Drugie czerwcowe spotkanie w „Akademickim Zaciszu” poświęcone było szkolnictwu niepublicznemu w Polsce. Prof. Roman Leppert zaprosił do rozmowy na ten temat Roberta Górniaka – nauczyciela języka angielskiego oraz wicedyrektor w Zespole Szkół Prywatnych “Twoja Przyszłość” w Sosnowcu.Prowadzi stronę i grupę “Dealerzy Wiedzy”, w której zajmuje się tematami związanymi z funkcjonowaniem systemu oświatowego

 

Jak zwykle, także i dzisiaj,  wszystkim zainteresowanym  przebiegiem owej rozmowy, którzy wczoraj nie mogli jej śledzić, proponujemy jej wysłuchanie – po kliknięciu w zamieszczony poniżej link:

 

 

Szkoła (nie)publiczna – czyli jaka?  –  TUTAJ

 



Na dzisiejsze przedpołudnie proponujemy tekst Danuty Sterny, zaczerpnięty z jej portalu „OK NAUCZANIE”:

 

Ocena sumująca i ocena kształtująca

 

Niedawno 50CAN opublikował ankietę dla rodziców , która wykazała, że ​​oceny stopniami nie są dla rodziców w USA wystarczającą informacją w zrozumieniu osiągnięć akademickich ich dzieci. Zaufanie do ocen stopniami jako miary nauki spadło.

 

Spadek zaufania do tradycyjnych ocen może stanowić wyjątkową okazję do stworzenie czegoś nowego lub przynajmniej czegoś, co lepiej odpowiada obecnym potrzebom rodzin.

 

Może w tym pomóc ocenianie kształtujące, które stanowi w następnym roku jeden z priorytetów Ministerstwa Edukacji Narodowej.

 

Rys. Danuta Sterna

 

>Informacja

 

Kluczowa jest informacja. Część uczniów i większość rodziców nie wie na czym polega ocenianie kształtujące. W przeszłości wszyscy byliśmy oceniani stopniami, i taki obraz oceny pozostał. Badania edukacyjne w USA pokazały, że rodziny chcą otrzymywać informacje o postępach swoich dzieci, aby lepiej je móc wspierać w nauce. Oceny stopniami (raz na pewien czas) nie dają im potrzebnej dla nich informacji. Badanie wykazało, że 69% rodzin chce otrzymywać codzienną lub cotygodniową (21%) informację na temat postępów w nauce swoich dzieci, a obecnie tylko 52% otrzymuje aktualizacje z taką częstotliwością.

 

Może to być stygnął dla szkół, aby przekształcić oceny stopniami w coś bardziej znaczącego dla uczniów i ich rodzin.

 

Dobre dla sprawy mogą być spotkania poglądowe z rodzicami i dyskusje z uczniami. Pokazywanie im, jaki jest cel oceny kształtującej, jakie korzyści uczeń może z niej mieć dla procesu uczenia się i jak z praktyki oceny kształtującej może powstać ocena sumująca na koniec roku. Warto zacytować zapisy prawa oświatowego, które wyraźnie wskazuje na to, że ocenianie ma pomagać uczniom uczyć się.

 

Jeśli chcielibyście uzyskać wskazówki do rozmowy z rodzicami, to zajrzyjcie TUTAJ

 

>Jak zacząć?

 

Szkoła, która chce przejść na ocenianie kształtujące może zacząć od refleksji nad obecnym systemem oceniania przyjętym przez szkołę.

 

-Jaką rolę spełnia ocenianie w naszej szkole?

 

-Co mierzy obecny system oceniania przyjęty przez szkołę?

 

-Jakich informacji potrzebują uczniowie i rodziny, aby lepiej wspierać ścieżkę edukacyjną ucznia?

 

Można te pytania zadać również uczniom i ich rodzinom.

 

Jeśli wszyscy zainteresowani zgodzą się, że obecny system jest dobry, to zmiana nie jest potrzebna. Jeśli jednak, któraś odpowiedź budzi wątpliwości, to warto nad pytaniami rozpocząć dyskusję. Przy czym należy skupić się na nauce, a nie na zachowaniu i stosunku ucznia do obowiązków szkolonych. Połączone oceny efektów nauczania i zachowania niepotrzebnie zaciemniają obraz. Zachowanie trzeba  oceniać w inny sposób.

 

>Jak tworzyć zmianę?

 

Po odpowiedzi na powyższe pytanie można zastanowić się jak udoskonalić system oceniania w szkole, aby przekazywał lepiej i więcej dowodów na rozwój uczniów. Najlepiej, gdy szkoła wspólnie (nauczyciele, uczniowie i rodzice) określi zasady oceniania dla szkoły. System powinien być jasny dla każdego – nauczyciela, ucznia i rodzica. Trzeba zwrócić uwagę na język i terminy. Na przykład nie każdy z rodziców wie, co oznacza ocena okresowa i kiedy i w jaki sposób jest formułowana.

 

Trzeba wyjaśnić również, co kryje się pod na przykład terminem – biegłość.

 

Używane terminy powinny jasno określać postępy ucznia i pomagać rodzinom lepiej zrozumieć dostarczone informacje.

 

Przyjęty nowy system najlepiej, gdy jest wspólny dla wszystkich przedmiotów. Wymaga to negocjacji miedzy przedmiotowej, ale za to daje wspólny i jasny komunikat uczniom i rodzicom.

 

>Dla ucznia

 

Najważniejszą osobą w tym procesie jest uczeń. Ocena powinna służyć jemu.

 

Dlatego konieczne jest, aby uczeń znał cele uczenia się i kryteria sukcesu (po czym pozna, że cele osiągnął). Dzięki ustalaniu celów i kryteriów uczeń może wykorzystywać je przy wykonywaniu zadania oraz dokonać samooceny i uznać sprawiedliwość oceny ustalonej oceny jego pracy.

 

>Propozycje

 

Moim zdaniem decyzja przejścia na ocenianie kształtujące pociąga za sobą też drugą decyzję – jak ustalić ocenę sumująca na koniec roku.

 

Zasięgnęłam opinii nauczycieli, jak sobie radzą z tym problemem. Opracowałam 13 propozycji na podstawie ich wskazówek. Możecie o nich przeczytać na stronie OK NAUCZANIE  –  TUTAJ   Z biegiem czasu trzy z nich wydają mi się szczególnie godne polecenia:

 

1.Polega na określeniu na początku semestru/roku kryteriów sukcesu z przedmiotu.

 

W czasie procesu uczeń oceniany jest poprzez informację zwrotną, a na koniec roku w rozmowie z uczniem ustala się stopień końcowy. Uczeń proponuje stopień i przedstawia dowody, że taki stopień, mu się należy. Z doświadczeń nauczycieli stosujący ten sposób ustalania oceny końcowej wynika, że zwykle nie występuje rozbieżność pomiędzy stopniem proponowanym przez ucznia i nauczyciela.

