Oto obszerne fragmenty zamieszczonego wczoraj (22 stycznia 2024 r.) na portalu OKO.press  materiału, informującego o najnowszych danych na temat prób samobójczych dzieci i młodzieży:

 

 

Dramatyczny rekord. Co najmniej 2139 dzieci i nastolatków chciało się zabić w 2023 roku

 

 

W 2023 roku liczba odnotowanych przez policję prób samobójczych dzieci i młodzieży poniżej 18 lat wyniosła 2139 – a prób samobójczych, które nie trafiają do statystyk, jest wielokrotnie więcej. 146 prób samobójczych zakończyło się śmiercią

Dane o próbach samobójczych dzieci i młodzieży udostępniła KGP na wniosek Fundacji GrowSPACE, która zajmuje się m.in. zdrowiem psychicznym w miejscu pracy i nauki, wspieraniem systemu edukacji oraz działaniami na rzecz praw człowieka. […]

 

Czują osamotnienie, często cierpienie związane z problemami w rodzinie i presję edukacyjną. Istotne znaczenie ma przemoc rówieśnicza. Nie chodzi tylko o przemoc fizyczną czy dręczenie psychiczne, ale też o odrzucenie, wykluczenie czy obgadywanie w mediach społecznościowych (szkoły nie zajmują się tym skutecznie, bo nauczyciele są przeciążeni i skupiają się na edukacji).

 

Foto: Maciek Jazwiecki/Agencja Wyborcza.pl

 

Musimy zwrócić uwagę na potrzeby najmłodszych. Chcą być pewni, że w sytuacji kryzysowej w szkole będzie psycholog gotowy, by pomóc. My uczniowie, niezależnie od szkoły, w jakiej jesteśmy, chcemy wiedzieć, jak radzić sobie emocjami i zapobiegać kryzysom, zanim się pojawią” – mówi Mateusz Trzaska, uczeń klasy maturalnej, działacz Fundacji GrowSPACE. […]

 

 

Liczba prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży do 18 lat wzrosła aż w ośmiu województwach w stosunku do 2022 roku. To drugi rok z rzędu, kiedy wskaźnik utrzymuje się powyżej dwóch tysięcy osób.

Najwięcej dzieci próbowało popełnić samobójstwo w województwie pomorskim – aż 406 razy, śląskim – 295 prób samobójczych i łódzkim – 219. Najmniej w województwie opolskim – 21 dzieci (pamiętajmy, że to najmniejsze województwo w Polsce). Liczbę prób samobójczych dzieci i młodzieży w 2023 roku w podziale na województwa widać na mapie poniżej:

 

 

Skalę kryzysu pokazuje też pierwsza linia wsparcia, czyli Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, która od 2008 roku prowadzi 116 111 – telefon wsparcia dla dzieci i młodzieży. Według najświeższych danych, w 2023 roku, działając w trybie 24/7, konsultanci telefonu zaufania FDDS przeprowadzili 53 908 rozmów i odpowiedzieli na 10 332 wiadomości online. Podjęli też 883 interwencje ratujące zdrowie lub życie dziecka. […]

 

 

 

 

Cały materiałDramatyczny rekord. Co najmniej 2139 dzieci i nastolatków chciało się zabić w 2023 roku” 

–  TUTAJ

 

 

 

Źródło: www.oko.press

 

 



Nie mogliśmy odmówić sobie zamieszczenia tej informacji, zamieszczonej dzisiaj (22 stycznia 2024 r.)  przed południem na portalu „na:Temat”:

 

 

Tytuł „Dzbana Roku 2023” przyznany. Były minister edukacji miał trudnego przeciwnika

 

Przemysław Czarnek kolejny raz uzyskał tytuł Dzbana Roku, wyróżnienie przyznawane przez blog Make Life Harder oraz Michała Marszała. To „specjalne” odznaczenie jest udzielane osobom, które napotykają na szeroką krytykę za swoje działania. Ex-minister edukacji, w swojej drodze do zwycięstwa, prześcignął nawet Grzegorza Brauna.

