
Foto: www.google.pl
Po zamieszczonej wczoraj informacji o najnowsze kampanii społecznej Rzecznika Praw Dziecka: „Powiedzmy STOP szkolnej agresji” uznaliśmy, że dobrym tłem dla pogłębienia refleksji nad przyczynami agresji rówieśniczej może stać się lektura, zamieszczonego przed trzema tygodniami na stronie „Juniorowa” tekstu Elżbiety Mathey, zatytułowanego „Trudne zachowania dzieci – zanim zareagujesz, zadaj sobie te trzy pytania”. Oto – tradycyjnie – obszerne jego fragmenty i link do źródła:
Kiedy dziecko bije inne dzieci, dokucza kolegom, nie chce się uczyć – martwimy się. Kiedy grymasi przy jedzeniu, nie chce wstawać rano do szkoły, nie chce nosić kalesonów, albo myć zębów, czy sprzątnąć swojego pokoju, pyskuje czy kłamie – też się martwimy i denerwujemy. Takie zachowania, których nie akceptujemy, chcemy „naprawić”, zmienić, powstrzymać. Często staramy się działać szybko i szybko zobaczyć efekty, co sprawia, że skupiamy się na samym zachowaniu i nie docieramy do jego przyczyn.
Trudne zachowania dzieci zawsze mają jakieś przyczyny, wynikają z określonych potrzeb. Szukając rozwiązań problemów wychowawczych – tych dużych i tych mniejszych – nie można skupiać się tylko na zachowaniach i ich „naprawie”, lecz trzeba spojrzeć głębiej, poszukać tego, co kryje się za zachowaniem i zrozumieć je. Jeśli chcemy naprawdę rozwiązać problem – skutecznie i długoterminowo – powinniśmy rozpocząć od pytania DLACZEGO? A właściwie od trzech „dlaczego”.
Pierwsze „dlaczego” – zrozumieć dziecko
Dlaczego dziecko zachowuje się w taki sposób? Co o nim mówi to zachowanie? Jakie emocje dziecka się za nim kryją? Jakie potrzeby zaspokaja? Najpierw postarajmy się zrozumieć dziecko, wtedy dopiero możliwe będzie dobranie właściwego rozwiązania. […]
Drugie „dlaczego” – zrozumieć siebie
Drugie pytanie, jakie powinniśmy sobie postawić to: dlaczego takie zachowanie dziecka jest problemem? Wiele rad, które czytamy, czy słyszymy jako rodzice wypływa z założenia, że istnieje jakiś jeden właściwy sposób zachowania dla wszystkich dzieci i proponuje rozwiązania, które mają dopasować dziecko do tego standardu. Prawda jest jednak taka, że każde dziecko jest inne.[…]
Trzecie „dlaczego” – zrozumieć sytuację
Nasze relacje z dzieckiem nie są oderwane od reszty świata, żyjemy w świecie i wśród ludzi, a to wszystko ma na nas wpływ.To, jakimi jesteśmy rodzicami i jak reagujemy na zachowania naszych dzieci wynika naszych własnych doświadczeń z dzieciństwa i z całego dotychczasowego życia, z naszej obecnej sytuacji – w pracy, finansowej, w związku. Mają znaczenie nasze relacje z innymi ludźmi i wiele innych rzeczy, które składają się na nasze życie. […]
Zanim zareagujesz
Jeśli niepokoi cię lub denerwuje zachowanie twojego dziecka, zanim zaczniesz je strofować, zatrzymaj się na chwilę i pomyśl:
>czego sygnałem jest to zachowanie, co mówi o dziecku, o jego potrzebach i emocjach?
>dlaczego jest dla mnie problemem, dlaczego budzi we mnie złość?
>z jakich zewnętrznych okoliczności może wynikać?
Zrozumienie, dlaczego dziecko zachowuje się w określony sposób jest podstawą i pierwszym krokiem do rozwiązania problemu.
Cały tekst „Trudne zachowania dzieci – zanim zareagujesz, zadaj sobie te trzy pytania” – TUTAJ
Źródło: www.juniorowo.pl
Komentarz redakcji:
Choć tekst Elżbiety Manthey pisany był z myślą o rodzicach i do relacji rodzice – dzieci odnosiły się wskazówki autorki, jesteśmy przekonani, że – z niewielkimi modyfikacjami – mogą i powinny one znaleźć swoje zastosowanie także w sytuacjach szkolnych. Zwłaszcza zdanie, kończące ten tekst:
„Zrozumienie, dlaczego dziecko (uczeń) zachowuje się w określony sposób jest podstawą i pierwszym krokiem do rozwiązania problemu (agresji rówieśniczej).”
