Nie mam takiego talentu do lapidarnej oceny sytuacji politycznej jak Paweł Łęcki, a poza tym także nie mam zamiaru dokonywania bilansu wydarzeń minionego roku w oświacie. Choćby dlatego, że już uczynili to inni. Dlatego ten pierwszy w nowym roku felieton będzie rozwinięciem tego „co poeta miał na myśli”, gdy składał mową wiązaną życzenia noworoczne, a kilka dni przed tym – życzenia świąteczne.

 

W ostatnim dniu 2021 roku mogliście przeczytać na OE, że „przed nami rok trudny, gdy raz My, a raz Oni”, że nie oczekuję zdecydowanego zwycięstwa reformatorów – zwolenników „wolnej szkoły” nad urzędującym przy al. Szucha „kato-patriotą”, że w perspektywie kolejnego roku nie widzę żadnej siły, która mogłaby aktualnie rządzących Polską odsunąć od władzy, że w ogóle nawet najbliższa przyszłość trudna jest do przewidzenia. I że będziemy (my – demokraci-eduzmieniacze) skazani na kontynuowanie naszych wysiłków bez, dodającej sił i motywacji, wizji bliskiego zwycięstwa.

 

Gdy ten mój życzeniowy wierszyk sylwestrowy przeczytała moja żona Krystyna, skomentowała go krótko: „Co tak pesymistycznie...” Na co ja – bez namysłu – odparłem: „Ale realistycznie!”

 

Dlatego postanowiłem w tym felietonie obronić ten mój punkt widzenia, tak niepopularny w tym noworocznym okresie składania sobie hiperoptymistycznych życzeń „szczęśliwego, udanego, Nowego Roku, a w nim wszelkiej pomyślności, miłości, spełnienia marzeń, samych spokojnych i pogodnych dni” i jeszcze wiele innych, podobnych – wiadomo że nierealistycznych – życzeń…

 

Bo – przykładowo – co tak naprawdę znaczy życzenie komuś szczęścia? Szukając definicji szczęścia, znalazłem ich kilka: Odczucie bezgranicznej radości, przyjemności, euforii, zadowolenia, upojenia”; „zadowolenie z życia połączone z pogodą ducha i optymizmem”; „ocena własnego życia jako udanego, wartościowego, sensownego”.

 

Ale także w zupełnie innym kontekście: „Mieć szczęście”, czyli „napotykać w swym życiu na sprzyjający zbieg, splot okoliczności”, albo szczęście (w życiu) jako „ pomyślny los, fortuna, dola, traf, przypadek”.

 

Gdy tak „wszyscy wszystkim ślą życzenia”, to takie życzenie – co wynika nawet z rachunku prawdopodobieństwa – nie może być realistyczne. Bo nie można przez 365 dni w roku żyć w poczuciu bezgranicznej radości, przyjemności, euforii, zadowolenia, nie mogą wszyscy grający w LOTTO posiąść główną nagrodę, nie mogą wszyscy grający dostąpić szczęścia wygrania w ruletce… Czyli – są to jedynie takie ładnie prezentujące się pustosłowia…

 

Podobnie jest z owymi „samymi pogodnymi dniami”, „spełnieniem marzeń” czy „wszelką pomyślnością”.

 

Postanowiłem wyłamać się z tej „życzeniowej liturgii” i zaryzykowałem sformułowanie życzeń na poważnie.

 

To, czego życzyłem wszystkim czytającym „Obserwatorium Edukacji” było wynikiem mojej diagnozy politycznej i społecznej rzeczywistości naszego kraju oraz prognozy szans na jej ewentualną zmianę – ocenianą w perspektywie kolejnego roku rządów władzy owej „pisowskiej większości” sejmowej, która pozwala na realizację polityki, formułowanej przez lidera (i jego akolitów) partii – jak by to perfidnie nie brzmiało – nazywającej się „Prawo i Sprawiedliwość”. A jest to obraz korumpujących i korumpowanych polityków, którzy pod szyldem tej partii za wszelką ceną chcą dotrwać do konstytucyjnego terminu kolejnych wyborów parlamentarnych.

 

A po drugiej stronie naszej sceny politycznej mamy grono kilku liderów, głoszących nawet bardzo sensowne hasła partii opozycyjnych, które jednak nie mają legalnych narzędzi, pozwalających na odsunięcia rządzących od władzy – przynajmniej w perspektywie 2022 roku. I jest jeszcze „głos ulicy”, czyli dziesiątki, a czasami nawet setki tysięcy manifestantów, wylegających na ulice i place, skandujących hasła i niosących transparenty, wzywające do obalenia tej władzy. Tyle tylko, że owa władza wcale się tego nie boi….

