Gdy ponad rok temu (19 października), pisząc 50. Felieton, uznałem, że nie jest to wystarczająca okazja do obchodów jubileuszu, uzasadniłem to tak: „A poza tym to i w wymiarze moich dotychczasowych osiągnięcie publicystycznych nie jest to także wielki powód do dumy. Wszak mam już w swym dorobku pisywanie przez ponad trzy lata, regularnie do każdego kolejnego numeru tygodnika „Gazeta Szkolna”, felietonów ze stałym nadtytułem „Mój punkt widzenia”. Nigdy ich nie policzyłem, ale nawet szacując „na oko” można przyjąć, że było ich ze sto kilkadziesiąt.” Zamknąłem wtedy ten temat tak: „Tak więc z jubileuszem (optymistycznie!) poczekam do setki!”
No i „nadejszła wiekopomna chwila…” jak mówił Pawlak w filmie „Kochaj albo rzuć”. Doczekałem! To właśnie dziś zasiadłem do pisania tego „magicznego”, setnego w kolejności felietonu, zamieszczanego w „Obserwatorium Edukacji”. Ten pierwszy, zatytułowany „Felieton na dzień dobry”, był pierwszym tekstem, jaki 4 września 2013 roku zainaugurował moją „prywatną” aktywność publicystyczną w „sieci”, po rozstaniu z Wyższą Szkołą Pedagogiczną – wydawcą „Gazety Edukacyjnej”, którą w roli „naczelnego” redagowałem od września 1996 roku. Szanowni Czytelnicy mogą osobiście porównać aktualną codzienność, znaną im z doświadczenia odwiedzin strony OE, z tym, co zapowiadałem w tamtym felietonie powitalnym. Nie wszystko potoczyło się tak, jak wówczas projektowałem. Największa rozbieżność między zamierzeniami a rzeczywistością dotyczy tego fragmentu pierwszego felietonu:
Szczególnie serdeczne powitanie kieruję do tych z Was, Szanowni Czytelnicy, którzy mając bezcenny kapitał wiedzy, doświadczeń i własnych przemyśleń, wyniesionych z wielu lat nauczycielskich pracy, zechcą się nim podzielić z pozostałymi czytelnikami „Obserwatorium Edukacji”, nadsyłając swoje materiały: artykuły, polemiki, opisy swojej pracy i uzyskiwanych jej efektów, a także relacje z zasługujących na upowszechnienie wydarzeń szkolnych.
Ten nurt nigdy nie stał się na tyle znaczący pod względem ilościowym, aby mógł konkurować z aktualnościami „z sieci” i relacjami i materiałami, wytwarzanymi przez redagującego stronę autora tego felietonu. Jakie są tego przyczyny? Można by tu formułować pewne hipotezy, a także przedstawiać próby empirycznie popartych odpowiedzi na to pytanie. Jednak na użytek tego jubileuszowego felietonu poprzestanę jedynie na wyrażeniu stanowiska, będącego wyrazem mojego hołdowania strategii pozytywnego myślenia, że jeszcze wszystko przed nami, że jednak zaczną napływać na adres „Obserwatorium Edukacji” artykuły i polemiki od nauczycieli, którzy mając bezcenny kapitał wiedzy, doświadczeń i własnych przemyśleń, wyniesionych z wielu lat nauczycielskich pracy, zechcą się nim podzielić z pozostałymi czytelnikami.
Tyle wspomnień. Los tak zrządził, że ten jubileuszowy felieton piszę w finale tygodnia, w którym działo się, oj działo w kraju w ogóle, ale też i na naszym edukacyjnym podwórku. Po wysłuchaniu exposé premier Beaty Szydło nie można już mieć wątpliwości: weszliśmy w epokę restauracji – oczywiście nie w znaczeniu gastronomicznym! Niezależnie od zasłony dymnej frazeologii prawicowo-nacjonalistycznej, jaką posługują się liderzy formacji, która – to fakt – w wyniku demokratycznych wyborów objęła i sprawuje niepodzielnie nieomal pełnię władzy w naszym kraju, tak naprawdę jest to „powtórka z rozrywki” czasów znanych starszym rocznikom z PRL!
Zresetowanie reformy zwanej „reformą Handkego” i cofnięcie struktury polskiego systemu szkolnego do czasów Tułodzieckiego, Jabłońskiego, Kuberskiego i Tejchmy, (4+4+4), zapowiedź, zawarta w słowach pani premier: „wiedzę i postawę powinna kształtować szkoła. Elementem tej postawy powinno być silne poczucie tożsamości narodowej i patriotyzm” budzi u osób, które z własnej biografii wiedzą co to wychowanie, którego najbardziej znanym w Polsce teoretykiem był autor tej definicji: „Wychowanie to „(…) zamierzone działania w formie interakcji społecznych mające na celu wywołanie trwałych pożądanych zmian w osobowościach ludzi.” [H. Muszyński: Zarys teorii wychowania. Warszawa 1977, PWN, s. 25].
Nie mogę młodszych czytelników nie poinformować, że jest to definicja wychowania socjalistycznego, które za cel stawiało sobie ukształtowanie „człowieka socjalizmu”. Historia zweryfikowała ten paradygmat niepodważalnie: to absolwenci szkół socjalistycznych byli tymi, którzy na przekór oczekiwaniom doktrynerów tamtego systemu doprowadzili do jego upadku, i to nie tylko w naszym kraju, ale na całym obszarze dawnych wpływów „pierwszego kraju robotników i chłopów”!
Szkoda, że KSOiW NSZZ „Solidarność” widzi w wizji najbliższej przyszłości naszego szkolnictwa, zarysowanej w sejmowym przemówieniu pani premier jedynie zagrożenie etatów i „nie wyrazi zgody na działania, w wyniku których nastąpiłaby utrata pracy przez nauczycieli, pracowników administracji i obsługi szkół i placówek oświatowych”. Tak to jest, jak nie widzi się różnicy między zamykaniem kopalń i zamykaniem szkół.
Mógłbym tak jeszcze długo podejmować kolejne, warte moim zdaniem komentarza, tematy zrodzone w minionym tygodniu. I to nie tylko na naszym oświatowym podwórku, takie jak pierwsza jaskółka cenzury prewencyjnej (wicepremier i minister kultury i dziedzictwa narodowego, domagający się od marszałka województwa dolnośląskiego zdjęcia z afisza spektaklu teatralnego przed jego premierą), czy ekspresowa procedura legislacyjna zmiany ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.(Sejm uchwalił tę ustawę w nocy z czwartku na piątek, Senat uchwalił ją w piątek rano, później podpisał ją Prezydent i jeszcze w piątek ukazała się ona w Dzienniku Ustaw.) Jednak na tym zakończę, bo mogę mieć nocne koszmary….
Pamiętacie tytuł 94. felietonu z 11 października? – „Demokratura ante portas!...” To nie były „strachy ma Lachy…” To już się staje na naszych oczach…
Włodzisław Kuzitowicz