Foto: www.cdn29.se.smcloud.net
Na stronie biura Rzecznika Praw Dziecka zamieszczono komunikat: „Powiedzmy STOP szkolnej agresji”. Oto jego fragmenty:
W marcu wystartowała najnowsza kampania społeczna Rzecznika Praw Dziecka „Powiedzmy STOP szkolnej agresji”. Celem akcji jest nagłośnienie problemu przemocy rówieśniczej oraz zmiana postaw młodzieży, a tym samym obniżenie poziomu agresji w szkole.
– Przemoc rówieśnicza dotyczy wszystkich. Praprzyczyną przemocy rówieśniczej jest przemoc, jakiej dziecko doświadczyło wcześniej. Dzieci uczą się obserwując nas, dorosłych. Zachowania agresywne w szkole względem rówieśników mogą być odzwierciedleniem sytuacji, z jakimi dziecko styka się poza szkołą. Czasem może to być próba odreagowania trudnej sytuacji domowej. Dlatego kluczowym jest obserwacja, rozmowa, empatia, gotowość do działania, pomocy. – mówi Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak.
Ofiarą dokuczania czy wyśmiewania przez rówieśników stają się dzieci, które niczym charakterystycznym nie wyróżniają się w grupie. Dokuczają rówieśnicy, starsi, młodsi, i chłopcy, i dziewczynki. Ani wyniki w nauce, ani sytuacja materialna nie różnicują środowiska na ofiary i sprawców. Agresja może dotyczyć każdego dziecka i jest procesem, który należy zdecydowanie przerwać. Szkoła jest dla dziecka ważnym miejscem, w którym zdobywa nie tylko wiedzę, ale też kształtuje kompetencje społeczne.
Dzisiaj, zgodnie z zapowiedzią, w łódzkiej Szkole Podstawowej nr 81, odbyło się kolejne spotkanie środowiska nauczycieli i dyrektorów szkół, które już realizują, lub są zainteresowane dołączeniem do tego ruchu przekształcania tradycyjnej szkoły nauczającej w środowiska stwarzające warunki do uczenia się uczniów.
Jak widać na zdjęciu – zaadaptowaną do potrzeb tego spotkania szkolną salę gimnastyczną zapełniło ok. 200 uczestniczek i uczestników spotkania, którzy dotarli tam z kilkunastu, nie tylko łódzkich, szkół.
Obszerną i bogato ilustrowaną relację z tego wydarzenia zamieścimy w dniu jutrzejszym – po opracowaniu zebranych materiałów, dokumentujących to spotkanie. [WK]
Foto: www. men.gov.pl
Najnowszy wpis ze strony Jarosława Pytlaka, zatytułowany Pytlaka „Pani minister w trzech interakcjach, z uogólnieniem” . Poniżej obszerne fragmenty i link do źródła:
Muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie znalazłem się w tak wysokich sferach, jak 15 marca, kiedy to wziąłem udział w jednym z paneli dyskusyjnych w ramach konferencji „EDUKATOR 2018”, organizowanej przez dziennik „Rzecz-pospolita”. Jak zapisano w zaproszeniu, celem owego wydarzenia było „zderzenie perspektyw reformatorów i biznesu oraz przygotowanie stosownych rekomendacji”. Rzecz dotyczyła przede wszystkim roli systemu edukacji w przygotowaniu młodego pokolenia do wejścia na rynek pracy.