 

Foto: Filip Naumienko/REPORTER; Grafika DALL-E

 

 

Tytuł „Dzbana Roku 2023” przyznany! Kogo pokonał Przemysław Czarnek?

[…]

 

Plebiscyt ten, z kilkuletnią historią, co roku w styczniu mobilizuje internautów do głosowania na osobę, której „osiągnięcia” wybitnie wyróżniły się w ciągu ostatniego roku. Podczas tegorocznego głosowania, zaciętą rywalizację stoczyli dwaj politycy: Przemysław Czarnek i Grzegorz Braun.

 

Czarnek walczył o tytuł za „całokształt twórczości”, Braun zaś za konkretny incydent z gaszeniem świecy chanukowej w Sejmie. Ostatecznie to były minister edukacji zyskał przewagę. Zdobył 309 632 głosy, a polityka Konfederacji „nagrodziło” 152 205 głosujących.

 

W gronie innych nominowanych do Dzbana Roku 2023 znaleźli się Danuta Holecka, Oskar Szafarowicz, Adam Glapiński, abp Marek Jędraszewski, Janusz Kowalski oraz Sebastian Fabijański. Jednak głos ludu był jednoznaczny – to Przemysław Czarnek został wybrany na niekwestionowanego Dzbana, pozostawiając daleko w tyle pozostałych kandydatów.

 

 

Źródło: www.natemat.pl



Źródło: www.4.bp.blogspot.com

 

Miejsce pracy Ministry/a Edukacji Narodowej – zdjęcie z 2017 roku

 

Minął pierwszy tydzień wprowadzonego przeze mnie (jednogłośnie!) ograniczania ilości zamieszczanych dziennie materiałów do jednego. I nie żałuję tej decyzji – i tak niewiele było tematów, które zasługiwały na poświęcenie im szczególnej uwagi. Teraz zasiadłem do analizy, co z wydarzeń tych sześciu dni na tyle mnie poruszyło, że napisać w felietonie o tym  „musze, bo inaczej się udusze…”.

 

Dzisiejszy felieton poświęcę jednej bohaterce i jednemu tematowi: pani ministrze edukacji – Barbarze Nowackiej, która dała początek niezliczonej liczbie materiałów i komentarzy, których powodem była jej deklaracja, jaka padła w programie „Tłit” na portalu  „Wirtualna Polska”. Na pytanie Od kiedy uczniowie nie będą musieli już odrabiać prac domowych?” – odpowiedziała: „Jak będzie rozporządzenie, które jest już przygotowane. Od początku kwietnia takie rozporządzenie będzie już funkcjonowało.” Ale już wiadomo, ze na początku rozporządzenie będzie obowiązywało jedynie szkoły podstawowe, ale z czasem wejdzie też na kolejnych etapach edukacji. „Jestem pewna, że po kilku latach funkcjonowania braku prac domowych w szkołach podstawowych, w szkołach średnich też to będzie zniesione” – podkreśliła ministra. [Źródło: www.boop.pl ]

 

No i rozpętała się burza medialna. Zapewne wszyscy z Was, przynajmniej część z tych opinii przeczytali i/lub wysłuchali. Wiele z nich jest krytycznych wobec takiej arbitralnej i radykalnej metody zarządzania tą delikatną tkanką, jaką jest proces edukacji. Nie będę tu żadnego takiego głosu przytaczał, powiem jedynie, że najtrafniejszym – moim zdaniem – zarzutem, jaki stawiają oponenci, i to nie ci „polityczni”, jest podejmowanie decyzji bez konsultacji społecznych.

