

 

I najważniejsze: czy dzięki lokautowi szkół radykalnie poprawi się sytuacja epidemiczna w kraju? Wszak uczniowie nadal będą się spotykali, tyle że nie w szkole, spędzali czas w tych samych formach, jakie zaprezentowałem powyżej w pierwszej projekcji, ewentualne wirusy przyniesione przez rodziców do ich domów będą mogli przekazywać jeden drugiemu. Sami też będą chorować na COVIT-19 – jak wiemy, najczęściej bezobjawowo..

 

Jedyny zysk z tej wersji rozwiązania sytuacji to brak ryzyka dla pracowników szkół….

 

 

 

x         x         x

 

 

Ale tak czy siak, czy w szkołach będzie nauka stacjonarna, czy też będą one zamknięte a ich uczniowie będą zmuszeni do edukacji zdalnej, nie mam wątpliwości, że epidemia jesienią i zimą będzie się miała dobrze, dobowe przyrosty zdiagnozowanych zachorowań będą biły kolejne rekordy, będą ogłaszane kolejne strefy czerwone z ostrzejszymi nakazami przeciwdziałania przenoszeniu wirusa. I będą tam zapewne zamykane kina, lokale gastronomiczne, szkoły także.

 

Bo dopokąd nie ma sprawdzonej i dopuszczonej do użytku szczepionki, dotąd nie ma na to innej rady. A życie musi toczyć się, mimo wszystko, dalej. Więc może jednak powrót uczniów do szkół jest słuszną decyzją* ?…

 

 

*Nie mam natomiast wątpliwości, że zwiększone koszty tej operacji powinno ponosić państwo…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Jedna odpowiedź to “Felieton nr 336. Może jednak powrót uczniów do szkół jest słuszną decyzją?”

  1. Grzegorz napisał:



    Przy optymistycznym nastawieniu uczniów, nauczycieli, rodziców i polityków rok szkolny 2020/2021 przeleci pięknie i szybko jak tegoroczne wakacje.Więcej wiary.

Zostaw odpowiedź