 

Wątpliwość jaką mam to: skąd uczeń ma wiedzieć, jaki stopień mu się należy.

 

2.Ocenia kształtująca.

 

Sposób polega na tym, że uczniowie w trakcie procesu uczenia się są oceniani tylko przy pomocy informacji zwrotnej, a na koniec nauki danego tematu przyprowadzany jest sprawdzian oceniany stopniem.

Sposób wymaga umożliwienia uczniom poprawy sprawdzianu podsumowującego.

 

3.SOK – sprawnościowy OK

 

Nauczyciel określa na początku roku/semestru/tematu sprawności możliwe do  zdobycia przez ucznia. Uczeń uznając, że jest gotowy do zdobycia sprawności zgłasza się do nauczyciela i wykonuje krótki test. Jeśli wykona go dobrze ma sprawność zaliczoną, jeśli nie, to ma możliwość podchodzenia do sprawności powtórnie. Ocen sumująca końcowa jest wynikiem liczby zdobytych przez ucznia sprawności. Sposób wymaga od nauczyciela określenia sprawności, przygotowania testów do ich zaliczenia i umożliwienia uczniom ponownego przystąpienia do zdobywania sprawności.

 

Pamiętajmy, że prawo oświatowe w Polsce daje nauczycielom autonomię w sprawie oceniania. Jedynym ograniczeniem jest ustalenie oceny stopniem (od klasy IV) na koniec roku szkolnego.

 

 

Badania zaczerpnięte z artykułu  Jacob Bruno

 

 

Źródło: www.oknauczanie.pl



Źródło: www.rodzice.co/cyberzagrozenia/ *

 

 

Oto obszerne fragmenty tekstu Barbary Wesołej, który został zamieszczony dzisiaj na portalu „Strefa Edukacji”, z którego dowiecie się o wynikach raportu na temat skali uzależnienia dzieci od TikToka:

 

 

TikTok zamiast trzepaka. Dzieci spędzają po 2 godziny dziennie na scrollowaniu

 

Ponad dwa miliony dzieci w wieku 7–14 lat aktywnie korzysta z TikToka. Dziewczynki z tej grupy wiekowej spędzają w aplikacji nawet dwie doby miesięcznie. Eksperci biją na alarm: to nie tylko kwestia czasu przed ekranem, ale rozwoju emocjonalnego, społecznego i poznawczego najmłodszych. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, co się dzieje? […]

 

Z najnowszego raportu Sotrendera wynika, że w Polsce z TikToka korzysta ponad 2 miliony dzieci w wieku od 7 do 14 lat. Co więcej, dziewczynki w tej grupie wiekowej spędzają na platformie średnio niemal 48 godzin miesięcznie. To oznacza, że codziennie korzystają z aplikacji ponad 2 godziny – często bez kontroli.

Dla porównania: osoby w wieku 20–34 lat spędzają na TikToku średnio ok. 16 godzin miesięcznie, czyli trzy razy mniej niż młodsze dzieci. W przypadku najstarszych użytkowników – seniorów – to zaledwie 8 godzin. Tak duży udział najmłodszych w użytkowaniu tej aplikacji nie tylko zaskakuje, ale też niepokoi.

 

 

Ponad 58% dzieci w tej grupie wiekowej korzysta także regularnie z komunikatorów, co oznacza, że ponad 1,4 miliona polskich dzieci ma do nich codzienny dostęp. TikTok, Instagram, Messenger i WhatsApp to ich cyfrowa codzienność.

 

Jednak dyskusja o dzieciach i mediach społecznościowych zbyt często sprowadza się do pytania: „Ile czasu dziennie mogą oglądać?”. A problem jest głębszy. Tu nie chodzi tylko o minuty, ale o jakość treści, ich tempo, tematykę, wzorce i sposób oddziaływania na wciąż rozwijający się mózg dziecka.

 

Media społecznościowe są zaprojektowane w taki sposób, aby tzw. scrollowania nie było końca. Angażują użytkowników i powodują uzależnienie, wykorzystując zaawansowaną wiedzę z zakresu psychologii i neurobiologii. Jednym z elementów jest m.in. efekt zmiennej nagrody, który powoduje, że użytkownicy nieustannie przewijają treści w oczekiwaniu na coś atrakcyjnego. TikTok oferuje formaty stworzone do tego, aby nie móc się oderwać od małego ekranu: krótkie, intensywne materiały wideo, dopasowywane przez algorytm do zainteresowań i emocji.

 

Bezrefleksyjne dopuszczanie dzieci do tych treści niesie też inne konsekwencje. To, co dla dorosłego jest rozrywką, dla dziecka może być zderzeniem z tematami, na które nie jest jeszcze gotowe: przemoc, seksualizacja, wulgaryzmy, toksyczne wzorce urody czy relacji.

 

Nauczyciele coraz częściej obserwują u dzieci trudności z utrzymaniem uwagi, rosnącą impulsywność i nadpobudliwość. Psycholodzy mówią wprost: wzrasta liczba diagnoz ADHD, zaburzeń lękowych i depresyjnych wśród dzieci i młodzieży. I choć nie można za wszystko winić TikToka, nie da się też udawać, że nadużywanie mediów społecznościowych nie ma nic wspólnego.

 

 

Źródło: www.strefaedukacji.pl

 

 

*Zdjęcie to pochodzi z publikacji p.t. „Wpływ TikToka i krótkich filmów na rozwój mózgu dzieci – przegląd aktualnych badań i porady dla rodziców”, zamieszczonej na portalu Fundacji Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii  –  zobacz  –  TUTAJ

 



 

Tak jak obiecaliśmy – niezwłocznie po tym, jak ta wiadomość do nas dotarła – informujemy, że konkurs na stanowisko dyrektora ŁCDNiKP został tym razem rozstrzygnięty!  Oczywiście, tak jak przewidywaliśmy, na korzyść jedynej kandydatki –  Agnieszki Ochmańskiej,  dotychczasowej – od grudnia 2024 roku – pełniącej obowiązki dyrektora tej placówki, ponieważ  poprzedni konkurs zakończył się brakiem rozstrzygnięcia.

 

Teraz czekamy na decyzję o jej powołaniu i na pierwsze decyzje kadrowe – bo z posiadanej przez nas informacji wiemy, ze dotychczasowe, wieloletnie wicedyrektorki złożyły już wypowiedzenia z pracy.



Ostatnio często zaglądamy n fb-profil Zyty Czechowskiej. Ale są po temu merytorycznie uzasadnione powody. Oto kolejny przykład, że naprawdę warto:

 

Rys. Lisa Aisato

 

 

Niektóre plecaki dzieci wypełnia nie tylko zeszyt, ale i lęk, smutek, samotność.

 

Szkoła powinna być miejscem, gdzie można ten bagaż odłożyć choć na chwilę…

 

Zanim ocenisz…

 

Zanim ustalisz roczną ocenę, zanim zdecydujesz o pozostawieniu ucznia w tej samej klasie… zanim uznasz, że to dziecko nie zasługuje na żadną nagrodę na zakończenie roku – pomyśl, z czym przyszło do Twojej klasy i z czym z niej wychodzi.