Lista obecności była imponująca. Na sali znaleźli się między innymi członkowie rządu: wicepremier Jarosław Gowin oraz minister Anna Zalewska, rektorzy wyższych uczelni, prominentni przedstawiciele biznesu, naukowcy i działacze społeczni. Przedmiotem szczególnego zainteresowania zebranych miało być szkolnictwo branżowe oraz wyższe, jakkolwiek pierwszy chronologicznie – i chyba wbrew intencji organizatorów trwający najdłużej – panel poświęcony był systemowi edukacji formalnej od szkoły podstawowej do liceum.W nim właśnie uczestniczyłem w roli dyskutanta. jednoosobowo reprezentując wobec szacownego grona kilkusettysięczną rzeszę nauczycieli. Co już na wstępie przywiodło mi na myśl niezbyt wesołą refleksję, jak niewiele znaczy dla kręgów decyzyjnych polityki, gospodarki i mediów opinia legionów tych, którzy u samych podstaw przygotowują dla kraju przyszłe zastępy siły roboczej obywateli.[…]
Nie zamierzam relacjonować szczegółowo przebiegu całej imprezy – zadbają o to zapewne w swoim czasie sami organizatorzy. Chciałbym natomiast przybliżyć Czytelnikom pouczające, choć w istocie banalne dla zorientowanych w sytuacji panującej w polskiej oświacie, zderzenie perspektywy rządowej reformatorki – pani minister Zalewskiej, z perspektywą oddolnego reformatora – pana dyrektora Pytlaka. Co miało miejsce podczas mojego wystąpienia w czasie panelu (którego merytorycznej treści poświęcę osobny wpis na blogu, oddzielając tym samym refleksję polityczną od zawodowej). […]
Ze wstępnego wystąpienia pani Zalewskiej zapamiętałem, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, że w płynnym świecie edukacja musi się cały czas zmieniać, oraz że pani minister zamierza uczestniczyć w konferencji do samego końca, aby pilnie wsłuchiwać się głosy padające w dyskusji (wicepremier opuścił zgromadzenie nie czekając nawet na głos swojej koleżanki z rządu).
Jeszcze „nie ostygłem” po pisaniu „eseju bardzo osobistego”, podczas której to pracy przestawiłem się na snucie refleksyjnych wspomnień tego co było, a już dziś „aktualności szarej codzienności” sprowadzają mnie do coniedzielnej, felietonowej „recenzji” wydarzeń minionego tygodnia. Po ich pobieżnym przeglądzie zdecydowałem się podjąć temat, tylko pozornie wkraczający w świat polityki. Można powiedzieć, że „czara się przelała”, gdyż od dawna wzbierała we mnie potrzeba skomentowania roli związków zawodowych w szkołach i pozostałych placówkach oświatowo-wychowawczych. Na obszerniejsze analizy przyjdzie jeszcze czas. Dziś czynię to tylko na jeden temat – po informacjach o protestach, kierowanych przez obie główne centrale nauczycielskich trede-union’ów do minister Zalewskiej, w sprawie tak zwanych „podwyżek płac”, a szerzej – systemu wynagradzania nauczycieli.
Przypomnę tylko, że mam tu na myśli informację o stanowisku KSOiW NSZZ „solidarność” z dnia 5 marca 2018 roku [Wzywamy Ministerstwo Edukacji Narodowej do konstruktywnego dialogu ze stroną związkową. W przypadku braku satysfakcjonujących efektów negocjacji w terminie do 30 kwietnia 2018 r. nasz Związek podejmie czynną akcję protestacyjną – podkreślił przewodniczący KSOiW Ryszard Proksa.], a także pismo, skierowane 12 marca przez władze ZNP do minister Anny Zalewskiej. [W nawiązaniu do pisma z 9 lutego 2018 r. Ministerstwa Edukacji Narodowej, dotyczącego projektu rozporządzenia w sprawie wysokości minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli, (…) Związek Nauczycielstwa Polskiego negatywnie opiniuje przedłożony projekt.]
Na tle wielu minionych lat taka zbieżność stanowisk obu central związkowych jest sytuacją nową. Z tym większym zaskoczeniem można przyjąć najnowszą inicjatywę, z jaką do – w pewnym sensie – konkurentów (w przestrzeni „bazy społecznej”), czyli do związkowców z oświatowej „Solidarności” zwróciło się kierownictwo ZNP. Mam tu na myśli t. zw. „list do Proksy”, który został opublikowany na oficjalnej stronie ZNP 16 marca z taką zapowiedzią: „Związek Nauczycielstwa Polskiego apeluje do Przewodniczącego Ryszarda Proksy o wspólne działanie na rzecz istotnego zwiększenia nakładów na oświatę.” [Całość TUTAJ]
Czy to w ogóle jest możliwe? Czy dotychczasowe doświadczenia opowiadania się za polityką rządu, sprawowanego przez politycznych sojuszników każdego z tych związków, pozwoli na przełamanie tego stereotypu i wspólne wystąpienie przeciw – tak naprawdę – „złej zmianie”?