 

Tak sobie myślę, że to musi być trudno, zasiąść tak na tronie (w fotelu ministra/y) i powściągnąć chęć zademonstrowania swojej władzy, danego prawa do podejmowania decyzji bez pytania kogokolwiek o zdanie. Skutki tego są tym gorsze, im mniejszą wiedzę i doświadczenie o przedmiocie swej władzy posiada owa/ów  szef(owa). A takich przypadków na urzędzie Ministra Edukacji Narodowej mieliśmy po 1989 roku bez liku. A że ja już dość długo siedzę na tej oświatowo-edukacyjnej zagrodzie, to dziś dam sobie prawo do przyjęcia dla potrzeb tego felietonu roli „historyka-recenzenta” tych wszystkich polityków (och, przepraszam – i polityczek!), którzy zarządzali polską edukacją po 1989 roku.

 

A nie wiem czy zdajecie sobie sprawę z tego, że pani Barbara Nowacka jest 21 osobą na tym urzędzie.  Takie „oczko” mamy… Tylko czy z nim wygramy?…

 

W tym czasie  sześć  razy na czele ministerstwa stanęła kobieta, 15 osób posiadało stopień naukowy doktora lub wyższy, pięć razy ministrem edukacji był prawnik. Otworzył ten rozdział polskiej edukacji w gmachu przy ul. Szucha profesor historii Henryk Samsonowicz. Ale u swego boku miał wieloletnią nauczycielkę i dyrektorkę warszawskiego liceum – dr. Annę Radziwiłł. Po nim przejął pałeczkę Robert Głębocki –  astrofizyk, rektor Uniwersytetu Gdańskiego, ale nadal miał on możliwość zapytać o wszystko panią dr. Radziwiłł.  Od grudnia 1991 roku, na pół roku, zasiadł na tym fotelu Andrzej Stelmachowski – profesor prawa (rolnego). Jednym z jego zastępców był prof. Adam Pilch – uczony z obszaru pedagogiki społecznej, ale który nigdy w żadnej szkole nie pracował. Po nim, także przez kilka miesięcy, ministrem był Zdobysław Flisowski – profesor nauk technicznych, nauczyciel akademicki Politechniki Warszawskiej. Ale podsekretarzem stanu była wtedy Anna Urbanowicz, która ukończyła studia nauczycielskie na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach, potem pracowała w szkołach w Częstochowie, Skierniewicach i Łyszkowicach.  A kiedy jesienią 1993 roku do władzy doszła koalicja SLD z PSL ministrem edukacji został Aleksander Łuczak – profesor historii na UW, w latach 1983–1986 pełnił funkcję prodziekana Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Ale nadal była tam pani podsekretarz Anna Urbanowicz. Ale już wtedy pojawił się kolejny podsekretarz –  Kazimierz Dera. Był on fizykiem po Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu, pracował jako nauczyciel w szkole dla „trudnych” dzieci. Pozostał on na swoim stanowisku także po 7 marca 1995 roku, kiedu Łuczaka zastąpił Ryszard Czarny. Ten z kolei studiował – kolejno: socjologię, historię sztuki, nauki polityczne, aby ostatecznie uzyskać dyplom z prawa. Ze szkołą nigdy nie miał nic wspólnego jedynie z Wyższą Szkoła Pedagogiczną w Kielcach, jako dziekan Wydziału Zarządzania i Administracji.

 

Ale w lutym 1996  roku zawiało… Ministrem został Jerzy Wiatr – nie tylko polityk SLD, ale wcześniej bardzo zasłużony (i wierny) fachowiec byłej PZPR (był członkiem powołanego po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego Zespołu Partyjnych Socjologów przy KC PZPR ), socjolog z wykształcenia i kierunku pracy naukowej, od 1976 roku profesor Uniwersytetu Warszawskiego. A w ministerstwie nadal pracowali: Anna Urbanowicz i Kazimierz Dera.