 

Nie każde dziecko powie, jaki niesie bagaż doświadczeń – tych domowych, rodzinnych, osobistych, rówieśniczych.

 

Nie każde przyzna się, że spało dziś w kurtce na klatce schodowej.

 

Że nikt nie przypomniał o plecaku.

 

Że znowu musiało zaopiekować się młodszym rodzeństwem.

 

Że boli brzuch – nie z powodu choroby, a stresu.

 

Że opuścił je najlepszy przyjaciel.

 

Że znów usłyszało, że nie jest wystarczające.

 

 

>Łatwo jest ocenić brak podręcznika, brak zeszytu, zapomniane przybory

.

>Łatwo jest zirytować się, że znowu przysypia na lekcji.

 

>Łatwo uznać nonszalancję za lenistwo, a trudne zachowanie za brak szacunku.

 

 

Ale to może być cichy krzyk: „Zobacz mnie. Zrozum. Nie karz mnie… Pomóż mi.”

 

 

Zanim powiesz: „Nie zasługuje”, pomyśl, czy jest coś, za co możesz go docenić.

 

Za to, że mimo wszystko przychodzi?

 

Za to, że nie rezygnuje?

 

Za to, że stara się na swój sposób przetrwać każdy dzień?

 

 

Bo czasem jedno dobre słowo, jedna zauważona iskierka, może dać temu dziecku wiarę, że ma znaczenie.

 

Że ktoś je widzi.

 

Że nie jest przegrane.

 

Że może się udać.

 

Zanim podejmiesz decyzję…

 

 

P.S.

 

Tu nie chodzi o litość, żadne dziecko nie chce litości i upokorzenia. Nie chodzi też o to, by kogoś faworyzować kosztem innych. Chodzi o to, by dać szansę – i zobaczyć człowieka tam, gdzie inni widzą tylko problem.

 

 

Więcej o ocenianiu uczniów, o ocenie rocznej przeczytasz na mojej stronie Niepublicznego  Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli  –  TUTAJ

 

 

 

 

Źródło: www.facebook.com/zyta.czechowska/

 



 

Oto informacja zaczerpnięta z portalu „Prawo.pl”, który lepiej niż ten na tronie MEN, informuje o rozstrzygnięciu konkursu na wsparcie wniosków, zgłoszonych do dwu programów”: „Młodzi obywatele” i „Odkrywcy”:

 

 

 

MEN rozstrzygnął dwa konkursy

 

Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło rezultaty dwóch konkursów, mających na celu wspieranie projektów edukacyjnych, które rozwijają u uczniów kompetencje obywatelskie i naukowe. W ramach programu „Młodzi obywatele” 164 organizacje otrzymały łącznie 29,9 mln zł wsparcia, natomiast z programu „Odkrywcy” przyznano dotacje w tej samej kwocie 123 podmiotom.

 

[…]

 

Wnioski złożyło 431 podmiotów. Pozytywną ocenę otrzymało 199 z nich. Dotację otrzymają 164 podmioty, które od ekspertów dostały najwyższą średnią liczbę punktów. Dotacja na realizację jednego projektu wynosi od 50 tys. zł do 500 tys. zł. Wnioskodawca ma zapewnić wkład własny w minimalnej wysokości 10 proc. kosztów realizacji projektu. Na realizację projektów w programie „Młodzi obywatele” MEN przeznaczy łącznie 29 916 092 zł z zaplanowanych 30 mln zł.

 

Najwyższe dofinansowanie, po 500 tys. zł, otrzymają: Związek Harcerstwa Polskiego i projekt „Tu zaczyna się zmiana!” oraz Fundacja Centrum Działań Profilaktycznych i projekt „Młodzieżowi Liderzy Małopolski”.

 

Wysokie dofinansowanie otrzymają też: Fundacja Liga Niezwykłych Umysłów i projekt „Demos Kratos w cyfrowym świecie. Kompetencje cyfrowe na rzecz demokracji” – 499 tys. zł, Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej im. Jerzego Regulskiego i projekt „Młodzi dla wspólnoty – lekcje obywatelskie w praktyce lokalnej” – 499 tys. zł, Fundacja Europejski Instytut Outsourcingu i projekt „mlodyobywatel.eu – Kliknij i działaj” – 490 tys., Fundacja Bohaterek i Bohaterów i projekt „E-dukacja Obywatelska” – 475 tys. zł, Stowarzyszenie Morena „Czas na młodzież” – 465 tys. zł, Fundacja Infotech i projekt „Akademia Młodych Obywateli INFOTECH” – 455 tys. zł, Fundacja Warto Żyć i projekt „Młodzi Obywatele – innowacyjne zajęcia dla dzieci i młodzieży z powiatu zawierciańskiego” – 450 tys. zł.

 

Program „Odkrywcy” ma m.in. pobudzić ciekawość naukową uczniów i rozwijać ich umiejętności badawcze dzięki współpracy szkół z instytucjami naukowymi. Wnioskujący musieli zaproponować projekt badawczo-edukacyjny z nauk ścisłych lub przyrodniczych, opisać metodykę zajęć i sposób włączenia uczniów do pracy badawczej, a także przedstawić kosztorys i planowane efekty dydaktyczne.

 

Wnioski złożyło 690 podmiotów. Pozytywną ocenę otrzymało 329 z nich. Dotację otrzymają 123 podmioty. Wysokość dotacji na realizację jednego projektu wynosi od 100 tys. zł do 1 mln zł. Wnioskodawca ma zapewnić wkład własny w minimalnej wysokości 5 proc. kosztów realizacji projektu. Na realizację projektów w programie „Odkrywcy” MEN przeznaczy łącznie 29 936 388 zł z zaplanowanych 30 mln zł.

 

Najwyższe dofinansowania w programie otrzymali: Fundacja Drogi Mazowsza i projekt „Wychowanie komunikacyjne. Grywalizacja” – 987 tys. zł, Polskie Stowarzyszenie Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych i projekt „Odkryj, doświadcz, inspiruj innych, czyli od nauczyciela, który działa – do ucznia, który odkrywa” – 945 tys. zł, Stowarzyszenie Robisz.to i projekt „Robisz To STEAMowo” – 945 tys. zł, Stowarzyszenie POLARIS-OPP i projekt „Discovery Space Station” – 939 tys. zł, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski i projekt „SEED – Zasiej ciekawość” – 887 tys. zł, New Space Foundation i projekt „Kosmiczni Odkrywcy – interaktywny, ogólnopolski program rozwoju kompetencji STEAM dla społeczności w małych ośrodkach na terenach wiejskich i gminach miejsko-wiejskich” – 748 tys. zł, Fundacja Edukacji Finansowej Dzieci i Młodzieży Trampki na Giełdzie i projekt „Zainwestuj w STEM, czyli innowacyjna i interdyscyplinarna edukacja ekonomiczna dzieci i młodzieży motywująca do pogłębiania wiedzy z zakresu nauk ścisłych” – 699 tys. zł, Fundacja Nicolaus Copernicus i projekt „Młodzi Odkrywcy 2025” – 689 tys. zł, Uniwersytet Szczeciński i projekt „explorUS! – Nauka Bez Granic” – 666 tys. zł.

