Gdyby żył, skończyłby wczoraj 81 lat. Ale nie ma Go już wśród żywych od prawie 21 lat – zmarł 19 sierpnia 2002 roku w Szpitalu Bielańskim w Warszawie – w wyniku ciężkich obrażeń jakich doznał w wypadku samochodowym pod Nowym Dworem Mazowieckim.

 

Marek Kotański – bo o Nim chcę dzisiaj napisać wspomnienie – żył tylko 60 lat. Ale niewielu jest takich Polaków, którzy nie zajmowali żadnego stanowiska w polityce, nie byli wybitnymi naukowcami, nie walczyli bohatersko na polu walki albo w opozycji antykomunistycznej, których dorobek życia jest tak wielki i tak znaczący. W Wikipedii zamieszczono zdjęcie pomnika na Jego grobie, ale  – moim zdaniem – nie cmentarny pomnik jest upamiętnieniem Jego Osoby, ale to, czego w swoim – wszak niedługim życiu – dokonał.

 

Nie będę dalej wymieniał Jego dzieł i zasług,  na których  liście pierwsze i najważniejsze miejsce zajmuje praca z narkomanami i zainicjowanie tworzenia sieci ośrodków długoterminowej terapii dla narkomanów oraz  powołanie Stowarzyszenia MONAR. Możecie o tym przeczytać nie tylko w przywołanej powyżej Wikipedii, ale także w wielu ogólnodostępnych publikacjach, jak choćby ta – na stronie „Twój Styl”: Siłą Marka Kotańskiego była jego autentyczność”. Rozmawiamy z autorką biografii twórcy Monaru.

 

Foto: Łukowski Ośrodek Kultury [www.lok.lukow.pl]

 

Marek Kotański podczas spotkania z mieszkańcami Łukowa w 1986 roku

 

 

 

Z wielu dostępnych w Internecie fotografii Kotańskiego wyprałem właśnie tę, gdyż została ona zrobiona trzy lata po dniu, kiedy Go poznałem, i mniej więcej w rok po dniu, kiedy otrzymałem od Niego propozycję objęcia kierownictwa Ośrodka  MONARU dla młodzieży w Rybienku k/Wyszkowa.

 

Okoliczności mojego pierwszego z Nim spotkania i czym ono zaowocowało w dalszej mojej aktywności społecznej opisałem w „Eseju wspomnieniowym cz, V 2 „Kolejne lata w TWP.O narkomanii i problemach dojrzewania”. Fragment tego tekstu, w którym opowiedziałem o tym jak i kiedy poznałem Marka a także o stażu, który odbyłem w pierwszym ośrodku dla narkomanów, założonym przez Niego w 1978 roku w Głoskowie  –  TUTAJ

 

W tym samym eseju opowiedziałem także o owej propozycji pokierowania ośrodkiem w Rybienku. Oto ten fragment:

 

Przy okazji opowiem, że kiedy podczas jednego z pobytów na zajęciach moich studiów podyplomowych na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie* wyrwałem się po południu w odwiedziny do Głoskowa, zastałem tam Kotańskiego z grupą najbliższych współpracowników, żarliwie nad czymś debatujących. Gdy wszedłem do pokoju, po chwili gorących powitań, nagle Kotan wykrzyknął: „Z nieba nam spadłeś! Ty będziesz najlepszym kierownikiem w Rybienku!” Na moje pytanie: „O co chodzi, jakie Rybienko, jaki kierownik?” dowiedziałem się, że w eksperymentalnym ośrodku dla młodzieży w Rybienku koło Wyszkowa musieli nagle odwołać jego kierownika i właśnie od kilku godzin nie maja pomysłu kto powinien tą placówkę teraz poprowadzić. I Kotański, z typową dla siebie żywiołowością decyzji, już mnie prawie mianował tym kierownikiem, przekonując pozostałych o moich walorach i kompetencjach.