 

Gdy nastała kolejna powyborcza jesień 1997 roku i gdy powstał rząd koalicyjny AWS – UW, ministrem edukacji został kolejny profesor, Mirosław Handke – tym razem rektor Akademii Górniczo-Hutniczej, były kierownik Katedry Chemii Krzemianów i Związków Wielkocząsteczkowych. Pamiętam jeden z wywiadow, w którym na pytanie dziennikarza: „A skąd czerpie pan minister wiedze o szkole?” , minister odpowiedział: „Moja siostra jest nauczycielką i jej się zawsze pytam…”  Ale on miał większe szczęście niż jego poprzednicy. Sekretarzem stanu w ministerstwie, z ramienia Unii Wolności, została Irena Dzierzgowska, która zanim tam zasiadła była nauczycielką chemii i fizyki w Liceum Medycznym nr 3 w Warszawie, a także wicekuratorką oświaty w  kuratorium województwa warszawskiego. I był tam jeszcze jeden podsekretarz stanu – Wojciech Książek, który wcześniej uczył w Zespole Szkół Zawodowych i Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Pucku.

 

Kiedy po rozpadzie tej koalicji ministrem edukacji został Edmund Wittbrodt – Irena Dzierzgowska i Wojciech Książek pozostali na swoich stanowiskach. Ten z kolei był profesorem nauk technicznych z Politechniki Gdańskiej i przez 28 lat – po ukończeniu studiów – nie znał innej pracy niż ta uczelnia.

 

Od października 2021 roku, przez kolejne 2,5 roku na urzędzie Ministra – teraz już – Edukacji i Sportu zasiadła pierwsza kobieta –  Krystyna Łybacka. Zmiana ta nastąpiła po kolejnych wyborach, kiedy karty (i stanowiska) rozdawał nowy lewicowy  premier – lider partii  o nowej nazwie Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej (SdRP)  – Leszek Miller. Była ona matematyczką z wykształcenia, która także nigdy nie pracowała w szkole, po studiach jedynie w Politechnice Poznańskiej . To za jej rządów w resorcie było 13-oro wiceministrów, z tego 3 w randze sekretarzy stanu. Nie analizowałem kto poza Wojciechem Książkiem (który o dziwo zachował stanowisko) miał w tym gronie praktyczna wiedzę u codziennej pracy w szkole.

 

Od maja 2004 roku doszło do zmiany premiera – został nim Marek Belka, a ministrem od edukacji i sportu Mirosław Sawicki – były (w  latach 1971–1990) nauczyciel fizyki w warszawskich liceach, w tym w XLI Liceum Ogólnokształcącym im. Joachima Lelewela. Wcześniej – w  latach 1990–1997 był urzędnikiem w Ministerstwie Edukacji Narodowej, pełnił funkcję dyrektora Departamentu Kształcenia Ogólnego (do 1996), następnie podsekretarza stanu w tym resorcie. Po zmianie struktury resortu na Ministerstwo Edukacji pozostał na stanowisku – aż do końca października 2005 roku. Przez cały czas ministrowania Mirosława Sawickiego na stanowisko podsekretarza stanu powróciła Anna Radziwiłł.

 

I jeszcze przypomnę, że przez następne kilka miesięcy, gdy premierem nowego rządu PiS został Kazimierz Marcinkiewicz (31 październik 2005 – 5 maj 2006) w MEN rządził Michał Seweryński – profesor nauk prawnych na Uniwersytecie Łódzkim – były rektor (1990 – 1996) tej uczelni. Wtedy, ale już tylko do 14 listopada tego roku, pracowała tam Anna Radziwiłł. Po jej odwołaniu na ten etat zatrudniony został inżynier z Politechniki Warszawskiej – Zdzisław Hensel, ale on nie miał nic wspólnego z oświatą szkolną.

 

Czytaj dalej »



17 stycznia 2024 toku Robert Raczyński zamieścił na swoim blogu tekst na bardzo aktualny temat. Udostępniamy go w całości:

 

 

                                                 Czy młode osoby skuszą się na pracę w polskiej szkole?

 

W nawiązaniu do bardzo istotnej kwestii kadrowego „odmłodzenia szkoły”, postrzeganej jako kluczowa dla polskiej oświaty i poruszonej właśnie na łamach edunews.pl przez Jarosława Kordzińskiego, chciałbym dodać niewielki komentarz.