 

Na stronie internetowej resortu edukacjipełne listy wniosków złożonych w obu programach z przyznanym dofinansowaniem i wniosków nieobjętych dofinansowaniem.

 

 

Źródło: www.prawo.pl/oswiata/

 



W zakończeniu Felietonu nr 571 padła informacja, że „od pewnego czasu mamy z panią redaktor kontakt, a wkrótce zobaczycie nowe jego owoce.” Ową panią redaktor jest Katarzyna Stefańska – dziennikarka łódzkiej redakcji „Gazety Wyborczej”. I właśnie dzisiaj możemy tę zapowiedź zrealizować, to znaczy udostępnić zapis wywiadu, jaki jakiś czas temu przeprowadziła ona z redaktorem „Obserwatorium Edukacji” – Włodzsławem Kuzitowiczem. Mamy nadzieję, że redakcja nie pozwie nas do sądu za udostępnienie tego tekstu – wyjątkowo – w całości:

 

 

 

„Rodzice traktują nauczycieli, jak krawcową, która źle uszyła”. Polska szkoła do poprawy

 

[…]

 

Jak się powinna zmieniać szkoła? Przed jakimi wyzwaniami stoją nauczyciele? Rozmawiam z Włodzisławem Kuzitowiczem, 81-letnim emerytowanym nauczycielem, wieloletnim dyrektorem placówek oświatowych i publicystą edukacyjnym, który w swoim „Obserwatorium Edukacji” obnaża wady systemu.

 

Katarzyna Stefańska: – Gdyby dziś w MEN zapytano pana, co w szkołach powinno zmienić się jak najszybciej, to co by pan odpowiedział?

 

Włodzisław Kuzitowicz: Bez zastanowienia: Trzeba skończyć z tą pruską szkołą. Bo my dalej udajemy, że dzieci siedzą w ławkach, jak w 1890 roku, że wszystko można rozpisać w podstawie programowej, a nauczyciel ma być tylko wykonawcą. Świat się zmienił, dzieci się zmieniły, a szkoła udaje, że nic się nie stało. I potem się dziwimy, że nie działa.

 

K.S. – To co w takim razie poszło nie tak?

 

W.K. – Jest coraz gorzej. Przede wszystkim dlatego, że oświatą rządzą ludzie kompletnie oderwani od rzeczywistości szkolnej, którzy nie mają o niej pojęcia. I to się nie zmienia bez względu na opcję polityczną. Ostatni raz czułem, że coś idzie w dobrą stronę, kiedy wprowadzano gimnazja. A później było już coraz gorzej. Reforma za reformą, żadna nie była sensowna. Przecież likwidacja gimnazjów to było coś najgorszego, co było można wymyślić w skali Europy, a może i świata. I do tego jeszcze robiona na szybko, bez przygotowania i bez słuchania ludzi z praktyką. Najgorsze jest to, że teraz też nie słucha się praktyków.

 

K.S. – Przecież są konsultacje. Ministerstwo rozmawia z nauczycielami, dyrektorami. Choćby przy okazji zmian w podstawie programowej czy wprowadzenia nowych przedmiotów.

 

W.K. – To bzdury, bo nie ma żadnych szerokich konsultacji. To rozmowy z tymi, którzy już wcześniej kiwali głowami. A jak ktoś powie coś niewygodnego, to się go nie zaprasza.

 

Weźmy chociażby OSKKO, Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty. Tam są konkretni ludzie z konkretnych szkół. I oni nie rzucają haseł, tylko mówią, co działa, a co nie. I co postulują? Po pierwsze, żeby wreszcie unowocześnić przepisy dotyczące statusu nauczyciela i dyrektora. Żeby Karta Nauczyciela nie była jak z epoki kredy i tablicy, tylko z dzisiejszego świata. Żeby szkoły nie były sterowane z Warszawy, tylko żeby dać więcej autonomii dyrektorom. Bo teraz to dyrektor odpowiada za wszystko, ale decyduje o niewielu rzeczach. Po trzecie – żeby przestać dobijać nauczycieli dokumentacją. Naprawdę, już nie wiadomo, gdzie się kończy praca z uczniem, a gdzie zaczyna robota papierkowa dla papieru.

 

I jeszcze jedno – trzeba pogadać o awansie zawodowym. Bo teraz to fikcja. Służy systemowi, a nie rozwojowi nauczyciela. To są głosy ludzi z terenu. I co? I jak zawsze cisza. Tylko ładne frazy w komunikatach, że „trwa dialog”. Ani jednego konkretnego odniesienia ze strony ministerstwa. Tylko medialne zapewnienia, że „wszystko jest analizowane”.

 

K.S.  – Jak pan zaczynał, było inaczej?

 

W.K. – Było inaczej. Nie chcę tu PRL-u wybielać, bo swoje za uszami miał. Ale wie pani co? Wtedy nauczyciel wiedział, na czym stoi. System był przewidywalny. Owszem, ideologia była wszędzie, ale przynajmniej było wiadomo, co można, a czego nie. A dziś? Wszystko jest płynne, niepewne. Reforma goni reformę, co władza, to nowy pomysł. I jeszcze każą wierzyć, że wszystko zmierza w dobrą stronę. W głębokim PRL-u w szkołach było łatwiej niż teraz. 

K.S. -To defetystyczna wizja.

 

W.K.Może i brzmi mocno, ale ja nie mam potrzeby pudrowania rzeczywistości. Wolę mówić, jak jest, niż udawać, że wszystko się jakoś ułoży. I nie chodzi o narzekanie, ja mówię z pozycji człowieka, który całe życie był w szkole. Widziałem pokolenia uczniów i nauczycieli. I wiem, że jeśli nie zaczniemy na serio rozmawiać o tym, co nie działa, to będzie tylko gorzej. Więc jak mam wybierać między optymistycznym kłamstwem a realistycznym niepokojem, to wybieram to drugie. 

K.S. – A autorytet nauczyciela? Przepadł?

 

W.K. – Bo ja wiem… On się po prostu rozmył. Kiedyś nauczyciel miał autorytet z definicji. Nawet jeśli nauczyciel był przeciętny, to się go słuchało, bo tak wypadało. Dziś? Uczeń ma w kieszeni więcej informacji niż nauczyciel w szafie z podręcznikami. A do tego jeszcze wie, że jego nauczyciel zarabia mniej niż jego mama na kasie. Więc skąd ten szacunek ma się wziąć?

K.S. – Może ze strony rodziców?

