Patrząc na wydarzenia minionego tygodnia pod kątem ich znaczenia dla edukacyjnego środowiska wybrałem takie dwa: XVI Konferencję OSKKO w Krakowie i informacje o aktualnej fazie przygotowań do nauczycielskiego strajku . Moje refleksje zacznę także w tej kolejności:

 

Jak wiadomo (bo skoro brak relacji…) – na Konferencji OSKKO w Krakowie nie byłem. Ale przeanalizowałem jej program zainwestowałem swój czas w analizę harmonogramu i odbyłem rozmowę z jednym jej uczestnikiem. Na tej podstawie (bo jak dotąd nigdzie nie udostępniono informacji o jej przebiegu, za wyjątkiem dwu serii zdjęć) odniosłem wrażenie, że było to kolejne spotkanie środowiska zrzeszonych w tym stowarzyszeniu szefów szkół i innych placówek, na którym organizatorzy zaserwowali jego uczestnikom tradycyjną ofertę „dla każdego coś (jego) interesującego”, ale… ale wszystkie dania były z tej samej, tradycyjnej dyrektorskiej „polskiej kuchni” oświatowej. Dla przykładu: w ramach bloku „Zarządzanie” – szkolenia z zakresu prawa pracy, w tym przepisy z obszaru BHP, PIP, ZUS, RODO, problemy kadrowe, kształcenie do zawodu, wypalenie zawodowe…

 

Był także blok, nazwany przez organizatorów „Praca z uczniem”, a w nim wykłady, warsztaty i panele na takie tematy jak: cyber-przemoc seksualna, autoagresja, przeciwdziałanie przemocy rówieśniczej, wsparcie dzieci „z szarej strefy”, nauka empatii, a nawet o rozwijaniu twórczego myślenia i uczniowskich talentów.

 

Zainteresowanych o czym jeszcze można było na tej konferencji się dowiedzieć odsyłam do programu i harmonogramu Konferencji. Ja odnotuję jeszcze, że poszukując w obu tych dokumentach tematów zapowiadanych w programie informacją o specjalnej debacie, byłem rozczarowany. Oto ta zapowiedź:

 

 

Debata Konferencji OSKKO, mająca na celu wskazanie koniecznych i pilnych zmian w oświacie. Obszary takie jak: podstawa programowa, sztywna ramówka, przeładowanie siatki godzin w klasach ósmych, brak systemowych warunków do działań prorozwojowych, odpływ nauczycieli oraz selekcja negatywna do zawodu, w związku z wydłużeniem awansu i fatalną polityką płacową.

 

Rozpoczniemy też większą debatę, przewidzianą także na Kongres w Gdańsku (9-11.10.2019) o najważniejszych sprawach w edukacji – jaka powinna być naprawdę dobra szkoła przyszłości.

 

Będziemy ją kontynuować w tym roku – patrząc z perspektywy ucznia, nauczyciela, rodzica, naukowca, urzędnika samorządowego… Nie będziemy się w niej zajmować techniczną stroną kierowania szkołą, lecz tym, jakie będzie młodzieży chowanie – i w efekcie – jakie Rzeczypospolite

 

 

Poszukując syntetycznego podsumowania atmosfery tej konferencji znalazłem taki fragment artykułu Justyny Sucheckiej w „Gazecie Wyborczej”:

 

Tym razem do spotkania doszło tuż przed zapowiedzianym na poniedziałek 4 marca ogłoszeniem daty strajku przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. I to właśnie strajk był jednym z głównych tematów kuluarowych rozmów, ale również kluczowej debaty o tym, jakiej szkoły chcemy w Polsce. [Źródło:www.wyborcza.pl ]

 

 

Kończąc tę refleksję muszę jeszcze dodać, że – oczywiście – poszukiwałem przedstawicieli „Budzącej się Szkoły”. Bezskutecznie. Bo jedna jaskółka w osobie Tomasza Tokarza z warsztatem „Grywalizacja w edukacji – zamień lekcję w fascynującą przygodę” nie tylko nie czyniła, ale nawet nie mogła uchodzić za zapowiedź edukacyjnej wiosny. Tym bardziej, że warsztat ten zaplanowano już pierwszego dnia, tuż po uroczystości formalnego otwarcia konferencji, gdy jeszcze nie wszyscy dojechali i zdążyli się zorientować co gdzie i kiedy.