Dla przypomnienia zacznę od przywołania „zaszłości z przeszłości”. Żeby nie wiem jak się starali liderzy obu tych przedstawicielstw pracowniczych odżegnywać od konotacji politycznych – powszechnie wiadomym jest, ze każdy ze związków zawodowych związany jest z określonymi siłami politycznymi. ZNP od zarania swego istnienia (a mam tu na myśli jego powstanie jako jednolitej struktury, czyli rok 1930) orientował się na partie lewicowe. Przetrwał także 45 lat PRL – musiał się więc podporządkować „przewodniej sile narodu”, gdyż w inaczej nie miałby szansy na działalność. Po zmianie systemowej z lat 1989/90 działa nadal w bliskich relacjach – najpierw z SDRP, a później z SLD. Jego liderzy startowali w wyborach do Sejmu z list tej partii i zasiadali, także gdy tworzyła one kolejne rządy, w jej klubie poselskim. Sztandarową postacią takiego związkowca w rządzie stała się Krystyna Łybacka, nie tylko posłanka z ramienia SLD, ale także minister edukacji w rządzie Leszka Millera.
Ale i „Solidarność” także nie jest partyjnie nieskalana. Trudno nie pamiętać rządu AWS, który to skrót bez żadnych wątpliwości wskazuje na główną siłę tej struktury: Akcję Wyborczą Solidarność. Wszyscy pamiętamy, że ówczesny przewodniczący „Solidarności” – Marian Krzaklewski, po zwycięskich dla AWS wyborach w 1997 roku, nie przyjął funkcji premiera rządu (został nim prof. Jerzy Buzek), ale – jak to się wówczas mówiło – kierował rządem „z tylnego siedzenia”. W ministerstwie edukacji szefem też został profesor – Mirosław Handke, ale wiceministrem przez wszystkie lata tego rządu (także po objęciu teki ministra przez Edmunda Wittbrodta) był znany lider gdańskiej solidarności oświatowej – Wojciech Książek. Był on przed pracą w MEN, ale także po odejściu ze stanowiska, i jest do dzisiaj, przewodniczącym Sekcji Oświaty Regionu Gdańskiego.
Przypomniałem te związki związkowców z władzą w tym celu, aby na tym tle wyrazić moją wielką obawę o to, że oferta prezesa ZNP, skierowana do przewodniczącego krajówki oświatowej „Solidarności”, podjęcia skoordynowanych działań w celu wywarcia tym większej presji na kierownictwo ministerstwa edukacji i skutecznego wpłynięcia na poprawę sytuacji płacowej nauczycieli, jest jedynie działaniem ze sfery „pobożnych życzeń”, albo może to, ze strony ZNP, taka pokerowa zagrywka typu „sprawdzam”. Zobaczymy, czy oświatowa „Solidarność” naprawdę stanie po stronie nauczycieli, czy te wszystkie ogłaszane dotąd protesty, to tylko taki pijarowy zabieg, obliczony na wywarcie dobrego wrażenia u swych członków.
Włodzisław Kuzitowicz
„Jeżeli mam swe życzenia przekazać młodym dni dzisiejszych – tym, którzy mnie rozumieją – to nade wszystko życzę, by coraz silniej odczuwali smak ‘dawania’, a coraz słabiej – smak ‘brania’. ‘Dawania’ bliskim i dalekim, znanym i nieznanym, żyjącym i tym, którzy żyć będą kiedyś. W ‘dawaniu’ bowiem rośnie prawdziwa radość życia.”
Aleksander Kamiński w swym bogatym i niełatwym życiu powiedział i napisał tysiące sentencji i wartych utrwalenia myśli. Jednak w moim przeświadczeniu zdania, które zacytowałem powyżej, najbardziej lapidarnie oddają istotę Jego życiowego przesłania, któremu był wierny w swej codziennej „służbie” – nie tylko w wierności harcerskiemu przyrzeczeniu „służby Bogu i Ojczyźnie”, ale we wszystkich relacjach z innymi ludźmi: bliskimi i dalekimi, znanymi i nieznanymi, żyjącymi i tymi, którzy żyć będą kiedyś…
Nie jest moim celem snucie opowieści o Jego biografii, której pełne dramatycznych zdarzeń i cudownych „ocaleń” zwroty mogą posłużyć za kanwę niejednego filmu sensacyjnego… Wszystkich, którzy tego życiorysu tak dokładnie nie znają odsyłam do tekstu „Biografia Aleksandra Kamińskiego” na stronę mariolade89.wordpress.com.