 

W.K. – A gdzie tam. Rodzice dziś są jak klienci w pralni chemicznej. Oddają dziecko i mają oczekiwania: proszę odczyścić, wyprasować i najlepiej jeszcze poskładać emocjonalnie. I jak coś nie wyjdzie, to reklamacja. Z pretensją. Nauczyciele traktowani są jak krawcowa, która źle uszyła. Kiedyś rodzic przychodził na wywiadówkę z duszą na ramieniu. Dziś przychodzi i żąda: „proszę poprawić synowi ocenę”.

 

K.S. – Nauczyciel stał się usługodawcą?

 

W.K.W oczach wielu rodziców – tak. A przecież szkoła to nie sklep, w którym można zamówić piątkę z matematyki i spokój w domu. I to jest właśnie problem. Bo jak rodzic nie szanuje nauczyciela, to dziecko też nie będzie. A jak dziecko go nie szanuje, to i nauczycielowi się odechciewa. Koło się zamyka.

 

K.S. – Kiedy mówi pan o relacjach, to czy w tym zawiera się też potrzeba większej podmiotowości uczniów i nauczycieli?

 

W.K.To podmiotowość nie na zasadzie „róbta co chceta”. Podmiotowość to nie jest anarchia. Ona znaczy: jestem ważny, moje zdanie się liczy, mam wpływ na to, co się dzieje. Z takim przekonaniem powinien funkcjonować w szkole i uczeń, i nauczyciel. Tylko jak uczeń ma się poczuć podmiotowo, jeśli nauczyciel nie ma prawa głosu? Jak nie może nic zmienić, niczego zaproponować, a jedynie realizować krok po kroku to, co mu kazano z góry? A dyrektor też niewiele może, bo ma na głowie dziesięć arkuszy, plany, sprawozdania i kontrole. To nie jest żadna relacja, to tresura, nie edukacja.

 

A przecież mamy XXI wiek, mamy pluralizm – młodzi ludzie są otoczeni różnymi narracjami, poglądami, opiniami. I to jest dobre, to daje możliwość wyboru, ale jednocześnie sprawia, że wszystko, co narzucone z góry, budzi bunt. Zwłaszcza jeśli nie ma przestrzeni do rozmowy. I potem się dziwimy, że młodzi nie chcą słuchać, że się buntują, że nie mają związku ze szkołą.

 

K.S. – Gdzie znaleźć nić powiązania?

 

W.K.W relacji. Tylko i aż tyle. Podam przykład. Kiedy byłem dyrektorem, miałem w szkole chłopaka, który wpadł w narkotyki. Wychowawczyni przyprowadziła go do mnie z oczekiwaniem, że go wyrzucę. A ja z nim usiadłem. Pogadałem. Zaproponowałem, że załatwię mu miejsce w ośrodku Monaru. I że jak wróci, to go przyjmę z powrotem. On się zgodził. Pojechał. Wrócił. I się utrzymał w szkole. To jest relacja. Bo jeśli tego nie będzie, to choćbyśmy wymieniali podstawy programowe przy każdej zmianie rządu, nic się nie zmieni.

K.S. – Rola nauczyciela też się zmienia. Kiedyś miał być ekspertem, teraz mentorem?

 

W.K.Teraz to czasem nie wiadomo, kim ma być. Trochę terapeutą, trochę opiekunem społecznym, trochę informatorem, a na końcu – człowiekiem od wszystkiego. Ale jedno się nie zmienia: jeśli nie będzie sobą, jeśli nie będzie autentyczny, to nic z tego nie będzie. Bo uczniowie wyczują fałsz na kilometr.

 

Dlatego uważam, że rola nauczyciela dziś to nie tylko przekazywanie wiedzy. To umiejętność bycia z uczniem. W sensie najprostszym: obecność, uważność, rozmowa. I choć wszystko się zmienia – to właśnie to zostanie. Bo szkoła to wciąż ludzie, a nie tylko systemy, wykresy i procedury. Bo nawet kiedy rozwinie się technologia i AI zostanie dopuszczona do szkół jako źródła szybkiego pozyskiwania wiedzy, szkoła przyszłości stać będzie nauczycielem. Ale w roli mentora i przewodnika w drodze ku umiejętności odróżniania fałszywych informacji od faktów. W roli inspiratora zainteresowań oraz odkrywcy talentów swoich uczniów.

 

 

 

Źródło: www.lodz.wyborcza.pl/lodz/

 



Aby być wiernym deklaracji: „Zgodnie ze starymi, dobrymi zasadami rzetelnego dziennikarstwa, wydarzenia i problemy, zwłaszcza te budzące kontrowersje lub mające charakter konfliktu, będą prezentowane z możliwie wielu punktów widzenia”. złożonej w  „Felietonie nadzień dobry”, jak zamieszczony został 4 września 2013 roku, czyli w dniu inauguracji naszego informatora oświatowego „Obserwatorium Edukacji”, udostępniamy dzisiaj, zaczerpnięty z portalu „Strefa Edukacji”, tekst Magdaleny Ignaciuk, będący omówieniem apelu, jaki do rządzących skierowali uczestnicy II Zjazdu Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, który odbył się 24 maja tego roku w Warszawie.

 

 

„Nie” dla edukacji włączającej i inwigilacji uczniów. Mocny apel do rządzących

 

Religia, edukacja włączająca, status nauczyciela i… „inwigilacja uczniów”? Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, skupiająca ponad 70 organizacji społecznych, przyjęła rezolucję skierowaną do władz. Domaga się m.in. wycofania z programu edukacji inkluzyjnej, przywrócenia dwóch godzin religii lub etyki tygodniowo i sprzeciwia się gromadzeniu danych o uczniach. W dokumencie pojawił się również apel o poprawę sytuacji zawodowej nauczycieli i większą elastyczność w polityce płacowej.

 

[…]

 

Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, zrzeszająca ponad 70 organizacji społecznych, przyjęła 24 maja podczas zjazdu rezolucję pt. „Szkoła wiedzy – nie ideologii”, skierowaną do władz państwowych, posłów i senatorów.

 

Apelujemy do Władz Rządowych, do Posłów i Senatorów Rzeczypospolitej Polskiej o przywrócenie systemu oświaty skupionego na integralnym kształtowaniu dojrzałego człowieka w procesie wychowania i edukacji oraz zawrócenie z drogi transformacji szkolnictwa polskiego według szkodliwych wzorców narzucanych przez globalne instytucje i Unię Europejską.”