 

Jak zwykle w edukacji, w pozornie oddzielnym problemie – niedostatku młodych nauczycieli – spotyka się całe mnóstwo problemów cząstkowych. Pierwszy z nich to pominięty w artykule konflikt mentalny – z jednej strony sugeruje się powszechnie, że młoda krew, co naturalne, ma przynieść ze sobą „nowe” do szkół, z drugiej, nie sposób przeoczyć narracji, że oprócz owej „świeżości”, niewiele ma do zaproponowania. Czasami jest to konflikt zupełnie niepotrzebny, oparty o zbędne uprzedzenia i nieświadomość czy konserwatyzm starszych generacji nauczycieli, ale w sporej liczbie przypadków nieunikniony, kiedy młodzi, napompowani w gruncie rzeczy antypedagogicznym przesłaniem, konfrontowani są z rzeczywistością zupełnie z nim niekompatybilną. W takiej sytuacji, mentor (u nas jest to po prostu ktoś nieco bardziej doświadczony, niekoniecznie do tego przygotowany, a czasami przymuszony) ma za zadanie wylać na głowę narybku parę kubłów zimnej wody, wdrożyć w biurokrację i zapoznać z kolejnością korporacyjnego dziobania, mając często wrażenie, że piłuje gałąź na której sam siedzi.

 

Aby taki konflikt złagodzić, trzeba zadbać o kilka rzeczy. Po pierwsze, o system kształcenia do zawodu, który w dużej mierze nadal ignoruje potrzebę zajęć praktycznych (a czasem wręcz przyziemnych) i przygotowania psychologicznego – niekończące się międlenie o miękkich kompetencjach tu nie wystarczy. Zupełnie nie rozumiem, jak, ględząc bez przerwy o przewagach fińskiej oświaty, można ten czynnik pomijać. Po drugie, o realne i wręcz podyplomowe kształcenie nieprzypadkowych mentorów (bajki o fachowym wsparciu ze strony całych rad pedagogicznych można sobie w buty włożyć). Po trzecie wreszcie, wspomnianym mentorom trzeba za tę pracę zapłacić, jeśli ich pomoc nie ma być pozorowana. Warto o tym pamiętać, zanim zakupi się kolejną, np. amerykańską franczyzę.

 

Problem kolejny to zafałszowane postrzeganie sytuacji ogólnej. Jeśli, jak to wynika z deklaracji OECD i EI, młodzi mają tak „silne poczucie zaangażowania społecznego i otwartości na innowacje”, to dlaczego zmierzenie się z realiami i wymogami pracy w szkole okazuje się być ponad ich siły? Można oczywiście psioczyć na społecznie niezaangażowany i nieinnowacyjny beton, zadekowany w szkołach, z którym owi młodzi się zderzają, ale każdy, kto ze szkołą ma cokolwiek wspólnego, wie, że to w dużej mierze jedynie głęboko zakorzeniony stereotyp. Mamy więc dwie możliwości: Albo to „silne poczucie” jest tylko subiektywnym wrażeniem przyszłych nauczycieli, suflowanym przez rozmaite ciała i gremia, które wiedzą, „jak powinno być”, albo elementem przygotowania, który nie jest czynnikiem decydującym dla odniesienia sukcesu w realiach szkoły powszechnej. Wiele wskazuje na to, że kształcimy ludzi do pracy w szkołach, które istnieją jedynie w czyjejś wyobraźni i to dlatego młodzi nauczyciele i nauczycielki „stają przed poważniejszymi niż przeciętne wyzwaniami”. Najwyraźniej takie wyzwania nie są wcale wyjątkiem, a normą, która jakoś umyka uczelniom pedagogicznym.