Zasiadłem do napisania tego wspomnienia z jednym głównym celem: wykazania, że jestem jednym z tych „dalekich i nieznanych”, którym Aleksander Kamiński dał wiele, siejąc ziarna swej działalności pisarskiej, społecznej i pedagogicznej wszędzie tam, gdzie tylko zaistniały warunki do tego siewu.
A było to tak:
Zacznę od tego, że mnie, tak jak i Jego, stworzyło harcerstwo. Z tą różnicą, że On dostał tę szansę dzięki Andrzejowi Małkowskiemu (oddał mu należną pamięć pisząc jego biografię), a ja zawdzięczam ten „inkubator rozwoju mej osobowości” właśnie Jemu. Bo to Aleksander Kamiński, a nie żaden „aparatczyk” byłego ZMP sprawił, że na łódzkim zjeździe działaczy harcerskich w grudniu 1956 roku wypracowano kompromis, którego efektem było reaktywowania Związku Harcerstwa Polskiego. Mogłem wreszcie zacząć śpiewać „Harcerską dolę” czy „Płonie ognisko i szumią knieje”, a nawet „Pałacyk Michla” i „Marsz Mokotowa”. Jednak przede wszystkim, od zimy roku 1967, kiedy to do mojej podstawówki na Nowym Złotnie przyszedł 19-letni druh Bogdan Lobka i założył 60 ŁDH, moim hymnem stała się pieśń „Wszystko co nasze Polsce oddamy,”, a nie śpiewany wcześniej na każdym szkolnym apelu hymn Światowej Federacji Młodzieży Demokratycznej, zaczynający się od słów „Naprzód młodzieży świata…”
Ale nie to było największą, zawdzięczaną właśnie „Kamykowi”, zmianą. Nareszcie miałem szansę przestać być, „maminsynkiem”, chowanym od wczesnego dzieciństwa „pod kloszem” owej maminej nadopiekuńczości, zrozumiałej co prawda – ze względu na moje wcześniactwo (siedmiomiesięczny bliźniak, ten jeden, który przeżył poród, odbyty na poddaszu bez wygód, bez inkubatora, w schyłkowej epoce ogólnej biedy na przedmieściu okupowanej Łodzi (vel Lizmanstadt).
Pierwszy wyjazd na obóz (lipiec 1958r.) w lesie opodal Stężycy Królewskiej na Kaszubach. Pieszo kilka kilometrów od stacji Gołubie Kaszubskie na „dziewiczą” polanę, na której trzeba było własnoręcznie postawić namioty, zbić prycze, napchać w pobliskim gospodarstwie słomą sienniki, aby przespać pierwszą noc. A potem dzień po dniu, ze służbą w kuchni (nie było kucharek!), z nocnymi grami terenowymi, pracą społecznie-użyteczną przy zbiorze truskawek…
Po kolejnym obozie, w Jarosławcu nad morzem, gdzie byłem już zastępowym (był to rok 1960), podjęta została decyzja o przekształceniu dotychczasowej drużyny koedukacyjnej w szczep drużyn. Jako że nie ja zostałem drużynowym utworzonej właśnie męskiej drużyny, postanowiłem… założyć w naszej SP nr 135 pierwszą w dziejach Nowego Złotna, drużynę zuchów! I w tym momencie – już imiennie, bo swoją książką – wkracza w moje życie Aleksander Kamiński. Tą książką była „Książka drużynowego zuchów”, bo pod takim tytułem został wówczas wznowiony, wydany przed wojną pod nazwą „Książka wodza zuchów” , ów poradnik drużynowego.
Po latach, czytając pedagogiczne teksty Profesora, poznałem Jego koncepcję trzech form bycia wychowawcą: jako działalność podstawowa – w bezpośredniej relacji nauczyciel – uczeń, wychowawca – wychowanek (np. w domu dziecka, bursie), jako działalność towarzysząca – np. w zawodzie lekarza, sędziego, policjanta, ale i instruktora harcerskiego, a także jako działalność pośrednia: w roli pisarza, dziennikarza… I dowodem na funkcjonalność tej trzeciej formuły jest właśnie mój (i zapewne tysięcy innych czytelników Jego książek) przypadek.