 

W liście otwartym opisano postulaty i wizję szkoły Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły. […]

 

Autorzy rezolucji wyrażają stanowczy sprzeciw wobec wprowadzania tzw. „oceny funkcjonalnej” uczniów, która – ich zdaniem – wiąże się z nadmierną ingerencją w życie prywatne dzieci i ich rodzin. Podnoszą obawy dotyczące gromadzenia szczegółowych informacji o uczniach oraz ich środowisku rodzinnym w systemach informatycznych, takich jak Centralna Platforma Informatyczna. Zwracają uwagę, że dane te mogłyby być zbierane przez cały okres edukacji, co budzi ich sprzeciw wobec potencjalnej inwigilacji.[…]

 

W liście otwartym znalazł się postulat przywrócenia dwóch godzin religii lub – alternatywnie – etyki w tygodniowym wymiarze godzin na każdym etapie edukacji. Autorzy dokumentu sprzeciwiają się próbom usuwania tych zajęć ze szkół lub ich marginalizowania. Podkreślają, że lekcje religii i etyki powinny być traktowane równorzędnie z innymi przedmiotami – bez przesuwania ich na skraj planu lekcji ani ograniczania ich rangi.

 

Sprzeciwiamy się wdrażaniu tzw. „oceny funkcjonalnej”, powiązanej z inwigilacją środowiska ucznia i jego rodziny. Nie zezwolimy na gromadzenie na Centralnej Platformie Informatycznej ani w innym podobnym systemie, szczegółowych danych o naszych dzieciach i ich środowisku rodzinnym, pozyskiwanych w całym okresie szkolnym.

 

Żądamy zagwarantowania właściwego miejsca lekcjom religii. Odrzucamy wszelkie działania mające na celu ich usunięcie ze szkoły lub zdeprecjonowanie. Należy przywrócić dwie godziny religii bądź dwie godziny etyki (do wyboru) w wymiarze tygodniowym na każdym etapie edukacji. Lekcje te nie mogą być w żaden sposób różnicowane wobec innych lekcji.

 

Autorzy rezolucji wyrażają zdecydowany sprzeciw wobec realizowanego w Polsce modelu edukacji włączającej. Ich zdaniem prowadzi on do tworzenia klas, w których uczniowie o bardzo zróżnicowanych potrzebach i możliwościach edukacyjnych uczą się razem, co ma szkodzić zarówno dzieciom rozwijającym się w normie, jak i tym wymagającym wsparcia specjalistycznego. Podkreślają również, że taki system ogranicza rozwój uczniów szczególnie uzdolnionych.

 

Żądamy wycofania polskiej oświaty z programu „edukacji włączającej” (inkluzyjnej), która pod fałszywymi hasłami grupuje w oddziałach uczniów o skrajnie różnych możliwościach i potrzebach edukacyjnych. Szkodzi to zarówno dzieciom w normie rozwojowej, jak i wymagającym kształcenia specjalistycznego, a także zaprzepaszcza szanse rozwoju uczniów szczególnie uzdolnionych

 

W dokumencie znalazł się postulat wycofania polskiej oświaty z programu edukacji inkluzyjnej oraz wzmocnienia roli szkół specjalnych – zarówno pod względem dostępności, jak i finansowania.

 

Sygnatariusze sprzeciwiają się także przekształcaniu szkół w placówki opiekuńczo-terapeutyczne i zastępowaniu nauczycieli specjalistami z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Ich zdaniem szkoła powinna koncentrować się przede wszystkim na nauczaniu i rozwoju intelektualnym uczniów.

 

Sprzeciwiamy się czynieniu ze szkoły placówki opiekuńczo-terapeutycznej, która nie dba o dobro ucznia, a zaledwie o jego „dobrostan”. Nie zgadzamy się na zastępowanie nauczycieli rzeszą psychologów i pedagogów włączających ani na wprowadzanie w mury szkoły treningów i terapii.

 

W rezolucji znalazł się postulat dotyczący poprawy sytuacji zawodowej i materialnej nauczycieli. Sygnatariusze dokumentu podkreślają konieczność zagwarantowania stabilnego statusu zawodowego, ale jednocześnie postulują uelastycznienie przepisów w taki sposób, by dyrektorzy szkół lub organy prowadzące mogły prowadzić efektywną politykę płacową.

 

Celem takiego rozwiązania miałoby być lepsze docenianie nauczycieli, którzy – zdaniem autorów rezolucji – wyróżniają się zaangażowaniem i jakością pracy. Hasło „Niech polska szkoła prawdziwie nauczycielem stoi” ma podkreślać wagę tej grupy zawodowej dla całego systemu edukacji.

 

 

Źródło: www.strefaedukacji.pl

 

 

 

Tekst Rezolucji II Zjazdu Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły  –  TUTAJ

 

 



Po kilkunastu dniach „posuchy” na blogu „Wokół Szkoły”, Jarosław Pytlak zamieścił nowy tekst. Ale warto było czekać, gdyż  tym czasie napisał baaardzo długą, prognostyczną analizę sytuacji oświaty w powyborczej  rzeczywistości, zakończoną konkretnymi propozycjami co należy zrobić w obszarze edukacji. Poniżej zamieszczamy jedynie wybrane fragmenty tego tekstu, odsyłając linkiem do jego pełnej wersji na blogu.  Wyróżnienie fragmentów pogrubioną czcionką – redakcja OE::

 

Po wyborach. Co dalej z polską edukacją?

 

Wybór kandydata opozycji na prezydenta sprowokował wiele pytań o przyszłość naszego kraju, szczególnie tę najbliższą. Jedno z nich dotyczy edukacji, która jest takim samym polem ścierania się różnych ugrupowań politycznych, jak niemal wszystkie dziedziny życia społecznego. Niestety, partie obecnej koalicji, mimo że przed dojściem do władzy zdawały się popierać postulat wyłączenia tej sfery z bieżącego sporu politycznego, po objęciu rządów w Ministerstwie Edukacji Narodowej, tylko utrwaliły podział.

 

Często słyszy się, że edukacja jest niezwykle ważna, bo decyduje o przyszłości społeczeństwa/narodu/kraju. W praktyce to pusta deklaracja pięknoduchów. Każda kolejna opcja rządząca uważa ją za łup polityczny, nawet jeśli mało atrakcyjny ekonomicznie, to świetnie nadający się do krzewienia bliskiego sobie światopoglądu. Nikt nie łączy kropek, że PRL pogrzebali ludzie wykształceni w PRL-u, a Karol Nawrocki uzyskał szczególnie wysokie poparcie w rocznikach, które chodziły do gimnazjów, uznanych przez PiS za samo zło. Tendencja trwa od dziesięcioleci, znaczona nazwiskami kolejnych rządowych namiestników politycznych. Nie zerwała z nią także Barbara Nowacka, a muszę przyznać, że po „nocy czarnkowej” bardzo na to liczyłem.