 

Wystarczyło abym wtedy powiedział „tak” – i moja biografia wyglądałaby od tamtego dnia zupełnie inaczej. Ja jednak podziękowałem za uznanie i zaufanie, ale odmówiłem, mówiąc, że mam już 42 lata, że mam w Łodzi rodzinę, mam syna trzynastolatka w podstawówce, że nie zostawię wszystkiego i nie przyjadę do Wyszkowa na nieznane, a już na pewno żony i syna tam nie przeprowadzę.

 

Nie powiem – od tamtego wieczora znacznie ochłodły moje z Kotańskim relacje…

 

 

Dodam jeszcze, że pracę dyplomową, która wieńczyła moje studia podyplomowe w WSPS w Warszawie, napisałem na temat „Analiza porównawcza systemów resocjalizacji narkomanów: „SYNANON” w USA i „MONAR” w Polsce”. A dzięki owemu dwutygodniowemu  stażowi w Głoskowie na wiele lat stałem się głównym prelegentem TWP w Łodzi, który odwiedzał łódzkie szkoły z pogadankami na temat zagrożenia narkomanią. I w 1986 roku odważyłem się na napisanie poradnika dla innych prelegentów TWP w Polsce, który został opublikowany przez Zarząd Główny TWP, zatytułowanego „Komu, co i jak mówić o narkomanii”.

 

 

Plik PDF z fotokopiami wybranych jego stron  –  TUTAJ

 

 

Dlaczego postanowiłem zaznaczyć 81. rocznicę urodzin Kotana (bo tak o nim wówczas mówili jego współpracownicy i podopieczni) moim wspomnieniem o Nim? Bo należy on do kilku „osób znaczących”, które odegrały „sprawczą” rolę w moim rozwoju jako pedagoga i wychowawcy. Może nie tak znaczącą jaką miała moja polonistka z „Budowlanki” – Pani Wiktoria Kupiszowa, i nie taką jak dr Aleksandra Majewska [TUTAJ  i  TUTAJ]– uczennica prof. Heleny Radlińskiej i koleżanka prof. Aleksandra Kamińskiego, ale jednak…

 

Choć nasze kontakty nie trwały długo, choć ilość  spotkań była niewielka, to jego spontaniczna życzliwość, dzięki której mogłem przekroczyć próg owej – już wtedy legendarnej – placówki w Głoskowie i poznać problemy narkomanii „z pierwszej ręki”, od tych, którzy to przeżyli i już mogli mi opowiedzieć obiektywnie o tym „jak do tego doszło”, co dało mi moralne prawo występowania wobec setek uczniów łódzkich szkół w  roli wiarygodnego źródła informacji o tym „jak nie zostać narkomanem i dlaczego nie warto”.

 

A poza tą „zasługą” Marek, przy wszystkich swoich wadach – z dyktatorskimi zapędami w kierowaniu MONAR-em i wszystkimi późniejszymi inicjatywami, z jego egocentrycznym samouwielbieniem – był jednak dla mnie przykładem skuteczności w oddziaływaniu na ludzi, w swej autentyczności i pełnym zaangażowaniu we wszystko czego się podjął. No i jako antywzorzec – jakim nie powinienem być…

 

I ta pamięć o nim spowodowała, że czytając informację o tym, że 11 marca minęła 81 rocznica urodzin Marka Kotańskiego, postanowiłem wspomnieniem o moich z Nim spotkaniach zaznaczyć, że pamiętam…

 

 

Włodzisław Kuzitowicz

 

 

*Były to podyplomowe studia pedagogiki specjalnej w zakresie resocjalizacji, które podjąłem w związku z rozpoczęciem pracy w roli wychowawcy w Państwowym Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym dla dziewcząt. Studia te trwały od października 1984 do kwietnia 1986. W zacytowanym tekście podałem współczesną nazwę tej uczelni, ale wówczas nazywała się ona Wyższą Szkołą Pedagogiki Specjalnej.

 

 

 

P.s.

 

Nie byłoby tego felietonu, gdybym w sobotę, jak każdego dnia, nie przeczytał kolejnej  „kartki z kalendarza”, zamieszczanej przez prof. Romana Lepperta. Bo to tam przeczytałem informację o dniu urodzin Marka Kotańskiego.

 

 

 



Zostaw odpowiedź