 

A wracając jeszcze do owej „strategicznej” debaty, to niechaj za jej symboliczną recenzję posłuży wypowiedź jednego z jej uczestników – łodzianina, dyrektora XI LO – Bogusława Olejniczaka:

 

Atmosfera w edukacji przypomina rejs na Titanicu, wszyscy tańczą w obłędnym tańcu, ku
śmiertelnej katastrofie. A orkiestra ciągle gra. „Wszystko jest policzone „. Może zatem „zostawcie Titanica…”?
[ Źródło prywatne]

 

I na koniec kilka zdań moich refleksji, jakie rodziły kolejne informacje, docierające z mediów o aktualnym stanie przygotowań do nauczycielskiego strajku. I one nie tylko nie są optymistyczne, ale wręcz „dołujące”. Nawet nie wchodząc w etyczne sedno projektu strajkowania podczas egzaminów w podstawówkach i gimnazjach (bo to nie zaboli rządu, ani minister Zalewskiej, ale uderzy w uczniów, ich rodziców, a w pewnym stopniu także w nauczycieli szkół ponadpodstawowych), nie napawają optymizmem zarówno badania sondażowe ( IPSOS: 47% badanych popiera nauczycielski protest, 49% jest jej przeciwnych), jak i w twarde dane o już zadeklarowanym przystąpieniu poszczególnych szkół do protestu:

 

W Łodzi takie pisma (o przystąpieniu do sporu zbiorowego) dostali dyrektorzy 117 placówek [34,4%]. Chodzi tu konkretnie o 50 przedszkoli [34,1%] (na 147 w Łodzi), 35 podstawówek, gimnazjów i szkół średnich [22%] (159 takich szkół w Łodzi) oraz 32 poradni i szkół specjalnych [94,1%] (na 34). [Źródło: www.lodz.wyborcza.pl/lodz/]

 

Cóż ja o tym myślę? Myślę, że aktualny stan, nie tylko okoliczności przygotowań do nauczycielskiego strajku, ale zbiór (bo nie społeczność wszak) nauczycieli, ale także szerzej – całe społeczeństwo polskie (a przynajmniej znacząca jego część), jeszcze nie jest gotowe do wystąpienia wspólnie: nauczyciele, rodzice, uczniowie, proedukacyjne partie polityczne i organizacje pozarządowe, jako rzeczywisty suweren, który nie tylko domaga się zmian, ale który ma wypracowany i podzielany przez – jeżeli nie wszystkich, to przynajmniej przez świadomą większość – cel tych zmian.

 

Smutne to, że istotę – nie tylko tego protestu, ale całego problemu „co z tą edukacją” – nie liderzy opinii społecznej, a uczeń II klasy LO w swym liście do redakcji ONET potrafił tak lapidarnie i trafnie wyrazić:

 

Ludzie, od których zależy przyszłość tego kraju, nie mogą zarabiać kwot rzędu 1750 zł na początek czy 3000 zł po 30 latach pracy! Chcemy, by nasze dzieci uczyli ludzie pełni pasji, zaangażowania i przede wszystkim – specjaliści, ludzie z ogromną wiedzą. Ale czy znajdziemy kogoś, kto zechce pracować za takie pieniądze? Nie liczmy, że znajdziemy drugie „Siłaczki”. Apeluję jako uczeń do moich rówieśników, do rodziców oraz społeczeństwa – ten strajk jest w obronie uczniów. Przecież to właśnie uczniowie będą cierpieć, gdy zabraknie nauczycieli lub gdy kadra nauczycielska będzie składała się z przypadkowych osób, które są w szkole na chwilę lub od wypadku. Chcemy speców, pasjonatów? Zapłaćmy im! [Źródło: www:obserwatoriumedukacji.pl ]

 

Czy naprawdę realną szansą na prawdziwą zmianę w naszej edukacji są dzisiejsi licealiści?

 

 

Włodzisław Kuzitowicz



Jedna odpowiedź to “Felieton nr 259. O sytuacji jak na Titaniku i nadziei na zmiany w dzisiejszych licealistach”

  1. Jacek Kubis napisał:



    Widocznie pozostali uznali, że pójdą w rozmnażanie i w ten sposób dorobią do pensji 😉

Zostaw odpowiedź