 

Na dodatek, spora część świeżo upieczonych nauczycieli przejawia już te same cechy, które dotyczą wielu ich uczniów: psychiczną labilność, przewrażliwienie i koncentrację na sobie, co raczej nie wróży długiej kariery profesjonalnej. Tego problemu nie rozwiążą podwyżki i doświadczeni koledzy – odpowiada za niego praktycznie nieistniejąca selekcja do zawodu. W gloryfikowanej w środowisku zainteresowanych oświatą Finlandii, jakoś możliwe jest uświadomienie adepta na odpowiednim etapie, że się do tego zawodu po prostu nie nadaje. Taka refleksja mentora w miejscu pracy jest już musztardą po drogim obiedzie.

 

Problem pokrewny, a również w artykule nieobecny, to fakt, że wchodzący na rynek pracy pedagodzy należą już do pokoleń, które zupełnie inaczej postrzegają ów rynek i swoje w nim miejsce. Raczej trudno od nich oczekiwać przywiązania do „siłaczkowej” misji. Myliłby się jednak ktoś, upatrujący rozwiązania problemu w podrzuceniu kolejnego worka pieniędzy, niezawetowanego przez prezydenta. Młodzi ludzie mogą być bardziej niż ich poprzednicy skoncentrowani na swoich potrzebach, ale wbrew pozorom, nie sprowadzają się one wyłącznie do powiązania ich pensji ze średnią krajową. Szkolny skansen nie może się równać z nowoczesnym środowiskiem pracy, które nie tyle jest im specjalnie oferowane, co stanowi standard u innych pracodawców. I znów nie chodzi tu o bonusy w postaci karnetu na siłownię czy dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego (choć pewnie byłyby mile widziane), ale o tak banalne rzeczy jak laptop nieprzywiązany łańcuchem do biurka i przestrzeń do pracy własnej, gdzie można trzymać wszystkie potrzebne rzeczy, nie zabierając jednocześnie miejsca współpracownikom, jedzącym śniadanie. Widziałem w życiu parę szkół za granicą (wciąż dalekich od wyszukanych luksusów) i jestem pewien, że żaden, nawet najlepiej przygotowany mentor nie zdoła przyciągnąć tłumów adeptów zawodu do naszych. O tych kwestiach nikt u nas nie myśli, a nauczyciele, i młodzi, i starsi, przyzwyczaili się już do dyżurnej narracji, mówiącej że, wobec rozlicznych „korzyści” jakie ten zawód przynosi, społeczeństwo robi im łaskę samą możliwością zatrudnienia.

 

No i na koniec (bez ambicji wyczerpania tematu) wymieniona w tekście fikcja „wzorcowej i godnej pozazdroszczenia gwarancji rozwoju zawodowego”. Nie przecząc możliwości lekceważenia obowiązków, warto się także zastanowić, kiedy nawet chętni i zaangażowani mentorzy mieliby sensownie (i praktycznie) zająć się swoimi podopiecznymi. Na przerwie? Na okazjonalnym okienku? Czy też mają porzucić swoje podstawowe obowiązki i obserwować poczynania nadziei zawodu? Przyszło mi do głowy, że skoro mamy tak wielu starszych, doświadczonych, a ciągle podnoszących swoje kwalifikacje nauczycieli, którzy przecież tracą siły i, co tu kryć, kontakt z targetem swoich działań (nie trzeba mieć 70 lat, by taki kontakt był całkowitą fikcją bądź iluzją), to może przydałby się kolejny stopień awansu na „mentora”. Dwóch, trzech takich nauczycieli miałoby co robić w każdej szkole, która marzy o dopływie świeżej krwi i utrzymaniu jej w swoim układzie krążenia.

 

 

 

Źródło: www.eduopticum.wordpress.com

 



Foto: Jarosław Miłkowski[www.gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl]

 

Wojewoda Lubuski Marek Cebula wręczył Mariuszowi Biniewskiemu akt powołania do pełnienia obowiązków Lubuskiego Kuratora Oświaty

 

 

Oto kolejna, lapidarna, informacja kadrowa ze strony MEN:

 

Powołanie p.o. Lubuskiego Kuratora Oświaty

 

Minister Edukacji Barbara Nowacka wyznaczyła Mariusza Biniewskiego, po zasięgnięciu opinii Wojewody Lubuskiego do pełnienia obowiązków Lubuskiego Kuratora Oświaty w okresie od 18 stycznia br. do rozstrzygnięcia konkursu na Lubuskiego Kuratora Oświaty.