Portal EDUNEWS.PL zamieścił informację przedstawiciela „Koalicji Otwartej Edukacji” – Kamila Śliwowskiego o inicjatywie tego środowiska, związanej z Międzynarodowym Tygodniem Otwartej Edukacji, zatytułowaną „Otwarta edukacja to nie tylko zasoby”. Oto fragmenty tego materiału i linki do źródeł:
Foto: www.google.pl
Kamil Śliwowski
Szkoły i edukacja zmieniają się niezależnie od reform całego systemu oświaty. Zmieniają je nauczyciele i nauczycielki oraz ich uczniowie Obie grupy mają dziś łatwy dostęp do wiedzy, między innymi dzięki wszechobecnemu internetowi. Nauka – tak dziś potrzebnych – współpracy, kreatywności, ale również obsługi coraz to nowszych technologii nie mieści się już w ramach podstaw programowych czy kilku podręczników. Wymaga więcej zwinności (agilty), jak określiliby to programiści. Jak radzą sobie z tym nauczyciele i nauczycielki w Polsce?
Co roku, w marcu, obchodzimy Międzynarodowy Tydzień Otwartej Edukacji. U podstaw rozumienia otwartej edukacji leży chęć i gotowość do dzielenia się: wiedzą, umiejętnościami, wsparciem i zasobami. Żeby było to możliwe potrzebna jest odpowiednia kultura pracy oparta na zaufaniu i porozumieniu. W otwartej szkole wszyscy są uczniami i nauczycielami, twórcami i odbiorcami, a dzięki internetowi oraz nowym technologiom dzielenie się wiedzą jest dziś łatwiejsze niż kiedykolwiek. Konsekwencją takiego sposobu myślenia jest – między innymi – tworzenie i korzystanie z otwartych zasobów edukacyjnych, czyli takich materiałów, których autorzy zgadzają się, pod określonymi warunkami (na podstawie odpowiedniej licencji), na ich dalsze wykorzystywanie i przetwarzanie. […]
To nowoczesne podejście natrafia jednak na przeszkody, m.in. prawne. Kiedy otwarte zasoby nie wystarczają i kończy się tzw. dozwolony użytek edukacyjny, czyli sytuacje, w których nauczyciel może korzystać z utworów objętych prawem autorskim na potrzeby szkolne, zaczyna się ryzyko. Nauczycielom lub ich uczniom zdarza się naruszać, najczęściej w dobrzej wierze lub z braku wiedzy, prawa autorskie podczas działań edukacyjnych. O tym, że ta granica może być cienka przekonały się szkoły i biblioteki, które skorzystały ze zdjęć Czesława Miłosza znalezionych w sieci. Spotkały się z konsekwencjami prawnymi i finansowymi, o których nie miały wcześniej pojęcia. Dlatego wiedza o tym, gdzie szukać otwartych zasobów, jak je tworzyć i korzystać z nich zgodnie z prawem, jest dziś szczególnie cenna, jeśli nie niezbędna. […]
Portal OKO.press zamieścił, wspartą dokumentacją fotograficzną, informację o przejawie agitacji politycznej PiS w szkole podstawowej w Dąbrowie Górniczej, która miała miejsce pod pretekstem finału międzyszkolnego konkursu o żołnierzach wyklętych. Oto fragmenty tej publikacji:
Foto: www.oko.press
Poseł PiS Robert Warwas zorganizował w Strzemieszycach Wielkich konkurs o żołnierzach wyklętych dla szkół podstawowych. Na gali rozdania nagród przemawiał obok wielkiego banera z logo partii i swym nazwiskiem, w obecności kilku polityków PiS. Zdaniem dyrektora szkoły to działalność promująca edukację historyczną, ale ustawa oświatowa takich rzeczy zakazuje
Foto: www.facebook.com/RobertWarwasBiuroPoselskie
Widownia uroczystości podsumowania konkursu… Gdzie tu są uczniowie?
Przed kilkoma dniami (13 marca) na stronie „Dziennika Gazety Prawnej” zamieszczono tekst, zaczerpnięty z Polskiej Agencji Prasowej, zatytułowany „Bartoszewicz: Polskie systemy kształcenia – pod potrzeby przyszłej gospodarki”
Foto: www. www.google.pl
Dr Artur Bartoszewicz
Oto „obiecująca” zapowiedź tego tekstu:
Czas na to, byśmy przeorientowali nasze systemy kształcenia pod potrzeby przyszłej, zaawansowanej technologicznie gospodarki, mając świadomość, że obecny system kształcenia zaspokaja podstawowe wymagania – powiedział PAP ekonomista dr Artur Bartoszewicz*.