 

A skoro tak – to kolejne tygodnie i miesiące tego nowego roku – w mojej ocenie – nie przyniosą zmiany, także w sprawach personalnych i prawno-merytorycznych w ministerstwie, w którym edukacja szkolna nie jest już jego jedynym obszarem zarządzania. Nie przewiduję, żeby doszło do odwołania ze stanowisk sprawujących tam swoje urzędowanie: Przemysława Czarnka, Dariusza Piontkowskiego, Marzeny Machałek czy Tomasza Rzymkowskiego. Jestem przekonany, ze pomimo głośnych protestów społecznych i sprzececiwu nauczycielskich związków zawodowych rządowa większość uchwali – co najwyżej z niewielkimi korektami – ustawę zwaną „Lex Czarnek”, co będzie oznaczało dalsze ograniczenie autonomii szkół i roli organów prowadzących – samorządów.

 

W codziennej szkolnej rzeczywistości będzie to skutkowało wymuszeniem (pod groźbą odwołania) posłuszeństwa dyrektorów szkół w realizacji decyzji ministerstwa i kuratorów, zmianą ich relacji z członkami kierowanych przez nich rad pedagogicznych (z roli lidera społeczności na rolę zwierzchnika-nadzorcy), a także zantagonizowaniem zbiorowości rodziców uczniów – poprzez uprzywilejowanie tych, którzy mają takie same przekonania jak partia rządząca i ustanowiony przez nią minister edukacji.

 

I dlatego życzyłem czytelniczkom i czytelnikom moich rymowanych życzeń noworocznych aby znaleźli w sobie odwagę przetrwania tych trudnych czasów, i aby nie byli w tym sami! Korespondują te życzenia z ostatnimi linijkami moich życzeń świątecznych, na których deklarowałem moją wiarę w nasze ostateczne zwycięstwo: „Oświadczam, że oni z nami nie wygrają! Tej wiary wam życzę, że ich przetrzymamy!

 

Kończąc ten felieton dodam jeszcze, ze ten mój optymizm, ta wiara „że ich przetrzymamy” ma swoją genezę w doświadczeniach, wyniesionych z lat, w których przyszło mi żyć w roli ucznia, kiedy także rządziła „jedyna słuszna partia”, która nosiła – podobnie jak ta dzisiejsza – kłamliwą nazwę partii robotniczej, i do tego zjednoczonej. Pisałem już o tym w felietonie nr 167 Refleksje rówieśnika Polski Ludowej – w przededniu Święta 1 Maja. Oto zakończenie tamtego tekstu:

 

Dziś także, jeszcze bardziej niż w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku, nie powiodą się plany indoktrynacji uczniów według z góry założonego przez rządzących „ideału wychowawczego”! Przede wszystkim dlatego, że postawy i systemy wartości tworzą się pod wpływem osób, które są dla młodych ludzi godni zaufania, którzy są ich autorytetami. A tymi mogą, a nie muszą być nauczyciele. A jeśli nawet są to nauczyciele, to muszą oni być jednocześnie, autentycznymi, nosicielami tychże „oficjalnych” postaw i wartości. A nie przypuszczam, że nawet wśród nauczycieli którzy w 2015 roku głosowali na PiS, będzie dziś wiele takich koleżanek i kolegów, którzy nadal będą ślepo lansowali idee „prezesa z Nowogrodzkiej”. A poza tym uczniowie mają rodziców, starsze rodzeństwo i krewnych, uczniowie starszych klas świadomie korzystają z internetu, w tym z pluralistycznych mediów społecznościowych. A ci jeszcze starsi potrafią już sami oceniać to co widzą i słyszą wokół siebie…

 

Morał: nieważne co pozapisują nam w ustawach, rozporządzeniach, podstawach programowych… Ważne kto będzie spotykał się z uczniami w szkole na kolejnych lekcjach i w jakim środowisku rodzinnym i lokalnym będzie wzrastało młode pokolenie Polaków! A więc – czas na tworzenie alternatywnych ośrodków doskonalenia nauczycieli!

 

Przeto – DUCHA NIE GAŚCIE!

 

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Zostaw odpowiedź