 

W połowie stycznia minister Barbara Nowacka odwołała ze stanowiska Ewę Rawę.

 

 

Departament Komunikacji MEN

 

 

 

Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/

 

 

 

Więcej o panu Mariuszu Biniewski,  nauczycielu z 25-letnim stażem , który od 4 lat był dyrektorem I Liceum Ogólnokształcącego w Gorzowie – w artykule „Dyrektor „Puszkina” został pełniącym obowiązki lubuskiego kuratora oświaty” zamieszczonym na portalu „Gorzów Wielkopolski nasze miasto”  –  TUTAJ

 



Oto dwie informacje, jaki Łódzkie Kuratorium Oświaty (pod nowym p.o. kierownictwem) uznało w ostatnich dniach za godne zamieszczenia na jego oficjalnej stronie internetowej:

 

 

Źródło: www.kuratorium.lodz.pl



Oto początek ważnej informacji Pauliny Nowosielskiej, którą zamieszczono dzisiaj (18 stycznia 2024 r.) na stronie „Dziennika Gazeta Prawna”

 

 

Będzie ustawa o rzeczniku Praw Ucznia

 

Dzieci i młodzież mają się czuć w szkole bezpieczne, potrzebny jest nowy urząd – słyszymy z Ministerstwa Edukacji. Nauczyciele obawiają się nowej instytucji nadzoru.

 

Powołanie rzecznika praw ucznia to konieczność – mówi DGP minister edukacji Barbara Nowacka. Opisuje wstępną koncepcję: byłaby to osoba umocowana w resorcie i miała swoich przedstawicieli w kuratoriach. W MEN rozpoczynamy prace nad projektem ustawy – dodaje, zapewniając, że w tej kwestii ruszają konsultacje.

 

Zdaniem szefowej resortu, aby młodzież czuła się w szkole wolna i bezpieczna, konieczne są zmiany w kuratoriach, by szkół nie dotykały represje ze strony osób z nadania partyjnego. […]

 

 

 

Źródło: www.edgp.gazetaprawna.pl



Wczoraj – 17 stycznia 20244 roku w „Akademickim Zaciszu”, na zaproszenie prof. Lepperta, na pytanie „Po co nam szkolna ocena (z) zachowania?” – odpowiadała pani dr hab. Sylwia Jaskólska, prof.. UAM w Poznaniu. Jest ona współautorką książki „Ocenianie zachowania. Jak robić to lepiej? Trzy modele oceniania zachowania z komentarzem„, której  – obok niej – autorkami są: Sylwia Jaskulska, Aleksandra Dopierała, Michalina Mruczyk, Renata Racinowska i Alicja Staszczuk

 

Jako gorący zwolennicy likwidacji tej oceny, a przynajmniej jej gruntownego zreformowania  – polecamy tym, którzy wczoraj nie mogli obejrzeć i wysłuchać tej rozmowy, aby uczynili to w dogodnej dla siebie porze:

 

 

Czy można wychowywać stawiając stopnie za zachowanie?  –  TUTAJ

 



Oto tekst, bez żadnych skrótów, który wczoraj zamieściła na swoim Fb profilu Koleżanka Ewa Ćwikła – emerytowana nauczycielka z 40-letnim stażem, była dyrektorka łódzkich szkół, była doradczyni metodyczna oraz wizytatorka łódzkiego kuratorium, autorka programów nauczania, a także  podręcznika do historii i WPS dla uczniów klas drugich zasadniczych szkół zawodowych. Podkreślania i pogrubienia czcionek – redakcja OE:

 

 

W sieci słychać wściekły raban, że ” ministra Nowacka” chce hodować zbieraczy szparagów dla Niemców, bo obcinać będzie podstawę programową. Wrzask się niesie od morza do Tatr.