 

Przyczyny przegranej kandydata Koalicji Obywatelskiej przeanalizowano po wielokroć w ciągu powyborczego tygodnia, z bardzo wielu punktów widzenia. Co ciekawe, wśród licznych głosów, jakie do mnie dotarły, w żadnym nie wskazano błędów ekipy z MEN. Cóż, sondaże preferencji pokazują znikomą wagę sfery edukacji dla elektoratu. Pomimo to, pominięcie jej w powyborczych analizach uważam za błąd, który postaram się tutaj naprawić. Nie tylko dlatego, by dodać kolejny element do panoramy klęski, ale przede wszystkim z myślą o dalszych działaniach. Do najbliższych wyborów pozostało jeszcze ponad dwa lata i właśnie tyle czasu ma koalicja, by ogarnąć się po porażce, wyciągnąć wnioski i… zrobić coś pożytecznego. W tym konkretnym przypadku – dla polskiej oświaty, a pośrednio także dla siebie. Co się stało, nie odstanie, ale pewne możliwości istnieją. Jeśli podjęcia próby korekty kursu nie doradzi rozsądek, to może chociaż polityczny instynkt samozachowawczy…?!

 

x            x           x

 

Koalicja 15 października szła do wyborów parlamentarnych z dużą niepewnością, by jednak odnieść sukces umożliwiający objęcie rządów. Jej kapitałem założycielskim w dziedzinie edukacji były dwa dokumenty: „Pakt dla edukacji” oraz „Plan 10 działań na pierwsze 100 dni rządów”, oficjalnie parafowane w czerwcu przed wyborami przez przedstawicieli wszystkich partii przyszłej koalicji. Stanowiły one efekt pracy dużej grupy działaczy społecznych, skupionych w Sieci Organizacji Społecznych dla Edukacji. Zawierały naprawdę sensowne i ambitne postulaty, za którymi nie poszła jednak polityczna praca nad projektami konkretnych aktów prawnych.

 

Na miesiąc przed wyborami Koalicja Obywatelska, już na własne konto, ogłosiła jeszcze jeden dokument: „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów”. […]

 

 Co konkretnie wynikło z „Konkretów”?

   

W pierwszym możliwym terminie wprowadzono zapowiedzianą wysoką podwyżkę wynagrodzeń. Została ona bardzo dobrze przyjęta przez nauczycieli. Również bez zwłoki wymieniono kuratorów oświaty, sięgając po osoby cieszące się powszechnym uznaniem.  I byłby to świetny punkt wyjścia do zdobycia zaufania środowiska oświatowego, gdyby nie cały szereg błędów i zaniechań władz MEN w dalszych działaniach. […]

 

Pięć grzechów ekipy Barbary Nowackiej

 

Z perspektywy minionych 18 miesięcy dostrzegam w działaniach MEN kilka zasadniczych błędów. Zgodnie z odwieczną tendencją podjęła ona działania nacechowane ideologicznie, bez względu na różnice poglądów dzielące nie tylko polityków, ale i całe społeczeństwo. Włożyła przy tym wiele wysiłku, by stworzyć pozory partycypacji i poparcia w środowisku oświatowym, a co gorsza, uwierzyła we własną propagandę. Wykazała się brakiem szacunku i uważności wobec ludzi, którzy na co dzień zajmują się kształceniem i wychowaniem młodego pokolenia i borykają się z problemami w tej pracy, jakie rodzą obecnie przemiany społeczne. Mimo pozytywnych deklaracji, w praktyce władze wielokrotnie okazały brak zrozumienia, a nawet lekceważenie nauczycieli. Jednym z pośrednich skutków takiej polityki było stworzenie w społeczeństwie wykrzywionego obrazu szkoły i jej pracowników, jako źródła opresji i krzywdy wobec uczniów. Wreszcie, w dążeniu do wykazania się skutecznością – zlekceważyła czynnik czasu. Zmiany w tak złożonym systemie jak oświata wymagają go bardzo dużo: na diagnozę, przemyślenie pomysłów, przygotowanie rozwiązań i wprowadzenie ich w życie. Tego całkowicie zabrakło.

   

 

Dalszą część tekstu zasygnalizujemy tytułami jego kolejnych akapitów:

 

 

Zwrot w pełni ideologiczny […]

 

 Nauczyciele w poczuciu krzywdy […]

   

Wielka gra pozorów […]

 

A oto ostatni fragment tekstu:

 

 Co dalej?

 

Wiele działań MEN, szczególnie tych związanych z reformą, wypadłoby znacznie lepiej, gdyby nie presja czasu. Wiele działań miałoby szansę przynieść dobry skutek, gdyby były na nie fundusze. Bez jednego i drugiego czeka nas raczej tylko przepychanie pewnych pomysłów i obserwacja destrukcji polskiej szkoły. Trudno spodziewać się innego scenariusza. Co warto więc zrobić w najbliższym czasie?

 

Po pierwsze, korzystając z planowanej rekonstrukcji rządu, zmienić kierownictwo MEN. Przykro to pisać, ale obecny skład raczej nie będzie w stanie zmienić przyjętego wcześniej kursu.

 

Po drugie, przeprosić się z koncepcją ponadpartyjnej Komisji Edukacji Narodowej. Powierzyć jej dalsze losy reformy, co spowoduje opóźnienie, ale otworzy szansę, że nie zostanie odwołana zaraz po kolejnych wyborach.

 

Po trzecie, przeprowadzić jeszcze przed 1. września przez parlament gotową już nowelizację Karty Nauczyciela. Niech nowy prezydent stanie wobec decyzji, czy ją podpisać.

 

Po czwarte, w równie ekspresowym trybie uchwalić likwidację „godziny czarnkowej”.

 

Po piąte (i doraźnie ostatnie) – zmierzyć się w końcu z problemem wynagrodzeń nauczycieli.

 

Powyższe sugestie są propozycją dla obecnej koalicji, jeśli zechce poszukać szansy, by za dwa lata nie przesiąść się w ławy opozycji. Są zarazem propozycją dla dowolnego ugrupowania politycznego, które miałoby objąć rządy w Polsce. Problemy edukacji są naprawdę ponadpartyjne i chciałoby się wierzyć, że ktoś to w końcu w tym kraju zrozumie.

 

 

 

Cały tekst „Po wyborach. Co dalej z polską edukacją?”  –  TUTAJ

 

 

Źródło: www.wokolszkoly.edu.pl/blog/

 



 

Jak wiecie, od dawna we wszystkich zamieszczanych, a także moich własnych, tekstach, opowiadam się przeciw tzw. „pruskiej szkole” i udostępniampoglądy i doświadczenia nauczycielek i nauczycieli, prezentujących alternatywne modele szkoły.

 

Zastanawiając się o czym powinien być ten felieton, zamieszczony tydzień po II turze wyborów prezydenckich, doszedłem do wniosku, że na pewno nie o ich wynikach, o tym kto jak i nia kogo głosował, co teraz będzie z „koalicją 15 października”, zgadywać jaki będzie wynik głosowania w sprawie wotum zaufania dla rządu Tuska, postanowiłem, iż – na przekór temu co od tygodnia zalewa nas ze wszystkich mediów i portali społecznościowych –  napiszę o moim osobistym dylemacie, sformułowanym w tytule tego felietonu, to znaczy jaki model szkoły byłby najlepszy w nadchodzących czasach – nie dla rządzących, ale dla zwykłych ludzi, tych którzy dziś są uczniami, a za kilkanaście, kilkadziesiąt lat będą w tym – nie do przewidzenia – świecie musieli żyć, pracować, znajdować czas na życie rodzinne, na relaks…

 

Ja,  absolwent zideologizowanych i super scentralizowanych,peerelowskich szkół, dyrektor szkoły w pierwszych kilkunastu pionierskich latach tworzenia się nowej rzeczywistości III RP, od 20-u lat obserwator i komentator kolejnych pomysłów na szkołę, wprowadzanych przez zmieniające się ekipy rządowe, coraz częściej mam poczucie niepewności, która z licznych, lansowanych koncepcji reformowania polskiego systemu edukacji jest mi najbliższa.