Poniżej zamieszczamy trzy fragmenty tej publikacji – po więcej odsyłamy do źródła:
Bartoszewicz podkreślił, że według oceny Banku Światowego „w takim kraju, jak Polska, czyli zaliczanym do grupy państw, które zaspokajają potrzeby rynkowe, mamy dostarczanie młodzieży na poziomie satysfakcjonującym do potrzeb podstawowych pracodawców, czyli umiejętności matematycznych, umiejętności myślenia kreatywnego, myślenia, które zaspokaja te podstawowe potrzeby rozwiazywania problemów„. […]
„W Polsce, możemy powiedzieć już dziś, że jeżeli baza jest dobrze zbudowana i mamy zaspokojone podstawowe potrzeby, to czas jest na taką reformę, która spowoduje, że gospodarka, która ma oczekiwany kształt gospodarki 4.0, a nawet 5.0, czyli włączającej bardzo zaawansowane technologie informatyczno-komunikacyjne, technologie bardziej skomplikowane – one będą wymagały tego nowego pracownika” – powiedział Bartoszewicz. […]
Według niego „zupełnie innej wartości pracownika” będzie potrzebowała też branża finansowa, „dlatego że wszystkie branże, które bazują na szerokiej wartości informacji, na informacji, która musi być gromadzona i ma być przetwarzana, to są te branże, które w przyszłości, z jednaj strony, będą miały bardzo wysoką wartość dodaną i możliwość płacenia większych pieniędzy, a z drugiej strony będą stawiały przed pracownikami znaczne wymagania analityczne i umiejętności kreatywnego myślenia„.
Cały tekst „Bartoszewicz: Polskie systemy kształcenia – pod potrzeby przyszłej gospodarki” – TUTAJ
Źródło: www.gazetaprawna.pl
UWAGA: Podkreślenia fragmentów tekstu – redakcja OE
* Dr Artur Bartoszewicz – adiunkt w Kolegium Analiz Ekonomicznych, Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Ekspert ds. funduszy europejskich, pomocy publicznej, budżetu zadaniowego, zarządzania projektami i analiz ekonomiczno-finansowych. Prezes Zarządu Krajowego Polskiego Stowarzyszenia Ekspertów i Asesorów Funduszy Unii Europejskiej. Więcej – TUTAJ
Foto:www.google.pl
Dokładnie 40 lat temu do Łodzi dotarła smutna wiadomość: zmarł prof. Aleksander Kamiński. Dla kilku pokoleń Polaków znany przede wszystkim jako autor, dziś określamy to mianem „kultowej”, książki „Kamienie na szaniec”. Dla osób, które mają w swej biografii przynależność do ZHP – to przede wszystkim jeden z tych, którzy ten Związek tworzyli – jeszcze przez II Wojną Światową, to główny pomysłodawca i metodyk ruchu zuchowego, autor książek „Antek Cwaniak”, Książka wodza zuchów” i „Krąg Rady”,komendant szkół instruktorów harcerskich w Nierodzimiu i Górkach Wielkich, a po wojnie – Przewodniczący ZHP, a przede wszystkim spirytus movens t.zw. Zjazdu Łódzkiego w grudniu 1956 roku, dzięki któremu mogło się w Polsce odrodzić, choć nie do końca niezależne, harcerstwo.
Nieprzypadkowo właśnie harcerze wspominali dziś tę rocznicę. W Komendzie Chorągwi Łódzkiej ZHP, od 1998 roku noszącej imię Aleksandra Kamińskiego, otwarto dziś okolicznościową wystawę, ukazującą drogę życiową i dorobek Patrona.
W uroczystości otwarcia wzięła udział komendantka Chorągwi Łódzkiej dh. hm. Natalia Patorska-Grzelewska. Po jej lewej ręce stoi hm. Krzysztof Jakubiec, który chwilę później wygłosił gawędę o druhu Aleksandrze Kamińskim, jego trudnym, ale jakże bogatym i godnym życiu.