 

Dlaczego?! Bo Pani nie z tej opcji. I to, niestety, jedyny powód, dla którego ten wrzask jest. Nagle wszyscy zapomnieli, że nauczyciele od lat podnoszą kwestię przeładowanych programów. Przeładowanych i źle skonstruowanych. Że rodzice widzą swoje dzieci przemęczone, okradane z dzieciństwa, pracujące ciężej, niż dorośli. Nie?!?! No to popatrzcie sobie: co najmniej 6 godzin zegarowych w szkole klasy młodsze i co najmniej 7-8 godzin klasy starsze. Do tego kółka, zajęcia dodatkowe, wyrównawcze, w domu lekcje trzeba odrobić – następne co najmniej 2 godziny a jak kto chce się rzetelnie wszystkiego wyuczyć- to i 4 godziny mało. I jeszcze chcemy, żeby w domu pomogli, pokój posprzątali, przeczytali lektury…

 

A gdzie miejsce na dzieciństwo, młodość, radość? Zamiast spotkań z rówieśnikami- kontakty w sieci… A jeśli czas dla siebie – to wykradany, opatrzony komentarzem : znowu się nie uczysz, zobaczysz, nadasz się tylko do kopania rowów… Żaden rodzic, kochający swoje dziecko, myślący racjonalnie, nie będzie przeciwny odchudzeniu podstawy programowej, szczególnie w szkole podstawowej!

 

Nie będę się wypowiadać na temat fizyki, chemii, biologii… Ale po co uczniowi klasy VII wiedza o strukturze zatrudnienia ludności? Zanim wejdzie na rynek pracy- będzie zupełnie inaczej! To samo struktura demograficzna! Po jakie licho to „zakuwać”????? Albo struktura gleb! Jaką która ma skałę macierzystą? Kto z Was to pamięta ? I żyjecie! Za miesiąc uczeń o tym zapomni, ale stres przed kartkówką zrobi swoje. Potem się dziwimy, że nasze dzieci zapadają na depresję i coraz więcej trafia do psychologa czy psychiatry. A psychiatrów dziecięcych brak! Chcecie, to poszukajcie danych na ten temat. Włos się jeży ze zgrozy. Z resztą- nie będę mówić o innych przedmiotach. Powiem o swoim.

 

Przez 40 lat byłam nauczycielem historii – od podstawówki przez technikum, „zawodówkę”, gimnazjum, branżówkę – do liceum.

 

Mam na koncie autorstwo programów nauczania, podręczników, oprzyrządowania metodycznego dla nauczycieli. Przez wiele lat byłam także doradcą metodycznym. Mam więc doświadczenie i sądzę, że mam pełne prawo zabierać głos w tej kwestii.

 

Program w szkole podstawowej TRZEBA bezwzględnie nie tylko odchudzić, ale także gruntownie przebudować!

 

Na kie licho uczeń klasy V ma poznawać strukturę spartańskiej oligarchii??? Albo ewolucję form państwowości w starożytnym Rzymie? Toż to wiedza dla kandydatów na studia prawnicze.

 

Czy zapamięta programy partii politycznych w XIX wieku? Historia w takim wydaniu staje się szkolną „kobyłą”, nudą i udręką.

 

Żeby jednak nie było, że tylko krytykuję a nic nie wnoszę, proszę oto moja propozycja ( oczywiście bez szczegółów), dawno już przemyślana:

 

Czytaj dalej »



 

Odwołania kuratorów oświaty

 

Minister Edukacji Barbara Nowacka odwołała kolejnych kuratorów oświaty.

Ze stanowisk zostali odwołani:

 

-Lubuski Kurator Oświaty Ewa Rawa

 

-Zachodniopomorski Kurator Oświaty Katarzyna Koszewska.

 

 

Wydział Prasowy
Ministerstwo Edukacji Narodowej

 

 

Źródło: www.gov.pl/web/edukacja/