 

Chcąc od czegoś zacząć, co mogłoby stać się fundamentem dalszych rozmyślań, zwróciłam się do skarbnicy wszelkiej wiedzy, czyli do „sieci”, uruchamiając moją przeglądarkę Firefoks.

 

Na moje „zlecenie”, które tam wpisałem: ”Wyznawcy i propagatorzy wizji szkoły, w której nie nauczyciel, a uczeń będzie decydował jak i czego ma się uczyć”, na pierwszej pozycji otrzymałem odpowiedź  sztucznej inteligencji:

 

Wyznawcami i propagatorami idei szkoły, w której uczeń, a nie nauczyciel, decyduje o swoim procesie uczenia się, są przede wszystkim zwolennicy pedagogii rozwojowej i alternatywnych form edukacji. Są to osoby, które wierzą w samouczność, indywidualne ścieżki rozwoju i aktywny udział uczniów w kształtowaniu swojej przyszłości.[…]

 

Zwolennicy i propagatorzy tej idei to osoby, które zgłębiają i propagują teorie pedagogiczne, takie jak pedagogia rozwojowa, pedagogia Maria Montessori, pedagogia demokratyczna, czy pedagogia włączająca.  […]

 

Osoby, które tworzą i prowadzą szkoły, które nie opierają się na tradycyjnych metodach nauczania, np. szkoły wolne, szkoły Montessori, czy szkoły demokratyczne. […]

 

Więcej  –  TUTAJ

 

Natomiast na kolejne pytanie: „Komu zależy na utrzymywaniu scentralizowanego systemu szkolnego, realizującego obowiązkowo takie same, narzucone, podstawy programowe?” – odpowiedzi nie uzyskałem [Zobacz TUTAJ]

 

Widocznie odpowiedzi na ten temat są ściśle chronioną „tajemnicą państwową”,  skrywaną, jak widać skuteczne, nawet przed IA. Cóż mi innego pozostało, jak podjęcie proby samodzielnego zgłębienia tego problemu.

 

Zacznę od tego drugiego pytania, czyli jak ja tłumaczę sobie, ze – w zasadzie wszystkie, z wyjątkiem rządów, w którym wiceministerkami były dwie, doświadczone panie nauczycieli: Anna Radziwiłł i Irena Dzierzgowska, w mniejszym lub większym stopniu, starały się utrzymać swój decydujący wpływ na to czego i jak będą się w polskich szkołach uczyły polskie dzieci.

 

Przypomnę, że Anna Radziwiłł brała udział w obradach Okrągłego Stołu jako reprezentantka strony solidarnościowo-opozycyjnej, a podsekretarzem stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej była w latach 1989–1992, kiedy powstała pierwsza Ustawa o systemie oświaty (7 września 1991), oraz w latach  2004–2005, w pierwszym rządzie Marka Belki, w którym Ministrem Edukacji i Sportu był Mirosław Sawicki, zaś  Irena Dzierzgowska – od 17 listopada 1997 do 1 grudnia 2000 – pełniła funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej w koalicyjnym rządzie (AWS – UW) premiera Jerzego Buzka. To wtedy zmieniono system szkolny, wprowadzając do niego gimnazja.

 

I o jeszcze jednym, mam wrażenie e już zapomnianym, fakcie muszę przypomnieć. Otóż Platforma Obywatelska, przed wyborami parlamentarnymi w 2007 roku obiecywała likwidację kuratoriów oświat. Jednak kiedy w ich wyniku utworzyła rząd koalicyjny (z PSL), a ministra edukacji została Katarzyna Hall o tej obietnicy zapomniała…

 

Oto fragment tekstu „Program wyborczy PLATFORMY OBYWATELSKIEJ, Warszawa 2007”:

 

Zwiększenie autonomii szkół i kompetencji ich dyrektorów. Należy umożliwić dyrektorom prowadzenie niezależnej i spójnej polityki kadrowej, decydowanie o organizacji pracy szkoły, programach nauczania i realizacji budżetu. Działania te nadzorowałyby rady oświatowe szkół, składające się z przedstawicieli władzy samorządowej i nadzoru pedagogicznego oraz rodziców.” [Str. 52 – 53]

 

Źródło: https://mamprawowiedziec.pl/file/14512

 

Ja wyciągnąłem z tej historii ostatnich 35-u lat taki wniosek:

 

Każda siła polityczna, która dochodzi do władzy i ma wpływ na stanowienie prawa, szybko dochodzi do wniosku, że – dla jej (partii) dobra – nie powinna tracić decydującego wpływu na to czego i jak nauczyciele uczą w szkołach.

 

Co nam – eduzmieniaczom – pozostaje? Tylko partyzantka, robienie swojego na lokalnym szkolnym podwórku. I budowanie pozaformalnych sieci wsparcia swoich inicjatyw…

 

I na zakończenie – już krotko – wyjaśnienie co miałem na myśli, zamieszczając w tytule felietonu owe słowa: „O szkole między „urawniłowką”, a „róbta co chceta”.

 

Chciałem w ten sposób opowiedzieć się za kompromisem miedzy szkołą zcentralizowaną i zakutą w rządowe rygory, a modelem szkoły, lansowanym rzez niektóre koncepcje alternatywne, w której –  jak w szkole Summerhill – brak jest przymusu uczenia się i uczęszczania na lekcje. W moim przekonaniu nie dla  wszystkich uczniów ta daleko posunięta swoboda jest dobra. Mogą się w takich szkołach uczyć tylko niektóre dzieci, ale tylko gdy są to szkoły niepubliczne, do których rodzice posyłają je na własną odpowiedzialność,  .Szkoły publiczne, masowe, powinny w sprawie stopnia uczniowskiej autonomii zachować właśnie ów kompromis, to znaczy – stosując podmiotowe, zindywidualizowane odejście do ucznia, pozostawić pewne formy dyscyplinowania procesu uczenia się. Bo oprócz  dzieci, które mają potrzebę rozwoju i poszukiwania wiedzy, są jeszcze i tacy, którzy najchętniej wyłącznie bawili by się, albo… siedzieli w smart fonach.

 

Nie mówiąc już o szkołach ponadpodstawowych, w których model Summerhill – w moim głębokim przekonaniu – jest niemożliwy!!!

 

 

Włodzisław Kuzitowicz